9 grudnia 2010 roku odbyła się II sesja Rady Powiatu, podczas której wybrano nowego starostę Piotra Wołowicza. Z okazji swojego wyboru wygłosił on mowę, której interesujący nas dzisiaj fragment przytaczam z protokołu z sesji:
„Są sprawy bardzo pilne, są sprawy ważne i są sprawy które trzeba zrealizować, do tych najbardziej priorytetowych musimy zaliczyć i tak będę to postrzegał i do tego będę przekonywał Zarząd jest sprawa Szpitala Powiatowego, chciałbym aby ten proces który został rozpoczęty, to co zostało zrobione a było dobre, bo nie jest tak, że to co było zrobione do tej pory będziemy negować i będziemy od dzisiaj mówić tylko o złych rzeczach w czasie przeszłym, a dobrych które nas czekają, nie, będziemy mówić o rzeczach dobrych, będziemy rzeczy dobre kontynuować, będziemy je wspierać być może przyspieszać, z tych rzeczy które w naszej ocenie były błędne będziemy wyciągać wnioski bez odnoszenia się personalnie do osób które te decyzje podejmowały, bo to w przyszłości nie ma najmniejszego znaczenia, kwestią podstawową jest Szpital mam nadzieję że ten plan który jest realizowany nazywany powszechnie planem B wreszcie zacznie dynamicznie być wprowadzany w życie, mamy na to przykład w Powiecie Wołowskim gdzie Powiat już otrzymał znaczna kwotę tych pieniędzy o które się starał, samorząd województwa - Sejmik również otrzymał te kwoty, a więc należy ten proces zrealizować to co jest najważniejsze i to co miałem okazję usłyszeć w ostatnim czasie, przede wszystkim jasno i precyzyjnie o tym informować przede wszystkim Radę i wszystkich zainteresowanych o tym co się dzieje i to w jakiej jesteśmy sytuacji, co może się wydarzyć i co się wydarzy ewentualnie co robimy żeby pewne rzeczy się nie wydarzyły, to jest rzecz podstawowa i myślę że będzie rzutowała na przyszłość sytuację finansową i społeczną Powiatu Górowskiego”.
Wiem, że przytoczony fragment jest trudny do zrozumienia, ale tak wyglądała mowa nowego starosty. Odcedźmy z tego fragmentu pospolite i słabo zakamuflowane wodolejstwo, które jest typowe dla ludzi zaangażowanych w politykę. W tym fragmencie ściemniania jest jakieś 90%. Pozostańmy przy obietnicy dotyczącej naszego szpitala.
Owszem, wejście do „planu B” jest realizowane. Natomiast najwyraźniej od początku nie jest realizowana obietnica, iż Zarząd będzie: „jasno i precyzyjnie o tym informować przede wszystkim Radę i wszystkich zainteresowanych o tym co się dzieje i to w jakiej jesteśmy sytuacji, co może się wydarzyć i co się wydarzy ewentualnie co robimy żeby pewne rzeczy się nie wydarzyły, to jest rzecz podstawowa”.
Starosta i Zarząd nie zajmowali się podczas swoich nasiadówek sytuacją, jaka wytworzyła się wokół pogotowia. Na to są dowody w postaci protokołów z tychże nasiadówek. Nigdy nie przeprowadzono analizy zagrożenia, jakim stały się aspiracje szpitala we Wschowie do przejęcia kontraktu na ratownictwo medyczne na terenie naszego powiatu. Na żadnej sesji radni nie słyszeli, że istnieje zagrożenie dla kontraktu na pogotowie i informacji o działaniach podejmowanych przez Zarząd w celu ich wyeliminowania. Jawność działań Zarządu i deklarowana przez starostę transparentność podejmowania decyzji poszły w zapomnienie. I ponownie okazało się, iż polityk, a taką osobą bez wątpienia jest starosta – szef struktur powiatowych PO, co innego deklaruje a co innego robi. Dla mnie jest to zwykłe świństwo i ordynarny kant. Wiem, że to brzmi dość ordynarnie, ale ja mam czterech literach polityczną poprawność.
Czym zajmuje się sowicie opłacany Zarząd Powiatu mogą się Państwo przekonać czytając protokoły z jego posiedzeń dostępne na stronie internetowej starostwa. Lektura do budujących nie należy.
9 grudnia nic tak naprawdę się nie zmieniło. Zmienili się aktorzy grający na powiatowej scenie, ale wkrótce się okazało, że ani na cal nie różnią się od poprzedników, i to włącznie z głównym aktorem, który jako żywo przypomina w działaniach swą mało chwalebną poprzedniczkę. „Ponizm” znalazł wiernych wyznawców w osobach: Piotr Wołowicz, Paweł Niedźwiedź, Piotr First, Marek Hołtra. I trwa!
Od ponad dwóch miesięcy wiadomo było, że na kontrakt czai się konkurencja. W tym czasie starosta Piotr Wołowicz i Zarząd gros energii poświęcali na wybór nowego członka Zarządu po rezygnacji mojej osobistej Szelmy – Marka Biernackiego.
Sytuacja się skomplikowała, gdyż kilku radnych koalicyjnych stało na stanowisku, iż należy ograniczyć liczbę członków Zarządu do trzech osób. To zdroworozsądkowe myślenie obce jest jednak innym członkom koalicji. Ponieważ w statucie pozostał zapis, iż członków Zarządu ma być 5, toteż pilnie poszukiwano kandydata.
Trzeba Państwu też wiedzieć, że znaleziono takiego kandydata. I gdy wymieniono jego nazwisko, to rączęta i porcięta opadły! To byłaby żenada! Na skutek oporu stawianego przez kilku radnych będących jeszcze przy zdrowych zmysłach i mających poczucie godności osobistej oraz szacunku dla swoich wyborców zmieniono plany. Zarząd ma być 4 osobowy. Na chuj czterech jak trzech też wystarczy? – zapytają Państwo grzecznie. Dla kasy kochani, dla kasy! 1280 miesięcznie za około 10 godzin siedzenia na dupie i dłubania w nosie! A inaczej nie jest, bo wystarczy poczytać protokoły z posiedzeń tego gremium. Ale wszystko to oczywiście dla dobra powiatu. Bo jakżeby inaczej?!
Opowiem teraz Państwu pewna historyjkę, która wydarzyła się podczas spływu kajakowego 2 tygodnie temu. Na spływ przybyła burmistrz Irena Krzyszkiewicz. W pewnym momencie, w obecności przebywających tam osób wygłosiła taką mowę na temat starosty, że przesyła widokówki z Rzymu na telefon a ona też by chciała pojechać do Rzymu, ale nie ma na to czasu. Dla przypomnienia: starosta był w Rzymie w okresie, gdy szykowano ofertę do NFZ właśnie na pogotowie.
O decyzyjności starosty krążą w starostwie liczne dowcipy. Jeden z nich mówi, że szybciej kobietę w okresie bezpłodności zapyli mężczyzna zabezpieczony podwójna gumką niż starosta podejmie decyzję. To żart zabawny, ale tylko na pierwszy rzut oka, bo płacimy za to wszyscy.
A to przykład „decyzyjności”. Od dawna wiadomo jest, że nasze pogotowie nie spełnia nowych norm. Dotyczy to m.in. powierzchni przypadającej na jednego pracownika. Narodziła się więc koncepcja, by przenieść je do budynku starej straży pożarnej, który stoi pusty. Odbyło się kilka narad, była wizja lokalna, gorące dyskusje. I na tym się skończyło. Na dyskusjach, rzecz jasna jałowych. A problem pozostał nierozwiązany. I tak jest ze wszystkim.
Oczywiście, nie muszę dodawać, że Zarząd nie ma strategicznego planu, co robić przez pozostałe 3,5 roku swojej kadencji. Pracuje się od zdarzenia do zdarzenia. Nikt nie słyszał o zamierzeniach na pół roku czy też rok. W najgorszej sytuacji są urzędnicy, bo tak naprawdę skoro nie dzieje się nic, Taki ich przywilej w kadencji 2010 – 2014.
Ostatnio do szału doprowadzał mnie radny Jan Kalinowski. Stworzył on taka oto teorię, która powtarzał mi przy każdej okazji. Brzmi ona tak: „Starosta zna marszałka województwa, marszałek województwa Schetynę, Schetyna zna Tuska, Tusk ma ministrów, którzy muszą go słuchać. Więc kochany! – ty się niczym nie przejmuj, bo widzisz kogo on zna i nic złego przytrafić się nam nie może”. Kończył swój wywód z serdecznym uśmiechem na ustach a mnie mało krew nie zalewała.
A wczoraj wydawało mi się, że nadszedł mój moment tryumfu, gdy szlag trafił nasze pogotowie.
„I widzi Pan, pana teoria się nie potwierdził” – rzekłem Janowi Kalinowskiemu. „Jak to się nie potwierdziła?” – zapytał mnie zdziwiony. „No to, że nic złego nam się nie może wydarzyć” – odpowiedziałem – „bo starosta zna tego i tamtego”. „Ależ kochany ja mówiłem, że zna, ale nie mówiłem, że oni zaraz pomogą! To dwie różne sprawy” – cierpliwie wyjaśnił mi Jan Kalinowski.
A chcę Państwu powiedzieć, że argumentu szerokich znajomości starosty używano bardzo obficie, by przełamać opór dwóch radnych, którzy wyczuli pismo nosem i wiedzieli, że Piotr Wołowicz nie nadaje się na starostę. I jak widać znajomości te i wpływy we Wrocławiu są znikome.
Zresztą, o jakich wpływach ja tu piszę, jak górowska PO nie potrafi od kilku lat zorganizować w Górze biura swojej partii? Nie potrafił tego zrobić również szef jej struktur powiatowych – Piotr Wołowicz. To nieźle świadczy o zdolnościach organizacyjnych tutejszej platformy.
Powróćmy jednak do sprawy pogotowia. Dzisiaj rozdzwoniły się telefony do senatorów posłów z PO z prośbą o interwencję w sprawie pogotowia. Rodziły się również i tak durne pomysły, by wzywać TV. W głowach przerażonych decydentów zakwitały też pomysły, by nowemu pogotowiu stworzyć administracyjną „drogę przez mękę”. I tak sobie kombinowali, tylko zapomnieli pierdolnąć się we własne piersi. Spisek, łapówka, korupcja – wszystko, tylko nie my, nieudacznicy!
Pamiętam, jak w poprzedniej kadencji opozycyjny wówczas radny Marek Hołtra przy każdym większym niepowodzeniu ówczesnej władzy twierdził, że ludzie honoru podali by się w takiej sytuacji do dymisji. Więc należy oczekiwać, iż jako człowiek honoru radny Marek Hołtra poda się do dymisji w związku z klęską, jaka jest dla nas utrata kontraktu na pogotowie. Chyba, że honor ma dla niego ma wartość niższą niż 1280 zł miesięcznie. Trzeba też powiedzieć, że czytając protokoły z posiedzeń Zarządu trudno zauważyć, by ten radny coś ożywczego, nowego i twórczego wnosił do obrad. Te 1280 zł wydawane na jego dietę, to duże nieporozumienie.
9 grudnia 2010 roku dokonano fatalnego wyboru i starosty i członków Zarządu. Ja sumienie mam czyste, bo od początku mówiłem, że Piotr Wołowicz nie nadaje się na tą funkcję. Wiedziałem wystarczająco wiele na temat jego umiejętności od pracowników UMiG, którzy z nim pracowali. Jedna upór grona ludzi spowodował, że ten nieszczęsny (na miarę „Bukietowej!) wybór stał się faktem. Nie oczekujmy, że coś się zmieni, po wpadce z pogotowiem. Nie zmieni się nic, bo nie zmieni swojego charakteru Piotr Wołowicz. Członkowie Zarządu również nie będą poczuwali się do winy oraz nie zrozumieją, że pełniona przez nich funkcja ich przerasta. Na to nie pozwoli im „honor wart 1280 zł”.
Ale mam nadzieję, że spełni się stare przysłowie: „diabli nadali - diabli wezmą!”
środa, 25 maja 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz