czwartek, 30 października 2008

Przed zmianą

Decyzja Marka Biernackiego z złożeniu rezygnacji z funkcji wiceprzewodniczącego Rady Powiatu jest prostą konsekwencją wydarzeń z ostatnich dni. Jej źródeł należy doszukiwać się w wydarzeniach, które miały miejsce podczas ostatniego posiedzenia Komisji Budżetu, Finansów i Gospodarki. Posiedzenie odbyło się w 24 października i poświęcone było sytuacji finansowej naszego Szpitala. Podstawą do dyskusji na ten temat stanowił: „„Program naprawczy SP ZOZ w Górze”. Analiza tego dokumentu niezbicie dowiodła, iż przez ostatnie półtora roku nie dokonano żadnych zmian w strukturze funkcjonowania Szpitala. W efekcie 78% kosztów jego funkcjonowania stanowią płace. Ten fakt szczególnie zbulwersował Przewodniczącego Rady Powiatu, który stwierdził: „Samodzielny Publiczny Zespół Opieki Zdrowotnej jest samodzielny, ale tylko w wydawaniu pieniędzy”. W następnym zdaniu Przewodniczący umieścił dynamit. Stwierdził, iż: „gdybym ja był na sesji za ostatnią ratą kredytu bym nie głosował”. Później było tylko jeszcze lepiej. Przewodniczący przyznał, że ochraniał dyrekcję Szpitala przed atakami, bo sądził, iż może ona coś dobrego dla placówki zrobić. Parasol ochronny rozciągnięty nad dyrekcją Szpitala miał spowodować, że w Szpitalu dojdzie do niezbędnej restrukturyzacji, która doprowadzi do cięcia kosztów, również kosztów płac. „Spodziewałem się” – kontynuował swoją wypowiedź Władysław Stanisławski – „że Szpital chociaż w części będzie spłacał zaciągnięty kredyt”. Tak się jednak nie stało. „Żadna firma, w której koszty płac stanowią 78% wydatków nie może istnieć” – podkreślił. Do obecnych na spotkaniu pielęgniarek skierował czysto retoryczne pytania: „czy lepiej jest zwolnić 20 do 30 osób, czy też pracę ma stracić 150 osób?”
Dyrektor Szpitala Czesława Mlodawska próbowała bronić swoich racji. Kiedy zarzucono jej, że radni nie otrzymują pełnych i wyczerpujących informacji na swoje pytania odrzekła: „odpowiedzi są takie, jakie pytania”. Radnych to stwierdzenie wbiło w zdumienie. Radny Marek Hołtra wskazywał na wszystkie zaniechania, które uwypuklono w „Programie naprawczym SP ZOZ w Górze”. Mówił o wzroście wysokości umów kontraktowych, kosztów funkcjonowania placówki , braku działań zmierzających do ograniczenia zatrudnienia. Władysław Stanisławski bardzo często zgadzał się z Markiem Hołtrą tytułując radnego: „panie dyrektorze”. Podczas spotkania zapytałem panią dyrektor Młodawską o stawki płacone za dyżury w Szpitalu lekarzom. W odpowiedzi usłyszałem, iż za 17 godzinny dyżur w dni powszednie lekarz otrzymuje 40 zł/h, a za dyżur w dni wolne od pracy 45 zł/h. Zadałem również dyrektor Szpitala pytanie umowę na prowadzenie pediatrii, którą zawarto pomiędzy Moniką Witkowską i Arturem Żerkowskim. W odpowiedzi usłyszałem, iż umowa dotyczy prowadzenia tego oddziału. Dzięki tej umowie Szpital nie musi martwić się o obsadę medyczną na oddziale dziecięcym. Poprosiłem więc o potwierdzenie informacji, iż za miesiąc wrzesień z tytułu tej umowy wypłacono tym dwojgu lekarzy 40 tys. zł. Dyrektor Młodawska zasłoniła się niepamięcią. Pozwolę sobie w tym miejscu zauważyć, iż przy tym wzroście kwot wypłaconych z tytułu umów kontraktowych kwota 40 tys. ma prawo umknąć z pamięci, jako niezbyt wygórowana. Następnie poprosiłem panią dyrektor, by powiedziała ile zarabia kierownik Pogotowia Ratunkowego. Czesława Młodawska zasłoniła się tajemnicą. Wobec powyższego poprosiłem dyrektor Czesławę Młodawską, by zwróciła ona kierownikowi Pogotowia Ratunkowego, że absolutnie nie może on uprawiać joggingu podczas godzin pracy i za nasze pieniądze. Pani dyrektor obiecała, że zwróci uwagę kierownikowi, co przyjąłem z ulgą i radością, bo sądziłem, iż – obok wysokości pensji płaconej z publicznych pieniędzy – sportowe zainteresowania pana kierownika okażą się również objęte tajemnicą.
Posiedzenie komisji Budżetu, Finansów i Gospodarki pokazało, że Szpitala – a wraz z nim i my – znajduje się w ślepym zaułku. Pieniądze z kredytu skonsumowano, niczego nie zrestrukturyzowano i na dodatek nastąpił wzrost kosztów funkcjonowania placówki. Spadły z oczu rybie łuski mające na imię: „oddłużenie przez rząd”. Wszyscy zebrani uświadomili sobie, że stoimy na skraju katastrofy, z której możemy już się nie podnieść. Równie przytomnie zauważono, że nie mamy już czasu, a półtora roku zostało bezpowrotnie stracone.
Na koniec posiedzenia Przewodniczący Władysław Stanisławski zaproponował, by zebrać w najbliższym czasie wszystkich radnych i zastanowić się nad tym, co należy robić.
Spotkanie odbyło się w ostatni poniedziałek. Radni zjawili się w komplecie. Nastroje były jednak minorowe. Nie pomógł nawet urzędowy optymizm starościny „Bukietowej”, która próbowała tchnąć entuzjazm i odbudować wiarę (złudną) w oddłużenie Szpitali przez rząd. Nikt tego – dotąd bakcyle, który zmienił się w krętka bladego – nie łyknął. Koalicja wpadła na kolejny pomysł. Miał on polegać na powołaniu komisji, która zajmie się przekształceniem Szpitala. Wobec tego pomysłu zdziwienie wyraził radny Marek Hołtra. Stwierdził on, że statutowym organem do nadzoru nad Szpitalem i dokonywaniem na tym organizmie zmian jest Zarząd Powiatu. Wobec tego, że Zarząd nie daje sobie z tym problemem rady radny Hołtra zaproponował, by podał się on do dymisji. Wygłosiwszy te oświadczenie Marek Hołtra zabrał papiery i opuścił salę obrad.
Pragnienie pracy w komisji wyraził natomiast radny z ramienia „SamejBronki” Tadeusz Podwiński. Nie wzbudziło to niczyjego zdziwienia, bowiem jak wiadomo członkowie „SamejBronki” są uniwersalni i wszechwiedzący. Każdy z nich to potencjalny kandydat na nobla we wszystkich dziedzinach, pod warunkiem , że ludzie pozbędą się rozumu. Ostatnio Tadeusz Podwiński kontrolował nasz Szpital i wraz z Edwardem Szendrykiem. Plonem kontroli był protokół, w którym koronnym zarzutem niedbalstwa była niezamykana furtka w ogrodzeniu szpitalnym. Duży sukces!
Radny Podwiński próbował skusić do udziału w komisji radnego Kazimierza Boguckiego, który stanowczo odmówił przyjęcia tego zaszczytu. Radny Bogucki również stwierdził, że komisja nie ma sensu, bo odpowiedzialność za Szpital ponosi Zarząd Powiatu, który jest winien wszystkim zaniedbaniom, bo nie nadzorował pracy Szpitala ani też tego, co się tam dzieje. Zarzucił Zarządowi bierność i oczekiwanie na oddłużeniowy cud. Z dziecinną łatwością rozszyfrował pomysł powołania komisji. Jest to wybieg, by ratować Zarząd i obarczyć opozycje odpowiedzialnością za katastrofę Szpitala oraz wmanewrować ją w bolesne działania restrukturyzacyjne. Przeciw uczestnictwu i powoływaniu komisji wypowiedzieli się też radni Grażyna Zygan – Zeid oraz Jan Kalinowski. Nieoczekiwanie dla wszystkich głos zabrał Marek Biernacki – radny koalicji. I tu eksplodowała bomba. Spokojnie i bez emocji Marek Biernacki poparł opozycję mówiąc: „nie widzę sensu powoływania komisji”. Na końcu wystąpienia wezwał Zarząd do ustąpienia. W ten sposób nieoczekiwanie dla wszystkich zebranie dobiegło końca.
Te dwa zebrania uświadomiły wszystkim, że w powiecie nastąpiła wyraźna dekompozycja obozu dotąd rządzącego. Zmarnowaliśmy dwa lata i znaleźliśmy się w fatalnej sytuacji. Zamiast liczyć na siebie liczyliśmy na cud. Cud nie nastąpił. Zarząd Powiatu okazał się najbardziej marnym w historii naszej powiatowej samorządności. Starościna tragiczną farsą. Te ekipa może tylko żałować jednego. Gdyby była olimpiada w zaciąganiu kredytów, to złoty medal olimpijski mieliby murowany. Niestety, takiej olimpiady nie ma.
Czy jednak mają tyle honoru, by złożyć rezygnację skoro przez te dwa lata niczego nie zrobili? Członek Zarządu Stefan Mrówka na tym spotkaniu zgłosił publicznie pragnienie poddania swojej osoby – jako członka Zarządu – ocenie Rady Powiatu. Dobrze, że radny Mrówka zachował w sobie zdolność do refleksji nad swoimi czynami.
Można zadać sobie pytanie: jak zachowają się pozostali członkowie Zarządu? Co zrobi Teresa Sibilak, która tak nieopatrznie zgodziła się zostać członkiem Zarządu, gdy widać było gołym okiem, że sprawy zmierzają w złym kierunku. Czy wicestarostę Tadeusz Bireckiego będzie trzeba odspawywać od stanowiska, na którym zawiódł tego, który go protegował – Władysława Stanisławskiego. Czy Jan Sowa w końcu zrozumiał, że szczytem jego możliwości jest bycie radnym, ale do swojego i naszego dobra nie powinien zasiadać tam, gdzie niezbędna jest wiedza i kompetencja?
Czy do Beaty Pony dotarło, że wspaniale może się sprawdzić jako np. przedszkolanka, ale absolutnie nie nadaje się do polityki, bo dobry Bóg „uszczknął” jej nieco talentów w tym kierunku? Czy starościna poda się do dymisji i 10. lecie naszego powiatu będziemy obchodzili w lepszych nastrojach?
I najważniejsze pytanie. Pytanie do Władysława Stanisławskiego. Czy wykorzystamy szansę, by stworzyć Zarząd Powiatu złożony z ludzi kompetentnych i nie umoczonych w poprzednich kadencjach. Czy przyłączy się Pan do nowej rodzącej się koalicji, w której nie będzie „SamejBronki” i wiecznych członków Zarządu? Czy przełamie Pan w sobie niechęć do kilku ludzi i dla dobra nas wszystkich zechce Pan z nimi podjąć współpracę, która może – ale nie musi! – dać nam wszystkim nadzieję na lepsze czasy?
Obliczono, że mamy jakieś 10% szansy, by uratować Szpital. Każda ekipa, która przejmie bajzel w Starostwie nie będzie mogła obiecać niczego ponad „pot i łzy”. Każdy członek tej ekipy narazi się wielu ludziom. Jest jednak nadzieja, że na końcu tego tunelu zobaczymy światło.

Brak komentarzy: