piątek, 22 lutego 2008

Nasz cyrk powiatowy

Błysnęła i zamigotała nam niczym raca nasza Beata "Bukietowa" Pona. Starym zwyczajem, który wszedł jej w krew, gdy była wschodzącą gwiazdą denatki "SamejBronki", odwraca kota ogonem w sprawie przejęcia szpitala przez Edwarda Baranowskiego, drogiego - i mocno przereklamowanego w opinii wielu - lekarza z Leszna. Przyłapana na posiadaniu oferty, której nie chciała ujawnić radnym powiatowym, na przejęcie naszego szpitala w oburzeniu zakrzyknęła: "To kampania wyborcza pana Hołtry". Przypomina mi to stary socjalistyczny slogan propagandowy, który miał ukazywać, że w USA jest źle: "A w Ameryce Murzynów biją!" Idiotyzmu tego rozumowania nie muszę chyba Państwu rozwijać. Marek Hołtra i Kazimierz Bogucki biorą kasę za to, że są radnymi. Ich obowiązkiem jest czuwanie i kontrolowanie poczynań Zarządu tak, aby ten nie wychodził poza prerogatywy nadane mu mocą ustawy o samorządzie powiatowym. W ustawie tej art. 26.1. mówi: "Zarząd Powiatu jest organem wykonawczym powiatu". Zarząd jest więc jak ogon psa. A od kiedy to ogon merda psem? Nie merda?! To ja Państwu powiem, bo już mnie krew zalewa, kto merda. Władysławowi Stanisławskiemu zamarzyła się monarchia absolutna. Dobrał sobie Zarząd, który jest mu absolutnie uległy i posłuszny. Ma nad nim totalną przewagę intelektualną, no bo ilu Stefanów Mrówków czy Tadeuszów Bireckich potrzeba, by sprostać w dyskusji Przewodniczącemu? O starościnie nie wspomnę, bo po przeliczeniu algorytmem wychodzi mi liczba większa niż liczy mieszkańców nasz powiat. Ale dobrze! Poukładał to sobie, bo z nienawiści do kilku radnych przestała mu pracować znaczna część szarych komórek.I tu sam siebie przecenił! Nie zorientował się, że z tym Zarządem można jechać na sadzenie lasu, gdzie prosta komenda "zielonym do góry!" powoduje, iż po godzinie przestaje on sadzić drzewka korzeniami ku górze. Zresztą sam tego sobie nie ułożył. W ułożeniu obecnego układu bardzo pomogła mu Irena Krzyszkiewicz i jej "Czas na zmiany". Nagle Irena Krzyszkiewicz zapałała miłością do "SamejBronki", która zdradziła ją podczas kampanii wyborczej w roku 2006. A ponieważ Irena Krzyszkiewicz jest nauczycielką z krwi, ducha, kości i nawyków, poparła ona kandydaturę innej koleżanki po fachu - nikomu nieznanej Beaty Pony - umożliwiając jej wyjście na światło dzienne. I tak Państwo widzicie: Władysław Stanisławski otrzymał w darze od Ireny Krzyszkiewicz Beatę Ponę a Irenie Krzyszkiewicz dał w zamian Tadeusza Bireckiego. Tak się obdzieliwszy radzi usiedli i udawali, że to nie ich dziecina się narodziła. A tu sprawy zaczęły sie rypać! Zadłużenie szpitala, kredyty zaciągnięte by przetrwać i jeszcze porządzić, bałagan w zarządzaniu starostwem i ta cholerna opozycja. I zaczęło sie robić mniej przyjemnie! Lud szemrać zaczął a przecież nie powinien, bo geniusz prezesa PSS - u "Społem" znany jest pod każdą szerokością i długością geograficzną. A prezes i Przewodniczący się pogubił. Koncepcję trafił szlag! Wystawił się jak nigdy dotąd na negatywny osąd opinii publicznej. Obnażył swoje słabości i brak kompetencji w wielu sprawach. Irena Krzyszkiewicz była cwańsza. Nie wyrażała swojego poparcia głośno. Zarząd popierali jej ludzie z "Czasu na zmiany" w Radzie Powiatu: szwagier Jan "Milczek" Bondzior, Marek Biernacki, Paweł Niedźwiedź. Jej chodziło o to, by dostać od Władysława Stanisławskiego poparcie w wyborach na stanowisko, o którym śni po nocach. I dostała. Najpierw Przewodniczący udzielił wywiadu w "Życiu Powiatu", które finansowane jest z pieniędzy samorządowych. Tam pod niebiosa wychwalał wspólniczkę mówiąc wszystko i nic jednocześnie na temat jej - podobno - zalet i umiejętności. W akcie łaskawości pozwolił na rozwieszenie plakatów Ireny Krzyszkiewicz na witrynach spółdzielczych sklepów, co spotkało się z komentarzem, iż niedługo PSS będzie miał nową wiceprezes, bo tylko jej podobizna widnieje na szybach i drzwiach i chodzi o to, by pracownicy poznali nową szefową. I takie są kulisy tego interesu o nazwie Zarząd Powiatu.
Wróćmy jednak do naszego szpitala. Starościna Beata Pona stwierdziła, iż : "wpłynęła oferta od Ventriculusa, jednak, jak powiedziała, to jedna z wielu propozycji, ale to tylko jedna z wielu, jakie wpłynęły do zarządu. Zdaniem starosty z ofertą powinien najpierw zapoznać się zarząd, dlatego nie przekazano jej jeszcze radnym". Głupota bezdenna. Idiotyzm w krystalicznej postaci. Wszyscy radni są równi i ustawami mają zapewniony równy dostęp do dokumentów. Ubaw zacznie sie wówczas, gdy poprosi się starościnę o pokazanie tych kilku ofert. Patrzcie Państwo jakie cuda: nikt nie zgłaszał zapytania ofertowego a oferty wpływają?!
Skoro tak, to ja też pozwolę sobie złożyć ofertę. Oferuję się na własny koszt wysłać cały Zarząd rakietą w niekończącą się podróż do kresu wszechświata. Druga oferta jest dla Przewodniczącego i Ireny Krzyszkiewicz. Ponieważ Państwo to jednak inny format intelektualny i z byle kim postponować sie nie możecie, proponuję więc wystartowanie Przewodniczącego na szefa ONZ a Irenie Krzyszkiewicz na "Miss Wszechświata w latach 2008 - i po kres czasu".(x)

Brak komentarzy: