poniedziałek, 30 czerwca 2008

List do Ojca Powiatu

No to dzisiaj mamy dzień na korespondencję. W Czerninie Dolnej piszą, to i ja nie mogę być gorszy. Tym bardziej, że w nocy sen miałem. Przyśniło mi się, że w naszym samorządzie powiatowym jest normalnie. Koszmarny to był sen, bo gdyby było normalnie, to o czym ja bym pisał? Aby jednak choćby zbliżyć się do pożądanego ideału "coś" mi się przypomniało. I to niewielkie „coś” postanowiłem znowu poruszyć.
Przewodniczący
Rady Powiatu
Pan
Władysław Stanisławski

Z wielką nieśmiałością zwracam się do Pana w sprawie mojego pisma, które skierowałem na ręce Pana w miesiącu kwietniu 2008 roku. Wiem, iż jest Pan człowiekiem ogromnie zajętym i zaabsorbowanym problemami jakie na Panu ciążą w związku z pełnioną funkcją. Cały powiat na głowie – to nie w kij dmuchał.
Ośmielam się – z pokorą – przypomnieć Panu, iż w piśmie tym pragnąłem, by wyjaśnił Pan mi prawomocność zasiadania w Radzie Powiatu radnego Edwarda Szendryka (dla przypomnienia: podczas obrad prowadzonych przez Pana siedzi po Pana lewej stronie).
Jak Panu jest wiadomo radny Edward Szendryk jest zameldowany na pobyt stały w Lesznie a na pobyt czasowy w Górze. Dysponuje Pan opinią prawną w tej sprawie, której treści nie będę publicznie rozgłaszał. Uchylę jedynie rąbka tajemnicy i stwierdzę, że w świetle tejże opinii będziemy mieli nowego radnego.
Nie powiem, że mnie to martwi, bo nie lubię obłudy. Byłbym Panu dozgonnie zobowiązany, gdyby przystąpił Pan do wykonania nałożonych na Pana – przez ustawę o samorządzie powiatowym – czynności prawnych, które winien Pan był przeprowadzić w ciągu 30 dni od otrzymania mojego pisma. Rozumiem, że nawał zajęć spowodował niezamierzone zaniechanie i w ten sposób – całkowicie przypadkowo oczywiście – sprawa nie znalazła należytego końca.
Ze swojej strony mogę zaoferować Panu pomoc – całkowicie bezinteresowną – polegającą na napisaniu odpowiedniej uchwały dotyczącej tej kwestii, tak by na najbliższej sesji Rady Powiatu można było Edwarda Szendryka spuścić, znaczy wygasić mandat.
Z wyrazami najgłębszego szacunku, poważania, podziwu Pana oddany wielbiciel:

Robert Mazulewicz

W obronie ciągłości władzy

Stowarzyszenie Bezpartyjny Blok Wyborczy, na czele którego stoi Tadeusz Wrotkowski, otrzymało pismo od Rady Sołeckiej i mieszkańców wsi Czernina Dolna, którego treść jest następująca:
„Rada Sołecka i mieszkańcy wsi Czernina Dolna zwracamy się do stowarzyszenie o podjęcie działań w obronie organizacji dożynek gminnych w roku 2008, przyznanych i ogłoszonych przez Burmistrza Góry w 2007 roku. W dniu dzisiejszym (25.06) otrzymaliśmy informację od obecnej Pani Burmistrz o odebraniu nam możliwości organizacji tego święta”.
Dnia 26 czerwca Stowarzyszenie BBW poinformowało Radę Sołecką Czerniny dolnej, iż wystosowało do burmistrz Ireny Krzyszkiewicz pismo o następującej treści:
„Stowarzyszenie BBW zwraca się niniejszym o przywrócenie społeczności wsi Czernina Dolna podjętych rok temu wiążących decyzji, przyznających organizację tego święta. Decyzja Pani jest krzywdząca dla mieszkańców, którzy organizacyjnie i mentalnie przygotowywali się do organizacji tego święta oraz nie motywuje do działania na rzecz gminnej społeczności. Miejscowość Czernina Dolna otrzymała organizację Dożynek gminnych 2008 jako nagrodę i wyróżnienie za nieprzeciętną aktywizację mieszkańców w dokonanie zmian w integracji i ładzie przestrzennym wsi. Odebranie przez Panią Czerninie Dolnej Dożynek 2008 na rzecz wsi Czernina, Czernina Górna, to złamanie zasad i reguł w trakcie ich obowiązywania, z czym nie zgadzają się mieszkańcy wsi Czernina Dolna.
Stowarzyszenie BBW wnosi o respektowanie obowiązujących decyzji, kontynuację ich ważności i ważkości oraz zaprzestanie umniejszania wiarygodności i zaufania do stanowiska Burmistrza, tak ciężko wypracowanych przez Pani poprzedników”.
Przewodniczący Stowarzyszenia:
Tadeusz Wrotkowski

Lud do władzy

Poniżej zamieszczam pismo mieszkańców Czerniny Dolnej do władz samorządowych gminy Góra.
Apel mieszkańców Czerniny Dolnej do samorządu gminy Góra
Nasza miejscowość - Czernina Dolna - otrzymała w 2007 roku prawo do zorganizowania dożynek gminnych w roku 2008. Ówczesny burmistrz – Tadeusz Wrotkowski – podczas dożynek w Osetnie odczytał publicznie pismo, mocą którego mieszkańcy naszej miejscowości stali się gospodarzami tego zaszczytnego wyróżnienia.
Tak jak w życiu nic nie przychodzi darmo, tak i na ten zaszczyt mieszkańcy naszej miejscowości sobie zapracowali. Prawo organizacji dożynek otrzymaliśmy za adaptację lokalu na nową świetlicę, utworzenie terenów zieleni, współuczestniczenie w organizacji letniego wypoczynku dla dzieci i młodzieży, zorganizowanie festynu oraz działania aktywizujące mieszkańców do działań na rzecz naszego sołectwa, by wszystkim nam żyło się lepiej.
Mieszkańcy Czerniny dolnej już od roku przygotowują się do godnego wypełnienia ciążącego na nim prawa. Z ubolewaniem jednak stwierdzamy, że władze gminy nie przejawiały w ostatnim okresie czasu żadnego zainteresowania organizacją dożynek. Z troską stwierdzamy, iż pomiędzy nami a władzami gminy nie było do końca czerwca 2008 roku żadnego kontaktu.
W dniu 25 czerwca 2008 roku dowiedzieliśmy się, iż Czernina dolna została pozbawiona prawa do organizacji dożynek. Wiadomość ta jest dla nas ogromnym zaskoczeniem i sprawiła nam przykrość. Uważamy, iż jest to decyzja niesprawiedliwa i ogromnie krzywdząca dla nas – mieszkańców sołectwa Czernina Dolna.
Odebranie nam prawa do organizacji dożynek odczuwamy jako formę dyskryminacji. Pragniemy przypomnieć, iż podczas pełnienia przez obecną Panią Burmistrz funkcji Przewodniczącej Rady Miejskiej – III kadencja samorządu – zlikwidowana została świetlica w naszej miejscowości i to pomimo protestów z naszej strony. Dobrze pamiętamy, iż nikt nam wówczas nie pomógł.
W roku 2002 odbyły się z inspiracji ówczesnej Przewodniczącej Rady Miejskiej a obecnej Burmistrz, dożynki w Czerninie, które do dnia dzisiejszego wzbudzają wiele kontrowersji. Nie można też ukrywać faktu, iż mieszkańcy Czerniny Dolnej odczuwają odebranie im prawa organizacji dożynek, jako formę rewanżu za przegrane w 2006 roku. Dla każdego bowiem jest wiadomym, iż tak sołtys Czerniny Dolnej, jak i większość mieszkańców miejscowości, są sympatykami byłego burmistrza Tadeusza Wrotkowskiego.
Bardzo przykrym jest dla nas fakt, iż Pani Burmistrz nie zareagowała na prośbę Rady Sołeckiej Czerniny dolnej i nie znalazła czasu na spotkanie z nami, o które ją prosiliśmy. Pragnęliśmy porozmawiać z Panią Burmistrz na temat organizacji dożynek, ale tego zamiaru nie udało się nam zrealizować ze względu na brak ze strony Pani Burmistrz konstruktywnego podejścia.
Nie rozumiemy działań naszej krajanki. Poczynania Pani Burmistrz – na co dzień mieszkanki Czerniny Dolnej – są dla nas upokarzające i wywołują nasze zażenowanie.
W tej sytuacji stanowczo domagamy się przywrócenia mieszkańcom Czerniny Dolnej prawa do organizacji dożynek. Sądzimy, że urząd, który reprezentuje Pani Burmistrz zobowiązuje do dochowania danego słowa.
Wszystkich radnych prosimy o poparcie w tej sprawie.
W imieniu Rady Sołeckiej:
Bogusława Banaszek

sobota, 28 czerwca 2008

Statut - pierwsze starcie

Jak państwo już wiedzą nie udało się wnieść poprawek do Statutu Powiatu Górowskiego. Połowa Rady postanowiła, iż za żadne skarby nie dopuści do jakichkolwiek zmian. Jest dobrze i niech tak zostanie! Oczywiście dobrze jest tym, którzy załapali się do Zarządu Powiatu oraz na inne stołki. Nasz powiat ma się coraz gorzej, ale to części radnych absolutnie nie interesuje. Nie widzą świata poza końcem swojego nosa i portfela rzecz jasna. Dokonania zmian w Statucie domagała się koalicja i ta sama koalicja odrzuciła je wszystkie. Radny Jan Sowa przedstawiając negatywne stanowisko Komisji Rolnictwa, Leśnictwa i Gospodarki Nieruchomościami wobec zmian w Statucie motywował je następująco: „Są niezgodne z prawem i potrzebami życiowymi”. Naciął się biedaczyna straszliwie na ripostę radnego Pawła Niedźwiedzia, który stwierdził: „Ja pana nie rozumiem. Najpierw zgłasza pan wniosek o dokonanie zmian w Statucie a następnie odrzuca je pan”. Cios ostatniej łaski zadał Janowi Sowie radny Marek Hołtra mówiąc: „Na każdym etapie prac Komisji Statutowej towarzyszył Komisji radca prawny, który wszystkie zmiany parafował osobiście. Skąd więc stwierdzenie, że poprawki są niezgodne z prawem?” Radny Sowa nie odpowiedział swoim oponentom, ale skurczył się w sobie, zapadł wewnętrznie i nerwowo zamachał krótkimi nóżkami siedząc na zbyt wysokim dla siebie krześle. Swoim wystąpieniem dowiódł, że nie tylko krzesło w Radzie jest dla niego zbyt wysokie, ale i funkcja członka Zarządu. Nie dziwmy się jednak radnemu Sowie, bo miał on poważne obawy, iż przykrojenie liczebności Zarządu dotknie go osobiście i straci kasę (ok. 1250 zł + służbowa komórkę). Radny Sowa jest członkiem PSL, partii słynącej jak kraj długi i szeroki z pazerności i braku wstydu.
Bardzo ładnie zachował się wiceprzewodniczący Rady – Marek Biernacki – który wstrzymał się od głosu, gdy decydowała się sprawa zapisu o ograniczeniu liczby wiceprzewodniczących. Dzięki jego postawie poprawka ta uzyskała większość.
Powszechne zdziwienie wywołała postawa radnej i członka Zarządu Teresy Sibilak. Radna Sibilak znana z uczciwości, zaangażowania w działalność społeczną i wielkiego serca oraz rozsądku głosowała przeciw zmianom. W kuluarach komentowano to w sposób następujący: „A co się dziwicie, dwie córki pracują w Szpitalu”. Szkoda, naprawdę szkoda, że radna Sibilak nie stanęła po stronie normalności.
Człowiek z boru – Jan Bandzior Milczkiem zwany – z całym samozaparciem także głosował przeciw nowym zapisom w Statucie. Motywów nie znamy, jako że radny Bandzior – nawiasem mówiąc szwagier naszej burmistrzyni – najwyraźniej ślubował, że do końca kadencji się nie odezwie. Uszanujmy to, bo być może Jan „Milczek” Bondzior w ten sposób za grzechy popełnione pokutę czyni. Głosując przeciw poprawkom do Statutu radny Bandzior zgrzeszył co prawda przeciw rozumowi i samemu sobie. Podczas pracy w Komisji Statutowej głosował za wszystkimi poprawkami i nie zgłaszał zastrzeżeń. Zmienił zdanie na sesji. Wybaczmy mu, bo człowiek z boru zna się raczej na życiu seksualnym mrówek niż na zagadnieniach samorządowych. Ot, wciągnęli do Rady, to jest.
Mój pupil – radny Edward Szendryk – także głosował przeciw zmianom w Statucie. Doszły mnie ostatnio wieści, iż na jednej z Komisji dopominał się on o prawo do zasiadania w trzech komisjach. Radny Edward Szendryk znany jest z pracowitości w komisjach. Ostatnio np. przybył na posiedzenie Komisji Oświaty, Kultury i Sportu z godzinnym opóźnieniem. Nie jest to – broń Panie Boże! – jakaś wymówka. Przecież mógł nie przyjść wcale! A przyszedł. Zaszczycił. I uratował 150 zł, których by nie otrzymał, gdyby nie przyszedł. Dobry byłby z niego człowiek, gdyby jeszcze zapłacił te 50 tysięcy Szpitalowi, co je od lat wisi. Raczej nie zapłaci. Niektórzy mówią, że chciałby, ale nie może. Powodem jest Angius fragilis – padalec zwyczajny - który mu się w kieszeni zalęgł. Gonić cholerę!
Stefan Mrówka też nie płonął entuzjazmem do zmian. Okazało się, że ma instynkt samozachowawczy, bo jako członka Zarządu poprawki mogłyby go rąbnąć po kieszeni. Mógłby wypaść z Zarządu. A przecież reprezentuje tak potężną siłę polityczną jaką jest „Samorząd dla Mieszkańców” (nazwa nieoficjalna: „Samorząd dla Mnie i Mojej Rodziny), który zdobył aż 1 mandat w Radzie Powiatu. Takiej siły politycznej lekceważyć absolutnie nie można i swojego przedstawiciela w Zarządzie musi ona mieć.
Przeciw zmianom była oczywiście starościna, której się nie dziwię. Gdyby zmiany przeszły miałaby ciężki orzech do zgryzienia. Kogo wylać a kogo zostawić? Czy postawić na mądrego Sowę czy pracowitego Mrówkę? Dylemat niczym węzeł gordyjski. Wiadomo, że to ich intelektem powiat stoi w pozycji leżącej niczym krzywa wieża w Pizie. Duża atrakcja! Tylko nie dla turystów a dla komorników. Ponoć już tylu ich się szykuje do odwiedzenia naszego Starostwa Powiatowego, że autokar wycieczkowy zamówili. I to z klimatyzacją. W końcu to nie oni będą za niego płacili. Doliczą sobie do kosztów.
Za zmianami był radny Tadeusz Podwiński – chociaż niekonsekwentnie i nie do końca. Bardzo fajnie zachowywała się radna Anna Berus, która siedziała obok Tadeusza Podwińskiego. Jak sąsiad głosował za, to ona przeciw. Duża porcja przekory. Anna Berus jest ostatnim niedobitkiem „SamejBronki” w Radzie Powiatu. Oficjalnie udaje, że nie jest w koalicji, ale tylko każdy wie, że to pic i lipa.
Nieoczekiwanie na sesji powstał nowy układ sił. Dotychczasowa opozycja mająca 4 głosy powiększyła się do 7. Koalicja trzeszczy w szwach, które już nieco sparciały. Przed sesją odbyło się posiedzenie Komisji Budżetu i Finansów. Nieoczekiwanie dla wszystkich Przewodniczący Władysław Stanisławski próbował wcisnąć pod obrady projekt uchwały o poręczeniu nowego kredytu na kwotę 2000 000 złotych dla Szpitala. Przewodniczący Komisji – Paweł Niedźwiedź – odniósł się do tego negatywnie. Stwierdził, że radni potrzebują tygodnia czasu na zapoznanie się z projektem uchwały. Jego decyzja spotkała się z poparciem wszystkich członków Komisji. Zaproponowano, by Przewodniczący zwołał za tydzień kolejną sesję Rady Powiatu, podczas której omówi się tę sprawę.
Tak więc szykuje się kolejna porcja emocji. Powróci pod obrady Statut, będzie walka o kolejny kredyt i coś tam jeszcze. Z ciekawością będziemy obserwowali konanie koalicji, bo wszystko wskazuje, że bój to może być ich ostatni.

czwartek, 26 czerwca 2008

Strachy na lachy

Niepokojące wieści dochodzą nas z eteru. Dotychczas było tak, że jak ktoś mówił od rzeczy, to zawsze była to koalicyjna starościna Beata „Bukietowa” Pona. Aliści wczoraj z ogromnym zdumieniem - graniczącym z osłupieniem - przeczytałem wypowiedź naszego Wielce Czcigodnego Autorytetu i Skarbu Powiatowego – Władysława Stanisławskiego. Nasza Najwyższa Wyrocznia najwyraźniej zbulwersowała się na wieść, iż po zmianie statutu naszego powiatu zamiast 3 członków Komisji Rewizyjnej będzie o jednego więcej. Pilnie obserwując poczynania koalicji, której sztandar (wielkości znaczka pocztowego) dzierży w swoich niestrudzonych dłoniach Kwintesencja Mądrości przyznam z bólem, iż nic z tego nie rozumiem. Dotychczasowy – bardzo nikły – stan osobowy Komisji Rewizyjnej napawał obawą o skuteczność jej działania. Rolą tej komisji jest dbanie, by wszystko w naszym samorządzie przebiegało zgodnie z prawem, statutem i interesem nas wszystkich. Zbyt mała ilość członków komisji powodowała, iż nie można było skontrolować wszystkich jednostek podległych samorządowi powiatowemu. A trochę ich jednak jest. Toteż Komisja Statutowa wzięła ten smutny fakt pod uwagę i powiększyła skład Komisji Rewizyjnej. Okazuje się jednak, że Wódz i Ojciec Założyciel koalicji zamiast cieszyć się z tego faktu okazał najwyższe niezadowolenie, które przekazał w wypowiedzi dla radia „Elka”: „Uważam, że to zagranie polityczne, które może doprowadzić do rozpadu w Radzie”.
Gdybym był wredną, złośliwą i stu procentową kanalią (a brakuje mi do pełnej wartości 0,1%, ale pracuję nad tym, by to zmienić!) powiedziałbym, iż Światłość Światłości chce ukryć jakieś kanty, które mogą dziać się w naszym samorządzie. Już sama myśl o tym jest bluźnierstwem! Wszak wiadomo, iż kantów żadnych być nie może, bo Papa koalicji czuwa nad przestrzeganiem prawa i dobrych obyczajów niestrudzenie – w dzień i w nocy, latem i jesienią, wiosną i zimą, śpiąc i drzemiąc, jedząc i poszcząc. Aby być w zgodzie z prawdą należy przyznać, iż drobne nieprawidłowości się zdarzyły. A to nepotyzm, to znowu zatrudniono kogoś niezgodnie z przepisami, konspiracyjną prasę finansowano, w internecie wymaganych prawem informacji nie zamieszczano, radnych nie o wszystkim informowano, całymi miesiącami załatwiało się sprawy, które można było załatwić w tydzień, powiat się zadłużyło na dwa piętra powyżej uszu, regulaminów na czas się nie opracowywało, obiecanki bez pokrycia składało, tego i owego w środkach masowego przekazu się szkalowało. Wszystko to jednak działo się bez aprobaty i wiedzy Jaśnie Umiłowanego a było efektem prostej niekompetencji i wrodzonego braku talentów u namaszczonych przez Papcię współpracowników. Jednak żaden z tych zarzutów nie dotyczy naszego Boskiego Przewodniczącego. On po prostu ulepił figurki do swojej gry z zakalca zamiast gliny, bo akurat tego tworzywa w jego firmie nie sprzedają.
Jego Przenikliwość stwierdza w wywiadzie, że powiększenie Komisji Rewizyjnej: „to zagranie polityczne”. Jak to Łaskawco?! To źle, że radni pracujący w Komisji Statutowej jednogłośnie (komisja ta liczyła 6 członków – 3 koalicyjnych i 3 opozycyjnych) przyjęli taką poprawkę? To tych trzech z koalicji też „zagrywa politycznie”? Bunt i spisek?! A może ta koalicyjna trójka to bęcwały, które niczego nie rozumieją?! Jeżeli tak, to po cholerę było brać ich do koalicji?! Przecież Jaśnie Oświecony nigdy z bęcwałami, by się nie zadawał?!
Komisja Statutowa podczas obrad. Od lewej: Zdzisław Koczorowski- radca prawny, Tadeusz Podwiński - radny, Renata Nanowska - pracownik biura Rady Powiatu.
Głosowanie podczas obrad Komisji Statutowej. Na pierwszy planie przewodniczący komisji - Marek Hołtra; kolejno: Marek Biernacki, Paweł Niedźwiedź, Jan Bondzior.
Kiedy w wywiadzie dla TV „Master” Ojciec Powiatu zgadzał się gładko z radnym Markiem Hołtrą na temat zmian w statucie, nie wspomniał słowem o kontekście politycznym proponowanych zmian. Znajdował się on wówczas w opozycji do starościny „Bukietowej”, która też udzieliła wywiadu na ten sam temat – tej samej TV - i znajdowała się w opozycji do swojego Dobroczyńcy, bowiem wydumała tezę o rzekomo politycznym podłożu zmian w statucie. Cóż więc było przyczyną takiej radykalnej zmiany poglądów Dobrodzieja Powiatu Górowskiego? W dalszej części swojej wypowiedzi Jego Przezacność stwierdza, że to: „może doprowadzić do rozpadu w Radzie”. A cóż to może się rozpaść z powodu zwiększenia liczby członków Komisji Rewizyjnej? Koalicja? Wolne żarty! Koalicja jest wieczna jak prezesura Nieomylnego. Koalicja jest trwała jak kompetencja starościny i punktualność radnego Edwarda Szendryka. Koalicja jest stabilna i zrównoważona niczym budżet naszego powiatu. Koalicja oparta jest na niewzruszonych regułach jakie panują przy przyjmowaniu do pracy w Starostwie Powiatowym (oczywiście zawsze konkurs i to konkurs uczciwy!). Koalicja jest tak potrzebna powiatowi i jego mieszkańcom jak kilka wieków temu rtęć, by leczyć syfilis.

poniedziałek, 23 czerwca 2008

No pasarán!

Duże emocje szykują się podczas najbliższej sesji Rady Powiatu, która ma odbyć się 26 czerwca o godzinie 10. W programie obrad znajduje się punkt dotyczący zmniejszenia liczby członków Zarządu Rady Powiatu. W chwili obecnej jest ich pięciu: starościna Beata Pona, wicestarosta Tadeusz Birecki, członkowie - Stefan Mrówka, Jan Sowa oraz Teresa Sibilak (weszła do Zarządu w styczniu 2008 roku miejsce Tadeusza Podwińskiego, który opuścił szeregi koalicji).
Powołana w celu dostosowania statutu do obecnej rzeczywistości Komisja Statutowa postanowiła, że w celu zracjonalizowania tego ciała i poczynienia oszczędności w budżecie Starostwa wskazane i pożądane jest zmniejszenie liczebności członków Zarządu do trzech osób. Wprowadzono do statutu również zapis ograniczający liczbę wiceprzewodniczących Rady Powiatu z dwóch do jednego. Przypomnieć należy, iż nowe zapisy statutowe pozwolą zaoszczędzić nieco pieniędzy w dziurawym jak durszlak budżecie powiatu. Te proste i logiczne pociągnięcia pozwolą na zaoszczędzenie ok. 35 tysięcy rocznie.
Od początku było wiadomym, iż nie wszystkim radnym zmiany się spodobają. Nowy statut wejdzie w życie po upływie 14 dni od dnia ogłoszenia go w Dzienniku Urzędowym Województwa Dolnośląskiego Dolnośląskiego z jednym jednakże zastrzeżeniem: „zmiany statutu dotyczące ilości wiceprzewodniczących rady powiatu i ilości członków zarządu, wchodzą w życie od nowej kadencji rady powiatu w Górze” (czyli od jesieni 2010 roku).
Nie muszę dodawać, iż nie taka była intencja członków Komisji Statutowej. Przewodniczący Rady – Władysław Stanisławski – na mocy przysługujących mu prerogatyw dokonał jednak zapisu, który wypaczył intencje radnych wchodzących w skład Komisji Statutowej. W telewizji „Master” nie powiedział, iż on jest autorem tej zmiany. Stwierdził jednak mową wieszczki pytyjskiej, iż być może są to zmiany pożądane, będzie dążył do zmniejszenia liczby członków Zarządu. Napomknął równie enigmatycznie, że przy zmniejszonej liczbie członków Zarządu decyzje będą zapadały śmielej i szybciej. W tym momencie niechcąco przyznał więc rację opozycji, że obecny Zarząd podejmuje decyzję zbyt wolno i nieśmiało. Szkoda, że nie powiedział, iż decyzji ważnych i kluczowych ten Zarząd unika od początku swojego całkowicie niepotrzebnego istnienia, które jest sprzeczne z wszelkimi zasadami logiki i zdrowego rozsądku. Przewodniczący swoją wypowiedzią wpisał się w obowiązujący w obecnej koalicji nurt myślenia życzeniowego: „będę dążył”, „być może”. Ten typ wypowiedzi jest charakterystyczny dla starościny „Bukietowej”, która zawsze komunikuje radnym, iż: „myśli”, „zastanawia się”, podczas gdy wszyscy pracownicy starostwa wiedzą, iż te przymioty były i będą - na wieki wieków - jej niedostępne. Ot, taki prezent – feler od Pana Boga. I co tak zaczynam podejrzewać, iż nasz Kochany Przewodniczący chwycił tego "bakcyla" od "Bukietowej", bo jak mówi stare przysłowie: "Na cudzych plecach lekko się niesie".
Przed kamerami telewizji „Master” wystąpiła również starościna. Słysząc od prowadzącego wywiad dziennikarza, iż Zarząd Powiatu w Głogowie liczy sobie trzech członków „Bukietowa” błysnęła taką oto myślą, że być może dlatego, iż powiat górowski jest mały, to jest tu więcej problemów. Dla przypomnienia: powiat głogowski liczy sobie 87.718 mieszkańców i ma prawo wyboru 21 radnych. Natomiast nasz powiat ma ok. 39 tys. mieszkańców i wybiera 15 radnych.
Ta odkrywcza uwaga „Bukietowej” – jakże głęboka! – zasługuje na to, by znał ją na pamięć każdy uczeń w naszym powiecie, pod warunkiem, że będzie zsiadał w oślej ławce. W tym momencie przypomina mi się Mark Twain: "Lepiej jest nie odzywać się wcale i wydać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości".
W jednym starościna ma rację – problemów mamy bez liku. Największym jest ona sama i Zarząd, który nawet gdyby bardzo chciał coś zrobić, to nie może, bo jest to ponad jego możliwości.
Zapyta więc ktoś: co Zarząd robi? Odpowiedź na to pytanie mnie również przerasta. Na pewno korzysta ze służbowych komórek. Z całą pewnością pobiera dietę w wysokości 1350 zł/miesiąc netto. Spotyka się raz na tydzień, ale z tych spotkań absolutnie nic nie wynika.
Utrzymanie dotychczasowej liczby członków Zarządu leży w interesie jego członków, bo nigdzie indziej za brak efektów im nikt nie zapłaci. Zmiana liczby członków Zarządu doprowadzić może do upadku koalicji. Bo jak rozstrzygnąć kto ma odpaść a kto zostać? W ich mniemaniu każdy z nich jest geniuszem (tyle, że jeszcze nie rozpoznanym) i swoje ustąpienie będą traktowali jako niesprawiedliwość zadaną nie tylko im, ale całej ludzkości bez mała, która bez ich światłych rad, wiedzy i talentów (wszystko to czysta imaginacja ich wybujałej ponad miarę ambicji) może zabrnąć na manowce.
Nie zapomnijmy też, że każdy z nich coś wniósł do samorządu – kartę kredytową, na którą co miesiąc przelewana jest dieta. W zamian otrzymaliśmy przelewanie z pustego w próżne.

piątek, 13 czerwca 2008

Radny padł?

W dniu dzsiejszym radna Rady Miejskiej - Lucyna Wilkiewicz - skierowała na ręce Przewodniczącego Rady Miejskiej pismo natępującej treści:
"Zawiadamiam Pana Przewodniczącego, iż radny Bronisław Barna jest niezgodnie z prawem radnym Rady Miejskiej w Górze. Bronisław Barna dzierżawi mienie komunalne, co powoduje, iż utracił on mandat radnego. Ustawa o samorządzie gminnym stanowi:
-art. 24f.
1. Radni nie mogą prowadzić działalności gospodarczej na własny rachunek lub wspólnie z innymi osobami z wykorzystaniem mienia komunalnego gminy, w której radny uzyskał mandat, a także zarządzać taką działalnością lub być przedstawicielem czy pełnomocnikiem w prowadzeniu takiej działalności.
1a. Jeżeli radny przed rozpoczęciem wykonywania mandatu prowadził działalność gospodarczą, o której mowa w ust. 1, jest obowiązany do zaprzestania prowadzenia tej działalności gospodarczej w ciągu 3 miesięcy od dnia złożenia ślubowania. Niewypełnienie obowiązku, o którym mowa w zdaniu pierwszym, stanowi podstawę do stwierdzenia wygaśnięcia mandatu radnego w trybie art. 190 ustawy, o której mowa w art. 24b ust. 6.
Pragnę równocześnie nadmienić, iż faktu tego radny Bronisław Barna nie wykazał w oświadczeniach majątkowych, co jak wiadomo Panu Przewodniczącemu, pociąga za sobą określone sankcje.
Wobec powyższego proszę o wyciągnięcie przewidzianych ustawą konsekwencji.
Do wiadomości:
1, Nadzór prawny wojewody
2. Komisarz wyborczy w Legnicy".

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Od wzniosłości do śmieszności

Tegoroczny tytuł „Zasłużony dla Ziemi Górowskiej” otrzymał dnia 6 czerwca 2008 roku Przewodniczący Rady Powiatu Władysław Stanisławski. Ten zaszczytny tytuł przyznawany jest od roku 1993. O jego przyznaniu decydują radni gminni. W tym roku w skład wysokiej komisji wchodzili:
1. Burmistrz Miasta i Gminy Góra – Irena Krzyszkiewicz.
2. Przewodniczący Rady Miejskiej – Adam Mazur.
3. Wiceprzewodniczący Rady Miejskiej – Andrzej Patronowski.
4. Przewodniczący Komisja Budżetu i Finansów – Zygmunt Iciek.
5. Przewodnicząca Komisja Gospodarki Komunalnej - Lucyna Wilkiewicz.
6. Przewodniczący Komisji Rolnictwa i Ochrony Środowiska - Jan Gaweł.
7. Przewodniczący komisji Prawa i Porządku Publicznego – Bronisław Papmel.
W myśl regulaminu, wg którego przyznaje się tytuł „Zasłużony dla Ziemi Górowskiej”, w skład komisji wchodzą wszyscy przewodniczący stałych komisji powołanych przez Radę Gminy. Podczas obrad nad kandydaturą Władysława Stanisławskiego zabrakło przewodniczących komisji:
1. Alicji Penar - Komisja Kultury, Oświaty i Spraw Socjalnych.
2. Bronisława Barny - Komisja Rewizyjna.
Wniosek o nadanie tego tytułu Władysławowi Stanisławskiemu złożył w imieniu Towarzystwa Przyjaciół Dzieci jego Przewodniczący Tomasz Górski (kontrkandydatów nie było). W uzasadnieniu Tomasz Górski powołał się na znakomite zarządzanie PSS „Społem” w Górze oraz przychylność dla inicjatyw społecznych oraz aktywne ich wspieranie przez kandydata. Członkowie komisji w tajnym glosowaniu postanowili, iż Władysław Stanisławski zasługuje na ten tytuł. „Za” było 6 członków tego szanownego gremium a 1 się wstrzymał.
W ten sposób prezes PSS „Społem” w Górze i jednocześnie Przewodniczący Rady Powiatu otrzymał ten tytuł. Władysław Stanisławski stał się po raz drugi bohaterem naszej współczesności (w roku 1997 za działalność gospodarczą otrzymał również ten tytuł).
Uważam, że wybór Władysława Stanisławskiego byłby trafny jakieś dwa lata temu. W chwili obecnej jest wysoce kontrowersyjny. Nikt nie odbiera Władysławowi Stanislawskiemu zasług. Jeżeli idzie o jego wrażliwość społeczną i zrozumienie dla potrzeb wielu organizacji, to nie ma dwóch zdań, że w pełni zasługuje on na tytuł człowieka wrażliwego i za tę wrażliwość płacącego z własnej – a nie firmowej - kieszeni. Co do znakomitego zarzadzania PSS „Społem” nic powiedzieć nie mogę, bo bilansu prowadzonej przez niego firmy nie widziałem.
Jako obserwator naszej powiatowej sceny politycznej ośmielam się jednak zauważyć, iż Władysław Stanisławski narobił nam szkód, których naprawienie wymagało będzie dziesięcioleci. To on jest ojcem tej nieszczęśliwej koalicji, która poprowadziła nas do niebywałej katastrofy. Idiotyczna koncepcja, iż „SamaBronka” jest równorzędnym partnerem, którego należy dopuścić do władzy, jest autorskim pomysłem Przewodniczącego. Nikt nigdy nie wyjaśni mi jak inteligentny człowiek nie odczuwał obrzydzenia stawiając na czele Starostwa Powiatowego osobę tak marnej intelektualnie konduity jaką – bez wątpienia – jest nieszczęsna Beata Pona. Jest też prawdą, iż ostatnio Przewodnicząc i Laureat w jednej osobie wyraźnie dystansuje się od poczynań bohaterki swojego politycznego romansu. Zauważa się, że siada w coraz dalszej odległości od starościny podczas oficjalnych spotkań. Popatrzmy też na wspólników koalicyjnych Przewodniczącego. To jest najbardziej przekonywujący argument świadczący o tym, iż Przewodniczący uległ pewnej degrengoladzie. Poniżej zdjęcie dłużnika naszego Szpitala, który w Radzie Powiatu jest zastępcą Przewodniczącego.
Dla przypomnienia: Edward Szendryk do dnia dzisiejszego nie uiścił swojej wierzytelności wobec naszego Szpitala w kwocie ponad 50 tys. zł. A jednak naszemu laureatowi to nie przeszkadza. Więcej! Przewodniczący Rady Powiatu i Dostojny Laureat robi wszystko, by tenże jegomość dalej zasiadał w Radzie Powiatu, chociaż wie, iż zasiada on tam, nieprawnie. Te wszystkie wybiegi i wystawianie osób naiwnych, by te nadstawiały dupy za Przewodniczącego niebawem się skończą.
Kolejna fotografia. Wicestarosta Tadeusz „Urodzony Dyrektor” Birecki w towarzystwie Przewodniczącego. Śliczny obrazek, nieprawdaż? Towarzystwie na co on komu?! Pan, Pani, nie wyobrażają sobie starostwa bez członków Klubu Właścicieli PRL? Czy naprawdę człowiek, któremu ostatnio radny Marek Hołtra, powiedział publicznie w twarz, iż stał on za nieprawną decyzją o wydaniu zezwolenia na budowę wysypiska dla procesującego się ze Starostwem (Starostwem, a więc z nami!) „Chemeko – System” jest odpowiednią osobą na tym stanowisku?!
Przewodniczący jednak na to nie zważa. On realizuje wizję, w której to nie nasze dobro jest najważniejsze, ale przetrwanie jego wizji. Kosztownej dla nas wszystkich mrzonki, która w efekcie nas zniszczy.
Władysław Stanisławski rozmienił swoją nieprzeciętność na drobne. Roztrwonił społeczne zaufanie (w tym moje), by zaspokoić żądania tych wszystkich, którzy dawno powinni znaleźć się na śmietniku historii. Za Sztuki zrobił sztukę a z komedii tanią tragifarsę. Rada Powiatu stała się targowiskiem próżności. To tam np. taki Edward Szendryk (zastępca Władysława Stanisławskiego) potrafi bez zmrużenia oka bajać, iż nic mu tak na sercu nie leży, jak dobro Szpitala. A Przewodniczącemu nawet brew nie drgnie, bo każdy wie, że od tego jednego głosu (załganego!) zależy los tej durnej koalicji.
Obrazek trzeci. Twarz inteligentna i szczera – na pierwszy rzut oka. Wiceprzewodniczący Marek Biernacki zrobił – jak na warunki górowskie – oszałamiająca karierę. Tyle tylko, iż nie zauważył, że swoją szczerą twarzą firmuje - pozującą na uczciwą - niby „twarz” Edwarda Szendryka. Jeszcze młody a już politycznie zdemoralizowany. Już stracił kompas moralny, już dostosował się do wymogów chwili. Bo nikt mi nie wmówi, że Marek Biernacki jest taki sam jak Jan Sowa, Tadeusz Birecki, Beata Pona. To inne pokolenie, ale najwyraźniej już stracone, bo wmanewrowane w realizację celów, które z naszym wspólnym dobrem nie ma nic wspólnego. To dobro pewnej kliki, która stawia znak równości pomiędzy swoim interesem a naszym. Szczerzy przy tym zęby i udaję, że się o nas troszczy. Robią z nas wariatów. To samo można powiedzieć o radnym powiatowym Pawle Niedźwiedziu (gmina Wąsosz). Czy on i Marek Biernacki musza być niewolnikami koterii, których jedynym celem jest trwanie wbrew naturze? Wbrew zdrowemu rozsądkowi i ze szkodą dla wspólnoty samorządowej, czyli nas wszystkich? Czemu krzywdzicie nas i siebie? Zapomnieliście o wierszu, którego uczyliście się w szkole:
„Nie jesteś jednak tak bezwolny,
A choćbyś był jak kamień polny,
Lawina bieg od tego zmienia,
Po jakich toczy się kamieniach.
I, jak zwykł mawiać już ktoś inny,
Możesz, więc wpłyń na bieg lawiny.
Łagodź jej dzikość, okrucieństwo,
Do tego też potrzebne jest męstwo”.

niedziela, 8 czerwca 2008

O docieraniu wójta

Często narzekamy, że w starciu z administracją samorządową zwykły człowiek jest bezradny. Pokutuje przekonanie, iż urzędnicy mogą sobie robić wszystko co im się podoba a petenci stoją na z góry straconej pozycji. Często więc wielu z nas godzi się potulnie na przewlekanie spraw, długie oczekiwanie na ich załatwienie i traktuje to jako normalność. Wynika to z nieznajomości prawa administracyjnego i braku wiary w możliwość wyegzekwowania tego, co nam się należy. A należy się - każdemu z nas – postępowanie w naszych sprawach zgodne z zapisami KPA. Jednak nie każdy opuszcza bezradnie ręce i godzi się na sobiepaństwo jaśnie wielmożnych urzędników, którzy – czym wyżej zasiadają – tym bardziej nie pamiętają, iż są po to, by nam służyć.
Przeciwko postawie olewającej petenta wystąpił jeden z mieszkańców miejscowości Naratów w gminie Niechlów. Starł się on z nie byle kim, bo z samym wójtem gminy – Janem Głuszkiem. Sprawa pokrótce wyglądała następująco. Pan – nazwijmy go umownie – X ma w miejscowości Naratów posesję. W pobliżu tej posesji znajdował się stawek. Stawek ów został zasypany przez dwóch innym właścicieli, którym był on niepotrzebny. Okazało się jednak, iż ów niewielki zbiorniczek wody spełniał ważną rolę. Jego unicestwienie spowodowało bowiem, iż każdy większy opad deszczu powodował podtopienie posesji pana X. Pan X nie należy do miłośników błotka na podwórku, toteż wszczął odpowiednie kroki, by stawek ów został odbudowany. Swojego żądania nie opierał na swoim „widzimisię”, lecz na przepisach prawa wodnego, które jasno potwierdzały racje pana X. A jak powszechnie wiadomo żadna władza nie lubi, by petent czegokolwiek od niej wymagał. Dopuszczalna jest sytuacja odwrotna: administracja się domaga. Rozpoczęła się wymiana pism. Najpierw korespondencja odbywała się pomiędzy Urzędem Gminy a panem X. Teczka z pismami puchła w oczach, ale pozytywnego załatwienia sprawy pan X nie mógł się doczekać. Urząd stawiał opór. W końcu wydał decyzję negatywną dla pana X, który jednak się tym faktem nie przejął. Wraz ze swoim pełnomocnikiem Markiem Zagrobelnym - absolwentem prawa administracyjnego - rozpoczął zmagania w obronie swoich racji, bo jako rola wodnika na własnej posesji mu nie leżała. Wiedzieli oni, iż od każdej decyzji administracji przysługuje mu odwołanie. Skorzystali z tego świętego prawa i odwołali się do Samorządowgo Kolegium Odwoławczego w Legnicy, które niekorzystną dla pana X decyzję uchylił w całości i nakazał Urzędowi Gminy rozpatrzyć ją raz jeszcze. Decyzja Kolegium w swoim uzasadnieniu była miażdżąca dla kompetencji gminnych urzędników, którzy ją wydawali. Kolegium wytknęło m.in.: „Organ I instancji (gmina) nie przesłuchał wskazanych świadków, nie dokonał istotnych sprawie ustaleń, nie zgromadził żadnych dowodów”. Innymi słowy organ zachował się jak na organ przystało, bo taka jest funkcja organu. Tyle, że w przypadku tego organu jest to funkcja naturalna, natomiast w przypadku organu administracyjnego, to już proszę Państwa nie uchodzi, nie uchodzi!
No i płazem nie uszło. Wójt gminy Niechlów od kolegium Odwoławczego dostał termin na załatwienie sprawy pana X. Termin ten zgodny z wymogami prawa administracyjnego wynosił 30 dni. Wójt niby wszczął postępowanie administracyjne a kiedy pan X domagał się rozpatrzenia swojej sprawy w wyznaczonym przez kolegium terminie jeden z urzędników stwierdził: „wójt ma czas na załatwienie sprawy do 15 grudnia”. W rzeczywistości wójt miał czas do 15 października. Pan X wobec tej jawnej kpiny nie zdzierżył. Wystosował odpowiednie pismo do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu, którego treścią była: „skarga na bezczynność organu administracyjnego”. W swojej skardze stwierdził on, iż wójt przedłużył samowolnie i niezgodnie z KPA termin załatwienia sprawy i w związku z powyższym wnosi o ukaranie wójta. Zgodnie z przepisami wójt miał obowiązek tę skargę wysłać do Wojewódzkiego Sądu administracyjnego. Stało się jednak tak, iż skargi nie przekazano, co było psim obowiązkiem wójta i jego administracji.
Wojewódzki Sąd Administracyjny wydał w tej sprawie postanowienie (25 kwietnia 2008 r.), w którym stwierdził, iż wniosek pana X jest zasadny. Tłumaczenie wójta: „że w tym czasie postępowanie administracyjne, którego dotyczyła skarga, było w fazie końcowej. W związku z tym organ wstrzymał się z przekazaniem skargi do czasu zakończenia postępowania”. Wójt starał się również wystąpić w roli dobrodzieja, który chciał, by: „Sąd rozpoznający sprawę miał pełny obraz postępowania, którego dotyczyła skarga i mógł na tej podstawie podjąć właściwą decyzję”.
Sąd nie docenił szlachetności wójta. Wytknął mu, iż przekroczył nieprzekraczalny w żadnej sytuacji termin 30 dni (skarga pana X dotarła do WSA dopiero po prawie 2 miesiącach). W związku z powyższym WSA postanowił, że nie odmówi wnioskowi pana X i ukarze wójta gminy Niechlów. I ukarało. Zgodnie z przepisami nałożyło na wójta karę grzywny w wysokości 2000 zł (słownie: dwa tysiące) nie dopatrując się w postępowaniu wójta Jana Głuszki żadnych okoliczności łagodzących i nie podzielając jego punktu widzenia.
Grzywna owa (od której wójt się odwołał) ma wymiar wychowawczy. Z całą pewnością i wójt i wszyscy jego urzędnicy zapamiętają sobie, iż termin 30 dniowy jest święty i pod żadnym pozorem nie może być przekroczony. Dwa: wójt i administracja przekonali się na własnej skórze, że można z nimi wygrać, chociaż droga jest długa i ciernista. I najważniejsze. Wójt z własnej kieszeni będzie musiał uiścić grzywnę, co powinno go skłonić do zapoznania się z kodeksem Postępowania Administracyjnego, by uniknąć tak głupich wpadek.
Ktoś kiedyś stwierdził, iż erozja systemu komunistycznego w Polsce zaczęła się od uchwalenia Kodeksu Postępowania Administracyjnego, który stał się dla ówczesnych obywateli pewnym orężem walce z wszechwładną wówczas administracją. Komunizm przeminął, ale jak widać biurokracja ma pewne nawyki, które występują w każdym ustroju. Przykład pana X świadczy o tym, że „nie taki diabeł straszny, jak go malują”.

Diagnoza(?)

Trwa zawierucha wokół naszego Szpitala. Ostatnie dni dobitnie pokazały, iż sprawująca od 19 miesięcy władzę koalicja zmarnowała ten czas. Zmarnowała nie tylko czas – zmarnowała i skopała wszystko, czyli szansę na jakikolwiek rozwój powiatu na okres najbliższych 5 lat. Poziom zadłużenia powiatu niebezpiecznie zbliżył się do 15% jego rocznych przychodów. Przekroczenie tego progu zakazane jest ustawą. Pieniędzy nie ma na nic.
Sytuacja Szpitala jest w tej chwili następująca:
- zadłużenie wynosi ok. 42.5 mln. i przyrasta miesięcznie o ok. 11%,
- komornik żąda pieniędzy na spłacenie wierzycieli w kwocie ok. 3 mln zł.,
- nie ma pieniędzy na wypłaty dla pracowników Szpitala, którzy 5 lipca mogą pozostać bez środków do życia,
- od miesiąca listopada 2007 roku Szpital zaprzestał płacenia składek ZUS – owi i Urzędowi Skarbowemu.
Tyle fakty. Od 2 maja rządząca koalicja rozpoczęła manewr, którego celem jest zwalenie winy za sytuację Szpitala na innych. Na kogo? Na samorządy gminne ze szczególnym uwzględnieniem gminy Wąsosz i Góra.
W ostatni poniedziałek odbyło się spotkanie, podczas którego zdeterminowany Przewodniczący Rady Powiatu Władysław Stanisławski stwierdził, iż burmistrz Wąsosza w 2007 roku obiecał przekazać na Szpital 7 mln. zł. W kolejnym zdaniu stwierdził, iż gdyby burmistrz gminy Góra również miał dać 10 – 12 mln. Nad tym ostatnim stwierdzeniem nie sposób przejść do porządku dziennego. Dla nikogo nie jest tajemnicą, iż poprzedniego burmistrza z Przewodniczącym tylko do pewnego czasu łączyły więzy sympatii. Rzec można, iż od ok. 2003 roku obu panów nie łączy już nic z wyjątkiem obustronnej awersji. Trudno więc przypuszczać, aby były burmistrz - Tadeusz Wrotkowski – cokolwiek obiecał Przewodniczącemu. Jako aktywny obserwator ostatnich wyborów na burmistrza muszę – by być w zgodzie z prawdą – powiedzieć, iż kandydująca na burmistrza Irena Krzyszkiewicz nigdy takiej obietnicy podczas minionej kampanii wyborczej nie uczyniła. Stwierdzam to z całą odpowiedzialnością, gdyż towarzyszyłem Irenie Krzyszkiewicz – jako oponent! – podczas większości jej spotkań przedwyborczych.
W ostatnim tygodniu wytworzyła się natomiast sytuacja zgoła idiotyczna. Przewodniczący i starościna podczas spotkań z pielęgniarkami (w poniedziałek i czwartek) zachęcali je do wywarcia wpływu na tych dwóch burmistrzów, by „użyczyli wsparcia” dla nowego kredytu na rzecz Szpitala w wysokości ok. 4 mln. Posługiwano się przy tym argumentem, iż kandydaci na: „wójtów, burmistrzów, radnych” przed wyborami obiecywali pomoc dla Szpitala.
Autorzy tych żądań zapominają jednak o jednym „drobiazgu”. Chcą rozliczać innych z przedwyborczych obietnic – sami pozostając bezkarnymi. Czy rządząca koalicja obiecała nam zadłużenie naszego powiatu (bo powiat jest nasz, a nie tych popaprańców!) zadłużenie go do niebotycznych rozmiarów?! Czy dochodząc do władzy obiecywali nam, że dyrektorzy wydziałów będą mianowani niezgodnie z prawem?! A może obiecywali, iż będą brali pieniądze za ewidentne nieróbstwo i chroniczny brak pomysłów?! Czy Przewodniczący Władysław Stanisławski mówił kiedykolwiek, że po wyborach ośmieszy nas wszystkich, bo namaści członkinię „SamejBronki” (najdurniejszej „partii” w ostatnich 10 latach) na starościnę naszego powiatu, czyniąc z nas pośmiewisko w ościennych powiatach?!
A teraz proszę! Spieprzyło się wszystko, co było do spieprzenia i szuka się pilnie kandydatów na ofiarę. Pierwszy kandydat na ofiarny stos zjawił się w Starostwie w piątek – w samo południe. Burmistrz Zbigniew Stuczyk spotkał się z pielęgniarkami i obiecał pomoc w wysokości 2,5 mln. złotych. Postawił jednak pewien drobny – z pozoru warunek – iż gmina Góra również udzieli wsparcia. Dla jasności – wsparcie, to inaczej podżyrowanie kredytu. Podbudowane obietnicą burmistrza Stuczyka pielęgniarki tegoż samego dnia o godzinie 14 spotkały się z burmistrz Góry. Każdy kto cokolwiek interesuje się górowskim samorządem wie, iż gmina Góra nie ma pieniędzy. Każdy kto chociaż trochę zna Irenę Krzyszkiewicz wie, iż kobieta ta twardo stąpa po ziemi. Gmina pod jej kierownictwem ma kilka ważnych projektów do zrealizowania. Nie wiem np. czy Państwo wiedzą, iż kotłownia na ulicy Błotnej musi być wybudowana praktycznie od podstaw, bo inaczej kilka tysięcy górowian pozostanie od 2010 roku beż ciepełka. Koszt przedsięwzięcia – 5,8 mln zł. Dołożyć też trzeba do rewitalizacji, budowy skateparku, boiska wielofunkcyjnego, inwestycji komunalnych. A kołderka krótka!
Powróćmy do tzw. „wsparcia”. Ten eufemizm używany jest chętnie zarówno przez Przewodniczącego jak i starościnę. Tyle tylko, że w przypadku braku możliwości spłat rat za nowy kredyt przez Starostwo Powiatowe – a to jest tak realne, jak literki, które Państwo widzą przed sobą – spłacać będą wspierający.
Podczas spotkania z burmistrz Ireną Krzyszkiewicz doszło do sytuacji mało dyplomatycznych. W zgodzie z rachunkiem ekonomicznym i rozsądkiem oraz właściwie pojętym interesem gminy odmówiła ona poparcia tej idei. Oskarżono ją wówczas, że będzie odpowiedzialna za ludzi umierających na ulicach, którzy pozbawieni zostaną opieki medycznej, bo Szpital upadnie. Resztę tzw. „argumentacji” pomińmy litościwym milczeniem.
Czy żal mi naszej burmistrz? I tak i nie. Tak oto „odwdzięczyła” się jej starościna, która korzysta z jej poparcia w Radzie Powiatu. Gdyby nie to poparcie nie byłoby piątkowej draki. I dla jasności sytuacji. Nie potępiajmy pielęgniarek. Przewodniczący Rady Powiatu i starościna potraktowali je instrumentalnie, bo tego wymagał ich własny interes. Mimo własnej woli – a nawet wbrew niej – dały się one użyć jako narzędzia wytrawnemu graczowi politycznemu, jakim jest Przewodniczący.
Co z tego wyniknie? Czas pokaże. Pewne jest natomiast jedno: koalicja jest przy ścianie i chwyta się brzydkich sposobów, by korytkom nie powiedzieć „pa – pa”. A rada dla „kozłów ofiarnych” jest taka:
"Żmija
Chętnie się w nogę wpija
Wtedy trzeba natychmiast wypić dużo dużo wódki
Żeby udaremnić skutki.
W ogóle wypić dużo wódki nie jest źle,
Czy ugryzła, czy nie
".
To nie ja, to Hemar.

sobota, 7 czerwca 2008

Idą zmiany!

Podczas ostatniej sesji Rady Powiatu, która odbyła się 28 maja 2008 roku, powołana została Komisja Statutowa. Obowiązujący statut naszego powiatu został przyjęty w roku 1999, a więc 10 lat temu, i pomimo licznych modyfikacji, nie przystawał do obecnych czasów. Skrojony był na 21 radnych, których liczba skurczyła się obecnie do 15. Rada Powiatu ma np. 5 komisji, 5 członków Zarządu, Przewodniczącego Rady oraz dwóch wiceprzewodniczących. Ilość komisji oraz przewodniczących tychże komisji, wiceprzewodniczących Rady i członków Zarządu powodowała, iż trudno było je obsadzić, tak by np. nie łamać ustawowego zakazu przewodniczenia dwóm komisjom.
W tej sytuacji postanowiono przystosować nasz Statut do realiów. Komisja Statutowa została powołana w następującej obsadzie:
1. Paweł Niedźwiedź
2. Marek Biernacki
3. Marek Hołtra
4. Grażyna Zygan – Zeid
5. Jan Bondzior
6. Tadeusz Podwiński
.
Komisja ze swojego składy wybrała na Przewodniczącego radnego Marka Hołtrę. Komisja okazała się niezwykle aktywna. Od sesji odbyły się dwa posiedzenia, a trzecie zapowiedziane jest na najbliższy piątek (13.06.). Podczas ostatniego posiedzenia członkowie komisji zaproponowali następujące zmiany w Statucie Powiatu:
1. Zmniejszenie liczby członków Zarządu z 5 do 3.
2. Zmniejszenie liczby wiceprzewodniczących Rady Powiatu z 2 do 1.
3. Zmniejszenie liczby komisji – poprzez ich połączenie – z 6 do 4.
4. Dokonano również poprawek do zapisów dotyczących dostępu członków wspólnoty samorządowej, czyli Pani, Pana , do dokumentów. I tak – jeżeli Rada Powiatu poprawki przyjmie – będziecie Państwo mogli zażądać (nigdy nie proście, bo Wam się to należy!):
- nagranie dźwiękowego z obrad: sesji Rady Powiatu, komisji Rady Powiatu, Zarządu Powiatu;
- wszystko to ma być umieszczane w Biuletynie Informacji Publicznej i dostępne niezwłocznie – tak powiada ustawa – i za darmo;
- w dalszym ciągu można pobierać bezpłatnie protokoły z posiedzeń Zarządu Powiatu, stenogramy z obrad Rady Powiatu, stenogramy z obrad komisji Rady Powiatu, uchwały Zarządu;
Pierwsze trzy propozycje zgłosił radny niezależny Tadeusz Podwiński. Wszystkie – z wyjątkiem jednej - propozycje przeszły stosunkiem głosów 6 do 0. W sprawie ograniczenia ilości wiceprzewodniczących wstrzymał się od głosu wiceprzewodniczący Rady Powiatu – Marek Biernacki. Ciekawe dlaczego?
W tym miejscu przypominam, iż w myśl ustawy o dostępie do informacji publicznej każdy dokument wytworzony przez te administrację samorządową jest jawny i jakiekolwiek odmowy wydania go narażają każdego idiotę stawiającego opór w tej sprawie na konsekwencje prawne. Państwo nie maja przy tym obowiązku odpowiadania na pytania typu: „A po co to Panu?” W swojej nieskończonej łaskawości, na tak postawione pytanie, mogą Państwo odpowiedzieć tonem łagodnym i pieszczotliwym: „Paszoł won kretynie!”.
Tak więc już wkrótce poznają Szanowni Czytelnicy brzmienie głosu naszych kochanych radnych powiatowych. Proszę przy tym osoby o wrażliwym sercu, nadciśnieniu, skłonnościach do uniesień emocjonalnych o stosowne oświadczenia, których pierwsze zdanie winno rozpoczynać się tak: „Świadom ryzyka ponoszonego na skutek lekkomyślnie podjętej decyzji o wysłuchaniu przebiegu obrad komisji, sesji, Zarządu Powiatu (właściwe podkreślić) oświadczam, iż za poniesiony uszczerbek na zdrowiu, nagłe zejście z tego świata (to podkreśla rodzina bądź krewni) winię samego siebie oraz tę chwilę słabości, podczas której zagłosowałem na radnego - idiotę ....................................... (nazwisko radnego wstawia rodzina bądź naoczny świadek zejścia – podanie danych obowiązkowe!).

środa, 4 czerwca 2008

"Parkowa" - reaktywacja

Od bardzo dawna nasze miasto cierpi na ogromny niedostatek lokali - nazwijmy je umownie – rozrywkowymi, które byłyby na odpowiednim poziomie. Prawdą jest, że branża gastronomiczna jest u nas na swój sposób specyficznie rozwinięta, ale gdy stawiamy sobie pytanie: „gdzie pójść?” – zaczynają się problemy. Istniejące lokale są – w dużej części – obarczone wysokim ryzykiem dostanie w nich w przysłowiowego „ryja”, bądź też nie odpowiada nam serwowana tam muzyka typu: „łup – cup, łup – cup”.
W branży tej od dawna istniała duża, i dotąd tylko w niewielkim stopniu wypełniona w Górze, nisza rynkowa. Sztandarowym lokalem, gdzie śmiało i bez obaw można się udać jest „Pałacyk”. Spełnia on ponadto funkcje hotelowe. I to – jak dotąd – jedyne miejsce, które jest na miarę obecnych czasów i wymagań.
Sytuacja ta jednak już wkrótce ulegnie znacznej poprawie. Dla nikogo nie jest tajemnicą, iż w budynku dawnej „Parkowej” (łza mi się w oku kręci na samo wspomnienie) trwa remont. Właściciel „Harpolu” dojrzał wspomnianą wcześniej lukę rynkową i postanowił zmienić profil swojej działalności. Wybór gastronomii nie wydaje się przypadkowy. Dawna „Parkowa” położona jest w miejscu naprawdę ładnym. Dla każdego, kto tamtędy spaceruje, nie ulega wątpliwości, iż jest to jedno z najbardziej urokliwych miejsc naszego miasta. Budynek położony jest tak, iż z wszystkich stron otacza go ściana zieleni. Walorem tego miejsca jest również cisza, jaka panuje w okolicy. Jednocześnie w 5 minut możemy stamtąd dotrzeć do centrum miasta.W zamyśle właściciela „Parkowej” – Ryszarda Hołowni - miejsce to ma się stać nowoczesnym kompleksem gastronomiczno – hotelowym. Rzecz pomyślana jest z dużym rozmachem i znajomością potrzeb klientów.Nie od dzisiaj wiadomo, iż na terenie naszego miasta jest brak sal, w których można zorganizować wesele, bankiet, przyjęcie czy też będące w modzie „kinder – bale”. Doszło do tego, iż ludzie szukają takich lokali w okolicznych miejscowościach, co komplikuje i podraża zorganizowanie np. wesela. W „Parkowej” znajdowała się będzie duża sala bankietowa, która przeznaczona będzie właśnie na tego typu imprezy. Ryszard Hołownia zaplanował również dwie mniejsze sale, w których można będzie zorganizować imprezę na mniejszą liczbę osób. Wystrój i aranżacja wnętrz tych sal stworzy miłą i niepowtarzalną atmosferę zadawalając nawet najbardziej wybrednych gości.
„Parkowa” położona jest przy ulubionej przez górowian trasie spacerów. Park znajdujący się naprzeciw lokalu jest miejscem, do którego bardzo chętnie przychodzą rodzice ze swoimi pociechami. Pomysł, by naprzeciw stworzyć letnią – utrzymaną w stylu rustykalnym – kawiarenkę, gdzie można będzie zjeść lody, napić się coca – coli (nie tylko na szczęście) jest strzałem w przysłowiową „dziesiątkę”. Właściciel szykuje tam również inne niespodzianki, których adresatem są głównie dzieci, ale na to będzie trzeba trochę poczekać. Przypuszczam jedna – mając odpowiednią wiedzę, której Państwo są jeszcze pozbawieni a ja jej nie mogę ujawnić – iż kawiarenka ta będzie wielkim hitem.
Uporządkowaniu i zagospodarowaniu ulegnie również znajdujący się wokół „Parkowej” teren. Ozdobne krzewy, drzewa, kwiaty i trawnik zmienią i podniosą estetykę tego miejsca. Rzecz jasna wymagało to będzie czasu, ale założenia są fantastyczne. Wszystko wskazuje na to, iż powstanie starannie zaplanowany mini - park, który będzie wielkim atutem tego miejsca.
W „Parkowej” będzie znajdowało się również 15 pokoi dla gości, w których jednocześnie będzie mogło spędzić noc ok. 40 osób. Ryszard Hołownia – i tu się mu narażę zdradzając tajemnicę – chce oprócz noclegu – zaoferować gościom również inne atrakcje. Planowane są ogniska, nauka jazdy konnej oraz .... . Więcej nie powiem, bo może mnie rozjechać na ulicy samochodem, a żyć się chce! Dla zmotoryzowanych szykowany jest parking. Nikt nie będzie musiał martwić się o los pozostawionego pojazdu, gdyż parking – jak i cały teren - będzie monitorowany.Reaktywacja „Parkowej” w opisanym przeze mnie kształcie wydaje się być dobrym pomysłem. Miasto wzbogaci się o bazę noclegową., która jest u nas bardzo uboga. Zmiany przeprowadzone dookoła „Parkowej” poprawią estetykę tego miejsca i dzięki temu stanie się ono bardzo atrakcyjne. Mieszkańcy będą mieli większą możliwość wyboru, co jak wiadomo przyczynia się do poprawy jakości świadczonych usług. Tak więc z dużą ciekawością udam się pod koniec lipca do „Parkowej” na coca – colę, do popicia oczywiście.

Tradycja i nowoczesność

W niedzielę 1 czerwca mieliśmy w naszym mieście wydarzenie kulturalne z prawdziwego zdarzenia. W kościele św. Katarzyny o godzinie 19 wszyscy chętni mogli wysłuchać oratorium zatytułowanego „On Zmartwychwstał Królem Jest”. Oratorium jest formą muzyczną, wokalno-instrumentalną, zbliżoną do opery, lecz bez akcji scenicznej; wykonywane na estradzie koncertowej lub w kościele. W oratorium biorą udział: śpiewacy - soliści, chór i orkiestra. Epickie fragmenty recytuje narrator. Niemal wszystkie składają się z trzech części podzielonych na wzór opery na akty i sceny.
Kompozytorem tego oratorium był Jerzy Pawluk.
On również dyrygował chórem i muzykami. Osoba ta znana jest z telewizyjnego programu „Szansa na sukces”, którego był laureatem. Autor pochodzi z Wałcza i na co dzień jest animatorem kultury na terenie tego miasta, nauczycielem muzyki w szkole i organistą w parafii Bożego Miłosierdzia w Wałczu. Jest szeroko znany w kręgach muzycznych, gdyż występował z tak znanymi artystami jak „Big Day”, „Kasa”, Norbi, Andrzej Rybiński, Stachursky, „Stare Dobre Małżeństwo”.
W kościele św. Katarzyny zebrani słuchacze mieli okazję wysłuchać klasycznego oratorium, jeżeli chodzi o budowę, ale w bardzo nowoczesnym brzmieniu instrumentów. Syntetyzatory, gitary elektryczne, perkusja, elektroniczne organy, towarzyszyły tekstom wykonywanych utworów, których autorami byli Franciszek Karpiński i ks. Jan Twardowski.Publiczność, która raczej dopisała, z dużym zaciekawieniem wsłuchiwała się w tekst i brzmienie utworu. Była to rzecz na naszym terenie nowa, gdyż wierni nie są przyzwyczajeni do muzyki religijnej podanej w takim brzmieniu. Początkowe rzadkie i ciche oklaski wraz z biegiem utworu stawały się coraz bardziej rzęsiste. Po finale zerwała się trwająca długą chwilę burza oklasków. Artyści nagrodzeni zostali owacją na stojąco i nie mieli innego wyboru niż wykonanie bisu.Oratorium spodobało się słuchaczom, którzy po wyjściu z kościoła absolutnie tego nie ukrywali. Mieliśmy okazję wysłuchać dobrej muzyki na żywo – o co w naszym mieście trudno, bo zazwyczaj występujące u nas gościnnie zespoły muzycznie prezentują muzykę stanowiącą połączenie dżemu, musztardy i soku z cytryny. Należy podziękować władzom powiatu i gminy za zaproszenie artystów oraz naszym duchownym za akceptację tego pomysłu. Byłoby jednak pięknie, gdyby tego typu wydarzenia mogły się powtarzać regularnie, np. raz w miesiącu. Nadałoby to życiu kulturalnemu – jakże ubogiemu! – w naszym mieście zupełnie nowy wymiar. (x)

niedziela, 1 czerwca 2008

Tzw. "analiza"

Podczas ostatniej sesji Rady Powiatu radni otrzymali dokument o nazwie: „Analiza sytuacji ekonomiczno – organizacyjnej SP ZOZ w Górze, kierunki działania i szanse na zbilansowanie przychodów z kosztami placówki oraz spłaty zobowiązań”. Wspomniałem już wcześniej o tym dokumencie, który miał przedstawiać aktualną sytuację naszego Szpitala. Okazało się jednak, iż analiza ta odnosi się do roku 2007. Jest to więc czas przeszły dokonany. Radni natomiast chcieli dowiedzieć się jak wygląda obecna sytuacja Szpitala i oczekiwali na analizę I kwartału 2008 roku. Któż sporządził tę analizę? Według słów starościny autorem tego opracowania jest jakaś firma, która związana jest ze Związkiem Powiatów Polskich i ma – wg starościny – duże3 doświadczenie w wykonywaniu tego typu opracowań. Rzecz jasna nie zrobiła go ona za darmo. Analiza i program restrukturyzacji naszego Szpitala będą nas kosztowały ok. 12 tysięcy zł.
Pomijając drobny fakt kompletnej nieprzydatności opracowania, które niczego nowego ani odkrywczego do naszej wiedzy o Szpitalu nie wnosi, należy zakwestionować niektóre ustalenia autorów owego opracowania.
I tak:
1. Autorzy opracowania szacują liczbę potencjalnych pacjentów naszego Szpitala na 40 tysięcy osób. Według Narodowego Funduszu Zdrowia we Wrocławiu potencjalnych - aktywnych - pacjentów jest 34.856 i to na podstawie tej liczby ustalana jest wysokość kontraktu, który otrzymuje Szpital. Istnieje tzw. stawka kapitacyjna, która przysługuje na 1 aktywnego pacjenta. W chwili obecnej wynosi ona 94 gr/osobę. Szpital otrzymuje ją na Podstawową Opiekę Zdrowotną i Dział Pomocy Doraźnej (pogotowie). Fundusz wysokość k0ontraktu ustala w przeliczeniu na 10 tysięcy mieszkańców. Ilość łózek szpitalnych nie ma żadnego znaczenia. Z aktywnymi pacjentami ongiś były niezłe jaja. Kilka lat temu okazało się, że wielki patriota lokalny Edward Szendryk zapisał swoich pacjentów z terenu powiatu górowskiego do Szpitala w Lesznie i to tam pobierano za nich kasę. Dopiero ówczesna dyrekcja Szpitala - W. Grzebieluch i M. Hołtra - odbili naszych ludzi z tamtej placówki. A mało ich nie było - ok. 1500.
Najwyraźniej autorzy pozostają pod wpływem słynnej powieści Gogola „Martwe dusze” i stąd zawyżona liczba. Co jednak dopuszczalne jest w powieściach nie może być przenoszone do analizy, jeżeli ma ona uchodzić za rzetelną.
2. W analizie wytknięto, iż poziom zatrudnia jest zbyt wysoki w stosunku do liczby łóżek w naszym Szpitalu. Szpital nasz posiada 145 łóżek i zatrudniał 235 osób (z tego 40 osób na kontraktach – głównie lekarzy) w roku 2007. Autorzy opracowania twierdzą, iż w naszym Szpitalu „wskaźnik zatrudnienia (na umowę o pracę) na 1 łóżko szpitalne wynosi 1,35, jednak przy odniesieniu do rzeczywistego wskaźnika wykorzystania łóżek (0,45) wzrasta on do wartości pomiędzy 2,5 do 3,0, gdzie pożądany wskaźnik zatrudnienia winien wynosić 1,1 przy optymalnym wykorzystaniu łóżek na poziomie 0,8”. Te liczby mogą przerażać i sugerować, iż w Szpitalu jest ogromny przerost zatrudnienia. Tak jednak nie jest. W analizie doliczono lekką ręką do pracowników obsługujących w Szpitalu pacjentów Dział Pomocy Doraźnej, czyli po ludzku pogotowie. Pracują tam 42 osoby i to poprzez ich wliczenie do personelu Szpitala dostaliśmy takie straszne – i zarazem fałszywe – wskaźniki. Najwyraźniej osoby opracowujące tę analizę mają dość mętne pojęcie o niuansach w działalności Szpitala. Dla przykładu: oddział wewnętrzny ma 41 łóżek. Pracuje tam razem 20 osób, czyli na 1 łóżko przypada niecałe 0,5 pracownika. Oddział chirurgiczny ma 38 łóżek i 21 pracowników. Wskaźnik – poniżej 0,6. Na oddziale dziecięcym, który ma tylko 20 łóżek pracuje 18 osób i wskaźnik wynosi tu 0,8.
3. Historyczność tego dokumentu wyziera również z zestawienia płac za rok 2007. Nie chcę tu Państwa epatować cyframi, bo wielu może się rozczarować. Lekarze zatrudnieni na podstawie umowy o pracę zarabiali średnio 7857, 62 zł brutto. Salowe – 1418,75 zł, sanitariusze – ratownicy – 2418,44 zł., a pielęgniarki i położne – 1491,64 zł. I pamiętać proszę, ze to brutto. Istnieje jednak spora grupa pracowników Szpitala, którzy pracowali w 2007 roku (i pracują do dzisiaj) na tzw. kontraktach. Dotyczy to przede wszystkim lekarzy. W roku 2007 lekarze na kontraktach pobierali wynagrodzenie w wysokości 3121,79 zł (brutto). Ma to znaczenie jedynie statystyczne na chwilę obecną. Każdy wie, że roku 2008 kontrakty te poszybowały w górę. Nie jest to winą dyrekcji SP ZOZ, ale problemem ze znalezieniem kadry medycznej. W naszej nieciekawej sytuacji, to potrzebny nam lekarz stawia warunki a my możemy je przyjąć lub nie. Nasz Szpital musi przyjmować warunki nawet bardzo wygórowane, gdyż od pozyskania lekarza zależy być albo nie być placówki. Ponieważ jednak rzekoma analiza ukazuje rok 2007 nie mogę przytoczyć najświeższych danych.
4. Tzw. analiza zapowiada do końca czerwca sporządzenie programu naprawczego dla naszego Szpitala. We wnioskach końcowych napisano tak: „SP ZOZ w Górze to placówka, która poprzez nieudolność i zaniedbanie poprzednich władz utraciła już dawno płynność finansowa”. Odkryciem to stwierdzenie nie jest. To wiedzą wszyscy za wyjątkiem starościny. Ta bowiem z uporem godnym członka „SamejBronki” lansuje tezę, iż największym winowajcą jest Marek Hołtra. O tym zresztą już pisałem. Więc mieli starościna jęzorkiem te swoje banialuki – chyba bez zbytniej wiary, że ktoś jej uwierzy, bo żadnego pomysłu na Szpital nie ma. Pomysł z analizą – śmieszny i chybiony – bo proszę mi powiedzieć: jak na podstawie nieaktualnych i nieprawdziwych danych można cokolwiek sensownego zaplanować?
We wnioskach końcowych nie ma konkretów. Są ogólniki, odniesienia do przeszłości i propozycje. Jeżeli idzie o te ostatnie, to są jakby żywcem przepisane z pisma byłego dyrektora SP ZOZ Wacława Grzebielucha ( pismo to omówiłem w poprzednim wpisie).
Pomysł ze sporządzeniem programu restrukturyzacji przez zewnętrzną firmę nigdy nie miał najmniejszego sensu. Zawsze powala mnie ta naiwna wiara naszych pseudodecydentów, iż gdzieś w świecie są od nas mądrzejsi. I szukamy tych „mądrzejszych”, którzy najczęściej okazują się tylko „mądralińskimi”. Z tej analizy „chleba nie będzie”, bo to zakalec, tyle że kosztowny – 12 tysięcy. Ale jak nas stać na utrzymywanie nic nie robiącej Pony, to i na wywalenie tej kasy też. A co?! Poszła krowa, niech idzie łańcuch!