Wczoraj i dzisiaj bardzo pytano mnie o post opiewający niezaprzeczalne walory intelektualne Boba Budowniczego. Lud na ogół mało zorientowany i nie interesujący się wydarzeniami w naszym samorządzie zaniepokoił się jednak sprawą strażnicy. Jeden z moich rozmówców zadał mi następujące pytanie:
- Czy budowa strażnicy jest zadaniem samorządowym czy też rządowym, którą rząd realizuje za pomocą swojego przedstawiciela w terenie, czyli wojewody?
Zgodnie z posiadaną przeze mnie wiedzą i zgodnie z sumieniem odpowiedziałem, iż jest to zadanie rządowe, nad którym my – samorząd powiatowy – sprawujemy jedynie nadzór inwestorski.
Po mojej odpowiedzi mój rozmówca uśmiechnął się chytrze i spytał: - To proszę mi wyjaśnić, jak to się dzieje, że Przewodniczący Rady, zwany przez pana tak pieszczotliwie Bobem Budowniczym, zmienia założenia konstrukcyjne tej budowli?
Zatkało mnie i zamurowało, co mi się rzadko zdarza (ostatnio w niezapomnianym 2006 r., gdy z poręki Boba Budowniczego starościną została członkini „SamejBronki„). Po kilkusekundowym milczeniu odrzekłem pełen gniewu:
- Ja się nie dam wmanipulować w tę ohydną prowokację! Sądzę, że skoro Bob Budowniczy zasugerował dokonanie zmian, to miał po temu wszelkie powody! – zakrzyknąłem czerwony z oburzenia.
- Wie pan – odpowiedział mi rozmówca. Gdyby szło o wypiek chleba, sprzedaż bułek i technologię produkcji tartej bułki, to nie miałbym żadnych wątpliwości. Ale weź pan pod uwagę, że budowa strażnicy jest zadaniem znacznie bardziej skomplikowanym i kosztownym niż funkcjonowanie i wartość firmy, którą Bob Budowniczy zarządza. Tak naprawdę, to cała firma przez niego kierowana śmiało pomieści się w budynku strażnicy i jeszcze trochę miejsca zostanie.
- Pan jesteś bezczelny! – odrzekłem w rozpaczy. Proszę zauważyć, że Bob Budowniczy ma rozliczne palcówki, w których zaopatrują się prawdziwi górowscy patrioci.
- No tak. Tyle, że tych placówek jest 4, jest tam dość drogo a z patriotyzmem w żołądku to pan długo nie pociągniesz. Kopytka pan gładko wyciągniesz, ku radości swoich wrogów. Zresztą, te sklepy zarządzane przez Boba budowniczego takie jakieś siermiężne są, bez własnego stylu i smaku. Ciasno tam jak cholera, a i niejednemu z nich remont, by się przydał. Powiem panu, że ten jego interes długo nie pociągnie. A płaci jak marnie! Nie sobie oczywiście, nie sobie. Na moje oko oczywiście – zakończył rozmowę ten dziwny człowiek i zniknął w drzwiach budynku mieszczącego się przy pl. Bolesława Chrobrego 4.
Idę więc dalej i znowu mnie spotyka człowiek nieznany mi z imienia i nazwiska. I taki tekst mi wali:
- Panie, coś pan się przyjebał do Władzia. Co panu nie pasuje? Co?! Boisk nie ma?! A to za „trójką”, to niby nie boisko?! A na stadionie, to nie ma boiska?! A dwóch hal sportowych nie ma?! A powiatu nie ma?! Wszystko to panie on stworzył!
- Ale jakim cudem? – pytam mocno zmieszany, bo gość z rękawa scyzoryk wyciągnął, otworzył i błyskać jego ostrzem przed oczami mi zaczął.
- A takim to, że jeżeli Genialny Władzio coś pomyśli, to samo się to robi! Geniusz jego jest wielki niczym nasza „duża górka” w lesie a myśl jego tak twórcza, że jeżeli pomyśli o kurze, to kura - bez pomocy koguta zapłodniona – jajko z miejsca z nosi. I to strusie, panie! Kiedy on spojrzy w niebo, to gwiazdy ze strachu drżą jeszcze mocniej. Jeżeli się nasz Geniusz zachmurzy, to i chmurny dzień mamy. O patrz pan! Oto dowód. Rano pogodnie, słonecznie a teraz co?! Władzia pan zdenerwowałeś i chmurno, śnieżnie i dupiasto zrobiło się na świecie.
Pan nie igraj z ogniem! Ja pana ostrzegam! On mściwy nie jest, ale pan wiesz, że jak on do dymisji się poda, to wszystkich nas zagłada czeka. Przestaną działać wodociągi, zabraknie energii elektrycznej, wzrośnie globalne ocieplenie, nastąpi przyśpieszony proces erozji gleb, dzień i noc będą padać kwaśnie deszcze, woda zamieni się lawę, wybuchną wulkany i padnie PSS. Tak panie! Ja i mi podobni wierzymy i ufamy jemu. On jest naszą ostoją, nadzieją i przyszłością. Powiem Panu jeszcze, że …….. .
I wówczas pojawili się dwaj ludzie z fartuchem bez rękawów i grzecznie doń się odezwali:
- Mojżeszu! Twój lud cię wzywa! Oto twoje szaty.
A on, dumnym krokiem podążył w ich kierunku i nałożywszy nowe szaty wsiadł do pojazdu oznaczonego czerwonym - niczym kur – krzyżem. A ja udałem się w ustronne miejsce, by Państwu to wszystko opisać.
piątek, 21 listopada 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz