wtorek, 21 grudnia 2010

Gorzkie żale przegranego

Najgorsze są takie przypadki, gdy gość dostaje raz w łeb i niczego tym nie nauczony wystawia łeb pod kolejny cios.

Na blogu członka PiS i niespełnionego kandydata na wójta Niechlowa znowu odnajdujemy wpis dotyczący złowieszczej roli byłego starosty Jana Kalinowskiego w uniemożliwieniu społeczeństwu gminy Niechlów dokonania jedynego słusznego wyboru tegoż Marka Zagrobelnego na funkcję wójta.

Co prawda post ten kłóci się ze wcześniejszym, w którym zawiedziony kandydat przeprowadził z właściwą sobie „fachowością” analizę przyczyn porażki wyborczej (sitwa i klientelizm), ale jako członek PiS ma on do rozdwojenia jaźni pełne prawo, bo to przypadłość nieomal wszystkich członków tej partii.

Tu muszę dodać, że ja osobiście nie czuję jakiejś awersji do PiS. Co to to nie! Wszystkie partie – bez wyjątku! – traktuję w miarę równo: chcą żreć konfitury, ale nie za własne pieniądze.

Powróćmy jednak do postu przegranego kandydata. Czytamy tam:

Będąc dziś wciąż po tej samej stronie – tworząc powiatowy Komitet Wyborczy Porozumienie Samorządowe 2010 – miałem pewność, iż będzie go również tworzył Jan Kalinowski. Niestety przed wyborami 21 listopada 2010 r. okazało się, że dr Kalinowski odwrócił się od nas – członków komitetu wyborczego. Postanowił wystartować do rady powiatu z listy PO, o czym dowiedzieliśmy się przypadkiem. Dodatkowo zaczął pojawiać się na zebraniach wyborczych Jana Głuszko, dzięki któremu 5 lat temu stracił pracę. Zaczął niekorzystnie wpływać na moją kampanię wyborczą w Niechlowie”.

Tekst pełen niedopowiedzeń. Zagrobelny powinien przypomnieć sobie taką oto sytuację. Po raz pierwszy Jan Kalinowski zadeklarował możliwość startu z listy PO, gdy zbliżała się realna możliwość odsunięcia od władzy „ponizmu”. Zawarty został pakt, który miał zwiększyć siłę głosów dążących do likwidacji „ponizmu” w starostwie. Trzeba bowiem dodać, że do ostatniej chwili losy głosowania wisiały na włosku. By zapewnić nowej koalicji wymaganą prawem większość Jan Kalinowski zadeklarował chęć walki o mandat radnego powiatowego z listy PO.

Trzy dni później wiadomość o tym fakcie przeciekła do PiS. I zrobiła się potworna awantura. W efekcie, by uniknąć kompromitacji w trakcie głosowania nad odwołaniem „ponizmu” Jan Kalinowski powrócił na listy PiS. Wydawać by się mogło, że sprawa jest załatwiona i nie ma do czego wracać.

Nieuchronnie zbliżał się jednak czas zamykania list wyborczych. Pewnego wieczora w domy państwa Kalinowskicj pojawił się Zagrobelny. Jan Kalinowski był nieobecny i perory działacza Pis wysłuchała jego małżonka – pani Maria. Ze słów kandydata na wójta wynikało, że nie ma pewności czy Jan Kalinowski mogole znajdzie miejsce na listach PiS, a jeżeli już, to nie ma szans na I miejsce na liście, drugie również.

Należało potwierdzić stwierdzenie Zagrobelnego. Odbyto rozmowę telefoniczną z członkiem komitetu wyborczego PiS i okazało się, że szykuje się numer polegający na wykiwaniu Jana Kalinowskiego z listy PiS. Miało to miejsce na 40 godzin przed zamknięciem list.
Tu jednak działacze PiS się przeliczyli, bo z możliwością wycięcia takiego numeru się liczył Jan Kalinowski. Przeprowadzono szybkie konsultacje z PO i Jan Kalinowski powtórnie znalazł się na ich listach wyborczych.

I tak – w dużym skrócie – wyglądają kulisy spraw tak lakonicznie opisywanych przez przegranego kandydata na wójta Niechlowa.

Inny fragment z bloga Zagrobelnego:

Chcę także przypomnieć, że Jan Kalinowski na tydzień przed objęciem stanowiska Starosty Górowskiego, przystąpił do mojego Komitetu Wyborczego Marka Zagrobelnego, z ramienia którego kandydowałem na wójta. W momencie gdy jako członek tego komitetu, zaczął pokazywać się na zebraniach Jana Głuszko – nie mogłem inaczej zareagować. Zdecydowałem się na opublikowanie artykułu na blogu. Nie do przyjęcia było bowiem tłumaczenie Jana Kalinowskiego, iż „miał obowiązek pojawiania się na tych zebraniach”.

I znowu duże nieścisłości w tekście. Jan Kalinowski nie pojawiał się na zebraniach organizowanych przez Jana Głuszkę, jako członek komitetu wyborczego Zagrobelnego, bo niby co to za ważna organizacja? A kandydat Zagrobelny – jeden z pięciu – co to za figura? Jan Kalinowski był trzykrotnie na zebraniach Jana Głuszki: Bełcz Górny, Naratów, Niechlów. I na każdym z tych spotkań – a było to po pierwszej rundzie wyborów, a przed dogrywką – występował tam jako starosta powiatu górowskiego.

Jako starosta powiatu Jan Kalinowski mówił o fatalnej sytuacji w jakiej znalazł się nasz powiat. Owszem, nieco miejsca poświęcił Zagrobelnemu, ale tę reakcję Jana Kalinowskiego spowodował przegrany kandydat na wójta.

Przypomnę, iż na godzinę przed nastaniem ciszy wyborczej Zagrobelny opublikował na swoim mało poczytnym blogu informacje o poparciu udzielanym przez Jana Kalinowskiego wójtowi Janie Głuszce. Była to ewidentna nieprawda i kłamstwo.

Szkoda, że Zagrobelny nie napisał o tym dlaczego nie skorzystał np. z zaproszenia do dyskusji w Niechlowie czy Bełczu Górnym, jakie skierował do niego wójt Jan Głuszko, by w obecności starosty Jana Kalinowskiego, mógł powtórzyć zarzuty stawiane na blogu. A powód jest prosty – bo wiedział, że wypisuje na blogu kłamstwa na temat Jana Kalinowskiego.

Proszę zauważyć, że Zagrobelny nadal wylewa krokodyle łzy nad swoją przegraną. Szuka jej przyczyn poza sobą. A przyczyny jego klęski tkwią w nim, w jego osobowości i umysłowości.
Przypomnijmy sobie nieszczęsne oświadczenie wygłoszone na falach „elki”. Tego nie dało się słuchać. Tam wyborcy mogli usłyszeć pisowską propagandę w najgorszym wydaniu (uniemożliwiano mu kontakt z wyborcami). A kto zorganizował fruwający orszak „Trzech Króli”? (szwendali się od domu do domu i wtykali ludziom ulotki). A na spotkanie i konfrontację z wójtem dwa zaproszenia poszły? Poszły! Zagrobelny się zjawił? Nie zjawił! Ale płakać i użalać się nad sobą, to Zagrobelny potrafi! Nie udało mu się jednak na ten tandetny numer nabrać wyborców.

Obecnie Zagrobelny jest radnym Rady Powiatu. Ma szansę się wykazać. Podobno ma stanąć na czele komisji budżetu, bardzo ważnej komisji. Tam trzeba mieć wiedzę, albo szybko nauczyć się co jest mąką a co plewami. I osobiście doradzałbym, by się szybko nauczył. Ma bowiem to szczęście w nieszczęściu, że zostanie następcą bardzo dobrego przewodniczącego tej komisji, jakim był obecny wicestarosta Paweł Niedźwiedź. Poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko. Taryfy ulgowej nie będzie, bo mnie ideologia nie interesuje. Intelektualne braki również. Wypada zakończyć czas źle adresowanych pretensji a zapoznać się z ustawą o finansach publicznych, budżetem powiatu, jego konstrukcją, wydatkami i możliwymi dochodami. To trudniejsze niż pitolenie niestworzonych rzeczy o pewnej katastrofie i snucie spiskowej teorii dziejów.

Brak komentarzy: