piątek, 30 listopada 2007

Dwa klucze i wytrych

Polityka uprawiana w powiecie ma w sobie coś angielskiego. Tym czymś jest przysłowiowa "angielska mgła", która ją spowija. Wiadomą powszechnie rzeczą jest to, iż starościna panuje, ale nie rządzi. Nie w Starostwie Powiatowym znajduje się centrum decyzyjne. Tylko pozornie radni o czymkolwiek decydują. Ich rolą jest po prostu akceptacja decyzji powziętych poza gmachem Starostwa i bez ich udziału. Kto więc decyduje o losach powiatu?
Dla ludzi cokolwiek wtajemniczonych w kulisy górowskiej polityki sprawa jest bardzo jasna. Istnieją dwa ośrodki, w których spoczywa realna i namacalna władza. Pierwszym z tych ośrodków jest Liceum Ogólnokształcące w Górze. Dla nikogo z wtajemniczonych nie jest tajemnicą, iż znajduje się tam jeden z dwóch kluczy do zmian w powiecie. Irena Krzyszkiewicz nie będąc radną powiatową ma wpływa na poczynania Rady Powiatu poprzez radnych, którzy są jej zwolennikami. W piętnastoosobowej Radzie Powiatu ma ona trzech radnych, którzy wykonują ściśle jej polecenia. Celem nadrzędnym Ireny Krzyszkiewicz jest zdobycie fotela burmistrza Góry w wyborach, które jak ma nadzieję, odbędą się w ciągu 2 - 3 miesięcy.
Drugim kluczem dysponuje Władysław Stanisławski, który zasiada w Radzie Powiatu i jest jej przewodniczącym. To on popiera istniejący układ razem z Ireną Krzyszkiewicz, która w zamian oczekuje poparcia Władysława Stanisławskiego w wyborach na burmistrza. Władysław Stanisławski nie ma ambicji zostania burmistrzem, co zbliża go do Ireny Krzyszkiewicz. W zamian Irena Krzyszkiewicz gwarantuje przeżycie koalicji w powiecie, która jest autorskim projektem Władysława Stanisławskiego. W ten sposób żadana ze stron nie jest zainteresowana zmianami w Starostwie Powiatowym. Więcej, każda ze stron chce zachować tam status quo.
Opozycja, która z przeraźliwą jasnością widzi nieefektywność dotychczasowych rządów i ich jałowość rośnie w siłę. Niezadowolonych z dotychczasowego układu i sposobu sprawowania rządów jest wielu. Następuje więc proces dezintegracji obozu rządzącego, ale również próby przyciągnięcia części opozycji na swoją stronę. Wczoraj zaproponowano radnemu Markowi Hołtrze rozważenie możliwości zostania etatowym członkiem Zarządu Powiatu. Ofertę taką złożyła radnemu Kazimierzowi Boguckiemu, nie będąca radną powiatową, Irena Krzyszkiewicz. Radny Marek Hołtra z niej nie skorzystał. Szafowanie etatami opłacanymi z pieniędzy publicznych, a więc nas wszystkich, nie jest niczym nowym. Jest to jednak, jak na razie, skuteczna metoda utrzymnia się u władzy w Starostwie obecnej ekipy. Władza pokazuje, że z opinią publiczną kompletnie się nie liczy.
Mamy więc sytuację, w ktorej ambicje Ireny Krzyszkiewicz (mocno na wyrost moim zdaniem, ale o tym kiedy indziej) oraz niemożność przyznania się do politycznego błędu przez Władysława Stanisławskiego powodują, iż nasz powiat pozostaje w maraźmie gospodarczym. Omija nas wielka fala unijnych funduszy (co jest zbrodnią!), bo rządząca ekipa nie ma żadnych planów rozwoju. Żyjemy na kredyt i wszystko wskazuje, że zadłużenie powiatu będzie się zwiększało. Być może i na naszym podwórku zaświeci słoneczko, tyle że bez udziału dwóch wyżej wymienionych. Ale, aby to zmienić potrzebny jest wytrych i wymiana zamka.

W naszym kurniku


Spotkałem dzisiaj rano znajomego. Nie widzieliśmy się od czasów wojny japońsko - rosyjskiej w 1905 roku. Myślałem, że wyemigrował do cieplejszych krajów, bo papugi (a mój przyjaciel jest papugą) wolą spędzać zimę w klimatach bardziej przyjaznych dla nich niż nasz zimowy. Okazało się jednak, że Delator, bo takie nosi imię mój kumpel, postanowił pozostać w kraju. Fakt, że przygotował się do zimy. Czpeczka, szaliczek, futerko z lisów, pazurowiczki ze skóry aligatora. Kreacja od Armaniego - szyk, wdzięk, elegancja. Przywitaliśmy się ciepło, powspominaliśmy czasy gdy obaj bawiliśmy się znakomicie, ponarzekaliśmy na zdrowie (latka lecą!), po czym zapaliliśmy po skręcie i pogrążyli w milczeniu rozpamiętując dni chmurne i durne. Milczenie przerwał Delator mówiąc, że ma ciekawą historyjkę do opowiedzenia. Sądziłem, że będzie to coś z jego wojaży, bo światowy to ptak, i z pięć razy glob nasz obleciał. A on mi taką opowieść zaserwował, którą przytaczam na gorąco i bez żadnych skrótów.
"Siedzę sobie wczorajszego popołudnia na parapecie okna pewnego ogromnego gmachu. Jednym okiem obcinam okolicę a drugim zaglądam do okna. Czujny muszę być, bo wiesz jak jest. Na tym budynku takie coś jest, co tik - tak, tik - tak, tik - tak robi. Patrzę sobie za szybę a tam siedzą takie dwa ludzkie ptaki. Jeden to samica upierzona na żółto, która bardzo dystyngowaną kokoszkę mi przypominała. A drugi to samiec, ale bez upierzenia. Wyobraź sobie, że wyglądał jak kurczak, któremu udało się uciec tuż przed nadzianiem na rożno. Więc siedzą sobie, gdakają, gdakają, gdakają. Ten nieopierzony to raczej mało gdakał, ale bez przerwy gdakała ta żółta kokoszka. Nieopierzony kurczak tylko przytakiwał. Potem przyszedł taki jeden całkiem siwy, ale czaplą to on raczej nie był. Z orła coś miał w sobie. Za chwilę przyszedł drugi, też siwy, ale sokoła mi przypominał. Tak będę ich określał w swojej opowieści, byś pojął kto i co mówił. Nadstawaiłem więc ucha, bo wiesz, że z tego żyję. Rozmawiali o waszym powiatowym kurniku. Sokołopodobny perorował, że w kurniku dzieje się źle. Protekcja, oszustwo, brak postępu, lecznica zaniedbana, zadłużenie kurniak wzrasta, ptaszęta emigrują w poszukiwaniu lepszych zamorskich kurników, miejscowy kurnik się nie rozwija a zwija. Potrzebne są zmiany na stanowiskach w poszczególnych gniazdach. Głównie chodzi o szefową kurnika powiatowego i jej zastępcę, którzy poza gdakaniem i pobieraniem wysokich poborów niczego pozytywnego do życia tego kurnika nie wnoszą. Żólta kokoszka słuchała, słuchała i ani nie zaprzeczała, ani też nie potakiwała. Gdy sokołopodobny skończył zaczęła gdakać żółta kokoszka. Prawiła o zbliżających sie wyborach do miejskiego kurnika. Mówiła, że ona chce postąpić grzędę wyżej, bo jest okazja. A jak jest okazja, to dlaczego ma ona z niej nie skorzystać? W tym gnieździe ona już skrzydeł rozwinąć nie może, bo miejsca mało, a jej wyfrunięcie w wielki świat się należy. Ona chce być nadkokoszą w kurniku miejskim, bo ma po temu wszelkie niezbędne przymioty: urodę, umiejętność przelewania z pustego w próżne, starannie wystudiowany uśmiech i poparcie licznych dziobów. Jeżeli chodzi o kurnik powiatowy - gdakała dalej - to należy poczekać ze zmianami do czasu wybrania jej na nadkokoszę. Ostrzegła sokołopodobnego przed wystawianiem własnego kandydata w zbliżających się wyborach. Dała do zrozumienia, że gdyby taki wystartował, to ona go zadziobie. Jeżeli natomiast chodzi o zmiany w kurniku powiatowym, to na razie nic z tego. Owszem, gdakała, można dokoptować kogoś od sokołopodobnego do zarządu kurnika w charakterze etatowego członka, za którą to funkcję będzie pobierał on dużą ilość ziarna na koszt kurnika powiatowego. Poważniejsze zmiany będą mogły nastąpić gdy ona zostanie nadkokoszą. Wówczas, jak jasno wynikało z jej gdakania, można będzie rządzących dotąd kurnikiem powiatowym - samicę i samca - spuścić z zajmowanych stanowisk, bo jej już do niczego nie będą potrzebni. Sokołopodobny zaproponował, by zmian jednak dokonać jak najszybciej. Na szefa kurnika powiatowego zaproponował nieopierzonego kurczaka. Ten poczerwieniał i powiedział, że on nie chce być powiatowym nadkurnikowym. Wystraszony gdakał, że on nie będzie spijał tego piwa, którzy inni nawarzyli. A co będzie - pytał - jak ptaki dziobiące ciężko na ziarno w lecznicy przyjdą wywieźć go na taczce? Po co mu to? Przypomniał, że on jest kurczak, a te należą do nielotów. Ponadto rola ptaków z jego gniazda, to bycie Podnóżkiem Osobistym tejże kokoszki. I ani on, ani inne ptaszęta żadnych osobistych ambicji nie mają. A dla kokoszki to nawet na rożno pójść są gotowi i taką ofiarę są w każdej chwili ponieść. Kokosza mu przytakiwała, co wyrażnie zdenerowowało orłopodobnego, który powiedział, że i tak cały kurnik wie od kogo zależy, by było lepiej. Powiatowe ptactwo głupie nie jest i w razie ptasich niepokojów może słusznie oskarżyć kokoszkę, że to ona przeszkadzała w dokonaniu zmian na lepsze. Kokoszka się zdenerowowała i powiedziała, że nic jej to nie obchodzi. Ptactwo pokłapie dziobami, pokłapie i zapomni. Najważniejsze jest, aby ona została nadkokoszą, bo w obecnym gnieździe nie może się rozwijać, błyszczeć, rządzić i robić za pawicolwicę. A to jest jej cel nadrzędny. Sokołopodobny z orłopodobnym podziękowali więc i wyszli. Straciłem ich z oczu. Wyszli po chwili z gniazda kokoszy. Na zmartwionych nie wyglądali. Patrzyli na siebie z jakimiś takimi dziwnymi uśmiechami. Usłyszałem tylko, jak któryś z nich powiedział, że kokosza zostanie nadkokoszą miejskiego kurnika, jak dwie niedziele zejdą się do kupy. O co im chodziło - kończył swoją opowieść Delator - pojęcia nie mam".
Po skończeniu opowieści mój przyjaciel pożegnał się ze mną wylewnie zapewniając mnie, że wkrótce się odezwie. A ja zostałem sam na sam z rozmyślaniami nad tym kto jest kim w tej opowieści mojego przyjaciela Delatora. Może Państwo mi pomogą rozikłać tę zagadkę?

sobota, 24 listopada 2007

Czy leci z nami pilot?

Za kilka dni będziemy mieli małą rocznicę. Jedni będą otwierali butelki szampana, drudzy pukali się w głowę a reszta powie "a ja mam to w ....". 28 listopada minie rok od czasu, gdy Władysław Stanisławski zmontował koalicję rządzącą powiatem. Czas pokazał, iż koalicjanci dobierani byli nie pod kątem fachowego sprawowania władzy, a co za tym idzie kompetencji, wiedzy, pomysłów, ale pod kątem bierności, mierności i gwarantowanej wierności koncepcji politycznej, którą rzekomo posiadał Władysław Stanisławski. Dzisiaj po roku sprawowania władzy widać to bardzo wyraźnie.
Widać, iż nie ma pomysłu na rządzenie powiatem. Jest administrowanie, zaciąganie kredytów, obsadzanie "znajomymi króliczków" stanowisk, jest afera z finansowaniem nielegalnych gazet, nierozwiązana sprawa wysypiska oraz wciąż rosnący problem SP ZOZ.
Każdy kto przychodzi na sesję Rady Powiatu (a nieliczni to robią, niestety) może zaobserwować również arogancję tej władzy. Odpowiedzi na interpelacje i zapytana radnych - oraz np. moje - to popis bylejakości, odbiegania od tematu, niedopowiedzeń albo wręcz kpin w żywe oczy. Rażącym przykładem arogancji tej koalicji jest przykład SP ZOZ. Planowano oddłużenie SP ZOZ przy udziale gmin wchodzących w skład powiatu górowskiego. Tyle że ktoś zapomniał, iż najpierw należy z władzami tych gmin porozmawiać. Nikt z przedstawicieli samorządu powiatowego nie "wprosił" się na sesję do Jemielna, Niechlowa i Wąsosza, by tam prowadzić lobbing w tej sprawie. wyjaśniać, perswadować i namawiać. Ktoś wyszedł z założenia, że szefów tych gmin można postawić pod pręgierzem górowskiej opinii publicznej podczas spotkania w kinie i to zadziała. Nie ulegli, bo dla dobra swoich samorządów ulec nie mogli. Żądano od nich pieniędzy, bez dania im jakiegokolwiek instrumentu kontroli nad ich wydawaniem. Absurd ten uznano za coś naturalnego i samorządowi powiatowemu należnemu.
Bylejakość tej koalicji spowodowana jest też porażającym wprost brakiem zaangażowania znakomitej części jej radnych. Radni koalicyjni wychodzą bowiem z założenia, iż jakakolwiek krytyka poczynań koalicji jest zdradą. A zresztą jak dowodzą tego ostatnie wydarzenia wielu z nich ma własne interesy do załatwienia. Proszę zauważyć, jak wierność własnym komitetom wyborczym, powoduje nielojalność wobec nas, wyborców. A należy przypomnieć, iż to nie komitety wyborcze ich wybrały. Przyjrzyjcie się Państwo protokołom z posiedzeń poszczególnych komisji Rady Powiatu (www.powiatgora.pl). Porównajcie daty spotkań tych komisji z datami sesji. Spotykają się dzień, dwa przed sesją i zawsze akceptują materiały. To, że akceptują, niczym złym nie jest. Ale poszukajcie tam śladów jakichkolwiek dyskusji, sporów, wymiany myśli, pomysłów. Próżno szukać! Idą więc radni po najmniejszej linii oporu a wielu z nich nawet nie wie za czym głosuje.
Napisałem, że koalicja sprawująca władzę administruje powiatem. I taka jest prawda. W roku 2000 ówczesna Rada Powiatu uchwaliła "Strategię zrównoważonego rozwoju powiatu górowskiego". Chcąc dowiedzieć się, jak przebiega jej realizacja zwróciłem się z pismem do osoby, która faktycznie sprawuje władzę - Władysława Stanisławskiego. W odpowiedzi otrzymałem pismo, w którym nastąpił wyraźny przerost formy nad treścią. Przewodniczący odpisał mi na 1/5 interesujących mnie spraw. Jest to pismo charakteryzujące się dużą ilością słów i minimalną treścią, z którego można wyciągnąć prosty wniosek: strategia nie jest realizowana, chociaż nikt nie uchylił uchwały Rady Powiatu z 2000 r., która nakazywała jej realizację.
Powołując na stanowisko wicestarosty Tadeusza Bireckiego przewodniczący Władysław Stanisławski twierdził, iż jest on potrzebny, gdyż zna się na prawie. Wicestarosta Tadeusz Birecki może i zna się na prawie, może i skończył studia w tym kierunku, ale na pewno np. nie przeczytał nigdy statutu powiatu czy też ustawy o samorządzie powiatowym. Zresztą nie on jeden, gdyż przewodniczący Władysław Stanisławski na każdej sesji daje okazje do takich podejrzeń. Wróćmy jednak do wicestarosty, który jest członkiem Zarządu Powiatu. Z posiedzeń tego gremium sporządzane muszą być protokoły i to wiernie oddające przebieg dyskusji, czyli kto i co w danej sprawie mówił. Tak jest zapisane w statucie powiatu górowskiego. A jak jest? A jest tak, że wnioski na Zarządzie nie wiadomo kto składa, dyskusji nie ma a jak już coś zapiszą, to i tak nie wiadomo kto to powiedział. W ten sposób odmawia się nam dostępu do informacji, bo na stronach www.powiatgora.pl pomimo obowiązku publikacji Państwo tego nie znajdziecie. Ktoś chyba wychodzi z założenia, że obowiązki to są dla nas a przywileje dla nich.
Rodzi się więc pytanie: jakie cele koalicja sprawująca władzę pragnie osiągnąć? Na te pytanie odpowiedzi nie uzyskamy. Możemy też spytać się inaczej: co tej koalicji się przez ten rok udało? Odpowiedź jest prosta: przetrwać! Jak wcześniej wspomniałem, koalicja ta jest tworem od początku do końca Władysława Stanisławskiego, jego projektem autorskim. Tak w dobrym, czego dostrzec nie mogę, jak i złym, co wytknąłem na początku. Bo to nie jest tak, że Władysław Stanisławski nie wiedział o finansowaniu nielegalnych gazet, to nie jest tak, że nie wiedział o zatrudnianiu ludzi związanych z Platformą. Jeżeli nie wiedział, to fakt ten po prostu go dyskwalifikuje i jako radnego i jako Przewodniczącego tej Rady. Jeżeli wiedział, to sytuacja staje się jeszcze bardziej klarowna. Jakby nie było, to Władysław Stanisławski jest zwornikiem tej koalicji i to ta koalicja jest utożsamiana z nim a nie odwrotnie. Przewodniczący znalazł się w ślepym zaułku. Wie, że dni tej koalicji są policzone i jednocześnie zdaje sobie sprawę, iż staje się politykiem o niskiej wiarygodności.
Powiat nasz pod rządami obecnej koalicji przypomina samolot, któremu na wysokości 10 tysięcy metrów wysiadły urządzenia nawigacyjne. Tylko od fachowości pilota zależy szczęśliwe lądowanie. Czy leci z nami pilot?

Zdjęcie pana Zenka

Dotarło deo mnie zdjęcie z wakacyjnych wojaży Pan Zenka. P. Pan Zenek odwiedzał dalekie kraje, gdzie obserwował tamtejsze obyczaje. Oto opis zdjęcia, które uzyskałem od swojego korespondenta.
Przesyłam Panu zdjęcie, jakie wykonałem podczas swojego pobytu na wyspie Picu - Picu. Przedstawia ono moment uroczystego otwarcia obrad tamtejszego samorządu lokalnego. Posiedzenia takie nosi w ich języku nazwę "pierdu - pierdu", co w przekładzie na język polski oznacza "spotkanie cichych i niemych". Podobnie jak u nas "pierdu - pierdu" ma swojego przewodniczącego, który w języku tubylców nazywa się "pe - es - es - men". W wolnym przekładzie na nasz język oznacza to: "pożądający władzy dla samej władzy". Przedstawiony na zdjęciu moment ukazuje taniec rytualny wykonywany przez ulubieńców "pe - es - es - mena" w celu załatwienia własnych interesów i zyskania uznania w jego oczach. Swoją rolę odgrywają również stroje, które spełniają dwojaką rolę. W sferze symbolicznej nawiązują do mitu o kogucikach, którym nigdy nie udało się na podwórku nic wartościowego wygrzebać. W sferze erotycznej wyrażają odwieczne dążenie samca do bycia samicą. I odwrotnie. Broda widoczna u starca jest symbolem mądrości życiowej, która na wyspie Picu - Picu sprowadza się do niespłacania wierzytelności należnych np. z tytułu wszelakich dzierżaw. Na wyspie Picu - Picu w oczach tamtejszych działaczy samorządowych uchodzi to za powód do dumy i wzór godny naśladowania.
Od autora: wszelkie podobieństwo do osób Państwu znanych jest czysto przypadkowe i stanowi efekt Państwa nadzwyczajnie wybujałej wyobraźni.

piątek, 23 listopada 2007

Co jest grane?

Przypomnijcie sobie drodzy Czytelnicy na mój post poświęcony wysokością stawek za dzierżawę pomieszczeń w tzw. "starej przychodni" (post po lewej stronie bloga: "Stara przychodnia"). Faktem jest, iż stawki te są mocno niedoszacowane. Na ostatniej sesji Rady Powiatu zwróciłem na to uwagę czcigodnych radnych. Efektów na razie nie ma. W całej tej sprawie jest jednak coś bardzo dziwnego. Zacznijmy jednak ab ovo.
Pod koniec sierpnia 2002 roku okazało sie nagle, iż SP ZOZ w Górze jednym podpisem swojego ówczesnego dyrektora - Moniki Witkowskiej - zrzeka się ogromnej części podstawowej opieki zdrowotnej (tzw. POZ). Zrzeczenie to nastąpiło na rzecz rawickiej spółki "Temed". Była to ogromna niespodzianka i zaskoczenie. Warto przypomnieć, iż już wówczas nasz szpital miał ogromne problemy finansowe. Zrzeczenie się ogromnej części POZ - ów w sposób znaczący osłabiło kondycję finansową naszego ZOZ - u. Kontrakt na te usługi wynosił wówczas ok. 300 tyś. złotych rocznie. O tyle umniejszono dochody szpitala. Firma "Temed" przejęła ośrodki zdrowia w Wąsoszu, Jemielnie, Luboszycy, Chróścinie, Czerninie oraz znaczną część budynku "starej przychodni" w Górze (328,41 m kw. spośród 821,8 m kw. całości). Na podstawie zachowanych rachunków udało się ustalić cenę za 1 m. kw., jaką "Temed" płacił wówczas SP ZOZ - owi. Za 1 m. kw. w Górze wychodziło 11, 48 zł., (dzisiaj 7,69 zł. za 1 m. kw.) w raz z mediami. W miejscowościach wymienionych powyżej stawka ta wynosiła 6.56 zł za 1 m kw (dane za wrzesień 2002 oraz styczeń 2003).
Nie udało się mi, jak na razie, dotrzeć do umowy, na podstawie której "Temed" dzierżawił te pomieszczenia. W tym przypadku jestem na razie bezsilny. Zwracałem się z tą sprawą do Starostwa Powiatowego z pismem. Otrzymałem na nie odpowiedź kuriozalną: "Ochrona tajemnicy przedsiębiorcy uniemożliwia udostępnienie kserokopii umowy" (pismo nr OR-0513-1/231/07). Kuriozalność tej odpowiedzi polega na tym, iż odmowa dostępu do informacji publicznej ma mieć formę decyzji administracyjnej, (którą można zaskarżyć do sądu). O tym jednak kiedy indziej. Proszę jednak zauważyć, iż nikt nie napisał, iż umowy nie ma. Powiedziałem sobie: "no possumus"! Wysmażyłem pismo do Przewodniczącego Rady Władysława Stanisławskiego. W odpowiedzi mogłem przeczytać, iż: "Wydział Budownictwa, Ochrony Środowiska i Gospodarki Nieruchomościami Starostwa Powiatowego w Górze nie posiada umowy dzierżawy zawartej z firmą "Temed" i SP ZOZ w Górze, o kserokopię której zwraca się Pan w piśmie z dnia 31.10.2007 r. i dnia 8.11.2007 r.". Na ostatniej sesji Rady Powiatu okazało się jednak, iż umowa jest! Znajduje się ona w SP ZOZ. Zapewnił mnie o tym sam Przewodniczący Rady Powiatu. Zobowiązał jednocześnie dyrektor Czesławę Młodawską do jej udostępnienia. Udałem się do SP ZOZ. Dyrektor Czesława Młodawska wydała odpowiednie polecenia. Przekopano wszystkie możliwe miejsca w poszukiwaniu umowy. Efekt - umowy nie ma. W ten sposób na mojej osobie przeprowadza się eksperyment "prostowania banana".
Ze swoich źródeł wiem, iż umowa najmu zawarta w sierpniu 2002 roku pomiędzy SP ZOZ w Górze a "Temedem" znajduje się w budynku Starostwa Powiatowego w Górze na 3. piętrze a pieczę nad nią sprawuje najprawdopodobniej Piotr Rewak. Przekazana tam została wraz z budynkiem w 2004 r. Dlaczego napotykam na taki opór w tej sprawie? Dnia 27 maja 2004 roku zawarto umowę dzierżawy pomiędzy Starostwem Powiatowym (wówczas było ono już administratorem budynku, który odebrano SP ZOZ i to Starostwo kasowało opłaty za dzierżawę) a "Temedem". Osobą reprezentująca spółkę "Temed" była Małgorzata Dobrzyńska, wówczas z - ca kierownika PCPR podległego Starostwu i jednocześnie "wspólnik Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej "TE - MED". Mąż jej, Zbigniew Dobrzyński, był w tym czasie radnym Rady Powiatu. W świetle takich faktów bardzo rad byłbym mogąc poznać treść pierwszej umowy.
Podczas ostatniej sesji Rady Powiatu jej Przewodniczący zgodził się ze mną, iż stawki za dzierżawę dla "Temedu" są zbyt niskie. Ze swojej strony ja zwróciłem się pismem (z dnia 24.10.2007 r.) do przewodniczącego Komisji Leśnictwa, Ochrony Środowiska, Geodezji i Gospodarki Nieruchomościami Jana Bondziora z najuprzejmiejszym zapytaniem w tej sprawie. Radny Jan Bondzior spławił mnie lekko i elegancko (ale tylko chwilowo) odpisując, iż Komisja się tym zajmie. Miesiąc minął i nic! Chyba ktoś głupio mniema, iż zapomnę o sprawie. Oj! Naiwni!
"Temed" był również przedmiotem rozważań podczas posiedzeń Zarządu Powiatu. Znalazłem tam wypowiedź wicestarosty Tadeusza Bireckiego: „poinformował, iż zakład „TEMED” spełnia wymogi określone dla służby zdrowia z uwagi na tzw. zaszły czas. W wypadku organizacji nowej siedziby standardy są już inne, wymagające dużych nakładów, stąd też to trudna decyzja dla zakładu „Temed” w przypadku otrzymania wypowiedzenia”. Chodzi o to, iż w przypadku wypowiedzenia umowy "Temed" będzie musiał spełnić określone standarty, bez których nie otrzyma kontraktu z NFZ. Dowiedziałem się również, że kontrakt "Temedu" z NFZ na ten rok to kwota ponad 509 tysięcy zł. Proszę spojrzeć na proporcję pomiędzy tą kwotą a kosztami dzierżawy ponoszonymi przez "Temed". Mnie jakoś troska wicestarosty o "Temed" nie wzrusza. A Państwa?

środa, 21 listopada 2007

"Arkadia" - miejsce spełnionych marzeń

Bardzo ładną imprezę mogli oglądnąć wszyscy ci, którzy 21 listopada o godzinie 17 zasiedli na trybunach hali "Arkadia". Dzięki staraniom Stanisława Żyjewskiego - mocnego człowieka w środowisku sportowym - mogliśmy oglądnąć zmagania siatkarskie dwóch drużyn I ligowych. Zawitały do nas "Gwardia" Wrocława oraz "Klub Siatkarski" Poznań, by rozegrać mecz kwalifikacyjny w ramach siatkarskiego Pucharu Polski. Publiczność dopisała, co przewidzieli organizatorzy ustawiając dodatkowe krzesła dla widzów. Bardzo cieszył widok dzieci i młodzieży, którzy licznie przybyli do "Arkadii", by obejrzeć mecz zawodowców. Widowisko zapowiadało się atrakcyjnie toteż i publika dopisała. Wg opinii pracowników hali było ok. 400 widzów.
Mecz był momentami bardzo zacięty i wyrównany. Pierwszego seta wygrali goście znad Warty w stosunku 25 do 19. Wrocławianie stawili zacięty opór w secie drugim, którego wygrali 29 do 27. Set trzeci dość gładko wygrali poznaniacy: 25 do 16. W następnym secie górą byli dolnoślązacy: 25 do 18. O zwycięstwie poznaniaków zadecydował piąty set wygrany przez nich w stosunku 15 do 9. Wg zgodnej opinii znawców siatkówki wrocławianie trochę sobie ten mecz odpuścili. Nie mniej jednak mogliśmy oglądać spotkanie na dość wysokim poziomie. Dobrze się stało, iż górowska młodzież mogła zobaczyć na własne oczy zmagania ludzi żyjących z gry w piłkę siatkową. Była to świetna promocja siatkówki.
Podczas meczu w hali panowała przyjemna atmosfera. Górowscy fani siatkówki reagowali dość spontanicznie na udane zagrania obu drużyn i żadnej nie faworyzowali. Kolorytu zmaganiom dodawali kibice górowskiej "Pogonii", którzy "uzbrojeni" w bębny nadawali ton dopingowi.
Bardzo miło zaskoczył mnie Andrzej Jasiak, który w fachowy i wysoce kompetentny sposób komentował widowni przebieg spotkania. Znakomita dykcja i miły tembr głosu powodowały, iż słuchało się go z przyjemnością. Słowa uznania należą się również organizatorom. Rzec można, iż wszystko zapięte zostało na "ostatni guzik". Widać, iż pracownicy "Arkadii" sztukę organizacji imprez masowych opanowaną mają do perfekcji.
Siedząc na trybunach zauważyłem jednak, iż od bardzo dawna jest to pierwsza poważna impreza sportowa odbywająca się w tej hali. Zastanawiam się nad przyczyną tego stanu rzeczy. Nie zapominajmy, że "Arkadia" sporo nas kosztowała i budzącym grozę marnotrastwem jest sprowadzanie tego obiektu do roli szkolnej hali gimnastycznej. Wiem, iż przez jakiś czas starościnie chodziły między skroniami pomysły sprowadzające się do wylania Stanisława Żyjewskiego z tej posady. Na szczęście dla hali - i dla nas - pieniądz gorszy nie wyparł lepszego. Szkoda jednak straconego czasu. Ile to imprez straciliśmy przez niechęć starościny do wszystkiego, co nie tknie tandetą i nie przypomina wiejskiego festynu, podczas którego szczytem kultury fizycznej bywa wspięcie się na nasmarowany smalcem słup po 1/2 litra wody ognistej.
"Arkadia" - tak trzymać!










wtorek, 20 listopada 2007

Miliony, miliony, miliony

Zarząd Powiatu szykuje się do restrukturyzacji SP ZOZ w Górze. Ma ona być sfinansowana przez emisję dłużnych papierów wartościowych, tzw. obligacji. Obligacje te mają być wyemitowane przez organizatora emisji, którym ma być "Galileo Advisory & Finance Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością" (siedziba; Warszawa, ul. F. Chopina 7, lok. 66). Wartość jednej obligacji ma wynieść 100.000 zł. Oferta zakupu obligacji będzie miała charakter niepubliczny. Zakłada się, że nabywcami obligacji będą: "inwestorzy instytucjonalni, tzn. krajowe i zagraniczne banki, towarzystwa ubezpieczeniowe i inwestycyjne oraz fundusze emerytalne". Łączna wartość obligacji ma wynieść 40 mln. złotych, chociaż w umowie jest zastrzeżenie, iż jest to "do uzgodnienia". Spółka "Galileo" za przygotowanie emisji obligacji oraz znalezienie inwestorów gotowych do ich nabycia pobierze prowizję w wysokości od 0,90 do 1,20% wartości nominalnej obligacji: "na które zapis złożyli inwestorzy".
Aby przeprowadzić emisję obligacji zakłada się przeprowadzenie następujących działań:
1. Utworzenie tzw. "podmiotu emisyjnego", czyli spółki prawa handlowego ze 100% udziałem głosów na zebraniu wspólników (te 100% głosów miałby Powiat).
2. Podpisanie umowy pożyczki pomiędzy "podmiotem emisyjnym", który staje się pożyczkodawcą a SP ZOZ w Górze jako pożyczkobiorcą. zakłada się, iż SP ZOZ będzie w stanie spłacać wykup obligacji wyemitowanych przez "podmiot emisyjny", czyli de facto Powiat.
Termin wykupu obligacji założono na okres do 30 lat. Oprocentowanie obligacji ma być wyliczane wg: "zmiennej stopy procentowej w oparciu o indeks rynku pieniężnego WIBOR 6M powiększone o stałą marżę w ustalonej wysokości, płatne co pół roku".
Powiat Górowski ma przejąć na siebie zobowiązanie do "wsparcia płatności wynikających z obligacji w przypadku gdyby spłata pożyczki udzielonej SP ZOZ - owi nie wystarczała do dokonania płatności zgodnie z harmonogramem płatności z obligacji".
Całą rzecz opisałem Państwu w dużym skrócie ograniczając się do podstawowych faktów. Prawdopodobnie na najbliższej sesji przedstawiony zostanie projekt uchwały Rady Powiatu w tej sprawie, gdyż bez takiej uchwały Zarząd Powiatu nie może podpisać umowy wsparcia, co w praktyce oznacza wzięcie finansowej odpowiedzialności w przypadku gdyby SP ZOZ nie podołał spłacie pożyczki udzielonej przez "podmiot emisyjny", czyli Powiat. Kółko się zamyka.

poniedziałek, 19 listopada 2007

Wystawa Twórczości Artystów Ludowych Ziemi Górowskiej

Dzisiaj mam dobry humor i nikomu dokładał nie będę. Wygraliśmy eliminacje do Mistrzostw Europy! W zamian przedstawiam Państwu galerię zdjęć z bardzo fajnej wystawy zorganizowanej przez Ośrodek Doradztwa Rolniczego oraz Wydział Rozwoju Gospodarczego i Promocji Starostwa Powiatowego w Górze. Otwarta 19 listopada 2007 r. Wystawa jest bardzo pouczająca i warta Państwa obejrzenia - w godzinach pracy Starostwa w sali konferencyjnej na parterze.
Strona internetowa powiatu na zwykłym poziomie, czyli bez aktualności, postanowiłem w czynie społecznym pokazać, że można coś zrobić. Wykonałem parę zdjęć i je Państwu prezentuję.
P.S.
A burza, to będzie jutro!

piątek, 16 listopada 2007

Koalicyjna walka z bezrobociem

Wczorajsza sesja Rady Powiatu miała odrobinę burzliwy przebieg. Zdominowała ją dyskusja o kredycie w wysokości 800 tyś., zł. Przed sesją zebrała się Komisja Budżetu i Finansów, która zaopiniowała negatywnie projekt zmiany budżetu prowadzący do zwiększenia zadłużenia o 10%, tj. do poziomu 8.800 000 tyś. Za zmianą budżetu głosowała 1 osoba, 1 wstrzymała a 3 były przeciw. Opuszczając komisję Przewodniczący Rady Władysław Stanisławski popisał się dużym poczuciem humoru mówiąc głośno do mnie: "Teraz pan będziesz myślał skąd wziąść pieniądze dla nauczycieli!" Łaskawca! Dobrze, że nie kazał mi kredytów zaciągniętych przez Starostwo spłacać. Duży poziom humanitaryzmu. Członkowie komisji głosowali nie przeciw pensjom nauczycieli, bo to ludzie odpowiedzialni, którzy wiedzą, że nauczycielom trzeba zapłacić. Chcieli swoim sprzeciwem zaprotestować przeciwko rozrzutnej polityce finansowej Zarządu Powiatu. Każdy z nich wiedział, że podczas głosowania na sesji koalicja i tak zaciągnięcie kredytu przegłosuje.
I tak też się stało. Kredyt przeszedł 9 głosami za, 1 wstrzymującym i 5 przeciw. Przy okazji podyskutowano trochę o zatrudnianiu przez starościnę Beatę Ponę różnych osób. Starościna stwierdziła, że przyjęła 3 osoby. Padło pytanie - kogo? Starościna wymieniła: Dianę Choińską, Agnieszkę Ochman - Iskrę, Danutę Grys. Kolejne pytanie dotyczyło powodów, które skłaniło starościnę do zatrudnienia tych osób. Z prawadziwą przyjemnością starościna poinformowała zebranych, że o zatrudnienie Diany Choińskiej poprosił radny Kazimierz Bogucki. Pozostałe dwie osoby przyszły do niej i "poprosiły o pracę... i zostały zatrudnione". W tym momencie pojawiły się szerokie, jak księżyc w nowiu, uśmiechy radnych, którzy przecież z niejednego pieca chleb jedli. W powietrzu zapachniało naiwnością. Przewodniczący Władysław Stanisławski, widząc że atakują jego koalicję, gładko uciął temat. W dniu dzisiejszym postanowiłem przyglądnąć się bliżej tej sprawie. Pod lupą wygląda to tak. Pani Diana Choińska zatrudniona została w Starostwie (wydział komunikacji) w ramach przygotowania do zawodu. W związku z tym Urząd Pracy płaci 50% jej wynagrodzenia i partycypuje również w opłacaniu ZUS i innych narzutów na pensję. Jej umowa wygasa 30.IV.2008 r. Pani Danuta Grys (kojarzona powszechnie z radnym Markiem Biernackim) ma umowę do końca bieżącego roku. Za nią płaci w całości Starostwo Powiatowe. Pani Agnieszka Ochman - Iskra (skojarzona poprzez ślub z Piotrem Iskrą) zatrudniona została na okres od 5.11. do 30.01. 2008 r. Jej pensję w całości płaci również Starostwo. Takie są fakty. Faktem jest również to, że radny Marek Biernacki i Piotr Iskra są członkami Platformy Obywatelskiej. Platforma Obywatelska jest członkiem koalicji udającej, że potrafi rządzić w powiecie.
A teraz czas na żarty, ale nie moje! Starościna Beata Pona uzasadniając podczas sesji przyjęcie osób powiązanych z Platformą do pracy stwierdziła, iż pomogą one w pozyskiwaniu funduszy unijnych. Widać, że stanowisko starosty pełni kompletnie niekompetentna amatorka. A jak w ciągu 2 miesięcy można ściągnąć fundusze unijne? (tyle w przybliżeniu pozostało czasu pracy obu paniom). Pytanie drugie: a skąd pieniądze na wkład własny do realizacji ewentualnego zadania, skoro już teraz zaciąga się długi na wypłaty? Pytanie ostatnie: kto w tej koalicji jest w stanie cokolwiek stworzyć? Nie będę już pytał o merytoryczne przygotowanie obu pań do wypełniania wnisosków unijnych, bo najmocniejszą argumentację przedstawiła starościna Pona: "wypłacały stypendia unijne". I tak to bajdy i duby smalone opowiadała, swoim zwyczajem, Beata Pona. To nie dziwi. Dziwi natomiast, że tak skwapliwie przytakiwał jej Przewodniczący Rady Powiatu Władysław Stanisławski. Przysłowie mówi: "Nawet mędrzec może usiąść na gwożdziach, ale tylko głupiec tam pozostaje".

wtorek, 13 listopada 2007

Ból

Patrzcie Państwo do czego to doszło. Rzucam okiem na "Przegląd Górowski" i co widzę? Widzę i czytam coś o czym w najczarniejszych myślach nawet nie pomyślałem. Muszę się, niestety, zgodzić z burmistrzem Wrotkowskim. I chociaż to tylko jedno zdanie, to jakiż ból wielki i dojmujący. Burmistrz mówi o sprawie obniżenia jego poborów przez radnych opozycyjnych: "Jest to rewanżyzm za wybory na stanowisko Burmistrza V kadencji, tak to czuję". A czy ja wcześniej o tym nie pisałem? Najoczczywistsza głupota i zwykły odwet, który nie idzie w parze z jakąś głębszą refleksją nad stanem gminy. Opozycja nie ma absolutnie żadnego pomysłu na zaistnienie. Pozostała jej tylko totalna negacja wszystkiego co proponuje burmistrz. I ma burmistrz w pełni rację mówiąc: "Jest mi przykro, że wnioskujący Radni kierowali się tak niskimi pobudkami, a tematy priorytetowe dla Miasta i Gminy nie znajdują ich zainteresowania". Mi nie jest przykro i ja nie jestem zaskoczony. Opozycja chce kąsać, tylko że gdzieś zgubiła protezę i te próby są co najmniej śmieszne. "Na pochyłe drzewo i koza wskoczy" - tyle, że tym razem koza sobie nóżkę złamała. Wyszło śmiesznie, niepoważnie i zapachniało piaskownicą. Jestem bardzo ciekaw jak mocno opozycja zaangażuje się nad pracami na rzecz nowego budżetu. Czy zaproponuje swój własny? A może dokona tylko drobnych retuszy i okrzyknie swoje zwycięstwo, by w razie wygranych wyborów (od pożaru, ognia, wojny i opozycji u władzy tak działającej, chroń nas...) móc głosić: to nie nasz budżet, teraz nic nie możemy, ale za rok.... Jak na razie wszystko wskazuje na to, iż pomysłu na rządzenie nie ma. Jest chęć posiąścia posad, ale po co? na co? Opozycja tego nie tłumaczy, bo jej działania na forum Rady Gminy dowodzą niezbicie, że sama nie wie. I tak zaczyna się "głupawka", czyli sezon przedwyborczy. Tak jak medal ma swie strony, tak już wiemy, iż jedna z jego stron ma niezbyt zachęcający rys.

Bez programu

Na najbliższej sesji Rada Powiatu ma zatwierdzić kolejny kredycik pod postacią obligacji komunalnych. Na razie ograniczono się do 800 tyś. zł. Wykup obligacji ma nastąpić w 2017 roku. Zadłużenie powiatu wynosi na 1. półrocze 2007 8 mln. zł. W ten sposób relacja długu do dochodów wyniesie, wg. prognozy, w roku 2008 - 29,07%. Bardzo lakoniczna jest informacja przedstawiona w uzasadnieniu do uchwały w sprawie emisji obligacji, która określa cel następująco: "w zakresie wydatków bieżących". W uzasadnieniu nie ma wyliczeń, jakie jednostki mają otrzymać pieniądze i dlaczego. W zasadzie Zarząd Powiatu ma rację. Po co pisać więcej skoro radnych i tak to nie interesuje? Koalicjanci zgodnie podniosą rączęta do góry, uprzednio wyłączywszy mózg (duży komplement im zafundowałem!) i zagłosują bez zbędnych ceregieli "za". I zafundują przyszłym pokoleniom prezencik, który będą spłacać do 2017 roku. Niech następcy o nich pamiętają. A co?! Po nas nawet potop! Ta Rada specjalizuje się w kredytach. Kredyt dla SP ZOZ (11 mln), udzielony bez warunków i bez przeprowadzenia restrukturyzacji. Ale czego można oczekiwać od członkini "SamejBronki", wiejskiej nauczycielki (specjalizacja: wychowanie przedszkolne) starościny Beaty Pony? Czego można oczekiwać od wicestrosty Tadeusza Bireckiego, który wśród pracowników Starostwa Powiatowego nosi takie ksywy, jak "Ojciec", "Tata", i hit nad hity: "Urodzony Dyrektor". To cud, że jeszcze niczego szlag nie trafił! Panu niech będą dzięki!

Powiat w niebezpieczeństwie!

Z wielkim zaniepokojeniem przyjąłem dzisiaj informację, iż "Ojciec Powiatu", Przewodniczący Władysław Stanisławski jest przeziębiony. Stan zdrowia Pana Przewodniczącego jest sprawą wysoce polityczną i musi wzbudzać zaniepokojenie wszystkich mieszkańców - od przedszkolaka po emeryta. On to bowiem na swoich mocarnych barkach dźwiga ciężar odpowiedzialności za Starostwo Powiatowe. On to wyznaczył figurantów w postaci obecnego Zarządu, by firmowali oni wszelkie dzieła jego. On to jest opoką, na której wznosi się Starostwo. A sesja się zbliża! Któż, jak nie On potrafi ją poprowadzić tak, by figuranci nie musieli obnażyć swojej miałkości? Doszłoby wówczas do zgorszenia, a nawt do streap tas'u, a przed oczami widowni ukazałaby się absolutnie doskonała intelektualna nagość. Tylko On może ich od tej klęski uratować. To On tyra za nich na każdej sesji, On odpowiada na pytanie (nawet Jego nie dotyczące), On jest szalupą ratunkową , ostoją i tarczą dla ubogich wiedzą. Życzmy Panu Przewodniczącemu zdrowia, szczęścia (szczególnie w doborze figurantów) i rychłego powrotu do pełnej kondycji intelektualnej. Niech moc będzie z Panem!

piątek, 9 listopada 2007

Zastygli w bezruchu

Zarząd Powiatu oststnio przypomniał sobie, że SP ZOZ w Górze istnieje i ma problemy. Problemem stał się oddział dziecięcy. W bliskiej perspektywie rysuje się bowiem zamknięcie tego oddziału. W marcu br. z funkcji pełniacego obowiązki ordynatora odszedł Zbigniew Dobrzyński. Funkcję ordynatora pełni w chwili obecnej Kalit Albatol. Pełni do końca bieżącego roku, gdyż zmienia miejsce zamieszkania (Wrocław) i zarazem miejsce pracy. Dotychczasowy zastępca ordynatora został przez dyrektorkę SP ZOZ zwolniony. Pilnie poszukiwany jest więc pediatra z II stopniem specjalizacji, bowiem takie wymagania należy spełniać, by być ordynatorem. Sprawa staje się tym bardziej pilna, iż Narodowy Fundusz Zdrowia właśnie podpisuje kontrakty na wykonywanie usług medycznych. Brak pediatry z II stopniem specjalizacji może spowodować brak kontraktu. I będzie po oddziale. Może ktoś z Państwa ma znajomego, znajomą z poszukiwaną specjalizacją i namówi go do pracy w Górze? Sprawa wygląda poważnie. Zarząd Powiatu się też nad problemem pochylił i zastygł w tej embrionalnej pozycji. Trwa w tej pozycji i czasu wymaga, by się wyprostował. Każdy problem pochyla Zarząd. Starościna Bata Pona w stanie embrionalnym poszła na urlop, podczas którego będzie się prostować. Podobno zadała sobie pokutę. Będzie czytać poradnik pt: "Jak szybko osiągnąć szczyt niekompetencji" autorstwa Alfonsa Ciamajdy. Pracownicy Starostwa Powiatowego twierdzą, iż poradnik ten pożyczył starościnie Tadeusz Birecki, wielki wielbiciel tej książki.

środa, 7 listopada 2007

Syjamskie rodzeństwo


Moją uwagę przyciąga zawsze podczas sesji Rady Powiatu (o ile jest obecny) postać Tadeusza Tomasza Bireckiego, rocznik 1948. Osoby niezainteresowane nie wiedzą , iż jest on obecnie wicestarostą powiatu. Ludzie interesujący się życiem politycznym na naszym terenie wiedzą, że Tadeusz Birecki był zasłużonym działaczem PZPR i znajdował się w tzw. nomenklaturze. Nomenklaturą określano najbardziej zaufanych członków PZPR, którzy mieli dobre notowania na szczytach władzy i równocześnie cieszyli się opinią towarzyszy wiernych PZPR w każdej sytuacji i na każdym zakręcie historii. Nomenklatura ponadto musiała posiadać dobre notowania w Służbie Bezpieczeństwa, która pilnie strzygła uszami w nasłuchiwaniu wszelkich odstępstw i potencjalnych herezji, jak np. demokracja, wśród członków PZPR. Zaliczenie do nomenklatury nie wiązało się z jakimiś szczególnymi talentami, intelektem czy też innymi predyspozycjami. W PZPR panowała zasada "BMW - bierny, mierny, wierny". Dla towarzysza będącego już w nomenklaturze stan taki był błogosławiony. Nawet największy nieudacznik mógł liczyć na opiekę i ochronę w razie wpadki. I partia nigdy swoich "BMW" nie pozostawiała swojemu losowi. Zawsze pochylała się z głęboką troską i rzucała z jednego odpowiedzialnego odcinka pracy na drugi celem dalszego rozpieprzania zakładów pracy, instytucji i czego się tylko dało. Za zasługi nomenklatura dostawała odznaczenia i ordery. Obecny wicestarosta Tadeusz Birecki otrzymał np. 3 czerwca 1988 roku odznaczenie "Za zasługi dla województwa leszczyńskiego". Odznaczenie te w chwili obecnej jest bardzo rzadkie, to znaczy rzadko kto się do niego przyznaje. Wcześniej, bo 31 grudnia 1985 r., Tadeusz Birecki dostał "Krzyż Kawalerski Odrodzenie Polski". Był to wyraz uznania za wierną służbę dla PZPR. Jako człowiek zaufania partii w latach 1984 - 88 Tadeusz Birecki był radnym Rady Narodowej w Górze. Robił więc nasz wicestarosta karierę partyjną co się zowie. Był przedostatnim dyrektorem z nadania PZPR w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Górze. W demokratycznej Polsce pozwolono mu się odnaleźć bez trudu. Był członkiem SLD a od 1 grudnia 1999 r członkiem Rady Powiatowej tej "nowej" partii. Działał w niej tak skutecznie, że górowskie SLD trafił szlag (chwalić Boga). Za rządów Sławomira Ruteckiego (SLD) ściągnięto Tadeusza Bireckiego do Starostwa Powiatowego w Górze. Rozpoczął tam pracę jako dyrektor Wydziału Prawno - Administracyjnego, by dzisiaj zająć stanowisko wicestarosty. Funkcję tę uzyskał dzięki Władysławowi Stanisławskiemu, który jakoś dziwnie uwierzył, iż jego protegowany cokolwiek potrafi. Przewodniczący Rady Powiatu ma rzadki dar wiary w cuda. Bez tej wiary w cuda pozostają pracownicy Starostwa Powiatowego, którzy wicestarostą, delikatnie mówiąc, zachwyceni nie są. Osobiście uważam, że się mylą. W obecnej konfiguracji Tadeusz Birecki jest idealnym uzupełnieniem dla starościny Beaty Pony. Maja wiele rysów wspólnych. Są nijacy, bezbarwni, z trudem publicznie wyrażają się poprawnie w języku polskim, oboje nie mają jakichkolwiek głębszych walorów intelektualnych. Są po prostu szarzy. Pasują do siebie tak jak pasuje były aparatczyk PZPR do działacza "SamejBronki". Jest to podobieństwo czysto duchowe i mentalne. Rodzeństwo syjamskie, pomimo iż od innych rodziców. Cud prawdziwy!

Po prostu życie

Wczorajsza nadzwyczajna sesja Rady Gminy nikogo nie zaskoczyła swoim przebiegiem. Zgodnie z przewidywaniami opozycja zjednoczona wokół kandydatki na burmistrza Ireny Krzyszkiewicz dała odpór niecnym knowaniom burmistrza Tadeusza Wrotkowskiego wobec Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Nie będzie więc przekształcenia tej jednostki w dwie odrębne spółki - "Komunalnik" i "Administracja Lokali Mieszkalnych". Pierwsza z tych spółek miała zajmować się oczyszczaniem miasta, odpadami komunalnymi, prowadzeniem targowiska miejskiego, administrowaniem cmentarzem miejskim. Druga: administrowanie zasobami lokalowymi bedącymi własnością gminy. Proponowane przez burmistrza zmiany nie były jego kaprysem. Stanowią one odpowiedź na unijne przepisy, do których jesteśmy zobowiązani się dostosować. Rozpuszczano też pogłoski jakoby burmistrz Góry chciał w ten sposób zapewnić sobie miękkie lądowanie po ewentualnej utracie pełnionej funkcji. Zapisy w statutach obu proponowanych spółek zadają kłam tym plotkom. Ale, czego się nie mówi, by pogrążyć wroga? Opozycja zaproponowała, by datą utworzenia obu spółek stał się dzień 30 czerwca 2008 r. Spodziewano się zaciekłego oporu. Nastąpiła jednak niespodzianka. Zarządzono przerwę, po której burmistrz zaproponował likwidację ZGKiM... od 1 stycznia 2009 r! Uzasadnienie było logiczne i jednocześnie wskazało na pewną ograniczoność horyzontów myślowych części opozycji. Burmistrz stwierdził po prostu, że takie zmiany wymagają dopasowania do nich budżetu, a trudno to robić w trakcie trwania roku budżetowego. Oniemiała opozycja przyjęła wniosek burmistrza. W ten sposób burmistrz w sposób elegancki i finezyjny upiekł opozycję w cieście, które sama sporządziła. Francja elegancja - jak mówino w ubiegłym wieku na moim podwórku. Speszoną tą nieoczekiwaną propozycją burmistrza opozycji zabito następnie dość potężnego ćwieka. Ze olimpijskim spokojem burmistrz poinformował radnych, że z dniem 1 stycznia 2008 r., pogrzebami na cmentarzu komunalnym będzie zajmował się ... ZGKiM, bowiem umowa z dotychczasowym użytkownikiem został wypowiedziana z powodu planowanych przekształceń. Opozycyjune wróble strojące się w pióra orłów a przynajmnie jastrzębi, przyjęły tę wypowiedź z najgłębszym zrozumieniem i aprobatą. Nikt nie zadał burmistrzowi czy też szefowi ZGKiM pytania: czy ZGKiM jest przygotowany na ten nieoczekiwany dar, jaki zesłała mu postawa opozycji? Zresztą, to zrozumiałe. Opozycja jest nie po to, by się martwić o tak prozaiczne sprawy. Opozycja jest od krytyki, rzucania kłód pod nogi i budowy toru przeszkód. Tego dnia opozycja była jednak dość przygaszona. Doszła ją już informacja, iż obcięcie burmistrzowi pensji zostało oddalone przez nadzór prawny wojewody, z powodu wady prawnej uchwały zgłoszonej przez opozycję. Tyle było radości z tego powodu, a teraz taki cios! Widać było, że zabolalo. Decyzja wojewody to przyczynek do poznania mentalności lidera/liderów opozycji. Szybko, byle jak, pokazać władzę, odkuć się na burmistrzu, przyłożyć i dokopać, tak żeby wiedział kto już tu rządzi. Nic twórczego. Po prostu odwet! Żadnego perspektywicznego spojrzenia. Zero konstruktynych propozycji uchwał, które przy posiadanej przez opozycję większości w Radzie Gminy można bez problemy przegłosować. To źle rokuje na przyszłość dla nas mieszkańców tej gminy. Świadczy to bowiem o braku, u potencjalnych rządzących, pomysłu na rządzenie. Mają oni niepowtarzalną szansę na pokazanie górowianom, że czegoś chcą, iż mają wizję i szerszą perspektywę. A pokazują? Małość aż do śmieszności, nieumiejętność skonstruowania pozbawionej wad prawnych uchwały i kompletny brak wyobraźni. To jest niewybaczalne. Dobrze się jednak stało, że liderka opozycji - Irena Krzyszkiewicz - odkrywa tak starannie skrywaną dotąd część swojego ego. Okazuje się bowiem, że za uprzejmym uśmiechem, ogólnikowymi deklaracjami, pustosłowiem kryje się pustka programowa! Nie ma nic! Mamy sytuację jak w teatrze. Są rekwizyty, jest scena i niezła scenografia. Zasiadamy czekając na spektakl i okazuje się, że oglądamy aktorów - amatorów. Wówczas nawet dramat zamienia się w farsę. I odwrotnie.

poniedziałek, 5 listopada 2007

Cudowny świat listów

Nazbierało się trochę zaległych listów, na które nie udzieliłem dotąd odpowiedzi. Pan G. zwrócił się do mnie z zapytaniem, czy wiem, iż pracownicy Starostwa Powiatowego w Górze oraz radni Rady Powiatu mają być szczepieni przeciwko grypie na koszt tegoż Starostwa.
Szanowny Panie G; sprawdziłem Pana informację. Jest ona nieścisła. W protokole z posiedzenia Zarządu Powiatu (nr 35/07 z dnia 15 października 2007 r.) odnalazłem informację na ten temat. Brzmi ona tak: "Komisja Zdrowia i Opieki Społecznej zwróciła się z wnioskiem o uwzględnienie w projekcie budżetu na 2008 rok kosztów związanych z zakupem szczepionek przeciw grypie pracownikom Starostwa Powiatowego w Górze oraz Radnym Rady Powiatu w Górze. Brak środków finansowych nie pozwala na ujęcie tego wniosku w projekcie budżetu na 2008 rok. Proponuje się wyjaśnienie kwestii zakupu szczepionek z funduszu socjalnego". Tyle mówi oficjalny dokument. Rzeczywiście rozważano taką opcję. Jak widać Komisja Zdrowia i Opieki Społecznej (przewodnicząca Grażyna Zygan - Zeid, wiceprzewodniczący Jan Kalinowski, członkowie: Edward Szendryk, Tadeusz Podwiński, Stefan Mrówka) wysmażyła taki wniosek. Nie można mieć jej jednak tego za złe. W końcu jak się nie ogarnia całości spraw górowskiego szpitala to w zastępstwie trzeba coś robić. Troska Komisji o zdrowie radnych powiatowych jest głęboko słuszna. Wiadomo, że z braku innych kopalnych bogactw naturalnych w naszym powiecie, to radni są jedynym bogactwem. Taka grypa np. mogłaby zdziesiątkować radnych i uniemożliwić im przybycie na sesję celem podniesienia ręki. A to przecież ich podstawowe zajęcie. Zazwyczaj większość sprawia na sesji wrażenie jakby byli po zabiegu wycięcia migdałków. I to raz w miesiącu. Regularnie. Sądzę, że byłoby dobrze, aby Komisja zastanowiła się nad sfinansowaniem badań na umiejętność wydawania z radnych jakiejś mowy, z której coś by wynikało. Chociaż moim skromnym zdaniem (na polityce się nie znam!) badanie na poziom IQ byłoby bardziej pożądane. To by nam wiele wyjaśniło!
Oto fragment listu od Pana F., który tak do mnie napisał: "Czy zauważył Pan, iż w niektórych środkach masowego przekazu uparcie nie odmienia się nazwisko Starosty Pony?"
Spostrzegawczy Panie F; nie tylko w środkach masowego przekazu. Również w oficjalnych dokumentach, jak np. protokoły posiedzeń Zarządu. Zgadzam się z Panem, że w Polsce niemal 100% nazwisk się odmienia. Nazwisko "Pona" wg mnie również. To przecież proste - odmieńmy razem.
Mianownik - Pona (np. Pani Pona musi odejść ze stanowiska starosty).
Dopełniacz - Ponie (np. Od początku jej kadencji nie widziałem Pani Pony na stanowisku starosty).
Celownik - Ponie (np. Pani Ponie nie należało powierzać stanowiska starosty).
Biernik - Ponę (np. Panią Ponę i Pana Bireckiego należy posłać w diabły).
Narzędnik - z Poną (np. Z Panią Poną i Panem Bireckim, to my daleko nie zajedziemy).
Miejscownik - o Ponie (np. Jeżeli mówimy o Pani Ponie, to miejmy trochę miłosierdzia).
Wołacz - Pono! (np. Opuść i nie męcz nas Pani Pono!).
Jak więc widać brak odmiany nazwiska Pona nie ma żadnego uzasadnienia.
Pan J. napisał: "Czy potrafiłby Pan wyjaśnić mi następującą rzecz: jaka jest różnica pomiędzy Czasem na zmiany a Samoobroną, bo ja się w tym gubię?"
Dociekliwy Panie J., proszę bardzo. Oba byty są w chwili obecnej bardziej wirtualne niż rzeczywiste. Można rzec, że nastąpiła w tym przypadku symbioza - jeden twór żyje w zgodzie z drugim. Pożywiają się wzajemnie a pokarm ten ma jedno imię - nienawiść do obecnego burmistrza. Że też cholera jeszcze nie ustąpił miejsca na burmistrzowskim stolcu! Proszę zauważyć, że gdy burmistrz był u szczytu potęgi oba ugrupowania jadły mu z ręki. Nie podskakiwały, tuliły uszy po sobie, nie miały wątpliwości podczas głosowań. W tej chwili są w tzw. "opozycji" (tak przynajmniej mówią). Opozycja ich nie wiadomo na czym polega, ale w niej są. Szykują się do wystawienia wspólnego kandydata na burmistrza, powracając więc do korzeni. W myśl przewodniej myśli, która od dłuższego czasu przyświeca ich kandydatce na burmistrza - Irenie Krzyszkiewicz - blok wyborczy będzie tak szeroki, by każdy mógł się tam znaleźć (oczywiście dla Pana i mojego też dobra), byty te scalą się i narodzi się jedno wspaniałe ciało. Coś na kształt niegdysiejszego Frontu Jedności Narodu, żeby nie sięgać dalej w przeszłość, albo Patriotycznego Frontu Odrodzenia Narodu. Chwila będzie podniosła i radosna. Biły będą dzwony, chóry będą zawodziły, dziewice bławatki kandydatce pod stopy sypały będą, wzruszony naród szlochał będzie i przyozdobiony w biało - czerwone krawaty wniesie kandydatkę wszystkich i wszystkiego na ramionach do naszego ratusza. W tej opcji głosowanie jest zbędne. Wystarczy starannie zorganizowany aplauz.

sobota, 3 listopada 2007

Pierogi leniwe (ale nie ruskie)

Studiowanie posiedzeń Zarządu Rady Powiatu zajmującym zajęciem nie jest. To fakt tak oczywisty, że można na nim powiesić kapelusz a nawet kufajkę. Można jednak znaleźć tam istne perełki. Nie idzie mi tu o perełki myślowe. Co to, to nie! Można natomiast poznać sposób działania naszego Zarządu oraz sposób rozumowania jego szacownych członków. Widać to w sposób szczególnie wyraźny, gdy znajdą się oni w sytuacji nieprzewidywalnej i nagłej. Zakłócony zostaje wówczas naturalny dla nich porządek rzeczy i nie bardzo wiedzą jak sobie dać radę z "nowym". Dwa takie przypadki odnalazłem w ostatnich protokołach sporządzonych z posiedzeń tego organu.
Przypadek pierwszy dotyczy społecznej inicjatywy, z jaką wyszło grono młodych ludzi, by utworzyć w naszym mieście "Skatepark"(Skatepark to specjalny tor przeznaczony do uprawiania sportów ekstremalnych). Przedstawili oni odpowiedni dokument Zarządowi, który 15 października zajął się tym problemem. W protokole czytamy: "Grupa Inicjatywna Budowy Skayt Parku w Górze złożyła wniosek o zabezpieczenie środków finansowych w roku 2008 na jego budowę w wysokości 36 tys. zł. Wniosek należy przekazać radcy prawnemu w celu wydania opinii prawnej w zakresie umocowania prawnego takiej Grupy Inicjatywnej. Brak jest informacji o lokalizacji budowy, na czyjej własności".
Państwo widzą ta spychologię? Zamiast pomóc młodym ludziom, którzy pokazali, że czegoś pragną, że chcą coś w naszym powiecie zrobić, zaangażować się w określone działania, Zarząd Powiatu postanowił zbadać ich legalność. Szkoda, że nie zbadał legalności czasopism, które tak hojnie dotował. No, ale tam byli swojacy, a kto odmówi kasy swojakom? Państwo zauważcie - nie ma mowy o spotkaniu z Grupą Inicjatywną, nie ma mowy o tym, że może by im pomóc w zakresie prawnym, jeżeli jest u nich coś nie tak jak należy. Zamiast tego - łup bariera! A co się będą tutaj z inicjatywami wychylali! A kto to widział, żeby coś takiego budować! Fanaberie!
Przykład drugi. Inicjatywa zorganizowania muzeum w Górze. Proszono o pisma - poszły pisma! Czekano na odpowiedź - nie doczekano się odpowiedzi! Obiecano spotkanie z Zarządem - nie spotkano się z Zarządem, bo nie było zaproszenia. Z posiedzeń Zarządu mamy taki oto wpis: "Do Zarządu Powiatu skierowana została koncepcja utworzenia Muzeum Ziemi Górowskiej, które byłoby miejscem gromadzenia zbiorów świadczących o przeszłości tych ziem oraz miejscem kultywowania regionalizmu. Brak jest jednak podstaw do merytorycznego podjęcia tematu". Nie idzie tu proszę Państwa o żadną "merytorykę", jakkolwiek by to uczenie brzmiało. Chodzi o to, żeby nic nie robić a mieć kasę! Po co się męczyć? Zarząd jest szczęśliwy? Jest! Nie musi myśleć? Nie musi, bo nie potrafi! Niech jest jak będzie! Z "Czasem na zmiany" - bez zmian! Sprawa jest prosta jak budowa cepa - budynek po Powiatowym Urzędzie Pracy chce się sprzedać. To już nie tyle "chce" tylko na gwałt szuka się pieniędzy na dalsze funkcjonowanie starostwa. Dotychczasowa czysta amatorszczyzna obecnego Zarządu doprowadziła finanse starostwa na skraj bankructwa. Funkcjonuje się z dnia na dzień. Przetrwać! Załapać dietę i wypłatę. I tak raz jeszcze, jeszcze miesiąc, dwa! W takiej sytuacji, ludzie chcący coś zrobić dla nas wszystkich, zachowują się po prostu nie fair wobec Zarządu. Jak tak można! Jak można utrudniać Zarządowi życie i plany, zawsze krótkofalowe i na przetrwanie.
A oni tak starają się związać koniec z końcem! I tak nasz Zarząd będący żywą skamienieliną okazów nie z tej epoki i nie na te czasy żyje, i udaje, że działa. W przyszłym muzeum, które powstanie, pomimo sprzeciwu naszych niepoczciwych Flinstonów znajdzie się i dla nich miejsce. Sala będzie się zwała - "Gabinet figur szmacianych".

czwartek, 1 listopada 2007

Towarzysz Stefan

Na każdej sesji Rady Powiatu bardzo uważnie przyglądam się osobie Stefana Mrówki, członka Zarządu Powiatu, radnego z gminy Wąsosz, który mandat swój uzyskał startując z listy Komitetu Wyborczego "Samorząd dla Mieszkańców". Przypomnijmy tylko, że ów Komitet Wyborczy zmajstrowali byli funkcjonariusze PZPR, tzw. "betony narożnikowe", czyli skrajne. Ojcem chrzestnym tegoż Komitetu Wyborczego był Jerzy Żywicki. Stefan Mrówka nie przez przypadek znalazł się w tym tworze, który zasługuje jak najbardziej na wyborczą aborcję. Urodzony w 1946 roku, jak głosi wieść czy plotka, przybył na świat jako drugi. Najpierw pojawiła się legitymacja partyjna a później Stefan Mrówka. Tak sprawę przedstawiają klechdy ludowe. Nie mniej Stefan Mrówka robił karierę w PZPR: od działacza po zatrudnienie jako etatowego pracownika aparatu partyjnego. Najpierw szeregowy i ambitny działacz partyjny, potem w latach 70. sekretarz organizacyjny Komitetu Gminnego PZPR w Wąsoszu, aż po funkcję I sekretarza wówczas Komitetu Miejsko - Gminnego PZPR w Wąsoszu.Z wielości dokumentów, które zachowały się do naszych czasów niewiele nadaje się do wykorzystania. Wynika to z ich charakteru. Ten materiał źródłowy może być znaczącym przyczynkiem do badań nad "bełkotem pezetperowskim". A Stefan Mrówka bełkotał jak z nut! Oto poniżej fragment urzędowego bełkotu ówczesnego I sekretarza z Wąsosza, który przelał na papier 22 czerwca 1984 r: Wyniki wyborów uzyskane w 3 obwodzie Pobiel dają tego dowód. Jest to rejon, gdzie PZPR i ZSL posiadają słabe ogniwa organizacji. W najbliższym czasie instancja nasza zajmie się umacnianiem roli PZPR w środowisku wiejskim oraz opracuje plan aktywizacji jej członków jak również zwiększenia szeregów partyjnych. Odnotowanie nielicznych negatywnych zjawisk na naszym terenie świadczy o wysokim demokratycznym charakterze Ordynacji Wyborczej jak również i o wysokim poziomie świadomości politycznej wyborców. Stefan Mrówka widział to, czego nikt przy zdrowych zmysłach nie widział: "demokratyczny charakter ordynacji wyborczej" oraz "wysoką świadomość polityczną wyborców". Pięć lat później szlag trafił i Ordynację, i wysoki poziom świadomości politycznej wyborców. A Stefan Mrówka przeżył! W swojej nowej, zmutowanej na potrzeby kapitalizmu postaci stał się szczerym i oddanym demokratą. Co prawda na sesjach odzywa się rzadko, za co mu chwała, bo i tak widzowie i on sam, jak podejrzewam, nie wiedza o czym mówi, ale jest. Tkwi nieporuszenie! Gdzież mu tam do jego wielkiego poprzednika Edwarda Kowalczuka! Nawet gdyby Edward Kowalczuk udzielał mu korepetycji z zakresu wymowy, to i tak nie jest w stanie wyrównać rażących braków intelektu Stefana Mrówki. Spyta ktoś: co więc robi Stefan Mrówka w Zarządzie Powiatu? Jest tam dzięki Komitetowi Wyborczemu "Czas na Zmiany" Ireny Krzyszkiewicz, która odczuwa jakąś dziwną słabość, czyli miętę, do byłych aparatczyków PZPR. Popiera Mrówkę też Platforma Obywatelska w osobie Marka Biernackiego. Gdyby jeszcze Marek Biernacki interesował się paleontologią, czyli m.in. życiem dinozaurów, to dałoby się to jakoś wytłumaczyć. Ale tak wyjaśnienie jest tylko jedno: Platformą steruje Irena Krzyszkiewicz,która bardzo chce być burmistrzem i w celu osiągnięcia tego celu sprzymierzy się ze wszystkimi. I tak z łaski "Czasu na Zmiany" i Platformy kierowanych egoizmem Ireny Krzyszkiewicz (lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy na świecie?) do niczego nieprzydatny relikt dni dawno minionych zasiada w Zarządzie Powiatu absolutnie niczego tam nie wnosząc.A dieta leci!