niedziela, 8 czerwca 2008

O docieraniu wójta

Często narzekamy, że w starciu z administracją samorządową zwykły człowiek jest bezradny. Pokutuje przekonanie, iż urzędnicy mogą sobie robić wszystko co im się podoba a petenci stoją na z góry straconej pozycji. Często więc wielu z nas godzi się potulnie na przewlekanie spraw, długie oczekiwanie na ich załatwienie i traktuje to jako normalność. Wynika to z nieznajomości prawa administracyjnego i braku wiary w możliwość wyegzekwowania tego, co nam się należy. A należy się - każdemu z nas – postępowanie w naszych sprawach zgodne z zapisami KPA. Jednak nie każdy opuszcza bezradnie ręce i godzi się na sobiepaństwo jaśnie wielmożnych urzędników, którzy – czym wyżej zasiadają – tym bardziej nie pamiętają, iż są po to, by nam służyć.
Przeciwko postawie olewającej petenta wystąpił jeden z mieszkańców miejscowości Naratów w gminie Niechlów. Starł się on z nie byle kim, bo z samym wójtem gminy – Janem Głuszkiem. Sprawa pokrótce wyglądała następująco. Pan – nazwijmy go umownie – X ma w miejscowości Naratów posesję. W pobliżu tej posesji znajdował się stawek. Stawek ów został zasypany przez dwóch innym właścicieli, którym był on niepotrzebny. Okazało się jednak, iż ów niewielki zbiorniczek wody spełniał ważną rolę. Jego unicestwienie spowodowało bowiem, iż każdy większy opad deszczu powodował podtopienie posesji pana X. Pan X nie należy do miłośników błotka na podwórku, toteż wszczął odpowiednie kroki, by stawek ów został odbudowany. Swojego żądania nie opierał na swoim „widzimisię”, lecz na przepisach prawa wodnego, które jasno potwierdzały racje pana X. A jak powszechnie wiadomo żadna władza nie lubi, by petent czegokolwiek od niej wymagał. Dopuszczalna jest sytuacja odwrotna: administracja się domaga. Rozpoczęła się wymiana pism. Najpierw korespondencja odbywała się pomiędzy Urzędem Gminy a panem X. Teczka z pismami puchła w oczach, ale pozytywnego załatwienia sprawy pan X nie mógł się doczekać. Urząd stawiał opór. W końcu wydał decyzję negatywną dla pana X, który jednak się tym faktem nie przejął. Wraz ze swoim pełnomocnikiem Markiem Zagrobelnym - absolwentem prawa administracyjnego - rozpoczął zmagania w obronie swoich racji, bo jako rola wodnika na własnej posesji mu nie leżała. Wiedzieli oni, iż od każdej decyzji administracji przysługuje mu odwołanie. Skorzystali z tego świętego prawa i odwołali się do Samorządowgo Kolegium Odwoławczego w Legnicy, które niekorzystną dla pana X decyzję uchylił w całości i nakazał Urzędowi Gminy rozpatrzyć ją raz jeszcze. Decyzja Kolegium w swoim uzasadnieniu była miażdżąca dla kompetencji gminnych urzędników, którzy ją wydawali. Kolegium wytknęło m.in.: „Organ I instancji (gmina) nie przesłuchał wskazanych świadków, nie dokonał istotnych sprawie ustaleń, nie zgromadził żadnych dowodów”. Innymi słowy organ zachował się jak na organ przystało, bo taka jest funkcja organu. Tyle, że w przypadku tego organu jest to funkcja naturalna, natomiast w przypadku organu administracyjnego, to już proszę Państwa nie uchodzi, nie uchodzi!
No i płazem nie uszło. Wójt gminy Niechlów od kolegium Odwoławczego dostał termin na załatwienie sprawy pana X. Termin ten zgodny z wymogami prawa administracyjnego wynosił 30 dni. Wójt niby wszczął postępowanie administracyjne a kiedy pan X domagał się rozpatrzenia swojej sprawy w wyznaczonym przez kolegium terminie jeden z urzędników stwierdził: „wójt ma czas na załatwienie sprawy do 15 grudnia”. W rzeczywistości wójt miał czas do 15 października. Pan X wobec tej jawnej kpiny nie zdzierżył. Wystosował odpowiednie pismo do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu, którego treścią była: „skarga na bezczynność organu administracyjnego”. W swojej skardze stwierdził on, iż wójt przedłużył samowolnie i niezgodnie z KPA termin załatwienia sprawy i w związku z powyższym wnosi o ukaranie wójta. Zgodnie z przepisami wójt miał obowiązek tę skargę wysłać do Wojewódzkiego Sądu administracyjnego. Stało się jednak tak, iż skargi nie przekazano, co było psim obowiązkiem wójta i jego administracji.
Wojewódzki Sąd Administracyjny wydał w tej sprawie postanowienie (25 kwietnia 2008 r.), w którym stwierdził, iż wniosek pana X jest zasadny. Tłumaczenie wójta: „że w tym czasie postępowanie administracyjne, którego dotyczyła skarga, było w fazie końcowej. W związku z tym organ wstrzymał się z przekazaniem skargi do czasu zakończenia postępowania”. Wójt starał się również wystąpić w roli dobrodzieja, który chciał, by: „Sąd rozpoznający sprawę miał pełny obraz postępowania, którego dotyczyła skarga i mógł na tej podstawie podjąć właściwą decyzję”.
Sąd nie docenił szlachetności wójta. Wytknął mu, iż przekroczył nieprzekraczalny w żadnej sytuacji termin 30 dni (skarga pana X dotarła do WSA dopiero po prawie 2 miesiącach). W związku z powyższym WSA postanowił, że nie odmówi wnioskowi pana X i ukarze wójta gminy Niechlów. I ukarało. Zgodnie z przepisami nałożyło na wójta karę grzywny w wysokości 2000 zł (słownie: dwa tysiące) nie dopatrując się w postępowaniu wójta Jana Głuszki żadnych okoliczności łagodzących i nie podzielając jego punktu widzenia.
Grzywna owa (od której wójt się odwołał) ma wymiar wychowawczy. Z całą pewnością i wójt i wszyscy jego urzędnicy zapamiętają sobie, iż termin 30 dniowy jest święty i pod żadnym pozorem nie może być przekroczony. Dwa: wójt i administracja przekonali się na własnej skórze, że można z nimi wygrać, chociaż droga jest długa i ciernista. I najważniejsze. Wójt z własnej kieszeni będzie musiał uiścić grzywnę, co powinno go skłonić do zapoznania się z kodeksem Postępowania Administracyjnego, by uniknąć tak głupich wpadek.
Ktoś kiedyś stwierdził, iż erozja systemu komunistycznego w Polsce zaczęła się od uchwalenia Kodeksu Postępowania Administracyjnego, który stał się dla ówczesnych obywateli pewnym orężem walce z wszechwładną wówczas administracją. Komunizm przeminął, ale jak widać biurokracja ma pewne nawyki, które występują w każdym ustroju. Przykład pana X świadczy o tym, że „nie taki diabeł straszny, jak go malują”.

Brak komentarzy: