niedziela, 30 marca 2008

Reszta jest milczeniem

Ta sama sesja Rady Powiatu przejdzie do historii jeszcze z innego powodu. Kolokwialnie mówiąc, głosowano budżet, któremu przeciwna jest opozycja. Powód sprzeciwu jest jasny: beztroska finansowa i niemoc organizacyjna obecnej koalicji doprowadziła finanse naszego powiatowego samorządu do ruiny, chociaż można przewidzieć, iż w niedalekiej przyszłości będą to i ruiny, i zgliszcza, i zagłada. Chcąc jednak zaznaczyć swój sprzeciw wobec takiej "polityki" a właściwie jej braku, opozycja umyśliła sobie, że postawi wniosek o głosowanie imienne w sprawie budżetu. Problem polegał jednak na tym, iż statut powiatu nie dopuszcza takiej formy głosowania. A wiadomo, że statut - rzecz święta! Wydawać się więc mogło, że postawienie takiego wniosku przez radnego napotka śmiech i szyderstwo koalicji, która w większości składa się z bardzo starych wyjadaczy (frakcja skamienielin: Stefan Mrówka, Tadeusz Birecki, Jan Sowa), którzy nie przy jednym korycie już żerowali i niejednego naiwnego idealistę wydymali. Niektórzy, ale to bardzo złośliwi nazywają ich również "dymaczami". Toteż ryzyko było duże. Oprócz "dymaczy" (tu pozwolę sobie trzymać się nowej nomenklatury) na przeszkodzie stał Jego Majestat Przewodniczący Rady Powiatu, który staż w samorządzie ma dłuższy niż najdłuższy nawet język plotkarki. Wydawało się, iż ten numer nie przejdzie. Radny Kazimierz Bogucki postawił wniosek o głosowanie imienne i cała opozycja zamarła w oczekiwaniu tego, co musiało niechybnie nastąpić. Ale nie nastąpiło. Wniosek - całkowicie niezgodny ze statutem powiatu - został (o tempora! o mores!) najuroczyściej poddany głosowaniu. Nikt z frakcji "dymaczy", którzy przecież powinni znać statut, nie kapnął się, że nabijany jest w butelkę. Zgroza mnie ogarnęła kiedy zobaczyłem, iż sam Boski Przewodniczący również nie zna zbyt dokładnie statutu.
Rzecz jasna wniosek przepadł, bo nasza rządząca koalicja ma to do siebie, iż nie ma twarzy i nazwisk. Są tak samo bezimienni jak bezideowi i nijacy. Rzecz jasna idzie o to, by przy następnych wyborach móc twierdzić, że zawsze byli przeciw, chcieli dobrze, ale złośliwe skrzaty i trole pokrzyżowały im genialne plany i zamiary, których realizacja doprowadziłaby nas do wrót raju na ziemi.
Z tego epizodu morał płynie jeden. Koalicjanci są wysoce niedokształceni w tak podstawowej sprawie jak znajomość statutu. Państwo się dziwią? Ja nie! Musimy pamiętać o tym, iż podstawowym obowiązkiem każdego radnego koalicyjnego jest dbanie o interes własny, rodziny, znajomych. Czasu więc nie starcza, by poszerzyć horyzonty intelektualne. Ale co tu poszerzać?! Wszak wszem i wobec wiadomym jest, iż w koalicji jest jeden myślący i reszta zwana - klaką. Klaka owa nie ma najmniejszych szans na umysłowy rozwój. Wynika to z tego, iż klaka nie posiada neuronów, które jak wiadomo mają decydujące znaczenie do kojarzenia, rozumienia i myślenia. Państwo nie wierzą?
To teraz Was przekonam. Siedzę sobie kiedyś na ławeczce w Starostwie i słyszę płacz jakiś cichutki i trochę jak z nie tego świata. Pierwszy raz coś takiego usłyszałem, więc nieco się wzdrygnąłem i ciarki mi po plecach przeszły. Rozglądam się, ale nie widzę źródła owego płaczu. Myślę - zwid, denaturat nieprzefiltrowany przez suchy chleb mi zaszkodził, a przecież nigdy nie szkodził!. Płacz i jęk jednak nie ustawał a wprost narastał. Wyraźnie też usłyszałem głosy, które cienkimi tonami zawodziły: "pomóż, pomóż" i "ratuj, ratuj". I wtedy zorientowałem się, że głosy owe dobiegają spod ławki, na której spoczywałem rozważając istotę bytu. Schyliłem się pod ławkę i co widzę? No nie uwierzycie! Patrzę, a tam neurony! Siedzą takie skulone, spłakane, przerażone, że żal mnie taki za serce ścisną, iż łzę z lewego oka puściłem (zdarza się, że bywam uczuciowy). Pytam więc niebożątka:
- A cóż wy tu robicie?
- Na gigancie jesteśmy!
- A czemuż to?
- Musieliśmy uciec z naszych rodzinnych mózgów, albowiem ich właściciele okrutnikami się okazali.
- A jakież to zbrodnie na was popełnili?!
- Nie używali nas od urodzenia!!!
Wykrzyknąwszy ową ostatnią odpowiedź chórem zaczęły neurony beczeć jeszcze bardziej.
Pragnąc uciszyć bractwo rzekłem:
- A czyjeż to mózgi swa waszymi domami rodzinnymi?
I tu neurony zaczęły wymieniać swoich nieprawych rodziców:
- Jam jest od Tadka Bireckiego, jam od Stefcia Mrówki, jam od Jasieczka Sowy.
- A ty młoda damo ? - spytałem małą pulchną rudą neuronkę ubraną w pasiak łowicki.
- Ponówna jestem - przedstawiła mi się i wdzięcznie się skłoniła.
Spoglądnąłem na stadko i zauważyłem, iż za nogą ławki kryją się jeszcze dwa osobniki.
- Wyłazić, bo będę strzelał ! - krzyknąłem stanowczym głosem i spytałem:
- A wy czyje jesteście?
Oba bardzo młode neuronki zarumieniły się i z trudem wyszeptały:
- Ja jestem od Marka Biernackiego.
- A ja od Pawełka Niedźwiedzia.
- A job waszu mać! - zakląłem, a wam co odbiło?!
- My uciekliśmy ze wstydu, bo nie możemy pomagać im wspierać takiej pogiętej koalicji. Sumienie i dobre wychowanie nam nie pozwala i honor również.
Masz babo placek - pomyślałem. Tamte osobniki są bezpowrotnie skończone i nawet moja najlepsza wola nie pomoże. W tym jednak przypadku ruszyło mnie serce. Rzekłem:
- Z wyjątkiem dwóch młodziaków cała reszta paszła won. Natomiast wy młodzi marsz z powrotem do domu, bo jak nie to do poprawczaka oddam. Dajcie swoim młodym ojcom szansę.
Młodzieńcy odwrócili się i zbiegli po schodach. Z wyniku ostatniego głosowania na sesji Rady Powiatu wynika jednak, że jeszcze do domu nie dotarli. To są te klepki, brakujące oczywiście.
Całe towarzystwo rozpierzchło się. Dla pewności jednak, bo czegoś mi jednak brakowała, pochyliłem się raz jeszcze pod ławką i krzyknąłem:
- Neuron Stanisławski proszę wyjść!
Reszta jest milczeniem. (x)

Brak komentarzy: