Po raz trzecie odbyła się ostatnią niedzielę w hali „Arkadia” impreza, której głównym bohaterami byli przedszkolacy Przedszkoli nr 1 i 3. Przed godzina 14 hala zaczęła zapełniać się dziećmi i dorosłymi. Milusiński towarzyszyły matki, ojcowie, babcie, dziadkowie, którzy przy takich okazjach zawsze spełniają życzenia dzieci.
Spotkanie przedszkolaków jest jedną z imprez towarzyszących Finałowi Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Cieszy się ono niesłabnącym zainteresowaniem tak dzieci jak i ich rodziców. Największe emocje są oczywiście udziałem milusińskich, którzy bardzo przeżywają swój występ.
W tym roku organizatorzy wnieśli do tej pierwszorzędnej zabawy dodatkowy element. Po raz pierwszy w rozgrywkach piłkarskich wzięły udział mamusie przedszkolaków.
Imprezę poprzedziło zbiorowe zdjęcie wszystkich uczestników tegorocznej edycji rozgrywek.
Pierwszym punktem programu był mecz tatusiów. Walka była zacięta, ale jednostronna. Zwyciężyli tatusiowie stanowiący reprezentację Przedszkola nr 3. Wynik nie jest tu ważny. Ważne były emocje, które towarzyszyły temu pojedynkowi. Drogie małżonki z zapartym tchem śledziły poczynania wybrańców swoich serc na boisku. Potomstwo nie szczędziło gardeł, by dopingować swoich ojców, których wydawane ochy! i achy! jakby trochę stremowały. Panowie odebrali gratulacje i dyplomy od prowadzącego imprezę Stanisława Żyjewskiego i rzęsiste brawa od publiczności.
Kolejną atrakcja popołudnia był pojedynek „mamuś”. Panie weszły na parkiet równie stremowane jak ich mężczyźni życia. Mecz miał niezwykle zacięty przebieg. Niektórzy z panów przecierali ze zdumienia oczy widząc swoje małżonki walczące na boisku do upadłego. Tak, tak. Okazuje się, że żony potrafią nie tylko w kuchni – i gdzie tam jeszcze co sobie kto wymarzy – ale również na arenie piłkarskich zmagań. Mecz był do tego stopnia zacięty, iż w regulaminowym czasie było 1 do 1. Stanisław Żyjewski zarządził regulaminowe karne, bo mecz bez rozstrzygnięcia jest jak zupa bez soli. W karnych lepsze okazały się reprezentantki Przedszkola nr 3.
Nadszedł czas na pojedynek gigantów i jednocześnie hit – hitów tego popołudnia. Napięcie sięgnęło zenitu gdy na boisku pojawiły się reprezentacje obu przedszkoli. Tu należy powiedzieć, iż zarówno Stanisław Żyjewski – oraz panie opiekujące się maluchami – mieli sporo pracy. Uporządkować ruchliwe niczym rtęć stadko kilkulatków graniczyło z cudem. Przedszkolaki bowiem całą swoją uwagę skupiły na piłce, która była ich największym przedmiotem pożądania w tym momencie. Kiedy już udało się uporządkować nieco przemieszane drużyn i z grubsza wyjaśnić, która drużyna w którą stronę piłkę kopie, rozpoczęła się gra. Gra – szanowni Państwo – to za mało powiedziane! To było istne szaleństwo. Nikt się nie oszczędzał. Ataki przenosiły się z jednej połowy boiska na drugą błyskawicznie. Z obawą spoglądałem na sufit hali, albowiem tupot tak wielu małych nóżek mógł przynieść nieobliczalne konsekwencje. Nóżki niby małe, ale jakie energiczne! Trzeba też wspomnieć, iż nasi milusińscy potrafią tak pokombinować, by wyjść na swoje. Jeden z zawodników z gąszczu nóg sprytnie wyłuskiwał piłkę i stosował przepisy żywcem wyjęte z rugby. Brał ją pod pachę a gdy już znalazł się poza nadmiernie zagęszczonym polem rywalizacji rzucał ją przed siebie i gnał na bramkę rywali. Zdarzały się również takie sytuacje, iż piłka na wiele sekund ginęła pomiędzy skupionymi wokół niej zawodnikami i absolutnie nikt jej nie widział. Milusińscy byli bardzo waleczni. Upadki, potknięcia, nieumyślne faule nie robiły na nich najmniejszego wrażenia. Każdy poszkodowany podnosił się błyskawicznie i z wypiekami na twarzy poszukiwał wzrokiem rzeczy najcenniejszej tego popołudnia – piłki. W regulaminowym czasie mecz zakończył się remisem 1 do 1. Stanisław Żyjewski orzekł: - wykonujemy karne. Chętnych do ich egzekucji było więcej niż przewidywał regulamin. Opiekunki maluchów jakimś tylko im wiadomym cudem udało się wytypować egzekutorów.
Emocje sięgnęły zenitu. Rodzice i obecni krewni zerwali się z miejsc. Wszyscy z zapartym tchem śledzili strzelanie rzutów karnych. Jęki zawodu i rozczarowania towarzyszyły niecelnym strzałom. Tego dnia szczęście towarzyszyło reprezentacji Przedszkola nr 3, i to ona zgarnęła całą pulę.
Niedzielne zmagania w „Arkadii” są znakomitym przykładem na powodzenie i skuteczność tego typu rodzinnych imprez. Wszyscy bawili się znakomicie w serdecznej i sympatycznej atmosferze. Stanisławowi Żyjewskiemu, nauczycielkom wychowania przedszkolnego, rodzicom i dzieciakom należą się słowa uznania za zrobienie tak fantastycznego nastroju. Zresztą, Stanisław Żyjewski zapowiedział publicznie, że „pójdzie za ciosem”. W przyszłym roku planuje on wzbogacenie imprezy o dodatkowe punkty programu, które zwiększą jej atrakcyjność i poszerzą grono uczestników i odbiorców.
Moim zdaniem należy rozwijać tego typu formy wypoczynku i zabawy. Może dobrą drogą do tego byłoby zorganizowanie raz w roku czegoś na kształt powiatowego turnieju familijnego?
poniedziałek, 12 stycznia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz