wtorek, 14 czerwca 2011

Pożegnanie

Wszystko ma swój początek i kres. Tak dobiegł swojego żywota i ten blog. Stało się to po 1385 dniach istnienia (od 29 sierpnia 2007 roku). W tym czasie napisałem na nim 1161 postów. Nie ma już sił! Już nic tu nie powstanie. Skończyło się bezpowrotnie i czas się pożegnać.

Blog zapełnił się do maksimum wyporności (1GB) i odmówił dalszego spożywania literek. Żegnaj więc na zawsze Mazulewicz Show!

Witaj Mazulewicz Show II!- Tutaj

czwartek, 9 czerwca 2011

Łżechwaścik

„Chwaścik” znowu spłodził wielce pokraczny wpis na swoim blogu, rzekomo „samorządowym”. O naszym samorządzie jest tam tyle wiadomości, iż Czytelnik śmiało może przyjąć, iż ciało to jest bytem baśniowym i wirtualnym. Faktem jest, iż „Chwaścik” składa żmudnie od czasu do czasu coś tam o samorządzie, ale wymowa jego postnych postów jest następująca: „jam jest jedynym sprawiedliwym i aktywnym!”


A aktywność „Chwaścika” jako radnego powiatowego jest znikoma. Radny wyzywa się w interpelacjach. Składa je z szybkością zmian poglądów swojego z metra ciętego prezesa, który za Odrą znany jest pod ksywą „Kartofel”.

Jedną z bardziej udanych interpelacyjnych akcji propagandowych „Chwaścika” było złożenie interpelacji z żądaniem danych dotyczących oświaty. Radny „Chwaścik” z rodziny „Kartofla” złożył swoją propagandową interpelację, ale nie zaglądną na stronę internetową Starostwa. Tam materiały, o które tak szumnie interpelował były zamieszczone od listopada 2010 roku.

I pozostają tam do dzisiaj.

„Chwaścik” od „Kartofla” poinformował ostatnio, iż utworzono w Górze klub „Gazety Polskiej”. Ja tam nie wiem czy ona nasza czy siaka, ale wiadomość jest interesująca. I już chciałem tam się zapisać, ale zreflektowałem się, że mogą nie przyjąć. Powód? Nieprawomyślność. W smutackim tekście „Chwaścika” od „Kartofla” czytamy takie oto wynurzenia na pograniczu paranoi:

„Kluby tworzą patrioci identyfikujący się z podstawowymi wartościami etycznymi i moralnymi, którzy chcą dyskutować o najważniejszych, społecznych problemach nurtujących ich najbliższe otoczenie. Kluby tworzone są oddolnie i spontanicznie i budują prawdziwe społeczeństwo obywatelskie. Geneza Klubów GP sięga roku 2006, jednak prawdziwy boom na ich powstawanie rozpoczął się po 10 kwietnia 2010 r. Wówczas, tylko Gazeta Polska w sposób jednoznaczny określiła swoje stanowisko wobec Tragedii Smoleńskiej. Od początku stawiała tezę mówiącą m.in. o zamachu i odważyła się zadawać pytania, na które do dziś nie ma odpowiedzi”.

I już wiem, że członkiem klubu w żadnym wypadku nie może zostać „Oberkartofel”, bo ten chwalił Gierka podczas kampanii prezydenckiej. A pochwała Gierka równa się pochwale komunizmu. A podstawowe wartości, to przecież m.in. mówienie prawdy. A „Kartofel” łgał jak najęty, bo chciał wskoczyć w prezydenckie bambosze i nie zawahał się lizać cztery litery kumochą.

Ciekaw jest też to, że by być „patriotą” dla Gazety Polskiej należy wierzyć w zamach w Smoleńsku. To jest podstawowe kryterium, by zostać członkiem tego elitarnego klubu. A że jest on wielce elitarny, to zaświadczają o tym zamieszczone ze spotkania zdjęcia. W tym elitarnym klubie naliczyłem aż 8 „patriotów”! (z „Chwaścikiem na czele).

Aż mi się wierzyć nie chciało, że w naszym powiecie znalazło się tylko 8 „patriotów”! To skandal, że mieszkańcy powiatu są tak mało patriotyczni na modłę mdłej Gazety podobno Polskiej.

W innym tekście „Chwaścik” przykłada Przewodniczącemu Rady Powiatu – Zbigniewowi Józefiakowi. Przykłada raźnie i tak jak umie najlepiej, czyli dupiaście.

Ale przy okazji łże, jak ta jego ukochana Gazeta, rzekomo Polska. Ja tam jej nie czytam, bo bardziej dla mnie inspirujące są wzorki na papierze toaletowym, ale każdy może czytać co chce i nic nam do tego.

Przewodniczącemu Rady Powiatu zarzuca „Chwaścik”, że ten nie chciał być pasem transmisyjnym „Kartofla”. Idzie tu o projekt uchwały, który „Kartofel” rozsyła do rad wszelkich szczebli. Treść tej uchwały jest identyczna z tą, której przyjęcia domagał się „Chwaścik”. Rzecz dotyczy masowej akcji przeprowadzanej przez Pis, który przypomniał sobie o ciężkiej doli chłopa polskiego i zabiega, by rząd Tuska w czasie prezydencji w UE wpłynął na polepszenie sytuacji na wsi.

PiS robiąc taką propagandową akcję na wzór inspirowanego niegdyś przez KGB „Apelu Sztokholmskiego” sądzi, że nabije sobie punkty u wyborców. Ale wyborcy tak durni jakby PiS chciał nie są i wiedzą, że nasza prezydencja w UE trwa 6 miesięcy ba proces legislacyjny w organach UE lekko licząc dwa lata.

Przewodniczący Rady Powiatu również otrzymał pismo od „Kartofla”, który przesłał projekt uchwały i prośbę, by tym legislacyjnym bublem zarzucić Kancelarię Premiera. Mam do „Chwaścika” prośbę, by poprosił „Kartofla”, by ten naszemu samorządowi powiatowemu dupy nie zawracał. Mamy tu ważniejsze problemy niż spełnianie kaprysów gromady „Kartoflanopodobnych”. I są one dla nas bardziej istotne niż to, czy coś walnęło w samolot czy też samolot sam się walnął. Mnie to raczej mniej interesuje. Bardziej inter5esujacy jest dla mnie los szpitala.

I dlatego nie nadaję się do gromady „Kartoflarzy”, którzy istotę polityki widzą w pijanym bełkocie bez używania alkoholu i swoje wiotkie umysły napełniają oparami fantazmatów „Oberkartofla”.

„Chwaścik” marzy o uprawianiu polityki przez wielkie P. A tak naprawdę wychodzi z tego wielka popelina. Nic twórczego do Rady Powiatu „Chwaścik” nie wnosi. Błaznem też nie jest wybornym. Raczej wiejskim wesołkiem, z którego lud podśmiewa się pod sklepem po kilku małych z dużą pianką. Ale przecież nie przy każdych narodzinach człowieka Bóg równo dzieli rozumem.

Nadal jest niedobrze

W maju PUP w Górze zarejestrował 258 bezrobotnych (118 kobiet). W tym samym miesiącu 197 bezrobotnych (84 kobiety) podjęło pracę. W tej liczbie 170 bezrobotnych pracowało poprzednio, 88 dotąd nie pracowało a 15 osób zostało zwolnionych z winy zakładu pracy.

W maju z ewidencji PUP, z różnych powodów, wyłączono 331 bezrobotnych. 197 osób podjęło w tym okresie pracę. W tej liczbie znajduje się 113 osób, którym udało się podjąć pracę sezonową. Pracę subsydiowaną otrzymało 30 osób. Mowa tu o tych, którzy otrzymali prace interwencyjne – 3 bezrobotnych, roboty publiczne – 16 osób, podjęli działalność gospodarczą otrzymując pożyczkę z PUP – 8 osób.

13 osób rozpoczęło staże, które teraz odbywają się na odmiennych i trudniejszych warunkach. Osoba pragnąca otrzymać staż musi otrzymać od pracodawcy zapewnienie, iż po zakończeniu stażu będzie nadal zatrudniona przez okres minimum 6 miesięcy.

Szkolenia rozpoczęło 21 bezrobotnych a powodem wykreślenia z rejestru PUP 79 osób było niepotwierdzeni przez nie gotowości do podjęcia pracy.

Warto też pamiętać o tym, iż na terenie naszego powiatu aż 1831 (1048 kobiet) zalicza się do osób długotrwale bezrobotnych. Osoby te stanowią 56% ogółu bezrobotnych. Aż 803 osoby z tym statusem nie mają ukończonych 25 lat (25%).

Na terenie powiatu górowskiego maleje liczba osób bezrobotnych, którym przysługuje prawo do zasiłku. W kwietniu było 3345 bezrobotnych, ale jedynie 553 osoby miały prawo do zasiłku, co stanowiło 16,5% bezrobotnych.

W maju bezrobocie na terenie powiatu górowskiego zarejestrowanych było 3272 bezrobotnych (spadek o 73 osoby). Prawo do zasiłku posiadało natomiast 512 osób, czyli 41 mniej niż miesiąc wcześniej. Procentowo daje nam to 15,6% bezrobotnych mających prawo do „kuroniówki”.

Mówiąc krótko – dobrze nie jest. Maj był zawsze tym miesiącem, gdy bezrobocie malało w sposób wyraźny. Tegoroczny maj, chociaż słoneczny i ciepły, nie nastraja optymistycznie osób pozostających w rejestrach PUP. Wszystko wskazuje na to, że będziemy mieli bardzo wysokie bezrobocie w powiecie i to przez czas dłuższy. „Gazeta Samorządu i Administracji”(nr 1 z 1 czerwca 2011 r., s. 10), informuje Czytelników o planach rządu na rok 2012: „Poprawy nie odczują natomiast bezrobotni. Środki na ich aktywizację będą na podobnym poziomie, jak w tym roku, przy czym tegoroczne wydatki na ten cel w stosunku do 2010 roku zostały zmniejszone o około połowę”.

Przypomnę tylko, iż znaczący spadek bezrobocia mieliśmy w okresie, gdy z budżetu Państwa wyasygnowano znaczne sumy na aktywizację zawodową i przeciwdziałanie bezrobociu. W stosunku do tego, co mamy obecnie, okres ten jawi się jako „złoty wiek”.

Ratunkiem przed utrzymywaniem się bezrobocia na tak katastrofalnym poziomie, z jakim mamy do czynienia na terenie naszego powiatu są inwestycje. Co prawda od kilku lat o nich się mówi, ale jak na razie tylko mówi. A od mówienia miejsc pracy nie przybywa. Chyba, że mówca nie traci swojego. A to też sukces. Tyle, że tylko mówcy.

Dzisiaj zamiast tabelki z danymi dotyczącymi bezrobocia w gminach i miastach naszego powiatu zestawienie liczbowe. Powód? Problemy techniczne.

Powiat:
Kwiecień – 3345; Maj – 3272; Spadek – 73 osoby.

Gminy:

Góra
Kwiecień – 1938; Maj – 1909; Spadek – 29 osób.

Wąsosz
Kwiecień – 590; Maj – 563; Spadek – 23 osoby.

Jemielno
Kwiecień – 246; Maj – 318; Spadek – 3 osoby.

Niechlów
Kwiecień – 496; Maj – 478; Spadek – 18 osób.

Miasto Wąsosz
Kwiecień – 236; Maj – 228; Spadek – 8 osób.

Miasto Góra
Kwiecień – 1097; Maj – 1071 – Spadek – 26 osób.

piątek, 3 czerwca 2011

"Chwaścik" stawia zasłonę dymną

No to powróćmy do rozprawy Jan Kalinowski vis Marek Zagrobelny. Żartowałem wczoraj, że chlać idę, bo wiedziałem, iż skazany warunkowo radny pisowski Marek „Chwaścik” Zagrobelny nie zdzierży i finał rozprawy przedstawi jako swój przeolbrzymi sukces. I tak też się stało. Na swoim mało poczytnym blogu (któż tam zagląda? – on i podobni mu sekciarze będący wielbicielami prezesa ciętego z metra!) opublikował on własna wersje dotyczącą wydarzeń mających miejsce w sądzie.

Wg interpretacji Marka „Chwaścika” Zagrobelnego wyrok to: „ końcowe postanowienie”. Czy proszę Państwa ktoś słyszał o tym, by w jakimś „końcowym postanowieniu” należało wstać przed obliczem Wysokiego Sądu? I czy ktoś z Państwa słyszał, albo czytał w kodeksie postępowania karnego o „końcowym postanowieniu”? Nie! Marek „Chwaścik” Zagrobelny usłyszał wyrok! Usłyszał wyrok i uzasadnienie tego wyroku, które Państwu wkrótce przedstawię.

Ale Marek „Chwaścik” Zagrobelny chce swoją oczywistą klęskę przekuć w zwycięstwo. I usiłuje motać, kręcić, zwodzić i kancić Państwa intelektualnie. On jest jak jego z metra cięty prezes, który by przypodobać się elektoratowi ubeków i esbeków głosił, iż Edward Gierek był bardzo dobrym ekonomistom! Jak już Marek „Chwaścik” Zagrobelny chciał kogoś posądzić o „prostytucję”, to najbliżej i pod ręką był jego z metra cięty prezes.

Na swoim blogu Marek „Chwaścik” Zagrobelny napisał: „Podczas rozprawy zeznawali powołani przeze mnie świadkowie”. Szkoda wielka, iż nie napisał, co zeznawali. A prawda wygląda tak, iż nie zeznawali niczego w sprawie „osobistych korzyści”, jakich osiągnięcie chamsko, pisowsko, bez dowodów usiłował istnienia dowieść „Chwaścik”.

Powołany na świadka sympatyk PiS – Marek Hołtra nie potrafił podać przykładów osiągnięcia takich korzyści przez Jana Kalinowskiego.

Arcyobrzydły moment podczas rozprawy miał miejsce wówczas, gdy tenże świadek stwierdził, iż ludzie głosują na partie po to, by z tego cos mieć ppracę, lepiej funkcjonujące sądy. W gruncie rzeczy każdy dba bowiem o „czubek własnego nosa”. Szkoda, że tych „mądrości” radny Hołtra nie głosił podczas kampanii wyborczej do samorządu.

Tenże świadek godzien świadkowania „Chwaścikowi” jest członkiem Zarządu Powiatu. A ja dureń pamiętam, jak tenże świadek godzien „Chwaścika” w poprzedniej kadencji naszego samorządu głosował za trzema członkami Zarządu Powiatu. W obecnej kadencji już jest z czteroma, bo on jest tym czwartym . A bycie członkiem Zarządu, to jest właśnie „dbanie o czubek własnego nosa” warte 1280 zł (nieopodatkowane!) miesięcznie. I w tym miejscu chuj trafia ideały, bo liczy się „czubek własnego nosa” (czytaj: 1280 zł nieopodatkowane!).

Pamiętam też (a pamiętam wiele!), że tenże świadek godzien „Chwaścika” (a „Chwaścik jego!) wisi mi jeszcze za napisanie pozwu, który mu skonstruowałem, przeciwko „Bukietowej”. Szedł na oszczędność i moja krótką pamięć, ale chytrus się przeliczył! Tak więc przypominam temuż świadkowi, że biorę tyle, co warszawski adwokat. No, oczywiście tej kasy nie chcę dla siebie. Brzydziłbym się i wymiotował nawet ja widząc. Niech chytrusek ją wpłaci na konto „Pogoni” Góra z przeznaczeniem na młodzików i będziemy kwita. To jakieś z trzy stówy Zaprawdę, powiadam Państwu, godne to i sprawiedliwe będzie.

Wracając jednak do porzuconego niebacznie tematu rozprawy, to muszę powiedzieć, iż świadek oskarżonego „Chwaścika” za bladego chuja nie potrafił dowieść jakichkolwiek korzyści odniesionych przez Jana Kalinowskiego z faktu, iż ten rzekomo popierał Jana Głuszkę. Nie potrafił nawet udowodnić, iż Jan Kalinowski „popierał” tegoż Jana Głuszkę.

Trzeba też powiedzieć, iż odwiecznym obyczajem pisu i jego zwolenników świadek ów próbował kluczyć mi zmamić sędziowska pogoń za prawdą. Ale widać było, iż sędzia obyczaje płochych zajęcy zna na wylot i wnyki zastawił bezbłędnie. Wysoki Sąd interesowało jedno: dowody na osiągnięcie korzyści osobistych przez Jana Kalinowskiego. Wszytko poza tym było bredzeniem i odbiegało od tematu.
A wiadomo, gdy partyjnym bonzom każe przejść się do meritum sprawy, to oni leżą i nie oddychają. Bo i płuca mają o małej wydajności, i takiż sam mózg.

A ponieważ żadnych „korzyści osobistych” Jan Kalinowski nie odniósł, toteż i nie było o czym mówić. Można było fantazjować na temat „co by było gdyby”, ale w sądzie liczą się fakty i dowody a nie wytwory pisowskiej, chorej fantazji.

Kolejnym świadkiem oskarżonego „Chwaścika” był sam szef powiatowych struktur PiS – Kazimierz Bogucki. Od razu powiedzmy, iż on również nie miał i nie znał żadnych faktów uzyskania „korzyści osobistych” przez Jana Kalinowskiego z tytułu urojonego w mózgu „Chwaścika” rzekomego popierania Jana Głuszki na stanowisko wójta.

Tu muszę zostać samochwałą. Podczas procesu robiłem z klasyka. Obaj świadkowie i oskarżony powoływali się na mnie. A dokładnie na mojego bloga. I to mnie boli! Żeby w tak młodym wieku zostać klasykiem?! Wszystko co najlepsze przede mną a jeszcze lepsze przed moimi wrogami! A tu już klasyk! W sądach się na moja twórczość powołują! A tu ani jednego siwego włosa na skroni. Wszystko to szron o porannych przymrozków.

Czytamy też taka oto rzecz na blogu „Chwaścika”: „W uzasadnieniu, sąd podkreślił, że społeczna szkodliwość czynu (napisanie artykułu) była niska, a artykuł został napisany w sposób bardzo oględny”.

„Chwaścik” nie raczył zauważyć i poinformować Czytelników, iż ów symboliczny wymiar kary zawdzięcza oskarżycielowi prywatnemu Janowi Kalinowskiemu, który zażądał od swojego mecenasa, by ten poprosił o najniższy wymiar kary. I tak też się stało. Ale o szlachetności Jana Kalinowskiego „Chwaścik” milczy jak zaklęty.

Następnie „Chwaścik” cudaczy w następujący sposób: „Gdybym miał odnieść się do stanowiska sądu, to niewątpliwie potwierdziło ono, że mój artykuł nie był pomówieniem czy zniesławieniem – jak mi zarzucano”.

I tu „Chwaścik” łże! I to łże w najgłupszy, możliwy sposób, czyli metodą PiS. No to kurwa panie „Chwaścik” za co sąd pana skazał? Wszak nie za wyraz twarzy i wygląd? A wyglądasz Pan, jak drobny przedsiębiorca pogrzebowy (jego świadek Hołtra identycznie), który zgubił zwłoki własnej babki i jest wielce zadowolony, iż w niewykorzystanej mogile pochowa się kolejnego klienta.

A tak w ogóle, to niech „Chwaścik” Państwu napisze ile jego głupkowatych pytań uchylił Sąd? Niech opisze, jak nie rozumiał, co Sąd do niego mówi. I niech przestanie rżnąć wygranego, który przerżnął proces o honor. Bo okazało się, iż „korzyści osobiste”, to uzyskał „Chwaścik”. Jakie? Bo dzięki temu i poprzedniemu postowi ta miernota przechodzi do historii powiatu. A sprawić trzeba, by przeszła do lamusa. On i jemu podobni.

czwartek, 2 czerwca 2011

Temida łpynęła ślepiami

Dzisiaj godz. 10, 25 sędzia Sądu Rejonowego w Głogowie odczytał w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej wyrok w rozprawie Jan Kalinowski vis Marek Zagrobelny. Treść wyroku była miażdżąca dla oskarżonego Marka Zagrobelnego. Sąd uznał, iż Marek Zagrobelny jest winien czynu zarzucanego mu przez oskarżyciela prywatnego Jana Kalinowskiego. Wobec powyższego Sąd po pierwszy: umorzył warunkowo postępowanie wobec oskarżonego Marka Zagrobelnego na okres 1 roku celem próby. Po drugie nakazał oskarżonemu Markowi Zagrobelnemu zwrócić 300 zł Janowi Kalinowskiemu z tytułu opłacenia przez niego pozwu. Marek Zagrobelny ma również zwrócić Janowi Kalinowskiemu kwotę 432 zł z tytułu poniesionych przez niego nakładów na obrońcę. Na rzecz Skarbu Państwa Marek Zagrobelny ma zapłacić 100 zł z tytułu kosztów procesowych. Razem więc proces kosztował będzie Marka Zagrobelnego 832 zł. To w wymiarze finansowym, bo w wymiarze moralnym znacznie więcej.

Przypomnę Państwu pokrótce dlaczego Jan Kalinowski oskarżył przed Temidą Marka Zagrobelnego.

19 listopada 2010 roku na blogu ówczesnego kandydata na wójta gminy Niechlów (Boże strzeż ich przed takim dopustem!) ukazał się tekst, w którym pałający pragnieniem zostania wójtem gminy Niechlów Marek Zagrobelny zarzucił ówczesnemu staroście – Janowi Kalinowskiemu, iż ten popierał wójta Jana Głuszkę, gdyż miał z tego tytułu uzyskać „korzyści osobiste”.

Jan Kalinowski słusznie uznał, iż jest to sformułowanie godzące w jego dobre imię. Wredność i przewrotność niedowarzonego kandydata na wójta Niechlowa polegała na tym, iż swój tekst opublikował na godzinę przed ogłoszeniem ciszy wyborczej. Jan Kalinowski głupot nie czytuje więc o tekście z pisowskiego piekła rodem dowiedział się dopiero następnego dnia. Nie miał więc możliwości odpowiedzieć oszczercy, bo trwała cisza wyborcza.

Przyznać trzeba, że czynił takie starania. Jan Kalinowski zadzwonił do Marka Hołtry, by ten porozumiał się z Markiem Zagrobelnym i wpłynął na niego, by szkalujący i chamski tekst został zdjęty z bloga. W odpowiedzi Jan Kalinowski usłyszał od Marka Hołtry, iż Marek Zagrobelny nie odbiera telefonów, bo obowiązuje … cisza wyborcza.

W tej sytuacji Janowi Kalinowskiemu nie pozostało nic innego niż obrona swojego dobrego imienia przed bezstronnym obliczem Temidy.

W sumie odbyły się trzy rozprawy. Pierwsza niewarta jest wzmianki, bo ograniczyła się do kilku minut, podczas których sąd próbował pogodzić zwaśnione strony. Każda ze stron odmówiła zawarcia ugody.

Podczas pierwszej rozprawy reprezentujący Jana Kalinowskiego mecenas Aleksander Matyaszczyk zaproponował, by Marek Zagrobelny przeprosił jego klienta i będzie „po ptokach”. Marek Zagrobelny zgodził się, ale chciał przeprosić tylko w części. I ta część, za którą nie chciał przeprosić dotyczyła właśnie owego sformułowania „korzyści osobiste”. Tu trzeba dodać, iż niespełniony kandydat na wójta miał złudzenie, iż zabezpieczył się przed sądem wstawiając przed feralnym dla niego zwrotem słowo: „obawiam się, iż ...”.

Podczas pierwszej rozprawy oskarżony Marek Zagrobelny próbował z procesu zrobić polityczne forum dyskusyjne, ale sędzia bezbłędnie jego zabiegi określił mianem „wice politycznego” i zastrzegł,. Iż do takich wynaturzeń na sali sądowej nie dopuści. Oskarżony próbował też snuć swoje dalekie od tematu rozważania na tle ówczesnej „napiętej sytuacji politycznej i społecznej”, co sędziego absolutnie nie interesowało.

Sędziego interesowało meritum sprawy. Głównie chodziło dla wysokiego Sądu o to, jakie to „korzyści osobiste” osiągnął z rzekomego popierania na stanowisko wójta gminy Niechlów Kandydatury Jana Głuszki – Jan Kalinowski.

Tu przypomnę, iż na żadnym spotkaniu przedwyborczym, które odbywały się na terenie gminy Niechlów Jan Kalinowskmi nigdy nie udzielał poparcia Janowi Głuszce. Jan Kalinowski był wówczas starostą i zawsze podkreślał, iż: „nie jest rolą starosty popierania kogokolwiek na wójta czy burmistrza”. Ale skąd miał o tym wiedzieć przegrany kandydat na wójta Marek Zagrobelny skoro na żadnym z tych spotkań nie był?

W trakcie odpytywania przez Sąd na tę okoliczność przyznawał, że nie był, ale „słyszał od wielu osób ze swojego komitetu”. Pamiętam, że w tym momencie sędzia spytał od jak wielkiej ilości osób to słyszał? Marek Zagrobelny odrzekł, że od wielu. Sędzia prosił o doprecyzowanie liczby członków jego komitetu wyborczego. W odpowiedzi Wysoki Sąd usłyszał, iż komitet wyborczy składał się z ok. 20 osób. W tym miejscu Sąd rozważał czy na wobec kilku tysięcy mieszkańców gminy Niechlów 20 osób to jest wielu.

Były też inne zabawne momenty rozprawy. Sędzia i oskarżony bardzo często nadawali na odległych od siebie falach. Oskarżony często najwyraźniej nie rozumiał, co mówi do niego sędzia. Sędzia z kolei gubił się w odpowiedziach oskarżonego, które były najczęściej nie na temat. Pamiętam, jak wysoki Sąd zdziwił się niepomiernie, gdy usłyszał, iż oskarżony ma ukończone prawo. „Pan jesteś prawie prawnik in spe” – rzekł bardzo zdziwiony sędzia.

Podczas dzisiejszej rozprawy Sąd przesłuchał świadków, których wskazał Marek Zagrobelny. Podczas poprzedniej rozprawy sędzia przyparł oskarżonego do muru i zażądał wykazania „korzyści osobistych”, jakie rzekomo miał odnieść Jan Kalinowski z tytułu rzekomego popierania Jana Głuszki na wójta.

Oskarżony nie potrafił wykazać takich korzyści i odrzekł, iż słyszał o nich od Marka Hołtry i Jana Kalinowskiego. W tej sytuacji sędzia zaprosił obu panów na salę obrad w charakterze obowiązkowych świadków.

Obaj świadkowie karnie w gmachu sądu. I wówczas dowiedziałem się rzeczy ciekawych aż do obrzydliwości.

Ale właśnie zadzwoniono mi, bym wpadł na symboliczna „siątkę” toteż ciekawość Państwa zaspokoję dopiero jutro, bo na rauszu absolutnie nigdy nie tworzę. Pokornie proszę o wybaczenie.

wtorek, 31 maja 2011

Sen zły i jeszcze gorszy

27 maja odbyło się posiedzenie Rady Społecznej SP ZOZ w Górze. Tematy posiedzenia były dwa. Pierwszym i najważniejszym tematem obrad było zaopiniowanie przez członków RS uchwały Zarządu Powiatu w sprawie przesunięcia daty likwidacji SP ZOZ z 30 maja na 30 czerwca 2011 roku.

Już na początku obrad pojawiły się pewne problemy dotyczące ważności zebrania. Chodziło o liczbę członków RS. W myśl statutu RS ma liczyć 9 członków. By wydać opinię zgodną z prawem na sali obrad musi się znajdować minimum 6 członków tego gremium. Tymczasem zebrało się ich jedynie czterech przystąpiono więc do ściągania w trybie pilnym i awaryjnym, ale tylko jednego członka.

W tym momencie pomiędzy starostą Piotrem Wołowiczem, który z tytułu pełnionej funkcji jest przewodniczącym RS a Edwardem Kowalczukiem powstał spór o ilość członków RS. Starosta Wołowicz twierdził, że członków RS jest 8 i dlatego dla ważności podejmowanych decyzji wystarczy 5 osób obecnych na sali. Edward Kowalczuk upierał się przy swoim wobec powyższego przewodniczący RS – Piotr Wołowicz udał się na konsultacje w tej sprawie.

Po powrocie przyznał rację Edwardowi Kowalczukowi. Okazało się, iż realnie członków RS jest 8. Sytuacja ta powstała w momencie, gdy obecny starosta przestał być przedstawicielem gminy Góra w RS a gmina Góra nie desygnowała nikogo na jego miejsce. Nie mniej do prawomocności podejmowanych decyzji potrzebne było quorum w ilości 6 obecnych członków RS na sali. W tej sytuacji na posiedzenie zawezwano jeszcze jednego członka RS, który przybył po dość długiej chwili i można było rozpocząć obrady.
Rozpoczęto debatę nad zmianą daty likwidacji szpitala. Dyrektorka Czesława Młodawska poinformowała zebranych o przyczynach przesunięcia terminu likwidacji.

Dyrektorka i jednocześnie likwidator SP ZOZ poinformowała, iż nie ma możliwości, by do końca maja zakończyć proces likwidacji SP ZOZ. Wynikało to m.in. z tego, iż jeszcze w maju SP ZOZ miał obowiązujący kontrakt z NFZ na opiekę świąteczną i ambulatoryjną. Faktury z tytułu udzielonych świadczeń należy przesyłać do dnia 3 czerwca.

W czerwcu SP ZOZ w likwidacji nie będzie prowadził już r5achunku bankowego, który zostanie zamknięty. Nastąpi również wykreślenie SP ZOZ w likwidacji z rejestru wojewody dolnośląskiego a następnie z Krajowego Rejestru Sądowego. Fizyczne zakończenie likwidacji zakończy się w momencie sporządzenia sprawozdania finansowego, przekazania dokumentacji medycznej do spółki a pozostałej dokumentacji do starostwa.

Dyrektorka Czesława Młodawska powiedziała również, iż przed sądami toczą się dwie sprawy o błędy w sztuce lekarskiej, do których mogło dojść na terenie naszego szpitala. Jedna z tych spraw pochodzi z 2001 roku a druga z 2010 (ta ostatnia dobędzie się 3 czerwca w Sądzie Okręgowym w Legnicy). W przypadku uznania przez sąd argumentów powodów odszkodowania będzie musiało wypłacić starostwo. Za pierwszy błąd lekarski powód domaga się 150.000 zł a w drugim przypadku 100.000 zł.
Dyrektorka Czesława Młodawska powiedziała, iż proces likwidacji szpitala jest możliwy na 95% do końca czerwca. Równocześnie stwierdził, iż do tej daty z całą pewnością nie uda się wszystkiego zakończyć i pewne sprawy będą się ciągnęły jeszcze przez kilka dni lipca.

Głos zabrał Edward Kowalczuk.
Członek SP ZOZ z ramienia gminy Wąsosz stwierdził, iż dyrektorka z likwidacją powinna zdążyć do 30 czerwca. Opóźnienia w likwidacji Edward Kowalczuk złożył na karb zmian, które się w szpitalu dokonały np. zmiany na stanowisku prezesa spółki. Edward Kowalczuk potwierdził swoje zastrzeżenia dotyczące biernej roli starostwa podczas procesu likwidacji SP ZOZ. „Przy likwidacji była obecna dyrektorka, która teraz odejdzie a różne sprawy będą jeszcze się ciągnęły. Sprawy z komornikami, to już starosta będzie musiał załatwiać. Gładko miały przechodzić do spółki kontrakty” – kontynuował Edward Kowalczuk – „tak nas zapewniano. A już spółka nie mam kontraktu na pogotowie, co powoduje, że szpital jest zagrożony. Bez starań starostwa i prezesa u władz NFZ we Wrocławiu, bez starań u wojewody nic nie zrobimy” – kontynuował.
„Sprawa wygląda tak, że NFZ zależy na fizycznej likwidacji takich szpitali, jak nasz”. Następnie Edward Kowalczuk zwrócił się do starosty z pytaniem: „Co miało wpływ na to, że nie mamy kontraktu na pogotowie?”

Starosta Piotr Wołowicz odpowiedział, że nie znamy oferty złożonej przez „Nasz Szpital”, bo NFZ jej nie udostępnia. Stwierdził, iż trudno znaleźć przyczyny.
Dyrektorka Czesława Młodawska stwierdziła, iż NFZ rozpisał konkurs, do którego może przystąpić każdy podmiot, nawet spoza województwa.

Edward Kowalczuk nie zgodził się ze starostą i powiedział, iż nie jest prawdą, że oferta „Naszego Szpitala” jest tajemnicą. „Trzeba zwrócić się do odpowiednich władz panie starosto, bo zawsze jest możliwość dowiedzenia się, jakie warunki lepiej od nas spełniała konkurencja. Znacie drogę do wojewody i tam trzeba się udać. Ponieśliśmy wiele wyrzeczeń, by ten szpital nadal istniał. Przystąpiliśmy do „planu B”, tak, jak to rząd chce. Więc nasz argument jest poważny. Ja bym to zrozumiał, gdyby w naszym szpitalu były jakieś karygodne zaniedbania, ale takich nie było”.

„Najgorsze jest to, że stworzono precedens. Może wkrótce być tak, że oddział ginekologiczno – położniczy również gdzieś przejdzie. Wyrwa w murze jest już zrobiona, bo przegrano kontrakt. Jestem od 13 lat w Radzie Społecznej SP ZOZ. I od kiedy jestem pamiętam, że ludzie na stołkach dyrektorskich, którzy przychodzili do nas z zewnątrz szkodzili temu szpitalowi. To byli szkodnicy! Czy w Górze nie było odpowiedniego człowieka na funkcję prezesa spółki? W utracie kontraktu jest duża wina prezesa spółki, bo wyraźnie mu nie zależało”.

Następnie Edward Kowalczuk zwrócił się do starosty z pytaniem o analizę skutków utraty kontraktu na pogotowie. W odpowiedzi usłyszał z ust starosty, iż: „prezes to na Radzie Powiatu przedstawi”.
Edward Kowalczuk ripostował: „Tu nie trzeba wielkich analiz. Są sprawozdania finansowe. Co tam, prezes będzie mówi, to … (machnięciem reki zakończył Edward Kowalczuk swój wywód).

Kolejne pytanie Edward Kowalczuk skierował pod adresem starosty. Interesowała go sprawa kontraktów zawartych z lekarzami. A dokładnie czy ich wysokość została na poprzednim poziomie czy też doszło do ich obniżenia.
Starosta Piotr Wołowicz poinformował, że podpisano kontrakty na okres od 1 do 15 maja. Zrobiła to jeszcze dyrektorka Czesława Młodawska, która pełniła wówczas funkcję prezesa spółki. W tej chwili nowy prezes podpisał kontrakty na okres od 16 do 31 maja.
W tym momencie Edward Kowalczuk zwrócił się do starosty z prośbą o konkrety. Interesowało go czy kontrakty są na takim samym czy tez niższym poziomie. „Konkretnie proszę panie starosto … „.
Z wypowiedzi starosty wynikało, że coś tam się zmieniło, ale tak naprawdę niewiele. Strata poinformował, że podniesiony zostanie kapitał spółki do 500.000 zł.

Ponownie głos zabrał Edward Kowalczuk, który stwierdził, że koniecznie trzeba przejrzeć kontrakty i doprowadzić do zmniejszenia kosztów funkcjonowania szpitala. Stwierdził on: „Przyjęło się, że to lekarze maja mieć pieniądze, kontrakty i dyżury”. W tym momencie zwrócił się do dyrektorki z pytaniem: „ile lekarze w naszym szpitalu mają za dyżury?” „Czesława Młodawska odpowiedziała: „1500 zł z dyżur”.
Głos zabrał Edward Kowalczuk, który swoje słowa skierował do starosty: „Jak Rada Powiatu będzie chciała panu zabrać 500 zł, to pan przestanie być starostą?” Odpowiedzi nie usłyszeliśmy.

Edward Kowalczuk swoim zgrabnym pytaniem nawiązał do ciągle pokutującej opinii, iż obniżenie wysokości kontraktów z lekarzami doprowadzi do ich rezygnacji z pracy. Bo od dłuzsego czasu część napływowej kadry lekarskiej trym nas szantażuje. I to działa!

W tym momencie Edward Kowalczuk opowiedział o swoim pobycie w górowskim szpitalu, gdy był chory. Lekarz, który miał dyżur nawet nie chciał oglądnąć jego rany w nodze. Opatrunek zrobiła pacjentowi Edwardowi siostra a rano lekarz pochwalił pacjenta, ze ten dał sobie sam radę.

Edwarda Kowalczuka interesował również problem zapewnienia środków na wypłaty dla pracowników szpitala. Jak wiadomo może dojść do sytuacji, w której fundusz przez miesiąc czy dwa nie będzie jeszcze płacił spółce za wykonem przez nią usługi medyczne.
Starosta Piotr Wołowicz stwierdził, iż spółce pieniądze na wypłatę pożyczy starostwo. Ta odpowiedź nie zadowoliła pytającego. W związku z tym zapytał: „Czy spółka wystąpiła do NFZ o wypłacanie zaliczki w kwocie 1/12 miesięcznego kontraktu, bo taka możliwość istnieje? Starosta nie potrafił na to pytanie udzielić precyzyjnej odpowiedzi. Powiedział jedynie, iż o taka zaliczkę będzie można wystąpić od 1 czerwca.
Przystąpiono do głosowania projektu uchwały. Za przedłużeniem procesu likwidacji szpitala do dnia 30 czerwca 2011 roku byli wszyscy (6) członków RS SPZOZ.

Wszyscy członkowie tego gremium pozytywnie zaopiniowali zakup drobnego sprzętu medycznego, który zakupiony zostanie z dotacji bezzwrotnej udzielonej naszemu szpitalowi przez Polską Miedź. By być w zgodzie z prawdą, to należy stwierdzić, iż 30.000 zł dotacji zawdzięczamy staraniom dyrektorki Czesławy Młodawskiej.

Na koniec Edward Kowalczuk dopytywał się o kroki, jakie zostaną podjęte w sprawie przejęcia kontraktu na pogotowie przez Wschowę. Starosta zapewnił, iż będzie odwołanie od tej decyzji, na które mamy 7 dni od daty ogłoszenia wyników konkursu (termin upływa dzisiaj).

W trakcie dyskusji i dociekania nad przyczynami utraty przez nasz szpital kontraktu na pogotowie, starosta Piotr Wołowicz zaczął snuć bardzo dziwne rozważania. Mówił coś o „środowiskach” na terenie Góry, które nie chcą istnienia szpitala w Górze. Wspomniał coś również o bieżącym informowaniu Wschowy na temat tego, co dzieje się w naszym szpitalu. Z tej mowy nie popartej najmniejszym nawet śladem dowodów wynikało, że był jakiś przeciek do Wschowy, który spowodował, że konkurencja złożyła lepszą od nas ofertę.

Ponieważ wiek, w którym wierzyłem w krasnoludki i inne dziwożony, jak też w to, że platforma nadaje się do rządzenia minął (niestety!) bezpowrotnie musiałem zabrać głos.
A sprawa wygląda tak. Treść oferty składanej do NFZ znają w naszym szpitalu dwie osoby: dyrektor placówki oraz informatyk, który wprowadza dane do komputera i przesyła drogą elektroniczną do NFZ we Wrocławiu.

Jeżeli już mamy mówić o jakichś „środowiskach” powiedziałem panu staroście, to mówmy konkretnie, bo tylko te dwie osoby znały treść i wartość naszej oferty. Jeżeli te osoby wykluczymy, to znaczy, że przyczyn należy szukać we Wrocławiu a nie mówić o jakiś niedookreślonych środowiskach”.

Ja rozumiem, że utrata kontraktu, to bolesne dla Zarządu Powiatu, ale „miały gały, co chciały”. Trzeba było dreptać wokół sprawy, bo informacje o przymierzaniu się do pogotowia przez Wschowę nie były żadną nowością! Sam informowałem o tym wicestarostę ponad 2 miesiące temu. Gdy wszystko było jeszcze w powijakach. Ale widocznie pokładano nadmierną wiarę w „chody” we Wrocławiu. W sumie okazało się, że „chody” dla NFZ znaczą tyle, co nic. A my wszyscy przekonaliśmy się, iż wyborcze obietnice pana starosty, to bajki z mchu i paproci.

środa, 25 maja 2011

Diablo dobre rządy

9 grudnia 2010 roku odbyła się II sesja Rady Powiatu, podczas której wybrano nowego starostę Piotra Wołowicza. Z okazji swojego wyboru wygłosił on mowę, której interesujący nas dzisiaj fragment przytaczam z protokołu z sesji:

Są sprawy bardzo pilne, są sprawy ważne i są sprawy które trzeba zrealizować, do tych najbardziej priorytetowych musimy zaliczyć i tak będę to postrzegał i do tego będę przekonywał Zarząd jest sprawa Szpitala Powiatowego, chciałbym aby ten proces który został rozpoczęty, to co zostało zrobione a było dobre, bo nie jest tak, że to co było zrobione do tej pory będziemy negować i będziemy od dzisiaj mówić tylko o złych rzeczach w czasie przeszłym, a dobrych które nas czekają, nie, będziemy mówić o rzeczach dobrych, będziemy rzeczy dobre kontynuować, będziemy je wspierać być może przyspieszać, z tych rzeczy które w naszej ocenie były błędne będziemy wyciągać wnioski bez odnoszenia się personalnie do osób które te decyzje podejmowały, bo to w przyszłości nie ma najmniejszego znaczenia, kwestią podstawową jest Szpital mam nadzieję że ten plan który jest realizowany nazywany powszechnie planem B wreszcie zacznie dynamicznie być wprowadzany w życie, mamy na to przykład w Powiecie Wołowskim gdzie Powiat już otrzymał znaczna kwotę tych pieniędzy o które się starał, samorząd województwa - Sejmik również otrzymał te kwoty, a więc należy ten proces zrealizować to co jest najważniejsze i to co miałem okazję usłyszeć w ostatnim czasie, przede wszystkim jasno i precyzyjnie o tym informować przede wszystkim Radę i wszystkich zainteresowanych o tym co się dzieje i to w jakiej jesteśmy sytuacji, co może się wydarzyć i co się wydarzy ewentualnie co robimy żeby pewne rzeczy się nie wydarzyły, to jest rzecz podstawowa i myślę że będzie rzutowała na przyszłość sytuację finansową i społeczną Powiatu Górowskiego”.

Wiem, że przytoczony fragment jest trudny do zrozumienia, ale tak wyglądała mowa nowego starosty. Odcedźmy z tego fragmentu pospolite i słabo zakamuflowane wodolejstwo, które jest typowe dla ludzi zaangażowanych w politykę. W tym fragmencie ściemniania jest jakieś 90%. Pozostańmy przy obietnicy dotyczącej naszego szpitala.

Owszem, wejście do „planu B” jest realizowane. Natomiast najwyraźniej od początku nie jest realizowana obietnica, iż Zarząd będzie: „jasno i precyzyjnie o tym informować przede wszystkim Radę i wszystkich zainteresowanych o tym co się dzieje i to w jakiej jesteśmy sytuacji, co może się wydarzyć i co się wydarzy ewentualnie co robimy żeby pewne rzeczy się nie wydarzyły, to jest rzecz podstawowa”.

Starosta i Zarząd nie zajmowali się podczas swoich nasiadówek sytuacją, jaka wytworzyła się wokół pogotowia. Na to są dowody w postaci protokołów z tychże nasiadówek. Nigdy nie przeprowadzono analizy zagrożenia, jakim stały się aspiracje szpitala we Wschowie do przejęcia kontraktu na ratownictwo medyczne na terenie naszego powiatu. Na żadnej sesji radni nie słyszeli, że istnieje zagrożenie dla kontraktu na pogotowie i informacji o działaniach podejmowanych przez Zarząd w celu ich wyeliminowania. Jawność działań Zarządu i deklarowana przez starostę transparentność podejmowania decyzji poszły w zapomnienie. I ponownie okazało się, iż polityk, a taką osobą bez wątpienia jest starosta – szef struktur powiatowych PO, co innego deklaruje a co innego robi. Dla mnie jest to zwykłe świństwo i ordynarny kant. Wiem, że to brzmi dość ordynarnie, ale ja mam czterech literach polityczną poprawność.

Czym zajmuje się sowicie opłacany Zarząd Powiatu mogą się Państwo przekonać czytając protokoły z jego posiedzeń dostępne na stronie internetowej starostwa. Lektura do budujących nie należy.

9 grudnia nic tak naprawdę się nie zmieniło. Zmienili się aktorzy grający na powiatowej scenie, ale wkrótce się okazało, że ani na cal nie różnią się od poprzedników, i to włącznie z głównym aktorem, który jako żywo przypomina w działaniach swą mało chwalebną poprzedniczkę. „Ponizm” znalazł wiernych wyznawców w osobach: Piotr Wołowicz, Paweł Niedźwiedź, Piotr First, Marek Hołtra. I trwa!

Od ponad dwóch miesięcy wiadomo było, że na kontrakt czai się konkurencja. W tym czasie starosta Piotr Wołowicz i Zarząd gros energii poświęcali na wybór nowego członka Zarządu po rezygnacji mojej osobistej Szelmy – Marka Biernackiego.
Sytuacja się skomplikowała, gdyż kilku radnych koalicyjnych stało na stanowisku, iż należy ograniczyć liczbę członków Zarządu do trzech osób. To zdroworozsądkowe myślenie obce jest jednak innym członkom koalicji. Ponieważ w statucie pozostał zapis, iż członków Zarządu ma być 5, toteż pilnie poszukiwano kandydata.

Trzeba Państwu też wiedzieć, że znaleziono takiego kandydata. I gdy wymieniono jego nazwisko, to rączęta i porcięta opadły! To byłaby żenada! Na skutek oporu stawianego przez kilku radnych będących jeszcze przy zdrowych zmysłach i mających poczucie godności osobistej oraz szacunku dla swoich wyborców zmieniono plany. Zarząd ma być 4 osobowy. Na chuj czterech jak trzech też wystarczy? – zapytają Państwo grzecznie. Dla kasy kochani, dla kasy! 1280 miesięcznie za około 10 godzin siedzenia na dupie i dłubania w nosie! A inaczej nie jest, bo wystarczy poczytać protokoły z posiedzeń tego gremium. Ale wszystko to oczywiście dla dobra powiatu. Bo jakżeby inaczej?!

Opowiem teraz Państwu pewna historyjkę, która wydarzyła się podczas spływu kajakowego 2 tygodnie temu. Na spływ przybyła burmistrz Irena Krzyszkiewicz. W pewnym momencie, w obecności przebywających tam osób wygłosiła taką mowę na temat starosty, że przesyła widokówki z Rzymu na telefon a ona też by chciała pojechać do Rzymu, ale nie ma na to czasu. Dla przypomnienia: starosta był w Rzymie w okresie, gdy szykowano ofertę do NFZ właśnie na pogotowie.

O decyzyjności starosty krążą w starostwie liczne dowcipy. Jeden z nich mówi, że szybciej kobietę w okresie bezpłodności zapyli mężczyzna zabezpieczony podwójna gumką niż starosta podejmie decyzję. To żart zabawny, ale tylko na pierwszy rzut oka, bo płacimy za to wszyscy.

A to przykład „decyzyjności”. Od dawna wiadomo jest, że nasze pogotowie nie spełnia nowych norm. Dotyczy to m.in. powierzchni przypadającej na jednego pracownika. Narodziła się więc koncepcja, by przenieść je do budynku starej straży pożarnej, który stoi pusty. Odbyło się kilka narad, była wizja lokalna, gorące dyskusje. I na tym się skończyło. Na dyskusjach, rzecz jasna jałowych. A problem pozostał nierozwiązany. I tak jest ze wszystkim.

Oczywiście, nie muszę dodawać, że Zarząd nie ma strategicznego planu, co robić przez pozostałe 3,5 roku swojej kadencji. Pracuje się od zdarzenia do zdarzenia. Nikt nie słyszał o zamierzeniach na pół roku czy też rok. W najgorszej sytuacji są urzędnicy, bo tak naprawdę skoro nie dzieje się nic, Taki ich przywilej w kadencji 2010 – 2014.

Ostatnio do szału doprowadzał mnie radny Jan Kalinowski. Stworzył on taka oto teorię, która powtarzał mi przy każdej okazji. Brzmi ona tak: „Starosta zna marszałka województwa, marszałek województwa Schetynę, Schetyna zna Tuska, Tusk ma ministrów, którzy muszą go słuchać. Więc kochany! – ty się niczym nie przejmuj, bo widzisz kogo on zna i nic złego przytrafić się nam nie może”. Kończył swój wywód z serdecznym uśmiechem na ustach a mnie mało krew nie zalewała.
A wczoraj wydawało mi się, że nadszedł mój moment tryumfu, gdy szlag trafił nasze pogotowie.
„I widzi Pan, pana teoria się nie potwierdził” – rzekłem Janowi Kalinowskiemu. „Jak to się nie potwierdziła?” – zapytał mnie zdziwiony. „No to, że nic złego nam się nie może wydarzyć” – odpowiedziałem – „bo starosta zna tego i tamtego”. „Ależ kochany ja mówiłem, że zna, ale nie mówiłem, że oni zaraz pomogą! To dwie różne sprawy” – cierpliwie wyjaśnił mi Jan Kalinowski.

A chcę Państwu powiedzieć, że argumentu szerokich znajomości starosty używano bardzo obficie, by przełamać opór dwóch radnych, którzy wyczuli pismo nosem i wiedzieli, że Piotr Wołowicz nie nadaje się na starostę. I jak widać znajomości te i wpływy we Wrocławiu są znikome.

Zresztą, o jakich wpływach ja tu piszę, jak górowska PO nie potrafi od kilku lat zorganizować w Górze biura swojej partii? Nie potrafił tego zrobić również szef jej struktur powiatowych – Piotr Wołowicz. To nieźle świadczy o zdolnościach organizacyjnych tutejszej platformy.

Powróćmy jednak do sprawy pogotowia. Dzisiaj rozdzwoniły się telefony do senatorów posłów z PO z prośbą o interwencję w sprawie pogotowia. Rodziły się również i tak durne pomysły, by wzywać TV. W głowach przerażonych decydentów zakwitały też pomysły, by nowemu pogotowiu stworzyć administracyjną „drogę przez mękę”. I tak sobie kombinowali, tylko zapomnieli pierdolnąć się we własne piersi. Spisek, łapówka, korupcja – wszystko, tylko nie my, nieudacznicy!

Pamiętam, jak w poprzedniej kadencji opozycyjny wówczas radny Marek Hołtra przy każdym większym niepowodzeniu ówczesnej władzy twierdził, że ludzie honoru podali by się w takiej sytuacji do dymisji. Więc należy oczekiwać, iż jako człowiek honoru radny Marek Hołtra poda się do dymisji w związku z klęską, jaka jest dla nas utrata kontraktu na pogotowie. Chyba, że honor ma dla niego ma wartość niższą niż 1280 zł miesięcznie. Trzeba też powiedzieć, że czytając protokoły z posiedzeń Zarządu trudno zauważyć, by ten radny coś ożywczego, nowego i twórczego wnosił do obrad. Te 1280 zł wydawane na jego dietę, to duże nieporozumienie.

9 grudnia 2010 roku dokonano fatalnego wyboru i starosty i członków Zarządu. Ja sumienie mam czyste, bo od początku mówiłem, że Piotr Wołowicz nie nadaje się na tą funkcję. Wiedziałem wystarczająco wiele na temat jego umiejętności od pracowników UMiG, którzy z nim pracowali. Jedna upór grona ludzi spowodował, że ten nieszczęsny (na miarę „Bukietowej!) wybór stał się faktem. Nie oczekujmy, że coś się zmieni, po wpadce z pogotowiem. Nie zmieni się nic, bo nie zmieni swojego charakteru Piotr Wołowicz. Członkowie Zarządu również nie będą poczuwali się do winy oraz nie zrozumieją, że pełniona przez nich funkcja ich przerasta. Na to nie pozwoli im „honor wart 1280 zł”.

Ale mam nadzieję, że spełni się stare przysłowie: „diabli nadali - diabli wezmą!”