wtorek, 31 marca 2009

"Bukietowa" poległa!

Piękny mamy dzień! Cudowny! A jeszcze wczesnym porankiem tylko słoneczko prześwitywało nieśmiało zza horyzontu. Prawdziwie wiosenna pogoda nastała dopiero o godzinie 9,40. Otrzymałem wówczas informację, której wartość trudno przecenić. Oto bowiem o godzinie 9,00 w tutejszym Sądzie Grodzkim rozpoczęła się rozprawa Marek Hołtra contra „Bukietowa”. Sprawa wytoczona została przez radnego Hołtrę, który wkurzył się w końcu na „Bukietową” i podał ją do sądu za uporczywe sianie oczywistych nieprawd. „Bukietowa” przez długi czas usiłowała wmówić opinii publicznej, iż Marek Hołtra pełniąc funkcję dyrektora naszego Szpitala nie przystąpił do programu restrukturyzacji, przez co przyczynił się do tego, iż Szpital utonął w długach. Radny Hołtra dowodził natomiast wielokrotnie, iż w ówczesnej sytuacji finansowej Szpitala i starostwa przystąpienie do programu restrukturyzacji było niemożliwe i musiało skończyć się jeszcze większą katastrofą.
Argumentacja radnego Hołtry oraz przedstawiane dokumenty świadczące na jego korzyść nie przemawiały do „Bukietowej”, która z uporem maniaczki bredziła na kolejnych sesjach na temat rzekomych przewin radnego Hołtry podczas pełnienia przez niego funkcji dyrektora SP ZOZ w Górze.
Aż miarka się przebrała! Radny Hołtra stracił cierpliwość i walnął „Bukietową” do sądu. A w sądzie okazało się, iż „Bukietowa” gotowa jest na polubowne załatwienie sprawy. Radny Hołtra na to przystał. Warunki ugody: przeprosiny w gazetach oraz 500 zł na rzecz dzieci z ośrodka w Jastrzębiej.
To najniższy wymiar kary za uporczywe brednie. Jest to również wyraz wielkoduszności radnego Marka Hołtry (niepotrzebnej!) wobec starościny z namaszczenia Władysława Stanisławskiego.
Osobiście mam żal do radnego Hołtry za tę wspaniałomyślność. Ja bym nie popuścił i na ugodę nie poszedł! Nie zgodziłem się na ugodę z „Urodzonym Dyrektorem” Tadeuszem Bireckim i proces wygrałem.
Z drugiej strony to tak bardzo zły na radnego Hołtrę nie jestem. Rozumiem, iż perspektywa wysłuchiwania niedorzeczności, jakimi raczy „Bukietowa” swoich słuchaczy nie była zbyt zachęcająca. Słuchanie „mów” „Bukietowej” jest wysoce szkodliwe dla zdrowia, ducha, samopoczucia i ujemnie wpływa na inteligencję osób na to narażonych.
Słuchać „Bukietowej” uwielbiają za to popierający ja radni na czele z Przewodniczącym Władysławem Stanisławskim. Widocznie liczą na to, że w dniu Sądu Ostatecznego będzie im to policzone na plus. To tacy nowi męczennicy złej sprawy.

poniedziałek, 30 marca 2009

"Tekom" bez prezesa

Dzisiaj o godzinie 11 znalazła swój finał sprawa prezesa „Tekomu” – Jacka Frączkiewicza. Zebrała się Rada Nadzorcza spółki „Tekom”, której przewodzi Marek Kończak. Trzyosobowa RN podjęła decyzję o „odwołaniu Jacka Frączkiewicza z funkcji prezesa spółki”. Powodem odwołania – jak to ujął szef RN – był fakt, iż; „żona prezesa Jacka Frączkiewicza jest radną w gminie”.
Decyzja RN jest zgodna z duchem i treścią ustawy o samorządzie gminnym, której punkt 24f wyraźnie zakazuje tego typu praktyk.
W najbliższym czasie – jak poinformowała mnie burmistrz Irena Krzyszkiewicz – nastąpi odwołanie z funkcji członka RN radczyni prawnej Janiny Nawrot. Do jej obowiązków należało m.in. dopilnowanie strony prawnej działań RN „Tekomu”.
W ten sposób sprawa, która tak zbulwersowała lokalną społeczność znalazła szybkie i zgodne z prawem rozwiązanie.

Telegraf sesyjny

Burmistrz Irena Krzyszkiewicz podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej przedstawiła sprawozdanie ze swojej działalności w okresie międzysesyjnym.
W telegraficznym skrócie w okresie od 12 lutego do 26 marca wydarzyły się następujące sprawy:

Zamówienia publiczne o wartości szacunkowej poniżej 14.000 euro


- usługi geodezyjne: „podziały, wznowienie granic”. Do przetargu stanęło 2 oferentów. Cena najwyższa oferty – 6649 zł, a najniższa – 3416 zł. Zwycięzca – Usługi Geodezyjno –
Kartograficzne, Waldemar Jankowiak, Rawicz.
- opracowanie map sytuacyjno – wysokościowych dla obszaru objętego rewitalizacją. Złożono 7 ofert. Cena oferty najdroższej – 47.580 zł, a najniższej – 5490 zł. Wykonawcą został Zakład Usług Geodezyjno – Kartograficznych „Geopol” z Lubina.
- bieżące utrzymanie oznakowania. Złożono 1 ofertę na kwotę 22.022,03 zł, autorstwa firmy „Znak – Mal” w Górze.
- zakup tonerów, materiałów biurowych i papieru. Złożono 3 oferty o rozpiętości cenowej od 53.497,18 zł (najwyższa) do 47.057,67 zł (najniższa). Przetarg wygrała firma „Grim” z Oleśnicy.

Postępowanie wszczęte na podstawie ustawy o zamówieniach publicznych

- szacowanie nieruchomości; złożono 4 oferty od 13.176 zł do 4855,60 zł. Wyłoniono wykonawcę – Wielkopolskie Biura Wycen i Obrotu Nieruchomościami w Lesznie.
- budowa drogi na ul. Sosnowej. Wpłynęły 4 ofert. Najwyższa – 1.480.680,08 zł i najniższa – 1.023.810,34 zł., którą zaoferowała firma „ABMPOL – DRÓG z Legnicy.
- dostawa sprzętu komputerowego do UMiG. Za kwotę 20.166, 10 zł sprzęt komputerowy dostarczy Autoryzowany Partner OPTIMUS S.A. z Żagania.

Umorzenia podatkowe

W okresie od 11 lutego do 23 marca burmistrz umorzyła podatki 5 osobom na łączną kwotę 751,34 zł.

Sprzedaż nieruchomości

Sprzedano 7 lokali za łączną kwotę 47.082,15 zł netto. Właściciela zmieniły dwie nieruchomości niezabudowane. Na osiedlu Starogórska – Leśna zbyto działkę o powierzchni 0,0835 ha za 43.860 zł netto. W Glince działkę niezabudowaną o powierzchni 0,0840 ha sprzedano za 5770 zł netto. Ogółem gmina zarobiła na tych transakcjach 96.712,15 zł na czysto.

Straż Miejska

Wlepiła 18 mandatów na kwotę 2800 zł, a 64 razy pouczała, iż; „tak nie można”. Sporządziła 3 wnioski do sądu.

Złotodajna kura

W okresie od 1 stycznia 2009 roku do 22.03 marca Straż Miejska wystawiła 209 wezwań do zapłaty za brak biletu uprawniającego do parkowania. Daje to łącznie kwotę 10.450 zł. Z tej kwoty wpłynęło do kasy miejskiej (do końca lutego) – 4500 zł. Od 1 marca do 22 marca wpływy z biletów wynoszą 24.558,68 zł.

Boiska w niekończącej się budowie

Żadne z dwóch boisk realizowanych przez gminę Góra nie zostało jeszcze oddane do użytku. Nie ma w tym winy naszej gminy. Są usterki, które uniemożliwiają odbiór tych obiektów. A ponieważ wina nie leży po naszej stronie, to lecą karne odsetki. Ich wysokość za obie inwestycje, w czasie sesji, wynosiła 133.721,35 zł.

Obwodnica

Podczas sesji burmistrz Irena Krzyszkiewicz poinformowała zebranych o założeniach dotyczących budowy obwodnicy. Wytyczony jest jej przebieg. Będzie miała długość 1200 m i przebiegała od strony zachodniej naszego miasta. Wielkości: pas drogowy – 40 m szerokości, jezdna – 8 m. Droga wykonana będzie w klasie „c”. Opracowany jest harmonogram działań zmierzających do budowy tej niezwykle potrzebnej grogi. Niedługo rozpocznie się wykup gruntów, prace nad dokumentacją techniczną. Wykonanie inwestycji ma zakończyć się w 2010 roku czyli wraz z mostem w Ciechanowie.

Bicie brudnej piany

Relacja z ostatniej sesji Rady Miejskiej nacechowane są dużym ładunkiem emocjonalnym. Emocje – jak wiadomo – zaciemniają obraz rzeczywistości. Jest faktem, iż zarząd spółki „Tekom”, który ogłosił we wrześniu konkurs na stanowisko swojego prezesa pokpił sprawę. Jest to o tyle niepokojące, iż z ramienia gminy, członkiem tegoż zarządu jest radczyni prawna, która ma stać na straży przestrzegania prawa. Tego ciążącego na niej obowiązku nie dopełniła. Są to fakty, z którymi trudno polemizować. I tu oburzenie Państwa ma całkowite uzasadnienie, a i emocję są w pełni usprawiedliwione.
Nie rozumiem jednak Romanka, który w poście zamieszczonym na forum dyskusyjnym "Górowskie Opinie" bezrefleksyjnie napisał taką oto rzecz: „Paradowski już miała kończyć, ale przypomniał sobie jeszcze że Burmistrz wystąpiła do prokuratury z donosem na ś.p. Mazura, że popełnił przestępstwo. Krzyszkiewiczowa głupio zaczęła się tłumaczyć, że ona tylko napisała zapytanie w tej sprawie. I jeszcze że dziwnym trafem ś.p.Mazur zmarł w dniu kiedy dostał pismo z prokuratury”.
Każdy, kto przeczyta treść tego postu stanowiącego częściową relację z sesji, może mieć odczucie, iż burmistrz Irena Krzyszkiewicz przyczyniła się do śmierci Adama Mazura.
Jako „niewierny Tomasz” postanowiłem dzisiaj sprawdzić powyższą rewelację, która tak zbulwersowała mieszkańców naszego miasta.
Sprawa wygląda następująco: skierowała go Prokuratury Rejonowej w Głogowie: „19 stycznia 2009 roku burmistrz Irena Krzyszkiewicz zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa”. W zawiadomieniu tym jako podejrzanego o możliwość jego popełnienia wskazano: „pracownika Wydziału Realizacji Inwestycji (…)”.
Sprawa dotyczy – ogólnie mówiąc – przeprowadzenia inwestycji, która nie znajdowała się w planie inwestycyjnym na rok 2007. Wprowadzenie tej pozabudżetowej inwestycji miało określone konsekwencje. Nie można było wypłacić za nie wynagrodzenia, bo każdy, kto podjąłby się takiej decyzji narażał się na skierowanie przez Regionalną Izbę Obrachunkową sprawy do prokuratora o złamanie dyscypliny budżetowej. Ten „drobiazg" naraża każdego na konsekwencje w postaci wyroku do lat trzech.
By wypłacić pieniądze należało znaleźć podstawę prawną. W tym wypadku byłby to wyrok sądu. Jako ciekawostkę powiem Państwu, iż burmistrz Irena Krzyszkiewicz osobiście namawiała pana Paradowskiego, by ten podał gminę do sądu. I tak też się stało. Gmina przegrała w I instancji i zgodnie z wymogami sztuki prawniczej odwołał się do II instancji – z pełną świadomością, iż przegra – bo taka jest droga prawna, którą należy wyczerpać, by prawu stało się zadość. W efekcie pan Paradowski otrzymał wynagrodzenie za przeprowadzone prace, chociaż pomniejszone o karne odsetki za ich nieterminowe zakończenie.
Czytałem dzisiaj owo: „zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa”. Jest ono skierowane przeciwko jednej osobie. Nie pojawia się w nim imię i nazwisko ś.p. Adama Mazura.
Więcej! Treść owego zawiadomienia była znana nieżyjącemu Przewodniczącemu, bo burmistrz Irena Krzyszkiewicz konsultowała z Nim jego zawartość. Takie są fakty, z którymi w dniu dzisiejszym się zapoznałem.
Oskarżanie burmistrz Ireny Krzyszkiewicz o przyczynienie się do śmierci Adama Mazura nie ma żadnych podstaw. To zwykła brednia i brudna insynuacja, która ma na celu zdyskredytowanie Ireny Krzyszkiewicz nie tylko jako burmistrza, ale też jako człowieka.
Na takie brudne gierki pozwolić sobie mogą tylko ludzie, których moralny poziom sytuuje ich jako istoty żyjące pośród gałęzi drzew. Mam nadzieję, że nasza lokalna społeczność nie przyjmie tej potwarzy jako „prawdy”, bo bardzo źle świadczyłoby to o nas.

wtorek, 24 marca 2009

"Orla" w sieci

Miejski Klub Sportowy „Orla” Wąsosz jest posiadaczem bardzo fajnej strony internetowej. Zrobiona z dużym smakiem i znajomością rzeczy strona przyciąga oka. Rzecz jest na wysokim poziomie. Znajdą tam Państwo dużo informacji o zawodnikach, statystyki, ligę typerów. Mankamentem – przynajmniej dla mnie – jest brak historii klubu, bo przecież przez 63 lata swojego istnienia coś tam musiało się dziać. Działali ludzie, rozgrywano mecze, były sukcesy i porażki. Szkoda o tym zapomnieć, bo „Orla” jest wciąż żywą kartą historii Wąsosza. Tyle wybrzydzania.
Autorom strony gratuluję i życzę wytrwałości w kontynuowaniu tego zbożnego dzieła. Sam wiem ile to pracy i wyrzeczeń kosztuje. Tak trzymać panowie!

"Wystrugali nas jak marchewki"

19 marca o godzinie 9 rozpoczął się konkurs na wakujące stanowisko komendanta Komendy Powiatowej Policji w Górze. Jak Państwa informowałem wcześniej do rywalizacji przystąpiło 5 kandydatów: komisarz Jarosław Lenort – naczelnik sekcji kryminalnej; młodszy inspektor Wiesław Lisowski – dotąd I zastępca komendanta KPP w Górze; podinspektor Janusz Szendryk – naczelnik sekcji prewencji oraz podinspektor Krzysztof Olejarnik, który pracował w górowskiej policji, ale od niedawna jest zastępcą komendanta KPP w Wołowie. Piątym kandydatem, który przystąpił do konkursu, był pracujący w Komendzie Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu - młodszy inspektor Mariusz Mikłos, pełniący funkcję naczelnika wydziału drogowego.
Konkurs składał się z dwóch etapów. W pierwszym etapie kandydaci na komendanta wypełniali test, który sprawdzał – najogólniej rzec ujmując – znajomość wewnętrznych przepisów panujących w policji. Tu trzeba powiedzieć, iż czwórka kandydatów z Góry przeszła ten etap pomyślnie.
Mariusz Mikłos z Wrocławia był na tym etapie najsłabszy i test oblał.
W drugim etapie przeprowadzano rozmowy kwalifikacyjne z każdym z kandydatów. Była to tura rozstrzygająca tak, by można było wyłonić zwycięzcę konkursu.
Z nieoficjalnych źródeł udało mi się dowiedzieć, iż startujący w konkursie odnieśli wrażenie, że po testach komisja konkursowa straciła zainteresowania do wyłonienia zwycięzcy. Zadawane pytania miały wykazać niekompetencje pozostałych na placu boju uczestników konkursu.
W finale komisja konkursowa orzekła, iż nie może rekomendować żadnego z kandydatów, którzy przeszli przez II etap komendantowi wojewódzkiemu.
Co będzie dalej z wakatem? Mówi się, iż będzie rozpisany kolejny konkurs. Czy górowscy policjanci z aspiracjami do objęcia tej funkcji wystartują ponownie? Mysie króliki szczebioczą, że nie, bo po konkursie maja odczucie, iż: „wystrugali nas jak marchewki”.

Gorzki świat

W materiałach na najbliższą sesję Rady Miejskiej znajduje się bardzo interesujący dokument: „Sprawozdanie z działalności Ośrodka Pomocy Społecznej w Górze w roku 2008”, którego autorką jest kierowniczka tej instytucji – Edyta Lisiecka. Opis działalności kierowanej przez nią placówki jest bardzo szczegółowy i fachowy. Jednocześnie daje nam obraz i zakres problemów, z jakimi styka się część mieszkańców naszej gminy.
Budżet OPS w roku 2008 wynosił ok. 13 mln zł. W ubiegłym roku z różnych form pomocy świadczonej przez OPS skorzystało w naszej gminie 1444 rodziny. Jak zastrzega kierowniczka OPS – u: „liczba ta nie przedkłada się na liczbę przyznawanych świadczeń, ponieważ jedna rodzina może skorzystać z różnych form i różnej ilości świadczeń.”
Najczęstszym powodem, dla którego ludzie zwracali się do OPS - u z prośbą o pomoc było w 2008 roku ubóstwo. Aż 852 rodziny miały dochód sytuujący ich w tej grupie. Jak wielka jest skala tego zjawiska niech świadczy liczba osób żyjących w rodzinach dotkniętych ubóstwem. W tych 852 rodzinach żyły 3323 osoby.
Z powodu bezrobocia z pomocy korzystało 641 rodzin, w których razem żyło 2691 osób.-
Niepełnosprawność w 406 rodzinach wymagała pomocy służb opieki społecznej. W rodzinach zmagających się z niepełnosprawnością znajduje się 1295 osób.
Długotrwała choroba” wymagała objęcia opieką 404 rodzin.
Przyczyną objęcia opieką 233 rodzin była: „bezradność w sprawach opiekuńczo – wychowawczych i prowadzeniu gospodarstwa domowego.” W takich rodzinach żyje łącznie 1176 osób.
To najważniejsze i główne przyczyny, z którymi ludzie zwracają się do OPS – u o pomoc i wsparcie.
Wiele mówiąca jest struktura demograficzna świadczeniobiorców. O pomoc OPS poprosiło 406 rodzin jednoosobowych i 176 dwuosobowych.
Objęto pomocą 556 rodzin z dziećmi, z tego 197 rodzin było wielodzietnych. Autorka opracowania - Edyta Lisiecka – zaznacza: „z ogólnej liczby rodzin odnotowano 308 rodzin emerytów i rencistów. Ta liczba świadczy o trudnej sytuacji materialnej osób posiadających prawo do świadczeń emerytalno – rentowych i niemożności zaspakajania ich potrzeb życiowych.”
W roku 2008 OPS wydatkował 4.141.448 zł na świadczenia dla osób potrzebujących pomocy. Co ciekawe, było to o 621.026 zł (17,64%) więcej niż w roku 2007.
W roku 2008 w ramach zadań własnych gminy OPS przyznał świadczenia 1900 osobom, na łączną kwotę 3.399.812 zł.
Proponuję zestawić teraz liczbę 1900 osób, którym przyznano świadczenia z populacją osób będących w wieku produkcyjnym na terenie gminy Góra w roku 2006 – ok. 13 tys.
Okazuje się, że aż ok. 15% dorosłych mieszkańców naszej gminy korzysta z pomocy opieki społecznej. Dla jasności dodajmy jeszcze te 893 dzieci korzystających z dożywiania.
Wszystkim Państwu życzę przyjemnego dnia.

Inwestycyjna hossa 2009

Mamy początek wiosny, która zawsze jest początkiem sezonu wzmożonych inwestycji. Rok 2009 w naszej gminie będzie przebiegał pod znakiem wielu inwestycji, które planują włodarze.
W Górze rozpocznie się I etap rewitalizacji naszej starówki. Już w tym roku mamy się doczekać rozpoczęcia modernizacji chodników w rejonie murów obronnych. Zaplanowana na ten rok modernizacja chodników ma kosztować 257.000 zł, z czego 180.000 zł planuje się otrzymać z zewnątrz. Zakończenie modernizacji wszystkich chodników w obrębie murów obronnych przewidziane jest na rok 2011.
W ramach rewitalizacji nastąpi modernizacja systemu monitorowania naszego miasta. Koszt przedsięwzięcia wyniesie 110.000 zł. Nasz wkład to 33.000 zł.
Kolejna inwestycją związaną z tym programem będzie budowa integracyjnej strefy aktywnej rekreacji dla dzieci i młodzieży przy ul. Targowej (zaniedbany zieleniec koło wieży głogowskiej). Koszt inwestycji 428.189.
Poddany modernizacji będzie również park przy ul. Podwale (naprzeciwko młyna). Kosztowało to będzie 664.553 zł. My wykładamy 199.336 zł, a reszta środków ma pochodzić z Regionalnego Planu operacyjnego dla Dolnego Śląska.
W tym roku planuje się odtworzenie zabytkowej studni znajdującej się na skrzyżowaniu ulic: Małej i Staromiejskiej. Odkrycie oczom przechodniów tego zabytku warte jest 213.622 zł. Z kasy gminy zapłacimy za to 64.100 zł. Różnica pochodziła będzie z wzmiankowanego wyżej RPO.
Już w tym roku w pełnej urodzie będziemy mogli nocą zobaczyć naszą dumę – kościół św. Katarzyny. Iluminacja tego pięknego zabytku warta jest 81.679 zł. Do iluminacji dołoży się RPO – 57.079 zł.
To tyle o zadaniach realizowanych w ramach rewitalizacji naszego 720 – letniego miasta.
Planowane są również inne zadania inwestycyjne. W tym roku wybudowane zostaną drogi na ul. Sosnowej i Słonecznej. Ta pierwsza kosztowała będzie 1,7 mln zł. W tym przypadku również oczekujemy na wsparcie z Narodowego Programu Przebudowy Dróg Lokalnych.
Droga na ul. Słonecznej wyceniona jest na 40.000 zł.
Za 45.000 zł zbudowany zostanie chodnik przy ulicy Mickiewicza, który obecnym stanie zagraża zdrowiu każdego przechodnia.
Dostosowanie strychu UMiG do wymogów BHP będzie kosztowało 50.000 zł., które wyasygnujemy z własnych środków.
Oświetlenie boiska wielofunkcyjnego przy Szkole Podstawowej nr 1, które pozwoli na pełne wykorzystanie tego obiektu, ocenione zostało na 60.000 zł z naszej gminnej kasy.
Poprawiona zostanie jakość komunikacji pieszej w okolicach Szkoły Podstawowej nr 1. Przebudowie ulegną chodniki otaczające tę placówkę oświatową. Będzie to nas kosztowało 80.000 zł.
W końcu nasza młodzież doczeka się skate parku, który powstanie za kwotę 196.000 zł. Rozpocznie się również proces wykupu gruntów pod inwestycje gminne. Gmina zamierza przeznaczyć na ten cel 1.550.000 zł.
I na tym kończą się przewidziane inwestycje w naszym mieście na rok 2009. Opisałem Państwu tylko te, które zostaną rozpoczęte i zakończone w tym roku.
Przewidziano również inwestycje w innych miejscowościach naszej gminy. W Czerninie zawodnicy tamtejszego klubu piłkarskiego „Korona” otrzymają w końcu upragnioną szatnię na swoim boisku. Na ten słuszny cel wydatkowane zostanie 145.000 zł. Czernina doczeka się również remontu infrastruktury związanej z rozwojem funkcji turystycznych i społeczno – kulturalnych tej miejscowości. Zakres prac z tym związanych pochłonie 500.000 zł. Gmina wyłoży z środków własnych 73.700 zł. Kwotę 417.150 zł pozyskamy z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich.
Mieszkańcy Osetna otrzymają drogę dojazdową do gruntów rolnych kosztem 450.000 zł. Partycypować w kosztach tej inwestycji będzie Wojewódzki Fundusz Ochrony Gruntów rolnych w kwocie 42.000 zł.
Ochotnicza Straż Pożarna w Starej Górze otrzyma leki wóz bojowy wart 188.000 zł. Do tego zakupu swoją działkę w wysokości 80.000 zł dorzuci Urząd Marszałkowski.
Za 200.000 zł zostanie zrekultywowane wysypisko śmieci w Glince.
Mieszkańcy Zawieścic otrzymają wiatę na przystanku autobusowym. By nikt nie był narażony na wiatr i deszcz warto wydać 5000 zł. Zdrowie przede wszystkim.
Kosztem 10.000 zł opracowana zostanie koncepcja gazyfikacji naszej gminy, na podstawie której będzie można przystąpić w przyszłości do gazyfikacji poszczególnych miejscowości. Również opracowana zostanie za 15.000 zł koncepcja sanitacji miejscowości naszej gminy, które nie znajdują się w aglomeracji.
Łączna wartość kosztorysowa inwestycji, które rozpoczną się w tym roku – miejmy nadzieję – i zakończą wyniesie ok. 7 mln zł. Z tej kwoty spodziewamy się otrzymać dofinansowanie w wysokości ok. 1,5 mln. Pozyskiwanie i poszukiwanie zewnętrznych źródeł finansowania nie jest oczywiście sprawą zamkniętą. W interesie nas wszystkich leży to, by tych środków było jak najwięcej, bo każda złotówka z zewnątrz jest prezentem.

poniedziałek, 23 marca 2009

Priorytet - dożywianie

I raz jeszcze powrót do materiałów na najbliższą sesję Rady Miejskiej. Dane dotyczą dożywiania dzieci w szkołach.
Zajmuje się tym pomoc społeczna, która działa tu na dwóch frontach: dożywiani dzieci w szkołach oraz wypłatę zasiłków celowych na zakup żywności dla pozostałych osób (nie będących uczniami). Każde dziecko w wieku szkolnym ma prawo do nieodpłatnego dożywiania w szkole, o ile dochód na osobę w jego rodzinie nie przekracza 150% kryterium dochodowego, które określane jest na podstawie odrębnych przepisów.
Trzeba też pamiętać o tym, iż taka pomoc jest przyznawana na wniosek rodziców/opiekunów prawnych dziecka lub z urzędu. „Z urzędu” może to być – i powinien – pedagog szkolny.
Nieodpłatnie posiłki w roku 2008 otrzymało w naszej gminie 895 dzieci. Na ten cel wydano kwotę – 494.100 zł. Na same posiłki wydano w roku 2008 – 374.612 zł. Za te pieniądze sporządzono 124.847 posiłki. Daje to koszt jednego posiłku w wysokości – lekko ponad 3 zł. Resztę z kwoty 494.100 zł (118.288 zł) została wydatkowana na zasiłki celowe na dożywienie oraz doposażenie stołówki (1200 zł).
Pieniądze na dożywianie dzieci pochodzą z dwóch źródeł: dotacja rządowa przynosi nam 284.100 zł., a nasz samorząd przeznaczył w roku ubiegłym 210.000 zł.

Policzono nas

Z tych samych materiałów sesyjnych można poznać demografię gminy Góra. Dane są świeże jak bułeczki z naszego „Społem”, które tak pewną ręka prowadzi Władysław Stanisławski (tu mu wychodzi, a w powiecie klapa i kompromitacja na całej linii!).
Na dzień 14 marca 2009 roku w gminie Góra zamieszkiwało 21.211 mieszkańców. Nie zostały podane dane dotyczące miasta na ten dzień.
Dwa lata wcześniej było w gminie - 21.504 mieszkańców; w mieście mieszkało 12.980 osób (60,03%).
Z materiałów sesyjnych wynika jednak, iż przeprowadzona analiza doprowadziła ich autorów do ciekawych wniosków. Aż do roku 2004 liczba mieszkańców naszej gminy wzrastała. Rok 2004 – jak stwierdzono w opracowaniu – był tym, w którym ludność gminy zaczęła spadać. Część winy za taki stan rzeczy opracowanie składa na włączenie się Polski do UE i rozpoczynająca się emigrację ludności z naszego terenu. Inny powód widziany jest jako efekt wysokiego bezrobocia, które wymuszało na członkach naszej lokalnej społeczności wyjazd za chlebem.
I tak: w roku 2004 w gminie mieszkało 21.170 osób. Rok później – 21.131. W 2006 roku gmina miała 21.054 mieszkańców. Rok później było nas 21.504. I to jest ten wzrost.
Trzeba jednak stwierdzić, iż w kolejnych latach nasza sytuacja demograficzna ulegnie wyraźnemu pogorszeniu. Będzie to efektem niżu demograficznego jaki nas czeka. Znacznie mniej dzieci będzie uczęszczało do szkół co odbije się na zatrudnieniu w oświacie. Staniemy się społecznością w dość zaawansowanym wieku.
Trzeba mieć to na uwadze patrząc na perspektywy rozwoju gospodarczego naszej gminy. Musimy sobie zdać sprawę, że wyparowywanie młodych z naszej gminy staje się powoli gwoździem do jej trumny. Społeczności o zaawansowanym wieku nie są atrakcyjne dla inwestorów.

Obecni i nieobecni

26 marca odbędzie się pierwsza wiosenna sesja Rady Gminy. Program obrad jest bardzo obszerny. Materiały sesyjne zawierają wiele ciekawych informacji, które zajmują 163 strony (bez porządku obrad i spisu treści)
I tak można się z nich dowiedzieć o frekwencji radnych podczas posiedzeń Rady Miejskiej w roku 2008. W tymże roku odbyło się 14 posiedzeń.
We wszystkich sesjach uczestniczyli: Bronisław Papmel, Andrzej Patronowski i ś.p. Adam Mazur.
Bronisław Barna, Jan Gaweł, Aniela Gągała, Zygmunt Iciek, Jan Kanicki – brali udział w 13 sesjach.
Radni: Alicja Penar, Henryk Drozdowski - 12 sesji.
W 11 sesjach brali udział: Zenon Berus, Lucyna Wilkiewicz i Tomasz Górski.
Dziesięć razy na sesji obecny był Jerzy Kucharski. Taką samą frekwencja może pochwalić się radna Maria Muszyńska. O dwie sesję mniej ma na swoim koncie – Eugeniusz Stankiewicz (8).
Radny Wacław Grzebieluch zaliczył połowę sesji roku 2008.
Odmiennie należy potraktować następujących radnych: Jerzego Kubickiego i Andrzeja Rogalę. Obaj zostali radnymi dopiero w 2008 roku, i to nie od początku. Radny Kubicki na 11 sesji, w których mógł uczestniczyć wziął udział w 10. Natomiast Andrzej Rogala na 13 sesji zaliczył 11.
Jeszcze inaczej należy spojrzeć na słabą frekwencję radnych: Teresy Frączkiewicz i Alicji Oleszko. Powody słabej frekwencji były niezależne od nich a wypływały z wielkich problemów zdrowotnych. Wszystko wskazuje na to, że obie panie mają najgorsze już mają za sobą i włączą się w sposób aktywny do prac samorządu.
Ta nużąca nieco wyliczank daje nam obraz frekwencji. Musimy jednak pamiętać, iż ilość obecności na sesjach absolutnie nie przekłada się na aktywność podczas obrad.
Dla przykładu: radny Patronowski ma 100% frekwencję, ale do aktywnych nie należy. Z całą pewnością nie słyszałem go od roku. Tak samo rzecz ma się z radnym Papmelem. Owszem, są zawsze na sesji, ale absolutnie nic do obrad ze swojego intelektu nie dokładają. Aż żal!

czwartek, 19 marca 2009

Jawne i niespecjalnie tajne

O dwóch sprawach musza Państwo wiedzieć, które miały miejsce podczas wczorajszej sesji Rady Powiatu. Mowa była o kondycji finansowej Szpitala. Podczas omawiania zagadnień z tym związanych dyrekcję placówki reprezentował główna księgowa – Agnieszka Świt. Poinformowała ona radnych, iż od stycznia 2009 roku płacone są składki na ZUS i podatek dochodowy od osób fizycznych. Podatek PIT - 4, z którego zapłatą Szpital zalega został zawieszony w egzekucji komorniczej i jest spłacany w formie rat.
Wysokość zadłużenia Szpitala wynosi obecnie 41,8 mln zł. W tej kwocie mieści się kredyt długoterminowy (12,2 mln) i zobowiązania krótkoterminowe – 29,6 mln zł. Na te ostatnie składają się: zobowiązania publiczno – prawne w wysokości 23,1 mln, które mają zostać pokryte dotacją, na podstawie założeń „planu B”. Ogromne są koszta egzekucji komorniczych – 2,3 mln. Utworzona została rezerwa na ich spłatę w kwocie 1,4 mln zł.
Wysokość kontraktu z NFZ na pierwszy kwartał wynosi 6,014 mln. W przypadku kontraktu na ratownictwo medyczne umowa zawarta jest na okres I kwartał i wynosi 0,55 mln zł. Dyrekcja Szpitala zakłada, iż w II półroczu wysokość kontraktu z NFZ nie będzie niższa i razem będzie ona miała wartość 13,31 mln zł.
Skończyło się płacenie przez NFZ za tzw: „nadlimity” czyli usługi medyczne wykonywane ponad wielkość umowy z NFZ. Oddziały: wewnętrzny, chirurgiczny, dziecięcy przekroczyły wartość zawartych kontraktów, ale z tego tytuły nie otrzymamy pieniędzy. Słabo wykorzystuje kontrakt oddział ginekologiczno – położniczy (82%). Z tego powodu przez styczeń i luty nie zarobiliśmy ok. 80 tys.
To tyle o sytuacji Szpitala. Był jeszcze jeden punkt, ale rozpatrywano go przy drzwiach zamkniętych, bo Przewodniczący Rady ogłosił tajność obrad. Omawiano kulisy wypadku z 10 lutego 2009 roku, w sprawie którego postępowanie wyjaśniające wszczęła prokuratura w Głogowie. Okoliczności tego tragicznego w skutkach zajścia referował radnym dyrektor Szpitala ds. medycznych – Zygmunt Iciek. Użycie słowa „referował” jest przesadą. Wyjaśnił on radnym, iż nie chce komentować sprawy aż do czasu zbadania ją przez prokuraturę. I w ten sposób radni – i opinia publiczna – pozbawieni zostali możliwości zapoznania się ze sprawą, która ciąży na reputacji naszego Szpitala. A szkoda. Być może jakieś logiczne i spójne wyjaśnienia rozwiałyby – chociaż w części – krążące o tej sprawie opinie i całkowicie różniące się od siebie wersje wypadku. Gęsta atmosfera wokół Szpitala nie jest nam potrzebna. Takie postawienie sprawy powoduje, że ponownie zaczną rodzić się domysły, które zaufania do tej placówki nie przyniosą. Stało się źle.

środa, 18 marca 2009

Teatrzyk wysoce amatorski

Dzisiejsza sesja Rady Powiatu była niebanalna. To nie była sesja – to występował amatorski teatrzyk dwóch aktorów. Pierwszy aktor - Władysław Stanisławski, który odegrał rolę zatroskanego losem śledztwa w sprawie wydawania „Biuletynu Regionalnego”. Drugim aktorem był szef Prokuratury Rejonowej w Głogowie – Wojciech Czerwiński.
Przedstawienie było następujące. Prokurator Wojciech Czerwiński przybył do Góry, by wyjaśnić radnym problem śledztwa w sprawie nielegalnego wydawania „Biuletynu Regionalnego” oraz „Życia Powiatu”, które finansowane był ze środków publicznych, czyli kasy Starostwa. Dochodzenie w tej sprawie utknęło w martwym punkcie. Okazało się, iż prokuratura w Głogowie przekazała akta sprawy do Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Jak stwierdził prokurator Czerwiński powodem tej decyzji był fakt, iż: „siodełko w siodełko jeździł on rowerami z osobą, która była zamieszana w tę sprawę”. Chodzi tu o Pawła Wróblewskiego. A ja siedziałem i słuchałem tego w narastającym osłupieniu. Otóż przypomniało mi się – ta kurewska pamięć! – jak ta sama prokuratura, pod wodza tegoż samego prokuratora Czerwińskiego, prowadziła umorzone sprawy przeciwko Stanisławowi Hoffmanowi. I jakoś wówczas prokuratorowi Czerwińskiemu nie przeszkadzał ten drobny i nie wart wzmianki fakt, iż obaj panowie uczęszczali do tego samego górowskiego „ogólniaka”. Prokurator Czerwiński ukończył go w 1966 roku a doktor Hoffmann rok później. Doktor Hoffmann oświadczył mi, iż znają się od lat szkolnych.
I niech mi ktoś powie, że nasza demokracja się nie rozwija! Jeszcze kilka lat temu było to dopuszczalne a już w 2008 roku stało się niedopuszczalne. Jaki postęp! I o ileż więcej starań o prokuratorski obiektywizm!
Potem było coraz bardziej weselej, bo prokurator Czerwiński rozwijał się w mowie niczym partytura chińskiej opery rewolucyjnej. Zebrani usłyszeli o brakach kadrowych w prokuraturze, tysiącach spraw przez nią prowadzonych, problemach jego córki z otrzymaniem pracy w wymiarze sprawiedliwości, nieugiętości i niepodawaniu się presji, przejściu na emeryturę z dniem 30 września 2009 roku. Prokuratorskie bzdety lały się szerokim strumieniem. Owe wynurzenia prokuratora były dla mnie żałosne.
Do akcji przystępował też pierwszy aktor tej komedii – Władysław Stanisławski. Nie omieszkał pochwalić się długoletnią znajomością z panem prokuratorem oraz wyznał, iż wypił z nim kieliszek. To wyznanie rozjebało mnie do końca. No i tak sobie gaworzyli, spijali z dzióbków, trajlowali. Z tej całej gadaniny, która absolutnie nie musiała trwać tak długo, wyłonił się następujący obraz sytuacji na dzień dzisiejszy.
Prokurator Czerwiński przyznał, iż dokumenty w sprawie zaginęły. Jest to – wg niego – drugi takki przypadek w czasach gdy szefuje on prokuraturze. Całą winę za ten fakt wziął mężne i odważnie na siebie. Nie dowiedzieliśmy się kto jest winny, z imienia i nazwiska. W takich przypadkach winien jest zawsze niekorzystny zbieg okoliczności, który nie ma imienia i nazwiska. Dowiedzieliśmy się również, że sprawa jest „w gruncie rzeczy błaha”. To stwierdzenie prokuratora Czerwińskiego wbiło mnie w najgłębsze zdumienie. Uczono mnie – że wszyscy ludzie są równi wobec prawa. Do tej pory sądziłem, iż ocena czynu niezgodnego z prawem należy do sądu. Ale prokurator Czerwiński rozwiał te moje szczytne złudzenia i stwierdził, że czym innym jest gdy dzwoni starosta, burmistrz, a czym innym jak robi to: „szary człowiek”. Po chwili zrozumiałem jednak, iż nie mam podstaw, by oburzać się na zacnego prokuratora, bo ukształtował się on w czasach gdy wymiar sprawiedliwości był posłusznym narzędziem w rękach ś.p. PZPR. To w gabinetach komitetów zapadały wyroki a sędziowie i prokuratorzy byli tylko posłusznymi wykonawcami płynących z stamtąd poleceń. Bijącym sercem tejże partii było ORMO.
Wiemy, że sprawa „Biuletynu Regionalnego” znajdzie swój finał w sądzie, bo 13 marca prokuratura skierowała ja do tejże instytucji.
Jedna rzecz, która cieszy, to informacja, iż prokurator Czerwiński idzie z dniem 30 września na emeryturę. Jego odejście z wymiaru sprawiedliwości nie przepaja mnie bólem. Od 1989 roku byłem zdania, iż na zbitą mordę trzeba wylać wszystkich sędziów i prokuratorów z rodowodem peerelowskim. I ta ostania wiadomość jest najważniejsza.

Z pierwszej ręki

Miałem dzisiaj okazję, by zamienić kilka zdań z burmistrz Ireną Krzyszkiewicz. Korzystając z tej okazji spytałem o długie kolejki interesantów, którzy pragną być przez nią przyjęci. Zgodnie z umową, którą zawarłem z panią burmistrz informuję, iż przyjmuje ona nie tylko w poniedziałek. W sprawach ważnych i nie cierpiących zwłoki każdy może być przyjęty w każdy dzień. Ponieważ jednak burmistrz Irena Krzyszkiewicz ma dość mocno napięty harmonogram dzienny sprawę należy załatwić tak: można zadzwonić do sekretariatu pani burmistrz, podać swój numer telefonu i oczekiwać na oddzwonienie przez włodarza Góry. Jak zapewniła burmistrz, każdy może liczyć na oddzwonienie.
Jeżeli natomiast nie mamy takich możliwości, albo z różnych względów nie chcemy podać numeru, jest inny wariant. Pani burmistrz może przyjąć interesanta nawet po godzinie 15, albowiem jej czas pracy w urzędzie jest znacznie dłuższy niż osiem godzin. Wówczas należy taką wizytę zapowiedzieć w sekretariacie z wcześniejszym – choćby kilkugodzinnym wyprzedzeniem. To sprawa pierwsza.
Teraz temat obwodnicy. Trwają intensywne prace nad projektem tej inwestycji. Wszystko wskazuje na to, iż tiry nie będą jeździły ulicą Starogórską. Podczas marcowej sesji Rady Miejskiej zapadną pierwsze decyzje dotyczące zmian budżetowych, które pozwolą na poczynienie pierwszych kroków w tym kierunku. Inwestycja ta wiąże się z wykupem gruntów, sporządzeniem dokumentacji technicznej i wielu innymi problemami prawnymi i proceduralnymi. Włodarze gminy nie zasypują jednak „gruszek w popiele”. I to jest najważniejsze.

wtorek, 17 marca 2009

Nowy wabik - sieć!

Dzisiaj odbyło się posiedzenie Komisji Budżetu, Finansów i Gospodarki. Temat był jeden – Szpital. Radni chcieli zapoznać się z sytuacją finansową naszego Szpitala w kontekście przygotowań do wprowadzenia „planu B”, który ma oddłużyć nasz Szpital (tak sądzi władza powiatowa).
Zgodnie z tradycją sala świeciła pustkami. Wszyscy radni wiedzieli o posiedzeniu, ale przybyli na nie jedynie: Władysław Stanisławski, Kazimierz Bogucki, Paweł Niedźwiedź, Marek Hołtra, Marek Biernacki, Tadeusz Podwiński – członkowie komisji. Obecna była radna Grażyna Zygan – Zeid oraz Teresa Sibilak i „Bukietowa” – członkinie Zarządu Powiatu. Sprawy Szpitala referowała jego główna księgowa – Agnieszka Świt.
Również zgodnie z tradycją radni otrzymali materiały w chwili rozpoczęcia się obrad. Był to wydruk „planu B”, który dostępny jest w Internecie. Żadna rewelacja a tym bardziej informacja. W tym miejscu wychodzę z założenia, iż nasi radni są na bieżąco w tej kwestii. Założenie to okazało się jednak fałszywe. O tym jednak później.
Na placu boju pojawiła się „Bukietowa”. I zaczął się popis krasomówstwa rodem z „SamejBronki”. Była tu, tam, ówdzie, rozmawiała z tym, tamtym i owamtym. Lała wodę z 10 minut. I padają nazwiska jakiegoś wiceministra, wicemarszałka, którzy tak naprawdę chuj mają do naszego Szpitala. Ale taki to sznyt rodem z „SamejBronki”. Bo ichne myślenie jest takie: patrzcie jaka ważna jestem! Z marszałkiem, ministrem rozmawiałam! To ma onieśmielać i przyprawiać o drżenie w kolanach. A ja kładę – wiadomą część anatomiczną – na każdego oficjela. Nogi mi nie drżą i mięśnie w kolanach na widok „sław” nie wiotczeją.
No i gada, gada „Bukietowa” te swoje dyrdymały, a mnie kurwica już chwyta. Widzę, że stężenie głupoty na 1 m kwadratowy przekracza dopuszczalna normę. A reszta radnych nic! Siedzą i łykają niczym pelikany te opowieści bardzo dziwnej treści. Wymyśliła sobie ta nieskomplikowana kobiecina jakieś „zagłębie milicko – trzebnickie”. A mnie kurwica coraz bardziej chwyta! Ale siedzę cicho. Na razie!
Radny Kazimierz Bogucki stwierdził, iż aby dyskutować trzeba mieć jakieś podstawy. Okazało się, iż radni nie otrzymali żadnych materiałów dotyczących naszego Szpitala. Dopiero po chwili okazało się, iż materiały są, ale zapomniano je dla radnych skserować. Rączo przystąpiono do odrabiania tej zaległości a radny Bogucki mówił dalej. Walił jak w bęben w Zarząd Powiatu. Powiedział, iż nie przychodzą na Komisję Budżetu, że niczego nie można się dowiedzieć; krytykował brak jakichkolwiek informacji o bieżącej pracy Zarządu (tu się trochę zagalopował, bo Zarząd i praca, to śmieszne i zabawne). I lał tak Radny Kazimierz swoje żale, ale wcale niepotrzebnie, bo i ta starościna i ten Zarząd są fatalnymi pomyłkami Władysława Stanisławskiego. Z fazy dramatu przeszliśmy do farsy.
Radny Hołtra dopominał się również o informacje na temat Szpitala, ale zażądał ich na piśmie.
Więcej nikt pytań nie miał i wówczas wielce szanowny przewodniczący komisji Paweł Niedźwiedź udzielił mi w swojej nieskończonej łaskawości głosu. Korzystając z tej okazji powiedziałem „Bukietowej”, by nie wprowadzała radnych w błąd opowiadając rzeczy nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością. Poszło mi o rolę Zarządu Województwa w procesie oddłużenia Szpitala. Zarząd ten ma tu nic do powiedzenia. O tym czy zakwalifikujemy się do „planu B” zdecyduje wojewoda. Ale „Bukietowa” wie lepiej. I to mnie wkurzyło. I powiedziałem co o tym myślę, bo jako katolik (ale taki bardziej rzymski) zakłamania nie znoszę i mówię prawdę, by przykazania odpowiedniego nie łamać. „Bukietowa” w odpowiedzi, że ona nie życzy sobie takiego tonu! I jeszcze dodała, że ja czytam i nie rozumiem co czytam. W odpowiedzi usłyszała ode mnie, że jej nie lubię oraz iż jeślibym nie rozumiał co czytam, to wstąpiłbym do „SamejBronki”. Zrobiła karpia i już nie kontynuowała dyskusji.
Ogólnie rzec można, iż „Bukietowa” znowu popadła w stan umysłowego odrętwienie i opowiada jakieś dziwne rzeczy o przystąpienie do jakiejś sieci, która rzekomo montuje wicemarszałek Borys. Informację o tym sprawdzę jutro a o wynikach poinformuję.

poniedziałek, 16 marca 2009

Tak żle i tak niedobrze!

Zaczyna się sprawdzać stare przysłowie, które mówi: „ludziom nigdy nie dogodzisz”. Sprawy związane z budową mostu nabrały przyśpieszenia i już słychać chór niezadowolonych, którzy utyskują na brak obwodnicy w naszym mieście. Na most czekaliśmy cztery dziesięciolecia. W końcu będziemy go mieli. Dzisiaj w wielu internetowych komentarzach słuchać utyskiwania, iż „tiry rozjeżdżą Górę”, „zniszczą miasto”, „zabija dzieci”. Wszystko to być może, ale … .
Czy most spadł znienacka, niczym deus ex machina? A może marszałkowie samorządu wojewódzkiego przywieźli tę wieść akurat 13 – tego, by zrobić mieszkańcom naszego powiatu na złość? Czy też nikt nigdy nie słyszał o staraniach, by most powstał, bo te dążenia były prowadzone w najgłębszej konspiracji?
Oczywiście, żadna z powyżej wymienionych opcji w grę nie wchodzi. Wiedziano, że most prędzej czy później będzie, bo jego powstanie wymuszała istniejąca rzeczywistość gospodarcza.
Czytając wypowiedzi na temat mostu i obwodnicy, której na razie nie będzie, można odnieść wrażenie, iż za ten ostatni fakt winę ponosi wyłącznie urzędująca od roku burmistrz Irena Krzyszkiewicz. Przepraszam, ale historia naszego samorządu nie zaczyna się od Ireny Krzyszkiewicz i na niej nie skończy. Prawidłowo postawione pytanie brzmi: co zrobili poprzedni włodarze naszej gminy, by można dzisiaj było przystąpić do budowy obwodnicy. Czy przeprowadzono niezbędne zmiany w planie zagospodarowania przestrzennego? Czy dokonano wywłaszczeń terenów pod budowę obwodnicy? Czy zrobiono dokumentację techniczną obwodnicy? Na wszystkie te pytania odpowiedź jest przecząca. Więc skąd te żale pod adresem burmistrz Ireny Krzyszkiewicz?
Z głupoty czy złej woli? A może z zawiści, że to podczas jej urzędowania sprawa znalazł szczęśliwy finał? To, co czytam na leszczyńskich portalach, jest po prostu głupotą.
Ideałem byłoby, aby wraz z drogami powstała obwodnica. Tyle że tej obwodnicy nikt nam nie wybuduje. To nasz samorząd musi przygotować tereny i plany a później starać się o pieniądze na realizację tej inwestycji, bo nawet przy koszcie rzędu 100 mln nie jesteśmy w stanie sami sfinansować tej budowy. Wicemarszałek Grzegorz Roman powiedział to wyraźnie i bez owijania w bawełnę: „samorząd wojewódzki nie będzie rozwiązywał waszych problemów za was. My możemy pomóc, ale musimy wiedzieć w czym, i ile to będzie kosztowało”. Powiedziane jasno i bez podlizywania się potencjalnym wyborcom PO. Czasy dobrych wujków minęły bezpowrotnie.
W tym chórze niezadowolonych, którzy swoje pretensje kierują tylko pod adresem urzędującej władzy, jakoś nie słyszę pretensji do radnych, z których nie jeden zasiada w radzie kolejną kadencję. Oni też nie wiedzieli, że most musi powstać? A gdzie byli podczas licznych w poprzednich kadencjach sesji? Dopominali się o wywłaszczenia, skup działek pod obwodnicę, projekt obwodnicy? Siedzieli cichutko jak myszki pod miotłą!
I już oczami wyobraźni swojej wiszę, jak w wyborach 2010 roku obwodnica stanie się przebojem wyborczym. Każdy komitet wyborczy będzie wpisywał hasło budowy obwodnicy na swoje sztandary i dumnie dzierżył ten miraż przed wzrokiem wyborców. Pamięć o tym, że gdy było się radnym nic się w tej sprawie nie zrobiło poddana zostanie procesowi amnezji. Winna będzie obecna władza.
Matki straszone będą widmem swoich pociech rozjechanych na miazgę przez tiry, mieszkańcy Starej Góry – bezsennymi nocami wypełnionymi hałasem pędzących wielotonowych ciężarówek, mieszkańcy ulicy Starogórskiej wizją walnych się budynków. Atmosfera przedwyborczych spotkań będzie podgrzana i przegrzana. Oczywiście zaniepokojeni i ubolewający będą obiecywali, że już po objęciu władzy w mig zbudują obwodnicę, bo od zawsze o nią się upominali, ale władza ich nie słuchała.
Wszystkim bezrefleksyjnym krytykom budowy mostu dedykuję taką oto myśl do rozważenia. Most nie będzie budowany. Powstanie podstrefa specjalnej strefy ekonomicznej. Pytam się: kto, przy zdrowych zmysłach, nią się zainteresuje jeżeli nie będzie mostu, który daje nam okno na szeroki świat?

piątek, 13 marca 2009

Szczęśliwa trzynastka

13 marca zapisze się złotymi zgłoskami w historii naszego powiatu. Dzisiaj o godzinie 12,00 Urząd Marszałkowski we Wrocławiu ogłosił przetarg na budowę upragnionego i wymarzonego przez tak wielu mostu na rzece Odrze w miejscowości Ciechanów. Jest to ważny moment dla naszej społeczności lokalnej, bo wiążą się z tym faktem konkretne oczekiwania, które określić można trzema słowami: nadzieja na rozwój.

Wizulalizacja mostu w Ciechanowie

O godzinie 13,30 w pięknej sali nr 110 naszego Ratusza odbyła się konferencja prasowa, w której udział wzięli: marszałek województwa dolnośląskiego – Marek Łapiński, wicemarszałek – Grzegorz Roman, dyrektor Dolnośląskiej Służby Dróg i Kolei – Leszek Loch.

Od lewej: Leszek Loch, Grzegorz Roman, Marek Łapiński, Irena Krzyszkiewicz

Goście przybyli na zaproszenie burmistrz Ireny Krzyszkiewicz, by obwieścić tę radosną dla nas nowinę i jednocześnie odpowiedzieć na pytania i rozwiać wątpliwości. To, że most powstanie jest pewne. Zakończenie procedury przetargowej nastąpi w dniu 15 kwietnia. Do godziny 10 tego dnia wszyscy zainteresowani realizacją tej inwestycji będą mogli składać swoje oferty. Most ma kosztować ok. 110 mln zł (wartość kosztorysowa), a dojazdy ok. 100 mln. Razem inwestycja ta opiewa na kwotę 210 mln zł i w 2/3 finansowana jest z funduszy pochodzących z UE.
Wszystkie procedury są przyśpieszone. Nasz most realizowany jest według nowych przepisów, które pozwalają na szybsze działanie. Rozstrzygnięcie przetargu nastąpi na przełomie maja i czerwca tego roku. Można się spodziewać, iż już w czerwcu rozpoczną się prace przy budowie mostu. Oddanie go do użytku ma nastąpić w 2010 roku.
Z całą pewnością nie będziemy mieli w Górze obwodnicy. Koszt tej inwestycji jest trudny do oszacowania. Podczas dzisiejszego spotkania mówiono o kwotach rzędu 100 – 200 mln, które trzeba przeznaczyć na tę inwestycję. Takich pieniędzy nasze województwo w obecnej chwili nie ma. Budowę obwodnicy wokół Góry będzie trzeba odłożyć w czasie, bo z jej wykonaniem łączą się nie tylko pieniądze, ale też procedury wywłaszczeniowe i zmiany w planie zagospodarowania przestrzennego. To wymaga czasu i pieniędzy. W tych kwestiach jesteśmy zdani sami na siebie.

Od lewej: Irena Krzyszkiewicz, Piotr Wołowicz

Samorząd wojewódzki nie będzie nas tu wyręczał, gdyż to my jesteśmy gospodarzami na tej ziemi. Z dzisiejszego spotkania wiadomo, że droga prowadząca z mostu w Ciechanowie ominie wieś Osetno. Niestety, przez jakiś czas ruch będzie przebiegał przez Starą Górę i ulicę Starogórską. Sytuacja taka będzie trwała dotąd, dokąd nie ucywilizuje się naszego miejskiego systemu komunikacji (obwodnica). Wszystko w tej dziedzinie leży w rękach włodarzy naszej gminy.
Pomimo, że mamy 13 (i na dodatek piątek), to można rzec, iż rzekomo feralna trzynastka nam przyniosła szczęście. 13. zapaliło się w naszym tunelu światełko nadziei.

Bez większych ceregieli

Obradowała dzisiaj Komisja Budżetu, Finansów i Gospodarki Rady Powiatu pod przewodnictwem Pawła Niedźwiedzia. Tematem obrad były sprawy budżetowe. W pierwszym punkcie skarbnik powiatu przedstawił zmiany w budżecie na rok 2009. O zmianach tych informowałem już Państwa w poście „Budżet dla krasnali”. Radni Marek Hołtra i Kazimierz Bogucki zastanawiali się nad pozycją w budżecie o nazwie: „Remont dróg powiatowych”. Jak Państwo wiecie, Zarząd Powiatu dostrzegając ich kiepski stan przeznaczył na remonty tych dróg w roku 2009 -
25 960 zł (dwadzieścia pięć tysięcy dziewięćset sześćdziesiąt złotych). Wymienieni radni wyrażali głębokie zaniepokojenie o wykorzystanie tej ogromne puli pieniędzy w roku 2009.


Chciano o to zapytać członków Zarządu, ale okazało się, że tradycyjnie nie ma kogo. Radni zaczęli zastanawiać się nad przyczyną nieobecności powiatowych decydentów podczas obrad najważniejszej komisji w naszym powiatowym samorządzie. Przewodniczący komisji – Paweł Niedźwiedź – stwierdził, iż: „Nie korzystają z naszych zaproszeń, to nie będziemy się prosić. Zaproszenia zostały wysłane”. I jakoś specjalnie przewodniczący komisji nie ubolewał nad faktem nieobecności „Bukietowej” i Tadeusza „Urodzonego Dyrektora” Bireckiego. Po ponad dwóch latach zajmowania przez nich foteli w Starostwie wiadomo jest już powszechnie, iż ich obecność – bądź nieobecność – nie mają najmniejszego znaczenia dla obrad żadnego gremium. Więcej! - zawsze jest to pozytyw.

Dla mnie nasi powiatowi decydenci stanowią łatwe łupy i ofiary. Tak łatwe, że już tylko w chwilach największej nudy – dla jej zabicia! – mam ochotę na nich spojrzeć i o coś spytać. Zresztą, jak spoglądam, to zaczynam się bardzo źle czuć.
Wracajmy jednak do posiedzenia komisji. Członkowie gładko i bez protestów przyjęli oświadczenie Pawła Niedźwiedzia wobec wymienionych powyżej person i przystąpili do dalszej części obrad.
Zajęto się uchwałą, w której określone zostały zadania, jakie finansowane będą z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych w 2009 roku. Otrzymane na rok 2009 środki są o połowę mniejsze niż w roku 2008. Razem do wydania jest 389 tys. zł. Najwięcej planuje się wydać na dofinansowanie uczestnictwa osób niepełnosprawnych i ich opiekunów w turnusach rehabilitacyjnych (145 tys. zł); drugą pozycję wydatków stanowi dofinansowanie zaopatrzenia w sprzęt rehabilitacyjny, przedmioty ortopedyczne i środki pomocnicze (99 tys. zł); na trzeciej pozycji znajdują się wydatki związane z likwidacją barier architektonicznych (przebudowa łazienek w mieszkaniach inwalidów, podjazdy, itp.), na który to cel przeznaczono 50 tys. zł. Resztę wydatków stanowi drobnica niewarta wzmianki. Z wysokości przyznanych środków można wnosić, iż sporo ludzi uprawnionych do skorzystania tegoż funduszu odejdzie z kwitkiem.
Kolejnym punktem obrad było przyjęcie uchwały w sprawie świadczeń przyznawanych w ramach pomocy zdrowotnej dla nauczycieli oraz warunków i sposobu ich przyznawania. Całość środków przeznaczonych na ten cel wynosi na rok 2009 – 15 tys. Projekt uchwały referował dyrektor Wydziału Oświaty, Kultury i Sportu – Sławomir Bączewski. Ze strony radnego Boguckiego padło pytanie w sprawie konsultacji ze związkami zawodowymi w tej sprawie. Dyrektor Bączewski stwierdził, iż zgodnie z przepisami prawa takich konsultacji nie przeprowadzano, gdyż prawo tego nie przewiduje. Chcąc pokazać jednak dobrą wolę i szacunek dla społecznych partnerów dyrektor Bączewski poinformował, iż planuje spotkanie z dyrektorami placówek oświatowych w tej sprawie, gdzie poinformuje ich o podjętych decyzjach. Kwota 15 tys. zł przeznaczona na ten cel będzie rozdysponowana na wszystkie placówki oświatowe podległe starostwu proporcjonalnie do liczby osób w nich zatrudnionych.
Problem konsultacji ze związkami zawodowymi wypłynął ponownie przy omawianiu projektu uchwały w sprawie określenia wysokości najniższego zasadniczego wynagrodzenia oraz wartości jednego punktu w tabeli miesięcznych stawek wynagrodzenia zasadniczego dla pracowników, którzy nie są nauczycielami a zatrudnieni są w szkołach i placówkach oświatowych prowadzonych przez nasz powiat. Dotąd najniższe wynagrodzenie wynosiło 700 zł/miesiąc. Od 1 stycznia wzrasta ono do 800 zł na miesiąc. Ujednolica się wartośc jednego punktu dla wszystkich placówek. Dotąd były one zróżnicowane i wynosiły od 3,7 punktu do 5 pkt. Od 1 stycznia jeden punkt będzie wart 9 zł.
Ze strony radnego Marka Hołtry padło pytanie o konsultacje ze związkami zawodowymi. Referująca projekt uchwały sekretarz powiatu – Elżbieta Kwiatkowska – stwierdziła, iż z trzech związków do jakich skierowano projekt uchwały do zaopiniowania, jedynie Forum Związków Zawodowych wystosowało odpowiedź. Dwa zawiązki – „Solidarność” i OPZZ – nie odpowiedziały w terminie 30 dni, a wiec zgodnie z prawem konsultacje można uznać za odbyte. Cieszy fakt, że związki zawodowe tak bardzo interesują się bytem swoich członków. To budujące i w rezultacie powinno przynieść gwałtowny przyrost szeregów związkowych.
W punkcie „sprawy różne” wypłynął problem Szpitala. Pytano o plan „B” i stan naszej lecznicy. Pytania padały w próżnię, gdyż nikt nie mógł nic konkretnego powiedzieć w tej sprawie.
W tym miejscu swoje zdecydowanie okazał przewodniczący komisji Paweł Niedźwiedź. Stanowczym tonem zażądał aktualnych dokumentów dotyczących sytuacji finansowej Szpitala. W celu zapoznania się z sytuacją w Szpitalu dyrekcja tej placówki ma przybyć na posiedzenie komisji, które wyznaczono na najbliższy wtorek.
Na tym posiedzenie zakończono. Potem były tradycyjnie prywatne pogwarki i pogaduszki. Te interesujące rozmowy zostały jednak przerwane, gdyż salę chciała objąć w posiadanie Komisja Rolnictwa. Na posiedzeniach tej komisji absolutnie nic się nie dzieje, toteż na niej nie byłem. Może i bym się udał, ale zauważyłem, iż jej członkiem jest znany powiatowy Jan „Milczek” Bandzior. A dla mnie, to jeszcze nie czas na ciszę.

czwartek, 12 marca 2009

Muzeum z koordynatorką

Dzisiaj zarząd „Muzeum Ziemi Górowskiej w Organizacji” spotkał się, by poznać koordynatora ds. tworzenia tej niezwykle potrzebnej i oczekiwanej przez dużą część społeczeństwa placówki. Zarząd przybył na spotkanie w składzie: Grzegorz Aleksander Trojanek – przewodniczący, Zbigniew Józefiak – wiceprzewodniczący, Marek Hołtra, Remigiusz Drzewiecki, Cezary Jurga, Robert Mazulewicz – członkowie.

Od lewej: Grzegorz Aleksander Trojanek, Sławomir Bączewski

Starostwo reprezentował dyrektor Wydziału Oświaty, Kultury i Sportu – Sławomir Bączewski, który funkcję tę pełni od lutego 2008 roku. W spotkaniu uczestniczyła również Irena Bulczyńska.

Koordynatorka - Irena Bulczyńska

Starostwo spośród dwóch kandydatur, które wyraziły chęć objęcia tej funkcji, wybrało panią Irenę Bulczyńską. Decyzja starościny Pony nieco zaskoczyła inicjatorów tworzenia muzeum, którzy wychodzili z założenia, iż nominacja ta odbędzie się na zasadzie wzajemnego zrozumienia i wysłuchania różnych racji. Oczekiwanie na takie załatwienie tej sprawy było naturalne, bo przecież to członkowie komitetu założycielskiego będą na co dzień współpracowali z koordynatorem, a więc chciały mieć wpływ na wybór osoby, która spełni ich oczekiwania i wymagania. Toteż autorytarna decyzja starościny Pony wzbudziła poczucie niesmaku i zażenowania.
Członkowie zarządu wyszli jednak z założenia, że wielka i piękna idea utworzenia muzeum nie pozwala na konfrontację. Spokojnie oczekiwano na to, co powie mianowana przez Ponę koordynatorka. I temu służyło dzisiejsze spotkanie.
Irena Bulczyńska jest rodowitą górowianką. Ukończyła nieistniejącą już Szkołę Podstawową nr 2 w Górze. Jej wychowawcą był historyk Zdzisław Żywień. Po ukończeniu podstawówki uczyła się w Technikum Architektury w Zielonej Górze. Jest absolwentką historii, którą ukończyła w nieistniejącej już Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze (od 2001 roku uczelnia ta weszła w skład Uniwersytetu Zielonogórskiego). Posiada ponad 30 – letni staż pracy. Ostatnio zajmowane stanowisko - kierownik Oficyny Wydawniczej Uniwersytetu Zielonogórskiego, które to wydawnictwo wydaje ok. 70 tytułów rocznie. Stanowisko koordynatora obejmie z dniem 1 kwietnia i jednocześnie nie będzie już pracowała w Zielonej Górze.
Członkowie zarządu spokojnie zadali koordynatorce kilka pytań, by bliżej ją poznać. Irena Bulczyńska była nieco speszona, ale nie przeszkodziło jej to na udzielenie odpowiedzi na interesujące członków zarządu pytania. Pozwoliło to na przełamanie pierwszych lodów i wywiązanie się swobodnej dyskusji.

Od lewej: Cezary Jurga, Marek Hołtra, Zbigniew Józefiak


Miłym zaskoczeniem dla wszystkich była postawa dyrektora Sławomira Bączewskiego. Przybył on na spotkanie przygotowany pod każdym względem. W trakcie swojego wystąpienia zaproponował, by tworzenie muzeum podzielić na trzy etapy: przygotowawczy, tworzenia muzeum i właściwego muzeum. Uzasadniał to w sposób przekonywujący i argumentował przepisami prawa, które obowiązują w muzealnictwie. Ten podział został zaakceptowany przez członków zarządu. Wstępnie omówiono zadania na najbliższe trzy tygodnie i wyznaczono datę kolejnego spotkania, które odbędzie się na początku kwietnia. Obecny etap tworzenia muzeum jest na etapie prac nazwać przygotowawczym. Dyrektor S. Bączewski pragnie na tym spotkaniu poznać wszystkich ludzi zaangażowanych w realizację idei utworzenia muzeum, bo zdaje sobie sprawę przed ciężkim zadaniem, jakie ich czeka. Muszę tu dodać, że dyrektor S. Bączewski wywarł na mnie jak najlepsze wrażenie. Powiedziałem to również na koniec spotkania stwierdzając, iż jest pierwszym przedstawicielem władz w tym budynku- od dwóch lat - który o muzeum mówi z sensem i do rzeczy. Trzeba wiedzieć, że nowy dyrektor ma doświadczenie w pracy oświatowej i kulturalnej, gdyż jako wiceprezydent miasta Głogowa sprawował nadzór nad tymi dziedzinami. Cieszy fakt, że w końcu w Starostwie jest ktoś kompetentny, kto wie, o czym mówi.
Najważniejszym problemem, przed którym stoi komitet założycielski, jest przeskoczenie etapu przygotowawczego. Aby to osiągnąć potrzeba będzie wiele wysiłku i pomocy ludzi różnych profesji, których fachowa wiedza i doświadczenie będą organizatorom bardzo potrzebne. Oczekiwania takie sprecyzowane zostaną po spotkaniu, które odbędzie się w kwietniu.


Komitet Organizacyjny zaprasza wszystkich entuzjastów utworzenia Muzeum Ziemi Górowskiej do współpracy. Przed nikim nie zamknięto i nie zamierza się zamykać drzwi! Każdy kto jest za muzeum – jest z nami! Pracy starczy dla wszystkich.

Remigiusz Drzewiecki

środa, 11 marca 2009

"Wspólny Dom"?

Powróćmy do naszego najświeższego „bohatera”, czyli prezesa SM „Wspólny Dom” w Górze. Sprawa jego „półwyższego” wykształcenia z wolna zaczyna się klarować i nabierać rumieńców. Dzięki życzliwym ludziom udało mi się dowiedzieć, iż Jerzy Żywicki ma na pewno (bo i to nie było pewne na 100%) zawód mechanizatora rolnictwa. Nauki w tym kierunku pobierał on w dwuletniej pomaturalnej szkole, która swą siedzibę miała w miejscowości Grodków, woj. opolskie. Po ukończeniu tej szkoły, której zaliczenie żadną miarą nie może dawać prawa do określania swojego poziomu wykształcenia na poziomie „półwyższym”, obecny prezes pracował w Spółdzielczych Kółkach Rolniczych. Przez cały okres lat 70 – tych i 80 – tych nie odnajduje się wzmianek, by podejmował naukę. Pierwsze niejasne wzmianki – wymagające dalszych badań – znajdujemy dopiero u zarania lat 90 – tych. Wspomina się wówczas o jakiejś uczelni w Legnicy, gdzie Żywicki próbował poprzez naukę wyjść z gęstego mroku niewiedzy i niekompetencji. Rzekomo miał mu pomagać w tym zamieszkały tam kolega (S.P), z którym razem działali w latach młodości w Powiatowym Zarządzie Związku Młodzieży Socjalistycznej. Nie wiemy jak zakończyła się ta próba. Kolejne podejście zaliczył Żywicki na politologię wykładaną na Uniwersytecie w Poznaniu. Był to rok 1991. Z całą pewnością wiemy, że próba ta zakończył się fiaskiem.
To tyle na temat „półwyższego” wykształcenia prezesa.

Powróćmy do spółdzielni. Jak Państwo wiedzą wśród jej członków znajduje się grupa ludzi, którym rządy prezesa się nie podobają. I nic w tym dziwnego. Mamy demokrację i żaden prezes nie musi się każdemu podobać. Czytając jednak korespondencję jaką wymieniali oni ze spółdzielnią dochodzę do przekonania, że ma to swoje mocne podstawy.
Oto fragment pisma radcy prawnego zatrudnionego w tej spółdzielni do jednego z jej członków: „Treść Pana zapytania odnośnie wskazania adresu sądu, do którego powinien Pan skierować pismo celem zaskarżenia uchwał organów spółdzielni należy uznać jako nagabywanie i niepotrzebne mnożenie korespondencji, zwłaszcza w kontekście skierowanego już przez Pana do Sądu Okręgowego w Legnicy pozwu o uchylenie uchwał organów spółdzielni”. Agnieszka Michalak – tenże radca prawny, który podpisał przytoczony fragment pisma - najwyraźniej zapomniała o brzmieniu 1 paragrafu ustawy o spółdzielczości mieszkaniowej: - „Celem spółdzielni mieszkaniowej, zwanej dalej "spółdzielnią", jest zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych i innych potrzeb członków oraz ich rodzin, przez dostarczanie członkom samodzielnych lokali mieszkalnych lub domów jednorodzinnych, a także lokali o innym przeznaczeniu”. Trzeba tu dodać, że radca prawny jest na etacie spółdzielni i zarabia 1400 zł miesięcznie brutto. Rocznie radca kosztuje członków spółdzielni 16800 zł. I to na ich rzecz ma świadczyć usługi, albowiem nie ma spółdzielni bez członków. Jak nie ma członków – nie ma etatu i kasa nie leci. Ale radca prawny Agnieszka Michalak o tym zapomniała. Proszę też zwrócić uwagę na ton pisma radczyni prawnej. Kluczowe jest tu zwrot: „należy uznać jako nagabywanie i niepotrzebne mnożenie korespondencji”. Osobiście odczułbym to jako pogróżkę, która ma mnie skłonić do zaprzestania „mnożenia korespondencji”, bo uznane to zostać może za: „nagabywanie”. Pani radczyni najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego, że zarówno ona, jak i cały zarząd spółdzielni, są dla członków tejże spółdzielni. To pociąga za sobą też inne konsekwencje. Trzeba być miłym i uprzejmym dla każdego, choćby najbardziej upierdliwego, spółdzielcy, bo to z jego i innych spółdzielców się żyje. Radczyni prawna Agnieszka Michalak zapomniała również o kodeksie etycznym obowiązującym radców prawnych. Ów kodeks powiada tak: „Obowiązkiem radcy prawnego jest przestrzeganie norm moralnych, szacunek dla praw człowieka oraz dbanie o godność zawodu". Prawo każdego człowieka do wyczerpującej informacji zawarte jest też w szeregu ustaw, z Konstytucją RP włącznie.

Można zrozumieć niechęć radczyni prawnej do udzielania wyczerpujących odpowiedzi spółdzielcy. Wiadomo, że kto bezpośrednio zatrudnia i płaci – ten wymaga. Ale i ten problem rozstrzyga przywoływany wielokrotnie kodeks zasad etycznych: „W przypadku kolizji interesu obsługiwanej jednostki z prawami człowieka, obywatela albo pracownika, radca prawny obowiązany jest kierować się przepisami prawa, a w razie braku normy prawnej - zasadą sprawiedliwości i własnym sumieniem”. I na koniec gwóźdź do trumny: „Przy wykonywaniu zawodu radca prawny obowiązany jest zawsze kierować się prawem; żadne okoliczności pozaprawne, nie mające bezpośredniego związku z obiektywnie ocenionym stanem faktycznym sprawy, albo wyrażone przez kogokolwiek polecenia, czy wskazówki, nie zwalniają radcy prawnego z obowiązku rzetelnego i uczciwego wykonywania czynności zawodowych”.

Odpowiedź, jaką uzyskał spółdzielca od swojego radcy prawnego (bo przypomnę to on mu również płaci), można uznać za żenującą i upokarzającą. W świetle zasad etycznych, które rzekomo mają obowiązywać tę grupę zawodową (Te zasady! – bez nich życie byłoby łatwiejsze, ale bardziej kurewskie), jest niedopuszczalna.
Jak Państwo widzą SM „Wspólny Dom” nie jest domem dla swoich wszystkich spółdzielców, którzy płacą za pensje prezesa, zarządu, radcy prawnego. A skoro płacą – mają prawo wymagać. I nie ma tu nic do rzeczy czy to się władzą spółdzielni podoba czy też nie. To jest rzecz marginalna i niewarta nawet wzmianki. Prezes spółdzielni – jak mu się to nie podoba – może poszukać innej pracy. Z „półwyższym” przyjmą go w każdym Powiatowym Urzędzie Pracy i wpiszą do rejestru. Szanowna radczyni powinna poszukać porady duchowej z zakresu etyki obowiązującej w jej fachu. A spółdzielcy powinni sobie uświadomić, że to nie oni są klientami władz spółdzielni, ale odwrotnie.
Temat ten jeszcze pociągniemy. Oj, pociągniemy!

wtorek, 10 marca 2009

Budżet na miarę krasnali

18 marca o godzinie 10,00 odbędzie się sesja Rady Powiatu. W lutym Przewodniczący sesji nie zwołał, ale nie przeszkodziło to radnym wziąć diet. Diety bowiem absolutnie nie są przypisane do pracy wykonywanej przez radnych. One są ściśle powiązane z funkcją co w samym sobie tez jest objawem niedoskonałości ustawy o samorządzie.
W programie sesji znajduje się kilka punktów. Najważniejszym jest zmiana dokonana w budżecie. Dochody budżetu na rok 2009 szacowane są – na dzień dzisiejszy – na poziomie 38,64 mln zł. Planuje się wydatki w kwocie 38,34 mln zł. Mamy więc nadwyżkę w wysokości 300 tys. zł., którą przeznacza się na spłatę raty kredytu długoterminowego.
Z kwoty 38,64 mln zł aż ok. 4,5 mln trzeba będzie wydać na spłatę pochopnie zaciąganych kredytów (13,47% budżetu). Sytuacja wygląda jeszcze ciekawiej jeżeli weźmie się pod uwagę, iż aż 2,3 mln zł z zaciągniętego w 2008 roku kredytu długoterminowego (II transza) przeznaczona zostanie na wykup obligacji komunalnych. Skąd my to znamy? Kredyt spłacany kredytem?!
Z funduszy UE pieniędzy nie ma, bo nikt z nieudolnego Zarządu powiatu nie wie jak to zdobyć i co można za te pieniądze zrobić.
Inwestowali będziemy też skromnie, bardziej niż skromnie. Całość inwestycji wygląda na papierze co prawda imponująco, ale po bliższym przyglądnięciu się szczegółom wiele traci na pozornym uroku. Łączna kwota inwestycji wyniesie w roku 2009 – 13,17 mln zł. Należy jednak odjąć od tego budowę strażnicy (10,23 mln – całkowity koszt budowy; z tej kwoty w roku 2008 wykorzystano 3,6 mln zł). Trzeba też odjąć 950 tys. zł przeznaczone na zakupy inwestycyjne dla tejże straży. To zadanie realizowane jest w całości z dotacji celowej budżetu państwa. Zarząd nie miał i nie ma (jakież szczęście!) wpływu na tę inwestycję.
Najpoważniejszą inwestycją jaką przeprowadzimy przy udziale własnych sił i środków jest przebudowa mostu na rzece Orli, w miejscowości Pobiel. Koszt tej inwestycji – 1,14 mln. Planuje się, że ok. 550 tys. otrzymamy z rezerwy budżetu państwa. W przypisie przy tej pozycji czytamy: „faza złożenia wniosku”. Nie bardzo rozumiem. Wniosek jest opracowywany, złożony czy też wiozą go do Warszawy? To taka „mowa – trawa” o wiadomej proweniencji. Mówić i pisać tak, by nikt cię za słowo chwycić nie mógł.
Ze szczególną uwagą spoglądało się będzie w roku 2009 na drogi powiatowe. Planuje się zakup ciągnika dla Powiatowego Zarządu Dróg (ok. 200 tys. zł) i remonty tychże dróg powiatowych na kwotę – 25 960 zł (słownie: dwadzieścia pięć tysięcy dziewięćset sześćdziesiąt złotych). Szczęśliwi kierowcy! Wyrazy wdzięczności składać można od poniedziałku do piątku (godz. 8 – 15) na ręce Zarządu Powiatu in corpore, albo każdemu z osobna. Klapa, goździk, buźka … . Kwotę 130 tys. zł zamierza się przeznaczyć na zakup kosiarki wysięgnikowej dla Powiatowego Zarządu Dróg. W celu oprawienia warunków pracy pracowników Starostwa Powiatowego, którzy na II piętrze maja latem zbyt gorąco a zima zbyt zimno, przeprowadzi się modernizację dachu budynku za 130 tys. zł. To jest chyba taka mniej wartościowa rekompensata za IV etap termomodernizacji Zespołu Szkół, którego przyczyn zaniechania nie znamy, ale się domyślamy. „Ersatz! – cholera, nie życie!”
Dla Centrum Kształcenia Ustawicznego w Górze pragnie się zakupić tokarkę numeryczną (120 tys. zł) oraz samochód do nauki jazdy (40 rys. zł).
Razem wydatki inwestycyjne starostwa wyniosą 1.309.000 zł (3,38%) budżetu. Rozwój więc jest dynamiczny, wielowymiarowy i wielowarstwowy, budujący trwałe fundamenty pod dalszy dynamiczny wzrost, rozrost i przerost. Wszystko więc zmierza w najlepszym kierunku, ku lepszej przyszłości następnych pokoleń. Aby żyło się nam lepiej i dostatniej. Szczególnie bankierom, którzy udzielali nam tak hojnie kredytów. Ale kto to liczy?! No, może jedynie Kanalia.
W tym miejscu pozwolę sobie wznieść okrzyk na cześć i ku czci: „Niech żyje i umacnia się sojusz Boba Budowniczego z Jego umiłowaną „SamąBronką” oraz innymi osobnikami z parciem na koryta! Aż do zaparcia z zatwardzeniem łącznie!”

piątek, 6 marca 2009

Hołtra contra Pona!

31 marca (wtorek) o godzinie 9,00 w górowskim Sądzie Grodzkim rozpocznie się bezprecedensowy w historii naszego samorządu powiatowego proces. Bohaterami sprawy będą: pozwana – starościna powiatu górowskiego Beata Pona a powodem – radny powiatowy Marek Hołtra.
Przypominam, iż proces dotyczy naruszenia dóbr osobistych radnego Marka Hołtry przez pozwaną Beatę Ponę. Przez długi okres czasu, publicznie, Beata Pona pomawiała radnego Hołtrę, iż ten będąc dyrektorem SP ZOZ działał na jego szkodę, gdyż nie przystąpił do programu oddłużenia w 2005 roku. Radny Marek Hołtra będzie dowodził przed obliczem Temidy, iż decyzja o niebraniu udziału w programie oddłużenia zapadła poza nim. Podjął ją organ założycielski Szpitala czyli Rada Powiatu, która nie widziała finansowych możliwości sprostania wymogom ówczesnego programu oddłużeniowego.
Rozprawa będzie niedostępna dla osób postronnych. Jak uczy doświadczenie, nie skończy się ona 31 marca. Pierwsza sprawa jest zawsze polubowna, druga to wysłuchanie stron i ich świadków a trzecia - wydanie wyroku. Potem mogą być apelacje.
Jestem całym sercem po stronie Sprawiedliwości. Niech zwycięży Marek Hołtra!

