niedziela, 23 sierpnia 2009

Wielki Niemowa w obronie niewiniątek

13 sierpnia miało miejsce doniosłe wydarzenie, które Państwo – i ja! – przeoczylibyście niechybnie, gdyby nie nieoceniona wprost dziennikarka „Panoramy LeszczyńskieAnna Machowska. W artykule: „Alibi dla Leppera” poinformowała Czytelników, iż Wielki Niemowa Sejmiku Dolnośląskiego i przewodniczący pewnej zdechłej „partii” (nazwy nie wymienię, by nie siać zgorszenia publicznego, co zagrożone jest odpowiednimi paragrafem Kodeksu Karnego) udał się do Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim, by dać świadectwo niewinności dwojgu swoim idolom politycznym.

Pewnie już Państwo nie pamiętacie jacyż to bożkowie przyświecali niczym próchno przewodniczącemu pewnej upadłej „partii”. W Piotrkowie Trybunalskim, któremu sądu nie zlikwidowano, toczy się proces przeciwko niejakiemu Andrzejowi L. oraz jego kapciowemu Stanisławowi Ł. Obaj dżentelmeni a rebours oskarżeni są o rzeczy tak obrzydliwe, że „słuchać hadko”, jak mawiał Podbipięta. A gdzie jeszcze pisać o tym! Żeby Państwu tylko uzmysłowić, o czym mowa, to powiem, że za takie numery kastracja (dziadkiem do orzechów oczywiście, bo do kar trzeba podchodzić z dużą dozą humanitaryzmu) być powinna.

No, więc udał się przewodniczący zdechłej „partii” do sądu. Z „PL” dowiadujemy się, że sąd wezwał przewodniczącego zdechłej „partii” oraz jego kompana z Leszna na: „wniosek obrońców Andrzeja L.

Berus wyznaje Annie Machowskiej: „Nie mogę ujawniać szczegółów. Niemniej myślę, że moje zeznania niewiele wniosły do sprawy. Potwierdziłem tylko to, co już wcześniej powiedziało wiele osób. Andrzej Lepper nie mógł być z Anetą Krawczyk we wskazanym przez nią miejscu i czasie. Wiem to, bo towarzyszyłem mu wówczas razem ze sporą grupą osób”.

A następnie przewodniczący zdechłej „partii” mówi: „Na dowód mam nie tylko słowo, ale także dokumenty”. Fakt. Słowo w przypadku działacza zdechłej „partii”, to trochę mało. A szczególnie słowo honoru. I Berus o tym wie. Ale, że ma dokumenty?! Kto mógłby pomyśleć! Tylko chyba użył niewłaściwego czasu, bo stwierdził: „mam dokumenty”. To jakże to szanowni Państwo? Sąd ich nie przejął i do akt sprawy nie dołączył?! Dokumentów świadczący o niewinności Andrzeja L., któremu za popełniony czyn zamiast postulowanej przeze mnie kastracji, grozi „dycha”?! Toż to się w żadnym organie ludzkim nie mieści! Najwyraźniej rację mają ci, którzy twierdzą, że Andrzeja L. wrabiają. Żeby sąd zlekceważył dokumenty. No, no, no!

A Berus też niewdzięcznik. Zamiast protest organizować, opony palić, zboże wysypywać na drogi, sąd pikietować, chłostą sędziom zagrozić – nic! Uszy po sobie i cicho siedzi. A wodzunio tonie. Chyba, że Berus ma chrapkę na sukcesję po wodzu. Wódz w „sanatorium” a Berus rządzi i wyprowadza kraj na prostą wiodącą wprost do piekieł. Chyba, że weźmie sobie do pomocy Ojca Powiatu, który jest klasą sam dla siebie. Razem pokażą całemu światu, że krowie spod ogona nie wypadli i zamieszczać potrafią potężnie, niczym w powiecie.

W dalszej części artykułu znajdziemy rozważania Brusa na temat Stanisława Ł. Wielki Niemowa Sejmiku Dolnośląskiego (zwany w kręgach sejmikowych pod pseudonimem „Wacek z Barykad”) stwierdza: „Nigdy nie poznałem bliżej Stanisława Łyżwińskiego”. Zazwyczaj, jak ktoś spada z konia, to już się go słabo zna, albo też wcale się gościa nie pamięta. Berus kontynuuje: „Na rozprawę przyjechał na wózku, w piżamie. Widać było, że momentami w ogóle nie kontaktował, jakby nie zdawał sobie sprawy gdzie jest.” – wzrusza siebie i Czytelników Berus.

Przecież w tym nie ma nic nadzwyczajnego. Każdy członek pewnej zdechłej „partii” nigdy nie zdawał sobie sprawy gdzie jest. A o kontakcie z rzeczywistością nawet nie ma, co wspominać! Stanisław Ł. pewnie nie może wyjść ze zdziwienia, że już nie jest na sejmowej sali obrad. I zachodzi w swój kaczan, jak to się stało! Niedługo Berus też nie będzie: „zdawał sobie sprawy gdzie jest”. Bo w sejmiku już Niemowy nie będzie.

Fajnie jest czytać takie teksty, w których głównym „bohaterem” jest przewodniczący pewnej zdechłej „partii”. Na niego zawsze można liczyć, że coś chlapnie, bo natura jego jest taka, że ilekroć otworzy usta, to zawsze wyleci z nich mniej lub więcej idiotyzmów.

I aż żal, że dobiega kresu jego „polityczna kariera”. Może piszę o tym zbyt pochopnie, bo dochodzą mnie pewne dziwne wieści. Mówi się, że Ojciec Powiatu jest tak zafascynowany „Wackiem z Barykad”, że chce go postawić na czele własnego komitetu wyborczego, by utrwalić sojusz ideowo – programowy, który przynosi takie wielkie korzyści, dla niektórych, i trwa w powiecie.
Idea jest nieskomplikowana i zawiera się w haśle: „Do żłoba!”. Program jest równie nieskomplikowany: „I żreć!

Brak komentarzy: