wtorek, 29 kwietnia 2008

Nadeszło nowe?

Obecnie mamy sezon na sesje absolutoryjne. 28 kwietnia taka sesja odbyła się w gminie Góra. Było to pierwsze absolutorium nowej władzy, która musiała je uzyskać, pomimo iż w roku 2007 nie ona rządziła naszą gminą. Poszło jak z płatka i absolutorium uzyskano. Sesja odbyła się w obecności 15 z 21 radnych. Burmistrz Irena Krzyszkiewicz ma odmienny sposób uczestnictwa w sesji niż jej poprzednik. Wystąpienie burmistrzyni dotyczące jej działalności w okresie między sesjami są bardzo obszerne i szczegółowe. W wygłoszonym na sesji sprawozdaniu było mnóstwo szczegółowych informacji. I tak np. dowiedzieć się było można, iż burmistrzyni wydała w tym czasie 23 zarządzenia, ogłosiła kilka przetargów (np. na zbycie młyna przy ulicy Staromłyńskiej, wykonanie dokumentacji na budowę 2 boisk wielofunkcyjnych w ramach programu "Orliki 2012", zakup zamiatarki chodnikowo-ulicznej). W ostatnim okresie sprzedano 11 lokali mieszkalnych o niewielkich powierzchniach za łączną sumę 41 tys. zł. W tym samym okresie wykonano schody wiodące od tyłu do Urzędu Miejskiego, które, co sprawdziłem osobiście, są ładne i warte 10.600 zł, które na nie wydano. Nie przepłacono! Z ust burmistrzyni dowiedzieliśmy się również, iż trwają prace nad porządnym archiwum Urzędu Miasta i Gminy, do którego zakupiono ruchome regały, zgodnie z unijnymi przepisami. Radni i zebrana licznie publiczność mogli również posiąść wiedzę na temat zakresu robót prowadzonych przez pracowników zatrudnionych sezonowo przy pracach społeczno-użytecznych. W tym roku pracowników tych jest mniej. Z tego względu będą oni pracowali tylko w Górze i Czerninie - miejscowościach posiadających zabudowę miejską.
Informacja złożona Radzie Miejskiej i widzom zawierała również dane dotyczące strat jakich, doznały miejscowości: Czernina, Czernina Dolna, Polanowo i Brzeżany na skutek lokalnej powodzi spowodowanej gwałtowną ulewą oraz gradobiciem. Najpoważniejsza sytuacja była w Czerninie Dolnej, którą podtopiło (nie pierwszy raz zresztą). Szefowa gminy złożyła podziękowanie za udaną akcję OSP w Czerninie, Państwowej Powiatowej Straży Pożarnej w Górze oraz sołtysowej Czerniny Dolnej za mobilizację mieszkańców do walki z żywiołem. Korzystając z okazji, pozdrawiam sołtysową Czerniny Dolnej Bogumiłę Banaszak, do drobnych stópek padając i rączęta cudne pokrywając całuskami, ale niewinnymi. Gradobicie i nadmierne opady deszczu spowodowały duże straty. Około 200 ha upraw przepadło z kretesem. W tej sytuacji burmistrzyni zwróciła się do wojewody o sprawdzenie możliwości wypłacenia poszkodowanym rolnikom rekompensaty za utracone zbiory.
Nowa władza poinformowała, iż rozpisano 11 konkursów na stanowiska naczelników i zastępców naczelników. Szefowa gminy jeden konkurs unieważniła. Dotyczy to stanowiska naczelnika Wydziału Rozwoju i Inwestycji. Pełniącym obowiązki naczelnika tego wydziału jest jego dotychczasowy szef - Wojciech Domański. Taka sytuacja będzie trwała do czasu podjęcia odpowiedniej decyzji przez burmistrzynię.
Korzystając z okazji, iż na sesji przebywała duża liczba mieszkańców Góry i okolicznych miejscowości, Irena Krzyszkiewicz sprawnie ugasiła tlący się niepokój mieszkańców Glinki, którzy byli wysoce zaniepokojeni pogłoskami o rzekomym zamknięciu szkoły w Glince. Okazało się, iż rzeczywiście gmina do tej placówki dokłada ok. 500 tys. zł rocznie. Szefowa gminy nie ma jednak zamiaru zamykać szkoły, ale pomysł, by dotacja do niej była nieco mniejsza. Pomysł ten polega na stworzeniu w wydzielonej części budynku szkolnego schroniska młodzieżowego. Komuś jednak nazwa "schronisko" skojarzyło się z placówkami mającymi w swojej nazwie taki sam wyraz i powstała wieść, iż zamiast szkoły będzie w Glince placówka dla trudnej młodzieży. I tak narodziła się trwoga, bo wiadomo, że niedostosowani społecznie jajka kurą nocą podbierać będą, krowy mleka pozbawiać, gruszki i jabłka po sadach łupić a wszystko to w oparach "cioci Marysi" i przy kultowym ich trunku - "Bałaganie" czynić będą. Irena Krzyszkiewicz zapewniła, iż nie zamknie szkoły. Poinformowała, iż w tej sprawie przeprowadzono wśród zainteresowanych ankietę, w której 95% respondentów opowiedziało się za dalszym funkcjonowaniem szkoły. I tu powtórnie z żalem muszę stwierdzić, iż Irena Krzyszkiewicz dotrzymuje obietnic przedwyborczych. Obiecała konsultowanie istotnych dla danego środowiska decyzji z mieszkańcami i - psia krew! - słowa (na razie) dotrzymuje. Jakoś smutno mi, bo nie ma się czego przyczepić!
Nowy skarbnik gminy błysnął "nowoczesnością w domu i zagrodzie". Na sesji radni po raz pierwszy ujrzeli prezentację zmian w budżecie przygotowaną przez skarbnika. I jak to zwykle bywa "pierwsze koty za płoty". Nawet ja - znany ze znakomitego sokolego wzroku - z trudem mogłem dojrzeć cyfry prezentowane na ekranie. Skarbnik ponadto mówił nieco nerwowo - z dużą ilością elementów paralingwistycznych - co utrudniało skupienie. Sądzę, że szefowa nad nim popracuje, doszlifuje, wygładzi, podda ostatecznej polerce i z sesji na sesję będzie lepiej (należy pomyśleć nad zasłanianiem kilku okien znajdujących się w pobliżu ekranu, bo idzie lato i będzie kicha!).
Podsumowując sesję można powiedzieć, iż precyzyjne i dokładne przedstawienie spraw, nad którymi trudzi się burmistrzyni i jej urzędnicy, jest godne pochwały. W wyniku takiego działania otrzymujemy dość pełny obraz tego, czym zajmuje się władza. Pełna informacja zapobiega nieporozumieniom, przekłamaniom oraz insynuacjom. Taka postawa jest plusem dla władzy. Ciekaw jestem tylko, jak tą informację władza przekaże do szerszego kręgu odbiorców, bo na razie nowego w tej dziedzinie nie widać. Ale pożyjemy i zobaczymy.

Bez niespodzianek

Dzisiejszą sesję Rady Powiatu poprzedziło posiedzenie Komisji Finansów i Budżetu. Tematem wiodącym nie była jednak sprawa udzielenia bądź nieudzielenia absolutorium z wykonania budżetu za rok 2007, ale protokół z przeprowadzonej przez radnych - w Szpitalu - kontroli. Omawianie tego dokumentu zajęło większą część posiedzenia tego gremium. Absolutorium zostało przyjęte a wykonania budżetu nie zakwestionowała Regionalna Izba Obrachunkowa we Wrocławiu. Na uwagę i pamięć zasługują jednak słowa Edwarda Szendryka, który rzucił takie oto sformułowania dotyczące Szpitala: "6 lat przetrwał, to przetrwa" oraz "wierzę, że z tego Szpitala da się cacko zrobić". Tak to w oderwaniu od brutalnej rzeczywistości stanu finansów naszego Szpitala - który przecież kontrolował - żyje i fantazjuje wiceprzewodniczący Rady Powiatu. Chyba więc Państwa już nie dziwi beztroska Zarządu i poszczególnych radnych powiatowych wchodzących w skład koalicji. To trend ogólnie panujący wśród koalicjantów, który określić można słowami: "nasz chata z kraja". Ale jaki kaliber ludzi, takie myśli, pomysły i czyny. W tym przypadku mamy kaliber kapiszonowy.
O godzinie 10 rozpoczęła się sesja absolutoryjna. Do wykonania budżetu przez nasz samorząd odniósł się radny Marek Hołtra, który przypomniał o uwagach, jakie opozycja wnosiła podczas obrad komisji i sesji do sposobu, w jaki konstruowany był budżet. Radny w krótkim przemówieniu przypomniał przypadki ewidentnej rozrzutności Zarządu, podając przykłady: finansowanie nielegalnych czasopism, nieodpłatne przekazanie budynku po przychodni w Wąsoszu na rzecz tej gminy, nieuregulowane sprawy wynagrodzeń, przekraczanie budżetu w jednostkach oświatowych, zaciągnięcie kredytu w wysokości 11 mln zł, który niczego nie zmienił w sytuacji Szpitala a stał się powodem zaniechania restrukturyzacji przez Zarząd Powiatu. W pełni poparł go radny Kazimierz Bogucki, który nawiązał do nieobecności członków Zarządu (Jana Sowy, Stefana Mrówki i Tadeusza Bireckiego) na dwóch spotkaniach poświęconych sytuacji Szpitala i szukania dróg wyjścia z sytuacji kryzysowej. Żaden z członków Zarządu nie uważał za stosowne udzielić wyjaśnień na temat powodów swojej absencji. Przewodniczący najwyraźniej nie ma już wpływu na członków koalicji, którzy nie wywiązują się ze swoich obowiązków.
Z dużą ironią radny Bogucki stwierdził, że w związku z tym, iż koalicja ma w Radzie większość, może ona: "zrobić zimę latem".
Wynik głosowania nad absolutorium dla Zarządu był przesądzony. Za - 9, przeciw - 3, wstrzymujące - 2. Dokonano również zmian w budżecie na ten rok. Policja otrzyma 14 tys. zł dofinansowania na zakup samochodu.
Z projektem uchwały w tej sprawie była sytuacja nieco niezręczna. Okazało się, iż oprócz Komisji Budżetu i Finansów żadna inna komisja nim się nie zajmowała. A powinna choćby Komisja Porządku Publicznego, bo to leży w zakresie jej zainteresowań (ze słowem: "zainteresowań" trochę przesadziłem, gdyż charakterystyczną cechą większej części koalicyjnych radnych jest troska, by sesja się nie przeciągnęła).
W ostatnim punkcie sesji zabrałem głos i podziękowałem Zarządowi za "trud i wysiłek", który włożył w uregulowanie problemu deficytu, jaki corocznie przynosił budynek "starej przychodni". Za rok 2007 - po raz pierwszy - z dzierżaw pomieszczeń, tam się znajdujących, Starostwo Powiatowe uzyskało bardzo delikatną nadwyżkę w wysokości 2876,73 zł. Jednocześnie zwróciłem radnym uwagę na ogromną dekapitalizację tego budynku i konieczność opracowania takich zasad dzierżaw, by można było z uzyskanych wpływów dokonywać napraw. Jako kandydatów do podwyżek stawek czynszu (nie szkodzi, że kolejnych!) wspomniałem swoich ulubieńców - znajdujące się tam firmy medyczne. Ktoś spytać może: dlaczego swoje zasługi na tej niwie oddałem Zarządowi? Wyjaśniam: wbrew pokutującym o mnie plotkom jestem bardzo uczuciowy. Zarząd nie może odnotować żadnych sukcesów, toteż powodowany uczuciem głębokiego miłosierdzia oddałem swój własny. Na sukcesach mi nie zależy, bo mogę je sobie zdobyć na każdej sesji. Wśród koalicjantów nie widzę przeciwnika, oczywiście oprócz przewodniczącego.
Końcówka sesji należała do Jana Sowy. Zapytany przez pielęgniarkę Iwonę Kawkową o przyszłość Szpitala radny i wielokadencyjny członek Zarządu odpowiedział, iż on nie jest dyrektorem tej jednostki, bo gdyby był, to by wiedział. Wówczas z rzędów dla publiczności, ktoś odrzekł: "I nie będziesz". Kiedy Iwona Kawka spytała się radnego, czy uzyska odpowiedź na zadane pytanie Jan Sowa z wyraźną złością odrzekł: "Nie!". Radnemu Sowie kolejny raz coś zaszwankowało w nieskomplikowanym - w jego przypadku - mechanizmie regulującym przepływ szarych komórek. Zapomniał o tym, iż funkcja radnego jest służbą wobec społeczności lokalnej. Za udzielanie odpowiedzi bierze pieniądze i ma obowiązek odpowiadać - najlepiej jak z nut. Chamówa, jaką radny Sowa zaprezentował wobec ciężko pracującej pielęgniarki, która reprezentowała interesy swoich koleżanek i po prostu chciała wiedzieć, jest niedopuszczalna. Szkoda, że na sali nie znalazł się nikt z refleksem. Gdyby w tym momencie ktoś z radnych postawił wniosek o odwołanie Sowy z funkcji członka Zarządu, to jego szkodliwa "kariera" we władzach samorządowych dobiegłaby zasłużonego i oczekiwanego przez wszystkich końca. Miejmy jednak nadzieję, że to, co się odwlecze, to nie uciecze. (x)

Uwaga - instrukcja

W związku z licznymi sygnałami, iż mają Państwo problem z wejściem na moją stronę informuję, iż ja sam mam podobny problem. To, że nie można wejść jest Państwa winą! Zasada jest prosta: jak blog czyta ponad 30 osób na raz, to nie da się - za Chiny wciąż Ludowe - wejść od strony głównej. Trzeba wówczas wchodzić sposobem. Biorą Państwo np. google.pl i tam wpisują - Mazulewicz show. Potem tylko kliknąć na pierwszą pozycję i jesteśmy w domu. Proste? No, to dziękuję za wysłuchanie wykładu. Rachunki za doradztwo dostarczy Państwu komornik.

Rachunek podany do stołu

W dniu wczorajszym (28 kwietnia) odbyło się spotkanie radnych powiatowych. Temat oczywisty - Szpital. Spotkanie miało charakter roboczy. Zwołane zostało przez przewodniczącego Rady Powiatu. Celem spotkania było uzgodnienie dalszych działań, jakie należy podjąć, by ratować to, co jeszcze da się uratować. A wszystko wskazuje na to, iż niewiele albo zgoła niczego nie da się uratować. Na spotkanie przybyli gremialnie przedstawiciele opozycji: Grażyna Zygan - Zeid, Kazimierz Bogucki, Jan Kalinowski, Marek Hołtra. Z członków Zarządu obecni byli: Beata Pona i Teresa Sibilak. Przybył również wiceburmistrz Góry Piotr Wołowicz w towarzystwie koalicjanta: Marka Biernackiego. W spotkaniu uczestniczyła dyrektorka Szpitala - Czesława Młodawska. Nieobecni, co już stanowi tradycję, byli: Jan Sowa, Stefan Mrówka i Tadeusz Birecki. Wiadomo, że za takie posiedzenia się nie płaci, to i się nie przychodzi. Dwaj pierwsi dżentelmeni, a rebours oczywiście, solidarnie przyłożyli się do obecnej sytuacji naszego Szpitala. Przypomnę, iż ta dobrana parka od wielu lat wchodzi w skład kolejnych Zarządów, nie wnosząc do ich pracy niczego, co warte byłoby najmniejszej wzmianki. Toteż spotkanie odbyło się bez nich a co za tym idzie bez uszczerbku na poziomie dyskusji, która się wywiązała w efekcie wystąpienia starościny Pony.
Że jest źle, wie każdy kto nie ma klapek na oczach a w głowie pokarmu dla koni. O tym, że rządząca nieudolnie koalicja nie potrafiła stworzyć spójnego i logicznego programu na godzinę "O", wie nawet mieszkająca na terenie powiatu wszelka fauna i flora. Przespano 17 miesięcy i teraz rączka w nocniku. Liczono na różne cuda byle tylko samemu nie wykonywać pracy wymagającej wiedzy, kompetencji i umiejętności organizacyjnych. Po wystąpieniu starościny, która scharakteryzowała sytuację Szpitala, zapadła na kilkadziesiąt sekund grobowa cisza. Bo co mogła powiedzieć opozycja, która - jak pokazał czas - od początku do końca w sprawie Szpitala miała rację? Ogłosić zwycięstwo? Upajać się poczuciem własnej mądrości? Owszem, można było. Myślę jednak, że każdemu podczas tych kilkudziesięciu sekund ciszy stanął przed oczami obraz zaprzepaszczonego dorobku kilku pokoleń naszych rodaków - górowian. I niejednemu ścisnęło się gardło, bo dzień zagłady Szpitala jest bliski, tak bliski, że nieomal namacalny.
I tak jak opozycja miała od początku rację, że taką polityką, czyli żadną polityką - bo obecna koalicja nigdy nie prowadziła żadnej długofalowej polityki wobec Szpitala - tak też i opozycji przyszło przerwać tę grobową ciszę. Kazimierz Bogucki z wyraźnym wzruszeniem i bardzo smutnym głosem powiedział raz jeszcze to wszystko, co mówił wielokrotnie a czego koalicja nie słuchała, bo udawała wszechwiedzącą. Nie mam drodzy Państwo po wczorajszej naradzie nawet sił i chęci, by pisać o tym, co ustalono. Powiem tak: niczego konkretnego. Sytuacja jest taka, iż aby uratować jeszcze cokolwiek, trzeba działać błyskawicznie. Starościna zakomunikowała, iż znalazła firmę, która ma opracować plan przekształcenia Szpitala. Firma ta zjawi się w następny piątek. W tym czasie dyrektorka Szpitala ma wraz z pracownikami Wydziału Finansów Starostwa przeanalizować finanse Szpitala. Analiza ta ma posłużyć do określenia stanu faktycznego finansów oraz zorientowania się na co nas stać. A pytanie jest proste: czy stać nas na przekształcenie Szpitala w spółkę ze 100% udziałem Starostwa? To, że długi Szpitala przejdą na starostwo jest przesądzone.
Jeżeli analiza wykaże, iż nie ma szans na to, by spółka nie przynosiła strat, pozostanie nam dzierżawa Szpitala chętnemu podmiotowi. W sytuacji, w jakiej się znajdujemy, nie oczekujmy, że czynsz z tego tytułu będzie godziwy. Bo tak to już jest w interesach, że ten, który jest w potrzebie, musi przyjąć warunki stawiane przez tego, któremu jest to obojętne, albo przynajmniej będzie udawał, że ma do dzierżawy Szpitala stosunek ambiwalentny.
Opozycja jako grupa ludzi poważnych i odpowiedzialnych wzięła udział w dyskusji nad tymi zamierzeniami. Koalicjanci - z wyjątkiem przewodniczącego i Teresy Sibilak - głosu nie zabierali, jako że podczas obrad - przypominam - koalicja była w stanie szczątkowym. Głos zabrał również Piotr Wołowicz, który na wstępie zaznaczył, iż to co powie, jest jego prywatną opinią. Przedstawił dość liberalne poglądy na temat form funkcjonowania Szpitala, np. postulował, by samorząd miał 49% udziałów w ewentualnej spółce a reszta należała do inwestora prywatnego. Oczywiście - wg niego - takie rozwiązanie daje rękojmię, iż spółka będzie lepiej zarządzana. Ale postawę członka PO mogę zrozumieć, bo to taka partia, która, gdyby gówno można było sprzedać, to biedakom tyłki kazałaby pozaszywać. Wiceburmistrz mnie tę swoją wysoce ideologiczną wypowiedzią nieco wkurzył.
Podczas spotkania przewodniczący próbował wmanewrować Marka Hołtrę w uczestnictwo w planowanym do powołania zespole, który ma się zająć przekształceniem Szpitala. Radny Hołtra odrzucił jednak tę propozycję, rozsądnie tłumacząc, iż taki zespół istnieje od listopada 2006 roku. Miał na myśli - i słusznie - Zarząd Powiatu. Oczywiście, że obowiązkiem Zarządu było przygotowanie planów na wspomnianą już godzinę "O". Jednak wiara radnego Hołtry w jakiekolwiek umiejętności członków Zarządu wzbudziła we mnie - w tych smutnych chwilach - pomimo wszystkiego wesołość.
Jesteśmy ze Szpitalem w punkcie wyjścia. Zmarnowano szmat czasu i dzisiaj przychodzi nam za to zapłacić. Płacimy my, mieszkańcy powiatu. Płacimy za niefrasobliwość rządzących, za negatywny wybór znaczącej części radnych, którzy na niczym się nie znają i poznać nie chcą, bo to ich przerasta. Przerasta ich wiedza o skomplikowanych mechanizmach rządzących obecnie życiem społecznym i ekonomicznym. I to nawet nie tylko przerasta, ale i przeraża. Płacimy za kolosalny błąd i upór Władysława Stanisławskiego, który jest kreatorem tej nieszczęsnej koalicji. Płacimy za poparcie udzielone przez burmistrzynię Góry - Irenę Krzyszkiewicz - koleżance po fachu, której tak naprawdę zrobiono niesamowitą krzywdę obarczając ją funkcją, do której pełnienia nie ma ona żadnych predyspozycji. Najgorsze jest jednak to, że za błędy dwojga ludzi przychodzi zapłacić 39 tysiącom mieszkańców ziemi górowskiej. (x)

niedziela, 27 kwietnia 2008

Fotoblog

Od dzisiaj internet wzbogacił się o jeszcze jeden blog, właściwie fotoblog. Znany w Górze Adrian "Szalejący reporter" Grochowiak założył "Grochowiak Photos", na którym przedstawił fotorelację z III Regionalnego Konkursu Tańca Nowoczesnego. Warto tam zajrzeć! Witryna dostępna jest pod adresem www.Grochowiak.pl .
Jego fotoblog pokazuje słabość górowskiej promocji, bo jak inaczej określić to, że gimnazjalista szybciej reaguje na lokalne wydarzenia niż osoby zawodowo zajmujące się promocją naszego miasta i powiatu.
Adrian Grochowiak to były dziennikarz "Przeglądu Górowskiego" i "Życia Powiatu", miłośnik fotografii i regionalista, na razie - uczeń Gimnazjum nr 2 w Górze, za kilka miesięcy - zapewne uczeń LO w Górze (Nauczyciele strzeżcie się!).

Rewitalizacja i utylizacja

Niewielu z tych nielicznych, którzy uczestniczyli w ostatnich wyborach na burmistrza gminy Góra, pamięta o tym, że kandydatka na szefową gminy w jednym z punktów swojego programu miała rewitalizację starej części naszego miasta. Pewnie wielu nie bardzo brało tę zapowiedź serio, gdyż władza nauczyła się przed wyborami obiecywać wszystko, by po wyborach nie zrobić nic. Jednak Irena Krzyszkiewicz nie poszła w ślady np. Władysława Stanisławskiego, Beaty Pony, Marka Biernackiego, którzy obiecali ratować Szpital, ale nic w tym kierunku nie zrobili. W 49 dniu swojego urzędowania (24 kwietnia) w przywróconej do świetności przez poprzednika sali nr 110 odbyło się pierwsze ze spotkań poświęcone temu zagadnieniu. Już na wstępie - z ciężkim sercem - muszę pochwalić szefową gminy. Otóż, by nie wyważać drzwi już otwartych poprosiła ona o opracowanie dokumentacji dotyczącej rewitalizacji fachowców z firmy "Arleg" w Legnicy, którzy specjalizują się w pozyskiwaniu środków unijnych, bo z nich to pragnie skorzystać burmistrzyni. Za opracowanie firma "Arleg" otrzyma wynagrodzenie w wysokości 12 tys. zł. Na spotkanie przybyli licznie wszyscy ci, którzy są zainteresowani przyszłością naszego miasta. Fachowcy z "Arlegu" wyjaśnili pokrótce czym jest to obco brzmiące pojęcie.
Rewitalizacja (łac. re + vita – dosłownie: przywrócenie do życia, ożywienie) – działanie skupione na ożywieniu zdegradowanych obszarów miast, np. poprzemysłowych, którego celem jest znalezienie dla nich nowego zastosowania i doprowadzenie do stanu, w którym obszary zmieniają swoją funkcję.
Rewitalizacja jest pojęciem stosowanym najczęściej w odniesieniu do części miasta lub zespołu obiektów budowlanych, które w wyniku przemian gospodarczych, społecznych, ekonomicznych i innych, utraciły częściowo swoją pierwotną funkcję i przeznaczenie. Rewitalizacja jest w tym znaczeniu zespołem działań z zakresu budownictwa, planowania przestrzennego, ekonomii i polityki społecznej, których celem jest doprowadzenie do ożywienia, poprawy funkcjonalności, estetyki, wygody użytkowania i jakości życia w rewitalizowanym zespole. To był zarys teoretyczny, bez którego przecież obyć się nie może żadna - chcąca uchodzić za poważną - nasiadówka.
Pytanie: skąd pieniądze? Założenie jest takie, że skorzystamy ze środków będących w dyspozycji Regionalnego Programu Operacyjnego. W programie tym priorytet 9.1. zakłada, iż można starać się o pieniądze na odnowę zdegradowanych obszarów miejskich na terenie Dolnego Sląska. Górny pułap dofinansowania stanowi 85% kwoty, o którą ubiega się beneficjent. Praktyka dowodzi - jak powiedzieli fachowcy z "Arlegu" - iż przyznaje się 70%. My będziemy musieli przygotować gotówkę w wysokości ok. 30% wartości projektu. Dla naszego miasta przewidziana jest określona pula pieniędzy. Tu Państwo sami sobie przeliczą ile to będzie w złotówkach: 1.442.706 euro. No, do roboty! A ja sobie patrzę jak niektórym z Państwa idzie liczenie, ze szczególnym uwzględnieniem władzy. i co widzę? Radny Sowa! - zostawcie te liczydła, to już nie jest na topie. Stefanie Mrówka, mój Boże - tego się nie da policzyć na patyczkach. Chcecie wyciąć lasy w pień?! Starościno, proszę nie liczyć na paluszkach. Tylu paluszków, ile w tej kwocie jest złotówek, nie ma nawet stonoga. Radny Biernacki! możecie zaokrąglić sumę w dół lub w górę. To pieniądze publiczne i nie musicie dalej wykazywać o nie troski. Nie robicie tego w Radzie Powiatu - co macie w zakresie obowiązków - to nie musicie martwić się o gminę. Zresztą stare ludowe przysłowie mówi: "Czas to katalizator, a katalizator to szmal!" A przewodniczący jak szybko policzył! Kalkulatorek do ręki i heja! Ze co? Na gwarancje pod emisję obligacji się przyda?! Ocipiał przewodniczący?! Żadnych gwarancji nie będzie! Dość miraży! Ale ad rem.
Obszar objęty Programem Rewitalizacji nie może być zamieszkały przez więcej niż 5100 dusz (mogą być niewierzący, byle dychający). Ten warunek powoduje, iż nie wszystkie postulaty zainteresowanych objęciem ich tym programem mogą być zrealizowane. Sądzę, iż objęte nim zostanie centrum miasta (I strefa ochrony konserwatorskiej i coś jeszcze). Duża rolę w realizacji Programu Rewitalizacji przypadnie organizacją pozarządowych realizującym działania należące do sfery społecznej procesu rewitalizacji. Partnerzy tacy poszukiwani są przez podmioty realizujące proces wśród organizacji już istniejących. W przypadku słabości takich organizacji na obszarze rewitalizowanym - bądź nawet ich braku - podejmowane są działania zmierzające do ich kreacji.
Niestety znowu muszę pochwalić burmistrzynię (ja tego nie przeżyję! Proszę chwilę zaczekać - zażyję Nervosol... . 160 kropli i dopiero mi pomogło! Jakoś dociągnę do końca postu). Pochwalić muszę ją - a Bóg mi świadkiem, że nie chcę! - za tempo prac nad rewitalizacją. Harmonogram rozpisany precyzyjnie. Prace studyjne mają trwać do 5 czerwca. Przewidziane są konsultacje społeczne, które odbędą się 19 maja. Całość prac nad Programem Rewitalizacji ma zakończyć sie przyjęciem uchwały Rady Miejskiej w terminie po 30 czerwca. Potem wniosek zostanie złożony we Wrocławiu i przyjdzie się nam modlić, by niebiosa były nam przychylne.
Gdyby komuś z Państwa przyszła do głowy jakaś złota myśl dotycząca rewitalizacji, może się z nią udać do Agnieszki Pomieszcz, która zajmuje się rewitalizacją w Wydziale Planowania i Rozwoju. Ta niezwykle sympatyczna pani zapewniała zebranych, iż zawsze jest w tej i innych urzędowych sprawach do dyspozycji mieszkańców. Ale uwaga: ma wiedzę i gadane! Ostrożnie - z głupotami nie radzę biegać!
Zakładam i bardzo bym chciał, że dostaniemy pieniądze na to przedsięwzięcie, które odmieni w sposób znaczący oblicze mojego rodzinnego miasta. Bardzo dobrze, że po inwestycyjnym boomie, który zawdzięczamy Tadeuszowi Wrotkowskiemu, jest szansa na dalszy rozwój. I cieszyć się wypada, że sięga się po środki spoza budżetu.
P.S.
Ciekawe czy jest Wyborczy Fundusz Utylizacyjny? Gdyby był może udałoby się w trakcie wyborów utylizować naszych powiatowych nieudaczników. A może załóżmy Proszę Państwa Społeczny Fundusz, którego celem będzie humanitarne pozbycie się w doniosłym akcie wyborczym dotychczasowych włodarzy, którzy zapomnieli co obiecali przed wyborami? Miejmy dla siebie więcej miłosierdzia, bo z nimi przepadniemy z kretesem.(x)

Alibi

Opisane poniżej spotkanie niczego do poprawy sytuacji Szpitala nie wniosło. Zapraszający - Władysław Stanisławski oraz Beata Pona - nie potrafili w najmniejszym stopniu zdefiniować swoich oczekiwań wobec zaproszonych gości. Nie mogło zresztą być inaczej, bo nie od dnia dzisiejszego wiadomym jest, że - obecna fizycznie, ale nie intelektualnie - koalicja nie ma pomysłu na sprawowanie władzy. I nie jest to stwierdzenie gołosłowne. Rządzący stracili 17 miesięcy czasu cenniejszego niż złoto. W chwili obecnej Szpital znajduje się w sytuacji gorszej niż w listopadzie 2006 roku. Mami nas się rzekomym sukcesem. Za I kwartał 2008 roku Szpital uzyskał "zysk" w wysokości 30 tys. zł. "Zysku" nie byłoby, gdyby zapłacono ZUS, który nie jest płacony od stycznia tego roku. I cała koalicja upaja się tym "sukcesem". Ba! Nawet przewodniczący wpada w najwyższe uniesienie, gdy mówi się o tym "zysku". Ciekawe, co by zrobił z księgową w PSS -ie gdyby ta nie zapłaciła ZUS -u, aby mieć dodatni wynik? Obawiam się, że pracownicy mieliby na obiad zamiast gęsi duszonej - księgową uduszoną rączętami prezesa. W afekcie oczywiście! Ale tu numer przechodzi i przewodniczącemu nawet powieka nie zadrga na te brednie! Jak może być inaczej skoro ta koalicja na gwałt szuka sukcesu?! Wszak w efekcie 17 miesięcy rządów - z wyjątkiem galopującego zadłużenia - nie osiągnięto niczego! W starostwie przy światłych rządach starościny i jej prawej ręki z dwoma lewymi - anarchia i rozprężenie totalne! Żadnych planów, wizji! Wszechwładnym władcą jest Pan Przypadek, bo planu żadnego nie ma. No nie, jeden jest! Przetrwać! Ale po co? Na co oni nam? Tego nie wie nikt! Oni sami pewnie też.
Doktor Abdul Rahman Zeid uchylił nieco rąbka tajemnicy otaczającej dodatni wynik finansowy Szpitala. Z innych informacji wynika, iż na dodatni wynik finansowy składają się zaksięgowane, ale jeszcze przez Narodowy Fundusz Zdrowia niezapłacone, faktury za tzw. "nadwykonania". Chodzi o to, że Szpital wykonał więcej świadczeń niż wynika to z kontraktu i z tego tytułu należą mu się pieniądze. W chwili obecnej płaci się 100% nadwykonań, ale co będzie gdy Fundusz - wzorem lat poprzednich - będzie płacił np. 70%? - pytał doktor Zeid i postulował, by te dochody traktować jako fundusz rezerwowy. Zgodził się z nią Władysław Stanisławski, bo co mu w tej sytuacji pozostało?
Wracajmy do spotkania. Burzy mózgów nie było. Podczas przerwy lekarze wyrażali zdziwienie, że niczego im się nie proponuje. Zadawano pytania o sens spotkania, skoro nikt nie określa oczekiwań. Wiele głosów stanowczo stwierdzało, iż ta władza nie poradzi sobie z przekształceniem Szpitala i wybierze dzierżawę, jako tę formę, gdzie nie trzeba się napracować. Przewodniczący zapowiedział co prawda, iż w poniedziałek zostanie powołane ciało o zgrabnej nazwie "Komitet sterujący", którego zadaniem będzie opracowanie planu przekształcenia Szpitala, ale nie wiadomo kto będzie tam powołany, mianowany i na jakich zasadach ma to gremium działać.
Gdybyśmy mieli władzę bardziej rozgarniętą - bez Sów, Mrówek, Bireckich, Pon - to dzisiaj nie musielibyśmy w pośpiechu szukać rozwiązań. Normalna władza już po objęciu władzy w listopadzie 2006 roku powinna rozpocząć prace nad różnymi wariantami dotyczącymi przyszłości Szpitala. Rozgarnięta władza już dawno rozpisałaby przetarg na dzierżawę Szpitala, choćby tylko po to, by zorientować się w zainteresowaniu potencjalnych dzierżawców i w wysokości oferowanych pieniędzy. Rozgarnięta władza miałaby już dawno opracowane dwa - trzy warianty przekształceń. Rozgarnięta władza już dawno pogoniłaby "Temed" i pomogła Szpitalowi zorganizować przychodnię z podstawową opieką zdrowotną, bo w chwili obecnej Fundusz płaci za te usługi ładne pieniądze. Powtarzam: tak zrobiłaby władza rozgarnięta. A my mamy co mamy. Kto pogoni "Temed"? No na pewno nie Sowa i Mrówka, bo to oni dopuścili do przejęcia przez "Temed" naszej Przychodni.
Tak więc spotkanie z lekarzami ma stanowić alibi, że coś się robi. A że to tylko gadanie, to co? A że ruch jest pozorny? To co? Ale coś sie odbyło! Czyli mamy sukces! Tylko, że nikt na takie "sukcesy" jak i "zyski" się nie nabierze. Chyba, że jest w koalicji. Bo udział w tej koalicji warunkowany jest wrodzoną tępotą umysłową albo chęcią załatwienia własnych brudnych interesików. Żaden inteligentny człowiek czegoś tak pokracznego nie mógłby popierać. Oczywiście z wyjątkiem przewodniczącego. Od czasu jak stał się fanem "Bukietowej", wrażliwość na głupotę mu zmalała. Postawmy się jednak w jego sytuacji. On cały powiat ma na głowie! A oprócz tego Zarząd, który w 4/5 jest jakby dzieckiem wymagającym szczególnej troski. A opozycja? Też od pewnego czasu żyć nie daje. A PSS też na głowie. A i domek w budowie. Nie ma lekko nasz przewodniczący - opoka nieudaczników i popaprańców - którzy i tak go przy pierwszej okazji wystawią na licytację, o ile coś z tego będą mieli.
Decyzja w sprawie Szpitala ma zapaść w poniedziałek podczas nieformalnego spotkania radnych, które na godzinę 18 zwołał do starostwa przewodniczący. (x)

Z pustego w próżne

W sobotę (26 kwietnia) odbyło się spotkanie władz powiatu z lekarzami. Przypomnieć należy, iż pomysł tego spotkania wyszedł od opozycji. Znany jest problem z obsadą etatów w naszym Szpitalu. Brakuje nam lekarzy a to może spowodować zagrożenie dla funkcjonowania placówki, gdyż np. brak lekarza z II stopniem specjalizacji powoduje nieobsadzenie stanowiska ordynatora i w konsekwencji prowadzi do zamknięcia oddziału. W przypadku niepełnej obsady Narodowy Fundusz Zdrowia zrywa kontrakt.
Nie można powiedzieć, iż frekwencja dopisała. Z Niepublicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej przybyli Stanisław Hoffmann, Andrzej Parzonka, Grażyna Zygan - Zeid, Lech Jaruga. Na spotkanie przyszli też lekarze pracujący w Szpitalu i niezawodny - jak zwykle w trosce o placówkę - Wacław Grzebieluch. Czego możemy wymagać od lekarzy jeżeli spotkanie zbojkotowali członkowie Zarządu. Nie stawili się: Jan Sowa, Stefan Mrówka, Tadeusz Birecki.
Spotkanie prowadził przewodniczący Rady Powiatu Władysław Stanisławski. W cieniu jego wielkości zasiadała starościna. Uczestnicząca w spotkaniu dyrektorka Szpitala Czesława Młodawska przedstawiła sytuację kadrową Szpitala. Poinformowała, iż intensywnie poszukuje lekarzy. Poszukiwania te mają zasięg ogólnopolski. Ogłoszenia z ofertą pracy w naszym Szpitalu ukazują się w "Gazecie Lekarskiej", "Gazecie Wyborczej". Oprócz tego dyrekcja dzwoni do innych Szpitali i kusi lekarzy do podjęcia pracy w Górze. Dyrektorka Szpitala zapewniła zebranych: "iż w chwili obecnej nie ma zagrożenia dla funkcjonowania placówki z powodu braku lekarzy. Jeżeli Szpital przestanie funkcjonować, to tylko z powodów ekonomicznych, czyli braku pieniędzy" - stwierdziła Czesława Młodawska.
Radny Kazimierz Bogucki stwierdził w swoim wystąpieniu, iż: "to spotkanie będzie miało sens jeżeli powiemy sobie prawdę. Pani dyrektor przedstawia sytuację zbyt optymistycznie. Czy lekarze będą czy nie, to też zależy od stanu finansów. Lekarze to też ludzie i chcą stabilizacji, mają własne ambicje, plany. Dlatego wśród lekarskiej kadry nie ma stabilizacji i jest ciągły ruch. Uważam, iż każda pomoc ze strony naszych górowskich lekarzy jest cenna" - zakończył radny. Przewodniczący Rady powiedział: "nie liczmy na spadochroniarzy. Górowscy lekarze są bardzo dobrzy. Pracują w Rawiczu, Lesznie i zabierają nam pacjentów. Liczymy na pomoc w dyżurach, by nie przekraczać limitu godzin pracy lekarzy wprowadzonych przez dyrektywę unijną". Na wypowiedź przewodniczącego zareagowała Grażyna Zygan - Zeid, która powiedziała, że określenie "spadochroniarz" jest dla niej obraźliwe, bo ona też przyjechała tu pracować.
Radny Marek Hołtra wymienił nazwiska kilku lekarzy, którzy w ostatnim czasie odeszli z pracy w naszym Szpitalu lub zapowiadają, iż zrobią to w najbliższym czasie. Radny przypomniał, iż w najbliższym czasie zmienią się przepisy i na każdym oddziale szpitalnym, wymaganych będzie trzech lekarzy z II stopniem specjalizacji (obecnie wymaga się dwóch. Bardzo trafne pytanie zadał radny Tadeusz Podwiński, który postawił następujące pytanie: jaki ma być nasz Szpital? Czy to ma być spółka, dzierżawa czy też ma funkcjonować w innej formie?
Radna Teresa Sibilak stwierdziła, iż należy się zastanowić nad nową formą organizacyjną Szpitala, bo w obecnej placówka nie może już funkcjonować. Zaapelowała do uczestniczących w spotkaniu lekarzy, by podpowiedzieli, w jakim kierunku mają iść zmiany.
Stanisław Hoffmann w swoim wystąpieniu stwierdził, iż należy zastanowić się, jaki ma być nasz Szpital. "Czy warto i trzeba utrzymywać aż cztery oddziały? Kiedy od ZOZ - u odcięty zostanie ogon w postaci 42 mln. zadłużenia?" Odpowiadając na apel o współpracę ze Szpitalem Stanisław Hoffmann powiedział: "my z wami współpracujemy, ale to pacjent wybiera szpital, w którym chce się leczyć. Czasy są dzisiaj takie, że wypisuje się o wiele mniej zwolnień niż np. 1o lat temu, bo ludzie nie chcą iść na chorobowe. To im się po prostu nie opłaca". Odnosząc się do zmiany formy organizacyjnej Szpitala Stanisław Hoffmann kontynuował: "Trzeba powołać zespół 4 - 5 osób, które w krótkim czasie opracują program takiej zmiany. Nie ma sensu sadzać za stołem 50 związkowców i o tym rozmawiać, bo nic z tego nie wyniknie". Mówca nawiązał także do przeszłości mówiąc: "największą krzywdę zrobiono Szpitalowi wpuszczając "Temed". Szpital stracił na tym ok. 300 - 400 tys. miesięcznie". Na koniec swojej wypowiedzi wyraził zdziwienie wysokością stawek za dyżury: "dyżury w naszym Szpitalu są najlepiej opłacane w całym województwie dolnośląskim".
Katarzyna Andrzejewska - Kapłon obwieściła wszystkim, iż z dniem 30 maja odchodzi z pracy w Szpitalu i w związku z tym: "reforma Szpitala odbędzie się 30 maja". Doktor Kapłon jest jedynym anestezjologiem w naszym Szpitalu i szefową bloku operacyjnego. Kiedy odejdzie, a my nie znajdziemy następcy, to rzeczywiście Szpital się "zreformuje" w sposób samoistny - poprzez zamknięcie. Doktor Kapłon powiedziała, iż ma 18 dyżurów miesięcznie i w ten sposób łamie obowiązujące przepisy dotyczące czasu pracy lekarzy. Mąż doktor Zygan - Zeid zaapelował, by w żadnym wypadku nie pozbywać się majątku szpitalnego. Przytoczył przykłady szpitali przekształconych, ale w których majątek nadal pozostał w rękach organu założycielskiego. Doktor Andrzej Parzonka stwierdził: "formuła finansowania Szpitala się wyczerpała. Optuję za spółką. Życzę owocnych obrad w tej sprawie Radzie Powiatu".
"Szpital górowski ma swój okres świetności za sobą" - od tych słów rozpoczął swoje wystąpienie Wacław Grzebieluch. Należy ubolewać, iż Szpital upada od początku reformy. Samorząd liczył na centralne rozwiązania, które nigdy nie przyszły. Najważniejsza dla Szpitala i pacjentów jest dobra jakość świadczeń". Następnie były dyrektor Szpitala nawiązał do wydarzeń z listopada 2006 roku kiedy to do władzy doszła obecna koalicja. Przypomniał, że: "nie siedliśmy wówczas do stołu porozmawiać o tym, o czym dzisiaj mówimy. Była propozycja "Euromedicalu", która to firma chciała wydzierżawić Szpital za 90 tys. złotych miesięcznie. Rok czasu zmarnowaliśmy. Wzięto bardzo duży kredyt, ale odeszło bardzo dużo lekarzy". W wystąpieniu Wacława Grzebieluch nie zabrakło również gorzkiej refleksji: "Najlepsze dyrekcje Szpitala, to były te, które chwaliły się sukcesami. Kiedy ja dałem podwyżki dla młodych lekarzy zaczęła się awantura. A podwyżki te były rzędu 100 - 200 zł. Ucierpiała sprawa - mniejsza o mnie. Trzeba przeprowadzić konkretne rozmowy w sprawie Szpitala, jego przekształcenia. Balast zadłużenia musi wziąć na siebie powiat. Nie ma innego wyjścia. Brakuje nam szczerych rozmów, bo my nie rozmawiamy z sobą szczerze".
Raz jeszcze zabrał głos Stanisław Hoffmann, który opowiedział się za utworzeniem spółki prawa handlowego z udziałem samorządu powiatowego. Spółka taka mogłaby zarabiając pomagać również Starostwu w obsłudze długu.
Na koniec przewodniczący wprawił wszystkich w zdumienie mówiąc: "Wyleczyliście mnie Państwo z myśli o sprzedaży Szpitala". (x)

czwartek, 24 kwietnia 2008

Koalicja genetycznie wadliwa

Wielu z Państwa zadaje sobie pytanie: jakim cudem koalicja w Radzie Powiatu trwa? Nie ma w tym żadnego cudu. Jej trwanie zapewnia Władysław Stanisławski oraz burmistrz Góry - Irena Krzyszkiewicz. Przewodniczący Rady dysponując jednym głosem w Radzie dokonał majstersztyku. Po wyborach tak pokierował całym tym interesem, iż został głównym rozgrywającym na politycznej scenie powiatu. Popełnił jednak straszliwy w skutkach błąd. Chcąc rządzić niepodzielnie, dobrał sobie do koalicji ludzi miałkich i nijakich. Wiedział, że tacy mu nie podskoczą a znaczna ich część będzie mu wiernie służyła, bo poszła do samorządu dla realizacji swoich prywatnych interesów. Życie potwierdziło prawdziwość tych - niegdyś tez - obecnie pewników. Jako człowiek o ponadprzeciętnej inteligencji przewodniczący w pełni zdominował swoją osobowością koalicjantów, z których żaden - nie wyłączając starościny - do pięt mu nie dorasta. Okazało się jednak, że rządząca przeciętność nie jest w stanie sprostać wyzwaniom, jakie niesie życie. Przewodniczący również zapomniał, że sprawne zarządzanie PSS - em wcale to a wcale nie musi mieć przełożenia na samorząd, który rządzi się całkiem innymi regułami.
Wielką niewiadomą pozostają przyczyny poparcia, jakiego udziela starościnie - i tej koalicji - Irena Krzyszkiewicz. Z jej strony w koalicji są Marek Biernacki oraz Jan Bondzior. Jeżeli chodzi o tego ostatniego, to trzeba przyznać, iż do samorządu niczego nie wniósł. Jest oczywistą pomyłką. Natomiast nad postawą Marka Biernackiego, który w odruchu stadnym - typowym dla np. owiec i baranów - poświęca swoją polityczną przyszłość - dając pewną część ciała - można się zadumać i z politowaniem załamać ręce. Jak się ma 28 lat, to chyba myśli się już samodzielnie. Ale powróćmy do Ireny Krzyszkiewicz. Kiedy przewodniczący nakarmił członków Komisji Budżetu i Finansów nieprawdziwymi informacjami o wysokości opłat za obiady, w internacie rozpętała się burza. Z najbardziej poufnych, ale godnych najwyższego zaufania źródeł, dowiedziałem się, iż starościna została "wyprostowana" telefoniczne przez burmistrzynię. Efekt "prostowania starościny" mogliśmy zobaczyć na ostatniej sesji, kiedy to starościna gorąco tłumaczyła zebranym, że zaszła pomyłka. Wkopała się tym jeszcze bardziej, albowiem wykazała brak elementarnej wiedzy na temat placówki, którą nadzoruje. Z dokumentów, które mi dostarczono, wynika bowiem, iż stawki 4 zł za obiad dla uczniów nie było od 17 czerwca 2002 roku! Wówczas to ówczesna dyrektor LO wydała zarządzenie nr 10/2002, w którym ustaliła stawki odpłatności za obiady na poziomie: 4,82 zł dla ucznia; dla pracowników oświaty - 6,10 zł. Państwo z całą pewnością podziwiają wraz ze mną wiedzę i kompetencję starościny. Nie o to tu jednak chodzi. Idzie o to, by pokazać i Państwu uzmysłowić kto naprawdę rządzi? Kto jest podstawionym figurantem a kto rzeczywiście ma wpływ na podejmowane decyzje, nie odpowiadając za ich efekty.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie wybrałby przecież koalicji z "Samoobrona". Ale szczytem bezczelności było to, że w koalicję poszła Platforma Obywatelska, która wydawałoby się jest nieprzejednanym wrogiem tego truchła. Zresztą już w chwili narodzin tej koalicji niejednemu oczy wychodziły na wierzch. Stanisławski i "SamaBronka" - to tak jakby burmistrz Irena Krzyszkiewicz wzięła na swojego zastępcę Bronisława Papmela (z całym szacunkiem dla radnego Papmela, który nie odstaje intelektualnie ani od "Bukietowej" ani "Urodzonego Dyrektora"). I w efekcie mamy to, co mamy, czyli nędzę i brak jakichkolwiek perspektyw.
Od początku naszego samorządu powiatowego nie było tak słabego Zarządu Powiatu ani starosty. Owszem kłócono się, odwoływano, koalicje bywały zmienne niczym kobiety, co w polityce jest raczej normą. Ale ogólnie rzecz biorąc powiat szedł do przodu: księgi wieczyste, sąd grodzki, urząd skarbowy, hala "Arkadia", najładniejszy budynek w rynku - PCDN i PPP, termomodernizacja Zespołu Szkół (to jeszcze zasługa tandemu Rutecki - Mielczarek). Nie rozwiązano jedynie problemu Szpitala. To obiecywała zrobić rządząca ekipa, która najczęściej krytykuje poprzedników ze złości, iż tamci mieli osiągnięcia.
Rządząca koalicja poniosła klęskę w każdym wymiarze. Nie może pochwalić się żadnym sukcesem. Jej rządy to pasmo staczania się w otchłań. Tę koalicję musi trafić szlag! Dla dobra nas tu żyjących i przyszłych pokoleń. Wszystko czego koalicja się dotknie pada. Ci ludzie mają w sobie gen zagłady a każdy kto ich popiera życzy źle naszemu samorządowi. (x)

Mydełko fa

Rozpoczęła się medialna ofensywa naszej - niestety - starościny "Bukietowej". Na portalu "Elki" ukazała się informacja zatytułowana "Znów poproszą o wsparcie". Starościna informuje w niej opinię publiczną, iż: "Jest to dla nas najlepsza forma, bo wsparcia finansowego, które nie obciąża wskaźników zarówno powiatu jak i gmin. Wystosuję pisma i udam się do gmin, aby dowiedzieć się, czy w tej formie będą mogły udzielić pomocy. Rozmowy na ten temat dadzą także odpowiedź, w jakiej ewentualnie formie samorządy będą chciały wspomóc nasz szpital". Przeciętny zjadacz chleba może z tej wypowiedzi wyciągnąć wniosek, iż gminom nic nie grozi w wypadku, gdy Szpital lub starostwo nie będą w stanie wykupić wyemitowanych obligacji w określonym umową czasie. Nic bardziej bzdurnego. Z obligacjami jest tak samo jak z wekslem in blanco. Gdy - przez lekkomyślność - zostaniemy żyrantem, to, gdy dłużnik nie spłaca zaciągniętego kredytu, bank egzekwuje go od nas. I nie ma nic do rzeczy, że gwarancje dane przez samorządy nie obciążają ich bezpośrednio. Nie obciążają bezpośrednio, ale wiszą nad łbem niczym katowski topór.
Finansowa kondycja starostwa jest powszechnie znana. Panuje tam finansowa mizeria. Przykład: posiedzenie Zarządu Powiatu z dnia 19 kwietnia 2008 roku. Rozpatrywana jest sprawa złożenia wniosku dotyczącego budowy boiska wielofunkcyjnego przy hali "Arkadia". W protokole czytamy: "Złożenie wniosku wymaga uwzględnienia w budżecie powiatu kwoty 200 tys. zł na realizację budowy oraz zabezpieczenie w postaci weksla in blanco. Termin złożenia wniosku upływa w dniu 30 kwietnia 2008 r. Bezspornym jest fakt, że istnieje uzasadniona potrzeba budowy takiego boiska, nie mniej jednak w budżecie powiatu nie ma wolnych środków w wysokości 200 tys. zł potrzebnych do realizacji projektu, stąd złożenie wniosku jest niemożliwe".
Jak Państwo widzą światła polityka obecnego Zarządu Powiatu doprowadziła do tego, iż budżetu nie można wysupłać najmarniejszych dwóch stówek. Jak więc starościna wyobraża sobie wykupywanie wyemitowanych obligacji? To jej słodka tajemnica. Myśli jednak cwanie. Wiadomo, że obligacje będzie się wykupywało nie wcześniej niż za kilka lat. Na razie będzie się tylko płaciło odsetki. Na odsetki od obligacji jakoś kasę się znajdzie. Nie będzie się inwestowało, rozwijało, ale wegetowało. I tak na tyłkach samorządów uda się - jakimś cudem! - dotrwać do końca kadencji z wypłatą o jakiej starościna pracując w szkolnictwie nie mogła nawet marzyć.
Tak naprawdę w zamieszczonej na portalu "Elki" informacji idzie o to, by społeczeństwu pokazać, że jednak coś chce się zrobić dla Szpitala. Wraca się więc do pomysłu, który skompromitował się totalnie rok temu. Nasze gminne samorządy nie wykazały wówczas entuzjazmu dla tego pomysłu i nie sądzę, by to się zmieniło. Zamysł starościny ma jeszcze jedno dno. W razie krachu Szpitala - a ten w obecnej sytuacji, gdy nie podejmuje się żadnych działań, jest nieunikniony - będzie można zwalić winę na samorządy. Już słyszę te żale: my chcieliśmy, mieliśmy pomysł, ale napotkaliśmy na mur obojętności wobec Szpitala. Najbardziej wystawiona jest na ten sztych burmistrz Góry - Irena Krzyszkiewicz - której ludzie popierają obecną koalicję i to dzięki nim utrzymuje się ona u władzy. Nikt z mieszkańców naszego powiatu w obliczu katastrofy nie będzie zważał na niuanse. Wniosek będzie prosty: popierała Ponę - jest winna! I z tym przyjdzie mi się zgodzić.
W wypowiedzi starościny widać stałość w uczuciach do czasu przyszłego, ale nigdy niedokonanego. Proszę zauważyć padające tam sformułowania: "Wystosuję pisma i udam się do gmin". Jak daleko pamięcią sięgam (a jestem pamiętliwy) nigdy nie usłyszałem czegoś takiego: "Pragnę Państwa poinformować, iż Zarząd zrobił ...".
Starościna - niczym tonąca, bo i tonie rzeczywiście - nawet brzytwy się chwyci, by tylko pozostać na posadce, na której wraz z koalicjantami, narobiła tyle złego.
Czego ja jednak od starościny wymagam?! Każdy dzień trwania tego Zarządu zbliża i Szpital, i powiat do nieuchronnej katastrofy. (x)

Panu chyba dziękujemy

W dniu dzisiejszym złożyłem w sekretariacie Starostwa Powiatowego pismo o następującej treści:
Niniejszym składam na Pana ręce jako Przewodniczącego Rady Powiatu informację o niezgodnym z ordynacją wyborczą - Ustawa z dnia 16 lipca 1998 roku, rozdział 2, art. 5 – pełnieniu funkcji radnego powiatowego przez Edwarda Szendryka.
Wymieniona wyżej Ustawa stanowi, iż prawo wybierania (czynne prawo wyborcze) do danej rady ma, z zastrzeżeniem art. 6 ust. 1, każdy obywatel polski, który najpóźniej w dniu głosowania kończy 18 lat oraz stale zamieszkuje na obszarze działania tej rady.
Każdy mieszkaniec naszego powiatu, w tym i Pan Przewodniczący wie, iż Edward Szendryk zamieszkuje w Lesznie.
Art. 7 tej ustawy w zw. z art. 5 i art. 6 określa, iż prawo do wybierania radnych oraz prawo do kandydowania do tej funkcji ma każdy obywatel polski, który najpóźniej w dniu wyborów kończy 18 lat i stale zamieszkuje na obszarze działania tej rady, z wyjątkiem osób pozbawionych praw publicznych prawomocnym orzeczeniem sądowym, pozbawionych praw wyborczych orzeczeniem Trybunału Stanu, ubezwłasnowolnionych prawomocnym orzeczeniem sądowym.
Ordynacja wyborcza wiąże więc prawo do bycia radnym w danej gminie czy powiecie nie z faktem posiadania stałego zameldowania na obszarze objętym jej władztwem, ale przyznaje je tylko tym dorosłym obywatelom polskim, którzy faktycznie stale na terenie gminy zamieszkują. Ordynacja wyborcza nie podaje definicji stałego zamieszkiwania na obszarze działania rady. Fakt stałego zamieszkiwania nakazuje każdorazowo (przed wpisaniem osoby do rejestru wyborców) ustalać na podstawie przepisów Kodeksu cywilnego.
W myśl art. 28 K.c. można mieć tylko jedno miejsce zamieszkania, a jest nim, zgodnie z art. 25 K.c., dla osoby fizycznej. Miejscowość, w której ta osoba przebywa z zamiarem stałego pobytu. Żeby więc móc sprawować mandat radnego w danej gminie, powiecie nie wystarczy okazać się zameldowaniem w niej na pobyt stały. Konieczne jest też wykazanie takiego zachowania się osoby, które faktycznie ujawnia jej zamiar stałego zamieszkiwania.
Jak czytamy w wyroku NSA z 11 października 1991 r., sygn. akt SA./Lu 630/91 miejsca stałego zamieszkiwania danej osoby nie ocenia się wyłącznie według jej zameldowania na pobyt stały, lecz na podstawie faktów świadczących o jej stałym przebywaniu w danej miejscowości.
Konieczność wiązania biernego prawa wyborczego (prawa do bycia radnym) nie z oficjalnym miejscem zameldowania na pobyt stały, ale ze stałym przebywaniem na obszarze działania danej rady, której jest się radnym wynika również z przepisów ustawy o samorządzie, zwłaszcza tych, które nakazują radnemu branie czynnego udziału w pracach rady gminy i jej organów oraz reprezentowanie wyborców, utrzymywanie stałej więzi z mieszkańcami i ich organizacjami, przyjmowanie zgłaszanych postulatów i przedstawiania ich organom samorządowym do rozpatrzenia.
W związku z powyższym proszę Pana Przewodniczącego o podjęcie kroków, które położą kres tej niezgodnej z prawem sytuacji.
Z wyrazami szacunku i najgłębszego poważania:


/Robert Mazulewicz/

środa, 23 kwietnia 2008

Bicie dzwonu

Zakończono kontrolę SP ZOZ w Górze. Kontrolę zleciła Rada Powiatu i ona też powołała zespół kontrolny w składzie: Edward Szendryk, Jan Kalinowski, Stefan Mrówka, Jan Sowa. Protokół nie zawiera rewelacji, ale znaleźć w nim możemy kilka ciekawych rzeczy, które nie są znane szerokiej publice.
Na forach internetowych pojawiają się głosy - co prawda pojedyncze - iż Szpital w Górze nie ma pacjentów a więc jest naszej lokalnej społeczności niepotrzebny.
A fakty wyglądają inaczej. W roku 2007 poradnia "K" przyjęła 4202 kobiety. Poradnia chirurgiczna przyjęła w tym samym roku - 3699 osób. Przez Izbę Przyjęć przewinęło się w tym czasie 7044 pacjentów. 811 kobiet przebywało na oddziale ginekologiczno - położniczym. Te liczby dedykuję tym wszystkim, którzy plotą duby smalone o braku pacjentów w naszym Szpitalu.
Jeżeli czegoś w naszym Szpitalu brakuje, to personelu. O braku lekarzy wiedzą wszyscy. W 2006 roku było 87 pielęgniarek a rok później 83. Szpital się dekapitalizuje. Budynki i budowle warte były 1 stycznia 2007 roku 2.989.088,62 zł. Wg wyceny z 31 grudnia 2007 roku (a więc na koniec roku) ich wartość zmalała do 1.530.655,95 zł. Wartość maszyn i urządzeń znajdujących się w Szpitalu wynosi 31 grudnia 2007 r. - 234.212.76 zł. Te liczby dedykuję tym wszystkim, którzy w swojej bezgranicznej głupocie wynikającej z elementarnej niewiedzy sądzą, iż za sprzedaż Szpitala dostaniemy dziesiątki milionów.
Wzrosły koszta kontraktów, na podstawie których pracują lekarze. W roku 2006 kosztowały Szpital 609.000 zł. Nie należy zapominać, iż wówczas w Szpitalu pracowało więcej lekarzy i nie było tak dramatycznej sytuacji, że odejście 1 czy 2 lekarzy może spowodować zamknięcie Szpitala. Dyrektorzy Wacław Grzebieluch i Marek Hołtra jakimś tylko im znanym cudem nie mieli deficytu w obsadzie lekarskiej. W roku 2007 lekarzy było mniej, ale koszta kontraktów wzrosły o 33% zamykając sie sumą 752.100 zł.
W roku 2005 koszty osobowe w Szpitalu wyniosły 6.394.500 zł, by rok później spaść do 6.188.300. Była dyrekcja Szpitala najwyraźniej potrafiła trzymać te koszta w ryzach. W roku 2007 koszta osobowe podskoczyły do kwoty 6.941.200 zł.
Pomimo trudnej sytuacji Szpitala kupuje się do niego sprzęt i wykonuje niezbędne remonty. Jest to odnotowane w protokole pokontrolnym. W roku 2007 malowano pomieszczenia szpitalne, kładziono kafelki, wymieniano okna, zakupiono rentgen. Wymienia się darczyńców podkreślając zaangażowanie burmistrzów i wójtów. To znaczy jednego burmistrza - Zbigniewa Stuczyka - pana na Wąsoszu. Zapomniano jednak wymienić Tadeusza Wrotkowskiego, który na usilne prośby ówczesnego dyrektora SP ZOZ - Wacława Grzebielucha - zakupił RTG. To mi brzydko pachnie zwykłym szwindlem. Nie kwestionuję zasług Zbigniewa Stuczyka, ale pamiętać należy, iż starostwo przekazało Wąsoszowi za darmo budynek przychodni przy ulicy Krzywej. Mówi się, że za ten budynek można było - sprzedając go - uzyskać kilkaset tysięcy złotych. Ale kto to liczy? Kto to liczy?!
Z wniosków pokontrolnych najważniejszy jest ten, iż należy jak najszybciej doprowadzić do uruchomienia Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej, którego brak zagraża życiu pacjentów. Zresztą nie mamy szczęścia do tego oddziału. W 2004 roku niby był. Szpital brał kasę. Kiedy nastał jako dyrektor Marek Hołtra w NFZ pokapowali się, że oddział taki jest, ale wirtualny. I nowa dyrekcja na dzień dobry musiała zwrócić ok. 440 tys. zł za lipę, którą stworzył dyrektorka Książek-Sztof.
Przytoczyłem państwu tylko niewielki fragment danych z protokołu, w którym roi się od cyfr. Może pozwoli to Państwu chociaż po części zorientować się w sytuacji naszego Szpitala, w którym, jak myślę, wielu z Państwa się urodziło a i wielu z Państwa bliskich przeszło na drugą, lepszą, stronę. I tylko żal ściska gardło, że ta żałosna koalicja niczego nie zrobiła, by uratować Szpital, z którym my górowianie jesteśmy tak związani. Dla naszego Szpitala stracony czas jest bardzo trudny do odrobienia. Pogrzebowy dzwon już bije. I pamiętajmy, co napisał Hemingway: "Nie pytaj komu bije dzwon. On zawsze bije dla ciebie". (x)

Z czym do ludzi?!

Zamieszczona poniżej korespondencja w sprawie naszego Szpitala dowodzi niezbicie jednego: ta władza nigdy nie miała pomysłu na uzdrowienie Szpitala. Więcej - ona nie miała i nie ma żadnego pomysłu na rządzenie. Sojusz "Samoobrony" + Platformy Obywatelskiej + "Czasu na Zmiany" + cholera wie jeszcze czego zakończył się totalną klapą. Koalicja, która brała władzę mając na sztandarze wypisane wolimi literami ratowanie Szpitala, zmarnowała tak cenny czas i znajdujemy się w sytuacji gorszej niż poprzednio. To co otrzymali radni jest ciekawą makulaturą i niczym więcej. Okazuje się, że to opozycja miała rację twierdząc, iż koalicja nic nie robi. Opublikowana korespondencja wskazuje jasno: król jest nagi!
Uważne wczytanie się w te "oferty" pozwala jednak na prześledzenie sposobu sprawowania rządów. Proszę zauważyć, iż w miesiącu lipcu 2007 roku zaciągnięto kredyt dla Szpitala na kwotę 11 mln. Od lipca do grudnia czyli przez 5 miesięcy wokół Szpitala nie działo się nic. Szpital żył z kredytu - spłacanego przez Starostwo - i wszyscy byli szczęśliwi i weseli, że na razie nie ma problemu. Starościna liczyła na rozwiązania systemowe czyli że rząd i rządząca partia oddłuży szpitale i nastanie era powszechnej szczęśliwości. Rząd i partia wypięły się jednak na oczekiwania starościny. Było też czekanie na "biały szczyt", który miał zmienić sytuację w służbie zdrowia, ale okazało się, że liczenie na to, było szczytem naiwności i prostej niewiedzy, która to cecha jest charakterystyczna dla członków obecnej koalicji.
I tak mam to, co mamy czyli - przepraszam za kolokwializm - gówno! I wszyscy w nim siedzimy po uszy. Szpital ma 42,5 mln długu, Starostwo - 8 więc razem 50 mln. Oto efekt działań koalicji, która przy swoich umiejętnościach psucia wszystkiego nawet kwitnący burdel zamieniłaby w ruinę. Pamiętam jak kiedyś krzyczałem, że w Polsce jest burdel, na co starszy pan odpowiedział mi, że wyprasza sobie takie sformułowania. - A czemuż to? - spytałem. - Słuchaj chłopcze - odrzekł. Mój dziadek przed wojną miał burdel i tam panował wzorcowy porządek - usłyszałem w odpowiedzi.
Nasz knotowa koalicja ma się jednak dobrze. Według jej członków wszystko jest OK., czyli: kaczo, byczo i indyczo. Zresztą mają oni w sobie cechy drobiopodobne. Jak tylko zauważą jakieś przysłowiowe ziarno (posadka dla dziecka, znajomej, kolegi) raz dwa i już ziarenko dziobnięte! Wciąż trzeba im patrzeć na dzioby! A sił coraz mniej (chyba ckm z ogródka odkopię). Ale i wśród koalicjantów nie brak modeli nie z tego świata. Taki np. towarzysz Stefan Mrówka. Odzywa się na sesji, coś tam usiłuje mówić i najwyraźniej sam nie wie co. Jednak w każdym zdaniu, które wypowiada brzmi zawsze kilkakrotnie nieśmiertelne: "proszę was". I aż mam ochotę - parafrazując Fredrę - zakrzyknąć: "Hej Niedźwiedziu, daj gwintówkę, niechaj strącę tę ...." . Inny członek koalicji - Edward Męczennik od 2 zł za metr kwadratowy z urodzenia Szendryk - ma inną przypadłość. Ten okaz koalicyjny, zwany również Hipciem, ma drobny defekt psychiczny. Zauważono, iż co jakiś czas ma period. To znaczy nie dosłownie, żeby ktoś nie pomyślał, że z tamponami gania. Okresowo przypomina on sobie o tym, że jest na świecie dr Stanisław Hoffmann. I rozwodzi się nad krzywdą swoją, jakiej rzekomo doznał z jego strony. Wtajemniczeni twierdzą, iż jest to związane z okresową niewydolnością pewnego organu zwanego wstydliwym. A ponieważ nie działają już na niego żadne afrodyzjaki - tak przynajmniej utrzymuje prosty lud - więc jedynym afrodyzjakiem jest dla niego tenże Hoffmann. I ponoć to go skutecznie rajcuje na jakiś czas. A jak przestaje to Edward znowu ma period na Hoffmanna.
Inny z kolei radny koalicyjny - Jan Bondzior - ma tę cechę, że milczy jak zaklęty. Co prawda ostatnio usłyszałem jego głos, gdy pokornie meldował przewodniczącemu - w kuluarach - iż pomiot diabła czyli opozycja rokosz szykuje. A przejęty przy tym jaki był! Fakt, mógł chłop coś pożytecznego chociaż raz zrobić to i zrobił. Obserwując radnego Jana "Milczka" Bondziora podczas sesji nieodmiennie popadam w zdumienie. Szczególnie gdy spozieram mu w oczęta. W nich bowiem widać zawsze las, nie las, co ja plotę - knieje! Knieje ta występuje w lewym oku, prawym zaś pojawia się kobitka. I raz udało mi się podsłuchać jak Jan "Milczek" sobie podśpiewuje: "Szumi dokoła las, Jasiek na babę Jagę wlazł..". A tak naprawdę to ja mu zazdroszczę tych czarnych włosów bez śladu siwizny. Jak on to zrobił, że nie posiwiał? Żadnych zmartwień?! Szpital go nie martwi?!
Jak więc Państwo widzicie wcale to a w cale nudno na sesji nie jest. Ta kolacja i jej poszczególni przedstawiciele, to mówiąc językiem młodzieżowym, niezłe agregaty. Szkoda tylko, że nie prądotwórcze. a tak: cała para w gwizdek.
P.S.
Acha! Zapomniał bym. Radny Marek B. może zgłosić się do mnie po receptę na viagrę. Wiem, że dla pana radnego to bardzo ważne, bo skończył mu się zapas, ale naprawdę nie miałem czasu, by to załatwić wcześniej. (x)

Oferty?

W dniu wczorajszym radni powiatowi otrzymali materiały na sesję, która odbędzie się 29 kwietnia. Chyba nigdy żaden z radnych nie oczekiwał w takim napięciu i z zaciekawieniem na to, co otrzyma. To napięcie i oczekiwanie było efektem zapowiedzi, iż w materiałach tych znajdą się propozycje rozwiązania problemu Szpitala. I rzeczywiście takie "propozycje" się tam znalazły.
Przedstawiono kopię pisma z dnia 10 kwietnia 2008 r., które do starościny Pony skierowała grupa finansowa "Galileo". W piśmie tym czytamy: "Po spotkaniu w Górze 18 lutego 2008 roku z Nordea Bank Polska SA, przedstawiciele banku dokonali analizy finansowej budżetu Starostwa w Górze, z której wynika, iż w ocenie banku: "samodzielne wsparcie finansowe SPZOZ w Górze przez Starostwo przerasta zdolności finansowe powiatu górowskiego". Ponadto Bank podkreślił swoją wolę przystąpienia do realizacji transakcji finansowania SPZOZ w Górze poprzez emisję obligacji pod warunkiem uczestnictwa we wsparciu finansowym projektu przez pozostałe gminy, których mieszkańcy korzystają z opieki zdrowotnej SPZOZ w Górze, tj. gminę Góra, Jemielno, Niechlów oraz Wąsosz".
Kolejna kopia pisma grupy finansowej "Galileo" datowana jest na dzień 21 kwietnia. Z pisma wynika, iż Nordea Bank wycofał się z realizacji transakcji na emisję obligacji. Wiceprezes "Galileo" informuje, iż w związku z tym: "proponujemy zmodyfikowanie struktury transakcji polegające na wsparciu finansowym projektu przez pozostałe gminy tj. gminę Górę, Jemielno, Niechlów oraz Wąsosz. Tego typu modyfikacja struktury była sugerowana przez przedstawicieli Banku PKO SA podczas odbytych z nimi rozmów. Proponujemy następujący, szacunkowy udział podmiotów w całościowym wsparciu projektu:
Powiat Górowski - 38,2% udziału - 15.271796,00 złotych plus prognozowana wartość odsetek,
Gmina Góra - 32,1% udziału - 12.858.666,00 złotych plus prognozowana wartość odsetek,
Gmina Jemielno - 7,4% udziału - 2.967.384,00 złotych plus prognozowana wartość odsetek,
Gmina Niechlów - 8,7% udziału - 3.461.949,00 złotych plus prognozowana wartość odsetek,
Gmina Wąsosz - 13,6% udziału - 5.440.205.00 złotych plus prognozowana wartość odsetek
".
I to by było na tyle jeżeli idzie o korespondencję pomiędzy starostwem a "Galileo". Niezbyt dużo biorąc pod uwagę fakt, iż umowę z "Galileo" starostwo zawarło 12 listopada 2007 roku.
W materiałach sesyjnych znajduje się również znane już ogólnie wszystkim pismo lekarza z Leszna - Ryszarda Baranowskiego. Baranowski napisał, iż zainteresowany jest dzierżawą lub wykupem obiektów i majątku. w przypadku, gdyby Zarząd zgodził się na dzierżawę: "oczekuję - stwierdza R. Baranowski - że jej okres nie będzie krótszy niż 25 lat, z zagwarantowanym prawem pierwokupu a w przypadku nieskorzystania z tej opcji zagwarantowanie zwrotu poniesionych nakładów. W przypadku wykupu - po cenie określonej przez rzeczoznawców".
Dla przypomnienia pismo R. Baranowskiego wpłynęło do Starostwa 10 stycznia 2008 roku.
Starostwo otrzymało również korespondencję od Zakładu Usług Konsultingowych Sp. z o.o., która swoją siedzibę ma w Szczecinie a jej kapitał zakładowy wynosi 500.000 zł. Pismo datowane jest na dzień 22.02.2008 roku. Korespondencja ta zaczyna się takim oto sformułowaniem: "W nawiązaniu do toczących się dyskusji dotyczących przyszłości SP ZOZ w Górze chcielibyśmy zainteresować Państwa ofertą Zakładu Usług Konsultingowych Know How sp. z o.o.". Oferta tej spółki zawiera listę 7 szpitali. "We wszystkich jednostkach z sukcesem dokonaliśmy ich prywatyzacji. (...) Jak wynika z naszych doświadczeń optymalnym rozwiązaniem w zaistniałej sytuacji jest przekształcenie SP ZOZ w spółkę prawa handlowego, dokładnie w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. (...) Ponieważ prowadzimy leżący po sąsiedzku Szpital we Wschowie, interesujące wydaje się możliwe wykorzystanie efektu synergii, z korzyścią dla obu szpitali".
Ostatnią ofertą jaka zamieszczona jest w materiałach na sesję stanowi pismo PHUP "Pal Gar" Biuro doradztwa Prawnego magistra Jacka Pałki. Czytamy w nim: "W ślad za listem intencyjnym przesłanym na ręce Pani Starosty za pośrednictwem Dyrektora SPZOZ w Górze p. Czesławy Młodawskiej w dniu 21.11.2007 oraz w nawiązaniu do rozmowy z grudnia 2007 r. przesyłam wykaz pytań i kwestii, po wyjaśnieniu których będziemy mogli opracować szczegółową ofertę dotyczącą opracowania koncepcji, dalej przeprowadzenia likwidacji połączonej z przekształceniem organizacyjno - prawnym w spółkę prawa handlowego". Dalej następuje wyliczenie żądanych informacji. W pytaniu 7 czytamy: "Czy organ założycielski Szpitala (ustalić kto nim jest) ma wolę przeprowadzić proces likwidacji Szpitala, wg. dotychczasowych rozwiązań zawartych w ustawie (...), a zatem wszcząć likwidację, określając przesłanki likwidacji, jego cel, program likwidacji i powołać likwidatora".
Oferta tej firmy zawiera również: "referencje firm oraz osób, które bezpośrednio będą pracowały przy wykonaniu zlecenia - likwidacji Szpitala lub w jego przekształceniach organizacyjno - prawnych". Wśród wymienionych osób znajdują się nazwiska dobrze znane wielu górowianom: Leszek Sztuba (były główny księgowy w naszym szpitalu) oraz Jacek Pałka (likwidator Państwowego Zakładu Zbożowego w Górze - czyli Młyna). Wśród trzech polecanych osób znajduje się trzech likwidatorów. Sam Jacek Pałka poleca się w ten oto sposób: "Przeprowadził około 30 postępowań upadłościowych i układowych m.in. (...) Banku Spółdzielczego w Wąsoszu (...).
I na tym kończy się korespondencja na temat naszego Szpitala. Dla przypomnienia: wszystkie pisma (oferty?) pochodzą z 2008 roku. Koalicja, która dochodziła do władzy pod hasłem ratowania Szpitala i twierdziła stanowczo, iż ma pomysł jak to zrobić istnieje od listopada 2006 roku. (x)

poniedziałek, 21 kwietnia 2008

Nadzwyczajnie zwyczajnie

W programie dzisiejszej nadzwyczajnej sesji Rady Powiatu znalazły się dwa punkty. Pierwszym była analiza stanu finansów Szpitala, natomiast w drugim - finanse samorządu powiatowego. W obu tematach panuje lipa. O ile w przypadku Szpitala na nikim nie robią już wrażenia sumy idące w dziesiątki milionów, o tyle zadłużenia powiatu na kwotę ok. 8 mln stanowi rzecz nową. Radni opozycyjni (plus koalicjant Marek Biernacki), bo to na ich wniosek zwołano sesję w trybie nadzwyczajnym w dniu dzisiejszym zdominowali pytaniami obrady. Kazimierz Bogucki powtórzył wszystkie zarzuty, jakie ma wobec rządzących. Wygarnął złą politykę informowania radnych i społeczeństwa o pracy Zarządu, brak decyzji w sprawie Szpitala, mówienie półprawd, które według słusznej opinii radnego są niczym innym niż kłamstwami. Następnie bez zbędnych ceregieli przystąpił do ataku na przewodniczącego Rady - Władysława Stanisławskiego. Radny Bogucki stwierdził pod adresem szefa Rady: "to co pan robi, jest szkodliwe dla Szpitala, powiatu, starostwa". Po wygłoszeniu tego krótkiego, ale dobitnego stwierdzenia Kazimierz Bogucki zabrał swoje krzesło i usiadł w miejscu przeznaczonym dla obserwatorów sesji. Obrady potoczyły sie dalej. W odpowiedzi dla radnego Boguckiego przewodniczący stwierdził, iż są niedociągnięcia, ale on stara się je wyeliminować. Jednoczenie zapewnił, iż ze swojej strony haruje w samorządzie jak dziki i pretensje o to, że nic się nie robi są nieuzasadnione.
Do akcji przystąpiła starościna. Jej wypowiedź - tradycyjnie bez ładu i składu - streścić można następująco. Istnieją projekty wielu rozwiązań, które przygotowujemy. Projekty te radni otrzymają w najbliższym czasie. Wielkim błędem było wg starościny nieprzystąpienie Szpitala do programu restrukturyzacji zadłużenia. Starościna z dumą pochwaliła się, iż rozmawiała z wieloma fachowcami, którzy nawet stwierdzili, że to zaniechanie może być karalne (nie muszę wspominać, iż patrzyła przy tym wymownie na byłego dyrektora SP ZOZ - Marka Hołtrę). Staramy się, myślimy, zastanawiamy, szukamy rozwiązań - to najczęstsze określenia o wysiłku czynionym przez Zarząd Powiatu. Będąc na sesjach jeszcze nigdy nie usłyszałem - zrobiliśmy!
Przewodniczący Rady Władysław Stanisławski podczas swojej mowy stwierdził, iż on nie musi być przewodniczącym. Radny Hołtra wszedł mu w słowo i powiedział, iż stawia wniosek o odwołanie przewodniczącego Rady Powiatu z zajmowanej funkcji. Obecna na sali obrad pielęgniarki stwierdziły półgłosem, że czas najwyższy na jego odejście. A potem rozpoczął się kabaret.
Przewodniczący przekazał prowadzenie obrad swojemu wickowi - Edwardowi Szendrykowi. Okazało się bowiem, iż wiceprzewodniczący ma tak mętne pojecie o prowadzeniu obrad jak bimber z czterodniowego zacieru! Zaczęło się mącenie, postękiwanie, głośne zaczerpywanie i wypuszczanie powietrza. A wszystkiemu temu towarzyszyły dźwięki paralingwistyczne typu: yyyyy! aaaaaaaa! hhhhhhh! Widząc, iż blamaż rysuje się okrutny z odsieczą pospieszył sam przewodniczący porzuciwszy deklarowaną wcześniej neutralność, jako ze sprawa jego dotyczyła. W międzyczasie oczywiście wice Edward Szendryk zdążył spieprzyć jedno głosowanie. Po przerwie rozpoczęto głosowanie nad wnioskiem radnego Marka Hołtry w sprawie odwołanie przewodniczącego. Przeprowadzono głosowanie. Na obecnych 14 radnych (Anna Berus była nieobecna) 7 radnych głosowało za jego przyjeciem. Ponieważ stanowiło to 50% składy Rady, na tym zakończono głosowanie i przewodniczący ocalał.
Radny Edward Szendryk również zabrał głos i swoim odwiecznym obyczajem zaapelował do opozycji, by ta przestała być opozycją, stwierdził, iż trzeba razem, wspólnie, itd. następnie odreagował swoją frustrację wspominając swojego "kata" - Stanisława Hoffmanna. Motyw Hoffmanna gości bardzo często na ustach Edwarda Szendryka, dla którego ten lekarz jest gorszy od Belzebuba.
Wracając do głosowania muszę opowiedzieć o pewnej dziwnej rzeczy. jak wspomniałem wcześniej jedno głosowanie zarządzone przez Edwarda - Męczennika od 2 zł za m kwadratowy - zostało na skutek jego dyletanctwa unieważnione. W głosowaniu tym za przyjęciem wniosku o odwołanie przewodniczącego wziął udział radny Marek Biernacki. Optował wówczas za przyjęciem wniosku Marka Hołtry. Podczas powtórnego głosowania Marek Biernacki już był przeciw. Ktoś coś z tego rozumie? Bo ja nie. Kiedyś w rozmowie z radnym Janem Kalinowskim usłyszałem takie oto zdanie: Panie, ja tu takie cuda widziałem, że mnie już nic nie zdziwi! Ale dzisiaj pan Jan był zdziwiony. Kiedy ja z kolei spytałem: czym pan jest zdziwiony i przypomniałem wypowiedziane przez niego zdanie - w odpowiedzi usłyszałem: Miałem na myśli wytrawnych macherów, ale żeby młody chłopak...?! Oczywiście radny Marek Biernacki ma prawo zmienić zdanie, kiedy mu się tylko podoba i nikomu nic do tego. Mamy wolność i demokrację. Honor radnego Biernackiego czy jego brak jest tylko i wyłącznie jego sprawą, chociaż uważam, ale to prywatnie, proszę tego nie czytać, że zamiast być członkiem PO winien wstąpić do "SamejBronki", bo tam takich nad wyraz cenią a i publika nie ma wtedy żalu. Wiadomo - członek "SamejBronki" sprawny jest odmiennie. Po tym wyczynie radnego Biernackiego przyjmą tam z otwartymi ramionami i może nawet krawat w paski mu dadzą. I portret z autografem Leppera do umieszczenia na stoliku nocnym.
Potem były wolne głosy i wnioski. W tym punkcie z wielką nieśmiałością ośmieliłem się zabrać głos w kilku drobnych sprawach. Po pierwsze zgodziłem się z radnym Szendrykiem, iż ja również jestem zdegustowany przebiegiem dzisiejszej sesji. Niestety z całkiem odmiennych powodów. Powiedziałem, że jak jest się wiceprzewodniczącym Rady i za pełnienie tej funkcji bierze się od 17 miesięcy po 820 zł, to należałoby zadać sobie trud i nauczyć się regulaminu Rady Powiatu. W imieniu doktora Stanisława Hoffmanna wygłosiłem oświadczenie, iż doktor Hoffmann jest winien również: "trzęsieniom ziemi, erupcjom wulkanów, trądowi, cholerze, dżumie i temu, iż jest Pan doktorze Szendryk winien Szpitalowi 50 tysięcy zł".
Później starałem się dokonać czynu heroicznego, czyli uświadomić starościnie kto jest winien temu, iż Szpital nie wszedł do programu restrukturyzacji zadłużenia. Wskazałem na dwóch członków poprzedniego i obecnego Zarządu Powiaty - Stefana Mrówkę i Jana Sowę - którzy powinni wyjaśnić jej kulisy nieprzystąpienia do programu, bo to właśnie oni decydowali o tym, że Szpital nie skorzysta z tej ustawy. Jak wiadomo - w nagrodę - zostali ponownie członkami Zarządu.
Starościnie przyznałem również rację, bo człowiek przecież nie może cały czas być na nie. Otóż wielokrotnie starościna podkreślała, iż nie wszystko leży w jej kompetencjach. Tu się z nią zgodziłem sie, ale zauważyłem, iż brak jej przede wszystkim kompetencji. Jako przykład wskazałem nieprawidłowo prowadzone protokoły z posiedzeń Zarządu, o którym to braku prawnym informowałem z 5 miesięcy temu bez efektu. Spytałem również starościnę jacyż to inni interesują się naszym Szpitalem. Pytanie było zbędne, bo odpowiedzi nie usłyszałem.
Później zająłem się wyjaśnianiem sprawy dezinformacji, której ofiarą padłem ja a wraz ze mną Państwo. Otóż okazało się, iż napisałem bzdurę na temat cen obiadów w internacie należącym do LO. Bzdura ta narodziła się z mojego nadmiernego zaufania do wiedzy przewodniczącego. To z jego ust padła podczas posiedzenia Komisji Budżetu i Finansów kwota 4 zł za obiad. Prawdę poznałem dzisiaj przed sesją. Poinformowano mnie, iż ceny za obiady w internacie są następujące:
- 6 zł uczeń;
- 6,42 zł nauczyciel;
- 7,42 pozostali.
Przy okazji dowiedziałem się również pewniej ciekawej rzeczy. Otóż obecnie cena wynajęcia pokoju wynosi 15 zł/dobę. Stawka ta obowiązuje od roku 2006. Stawkę ustala Zarząd Powiatu. Do zmiany, czyli roku 2006 obowiązywała stawka 25 zł/dobę. Dlaczego ją obniżono? Nieoficjalnie mówi się - i ja to na sesji powtórzyłem - że powodem byli brydżyści, którzy dość często tam mieszkali. A wiadomo, że nasza władza kocha brydża, ale brydż władzę jakby mniej. Dowód: podczas ostatniego mityngu brydżowego zapalony gracz "Urodzony Dyrektor" zajął w klasyfikacji ogólnej miejsce w 4 dziesiątce. Prosiłem ówczesnego i obecnego członka Zarządu, by wyjaśnił tę sprawę, ale zbył on mnie głuchym milczeniem.
Na zakończenie sesji wstała przedstawicielka pielęgniarek, która zwróciła się do radnych z pytaniem - co dalej? Odpowiedziało jej głuche milczenie. Prowadzący sesję Szendryk przystąpił do zamknięcia sesji i wówczas poderwał się chór głosów pielęgniarek, które żądały odpowiedzi na kolejne pytanie: czy dostaną wypłaty? Zapadło kilkunastosekundowe milczenie, które przerwała starościna stwierdzając: dostaniecie.
Sesja dzisiejsza niczego nie przyniosła, bo przynieść nie mogła. Pokazała jednak jasno, iż ta władza nigdy nie nadawała się do sprawowania rządów a koalicja jest bardzo kosztowną pomyłką, za którą przyjdzie zapłacić nam wszystkim. Tę władzę należy pogonić w kibini mater! Nie ma co zawracać sobie nimi dupy. Niczego nie zrobili i nie zrobią. Z nimi jest jak w odwiecznym rosyjskim przysłowiu: chcieliśmy dobrze a wyszło jak zwykle. (x)

niedziela, 20 kwietnia 2008

Rozmowa

Czytając wpisy na forach internetowych dotyczących naszego powiatu, odnoszę wrażenie, iż niewielu z forumowiczów wierzy, jeżeli idzie o samorząd powiatowy, w jakiekolwiek zmiany na lepsze. Wszyscy jakby pogodzili się z tym, że jest beznadziejnie a nawet liczą się z pogorszeniem sytuacji. Okazało się, że mieszkańców naszego powiatu nie bardzo interesują problemy samorządu. To, że obecna władza powiatowa jest do luftu, nie może być dla nikogo zaskoczeniem. Od wielu lat można zaobserwować zjawisko selekcji negatywnej, jeżeli chodzi o wybory do organów samorządowych. Dzięki temu trafiają tam ludzie całkowicie przypadkowi i kompletnie nic nie wnoszący do działalności organów samorządowych . Ta Rada Powiatu jest najbardziej płaska, pozbawiona poczucia odpowiedzialności, jaką przyszło mi obserwować od 1999 roku. Mówi się, że do trzech razy sztuka. To powiedzenie nie ma żadnego odniesienia w stosunku do miłościwie panującej nam Rady, która nie potrafi uporać się z żadnym problemem, bo każdy problem ją przerasta. W koalicji nie ma radnych, którzy nadaliby ton działaniom swoich koalicjantów, potrafili sprecyzować oczekiwania mieszkańców, ich problemy i wyznaczyć kierunki rozwoju. Dominuje doraźność, apatia, żyje się od sesji do sesji. Rządzący koalicjanci za jedyny cel uznali utrzymanie się przy władzy a nie rozwiązywanie problemów. Osobiście uważam, iż nie mają żadnego pomysłu na poprawę stanu Szpitala a zapowiedzi przedstawienia planów traktuję z dużym przymrużeniem oka. Nie takie to ja numery widziałem w praniu, nie taką bito pianę w tej kadencji, abym nagle uwierzył w to, iż Duch Święty zstąpił i natchnął trwających przy władzy wiedzą, odwagą i rozumem. Z pustego nawet przewodniczący nie naleje.
Tak jak zagadką jest dla mnie upór przewodniczącego w utrzymaniu tej koalicji, tak absolutnie nie rozumiem postępowania trójki radnych. Bardzo dziwiłem się radnej Teresie Sibilak, że zgodziła się zostać członkiem Zarządu. Każdy zna panią Teresę jako człowieka odpowiedzialnego, oddanego temu co robi bez reszty oraz kryształowo uczciwego. Radna Sibilak wstępując do Zarządu wykazała się daleko posuniętym idealizmem, który w zderzeniu z rzeczywistością okazał się bezradny. Trafiła bowiem na starych politycznych krętaczy, którzy niejednego idealistę już wykiwali. Wchodząc do Zarządu radna Sibilak miała złudzenie, iż coś zmienni na lepsze. Okazało się jednak, że zmienić niczego nie można, bo nikt nie wie jak się do tego zabrać. Zresztą nawet gdyby radna Sibilak chciała coś zmieniać, to i tak nie ma co. Zarząd bowiem ma tę właściwość, iż nie zajmuje się żadnymi istotnymi problemami, co widać po protokołach z jego obrad. Toteż z dużym zdumieniem przyjąłem informację, iż istnieją propozycje jakichś rozwiązań w sprawie Szpitala. Pozwolę sobie zapytać: a gdzie je przygotowywano? Kim są autorzy tych wirtualnych projektów? Kogo - z imienia i nazwiska - będzie można rozliczyć, gdy okaże się, iż są one mniej warte, niż papier na którym je spisano? Inaczej mówiąc: kto beknie?
Postawa pani Teresy mnie nie dziwi, bo jest ona człowiekiem nowym w górowskiej polityce i praktykowane ogólnie machlojki polityczne są jej obce i wstrętne. Powiem tak: gdyby w koalicji były jeszcze przynajmniej z dwie osoby o charakterze choćby zbliżonym do pani Teresy sprawy miałyby się zgoła inaczej. Ale to raczej pobożne życzenie.
Niepokojąca natomiast jest postawa radnych, których - czego nie ukrywam - darzę dużą sympatią, chociaż jest ona sporo na wyrost. Mowa o młodzieży: Pawle Niedźwiedziu i Marku Biernackim. Nie tak dawno zwrócono mi uwagę, iż oceniając ich postępowanie za bardzo im "folguję". Osoba, która mi to wytknęła stwierdziła, iż rozdmuchuję do nieprawdopodobnych rozmiarów pozytywne epizody z ich działalności w Radzie, tracąc z pola widzenia - a więc i rażenia - całość ich aktywności. Rozmówca zarzucił mi, iż tak naprawdę, to obaj panowie dmuchają "w jedną trąbkę". Koniunkturalizm, interesowność, brak własnego zdania, odruch stadny - to tylko niektóre z zarzutów czynione moim radnym. Najważniejsze były dwa pytania: czy oni rozumieją, że wdepnęli w g... ? I pytanie drugie: czy już są pełnoprawnymi członkami sitwy? Ta postawione pytania wydały mi się mocno tendencyjne. Odrzekłem, iż nie można np. porównywać "Urodzonego Dyrektora" z Pawłem Niedźwiedziem, bo ten ostatni, to jednak całkiem co innego. Inny życiorys - argumentowałem - nieporównywalna inteligencja, większa znajomość spraw związanych z samorządem... . Rozmówca przerwał mi mówiąc: życiorys, to on ma już po części wspólny z "Urodzonym Dyrektorem". Ba! "Urodzony Dyrektor po części swoje stanowisko zawdzięcza twojemu pupilkowi. Co do inteligencji, to musisz przyznać, iż trudno będąc inteligentnym człowiekiem uczestniczyć w czymś z czym się nie zgadzamy, bo rozum mówi nam inaczej. Chyba - ciągnął niestrudzenie - że mamy do czynienia z osobnikiem, który wobec ciebie i innych przywdziewa maskę, za którą skrywa się całkiem inny człowiek i charakter a raczej jego brak. Popatrz na postępowanie drugiego swojego faworyta. Marek Biernacki przykłada się rzetelnie do pracy w samorządzie czy też traktuje to jako dodatkową fuchę, za którą dostaje tyle, że starcza mu na opłacenie ZUS - u? Powiedz mi, proszę, ale szczerze - ile razy Katalizatorek zabierał głos podczas sesji?! Co on takiego zrobił, że zasłużył sobie na ulgowe traktowanie przez ciebie?
W tym miejscu popełniłem straszną gafę i odrzekłem: - Pomaga liczyć głosy Przewodniczącemu! - A ile jest tych głosów do podliczenia? - spytał rozmówca. - Całe piętnaście - odrzekłem z wielką złością. W tym momencie rozmówca zniknął pod stołem i wybuchnął tak szyderczym śmiechem, iż zwarzyło się piwo, zaczął padać grad a temperatura wewnątrz lokalu wzrosła o 25 stopni.
Kiedy przeminął śmiech mojego towarzysza rozmowy a ja siedziałem niczym skamieniała z bólu Niobe usłyszałem takie oto słowa:
- Tuwim pisał, że kiedy wieje wiatr historii, tchórzom trzęsą się portki. Zapamiętaj to sobie Kanalio, która nie wyzbyłaś się jeszcze naiwnej wiary w przyrodzoną dobroć i szlachetność twoich "przyjaciół" (to rzekł z drwiną i lekceważeniem). Chcesz ich obdarować przymiotami jakich oni nie mają i nie chcą mieć. Idealizujesz ich głupcze! W godzinie próby zawsze podwiną oponki pod siebie, bo odpowiedzialność to słowo im obce. Egoizm - to jest to co ich rajcuje! Wolność od posiadania własnych sądów, odpowiedzialności za los innych, wygodnictwo, beztroska, to są grzechy im przyrodzone. Ale ja cieszę się z tego! - zakończył tryumfalnie Rozmówca.
- A czemuż to? - spytałem zdumiony. Czemuż cieszy cię kondycja ludzka, która prowadzi do zguby sumienie?
- Albowiem oni klientami moimi będą! Marek, gdy przyjdzie czas jego, będzie niczym Syzyf wciągał na górę katalizator. A kiedy będzie już prawie u celu, katalizator ten spadał będzie mu z góry. I tak po kres czasu i świata będzie pokutował za to, że mając lat 28 zachowywał się niczym rozkapryszony przedszkolak. Niedźwiedziowi zaś los zgotuję następujący: w zgodzie z nazwiskiem takim sie stanie, gdy Parki przetną nić jego żywota. W krainie gdzie się znajdzie szczuty będzie sforą psów, dotąd dokąd ze strachu przed psami nie zrobi kupy tak wielkiej jak najwyższy szczyt świata.
Zamurowało mnie z przerażenie i krzyknąłem:
- Tyś Szatan!
- Jestem kwintesencją zamordowanych ludzkich marzeń o lepszym życiu i karą za oszukiwanie bliźnich.

sobota, 19 kwietnia 2008

Reminiscencje

Powróćmy raz jeszcze do posiedzenia Komisji Budżetu i Finansów, które pokrótce już opisałem wcześniej. Dowiedzieliśmy się tam kilku ciekawych rzeczy. W sprawie Szpitala usłyszeliśmy zapewnienie, iż pomysłów jest kilka. Przewodniczący Rady - Władysław Stanisławski - poinformował, iż w grę wchodzi:
a/dzierżawa Szpitala;
b/oddłużenie przez emisję obligacji, o którym to wariancie mówi się od dłuższego czasu, ale tylko mówi;
c/sprzedaż Szpitala;
d/utworzenie spółki, która przejmie Szpital bez długów (42,5 mln).
Pierwsze rozwiązanie jest znane i jak Państwo wiecie chętny jest - Ryszard Baranowski z Leszna. Rozwiązanie drugie jest wielką niewiadomą. Są podobno propozycje rozwiązań złożone przez firmę "Galileo", które radni mają poznać w najbliższej przyszłości. Trudno więc ocenić na ile są to propozycje realne i czy nie jest to budowanie przysłowiowych zamków na piaskach.
Trzecie zapowiadane rozwiązanie, czyli sprzedaż Szpitala, pozostawię bez komentarza. Ograniczę się jedynie do uwagi, iż rządząca koalicja dochodząc do władzy niczego takiego mieszkańcom powiatu nie obiecywała. Trudno też przypuszczać, by powiat otrzymał przyzwoitą cenę za coś czego koniecznie chce się pozbyć, bo nie potrafi z tym się uporać. Chyba, że nabywcą będzie bogaty pacjent zakładu w Tworkach.
Najweselszym momentem było jednak odkrycie przez rządzących faktu istnienia spółki o nazwie Powiatowe Centrum Opieki Zdrowotnej, którą jakiś czas temu powołał do życia starosta Rutecki (gorąco pozdrawiam Panie Sławku!). Spółka ta założona została w celu przekształcenia Szpitala, które miało się zakończyć - uwaga! - 29 lutego 2004 r. Wówczas zabrakło jednak determinacji, by (w znacznie lepszej sytuacji) dokonać niezbędnych zmian. O spółce zapomnieli nieomal wszyscy. Pamiętał o jej istnieniu radny Marek Hołtra, który tą informacją podzielił się z każdym kto jej pożądał. A pożądała jej opozycja oraz dwóch radnych z koalicji: Marek Biernacki i Paweł Niedźwiedź. Na posiedzeniu komisji starościna Beata "Bukietowa" Pona z dumą i zaskoczeniem obwieściła wszystkim zebranym, iż spółka istnieje. O fakcie tym dowiedziała się dwa dni wcześniej! Podkreśliła, iż była bardzo zdumiona tym faktem. Po 16 miesiącach rządów odkryć coś nowego, to duża sztuka! A jeszcze być zdziwionym, to już majstersztyk! Skąd starościna dowiedziała się o tym fakcie? Z sądu, z którego wpłynęło pismo dotyczące konieczności złożenia sprawozdania finansowego z działalności spółki. Prawo bowiem nakazuje coroczne składanie takiego sprawozdania. Skoro tak, to i w zeszłym roku musiało wpłynąć. Co się z nim stało?!
Posiedzenie Komisji Budżetu i Finansów stanowiło niejako preludium do poniedziałkowej nadzwyczajnej sesji. Radni pragnęli się dowiedzieć na czym stoją. Przynajmniej ci radni, którym jeszcze zależy na naszym samorządzie. Zwołaniu komisji w tak szybkim trybie patronowali bowiem nie tylko radni opozycyjni, ale również radni koalicyjni: Paweł Niedźwiedź i Marek Biernacki. Dużo za późno zauważyli oni, iż brak krytycyzmu wobec poczynań współkoalicjantów i posłuszne głosowania prowadzą do nieuniknionej katastrofy. W zasadzie dlaczego nadstawiać łby dla Pony i nieudacznej spółki i w efekcie pogrążyć się w oczach opinii publicznej? Stare przysłowie mówi: "nie bądź głupszy od głupszego od siebie" oraz "kto z kim przystaje takim, się staje". Pomysły na ratowanie Szpital, a są, ale jak widać bardzo wirtualne. Członkowie komisji nie usłyszeli żadnych szczegółów, konkretów czy chociażby zarysu wymienionych wyżej planów. Padały hasła i obietnice. Czyli nic nowego, nic czego nie słyszeliśmy już wcześniej podczas 16 miesięcy obietnic bez pokrycia. A nie, tu się mylę! Jak obiecali wziąć kredyt, to go brali!
Z ust przewodniczącego i starościny usłyszeliśmy też deklarację, że będzie się teraz oszczędzać. Przewodniczący poinformował zebranych, że robiona jest analiza kosztów utrzymania internetu (ul. Kościuszki) oraz PCDN i PPP (śliczny budynek na placu Bolesława Chrobrego). Z ust szefa koalicji padła zapowiedź likwidacji tej placówki, bo nie otrzymujemy na nią żadnych dotacji. Przekształcić ma się również internat. Starościna wspomniała o hotelu, ale nie powiedziała ile będzie on miał gwiazdek i skąd weźmie pieniądze na tę zmianę sposobu użytkowania. Zresztą nie musiała tego wspominać, bo każdy wie, iż wspomniałaby o funduszach unijnych. Jak powszechnie wiadomo, starościna jest wybitnym teoretykiem w zdobywaniu funduszy unijnych a praktyk rządzi w Wąsoszu. Tu wysunę wobec praktyka propozycję: dam Panu teoretyka Ponę, dorzucę Mrówkę, "Urodzonego Dyrektora", Jana Bondziora i żeby nie czuł się Pan pokrzywdzony - odstąpię, chociaż z dużą niechęcią - przewodniczącego - pod warunkiem, że Pan zostaniesz starostą. Pan się nie zastanawiaj! Pan bierz co daję! Jak oni pójdą rządzić do Wąsosza, to po zakończonej kadencji starosty - gdy wrócisz Pan do Wąsosza - będziesz Pan miał co odbudowywać! W poniedziałek dasz Pan mi odpowiedź.
Oszczędności poczynione na tych dwóch placówkach oświatowych wg wyliczeń przewodniczącego mają dać ok. 1 mln zł rocznie a kwota ta ma zostać przeznaczona na spłatę kredytów, które z takim samozaparciem zaciągała obecna ekipa. Świetny pomysł! Ja się dziwię, że starostwo puste stoi po południu, w niedziele i święta. W sali konferencyjnej kasyno można założyć a biura wynajmować na godziny wraz z panienkami nie najcięższych obyczajów. Złoty interes!
Co jeszcze było ciekawego na komisji? Był taki moment, w którym jeden z członków komisji spytał dyrektorkę Szpitala o to, jakie widzi rozwiązanie obecnie tragicznej sytuacji. Radny Marek Hołtra szybko ripostował, iż to nie dyrektor Szpitala ma widzieć wyjście z sytuacji, ale Rada Powiatu winna podjąć decyzje. Wykazał przy tym na fakt, iż tak naprawdę nie mamy czasu na dumania i rozmyślania. Decyzje muszą być szybkie a nie odkładane na nie wiadomo kiedy. Wyraźnie widać, że Szpital jest na krawędzi i 16 miesięcy zostało bezpowrotnie stracone.
Wychodząc z posiedzenia miałem nieodparte wrażenie, że sytuacja jest beznadziejna. Nie ma najmniejszych szans, by ta koalicja zdołała cokolwiek pożytecznego zrobić. To nie są ludzie do pracy a tym bardziej do stawienia czoła tak skomplikowanej sytuacji, jaką sami sprokurowali. Dobrowolnie władzy też nie oddadzą, bo potrzebna jest im ona do realizacji prywatnych celów. Pociągną powiat, tak jak pociągnęli Szpital. Tym bardziej, że z wyjątkiem radnej Teresy Sibilak, każdy z nich ma na swoim sumieniu grzech zaniechania w latach poprzednich i obecnie wobec Szpitala. Tylko nacisk opinii publicznej, czyli Państwa, może spowodować ich odejście. Obawiam się jednak, że szkody są nieodwracalne.

Ostatnia wieczerza

Nad naszym powiatowym samorządem zbierają się ciemne chmury. I nie idzie tu o trwanie obecnej władzy, która w zasadzie może trwać do końca dni swoich a przy okazji i kresu powiatu. Sprawa jest poważna, gdyż zagrożone jest istnienie samorządu powiatowego i to na długie lata. Mowa o zarządzie komisarycznym, która to wizja jest coraz bliższa samorealizacji. Rządząca koalicja nie potrafiła stawić czoła wezwaniom, jakie stały przed naszym samorządem. Powiem więcej. Już w chwili powołania tej koalicji skazani byliśmy na klęskę. Nikt będący przy zdrowych zmysłach nie mógł przypuszczać, iż Stefan Mrówka, Jan Sowa czy Tadeusz Birecki są w stanie wykonać jakąkolwiek intelektualną pracę. Nikt, kto ma wszystkie klepki w głowie i znał tych jegomościów z ich mało chwalebnej działalności w poprzednich kadencjach, nie traktował tego towarzystwa poważnie. O "klasie" tego Zarządu niech świadczy fakt, iż zdecydowano się postawić na jego czele członkinię "SamejBronki", która - notabene - zwiała z niej, gdy sondaże przedwyborcze wieściły klęskę tej partii. Zwykły koniunkturalizm i widoczna podczas każdej sesji nieudolność w wysławianiu się starościny dopełniają obrazu całości. Dodajmy jeszcze elementarne braki w wiedzy o mechanizmach działania samorządu i rozliczne bzdury, które starościna opowiada nie rumieniąc się nawet, a otrzymamy obraz całości. Nie tylko starościna jest całkowitą porażką i grubym nieporozumieniem. Trzech wyżej wymienionych wiedzą i talentami sytuują się poniżej stanu wód gruntowych na pustyni Gobi. Starają się jednak robić wodę z mózgu wyborcom, nieudolnie udając fachowców. Naprawdę ich prawdziwym powołaniem jest fuszerowanie wszystkiego do czego tylko się dotkną. A że talent mają ku temu ogromny, to i metalową kulkę popsuć potrafią, w co Państwo chyba nie wątpią.
Jak więc doszło do tego, iż ci przezacni mężowie - rzadko posługujący się rozumem (a jeżeli już, to we własnym interesie), otrzymali tak prominentne stanowiska zamiast np. zostać woźnymi czy też dozorcami (to też bardzo poważne stanowiska jak na ich kompetencje).
Wicestarosta - Tadeusz "Urodzony Dyrektor" Birecki został pracownikiem starostwa za czasów Jerzego Maćkowskiego. Jako "bezpartyjny fachowiec", ale partyjny kolega z PZPR - owskiej sitwy, zastąpił w Starostwie "bezpartyjnego niefachowca" Marka Hołtrę. Powszechnie wiadomym jest, iż Tadeusz "Urodzony Dyrektor" Birecki do orłów nie należy, ale lawirantem jest doskonałym. Dzięki towarzyszom - kolegom wywodzącym się z tej samej formacji politycznej, czyli z Klubu Właścicieli PRL - przetrwał na swoim stanowisku w Starostwie do dnia dzisiejszego. Zresztą wieść powiatowa głosi, iż wszelkie reorganizacje były układane pod "Urodzonego Dyrektora" tak, aby nie stała mu się krzywda. Doszło nawet do tego, iż wbrew przepisom, był on zwierzchnikiem dwojga swoich pociech. Jedna z pociech pracowała co prawda w Starostwie wcześniej, ale drugą przyjęto już za panowania papci. To jest oczywiście czysty przypadek. "Urodzony Dyrektor" wykazuje też dużą dbałość o prywatnych przedsiębiorców. Przykładem może być naleganie na byłą dyrekcję Szpitala, by ta wbrew przepisom, wypłaciła pewnej firmie pieniądze. "Urodzony Dyrektor" interweniował nawet w tej sprawie na Zarządzie, ale niewdzięczni dyrektorzy Szpitala nie dali się ugiąć i nie położyli głów pod prokuratorski topór.
Ogólnie należy stwierdzić, iż "Urodzony Dyrektor" nadaje się na wszystkie stanowiska z wyjątkiem tych, które piastował dotąd i obecnie. Podczas pracy w Starostwie wyrobił sobie jednak wąską specjalizację. Mówi się, iż jest on "przedstawicielem Selgrosu na powiat górowski". To tyle o Tobie drogi Tadeuszu, chyba że mi się jeszcze coś przypomni.
Człowiek - legenda: Jan Sowa z Niechlowa. Mało widoczny ze względu na nikczemny wzrost. Charakterystyczna cecha: majta nogami pod stołem podczas sesji, bo krzesło za wysokie. I jest to jedyny objaw jego aktywności publicznej. Ten defekt nie przeszkadza mu jednak w wysokich aspiracjach. Praktycznie niezatapialny członek wszystkich Zarządów. Znakomity znawca samorządu na poziomie niedużego sołectwa (sześć dymów). Na sesjach nie odzywa się wcale. Wynika to z jego wrodzonej skłonności do działań zakulisowych. Jako jeden z ważniejszych rozgrywających w Starostwie tak zagrał, że firma zięcia zakładała a obecnie konserwuje system alarmowy na podległej Starostwu "Arkadii". Ale to też chyba czysty przypadek. Obecnie córka Jana Sowy stara się o stanowisko dyrektora wydziału oświaty w Starostwie, co też jest oczywiście przypadkowe i całkowicie niezamierzone. Zastanawia jednak fakt, iż składanie dokumentów konkursowych skończyło się 2 kwietnia a konkurs do dnia dzisiejszego nie został rozstrzygnięty.
Tu na scenie pojawia się trzeci gracz. Mowa o Stefanie Mrówce. Był on członkiem Zarządu poprzedniego i jest obecnego. Przystępując do obecnej koalicji postawił on żądanie nie do odrzucenia: członkostwo w Zarządzie. W końcu 1200 zł piechotką nie chodzi. Kwota ta nie jest tak poważna, by poważnie zajmować się pracą w samorządzie. Poważnie pracować za takie pieniądze to może sobie np. pielęgniarka a nie były rasowy sekretarz PZPR w Wąsoszu. Bywając na sesjach zauważam, iż towarzysz Stefan ma dość ograniczony kontakt z otaczającą nas rzeczywistością. Wydaje mi się, iż myślami szybuje często w rejony niedostępne zwykłym śmiertelnikom. Wtajemniczeni mówią, iż towarzysz Stefan oddaje się marzeniom dotyczącym zwycięstwa socjalizmu w USA.
Całość koalicji spaja osoba Władysława Stanisławskiego, który uwierzył w cud. Cud ów miał polegać na tym, iż uratuje on Szpital dzięki obecności we władzach ludzi absolutnie do tego się nie nadających, pozbawionych jakichkolwiek walorów umysłowych i talentów organizacyjnych. Był to zabójczy w skutkach i dla Szpitala i dla powiatu miraż. Miraż ten zamienił się obecnie w obsesję. Przewodniczący absolutnie nie przyznaje się do błędu, jakim było patronowanie obecnej koalicji i utrzymywanie jej przy władzy. Za obecny stan rzeczy największą winę ponosi przewodniczący Rady Powiatu - Władysław Stanisławski. Przewodniczący dobrze wie, iż rządy obecnego Zarządu to katastrofa. Dlaczego więc przewodniczący tkwi w błędzie? Sądzę, iż zdaje on sobie sprawę z rozmiarów katastrofy jaką spowodował, ale ambicja - źle pojęta! - nie pozwala mu na publiczne przyznanie się do błędów. Można sobie zadać kolejne pytanie: co łączy człowieka tak wielkiego intelektu z ludźmi tak nijakimi? Sądzę, że przewodniczący zachorował na chorobę zwaną manią wielkości, albo inaczej: nieomylności. Wszystko jednak wskazuje na to, że w tym przypadku mylił się od samego początku. Upór, z jakim utrzymuje on obecną koalicję, już bardzo dużo nas kosztował, znaleźliśmy się bowiem na krawędzi katastrofy. Oceniając "osiągnięcia" obecnej koalicji pod przywództwem Władysława Stanisławskiego, można rzec, iż wszystko wskazuje na to, że przejdzie on do historii z przydomkiem: "Wielki Grabarz Powiatu Górowskiego". I już oczami wyobraźni widzę jak w kondukcie pogrzebowym idą szlochając nad zwłokami powiatu obecni koalicjanci. Paweł Niedźwiedź i Marek Biernacki w wytwornych komeżkach jako ministranci. Herb byłego powiatu niósł będzie z dumą "Urodzony Dyrektor", któremu i tak wszystko wisi, bo już nabył praw emerytalnych i teraz tylko dorabia, by starczyło na kawior, szampan i białe pieczywko z masełkiem (sztuczna szczęka mniej się zużywa). Trumnę ze zwłokami naszych marzeń nieśli będą: Jan Sowa, Stefan Mrówka, Jan Bondzior. Za płaczkę robiła będzie Beata Pona - jednocześnie wdowa po powiecie. Rwanie włosów z głowy, rozdrapane piersi i rzucanie się do otwartej mogiły - to nowe specjalizacje, jakie zdobędzie przy okazji, bo żyć z czegoś trzeba. Edward Szendryk w mowie pożegnalnej wspomni, iż powiat był dla niego zawsze macochą, bo a to za duży czynsz, zbyt mała dieta, albo żądania zapłaty za badania laboratoryjne. Z dumą jednak podkreśli, że się nie dał wydoić i należności nie zwrócił, bo żądać cokolwiek od niego to czysta bezczelność. Nad całością ceremonii czuwał były przewodniczący i prezes PSS "Społem", matematyk i były pracownik Najwyższej Izby Kontroli, który ubrany w czarny smoking - wyraźnie wzruszony - zaprosił wybranych gości na konsolację do restauracji "Magnolia". Tam w ciszy i smutku zebrani spożyją ostatnią wieczerzę - starym zwyczajem - na koszt podatnika. (x)

czwartek, 17 kwietnia 2008

Bez zmian

W dniu dzisiejszym odbyło się posiedzenie Komisji Budżetu i Finansów Rady Powiatu. Komisja obradowała pod przewodnictwem Pawła Niedźwiedzia, który jest jednym z nielicznych inteligentnych ludzi w tej nieszczęsnej koalicji zawartej na zgubę powiatu. Koalicja ta trzyma się mocą twórczej niemocy i obrzydzenia do wykonywania jakiejkolwiek pracy twórczej. Podczas posiedzenia poruszano dwie sprawy: stanu finansów Szpitala oraz finansów powiatu.
Dyrektor Szpitala - Czesława Młodawska - przedstawiła sytuację finansową, która wygląda tak. Za I kwartał 2008 roku Szpital miał z działalności podstawowej stratę w wysokości 620 tys. zł. Stan zadłużenia Szpitala na dzień 31 marca - 42.330.000 zł. Z kredytu, który został zaciągnięty pozostało 1.100 000 zł. Pierwotnie tę ostatnią transzę kredytu miano uruchomić w październiku 2008 roku, ale Szpital wystąpił o jej wypłacenie w już w maju. Ten pośpiech spowodowany jest tym, iż 16 kwietnia stan finansów Szpitala wynosi 390.000 zł. Na wypłaty potrzeba miesięcznie ok. 600. 000 zł. Ponadto okazało się, iż od stycznia nie jest płacony ZUS.
Obecny na posiedzeniu Komisji wicedyrektor Szpitala Zygmunt Iciek zreferował stan zatrudnienia w jednostce. Jest problem z lekarzami i to poważny. Wystarczy, że odejdzie 2 lekarzy i leżymy, i kwiczymy - Szpital zamknięty.
Radny Kazimierz Bogucki zaproponował, by zorganizować "biały lekarski okrągły stół". Jego celem będzie próba porozumienia się z lekarzami mającymi niepubliczne ZOZ - y, by zgodzili się oni na pracę w Szpitalu. Ustalono, iż spotkanie to odbędzie się dnia 26 kwietnia o godzinie 11 w sali Starostwa Powiatowego. Podobne spotkanie przewidziane jest z pielęgniarkami.
Jeżeli idzie o stanu finansów Starostwa, to też wesoło nie jest, bo na wszystko brakuje. Postanowiono przyjrzeć się działalności niektórych placówek oświatowych. Przewodniczący Rady - Władysław Stanisławski - wskazał na dwie placówki: internat i PCDNiPPP. Zbyt dużo - skromnym, ale przenikliwym zdaniem Jego Ekscelencji Przewodniczącego - dokłada się do obiadów, które w detalu kosztują 4 zł. Ojciec koalicji wskazał również na niskie opłaty za noclegi, z których korzystają zamożni biznesmeni. Dziecko Ojca Założyciela koalicji - Beata "Bukietowa" Pona skwapliwie mu przytaknęła. W ten sposób przyczyniła się walnie do obniżenia poziomu życia burmistrz Ireny Krzyszkiewicz, która żywi się w internacie. Taka to jest wdzięczność za poparcie jakiego pani Irena udziela - poprzez swoich ludzi - "Bukietowej", by trwała ona na stanowisku. Aż mi gorzko o tym pisać!
Nasz Skarb Powiatowy - Przewodniczący Rady Powiatu - poinformował również zebranych, iż już wkrótce przedstawiony zostanie pakiet propozycji ratowania Szpitala. Propozycje mają zwalać z nóg i ma ich być kilka. Radni na tę wieść zamarli z wrażenia. Po 16 miesiącach udawania, że się rządzi padła zapowiedź, że ma się pomysł a nawet kilka. Tych lat nie odda nikt - jak mówi popularna piosenka.
Pytano również o Tadeusza Wrotkowskiego. Okazało się, iż od 1 kwietnia jest on pracownikiem Starostwa, ale takim dziwnym. Starostwo płaci mu za to, że on siedzi w domu. Pytana o powód takiego stanu rzeczy starościna odrzekła, iż Tadeusza Wrotkowskiego pracownicy Starostwa nie życzą sobie w pracy. Kiedy radny Marek Hołtra zapytał, czy starścinie powiedzieli to pracownicy, odrzekła ona - z wrodzoną sobie prostotą wiejskiej kobiety przypadkowo wyniesionej na stanowisko, do którego nigdy nie dorośnie - iż nie rozmawiała, ale pracownicy zamykają przed Wrotkowskim drzwi. W tym miejscu proszę się nie denerwować, bo starościna nauki polityczne pobierała w "SamejBronce" a to tłumaczy wszystko. Oczywiście fakt, iż Starostwo nie ma geodety powiatowego starościnie absolutnie nie przeszkadza. Mądra kobieta!
Ileż ja bym dał za to, by starościna siedziała w domu i jej płacono, by się w Starostwie nie pokazywała a już broń Boże nie odzywała!
Z posiedzenia można wyciągnąć następujące wnioski. Pomysłu na naprawę Szpitala nie ma. Jest chęć zaciągnięcia kolejnego kredytu w wysokości skromnych 20 mln zł. Poręczyć kredyt mają samorządy, co jest już zupełną aberracją intelektualną i typowym objawem myślenia życzeniowego. Ta koalicja składa się z ludzi, których "zasługą" jest dzisiejsze zadłużenie Szpitala: Jan Sowa, Stefan Mrówka, Edward Szendryk, którzy będąc niemal etatowo w ekipie rządzącej niczego dla Szpitala nie zrobili. Oni trwali i czekali, że przyjdzie "rozwiązanie systemowe" i za ich zaniechania zapłaci budżet państwa. I tak czekali, czekali, czekali a Szpital tonął. W tej koalicji nie myśli się o przyszłości, ale o tym jak przetrwać kolejny tydzień, miesiąc, kwartał. Myśli się za to jak tu usadzić swoje pociechy na stanowiskach. Najnowszy przykład: konkurs na stanowisko dyrektora oświaty. Już dawno powinien być rozstrzygnięty, ale jest zagwozdka. O stanowisko starają się członkowie rodzin dwóch członków Zarządu: Stefana Mrówki i Jan Sowy. Strach więc rozstrzygać konkurs, bo stanowisko jedno a chętnych więcej. I ma starościna problem! No bo jak nie dać! Jak odmówić! Toż koalicja może się rozwalić, gdy się Mrówka obrazi, albo Sowa. A jeżeli idzie o stanowiska, to oni litości nie znają!
Największą zagadką dla mnie jest jednak co innego. Jak to się dzieje, że dwóch młodych, dobrze zapowiadających się dżentelmenów - Marek Biernacki i Paweł Niedźwiedź - popiera popaprańców? Mówi się, iż są trzymani na bardzo krótkiej smyczy przez panującą nam burmistrzynię. Ja jednak sądzę, iż ci młodzi ludzie są po prostu wygodni, by nie rzec wygodniccy. Dietka leci i przepracowywać się nie trzeba. Z myślenia też się jest zwolnionym. Żyć nie umierać! Dolce vita! A odpowiedzialność wobec wyborców? A tam! Jakoś przy następnych wyborach się zachachmęci, wyprze się udziału w koalicji i może się uda. Się nie uda panowie! Się będzie pamiętało i przypominało! Się rozliczy!(x)