Betonowy prezes z "półwyższym"

Strasznie się dzisiaj ubawiłem. Opowiedziano mi bardzo śmieszną historyjkę dotyczącą prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Wspólny Dom” – Jerzego Żywickiego.
4 marca 2009 roku przed Sądem Okręgowym w Legnicy (Wydział Cywilny) odbyła się rozprawa, której przedmiotem było żądanie grupy członków Spółdzielni Mieszkaniowej „Wspólny Dom” sprowadzające się do uchylenia przez sąd: „uchwał podjętych na Walnym Zgromadzeniu Członków” tej spółdzielni. Kwestionowane uchwały podjęto w czerwcu 2008 roku.
Spółdzielnię reprezentował podczas rozprawy prezes Żywicki i radca prawny. Sędzia zadawał wszystkim uczestnikom rozprawy standardowe pytania: wiek, miejsce pracy, miejsce zamieszkania. Na te pytanie musiał również odpowiedzieć Żywicki. Kiedy padło pytanie o wykształcenie, wśród obecnych wybuchła konsternacja. Najpierw Żywicki odpowiedział, iż jest „mechanizatorem rolnictwa”. Sędzia wyjaśnił prezesowi spółdzielni, że to nie jest wykształcenie a zawód. By pomóc mu w ogarnięciu tego – jak widać – trudnego i niezrozumiałego dla prezesa tematu sędzia wyliczał: „podstawowe, zawodowe, średnie, wyższe … W odpowiedzi prezes stwierdził: „półwyższe!”, tylko powaga, jaką cieszy się Wysoki Sąd, zapobiegła eksplozji śmiechu na sądowej sali. Prezes błysnął! Ale błysnął w sposób zwyczajowy dla byłych funkcjonariuszy PZPR. Wielu z nich bowiem sądzi, iż Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu i Leninizmu był jakąś uczelnią, po ukończeniu której można sobie przypisać chociaż połowę wyższych studiów. W końcu nasiedzieli się i nacierpieli słuchając „opowieści dziwnej treści”. A kimnąć nie było jak! Towarzysz wyższej rangi mógł przyuważyć i do PGR – u zesłać na poniewierkę.
Z tym wykształceniem byłego towarzysza Żywickiego jest jednak pewien problem i niejasność. Obejmując w 1992 roku fotel prezesa SM „Wspólny Dom” oświadczył on, iż ma dokumenty poświadczające posiadanie przez niego wyższego wykształcenia. Rzecz miała miejsce w obecności kilku osób, które dobrze to pamiętają. Później jednak cała sprawa tegoż wyższego – aczkolwiek niewidzialnego – wyższego wykształcenia pokryła się grubym tumanem niepamięci.
Sądzę, że sprawa ta wymaga ostatecznego wyjaśnienia. Z drugiej strony - ja w to wyższe wykształcenie prezesa spółdzielni bardzo wątpię. Wystarczy posłuchać w jak toporny sposób buduje on zdania, a jak ubogi jest jego zasób słownictwa, jak ograniczona jest jego wiedza. „Mówi” okrągłymi komunałami, które na ludziach mniej obytych mogą sprawiać wrażenie, iż mają do czynienia z człowiekiem na jakimś poziomie intelektualnym, ale jest to tylko ułuda. Poziom myślenia wyniósł z PZPR a to chluby nie przynosi. Z drugiej strony współczuję spółdzielcom, których prezes publicznie deklaruje, iż ma wykształcenie „półwyższe”. Prezesuje za 6000 zł brutto, która to kwota pochodzi z opłat wnoszonych przez ok. 1000 członków spółdzielni. A tu taki obciach: „półwyższe”! Można się za prezesa wstydu najeść. Oj, można!
Młodsi Czytelnicy nie wiedzą kto zacz ta persona, którą z takim zaangażowaniem i zimną obojętnością podaję do konsumpcji. Może i słyszeli coś od rodziców, że np. I sekretarzem PZPR był w Jemielnie.
Tak, tak! To ta sama osoba, która ongiś była wiceburmistrzem Góry na nawet przez nieomal rok sprawowała funkcje burmistrza zastępując burmistrza przebywającego na bezpłatnym urlopie. Rządy Jerzego Żywickiego niczym szczególnym się nie upamiętniły, bo też i predyspozycji i należytych umiejętności oraz wiedzy tenże Żywicki nie posiadał. Dla mieszkańców Góry to stracony czas, ale dla Żywickiego niezła pensja. Prawdą jest, iż próbował walczyć w wyborach 2002 roku o fotel burmistrza, ale ze sceny zmiótł go Tadeusz Wrotkowski. Ponownie zamarzyły się Żywickiemu migdały w 2006 roku. I wówczas otrzymał omłoty i przepadł w wyborach. Zszedł dzięki kartce wyborczej ze świata polityki.
Muszę Państwu wyznać, że nawet zapomniałem o jego istnieniu. Zaszył się w SM, do której powrócił po wyborczej klęsce roku 2002 i tam prezesował i prezesuje do dnia dzisiejszego. To jego „prezesowanie” nie podoba się dość dużej grupie ponad liczącej ponad 1000 członków spółdzielni. Czasy teraz takie, że ludzie kontestują nawet prezesów spółdzielni. A prezes SM „Wspólny Dom” zaliczany jest do „prezesów betonowych”. Dla mniej zorientowanych wyjaśnienie: w swoim czasie PZPR nie wiedząc co zrobić ze swoimi działaczami, którzy na powierzonym odcinku pracy partyjnej się notorycznie nie sprawdzali, powierzała im inne „odpowiedzialne stanowisko”. Najmniej szkód czynili w spółdzielczości, toteż tam ich upychano. (Wysyłano też w ambasadory w Mongolii, ale tam była ograniczona ilość miejsc.) Stąd właśnie tak duża liczba politycznych mumii z dawno minionej przeszłości znajduje się w spółdzielczości.
Dzisiejszy – wstępny! – opis fragmentów drogi życiowej prezesa Żywickiego stanowi wstęp do rozwinięcia tematu w najbliższych dniach. W kolejnych odsłonach przedstawię Państwu powody, dla których część spółdzielców ma Żywickiego „powyżej gardła”.

Ich pięciu a vacat jeden

Wczoraj upłynął termin składania dokumentów na stanowisko komendanta policji w Górze. Jak Państwo wiedzą na stanowisku tym jest vacat. Poprzedni komendant – Zdzisław Rogala - odszedł na emeryturę.
Wpłynęły ofert 5 kandydatów. Spośród tej piątki zabiegających o to stanowisko trzy oferty są z Góry, jedna z Wolowa i jedna z Wrocławia.
Zacznijmy od miejscowych. I tak – w porządku alfabetycznym – o stanowisko komendanta górowskiej policji starają się: komisarz Jarosław Lenort – naczelnik sekcji kryminalnej; młodszy inspektor Wiesław Lisowski – dotąd I zastępca komendanta KPP w Górze; podinspektor Janusz Szendryk – naczelnik sekcji prewencji.
O stanowisko to ubiega się również podinspektor Krzysztof Olejarnik, który pracował w górowskiej policji, ale od niedawna jest zastępcą komendanta KPP w Wołowie.
Piąty kandydat, który przystąpił do konkursu pracuje w Komendzie wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Młodszy inspektor Mariusz Mikłos pełni tam funkcję naczelnika wydziału drogowego.
Rozstrzygnięcie konkursu nastąpi w następnym tygodniu. Ciekaw jestem czy nowy komendant będzie górowianinem?

czwartek, 5 marca 2009

Money, money, money


Ładny i bardzo wartościowy sukces zanotowała gmina Wąsosz na swoim koncie. Władzą udało się pozyskać ponad 7 mln zł zwrotu za wybudowanie oczyszczalni ścieków. Mają farta! Te 7 mln to jest 1/3 rocznego budżetu Wąsosza. Trzeba też zauważyć, że budżet gminy Wąsosz niebywale wzrósł. W roku 2006 wynosił niecałe 15 mln; rok później – 15,8 mln a roku 2008 – 24 mln. W ubiegłym roku budżet miał deficyt, który wynosił ok. 4 mln. Było to związane właśnie z koniecznością zaciągnięcia kredytu na budowę oczyszczalni. I jak widać gminie się to opłaciło. Dostali zwrot nakładów poniesionych na inwestycje. Kolejna duża inwestycja w tej gminie - zwodociągowanie trzech ostatnich miejscowości pozbawionych tego wynalazku. Koszt inwestycji – ok. 4 mln. I tu również burmistrz Stuczyk liczy na fundusze unijne. Ostatnio złożono wnioski na remont sali sportowej (ok. 0,5 mln), odnowę elewacji kościoła w Sądowlu, utwardzenie placu przy świetlicy w Pobielu.
Burmistrz Zbigniew Stuczyk i jego ekipa sami sporządzają wnioski (samorządowa odmiana Zosi – Samosi – okaz rzadko spotykany)i nie angażują w tym celu specjalistycznych firm z zewnątrz. A że opanowali tę sztukę do perfekcji to i widać efekty.
A w naszej gminie? A też dostajemy pieniądze. W lutym Zarząd naszego województwa przyznał nam 2 mln złotych tytułem zwrotu części kosztów jakie ponieśliśmy w związku z budową sali widowiskowo – kinowej przy Domu Kultury. Chociaż od oddanie tego pięknego obiektu - wybudowanego za rządów burmistrza Tadeusz Wrotkowskiego – upłynęło sporo wody w Baryczy, to jednak „pecunia non olet” jak rzekł cesarz Wespazjan do syna. Nasza gmina na razie zabiega o bardzo duże środki unijne (projekt sztandarowy rządzącej ekipy: rewitalizacja miasta) i dopiero czas pokaże na ile skutecznie.
W starostwie natomiast nie dzieje się nic w dziedzinie pozyskiwania środków unijnych. Dobrze chociaż, że w powiatowych instytucjach (PCPR, PCDNiPPP, PUP, LO, ZS) nie zasypują gruszek w popiele i zdobywają pieniądze. Tam nie „rządzi” to nieszczęście Zarządem Powiatu zwane. Panu niech będą za to dzięki!

środa, 4 marca 2009

Boiska z dużym upustem

Wielu górowian niepokoi się losem dwóch boisk, które są budowane w naszym mieście. Boisko przy Gimnazjum nr 2 – budowane w ramach programu „orliki” - zostało uroczyście otwarte, ale nie dokonano jego odbioru na skutek wykrytych usterek. Umowa zawarta z wykonawcą przewiduje jednak w przypadku nieterminowego oddanie obiektu karę. W przypadku naszego „orlika” jest to 0,01% dziennie od kwoty jaką musimy zapłacić za wybudowane boisko. Trzeba tu zastrzec, że gmina nie miała żadnego wpływu na wielkość karnych odsetek w tym przypadku. Wszystkie budowane „orliki” mają standardową umowę, którą narzucono odgórnie. Nie mniej nikt w gminie nie zamierza rezygnować z należnych nam pieniędzy. Zostaną one wyegzekwowane bez ceregieli.
Nieco inaczej ma się rzecz z boiskiem wielofunkcyjnym, które budowane jest przy Szkole Podstawowej nr 1. Tam wykonawca zawalił na całej linii. Zachodzi nawet podejrzenie, iż miał on bardzo blade pojęcie o budowie tego typu obiektu (dwa razy zmieniano nawierzchnię pod sztuczną trawę). W umowie z wykonawcą gmina zastrzegła, że w przypadku nieterminowego oddania obiektu wykonawca zapłaci karne odsetki. Na kształt tej umowy gmina miała wpływ i uzgodniono, że ich wysokość będzie wynosiła 0,2% dziennie od kosztów budowy boiska.
W efekcie obaj wykonawcy będą musieli zapłacić gminie już ponad 100.000 zł z tytułu kar. I tak np. wykonawca boiska przy Szkole Podstawowej nr 1 dziennie traci 770 zł z tytułu niedotrzymania umowy. Obie firmy są ponaglane przez władze gminy do zakończenia inwestycji. Pieniądze pieniędzmi, ale zbliża się wiosna i boiska stają się niezbędne.