wtorek, 29 grudnia 2009

Budżet przetrwania

Trochę z opóźnieniem opisuję zarówno posiedzenie Komisji Budżetu, Finansów i Gospodarki oraz ostatnią sesję Rady Powiatu w 2009 roku. Pomimo, iż od ich obrad minęło kilka dni warty, by Państwo dowiedzieli się, o czym tam dyskutowano.
Komisja Budżetu, Finansów i Gospodarki pod przewodnictwem radnego Pawła Niedźwiedzia obradowała 29 grudnia. Porządek obrad był obfity, co nie znaczy, iż takie też były obrady.


Radni przyjęli budżet na rok 2010, co było ich głównym zadaniem tego dnia. Przy omawianiu budżetu zabrakło dociekliwości. Skarbnik Wiesław Pospiech tłumaczył radnym zawiłości budżetu.

I tak okazało się, iż budżet powiatu górowskiego w tym roku wynosił będzie 31.485.068 zł. Wydatki skalkulowane zostały na poziomie 31.075.068 zł. Mamy więc zaplanowaną nadwyżkę w wysokości 300.000 zł, którą przeznacza się spłatę rat kredytu długoterminowego.
Wygląda to zachęcająco, ale na pierwszy rzut oka. Oto bowiem w uchwale czytamy, iż Zarząd Powiatu ma prawo zaciągnąć zobowiązania do wysokości 5.000.000 zł w celu: „zapewnienia ciągłości działań jednostki”. Jak więc widać przewiduje się już ambaras z budżetem. Z kwoty 5000.000 planuje się zaciągnąć zobowiązania w postaci kredytu w wysokości do 3.500.000 zł oraz 1.500.000 zł na pokrycie kosztów przejściowego deficytu, jaki może wystąpić w ciągu roku 2010.
W budżecie powiatu największe wydatki widnieją w pozycji: „oświata”. Subwencja oświatowa, którą otrzymujemy z MEN wynosi na rok 2010 – 12.053.111 zł., plus dotacja na funkcjonowanie biblioteki pedagogicznej w kwocie 92.000 zł oraz pieniądze wypracowane przez jednostki oświatowe w kwocie 310.790 zł.

Razem oświata kosztowała nas będzie – 13.440.276 zł. Do placówek oświatowcy dołożymy z dochodów własnych powiatu kwotę 984.375 zł.


Kolejną pozycją w budżecie powiatu są wydatki związane z finansowaniem zadań z zakresu administracji rządowej, które zlecone zostały na mocy ustawy samorządowi powiatowemu. Na wydatki te, które obejmują funkcjonowanie Powiatowego Nadzoru Budowlanego, Powiatowej Komendy Straży Pożarnej, ochronę zdrowia (składki na ubezpieczenia zdrowotne dla bezrobotnych), obronę narodową, świadczenia z zakresu pomocy społecznej, prace geodezyjne, przeznaczono w budżecie 5.164.033 zł (16.40%) budżetu.


Niższa kwota w budżecie przeznaczona jest na administrację publiczną – 4.392.192 zł. Funkcjonowanie Starostwa Powiatowego pochłonie kwotę 4.118.427 zł. Z tej kwoty 65,35% stanowią wynagrodzenia i ich pochodne.

Rada Powiatu będzie kosztowała 130.400 zł. Z tych pieniędzy płaci się diety, delegacje, zakupy różnych materiałów, szkolenia („czego się Jaś nie nauczył…”). Mamy 15 radnych. Wychodzi więc, iż jeden radny kosztował nas będzie w roku 2010 8693,33 zł. Dużo, jeżeli się weźmie pod uwagę ich „jakość pracy”! Cholernie dużo!


Mamy też dzieł „Transport i łączność”. Tu są zapisane wydatki na nasze drogi. W 2010 roku na utrzymanie dróg wojewódzkich, które przekazano nam w 2009 roku wydamy ok. 1.329.725 zł. Te pieniądze otrzymamy z Wrocławia. Na drogi powiatowe wydamy – 887.836 zł. Dróg wojewódzkich, które są w naszym zarządzie mamy ok. 100 km. Wynika z tego, iż na zimowe i bieżące utrzymanie 1 km drogi wojewódzkiej przeznaczymy 13.300 zł.
Na drogi powiatowe – 286 km – przeznaczymy 3104 zł na utrzymanie 1 km.
Wygląda to nieźle, ale na papierze. Bo od tych kwot należy odjąć ok. 944.000 zł na wynagrodzenia. I już obraz nie jest tak różowy.

Ciekawie jest też pozyskiwanie funduszy unijnych. W budżecie na: „wydatki na programy finansowane z udziałem środków UE” zapisano zawrotną kwotę 16.000 zł (słownie: szesnaście tysięcy złotych). Kwota ta jest ok. 400% niższa niż wysokość środków wykorzystanych sprzecznie z przepisami przez Stowarzyszenie Gminna Szkoła Reymontowska, na czele której stała „Bukietowa”. Ja narzekam?! A przecież równie dobrze mogło nie być tych 16.000 zł. Dziękujemy i za to, a prokuraturę prosimy o więcej!


I to najważniejsze sprawy, jakie miały miejsce podczas obu posiedzeń. Były też inne rzeczy, ale raczej niezbyt godne tego, by Państwa nimi absorbować. Nie mam w zwyczaju już na początku roku psuć Państwu resztek szampańskiego humoru.

Spór o cyfry

Podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej uchwalony został budżet naszej gminy na 2010 rok. Wysokość dochodów budżetowych oszacowana została na poziomie 53.258.726 zł. Wydatki przewidziano w wysokości 65.970.672 zł. W budżecie na rok 2010 będziemy mieli deficyt w wyskości 12.711.946 zł.

Ten właśnie deficyt stał się kością niezgody pomiędzy burmistrzem Ireną Krzyszkiewicz a opozycją w radzie.
Radna Teresa Frączkiewicz zarzuciła podczas sesji burmistrz Irenie Krzyszkiewicz, iż jej polityka finansowa powoduje nadmierne zadłużenie budżetu gminy. Tu trzeba wspomnieć, iż w myśl ustawy o finansach publicznych zobowiązania z tytułu zaciągniętych pożyczek i kredytów nie przekraczają w naszym przypadku 60% planowanych dochodów w latach spłaty zaciągniętych zobowiązań, a łączna kwota przypadająca do spłaty rat kredytów i pożyczek wraz z odsetkami będzie się kształtować na poziomie poniżej 15% planowanych dochodów.

Na rok 2010 poziom zadłużenia naszej gminy będzie wynosił 41,58% dochodów budżetu. Natomiast obsługa tegoż zadłużenia będzie stanowiła 9,56% dochodów budżetu. Jak więc Państwo widzą dość daleko jest jeszcze do progu, przy którym należałoby dąć w surmy i na koń wsiadać. Larum bowiem – na szczęście – jeszcze nie grają.

Spór powstał o dość niezręczną nazwę, którego użyła burmistrz: “sztuczny deficyt”. Zupełnie “sztuczny” to on nie jest. Niemniej burmistrz Irena Krzyszkiewicz ma w dużym stopniu rację, iż deficyt ten nie jest straszny i źle wygląda jedynie na papierze.
A co idzie spór?

Pokrótce sprawa wygląda tak. W wykazie zadań inwestycyjnych na lata 2010 – 2011, który przyjęty został przez radnych znajduje się 57 zadań inwestycyjnych. Spośród tych 57 zadań aż 33 rozpocznie się i zakończy w roku 2010. Dla 8 spośród 33 inwestycji, które rozpoczęte i zakończone mają być w 2010 roku przewidziane jest pozyskanie środków spoza budżetu gminy.

Problem polega na tym, iż dofinansowanie uzyskuje się nie przed, ale po zakończeniu inwestycji. Aby rozpocząć inwestycję i ją zakończyć należy mieć kasę. A my kasy nie mamy! Więc musimy posiłkować się pożyczkami. Wybór bowiem jest prosty: albo pożyczamy i inwestujemy, albo tkwimy w miejscu, chodzimy po krzywych chodnikach, żle oświetlonych ulicach, zaniedbanych parkach, nie remontujemy świetlic wiejskich, nie kanalizujemy gminy, nie uzbrajamy terenów pod budownictwo jednorodzinne, nie budujemy mieszkań socjalnych, itp. I wówczas możemy klnąć żywym i barwnym językiem władzę pytając: dlaczego oni nic nie robią?! Czy w takim przypadku rzeczywiście jest jakiś wybór?

Ta ekipa rządząca postanowiła inwestować i rozwijać gminę. Ceną za ten rozwój jest deficyt.
Na forum “Elki” mamy klasyczny przykład dyskusji, która absolutnie niczego nowego nie wnosi a wręcz przeciwnie – dezinformuje.

Budżet gminy na rok przyszły i dwa kolejne lata jest zdecydowanie proinwestycyjny. Nakłady na inwestycje sięgnąw roku 2010 kwoty – 17.180.088 zł, co daje 33% budżetu gminy. Jest to ogromny wysiłek inwestycyjny, ale gra jest warta świeczki, bo oczekujemy zwrotu aż 9.455.821 zł spoza budżetu naszej gminy.
Gra jest więc warta świeczki, ale pod warynkiem, że będziemy pożyczali pieniądze na realizację inwestycji.

