piątek, 29 kwietnia 2011

Sesyjne pęknięcie

Wczorajszą sesję Rady Powiatu poprzedziło posiedzenie Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej. Członkowie komisji mieli do zatwierdzenie sprawozdanie finansowe naszego szpitala w likwidacji.

Przewodniczący komisji Edward Szendryk zabierając głos, jako pierwszy stwierdził, że radni otrzymali szereg liczb, z których niewiele wynika. „Od 7 lat nakłaniałem władze, by wykonać w szpitalu audyt, który przeprowadzi firma z zewnątrz. Taki audyt wykonany przez fachowców byłby neutralny a więc i wiarygodny. Poznalibyśmy wówczas prawdę o brakach w funkcjonowaniu szpitala. Widzielibyśmy, co trzeba zmienić i udoskonalić” – stwierdził Edward Szendryk.

Radni ze zdziwieniem przyjęli nieobecność dyrektorki szpitala. Uczestniczący w posiedzeniu komisji starosta Piotr Wołowicz stwierdził, że dyrektorka będzie uczestniczyła w sesji i wówczas odpowie na wszystkie pytania.

Radny Hołtra w sprawie sprawozdania stwierdził: „Nie odnosiłbym się do sprawozdania. Przyjąć i tyle”.

Radny Jan Kalinowski odpowiedział: „Przyjąć przyjmiemy. Pamiętajmy jednak, że szpital generował i będzie nadal generował długi. W przychody szpitala wpisane jest 700 tys. spłaty przez powiat kredytu. To są absolutnie wirtualne historie. Zakłada się sprzedaż sprzętu szpitalnego dla spółki, chociaż uchwała Rady Powiatu mówi o czym innym”.

Radny Piotr Iskra zadał pytanie: „Jak sprzedaż sprzętu szpitalnego ma się do aportu, którym miał on byc przekazany nowej spółce? W odpowiedzi usłyszał od Jana Kalinowskiego: „Nijak”.
Starosta Wołowicz zgodził się z opinią, iż trzeba zaopiniować pozytywnie uchwałę. Za przyjęciem sprawozdania było 4 radnych a 1 się wstrzymał (Piotr Iskra).

Kilka minut po 14,00 przewodniczący Rady Powiatu Zbigniew Józefiak otworzył sesję.

W punkcie „interpelacje i zapytania” głos zabrał radny Edward Szendryk. Przekazał on radnym głosy mieszkańców domów położonych przy ulicy Wrocławskiej. „Są tam stare, wybudowane jeszcze przed wojną budynki. Ludzie w nocy boja się spać. W nocy jeżdż tam samochody ciężarowe z szybkością 80 km/h pomimo, że znak ogranicza prędkość do 40 km/h. Te 40 km/h to fikcja. Dlaczego nikt nie reaguje?”

W tym punkcie zabrał głos radny Marek „Chwaścik” Zagrobelny, który w sposób chaotyczny zadawał pytanie na tematy związane z gminą Góra. „Chwaścik” chce zabłysnąć za wszelką cenę, nawet za cenę ośmieszania się w oczach publiki. O co mu tam chodziło, to nikt za bardzo nie kojarzył. „Chwaścik” chyba też nie bardzo. Ale on z PiS-u a tam bredzą wszyscy, z prezesem na czele.

Kolejne punkty obrad przebiegały bezkolizyjnie i gładko. W końcu pod obrady trafił punkt mówiący o przyjęciu poprawionego statutu powiatu.

W tym momencie o głos poprosił radny Jan Kalinowski, który powiedział:

„Chcę zgłosić wniosek o zapisanie w paragrafie 53 statutu następującego zdania: W skład Zarządu Powiatu wchodzą: starosta, jako przewodniczący, wicestarosta i 1 członek Zarządu. Swoją propozycję uzasadnię. Nasze starostwo jest małe. Finansowe oszczędności w naszej sytuacji nie są już cnotą, ale obowiązkiem. Może zaoszczędzona suma nie jest znacząca, ale możemy za te pieniądze ufundować np. stypendium dla uczniów Zespołu Szkół i LO. Możemy też wydać je na inne szczytne cele. Ponadto łatwiej sprawuje się władzę w 3 osoby niż 5. Nie ma żadnej korelacji pomiędzy liczbą członków Zarządu a jakością jego pracy”.

Sala zamarła. Do mównicy podszedł radny Marek „Chwaścik” Zagrobelny, który w kuluarach zwany jest – nie bez pewnej złośliwości - „politycznym kelnerem platformy”. Wyjaśniał on cele przyświecające komisji, która dokonywała zmian w statucie (a lud się nudził), cytował zmiany w oderwaniu od kontekstu (a lud ziewał), jąkał się i dukał (a lud się uśmiechał z pobłażaniem). Wiadomo, „Chwaścik” jest z PiS-u, to i poważnie traktować go nie sposób.

W końcowej fazie dukania „Chwaścik” zaproponował, by Zarząd Powiatu liczył 4 członków. Nawet nie zadał sobie trudu umotywowania tego absurdalnego wniosku. A absurd polega na tym, że w razie, gdyby 2 członków Zarządu zbiesiło się i głosowało wszystko na nie Zarząd przestałby funkcjonować. Ale „Chwaścika” takie detale nie interesują, bo jako „polityczny kelner platformy” ma nie myśleć, ale politycznie się PO wysługiwać.

Nastąpiło głosowanie i zebrany lud zobaczył dekompozycję koalicji. Za przyjęciem wniosku Jana Kalinowskiego opowiedziało się 7 radnych (Władysław Stanisławski, Grzegorz Trojanek, Dariusz Wołowicz, Edward Szendryk, Piotr Iskra, Zbigniew Józefiak, Jan Kalinowski).
Za wnioskiem „Chwaścika” było również 7 radnych: sam „Chwaścik”, Marek Biernacki (on to podobno wydaje polityczne dyrektywy „Chwaścikowi”), Paweł Niedźwiedź, Piotr First, Marek Hołtra, Danuta Rzepiela, Jan Bondzior.

Nastąpiła ogólna konsternacja. Takiego wyniku głosowania nie spodziewał się nikt z obecnych na sali. Oto bowiem 3 członków koalicji (Jan Kalinowski, Zbigniew Józefiak, Piotr Iskra) zagłosowało wbrew koalicjantom. Należy tu dodać, iż PiS stanął wiernie u boku PO. Nie ma w tym nic dziwnego, bo jest tylko ubogim petentem tej firmy. A coś znaczyć się chce!

Niesztampowe zachowanie trójki koalicjantów wynikło z najgłębszego przekonania, że zmiana statutu ograniczająca liczbę członków Zarządu do 3 jest w pełni uzasadniona. Czas skończyć z traktowaniem posad z Zarządzie, jako politycznego łupu. Bo jest tak, że miejsca w Zarządzie traktowane są, jako posadki (1200 zł miesięcznie nie podlegające opodatkowaniu), których przydział ma scementować koalicję. I nikt – do wczoraj! – nie uczynił nic, by ten durny i kosztowny obyczaj zmienić.

Za odwagę przeciwstawienia się temu dzikiemu i kosztownemu obyczajowi słowa uznania należą się właśnie tej trójce radnych z koalicji, bo ci, którzy głosowali za Zarządem czteroosobowym pokazali, że polityczna pazerność jest im bliższa niż dobro samorządu powiatowego.

Po głosowaniu sytuacja się skomplikowała, bo trzeba dobrać jednego członka Zarządu. Pat w głosowaniu zadecydował o tym, że w statucie pozostał stary zapis mówiący, iż członków Zarządu ma być 3 plus starosta i wicestarosta. Trzeba będzie dobrać kogoś, kto da rękojmię wierności w zamian za 1200 zł miesięcznie. Czy koalicja znajdzie przekupnego i łasego na mamonkę? Spokojnie proszę Państwa. Taka łachudra zawsze się znajdzie! Pytanie tylko: kto zostanie polityczną łachudrą roku 2011?

Kolejnym punktem obrad było głosowanie nad przyjęciem nowego Regulaminu Organizacyjnego starostwa. Nowy regulamin rodził się w bólach. Nowa władza postanowiła, że dokona zmian. I tak zaproponowała zmniejszenie liczby wydziałów. Wydział Budownictwa władza zapragnęła połączyć z Wydziałem Ochrony Środowiska (co ma piernik do wiatraka?). Wydział tzw. Promocji nowi postanowili zlikwidować, ale bez zwalniania pracowników. Ci znajdą miejsca przy biurkach w innych wydziałach, bo specjaliści z nich pierwszorzędni. Ponadto władza postanowiła, że dotychczasowy Wydział Zarządzania Kryzysowego zostanie zastąpiony Biurem. Szef Biura nie będzie nosił tytułu „dyrektor”, ale „kierownik”. Tu widać wyraźny postęp, bo ten drugi tytuł jest aż o jedna literę dłuższy. Tak, że zmiana jest wyraźnie odczuwalna. Szczególnie w zakresie zużycia tuszu, co napędzi koniunkturę w przemyśle chemicznym.

Zresztą wszyscy dyrektorzy przestaną nosić ten tytuł. Zostaną „naczelnikami”. Ten pomysł sięga do najbardziej patriotycznych kart polskiej historii. Kościuszko, Wawrzecki, Piłsudski… . W ten sposób PO dowodzi, iż zarzucanie jej niewystarczającego patriotyzmu jest czystym nonsensem.

Zlikwidowano też samodzielne stanowisko ds. kontaktów z organizacjami pozarządowymi. Włączono je do Wydziału Organizacyjnego, który śmiało nazwać można superwydziałem. Ma tam pracować ok. 17 osób.

Wszystko to ma na celu usprawnienie pracy urzędu i przynieść jakieś tam oszczędności. Niestety, nikt nie potrafi powiedzieć jak duże.
Za zmianą Regulaminu Organizacyjnego opowiedziało się 8 radnych a 6 było przeciw. I w ten sposób ta wiekopomna reforma, której znaczenia nie można pojąć ludzkim rozumem, wejdzie w życie, zatruwając je wielu nią dotkniętych.

Podczas sesji wystąpiła dyrektorka szpitala Czesława Młodawska. Radni dowiedzieli się, iż termin zakończenia likwidacji szpitala wyznaczony na dzień 31 maja 2011 roku jest nierealny. Nastąpiły bowiem opóźnienia w realizacji harmonogramu likwidacji szpitala. W czerwcu szpital będzie jeszcze prowadził część działalności. Dyrektorka poinformowała Radę, że wystąpiła do Zarządu Powiatu o przedłużenie okresu likwidacji szpitala do 31 lipca, ale nie doczekała się odpowiedzi w tej sprawie. Starosta Piotr Wołowicz stwierdził, iż Zarząd Powiatu nie zaakceptował pozytywnie tego wniosku dyrektorki. Przedłużenie terminu należy bowiem do wyłącznej kompetencji Rady Powiatu. Starosta zapowiedział też, że w maju Zarząd zwróci się z taka prośbą do Rady.

I w tym miejscu muszę pochwalić starostę. Za konsekwencję. Wiadomą rzeczą jest powszechnie, że jak droga pani Czesława coś sobie zaplanuje, to postawi na swoim. Wszelki opór łamany jest przez nią konsekwentnym sabotażem wydawanych jej przez starostów poleceń.

Droga pani Czesława wybrała sobie ostatnio nawet osobę, z którą w starostwie będzie rozmawiała o sprawach szpitala. Zrezygnowała z usług pani sekretarz, bo najwyraźniej w oko wpadł jej nasz drogi wicestarosta Paweł Niedźwiedź. I trzeba powiedzieć, że z wzajemnością. Nasz rozmieniający się na drobne wicestarosta Paweł Niedźwiedź jest teraz zausznikiem uroczej pani Czesławy. Odbywają długie narady, po których wicestarosta – jak mówią w korytarzach – wychodzi zaczerwieniony. I nie wiadomo czy go szlag trafia czy to inne uczucie jest tego powodem.

Zresztą, pani Czesława pokazała wczoraj radnej z Wąsosza - Danucie Rzepieli, że niestraszni jej radni. Kiedy radna spytała dlaczego do sprawozdania finansowego wpisano majątek nieruchomy szpitala będący własnością powiatu, co miejsca mieć nie powinno, dyrektorka szpitala najpierw udawała, że nie rozumie o co radnej chodzi, a po chwili krótko jej rozkazała: „Na piśmie proszę!” I proszę zauważyć, że jej przełożeni (starosta i wicestarosta) uszy po sobie położyli i radnej koalicyjnej nie bronili. Taki lęk przed panią Czesławą odczuwają!

Ja też lubię panią Czesławę. Z tego uczucia narodziłaby się nawet rozkosz, gdybym dusił ja własnymi rękoma. Mógłbym nawet zacząć szczytować!

Dla oddania sprawiedliwości muszę jednak stwierdzić, iż aktualnej pupilce naszego wicestarosty uwagę na niewłaściwe zachowanie zwróciły dwie osoby: przewodniczący Rady i Grzegorz Aleksander Trojanek. Patrzcie Państwo czego to doczekaliśmy się w Radzie. Koalicjanci nie bronią swojaka przed napadami złego humoru Czarnej Smoczycy z Głogowa!

Kursuje też taka pogłoska, że starosta i wicestarosta przed każdą wizytą dobrotliwej Czesławy nakładają… pampersy. Ale sądzę, że to nie musi być prawdą.

Radny „Chwaścik” ponownie „błysnął” podczas sesji. Jako człowiek niedoinformowany, spytał z głupia frant, jakie powiat podejmuje działania związane z linia kolejową nr 372 Góra – Bojanowo. Rozgorzała dyskusja, którą podsumował Zbigniew Józefiak stwierdzając, iż: „Dla Rady jest to temat zamknięty. Rozmawiać można w imię współpracy samorządu powiatowego z gminnym. Nie należy się jednak przerzucać winami można nie przejęcie przez powiat linii. Na to nas nie stać. Z punktu widzenia powiatu ten temat jest zamknięty”.

W dalszej dyskusji głos zabrał radny Władysław Stanisławski. Upomniał się on o muzeum. Przypomniał, iż w styczniu, podczas posiedzenia Komisji Oświaty dyrektor Sławomir Bączewski przedstawił radnym prezentację na ten temat. Wg radnego prezentacja ta pokazywała, jak nieudolnie skonstruowano uchwałę o utworzeniu muzeum. Radny zapytał: „Co zrobiono w tej sprawie, by mankamenty uchwały, której nadzór prawny nie uchylił, zostały usunięte?”
Dalej radny Władysław Stanisławski pytał czy wysłano statut do ministerstwa. Zażądał informacji o tym wszystkim na piśmie.
W końcu radny zwrócił się wprost do starosty: „Czy macie jakąś perspektywę, by zrealizować pomysł utworzenia muzeum? Lokal będzie niszczał. Co zamierzacie zrobić w sprawie muzeum? Postawcie sprawę jasno”.

Starosta stwierdził, iż rozważane są różne warianty, były konsultacje z wójtami, burmistrzami. Zapowiedział dyskusję na ten temat w maju.

Tu pozwolę sobie zauważyć, iż PO w swoim programie wyborczym miała wpisane utworzenie muzeum. Odpowiedź więc jest prosta: muzeum będzie, bo dano taka obietnicę wyborcom. Chyba, że ktoś uważa swoje słowo za gówno.

Z innych interesujących spraw było jeszcze zapytanie radnego Edwarda Szendryka na temat przyczyn zamknięcia ulicy Wierzbowej dla ruchu kołowego. Od pewnego czasu jest tam znak z żabą. Zakaz ruchu po ulicy Wierzbowej utrudnia życie mieszkańcom, którzy mają przy niej posesję. Radnego interesowało na czyje polecenie ten znak postawiono, bo na ten temat nawet policjanci nie umieli nic powiedzieć.

Uczestniczący w sesji dyrektor Wydziału Komunikacji – Andrzej Rogala - w starostwie stwierdził, iż znak ten postawiono za zgodą kierowanego przez niego wydziału. Związane jest to z tym ,że droga przebiega przez obszar chroniony Natura 2000. Traw okres lęgowy żab. Znak zniknie, gdy okres ten dobiegnie końca. Gdybyśmy nie ustawili tego znaku moglibyśmy mieć problem z ekologami. Dyrektor Andrzej Rogala przeprosił też radnego Szendryka za brak informacji na temat długości trwania zakazu i zapowiedział, że w przyszłości wszyscy zainteresowani będą o tym informowani.

I tak – mnie więcej – wyglądała wczorajsza sesja. Miała ona momenty pełne dramaturgii. Wczoraj próbowano też przenieść obrady na godziny przedpołudniowe. Przeprowadzono w tym celu głosowanie (nieoficjalne). W jego wyniku większość radnych opowiedziała się za obradowaniem w dotychczasowych godzinach, czyli o 14,00. Szkoda tylko, że ludzie nie bardzo garną się do udziału w sesjach. Zobaczyliby wówczas prawdziwe oblicze i intelektualną wartość swoich wybrańców.

Rasówka i spadochroniarz

Głośno zrobiło się o platformerskim spadochroniarzu, który ma zostać prezesem rozpoczynającej od 1 maja działalność spółki pn. Powiatowe Centrum Opieki Zdrowotnej. Spółka ta jest w 100% własnością powiatu górowskiego i będzie działała na bazie likwidowanego szpitala.
Na stanowisko prezesa spółki rozpisano konkurs, który nie przyniósł rozstrzygnięcia, bo do objęcia tej funkcji pretendowały osoby bardzo przypadkowe.

Była wśród kandydatur osoba spoza naszego powiatu, którą popierały władze wrocławskiej PO. Ba! Popierały ją nawet wyższe władze. Mowa tu o nijakim panu Stypie, którego imienia nie pomną. Kandydat ten okazał się jednak niezjadliwy a program przez niego przedstawiony zatytułować można „Bujanie w obłokach”.

Ktoś jednak nie odpuścił sobie myśli, że prezesem spółki musi zostać spadochroniarz. I jest taka kandydatura. Skoczek nazywa się Piotr Rykowski. Osoba ta jest silnie promowana przez starostę Piotra Wołowicza.

Kim, jest ów skoczek?

„Specjalista Farmacji z dużym doświadczeniem w sprawach obrotu lekami w aptekach otwartych i szpitalnych, przez wiele lat związany z Miedziowym Centrum Zdrowia przy KGHM Polska Miedź S.A. oraz Narodowym Funduszem Zdrowia, początkowo jako Naczelnik Wydziału Gospodarki Lekami Dolnośląskiego Oddziału NFZ we Wrocławiu, następnie Centrali NFZ w Warszawie. Wieloletni Honorowy Dawca Krwi. Członek Przyjaciół Misji Oblackich Polskiej Prowincji Oblatów Maryi Niepokalanej”.
Tak skrótowo prezentuje się spadochroniarz w Internecie.
Szukając dalej danych na temat spadochroniarza starosty Piotra Wołowicza znaleźć można informację, iż wybraniec starosty Piotra Wołowicza pracował przez okres od 1998 – 2006 roku w 9 miejscach. Państwo to sami sobie prześledzą w Internecie. Z życiorysu wynika, że w końcu założył własną firmę, której jest dyrektorem - Communication Alliance.
Firma ta sprzedaje gadulstwo, czyli organizuje szkolenia i konferencje.
Podkreślić należy, że wybraniec starosty Piotra Wołowicza swoje doświadczenie zawodowe zdobywał nie kierując szpitalami, ale w aptekach.

Spadochroniarz był ponadto zatrudniony w Narodowym Funduszu Zdrowia w Warszawie, gdzie przez półtora roku zajmował się różnorodnymi programami onkologicznymi. W NFZ Dolnośląski - Odział Wojewódzki we Wrocławiu - był naczelnik wydziału gospodarki lekami.

Ulubieniec starosty ma więc doświadczenie, ale w farmacji. A czy my szukamy kierownika apteki przyszpitalnej? My szukamy fachowca od zarządzania spółką ze szczególnym uwzględnieniem szpitala. A na tym polu doświadczenie pupila starosty jest zerowe.

Skąd się wzięła ta kandydatura, która pojawiła się pomimo tego, że nie rozpisano nowego konkursu na stanowisko prezesa?

Wg oficjalnej wersji kandydat – spadochroniarz przesłał swoją ofertę (której nikt nie oczekiwał, bo nie ogłaszano nowego konkursu) do starostwa i stąd pojawił się niczym królik z cylindra.

W tę opowiastkę Państwo oczywiście uwierzycie dobrze się przy tym bawiąc.
W wyborach do sejmiku dolnośląskiego wybraniec starosty Piotra Wołowicza startował z list SLD. Sukcesu nie odniósł, bo otrzymał 553 głosy, czyli 0,29% ważnych głosów oddanych w okręgu wyborczym nr 1 we Wrocławiu.
Pewnie niewielki sukces odniosło SLD, które otrzymało 4 mandaty i weszło po wyborach w koalicję z PO w sejmiku.

Być może jest tak, że starosta Piotr Wołowicz usłyszał we wrocławskiej PO propozycję z tych nie do odrzucenia, albo sugestię, iż: „dobrze by było”, by znaleźć fuchę dla sprzymierzeńca koalicjanta.

W takich sytuacjach człowiek dobrze wychowany i dbający o interes powiatu odpowiedziałby „poszli wy w chuj!”, trzasnął drzwiami i wrócił do domu.
Rasowy polityk tak postąpić nie może. Bo rasowy polityk wie, że aby zrobić polityczną karierę sugestie władz zwierzchnich należy wypełniać bez szemrania i zbędnej zwłoki. Polityczna rasówka wie też, że nade wszystko cenić należy własną partię, jej wodzów, wizję własnej kariery. I w takim przypadku nie liczy się to, że protegowany nie ma kwalifikacji, bo w życiu nie zarządzał szpitalem czy nawet niewielką przychodnią.

Można rzec, że na ołtarzu interesów partii polityczna rasówka w ofierze złoży wszystko, bo obecny etap politycznej kariery jest tylko drobnym epizodem w dalszym marszu po władzę.

A że źle to się może skończyć, to już nie jego problem. Ten problem pozostawi dla następców i potencjalnych pacjentów upadającej z hukiem spółki. Przy takiej beztrosce starosty Piotra Wołowicza i „doświadczeniu” w zarządzaniu szpitalem spadochroniarza, mamy to bankowo.

środa, 27 kwietnia 2011

Przed seją

Jutro odbędzie się VI sesja Rady Powiatu. Jak jest to w zwyczaju odbywają się przed nią spotkania komisji Rady. Wczoraj odbyło się posiedzenie Komisji Porządku Publicznego, Komunikacji i Drogownictwa Rady Powiatu w Górze, której przewodniczy radna Danuta Rzepiela.

Głównym punktem obrad był stan dróg i harmonogram ich remontów na terenie naszego powiatu. Problem, i to duży, referował dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg – Andrzej Łaszewski.

„Jaki jest koń – każdy widzi”. O fatalnym stanie naszych dróg powiatowych pisałem niejednokrotnie. Na utrzymanie dróg powiatowych w tegorocznym budżecie przewidziano kwotę 2.491.060 zł. Pamiętać jednak należy, iż z tej kwoty musimy wydać 1000.000 zł na odbudowę przepustu na drodze 1073D łączącej Chróścinę z Czerniną. Ten milion jest dotacją celową i musi zostać przeznaczony na realizację tego a nie innego zadania.
Za 100.000 ze środków własnych budżetu powiatu wykonana została dokumentacja techniczna na modernizację drogi powiatowej Siciny – Witaszyce. Ta droga, jak poinformował dyrektor Andrzej Łaszewski już jest wyremontowana. 20.000 zł pochłonie przygotowanie dokumentacji na modernizację drogi powiatowej Wąsosz – Wierzowice. Z budżetu powiatu przeznaczonego na drogi dołożyliśmy 5000 zł dla gminy Góra na m modernizację ulicy Witosa.

Jak łatwo wyliczyć na utrzymanie dróg powiatowych pozostało powiatowi 1.266.060 zł. Za te pieniądze musimy utrzymać 280 km dróg będących własnością naszego powiatu. Tak więc na 1 km drogi powiatowej będziemy mogli w tym roku wydać ok. 4500 zł. Dla porównania: położenie nowej nawierzchni, to koszt od 800.000 – 1000.000 zł za 1 km. Kółko się zamyka. Dróg nie budujemy, bo nas nie stać. My je łatamy, cerujemy, kleimy. I nic nie wskazuje, by w najbliższym czasie ten żenujący stan rzeczy uległ zmianie.

W kwestii remontu dróg wojewódzkich chwilowo nie dzieje się nic. I to nie z naszej winy. Nie ma jeszcze podpisanego porozumienia z Wrocławiem o sfinansowaniu ich utrzymania i remontów. Takie porozumienie zawarte zostanie na dniach i wówczas Powiatowy Zarząd Dróg zainteresuje się ich remontami. Przewiduje się, iż na ten cel otrzymamy z województwa dofinansowanie w wysokości ok. 1.400.000 zł. I tuy również nie należy spodziewać się generalnej poprawy sytuacji na tych drogach. Na terenie naszego powiatu mamy tych dróg 101 km. I tu sobie Państwo sami wyliczą, co za to można zrobić.

Dyrektor Andrzej Łaszewski poinformował radnych – członków komisji o harmonogramie prac na drogach. Remonty pełną parą ruszyły w kwietniu, bo dopiero w tym miesiącu producenci bitumitów i emulsji rozpoczęli ich produkcję, która ma charakter sezonowy. Zakończenie remontów i napraw przewiduje się w połowie lipca. Wówczas będzie można odczuć jakąś wyraźniejszą poprawę stanu naszych dróg. Należy podkreślić, że olśniewać nas ona nie będzie.

Tego samego dnia zebrała się Rada Społeczna SP ZOZ. Radzie przewodniczył starosta Piotr Wołowicz. Ostatnio Rada Społeczna obradowała za rządów starosty Jana Kalinowskiego czyli przed ok. 5 miesiącami. A powinna zbierać się raz na kwartał.

Wczorajsze posiedzenie było pierwszym pod przewodnictwem obecnego starosty. Zgodnie z uświęcona tradycją posiedzenie zdominował Edward Kowalczuk reprezentant gminy Wąsosz w tym gremium.

Po wystąpieniu głównej księgowej szpitala – Agnieszki Świt o głos poprosił weteran wielu bitew o dobro naszego szpitala.

Edward Kowalczuk zanegował wpisanie do środków trwałych szpitala budynków i gruntów o łącznej wartości 1,6 mln zł. Zapytał on, jakim prawem wpisuje się budynki i grunty do środków trwałych szpitala, jeżeli nie należą one do szpitala, ale stanowią własność naszego powiatu. Szpital ma je jedynie w użytkowaniu.

W odpowiedzi Żelazny Edward usłyszał od głównej księgowej, iż tak się robiło od lat i zarzut, i że on, przez ostatnie 4 lata nie protestował. Przedstawiciel gminy Wąsosz sprostował, że nie 4 lata, bo członkiem Rady Społeczne jest rok.
W tym miejscu już sobie ten temat odpuścił, bo wstępną potyczkę potraktował jako rozpoznanie bojem przeciwnika.

Kolejne pytanie Edwarda Kowalczuka dotyczyło wykonania nadlimitów, którymi zawsze szczyci się dyrekcja naszego (?) szpitala. W ubiegłym roku wypłacono nam z tytułu wykonanych nadlimitów jedynie 30% ich realnej wartości. Rzecz jasna do tego interesu dopłaciliśmy ciężki pieniądz. Trudno nawet odpowiedzieć, jakiego rzędu ponieśliśmy straty.
Edward Kowalczuk wykazywał, że wysokość straty za rok 2010 wyliczona jest bez nadilmitów.
Zadawalającej odpowiedzi na swoje pytanie i tym razem również nie otrzymał.

W polu zainteresowania Żelaznego Edwarda znalazł się zapis w sprawozdaniu finansowym, gdzie do przychodu szpitala doliczono ponad 600.000 zł. Po krótkim dochodzeniu okazało się, iż ten „dochód” to raty kredytu, który spłaca powiat, a z którego korzysta szpital. Przeprowadzona przez Edwarda Kowalczuka głośna analiza przyczyn tego stanu rzeczy, który wg niego jest niezgodny z ustawą o finansach publicznych, pozwoliła na zrozumienie przyczyn takiego a nie innego zapisu.
Gdyby bowiem do przychodów nie włączyć owych 600.000 zł spłacanego przez powiat kredytu, to strata za rok 2010 wynosiłaby nie ponad 700.000 zł, ale ok. 1.400.000 zł. A ta cyfra jest o wiele brzydsza od poprzedniej.

Żelazny Edward kontynuował natarcie czołowe. Przypomniał, iż szpital winny jest pracownikom szpitala ok. 1 mln zł z tytułu składek odprowadzanych na zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych. Fundusz ów został wyczyszczony i na jego koncie nie ma pieniędzy. A są to pieniądze załogi, która może domagać się ich zwrotu. Tyle, że w przypadku likwidacji szpitala ten dług spadnie na mocne finansowo barki powiatu, bo to on przejmie cały dług szpitala z dniem 1 czerwca 2011 roku. Wysokość zobowiązań SP ZOZ na dzień 31.12.2010 wyniosła 42.202.000 zł (z hakiem).
Tę kwestę pominięto milczeniem.

Edward Kowalczuk wystrzelił więc z grubszej rury. Przypomniał, iż w planie finansowym na okres styczeń – kwiecień 2011 roku szanowna dyrekcja SP ZOZ założyła pozyskanie dochodu w wysokości ok. 70.000 zł ze sprzedaży spółce mebli, łóżek, pościeli, które są własnością szpitala. Nawiązał przy tym do uchwały zaakceptowanej przez Radę Społeczną SP ZOZ i Radę Powiatu z 28 maja 2010 roku. Na mocy tej uchwały – obowiązującej! – mienie ruchome ma zostać przekazane spółce nieodpłatnie. Budynki szpitala i grunty położone pod nimi pozostają własnością powiatu górowskiego. Edward Kowalczuk nadziwić się nie mógł, że zapomniano o tej uchwale.

Dziwił też się temu, iż już na początku próbuje się skubnąć spółkę na 70.000 zł, co jest sumą sporą w porównaniu do kapitału zakładowego spółki – 200.000 zł.
Główna księgowa argumentował, iż tak zadecydował rzeczoznawca, który rzekomo orzekł, iż nie wszystkie ruchomości można wnieść do spółki aportem. To stwierdzenie nieco rozjuszyło Żelaznego Edwarda, który stwierdził, że rzeczoznawcy nic do tego, co chcemy a czego nie chcemy wnosić do spółki. Główna księgowa nie potrafiła uzasadnić i obronić faktu chęci sprzedania spółce części mienia ruchomego.

A Edward Kowalczuk napierał niczym prymus. Z jego strony padło pytanie o inwentaryzację mienia ruchomego szpitala. Spytał czy inwentaryzację przeprowadzono. Uzyskał odpowiedź twierdzącą. Wówczas zadał cios staroście Piotrowi Wołowiczowi. Zapytał czy starosta desygnował swojego człowieka do komisji inwentaryzacyjnej, by ten przypilnował czy nie likwiduje się bez potrzeby czegoś, co może się jeszcze przydać spółce. Starosta przyznał, że nikogo w komisji od niego nie było. I wówczas Edwarda Kowalczuka nieco poniosło, ale w pełni słusznie. Stwierdził, że niedobrze się stało, bo majątek jest nie tylko szpitala, ale i powiatu. Różne rzeczy mogły się dziać przy jego likwidacji. Starosta próbował się bronić i twierdził, że na likwidację są dokumenty.

Na takie argumenty Żelazny Edward wypalił, iż może mieć za godzinę dokument, że zlikwidowano karetkę, bo była stara a on sobie nią do domu w Wąsoszu wróci. Wyraźnie widać było, że pan Edward się wkurzył. Przypomniał staroście, że jego obowiązkiem jest pilnowanie naszego wspólnego majątku.
Starosta bronił się, ale słabo i mało przekonywująco. Bo cóż tu można rzec jeżeli Żelazny Edward ma 100% racji?

I tak z grubsza wyglądało ostatnie już posiedzenie Rady Społecznej SP ZOZ, które przyjęło sprawozdania finansowe przedłożone przez szpital. Prawdą jest, że nie jednomyślnie, ale połknęła tę żabę.

Spóźniony, ale będzie

W ubiegłym tygodniu powiatowy inspektor budowlany – Edward Daszyński zaprosił mnie na zwiedzenie placu budowy mostu w Ciechanowie. Takich okazji się nie odrzuca więc bez większych ceregieli wyraziłem niepomierne zainteresowanie odwiedzeniem mostu w budowie.

Po przyjeździe do Ciechanowa naszym oczom ukazał się plac budowy z wyraźnymi już zarysami konstrukcji mostu. Przypomnieć należy, iż kamień węgielny pod budowę mostu wmurowano 7 października 2010 roku. Zakończenie budowy mostu przewidziano pierwotnie na wrzesień 2011 roku.

Konstrukcja ma mieć długość 525,5 m i szerokość 14,87 m. Znajdzie się na niej jezdnia dwupasmowa. Oprócz ośmiometrowej jezdni, znajdą się na nim chodnik i ścieżka rowerowa o łącznej szerokości 4 m. Most spoczywał będzie na 9 przęsłach. Wraz z budową mostu zaplanowano budowę ponad 1 km dróg dojazdowych do niego.

Fundamenty - podpory mostu - wykonane zostaną z betonu zbrojonego i usadowione na palach. Część nośna to dziewięcioprzęsłowa belka ze sprężonego betonu. Most będzie wyposażony w balustrady o wysokości 1,20 m, umieszczone przy zewnętrznych belkach gzymsowych. Pomiędzy chodnikami a jezdnią znajdą się bariery energochłonne. Bitumiczna nawierzchnia będzie miała 9 cm grubości.

Według przeprowadzonych analiz zakłada się, że most na Odrze przejmie ok. ⅓ - ¼ ruchu z najbliższych przepraw mostowych w Głogowie i Ścinawie.

Na placu budowy przywitał nas szef budowy – mgr inż. Sebastian Ormiański. W jego zawodowej karierze jest to drugi most, za budowę którego odpowiada. Pierwszym porównywalnym mostem, jakiego budowę nadzorował był most przez Wisłę w Wyszanowie (woj. mazowieckie). Nasz cziczerone ma również w swojej karierze zawodowej budowę innych mostów, ale o wiele mniejszych.

Już wiadomo, że nie uda się oddać do użytku mostu w planowanym terminie. Na skutek powodzi trzeba było przerwać prace, ewakuować sprzęt i ludzi. To spowodowało opóźnienie w realizacji harmonogramu budowy mostu. Nowy termin oddania mostu do użytku przewidziano na maj 2012 roku. Jeszcze w listopadzie br. nastąpi spięcie lewej i prawej strony mostu.

Na budowie trwa wytężona praca. Przy wznoszeniu obiektu pracuje 80 ludzi. Pracują od 7,00 do 22,00. Szef budowy powiedział nam, że są i takie dni, gdy praca przy budowie niektórych elementów mostu trwa całą dobę. W ten sposób nadrabia się czas, który ukradła budowniczym powódź.

A robić jest co. By zbudować most zużyte zostanie ok. 1000 ton wysokogatunkowej stali oraz ok. 6000 m sześciennych sprężonego betonu.
Wykonawcą jest Przedsiębiorstwo Robót Drogowo-Mostowych Mosty-Łódź S.A. Inwestycja będzie kosztować ponad 54 mln złotych.
Szef budowy mostu Radoszyce - Ciechanów mgr inż. Sebastian Ormiański



środa, 20 kwietnia 2011

Kto kogo przetrzyma?!

14 kwietnia Zarząd Powiatu miał przyjemność ponownie dyskutować nad węzłem gordyjskim, jakim staje sie obecnie nie tylko szpital, ale i spółka. Oto o czym dyskutowano.

Dyrektor SPZOZ w Górze w likwidacji złożyła kilka pism dotyczących funkcjonowania szpitala i spraw związanych z rozpoczęciem działalności medycznej przez NZOZ:
szczegółowa informacja na temat przychodów i kosztów działań Działu Pomocy Doraźnej (średniomiesięczne przychody z tytułu realizacji kontraktu z NFZ wynoszą 203 tyś. zł, a średniomiesięczne koszty utrzymania wynoszą 198 tyś. zł.),
wniosek w sprawie ponownego przesunięcia terminu rozpoczęcia działalności medycznej przez NZOZ od 1 czerwca 2011r., z uwagi na przygotowywaną ofertę w zakresie świadczeń ratownictwa medycznego.

Zarząd Powiatu w miesiącu lutym br. podjął uchwałę o przesunięciu terminu rozpoczęcia działalności medycznej przez NZOZ z 31 marca 2011r., na 30 kwiecień 2011r. i w obecnej chwili nie znajduje się podstaw do ponownego przesunięcia terminu.

Zarząd jednoznacznie ustalił swoje stanowisko, iż nie wyraża zgody na ponowne przesunięcie terminu rozpoczęcia działalności medycznej NZOZ. Głosowanie za przyjęciem stanowiska:
-za-4 głosy
-przeciw-0 głosów
-wstrzymał się – 0 głosów
Stanowisko zostało przyjęte.

Sprawozdanie z realizacji działań likwidacyjnych za okres od 15 marca 2011r. do 6 kwietnia 2011 r.
Zaktualizowany harmonogram działań likwidacyjnych celem zatwierdzenia oraz wniosek w sprawie przesunięcia terminu zakończenia czynności likwidacyjnych (wydłużenie terminu do 31 sierpnia 2011r.)

W związku z przesunięciem przez Zarząd Powiatu terminu rozpoczęcia działalności medycznej przez NZOZ na 1 maja 2011r. czynności związane z prowadzeniem procesu likwidacji SPZOZ ulegną wydłużeniu. Zadania wynikające z harmonogramu winne zostać realizowane terminowo. Zarząd wyraził zgodę na zmianę terminu rozpoczęcia działalności medycznej o 1 miesiąc, a niektóre zakresy działań ujęte w nowym harmonogramie mają wydłużone terminy realizacji nawet o 3 miesiące. Głosowanie za zatwierdzeniem zaktualizowanego harmonogramu:
-za-0 głosów
-przeciw-4 głosy
-wstrzymał się – o głosów
Zarząd nie zatwierdził zaktualizowanego harmonogramu działań likwidacyjnych.
Podjęcie decyzji w sprawie dokonania zmian w uchwale nr XXXIX/176/10 Rady Powiatu w Górze w sprawie likwidacji SPZOZ w Górze w części dotyczącej wydłużenia terminu zakończenia czynności likwidacyjnych do 31. 08. 2011r. będzie należało do Rady Powiatu w Górze.
Zarząd Powiatu w Górze przedmiotowy wniosek zaopiniował negatywnie.

Trzeba przyznać, że jest uroczo. Zabawa w ciciubabkę trwa!

Naga prawda

W punkcie 2 porządku obrad Zarządu Powiatu, który odbył się 6 kwietnia zajmowano się sprawą naszego szpitala. Podczas posiedzenia obecna była dyrektorka placówki, kierownik pogotowia K. Siwielec. Odpowiadali oni na pytania związane z funkcjonowaniem tych placówek zdrowia.
Oto zapis dyskusji.


Starosta zwrócił się z prośbą do Dyrektora SPZOZ o przedstawienie aktualnej sytuacji szpitala.

Dyrektor wyjaśniła iż wszystko przebiega zgodnie z harmonogramem. Niemniej jednak zakończenie czynności likwidacyjnych SPZOZ zgodnie z uchwałą Rady Powiatu określającą ten termin na dzień 31.05.2011 r. będzie trudne do zrealizowania. Dyrektor wnioskuje o zmianę tego terminu do 31.08.2011 r. Dokumenty do zarejestrowania NZOZ przez Wojewodę zostały złożone. Decyzja w tej sprawie powinna być w dniu 11.04.2011r. Kontrakt na ratownictwo medyczne w obecnej chwili jest do czerwca br. Nie wiadomo czy nowy kontrakt będzie ze spółką czy ze szpitalem. Aktualnie ogłoszony jest konkurs ofert.Od 1 lipca br. będzie obowiązywać ustawa o działalności medycznej. "Plan B" będzie obowiązywać tylko do końca br. Trzeba dołożyć wszelkich starań, by skorzystać z możliwości wynikających z "planu B".

Starosta zwrócił się z pytaniem: "co z pozostałymi kontraktami i co z pracownikami szpitala oraz czy są jakiekolwiek zagrożenia?"

Dyrektor wyjaśniła, iż pozostałe kontrakty są do końca roku. Pracownicy przejdą do pracy na zasadzie art. 231 Kodeksu Pracy. W trakcie przygotowań są umowy z lekarzami. Zagrożenia są minimalne, ale są, bowiem późno zostało złożone zgłoszenie do zarejestrowania NZOZ-u.

Starosta zadał pytanie: "Czy lokal pogotowia będzie spełniać warunki”?
Pan K. Siewielec wyjaśnił, iż jest problem z pokojem socjalnym ale minimum jest spełnione ze względów medycznych. Brak jest garaży. Będzie przygotowane pomieszczenie do mycia noszy. Karetki są stare, ale spełniają normy. Jeśli zgłosi się do konkursu nowy podmiot z nowymi karetkami, to nie wiadomo, co może być. Sprzęt w karetkach jest dobry. NFZ zapowiada przeprowadzenie kontroli pomieszczeń wykazanych w ofercie. Jest pewna propozycja, by Starostwo przygotowało pismo informujące o planie przeniesienia pogotowia do strażnicy i
deklarację wyremontowania pomieszczeń, wówczas standard pomieszczeń będzie odpowiedni.
Dyrektor szpitala Cz. Młodawska wyjaśniła, iż zagrożenie w konkursie ofert na ratownictwo medyczne jest minimalne, ale podmiot prywatny może nam zagrozić.

Starosta: „Czy zagrożenie można zlikwidować?”

Dyrektor wyjaśniła, iż pismo ze Starostwa jest do przyjęcia, ale jakie są koszty remontu?

Starosta: ”Czy Dyrektor popiera pomysł umieszczenia pogotowia w strażnicy?”

Dyrektor poinformowała, że byłaby za tym pomysłem, bo pracownicy mieliby lepsze warunki pracy, ale pracowników nie będzie mogła wykorzystać do innych zadań. Ponadto obecne pomieszczenia stałyby puste, czynsz miesięczny około 5 tyś.zł., i to będzie stanowić duże obciążenie dla rozpoczynającej działalność spółki.
Starosta: "Na ostatnim posiedzeniu Zgromadzenia Wspólników ustalono, iż miały być przygotowane koszty pogotowia, lecz nie ma ich do dnia dzisiejszego, a to już minęło ok. 3 tygodni".

Dyrektor: "Pogotowie nie przynosi strat, daje ok. 5 tyś. zł zysku miesięcznie, ale gdyby pogotowia nie było, to koszty zarządzania dałyby kwotę ok. 20 tyś. zł.”.

Starosta: „Ile wynosi miesięczny kontrakt na pogotowie?”

Dyrektor: "Ok. 200 tyś.zł., środki głównie idą na wynagrodzenia pracowników”.

Starosta: „Jak wyglądać będą pierwsze 2 miesiące spółki?”

Dyrektor: "To trudny okres dla spółki. Dopóki spółka nie wypracuje nadwyżki finansowej, to będzie ciężko. Może trzeba będzie wziąć kredyt, pożyczkę w kwocie ok. 300 tyś. zł. (rozpoczęte zostaną rozmowy z bankiem). Ponadto zakłada się pożyczkę od właściciela spółki (kwota ok. 250 tyś. zł). Na wynagrodzenia potrzebna będzie kwota ok. 600 tyś.zł., na programy ok. 50 tyś. zł. W sumie na start dla spółki potrzebna jest kwota ok. 1 ml. zł.

wtorek, 19 kwietnia 2011

Narodziny "gwiazdy"

Bardzo ważny tekst ukazał się na blou radnego powiatowego Marka
Zagrobelnego. Otóż radny ów będący członkiem PiS w Radzie Powiatu znajduje się w koalicji m.in. z PO.
Radny Zagrobelny postanowił oświecić siebie (na tym polu ma jeszcze kolosalne rzeczy do zrobienia) oraz swoich Czytelników. Zamieścił więc na swoim rzadko czytanym blogu (każdy komu cenne jest jego zdrowie psychiczne raczej tam nie zagląda) tekst, którego źródła nie podał.
Tekst nosi tytuł: "Elektorat partii rządzącej". Następnie następuje wymienianie grup, które głosują na PO. I czytamy tam, że PO wygrała wybory parlamentarne, bo głosowała na nich:

1. Zdegenerowana młodzież,
2. Rozmaici pospolici przestępcy, drobni złodzieje, geszefciarze,
3. Medialni półdebile,
4. Agenci dawnych służb wraz z rodzinami,
5. Byli działacze PZPR ,
6. "Nawróceni Jełropejczycy", wstydzący się faktu bycia Polakami.

Oczywiście ,że tekst ten to objaw pisowskiego wzorcowego kretynizmu i poważnie nie ma go sensu analizować. Warto jednak zastanowić się kto głosował np. na PiS jeżeli na PO głosowali "medialni półdebile". "Medialni debile"?
Albo taka grupa: "drobni złodzieje" Znaczy to, że na PiS głosowali średni i grubsi złodzieje? Albo: "pospolici przestępcy". To na PiS głosowali "niepospolici przestępcy"?

Weźmy też inny grupę: "agenci dawnych służb". Przepraszam, to strażacy też na PO oddawali głosy a nie na PSL, którego prezes jest honorowym szefem strażaków - ochotników? Wszak bycie strażakiem, to też służba.

Z tego kretyńskiego tekstu wynika jednak wniosek generalny, że Polska upada, bo nieuczciwych jest więcej jak uczciwych. Bo, jak inaczej PO zdobyłaby władzę?
Kraj ginie! I w związku z tym radny Zagrobelny postanowił Czytelnikom (na szczęście nielicznym) przypomnieć kogo PO ma poparcie.

Sęk tylko w tym, że PiS w Górze jest w koalicji z PO. To ja się pytam: jak można być w koalicji z ludźmi popieranymi w wyborach przez męty społeczne, złodziei, agentów i sam tylko jeden Bóg wie kogo? To odraza radnego Zagrobelnego nie ogarnia? Odruch wstrętu moralnego się nie budzi?

Wszak wspierając w koalicji PO pośrednio wspiera wszystkie te środowiska. A gdzie pisowska czystość moralna? Niezłomność dla zasad? Toż jak nijaki Ziobro dojdzie do władzy wsadzić może radnego Zagrobelnego! A mi osobiście żal by było więźniów w zakładzie karnym siedzących z Zagrobelnym. Umarli by przy nim z nudów.
Wysłuchiwanie radnego jest mniejszą przyjemnością niż skonsumowanie przysłowiowych flaków w oleju. Proszę mi wierzyć, bo nieraz muszę wysłuchiwać tego jego nieporadnego dukania. Jego wystąpienia podczas sesji budzą ogólną wesołość, która radni z coraz większym trudem skrywają.

A jakby Państwo widzieli, jak on się przy najbłahszym wypowiadanym zdaniu puszy! Z jaką emfazą wypowiada nawet najbardziej krótkie zdanie! No, istny Gomułka w pigułce! Nieraz aż boję się, że pęknie i salę trzeba będzie malować! A z finansami w starostwie krucho!

Ja rozumiem, że ciętego z metra prezesa PiS ogarnęło ostatnio szaleństwo, ale to nie powód, by zaraz dostosowywać się do poziomu prezentowanego przez ichniejszego alfę i omegę na wspak. Ale żeby tak zaraz udowadniać światu, że ma się tak bliski związek emocjonalny z głupotami wygadywanymi przez prezesa? Zejest się na tym samym poziomie czyli równolegle do ziemi?

Można rzec, że radny Zagrobelny publikując tekst pokazał się nam z jak najlepszej strony. Prawdziwej. Koalicjanci z PO już wiedzą co w duchu myśli o nich i o ich partii koalicjant. Czytelnicy mogą przeczytać i osądzić stopień zaczadzenia ideologicznego radnego. Podziwiać też mogą polityczną giętkość jego kręgosłupa. Cmokać i zachwycać się nad wyrafinowanym i skomplikowanym niczym metalowa kulka myśleniem.

Radny Zagrobelny od dłuższego już czasu usilnie starał się zapełnić pustkę, jaka powstała na moim blogu po opuszczeniu go przez inną uroczą postać.

Odeszła "Bukietowa" a dzisiaj wzeszedł - wraz z wiosną - "Chwaścik".

piątek, 15 kwietnia 2011

Tak być nie może!

Wczoraj napisałem Państwu o dyskusji na temat szpitala. Może stać się i tak, że niektórzy z Państwa pomyślą, iż stan szpitala i jego finansów nie jest tak tragiczny, jak malowali to niektórzy z wczorajszych dyskutantów. Przypatrzmy się więc danym finansowym obrazującym stan finansów szpitala w roku ubiegłym.

Szpital wypracował 8,6 mln zł dochodu. Koszty i straty związane z wypracowaniem tego dochodu wyniosły 9,3 mln zł. Widać więc jasno, że strata za rok ubiegły wyniosła 0,7 mln zł.

Obecna dyrektorka SP ZOZ Czesław Młodawska zawsze w bardzo szybkich i ściszonych mocno słowach informuje o stracie, by chwilę później głośno i z błyskiem w oczach dodać, iż szpital osiągnął zysk na działalności operacyjnej. Ukochany zysk operacyjny dyrektor Młodawskiej na działalności operacyjnej wyniósł za ubiegły rok ok. 170 tys. zł. Dyrektorka zawsze przy tym powtarza, że strata na działalności całkowitej jest niczym w porównaniu z tym, że szpital się “bilansuje”(!) bo ma zysk na ukochanej przez panią dyrektor “działalności operacyjnej”.

Zapomina ona jednak przy tym dodać, jak to ongiś ująłem, że szpital żyje na kroplówce. Za kroplówkę od lat robi starostwo powiatowe. W roku ubiegłym zapłaciliśmy za szpital z kasy powiatu 558 tys. zł z tytułu poręczonego przez powiat kredytu, który spłacać będziemy przez 30 lat (no, już tylko 28!).

Aby było jasne, jak cenna jest ta kroplówka, która zabija finanse starostwa, to powiem, że w latach 2007 – 2010 powiat wyasygnował na utrzymanie szpitala, z własnych dochodów, kwotę 2.348.492,50 zł. Na dzień dzisiejszy będzie ona zapewne oscylowała w granicach ok. 3 mln zł.

Pamiętam, jak ongiś zdenerowowany ciągłymi finansowymi żądaniami szpitala ówczesny przewodniczący Rady Powiatu Władysław Stanisławski powiedział: "Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej w Górze jest samodzielny tylko w wydawaniu pieniędzy”. Jednak wówczas, a był rok 2009, z tych słów absolutnie nikt nie wyciągnął wniosków. Powiem więcej. I nikt wniosków nadal nie wyciąga, ale wszyscy radni klną pod nosem, że tak być nie może, że trzeba to zmienić, że to nas do niczego dobrego nie doprowadzi.
To znaczy jest niewielka zmiana na lepsze. Znalazło się dwóch radnych, którzy już nie szepcą, ale głośno kontestują obecny stan rzeczy w szpitalu.

Pierwszym, który poznał się na menadżerskich zdolnościach obecnej pani dyrektor był starosta Jan Kalinowski. Podczas swojego krótkiego starostowania powziął on decyzję, że dyrektorka Młodawska zakończy karierę szefa szpitala. Jak postanowił, tak i też ruszył do realizacji pomysłu. Wkrótce dyrektorka dostała upomnienie. Następna miała być nagana a potem wiadmo: dyscyplinarka i good bay madam! Ale przyszły wybory i nowa ekipa objęła władzę.

A nowa ekipa nie paliła się - i nadal nie pali! - do jakichkolwiek roszad personalnych. Już na początku zapewniono pracowników, że nie ma co obawiać się zwolnień. Urodzeni idioci wychylili z tej okazji kilka butelek szmpana a wytrawne i zaprawione w symulowaniu pracy nieroby odetchnęły z głęboką ulgą. Wazeliniarze również poczuli wiatr w żagle.

Nowa ekipa sobie administrowała i nie działo się dosłownie, a nie w przenośni, nic. Na dalsze skoki na kasę starostwa dokonywane regularnie przez dyrektorkę Młodawską Zarząd Powiatu przymykał a to lewe, a to prawe oczko.

Podczas sesji Rady Powiatu w marcu bariera milczenia na temat konieczności dokonania zmiany na stanowisku szefa szpitala została po raz pierwszy postawiona publicznie. Przewodniczący Rady Powiatu Zbigniew Józefiak zabrał w czasie przewidzianym na wolne głosy i wnioski głos i powiedział:

“(...) chodzi o sprawę naszego lecznictwa zamkniętego, chodzi o sytuację w jakiej się znajdujemy, chodzi o sprawę związaną z przekształceniem w spółkę. Natrafiamy na pewne petrurbacje, a to z wyłonieniem dyrektora, a to z powołaniem prezesa tej spółki. Jesteśmy małym środowiskiem i jeżeli Premier Rządu Polskiego, jeżeli Prezydent RP w sprawach trudnych potrafi zorganizować debatę czy powołać zespół doradczy do omawiania problemu myślę, że w warunkach naszej Rady Powiatu można wyjść poza krąg prawem określony tzn. poza zebranie wspólników, którym jest Zarząd plus Rada Nadzorcza. Warto zauważyć, że w tym składzie personalnym, nie ujmując nikomu jego predyspozycji i wiedzy fachowej, brakuje lekarzy a szczególnie w mojej ocenie brakuje osób, które na temat górowskiej służby zdrowia wiedzą dużo więcej niż te osoby. Mam prośbę w formie wniosku i w formie prośby, żeby podjąć ten temat zaprosić do rozmowy kilka osób, nie wymieniają teraz nazwisk, które znają temat i są w stanie w sposób kompetentny pomóc nam w rozstrzygnięciu tego problemu. Wydaje mi się, że jak tego nie zrobimy, to zostaniemy w pewnym niedosycie i wydaje mi się, że warto zrobić wszystko żeby nasz Szpital ostał się w formie takiej, w jakiej może w dzisiejszych czasach obsługiwać nasze społeczeństwo. (...) Jeśli ktoś z państwa Radnych chciałby wesprzeć moją prośbę, to bardzo proszę, jeśli nie to będę sam ją podtrzymywał tak długo, jak długo mamy proces wyłaniania obsad w naszym górowskim szpitalu”.

Tu należy dodać, iż efektem wniosku przewodniczącego Rady było wczorajsze spotkanie, które Państwu w miarę wiernie zrelacjonowałem.

Przewodniczący Rady Powiatu nie powiedział wprost, iż Młodawską należy usunąć. Celem wystapienia było raczej wywołanie tego problemu z zaciszu gabinetów, tak, by również opinia publiczna mogła się dowiedzieć, co dzieje się wokół szpiatala.

Powróćmy do sesji. Przewodniczącemu Rady odpowiedział starosta Piotr Wołowicz.

“Ja to powtórzę, co powiedziałem na Komisji Zdrowia; stwierdziłem, że oczywiście spotkać się możemy i porozmawiać, tylko dobrze byłoby abyśmy określili, kto miałby się spotkać, jaki miałby być cel tego spotkania, i co to spotkanie miałoby dać, bo tego radny Szendryk nie uściślił. Natomiast, jeśli to spotkanie miałoby sugerować, proponować rozwiązania kadrowe czy personalne, to chciałbym przypomnieć, że w obecnej chwili sytuacje różnią się o tych, które miały miejsce w SP ZOZ. To już jest spółka a spółka kieruje się kodeksem spółek handlowych, umowa Spółki, która jasno mówi, kto dokonuje różnego rodzaju decyzji personalnych i takie spotkanie, tak myślę, że miałoby na celu ustalenie, zaproponowanie personalnych takich kandydatur, to myślę, że to wywieranie na prawne, ustawowe gremia jakiegoś nacisku byłoby nie wskazane. Jeden z celów, takim, że Spółki zastępują SP ZOZ, wiąże się z tym, żeby to właściwe organy a nie grupy, które decydowały o tym do tej pory, podejmowały decyzje i oczywiście konsekwentnie odpowiadały za te decyzje, bo to się z tym wiąże; z odpowiedzialnością za te decyzje. Problem tego Szpitala polegał na tym, że ciągle się ktoś spotykał, ciągle ktoś ustalał, ciągle ktoś powoływał nie wiadomo, z jakiego klucza osoby, które zarządzały tym szpitalem, czego konsekwencje dzisiaj dopiero możemy obserwować, oczywiście nie jest powiedziane, że w wyniku tych procedur, które Kodeks Handlowy dzisiaj przewiduje, że to będą super kandydaci czy też super decyzje, ale tutaj przynajmniej jest jasno napisane, kto to ma robić i kto bierze za to pełna odpowiedzialność. I tak jak powiedziałem Komisji, że rozumiem jakąś dobrą wolę i o służbie zdrowia generalnie możemy rozmawiać. Jesteśmy na takim etapie, jakim jesteśmy, ale jak byśmy mieli bardziej sprecyzowany cel tego spotkania, czyli, co ono miałoby dać i kto miałby się spotkać ,to wtedy można by coś więcej powiedzieć na ten temat”.

Wyraźnie widać sceptycyzm a nawet niechęć starosty w sprawie dopuszczenia do wysłuchania opinii ludzi spoza wąskiego gremium. Gremium, co należy zaakacentować, mającego dość mgliste pojęcie o funkcjonowaniu służby zdrowia, ale mającego dobry i częsty dostęp do ucha pańskiego.

Przewodniczący Zbigniew Józefiak jednak nie odpuścił:

“Nie znajduję powodu, dla którego miałbym w tej chwili precyzować, kto miałyby personalnie w tym brać udział, nie mniej jednak pozwolę sobie wrócić poza sesją do tego tematu, bo nie jest to inicjatywa mieszcząca się w formule statutowej czy ustawowej. Ja to doskonale rozumię. Natomiast chciałbym abyśmy zrobili wszystko to, co można zrobić w takiej sytuacji, bo to, że mamy rozwiązania prawne Radę Nadzorczą, Walne Zgromadzenie Wspólników i Zarząd, który bierze w tym wszystkim udział, ale w momencie, kiedy się nie powiedzie całą odpowiedzialność nie spadnie na Radę Nadzorczą tylko wszystko spadnie na Radę Powiatu i Rada Powiatu jest tym, odnośnikiem, która bierze na siebie odpowiedzialność i stąd o tym mówię.”

No i przewodniczący nie odpuścił! Spotkanie się odbyło. Wynik dyskusji znamy – szykuje się zagłada szpitala.

Trzeba jednak dzisiaj dopowiedzieć “b” skoro rzekło się “a”.
Sprawy idą w złym kierunku. Teoretycznie starosta miał rację mówiąc, iż to określone prawem organy decydują o obsadzie personalnej spółki. Starosta jednak, jako członek Platformy Obywatelskiej, nie powinien tego mówić. Jest bowiem członkiem partii. A nasze wkurwiające mnie niestannie partie mają to do siebie, że jak dorywają się do koryta, to żłopią z niego bez umiaru i zasad. Taką gadkę, to starosta, mógłby wygłosić na seminarium partyjnym obradującym nad zagadnieniem: “Wieprze a partie. Wykazanie podobieństw w zachowaniu i obyczajach przy korycie”.

Starosta zapomniał o kilku ważnych sprawach, o których pamiętał przewodniczący Zbigniew Józefiak. W przypadku plajty spółki, to nie 7 członków Zgromadzenia Wspólników najbardziej ten fakt odczuje. Upadek szpitala dotknie kilka tysięcy pacjentów, którzy tu się leczą. I to jest najaważniejszy powód, iż nie można problemów szpitala pozostawiać w rękach absolutnych amatorów. Dopowiem więcej. Ja na własne oczy nigdy nie widziałem członków Rady Nadzorczej podczas obrad Komisji Zdrowia. Ja nie widziałem ich podczas sesji, gdy mówiono o problemach szpitala. To ja bym chciał wiedzieć, jaką mamy gwarancję, że oni na serio, a nie dla diet, będą poświęcali maksimum wolnego czasu dla rozwiązywania problemów naszego szpitala. Ja powiem tekstem otwartym. Ja uważam Radę Nadzorczą spółki za organ w najwyższym stopniu niekompetentny. Mamy tam np. członka pewnej zdechłej partii.

Starosta zapomniał też o innej sprawie. Ten szpital jest własnością wszystkich mieszkańców powiatu. Ja np. mam do niego stosunek sentymentalny. Tam się urodziłem ja i dwaj moi bracia. W tym szpitalu przyszła na świat liczna gromadka moich kuzynów i kuzynek. Tam umarła moja mama i babcia. I pewnie ja również tam zamknę oczy. Państwo macie zapewne podobne doświadczenia. I niech nam starosta nie mówi, że kompletni laicy mają spowodować to, że będziemy ostatnie tchnienie wydawali w obcych murach i pod innym niż naszym najpiekniejszym na świecie górowskim niebem.

A niechęć starosty do otwartej dyskusji z fachowcami i zdawanie się na przypadkowych amatorów, może spowodować, że będziemy umierali w oddaleniu od bliskich. A do tego dopuścic nie można!

I dlatego po stokroć ma rację przewodniczący Zbigniew Józefiak żądając otwartej dyskusji nad przyszłością szpitalnej spółki. I wciąż nie zapominajmy, że będzie to spółka w 100% samorządu powiatowego, a więc nasza. Bo samorząd, to nie tylko Rada Powiatu i Rada Nadzorcza, ale przede wszystkim mieszkańcy tego powiatu.

Wszyscy mamy dość anonimowych lekarzy, którzy traktują nasz szpital, jak krowę dojną a pacjentów, jako uciążliwy dodatek do szpitala. Obleźli nas przyjezdni, jak wszy mundury żołnierzy w ziemiankach. Szuka się dyrektora, prezesa we Wrocławiu. Na spadochroniarzach zawsze wychodzilismy źle. Ale nowa władza udaje – a może nie udaje – że tego nie wie. Nie łudźmy się. Każdy z zewnątrz będzie z partyjengo namaszczenia. W naszym przypadku z PO. Już była podjęta taka próba. Gość, nomen omen, nazywał się Stypa. Do tego dopuścić nie można. Państwo słyszą i widzą polityków z tzw. I linii. Ilu z nich mówi poprawnie? Ilu z nich na czymś się zna? Wszystko, co rozumne zagospodarowano. Pozostali przeciętniacy, idioci, debile, ale członkowie tej czy innej partii. Ale im trzeba dać żreć! No i się kombinuje!

A jest fucha w Górze. A nasi tam rządzą. To co? Posyłamy towarzysza partyjnego? A w Górze, to co on ma robić? Dyrektorem albo prezesem szpitala zostać. A gdzie on pracował? W wielu miejscach. Sprawdził się? A co to ma za znaczenie, nasz ci on jest!

I tego należy za wszelką cenę uniknąć. Mamy przykład. Starosta skarżył się wczoraj, że Izba Przyjęć źle funkcjonuje. Sytuacja kuriozalna! Starosta skarży się, że w podległej mu placówce żle funkcjonuje jeden z działów ludziom, z którymi wcze śniej miał wątpliwości czy rozmawiać?!

I jeszcze mówi, że dzieje się tak od dłuższego czasu. Wtopa na całego! A czemu nic nie zrobiono, by to zmienić?

Ale ja Państwu powiem dlaczego się tak dzieje. Mówił o tym wczoraj doktor Andrzej Parzonka. Bo zarówno dyrekcja, jak i przygniatająca wiekszość personelu leakrskiego nie jest z Góry. Nie tu robia zakupy, nie tu do szkoły chodzą ich dzieci a do fryzjerów żony. I oni czują się i będą czuli bezkarni! I nic tu nie pomoże dyscyplinowanie i inne sranie w banie! Trzeba stworzyć ekipę związaną z Górą. I wówczas sprawy będą się miały zgoła odmiennie. Taką, by odpowiedzialny za placówkę dyrektor nie był zawstydzany na ulicy informacją, że jeden z jego pracowników 3 godziny schodził do pacjenta. Nawiasem mówiąć czy ten gad jeszcze pracuje w naszym szpitalu?

Wiedziałem, że nowa władza problemu szpitala nie udźwignie. Ale sądziłem, że może chociaż spróbują się z nim zmierzyć. Zawiodłem się. I to sobie Państwo zapamiętajacie. Jeżeli spółka padnie, to pełną i całkowią odpowiedzialność za to poniesie górowska Platforma Obywatelska. A to będzie niewybaczalne.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Kurs na zagładę

Sprawa funkcjonowania szpitala była dzisiaj tematem spotkania, które zwołał starosta Piotr Wołowicz. W spotkaniu uczestniczyli zaproszeni lekarze: Jacek Chmielewski, Andrzej Parzonka, Abdul Zygan – Zeid. Ponadto w spotkaniu uczestniczył przewodniczący Rady Powiatu – Zbigniew Józefiak, wicestarosta – Paweł Niedźwiedź oraz radni – członkowie Komisji Zdrowia: Jan Kalinowski (bez wątpienia lekarz), Dariusz Wołowicz, Piotr Iskra, Marek Hołtra.

Spotkanie rozpoczął starosta Piotr Wołowicz, który określił cel mającej się odbyć dyskusji. Starosta chciał poznać opinię zaproszonych lekarzy na temat funkcjonowania naszego szpitala, ich uwagi dotyczące współpracy prowadzonych przez nich Niepublicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej z naszym szpitale, podzieleniem się doświadczeniem z funkcjonowania prywatnych przychodni pod kątem mającego nastąpić z dniem 1 maja 2011 roku przekształcenia naszego szpitala w spółkę będącą w 100% własnością powiatu górowskiego.

Jako pierwszy głos zabrał przewodniczący Rady Powiatu – Zbigniew Józefiak, który powiedział, że mamy szpital w fazie przekształcania w spółkę. Czynione próby wyłonienia szefa spółki nie przyniosły rezultatu i „nie wyglądają one różowo”. Przewodniczący poprosił, by zaproszeni lekarze spróbowali określić kryteria, jakie według nich powinien spełniać szef spółki. Przewodniczący stwierdził, iż obecna dyrektorka nie spełnia kryteriów, które powinien spełniać szef spółki. Dowodem na to jest przesuwanie w czasie wielu rzeczy, liczne niedomówienia, niedoinformowanie radnych o sytuacji w szpitalu. To wszystko nie służy naszemu szpitalowi w opinii szefa Rady Powiatu.

Radny Jan Kalinowski powiedział:

„Niewygodnie jest mi to mówić, ale spotykam się bardzo często pracując w przychodni, że pacjenci w wieku 40 – 45 lat nie chcą iść leczyć się do naszego szpitala”. Druga sprawa jest taka, że Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej” – kontynuował Jan Kalinowski – „nie jest w stanie utrzymać się przy życiu, jeżeli na płace idzie ponad 80% wysokości kontraktu. Zauważyłem też, że na niektórych oddziałach płace sięgają nawet 86% wartości kontraktu”.

Doktor Andrzej Parzonka w odpowiedzi na problem wysokiego udziału płac w stosunku do kontraktu stwierdził, iż dziać się może tak dlatego z dwóch powodów. Pierwszym powodem może być zbyt niski kontrakt, a drugim nadmierna ilość personelu zatrudnionego w szpitalu.

Doktor Abdul Zygan – Zaid przedstawił sytuację we wschowskim szpitalu, gdzie pracuje. Szpital we Wschowie ma kontrakt z NFZ o ok. 3 mln zł mniejszy od kontraktu szpitala górowskiego. Należy do sieci szpitali tworzących Grupę Nowy Szpital.

Połowa pracujących w tym szpitalu pielęgniarek zatrudniona jest na kontrakty. W miesiącu mają 10 dyżurów trwających 24 godziny. Doktor Abdul Zygan – Zeid przyznał, iż połowa personelu średniego pracującego we wschowskim szpitalu nie jest z tego zadowolona.

W tym miejscu przewodniczący Zbigniew Józefiak zapytał się o wysokość zarobków personelu średniego we wschowskim szpitalu. Doktor Abdul Zygan – Zeid stwierdził, iż są one niższe o 20% - 25% i dodał, że średniego personelu w tamtejszym szpitalu jest mniej o 20% w porównaniu ze szpitalem górowskim.

Kontynuując swoją wypowiedź doktor Zygan – Zeid opisał niektóre aspekty funkcjonowania szpitala we Wschowie. W szpitalu wyliczone są koszty tygodniowe dla każdego oddziału. Przekroczenie ich wywołuje reakcje szefa szpitala, gdyż trzeba na piśmie wytłumaczyć jego powody.

Płace we wschowskim szpitalu wynoszą ok. 70% wielkości kontraktu, ale dyrektor dąży do tego, by zejść do poziomu 66%. Szpital wiedząc, że nie może liczyć na wzrost kontraktu z NFZ stara się ciągle zwiększać swoje dochody. By to osiągnąć uruchomili Oddział Intensywnej Opieki Medycznej, bo NFZ płaci bez łaski 100% za wszystkich, którzy tam się leczą. W chwili obecnej trwają prace nad uruchomieniem stanowisk ze sztucznymi nerkami. Mają Zakład Opiekuńczo – Leczniczy zarówno na kontrakt z NFZ, jak i z łóżkami komercyjnymi. Rozpoczęto wykonywanie drobnych zabiegów ortopedycznych, bo na takie zabiegi czeka się miesiącami w nielicznych oddziałach ortopedycznych.

Doktor Abdul Zygan – Zeid stwierdził, że szpitalom obsługującym do 40 tys. potencjalnych pacjentów będzie bardzo trudno przetrwać. Medycyna jest coraz nowocześniejsza, a to powoduje, że, by przyciągnąć pacjenta trzeba kupować bardzo drogi sprzęt. Szpitala takiego, jak nasz nigdy nie będzie stać na zakup np. tomografu, bo on się nam nigdy nie zamortyzuje. A pacjenci będą szli tam, gdzie taki nowoczesny sprzęt będzie.

Doktor przedstawił także problem, jaki stanowi utrzymywanie w naszym szpitalu oddziałów zabiegowych. Wg niego, to jest bardzo kosztowne. Wynika to z faktu, iż NFZ ma bardzo wyśrubowane przepisy dotyczące ilości osób pracujących na takim oddziale. A to powoduje ogromne koszty, bo ludzie ci nie co dzień mają co robić. A płacić im trzeba. Wyjściem z tej sytuacji jest wejście w porozumienie, z którymś z sąsiednich szpitali, po to, by ostre dyżury (kosztowne) pełnić na zmiany. To pozwoli zejść z kosztów.
Doktor Abdul Zygan – Zeid postulował, by nasz szpital zdążał w kierunku zainicjowania „chirurgii jednego dnia”. Pacjentowi wykonuje się zabieg, po którym może on natychmiast wrócić do domu.

Uczestnicy spotkania dowiedzieli się również, że szpital ten nie prowadzi kuchni (catering), prywatna firma sprząta. Na uwagę, że we wschowskim szpitalu posiłki kosztowały drożej doktor Zygan – Zeid stwierdził, iż jedzenie jest też formą leczenia pacjenta i absolutnie nie można pacjenta głodzić. Przypomniano też postać byłego przewodniczącego Rady Powiatu – Edwarda Kowalczuka, który po powrocie z leczenia w rawickim szpitalu opowiadał, że dają tam pacjentom: śniadanie, obiad, deser, podwieczorek, kolację.

Doktor Jacek Chmielewski zwrócił uwagę, iż w całym kraju widać wyraźny trend do łączenia się małych szpitali w sieci. Dla wchodzących w sieć szpitali przynosi to oszczędności. Wówczas wszystkie one nie muszą utrzymywać laboratoriów, specjalistki, podstawowej opieki zdrowotnej. W ten sposób schodzą z kosztów. Doktor Jacek Chmielewski zauważył również, że nie bardzo wiadomo czy ponowny przypływ pacjentów do górowskiego szpitala spowoduje wzrost jego dochodów czy też wygeneruje większe koszta.

Przewodniczący Zbigniew Józefiak zastanawiał się głośno czy odpływ pacjentów z naszego szpitala nie jest spowodowany zbyt małym zaufaniem, jakim cieszy się pracujący w naszym szpitalu personel lekarski, który w całości wywodzi się spoza naszego terenu.

Doktor Andrzej Parzonka odpowiadając przewodniczącemu powiedział, że zawsze jest tak, że są pacjenci, którzy ganią lekarzy, ale są i chwalący. Na ten problem należy też tak spojrzeć. Z nostalgią w głosie wspomniał czasy, gdy w naszym szpitalu pracowali sami lekarze górowscy, którzy tu mieszkali i byli ogólnie znani. Spotykali oni swoich pacjentów na ulicy, w sklepie. Każdy znał każdego. Teraz lekarze w naszym szpitalu są anonimowi dla górowian. Obecnie doktor Andrzej Parzonka potrafił wymienić tylko dwóch czy trzech lekarzy pracujących w naszym szpitalu i znanych mu osobiście.

Doktor Abdul Zygan – Zeid przestrzegał przed nadlimitami wykonywanymi przez nasz szpital. Nie dość, że NFZ nie płaci za nie na czas, to płaci tyle, że szpital jeszcze do tego interesu dokłada.

Przewodniczący Zbigniew Józefiak powrócił do tematu płac we wschowskim szpitalu. Chodziło mu o proporcje płacowe pomiędzy personelem średnim a wyższym. Doktor Abdul Zygan - Zeid wyjaśnił, iż taka proporcja zachodzi tam w stosunku 1 do 3. Lekarze zatrudnieni we wschowskim szpitalu zarabiają o tyle więcej, o ile punktów z kontraktu więcej wykonają. Dobrze pracuje – dużo zarabia.

Z sali padła uwaga, że niektórzy nasi lekarze przesiedzą 7 godzin i za to im się płaci. Doktor Abdul Zygan – Zeid stwierdził, że jest to kwestia organizacji pracy i prawidłowego zarządzania szpitalem.

Starosta Piotr Wołowicz poruszył kwestię funkcjonowania Izby Przyjęć w naszym szpitalu. Powiedział, że nie ma tygodnia, by nie było skarg na jej funkcjonowanie a pierwszy kontakt z pacjentem odbywa się właśnie w Izbie Przyjęć.

Doktor Jacek Chmielewski podał przykład, gdy pacjent miał migotanie przedsionka serca i musiał czekać trzy godziny w Izbie Przyjęć. Pomimo tego nie został przyjęty. Powrócił do domu i zadzwonił po pogotowie, która przyjechała po 15 minutach iż zawiozła go do szpitala. Doktor Jacek Chmielewski stwierdził, iż nasza Izba Przyjęć jest źle zorganizowana. Brakuje najwyraźniej procedur organizacyjnych i dlatego działa to tak, jak działa.

Radny Marek Hołtra przypomniał, że z problemem niewłaściwego funkcjonowania Izby Przyjęć borykał się też w czasach, gdy wraz dyrektorem Wacławem Grzebieluchem zarządzali szpitalem. Opowiedział, jak pielęgniarka 4 razy dzwoniła po lekarza, ale ten nie miał zamiaru zejść. Marek Hołtra mówił też o tym, że doktor Wacław Grzebieluch poświęcał dużo czasu na nadzorowanie Izby Przyjęć i instruowaniu pielęgniarek i lekarzy o właściwym sposobie jej funkcjonowania.

Doktor Abdul Zygan – Zeid włączył się w dyskusję i stwierdził, że w szpitalu należy wdrożyć motywacyjny system płac, bo w przeciwnym wypadku będzie tak jak jest. Przychodzi lekarz na dyżur i 14 godzin śpi. Podał przy tym przykład oddziału wewnętrznego, gdzie po 15 niektórzy z lekarzy nie chcą zbadać pacjenta.

Doktor Andrzej Parzonka apelował, by nawiązać współpracę ze szpitalami w Wołowie, Wschowie w sprawie wspólnego prowadzenie oddziału zabiegowego. Jego zdaniem NFZ przykręcił śrubę, bo w systemie jest za mało pieniędzy. „To jest ostatnia chwila na tego typu pociągnięcie” – apelował.

Przewodniczący Zbigniew Józefiak zapytał lekarzy, jak układa się im współpraca z naszym szpitalem. Okazało się, że trudno mówić o współpracy. Badania morfologiczne w Górze są droższe trzykrotnie od przeprowadzanych w rawickim szpitalu. Okazało się, że nasz szpital wysyła do laboratorium w Rawiczu badania bakteriologiczne.

Doktor Jan Kalinowski stwierdził, że dyrektorka Czesława Młodawska jest kreatywnym menadżerem. W radiu „elka” można było wysłuchać wywiadu, w którym opowiadała, co się zmieni. Z treści wywiadu wynikało, że tylko pieczątki i nazwa szpitala.

Doktor Abdul Zygan – Zeid powiedział, że w naszym szpitalu pada sprzęt a diagnostyka jest na poziomie sprzed 10 lat.

Następnie zaczęto omawiać sprawę spółki, która od 1 maja przejmie na siebie zarządzanie szpitalem. Lekarze chcieli wiedzieć, jak w praktyce ma to wyglądać. Kiedy usłyszeli, iż do spółki przechodzi na zasadzie paragrafu 23’ Kodeksu Pracy cała załoga szpitala zatrudniona na umowy o pracę, doktor Jacek Chmielewski przeżegnał się. I ja wcale nie żartuję!

Wielkie oczy i zdziwione miny mieli również w momencie, gdy dowiedzieli się, iż proces restrukturyzacji ma się odbyć już pod rządami spółki. Doktor Abdul Zygan – Zeid przypomniał, iż w złotych dla służby zdrowia latach 2007 – 08 nasz szpital przejadł duże środki. Wówczas pieniądze te zostały zmarnowane i nic nie zrobiono. Odnosząc się do takiej formy przekształcenia z tą samą ekipą powiedział, że jest to wariant bardzo optymistyczny.


Po zakończeniu spotkania, przez dłuższą chwilę rozmawiano na korytarzu. Doktor Andrzej Parzonka stwierdził, że: „Każdy kto w tej sytuacji zgłosi się na szefa szpitala musi być poddany badaniu psychiatrycznemu”.

Dziwiono się, że nowy Zarząd Powiatu nie zrobił niczego, by zmienić zasady startu spółki. Mówiono, że spółka już na starcie będzie w złej kondycji finansowej, bo tak naprawdę będzie to obecny szpital, tyle, że w formie spółki. Jednak sposób jej funkcjonowania nie ulegnie zmianie ani na jotę. Tak naprawdę nikt nie dawał spółce szans na przeżycie. A mówili to ludzie, którzy robią pieniądze na leczeniu pacjentów i można im w tej kwestii ufać.

Niektórzy z rozmówców robili wielkie oczy, gdy dowiadywali się o obsadzie Rady Nadzorczej spółki. Nie wierzyli własnym uszom, że w jej składzie nie ma żadnego lekarza. Na usprawiedliwienie obecnego Zarządu miałem jednak argument, iż to była starościna zmajstrowała taki a nie inny skład. Na uwagę, że jej już nie ma i można było skład zmienić argumentów już nie miałem.

Można powiedzieć, że nasza spółka jest jak „Tytanic”, ale jej kapitanowie mają tę przewagę nad kapitanem sławnego statku, że wiedzą, iż góra lodowa jest na kursie. Pytanie jest tylko takie: czy Zarząd Powiatu zmieni kurs? Czy też będzie liczył na to, że góra lodowa przerzuci stery i zmieni kurs. To, że spółka przy obecnym kursie Zarządu Powiatu jest skazana na zagładę może być nieoczywiste tylko dla idiotów.

Spór o szyny

Z inicjatywy burmistrz Ireny Krzyszkiewicz odbyło się wczoraj spotkanie w sprawie omówienia dotychczasowych prac związanych z przejęciem linii kolejowej nr 372 Bojanowo – Góra. W spotkaniu uczestniczyła grupa radnych miejskich oraz przewodniczący Rady Powiatu – Zbigniew Józefiak oraz wicestarosta Paweł Niedźwiedź.


Burmistrz Irena Krzyszkiewicz w swoim wystąpieniu stwierdziła, że sprawa utrzymania linii kolejowej jest ważna i istotna. Przypomniała historię starań o utrzymanie linii kolejowej.

W styczniu 2011 roku, podczas spotkania w Ministerstwie Infrastruktury starosta Piotr Wołowicz oraz burmistrz Góry uzgodnili, która ze stron przejmie linię kolejową. Stało się jednak tak, że powiat nie przejął linii kolejowej, gdyż Rada Powiatu była przeciwna temu posunięciu. Jak stwierdziła burmistrz Irena Krzyszkiewicz starostę usprawiedliwia fakt, iż radni byli przeciwnego zdania.

Burmistrz przypomniała, że zawarte porozumienie z Generalną Dyrekcją Dróg i Autostrad i Polskimi Liniami Kolejowymi przewidywało, że wiadukt powstanie, ale pod warunkiem przejęcia linii przez któryś z naszych samorządów. Sygnatariuszem porozumienia było również Starostwo Powiatowe. Burmistrz zadała pytanie: kto przejmie linię kolejową gmina czy powiat?

Po wystąpieniu burmistrz Ireny Krzyszkiewicz głos zabrał wicestarosta Paweł Niedźwiedź. Wicestarosta przypomniał, że już w 2006 roku poproszono Radę Powiatu o opinię na temat likwidacji linii kolejowej. Rada Powiatu negatywnie zaopiniowała ten wniosek. Wicestarosta przypomniał, iż projektując S5 popełniono zasadniczy błąd. Projektanci założyli, iż linia kolejowa Góra – Bojanowo jest nieczynna. W rzeczywistości po torach łączących Górę z Bojanowem kursowały pociągi towarowe.

GDDiA skierowała również pismo do Powiatowego Zarządu Dróg z prośbą o zaopiniowanie prze biegu S5 przez teren powiatu górowskiego. Ale PZD przedstawiono jedynie do zaopiniowania przebieg S5 nie wspominając ani słowem o linii kolejowej. Wicestarosta przypomniał, iż Starostwo zwracało się do firm z naszego terenu, które korzystają z linii kolejowej i one również były przeciwne zamiarom likwidacji linii.

Burmistrz Irena Krzyszkiewicz powiedziała, iż firm korzystających z linii będzie więcej związku z powstaniem Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Jest zainteresowanie firm, ale warunkiem jest istnienie linii kolejowej. Burmistrz przypomniała, iż zawarte w 2010 roku porozumienie sygnowane było również przez władze powiatu o czym świadczy paragraf 3. To powiat i gmina deklarowały zamiar i wolę przejęcia linii. Przypomniała też, że w sprawę zaangażował się marszałek województwa. Gdy dopuści się do likwidacji linii przestanie ona fizycznie istnieć, bo wkrótce tory zostaną rozebrane z powodu braku nadzoru nad nimi. Burmistrz wspomniała też, że za 3 do 5 lat niezbędny będzie remont linii.

Irena Krzyszkiewicz nie ukrywała swojego zawodu faktem podjęcia przez Radę Powiatu uchwały, w której Rada Powiatu negatywnie zaopiniowała przejęcie linii przez powiat.

Głos zabrał przewodniczący Rady Powiatu Zbigniew Józefiak, który stwierdził, że Rada Powiatu musi patrzeć na cały powiat. Z istnienia linii kolejowej Góra – Bojanowo korzyść wyniesie tylko gmina Góra.

Wicestarosta Paweł Niedźwiedź przypomniał, iż mimo, że Rada Powiatu podjęła negatywną decyzję i nie przejmie linii, ale też negatywnie opiniowała, i nadal będzie w ten sposób opiniowała, zamiar likwidacji linii mając świadomość, że jest ona bardzo potrzebna gminie Góra.

W odpowiedzi burmistrz Irena Krzyszkiewicz zarzuciła władzom powiatu, że łamią paragraf 3 porozumienia, który mówi, że gmina Góra i powiat górowski przejmą linię. Następnie zwróciła się do wicestarosty z pytaniem czy powiat będzie partycypował w kosztach utrzymania linii oraz czy wicestarosta wywoła uchwałę Rady Powiatu w tej sprawie.

Wicestarosta Paweł Niedźwiedź uchylił się od złożenia deklaracji w tej sprawie, gdyż – jak stwierdził – w Radzie Powiatu jest oprócz niego jeszcze 14 radnych.

W tej sytuacji burmistrz spytała czy jeżeli zwróciłaby się do Zarządu Powiatu w tej sprawie, to wicestarosta wywołałby temat uchwały w sprawie partycypacji w utrzymaniu linii kolejowej. Burmistrz podkreśliła, że taka uchwała świadczyłaby o jedności gminy Góra i powiatu w sprawie utrzymania linii kolejowej.

Przewodniczący Rady Powiatu Zbigniew Józefiak odpowiedział, iż bez wątpienia taka uchwała może być podjęta. Chodzi jednak o konkrety czyli koszty związane z realizacją takiego zobowiązania. Zgodził się z burmistrz Ireną Krzyszkiewicz, iż w tej sprawie powinna panować jedność. Równocześnie przewodniczący zaapelował, by poruszać się we właściwym kierunku. Przypomniał, iż prawnym właścicielem ziemi, na której biegnie tor kolejowy jest Skarb Państwa. PKP nie ma tytułu prawnego do tej ziemi. Jest tylko jej użytkownikiem. Zbigniew Józefiak powołał się przy tym na przepisy ustawy wprowadzającej samorząd w Polsce z roku 1990. Wg niego, z mocy prawa, należy skomunalizować grunty pod linią kolejową. Procedura ta trwałaby 2 do 3 miesięcy. Prawnym właścicielem gruntów pod torami oraz budynków kolejowych stałaby się wówczas gmina Góra. Przewodniczący przytoczył tu przykład gminy Twardogóra na Dolnym Śląsku, gdzie właśnie na podstawie ustawy z 1990 roku skomunalizowano ziemię i budynki będące tylko pozornie własnością PKP.

Przewodniczący Rady Powiatu przypomniał również, że porozumienie z 2010 roku podpisane zostało przez ówczesną starościnę bez upoważnienie ze strony Rady Powiatu. Ponadto Zbigniew Józefiak stwierdził, że porozumienie zawarte w 2011 roku nie precyzowało i nie wskazywała kto przejmie linię; powiat czy gmina?

Burmistrz Irena Krzyszkiewicz w odpowiedzi przewodniczącemu stwierdziła, że obowiązuje ciągłość władzy, a więc powiat winien respektować zobowiązania podjęte przez władze powiatu w poprzedniej kadencji. W swojej wypowiedzi burmistrz zarzuciła władzom powiatu, iż decyzję o nieprzejmowaniu linii kolejowej podjęły one grubo przed sesją, która odbyła się w marcu, na której podjęto uchwałę o braku zainteresowania powiatu przejęciem linii.

Z tezą burmistrz Ireny Krzyszkiewicz nie zgodził się przewodniczący Zbigniew Józefiak, który przypomniał, iż 9 lutego, tuż przed sesją Rady Powiatu, odbyło się spotkanie zorganizowane przez niego w sprawie linii kolejowej. W spotkaniu uczestniczyli m.in. radni powiatowi, ale zabrakło na nim – pomimo informacji, radnych gminnych i burmistrza. Sesja, na której podjęto uchwałę odbyła się ponad miesiąc później, bo w połowie marca. Zbigniew Józefiak raz jeszcze powtórzył swoją opinię na temat stanu prawnego linii kolejowej – jej właścicielem jest gmina Góra, ale należy to uregulować prawnie.

Radny miejski Bolesław Siekanowicz stwierdził, że stanowisko powiatu w tej sprawie bardzo go zasmuca. Radny dziwił się, że Rada Powiatu podjęła taką uchwałę. Apelował o rozmowy z gminą Bojanowo, by ta nie zgadzała się na likwidację linii na terenie swojej gminy. Pytał czy ktoś rozmawia z burmistrzem Bojanowa. Wyraził też zdziwienie, że po wybudowaniu wiaduktu, to gmina ma odpowiadać za jego stan techniczny.

Burmistrz Irena Krzyszkiewicz ponownie nawiązała do paragrafu 3 porozumienia. Stwierdziła, że w rozmowach z GDDiA wyraźnie stwierdzała, że najpierw należy wybudować wiadukt a następnie zostanie on przejęty przez samorząd. Przypomniała, że wiąże się to z kosztami. Wartość wiaduktu, to ok. 10 mln zł, i z tego gmina będzie w momencie przejęcia zobowiązana do zapłacenia ok. 2 mln zł podatku. Doliczyć należy do tego również koszty związane z eksploatacją wiaduktu, jego przeglądami i naprawami.

Stanowisko GDDiA było takie – przypomniała burmistrz- że najpierw my przejmiemy linię kolejową o dopiero później GDDiA wybuduje wiadukt.

Burmistrz wyraziła również swoje najgłębsze niezadowolenie, że nie zna treści korespondencji w sprawie linii kolejowej, którą prowadzi starostwo. „Chodzę po starostwie i proszę o korespondencję, a to panią sekretarz, a to kogo innego. Chcę mieć kopie wszystkich pism w tej sprawie” – stwierdziła.

Kolejną poruszoną przez burmistrz sprawą była rola powiatu. Jak stwierdziła burmistrz powiat ma reprezentować wszystkie gminy. Przypomniała, że burmistrz Bojanowa nie jest zainteresowany utrzymaniem linii. W związku z tym zapytała: „czy ktoś rozmawia z burmistrzem Bojanowa?”

Brak odpowiedzi na to pytanie wywołał kolejne, które burmistrz skierowała do wicestarosty: „czy pan starosta da mi upoważnienie do rozmów z burmistrzem Bojanowa?”

Burmistrz Irena Krzyszkiewicz wyraziła również swoje niezadowolenie z powodu wpisania do uzasadnienia uchwały Rady Powiatu w sprawie nieprzejmowania przez powiat linii kolejowej zdania, w którym Rada Powiatu akcentowała interes gminy Góra w przejęcie linii kolejowej. „To nie gmina Góra, ale powiat ma wydział komunikacji” – stwierdziła.

Głos zabrał wicestarosta Paweł Niedźwiedź. W swojej wypowiedzi wicestarosta przedstawił aspekty ekonomiczne leżące u podstaw uchwały Rady Powiatu o nieprzejmowaniu linii. Stwierdził, że są rzeczy, które mocno obciążają budżet powiatu. Mówił oczywiście o ogromnym zadłużeniu powiatu w związku z kredytem poręczonym dla szpitala, którego ten nie spłaca. „Powiatu nie stać na to” – stwierdził wicestarosta.

W tym miejscu burmistrz Irena Krzyszkiewicz zadała pytanie: „To sytuacja powiatu się pogorszyła?” „Tak” – odpowiedział bez chwili wahania Paweł Niedźwiedź. Dalsza wypowiedź wicestarosty dotyczyła budżetu powiatu. „Budżet powiatu w 98,5% składa się z subwencji i dotacji. To są znaczone pieniądze. Dochody własne powiatu stanowią 1,5% budżetu. Są to małe pieniądze. Sytuacja finansowa gminy jest inna. Gmina ma o wiele większe dochody własne”.

W tym miejscu burmistrz Irena Krzyszkiewicz zapytała: „To dlaczego powiat trzebnicki buduje basen za 30 mln zł?” Wicestarosta odpowiedział, że być może ma  on mniej zobowiązań finansowych niż nasz powiat.

Burmistrz Irena Krzyszkiewicz nawiązała też do drogi budowanej w Górze, przy ulicy Witosa. Miała pretensje, że powiat wspomógł gminę jedynie kwotą 5000 zł na tę inwestycję, która będzie służyła podległej powiatowi straży pożarnej. Burmistrz stwierdziła również, że nie można wciąż zasłaniać się problemami finansowymi. Należy tak pracować, by pozyskiwać środki z zewnątrz.

Wicestarosta zapytał kto jest właścicielem drogi przy ulicy Witosa. Burmistrz odrzekła, że takie myślenie nas daleko nie zaprowadzi. Powtórzyła przy tym konieczność pozyskiwania środków zewnętrznych przez powiat.

Wicestarosta przypomniał, że droga przy ulicy Witosa budowana jest w ramach programu zwanego „schetynówką”. Aby uzyskać dofinansowanie na budowę drogi z tego programu musi być partnerstwo dwóch samorządów. I dlatego samorząd powiatowy przystąpił do współfinansowania tej inwestycji, bo tam jest siedziba straży pożarnej. Wg wicestarosty kwota 5000 zł była z burmistrzem uzgodniona.

Ponownie głos zabrał przewodniczący Zbigniew Józefiak, który stwierdził, że garbem na finansach powiatu są zobowiązania zaciągnięte dla szpitala. Ledwie dajemy radę je spłacać a szpital wciąż zgłasza nowe żądania. Wg przewodniczącego „pochopnie podjęto decyzję o przejęciu przez powiat linii kolejowej, bo po prostu, nas na to nie stać. Remont linii pochłonie ok. 16 mln zł a powiat nie ma na to pieniędzy” – zakończył przewodniczący Rady Powiatu.

Na zakończenie spotkania burmistrz Irena Krzyszkiewicz zapowiedziała, że zostanie zorganizowane jeszcze jedno spotkanie na temat przejęcia linii kolejowej. Ma to nastąpić w połowie maja.


W niektórych momentach dyskusja miała naprawdę dość burzliwy charakter. Każda ze stron prezentowała własne poglądy na temat przejęcia linii kolejowej. Po spotkaniu wicestarosta Paweł Niedźwiedź określił te spięcia w śliczny sposób: „ostrzeliwaliśmy się”.

Faktem jest, że powiat jest w bardzo trudnej sytuacji finansowej, która praktycznie uniemożliwia jakiekolwiek inwestycje. Rację ma również burmistrz Irena Krzyszkiewcz, która mówiła, iż nie można ciągle mówić, że nie ma pieniędzy, ale nie robić nic, by je mieć.

W tym sporze racje rozkładają się po obu stronach. Tylko należy pamiętać, że powiat jest stroną słabszą.