Przypatrzmy się schematowi działania systemu dofinansowania ze środków unijnych i innych (korzystali będziemy bowiem z dofinansowania aż z 10 różnych programów).

W tym roku rozpoczęliśmy budowę ośrodka rehabilitacji dla dzieci niepełnosprawnych na osiedlu Kazimierza Wielkiego. Do tej inwestycji – po jej zakończeniu – otrzymamy dofinansowanie w wysokości ok. 1 mln. Do budowy – po jej zakończeniu – Centrum Kulturalno – Sportowego w Witoszycach otrzymamy dofinansowanie w wysokości ok. 0,5 mln zł. Dofinansowanie do budowy kanalizacji sanitarnej w miejscowościach Włodków Dolny i Kruszyniec wyniesie ok. 2 mln zł. To wszystko do naszej gminnej kasy “spłynie” po zakończeniu inwestycji.

A wpływ tej gotówki na konto spowoduje automatycznie spadek deficytu, bo jgo wysokość nie jest stała. Z każdą ukończoną inwestycją, na którą otrzymamy dofinansowanie deficyt będzie się zmniejszał. Widać to zresztą po prognozie zadłużenia na rok 2011. Wyniesie ono wówczas 29,65% naszego dochodu. W roku kolejnym – 2012 – nasze zdłużenie będzie wysnosiło już 21,02%, by w roku 2013 osiągnąć – 13,06%.

Niektórzy dyskutanci na forach zachowują sie tak, jakby nasza gmina zaczęła się zadłużać od czasów obecnie rządzącej ekipy. A prawda jest taka, co można sprawdzić na BIP – ie, iż w roku 2007 nasza gmina zadłuzona była na kwotę 11.374.000 zł. Daleki jestem od wypominania tego długu byłemu burmistrzowi Tadeuszowi Wrotkowskiemu, bo coś zrobił pozżytecznego dla miasta. Z szacunku dla faktów nie powinno się o tym zapominać.

Z tym długiem przyszło się zmagać nowej ekipie. Przypomnijmy sobie jaka była sytuacja budżetu w roku 2008. A było tak. Przewidywano deficyt nha poziomie 4.714.085 zł. Do tego należy dodać ratę na spłatę zaciągniętych wcześniej kredytów w wysokości 3.783.550 zł. Z prostego rachunku wynikało, iż musimy zaciągnąć kolejny kredyt w wysokości ok. 8,5 mln zł. Kredyt zaciągnęliśmy, ale w wysokości jedynie 3,5 mln zł. Ten dobry efekt finansowy uzyskaliśmy dzięki dyscyplinie finansowej i wzrostowi dochodów własnych gminy. I to jest sukces, i to duży tej ekipy.

Przewiduje się, iż ten 12 mln deficyt zakładany na rok 2010 na koniec roku nie zaistnieje w tej wysokości. Szacunek mówi o 3 – 4 mln zł na koniec 2010 roku.

Wypowiedzi na internetowych forach są pełnje emocji a wyprane z faktów. Dyskutanci – niektórzy – starają się wywołać wrażenie, iż tylko w naszej gminie jest tak wielki deficyt, który zagraża bytowi gminy.

W sąsiedniej Wschowie, gdzie realizowany jest równie ambitny program inwestycyjny, sytuacja jest wypisz – wymaluj jak u nas. Ich poziom zadłużenia przekroczy w roku 201043%. Ale i tam opozycja głośno krzyczy o nadmiernym zadłużeniu gminy. I ma takie prawo, bo jest to “wilcze prawo opozycji”! U nas natomiast kwitnie jeszcze taki durny zwyczaj, który ociera się o wazeliniarstwo. Oto w ostatnim numerze “Przeglądu Górowskiego” czytam w sprawozdaniu z sesji: “Wiceprzewodniczący Andrzej Patronowski bardziej stwierdził, niż zapytał, że dziwią go “podjazdy” w stosunku do pani burmistrz”. Mnie zdziwienie wiceprzewodniczącego wybranego na tą funkcję za 7 czy 8 podejściem nie dziwi. Natomiast bardzo się zdziwię, jak zostanie ponownie radnym, bo ani wiedzy ani też kompetencji ku temu nie posiada – czego dowodem powyższy cytat. Oprócz “zdziwnienia” i podlizuchy w stronę Ireny Krzyszkiewicz nie ma on absolutnie nic do zaoferowania.

Z oceną wysokosci deficytu oraz rozwiązaniem problemu, czy jest on “sztuczny”, czy tylko wynika z uwarunkowań technicznych i rachunkowych wstrzymałbym się do końca I półrocza. Bo nie należy zapominać, iż wciąż jest to “plan inwestycji”, które zamierzamy zrealizować, co nie musi oznaczać, że zrealizujemygo w 100%. Gdyby jednak tak się stało, nie widzę powodów do rozdzierania szat. Byłbym szczęśliwy.

Turniej z pizzą w tle

28 grudnia w hali "Arkadia” rozegrany został turniej „Della Casa Cup” w halowej piłce nożnej. Sponsorem turnieju był właściciel znanej pizzerii – Adam Koziołkowski. Na pomysł zorganizowania turnieju wpadła drużyna „Warriorsów”, która zaprosiła do sportowej rywalizacji jeszcze trzy zespoły: „Gwardię”, „Blokersów”, „PPH Makoś”.

Turniej rozpoczął się o godzinie 16. Miał niezwykłą oprawę. Na parkiecie licznie zebrani widzowie mogli podziwiać zespół taneczny „Funky Flava”, który prowadzi Jessica Ali. Są to nasze, że tak powiem, cheerleaderki, które po raz pierwszy zadebiutowały przed szeroką publicznością podczas imprezy sportowej. Śliczne dziewczęta pokazały, że taniec jest ich pasją, której oddają się z wielkim zaangażowaniem i cudownym końcowym efektem. Publiczność była pod wrażeniem występu bardzo ładnych dziewcząt a niejeden z obecnych spoglądał na nie z bardzo przymglonymi i jakby nieobecnymi oczami.

Sędziami turnieju byli: Wojciech Janicki oraz Mariusz Kolman. Turniejową spikerkę prowadził Andrzej Jasiak, który tradycyjnie sprawdził się w tej roli i to znakomicie.
W turnieju padło 25 bramek, które strzelone zostały w 4 meczach. Najbardziej bramkostrzelnym zawodnikiem okazał się Krzysztof Ciszewski, który dla „Warriorsów” zdobył w turnieju 3 bramki.

Drużyny wystąpiły w następujących składach:

Warriors

Łukasz Wilczyński, Marek Lesiecki, Krzysztof Lesiecki, Krzysztof Ciszewski, Jan Ciszewski, Łukasz Borawski, Tadeusz Kryszczuk, Rafał Szorc, Artur Sawczyszyn, Dawid Ratuszniak.

Blokersi

Sylweriusz Madera, Konrad Wołowicz, Paweł Matuszczak, Adam Marcinkowski, Dawid Marcinkowski, Adam Cichy, Kamil Skorupski, Michał Szczepaniak, Grzegorz Bronik.

PPH Makoś

Michał Kujawa, Bartosz Jęcek, Patryk Srebrniak, Kamil Pietrzak, Dawid Makieła, Krystian Nassalski, Jarosław Guzicki, Daniel Karkocha, Kamil Rogala.

Gwardia

Andrzej Rogala, Krzysztof Panek, Dariusz Gęstwa, Sławomir Nowak, Łukasz Gęstwa, Jacek Zakaszewski, Paweł Błasiak, Krzysztof Dereń, Maciej Stuczyk, Jarosław Brożek, Artur Wnuk, Marcin Michalewski, Bogusław Ratuś, Mieczysław Fortecki.


Występujące w turnieju drużyny przystąpiły do walki z ogromną ambicją i zaciętością. Nikt się nie oszczędzał., bo każdy widział się zwycięzcą turnieju. W eliminacjach „Gwardia” z trudem wygrała z „PPH Makoś”, a „Warriorsi” po zaciętej walce pokonali „Blokersów”. Mecze miały bardzo szybkie tempo i odbywały się na wysokim poziomie. Trzeba przyznać, iż w „Arkadii” spotkały się tego dnia drużyny o podobnych umiejętnościach.

W meczu o III miejsce „Blokersi” wygrali z „PPH Makoś”. Zespół „Blokersów” grał bardzo widowiskową piłkę i całkowicie zasłużył sobie na to zwycięstwo. Pokonani mieli dużego pecha i popełniali grzech małej skuteczności.
Niezwykle emocjonujący był finał turnieju. Pojedynek pomiędzy „Gwardią” a „Warriorsami” w pewnym momencie zaczął przypominać mecz do jednej bramki. „Gwardia” wygrywała na 8 minut przed końcowym gwizdkiem 5:2. Szalone ataki „Warriorsów” przyniosły im dwie bramki. Na 17 sekund przed końcem meczu było 5:4 dla „Gwardii”, która wyraźnie zaczęła słabnąć. Kto wie, co by się zdarzyło, gdyby mecz potrwał jeszcze 30 sekund.

Warriorsom” i Krzysztofowi Lesieckiemu należą się słowa uznania za zorganizowanie tego bardzo fajnego widowiska. Właścicielowi „Della Casa” słowa uznania za ufundowanie pucharów dla drużyn uczestniczących w I Turnieju Della Casa Cup” Bo chyba nie sądzicie Państwo, iż ten pierwszy będzie ostatnim?
Za udostępnienie zdjęć z turniejowych zmagań bardzo dziękuję Ryszardowi Lesieckiemu.




















poniedziałek, 28 grudnia 2009

Żywa szopa" - to jest to!

W wigilijny wieczór przykościelny plac w Starej Górze tętnił życiem i gwarem rozmów. Po raz kolejny mieszkańcy wsi zrobili „żywą szopę”, która cieszy się ogromnym wzięciem nie tylko wśród starogórowian, ale też mieszkańców innych miejscowości. Dowodem tego były liczne samochody zaparkowane w centrum wsi i duża liczba widzów pragnących zobaczyć na własne oczy to, co w kulturze wiejskiej przeminęło bezpowrotnie.

Już o godzinie 20 na przykościelnym placu było dość sporo ludzi. Z biegiem czasu przybywało ich, i robiło się coraz ciaśniej. Ludzie zbierali się przy rozpalonych ogniskach, rozmawiali z sobą, żartowali, życzyli sobie wesołych świąt. Nastrój był rodzinny i bardzo ciepły. Najmłodsi nie mogli oderwać oczu od zwierząt zgromadzonych w „żywej szopie”. Każde z nich chciało pogłaskać zwierzaka. Wielu maluchów zadawało pytanie: "A kiedy one będą mówiły?” Ciężar odpowiedzi spoczywał na rodzicach, którzy różnie dawali sobie radę z odpowiedzią na te niełatwe pytanie.

Wraz ze zbliżającą się godziną 21 tłum na placu gęstniał. O tej bowiem godzinie rozpoczynała się pasterka. Część zebranych udała się do kościoła, ale też wielu pozostało na placu.
Po mszy pojawił się poczęstunek dla zebranych. Tradycyjnie były pierniki domowego wypieku, gorące mleko i herbatka z rumowymi amperami. Wszyscy skwapliwie skorzystali z gościnności starogórowian, by ogrzać nieco wyziębione pobytem na wolnym powietrzu organizmy.
Punktem kulminacyjnym było przybycie pasterzy, aniołów i króla do „żywej szopy”. Urocze dzieciaki robiły furorę. Tego wieczoru były gwiazdami. Błyskały flesze a maluchy dzielnie pozowały do zdjęć mając świadomość, że tego wieczoru grają najważniejszą rolę swojego dzieciństwa.

Nastrój radości i dobrej zabawy wzmógł się, kiedy na niebie pojawiły się balony. Nie wszystkie odbyły długi lot, ale przyciągnęły uwagę widzów i wzbudziły wiele zachwytu.
Nie tylko ja, ale i wiele innych osób, zdziwionych było nieobecnością pomiędzy wiernymi ks. Jana Baszaka. W roku ubiegłym uroczyście poprowadził on pasterzy do „żywej szopy”. W tym roku znikł zaraz po pasterce. Dało się słyszeć głosy, iż wielebnemu całkowicie obojętne jest to, co dzieje się w parafii, i że pasterz lekceważy swoją trzódkę. Padały nawet głosy, iż jego mianowanie na proboszcza to oczywiste nieporozumienie.

Z wyjątkiem tego niezawinionego przez Radę Sołecką zgrzytu wieczór wigilijny na przykościelnym placu w Starej Górze był uroczy i niezwykle udany. Stara Góra jest przykładem jak można wykorzystać tradycję, by integrować lokalne środowisko. To duży sukces Rady Sołeckiej i stojącego na jej czele sołtysa - Waldemara Bartkowiaka. Niestety, sołtys nie był obecny tego wieczoru na przykościelnym placu. Powaliła go choroba, i to tak gwałtownie, że jak go powalała, to odgłos walącego się do łoża dostojnego ciała sołtysa słychać było na rogatkach Osetna (tak ludzie mówili!).
Nie mniej okazało się, że Stara Góra ma dobrych organizatorów, którzy nawet pod nieobecność sołtysa potrafią wzorowo zorganizować piękną imprezę. Tylko ten ksiądz… .