piątek, 28 listopada 2008

Doniosły dorobek

Dzisiaj zapoznałem się z twórczym dorobkiem Wielkiego Niemowy Sejmiku Dolnośląskiego – Wacława Berusa. Przeprowadzona przeze mnie analiza polegała na poddaniu przeglądowi dorobku intelektualnego tegoż Wacława, podczas prac w komisjach sejmiku. Musicie Państwo wiedzieć, że radny wojewódzki (niestety!) Wacław Berus jest w chwili obecnej członkiem klubu o nazwie: Obywatelska Platforma Samorządowa. „SamaBronka” na terenie sejmiku nie istnieje i jej członkowie nie posiadają klubowej konsystencji. Jest to fakt budujący.
Radny Berus należy do dwóch komisji stałych i jednej doraźnej. Zacznijmy od Komisji Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. W 2008 roku odbyło się 10 posiedzeń tej komisji. W trzech posiedzeniach radny Berus nie uczestniczył. W pozostałych 7, w których brał udział, zabrał głos 0 razy. Niestety, nie zaszczycił on członków tej komisji wysłuchaniem swoich elokwentnych wypowiedzi, nie wypróbował na nich mocy swojego intelektu. Ze źródeł zbliżonych do sejmiku wiem, że kilku radnych włosy sobie wyrwało z rozpaczy, iż radny Berus nie raczy się wypowiadać, bo bez jego myśli i idei czują się oni niepewnie i są zagubieni w tym świecie.
Drugą stałą komisją, która ma zaszczyt i niewątpliwą przyjemność mieć w swoich szeregach Wacława Berusa, jest Komisja Rozwoju Turystyki, Rekreacji i Sportu. Podczas 8 posiedzeń tej komisji, które odbyły się w tym roku, radny Berus 3 razy zabrał głos. Głębia jego wystąpień najlepiej zamyka się w wypowiedzianym zdaniu: „No, właśnie, czy to będzie zapisane”. Radny Berus skarżył się również radnym, że jego córka studiowała i co roku podnoszono jej opłatę za studia. To zostało zapisane i dzięki temu mogę Państwa poinformować, że radny Berus przykłada wielką wagę do zdobywania wiedzy przez swoje pociechy. Jest to chwalebne, gdyż daje szansę, że dzieci nie ocipieją jak tatka i na bałamutne i durnowate dupersznyty - „ideami SamejBronki” zwanymi - złowić się nie dadzą. Zdobycie wykształcenia nie gwarantuje oczywiście 100 procentowej odporności na lepperowskie idiotyzmy (czego przykładem „Bukietowa”), ale znacznie wzmacnia układ immunologiczny mózgu.
Radny Berus jest również członkiem Komisji Doraźnej do Opracowania Flagi Województwa Dolnośląskiego. Komisja odbyła dotąd 5 posiedzeń, w których trzykrotnie uczestniczył radny Berus. Również dwukrotnie zabierał on głos artykułując ze swojego wnętrza dwa zdania. Zdanie pierwsze: „Ja jestem za”. Państwo przeczytają te zdanie głośno, ze szczególnym naciskiem wypowiadając słowo: „ja”. Państwo już widzą i czują jaką ma to moc?! „Ja” - czyli przewodniczący 2-osobowej (on i połowica jego) partii w powiecie górowskim (38 tysięcy mieszkańców).
Drugie historyczne zdanie wypowiedziane przez radnego Berusa brzmi: „W protokole powinno być zapisane”. I zapisane zostało. Moc przemówiła – stenotypistki struchlały i dzięki temu to doniosłe zdanie przeszło do historii.
Swoją drogą jestem niepomiernie zdziwiony, że Wacław Berus odkrył w sobie pociąg do heraldyki i weksykologii. Kto by się tego spodziewał? Wstrząsające!
Przemyślałem tę sprawę i doszedłem do wniosku, że może w tym się kryć pewien dalekosiężny zamysł. Według mnie jest on taki. Wiadomo, że nieboszczka „SamaBronka”, by chociaż próbować zaistnieć na minutę w polityce, musi zmienić swój wizerunek. A jak się zmienia wizerunek, to i logo. Nowe logo – nowa twarz! Więc Lepper polecił radnemu Berusowi, by ten wstąpił do komisji i czegoś tam się dowiedział na ten temat. Radny Berus siedzi wiec i słucha, słucha, słucha (notować, to on chyba raczej nie notuje) i pilnie zapamiętuje. Z tych głębokich przemyśleń, morderczej intelektualnej pracy wykonywanej przez mózg (bez śmiechów proszę! – jakieś teoretyczne podstawy do rozważań muszę cholera przyjąć!) rodzi się kształt logo nieboszczki „SamejBronki”. Cóż to może być?! Nie wiem! – przyznaję się Państwu. Sądzę, że to logo może oscylować wokół takiego obrazka. Państwo zamkną oczy (nie dwoje! – jedno! Czytać trzeba!) i sobie wyobrażą. Taczka z gumowym kołem. Na taczce kupa parującego obornika. A na samym szczycie tej taczki i tegoż obornika … widły! Tak! To logo najpełniej oddaje ducha nieboszczki „SamejBronki”, jej wielkość, swojskie klasowe korzenie i miłość do roli, zwierząt i natury. Uzasadnienie heraldyczne też jest proste niczym świński chwost. Taczka symbolizuje pęd do nowoczesności (gumowe kolo) z zachowaniem tradycji – klasyczny i od wieków niezmienny kształt tego pojazdu. Parujący obornik – symbol przywiązania do ziemi, nieskażonej chemią natury. Widły stanowią symbol ostrości spojrzenia na świat i intelektualnej bystrości. Czyż to nie piękne? Cudowne?! Zachwycające?!
Wszystko to pociągnąć może do urn wyborczych tłumy ludzi spragnionych swojskości i powrotu do natury. Efekt może być piorunujący! Drżyj PO, lękajcie się członkowie PiS, czuj swoją zagładę lewico!
Muszę dodać, że swoją artystyczną wizję loga „SamejBronki” oddaję tej partii za darmo. Wyrzekam się ojcostwa!

czwartek, 27 listopada 2008

Nam chudo, im tłusto

Mamy projekt budżetu Starostwa Powiatowego w Górze , który przygotowała ekipa Władysława Stanisławskiego; w dalszej części postu zwany będzie – dla ułatwienia - Bobem Budowniczym. Projektowane na rok 2009 dochody mają wynosić 38,34 mln zł. Zakładane wydatki powiatu na rok 2009 wynoszą 38,04 mln zł. Wynagrodzenie i pochodne od wynagrodzeń stanowią 44,43% wydatków ogółem (16,9 mln zł). W budżecie powstała nadwyżka budżetowa, która ma wynieść ok. 0,3 mln zł. Pieniądze te zamierza się przeznaczyć na „spłatę rat kredytu długoterminowego”. Oczywiście, jest to tylko część spłaty pochopnie zaciąganych kredytów, bo – wg projektu budżetu – zobowiązania z tego tytułu w roku 2009 będą wynosiły aż 1,7 mln. Nadwyżka jest więc pozorna i wirtualna. Niech mi ktoś powie, w jaki to sposób można nadwyżką w wysokości 0,3 mln w całości pokryć spłatę zobowiązań w wysokości 1,7 mln. To robienie wody z mózgu radnym (część z nich nic innego w tym organie i tak nic innego nigdy nie posiadała), jak też publice, której obce są niuanse ustawy o finansach publicznych.
Musimy też wiedzieć ile kosztuje nas Szpital. Oficjalnie zapłacimy za jego zobowiązania 1,05 mln zł. Tu płacimy za kaprysy i pobożne życzenia Boba Budowniczego i jego niewydarzoną ekipę, którą on sam wybrał i nas na nią skazał. Kiedy ja i inni tłumaczyliśmy podczas sesji, że ustawa o oddłużeniu nie ma szans na przejście u prezydenta, Bob Budowniczy podpierał się autorytetem „Bukietowej”, która miała – ponoć! – informację z najwęższych kręgów władzy, iż ustawa przejdzie. Wczoraj ustawę – zgodnie z przewidywaniami – zawetował prezydent i bombki szlag trafił. Ale jak znam życie, to ekipa Boba Budowniczego ma „plan B”. Problem w tym, że nigdy go nie poznamy. Tak jak na przykład nie poznaliśmy planu dyrektorki Szpitala Czesławy Młodawskiej, która na posiedzeniu Zarządy Powiatu zaproponowała, by zamknąć w naszym Szpitalu „oddziały zabiegowe”. W tłumaczeniu na język rozumiany przez wszystkich oznaczało to, że proponuje się zamknąć oddział chirurgiczny i ginekologiczny. Górowanie rodzić się mieli gdzie indziej, operować gdzie indziej. Dobrze, że łaskawie zostawiono im przywilej umierania w górowskim Szpitalu. Duża łaska!
Chwilowo plan ten został zarzucony, bo opinia publiczna mogłaby źle go przyjąć. W protokołach z posiedzeń Zarządu Powiatu nikt się jednym słowem nie zająknął na ten temat. Jednego słówka! A ja wciąż dobijam się o zapis foniczny z tych posiedzeń. I nic z tego, chociaż tak powinno być w myśl prawa. Na normalność nie pozwoli jednak Ojciec Chrzestny koalicji.
Wróćmy jednak do budżetu. Bob Budowniczy i jego ekipa proponują, by Rada Powiatu dała Zarządowi Powiatu pełnomocnictwo do: „zaciągnięcia zobowiązań do łącznej wysokości 6,44 mln zł na sfinansowanie wydatków związanych z realizacją zadań wynikających z wieloletniego programu inwestycyjnego”.
Przyjrzyjmy się temu programowi. Powiat zamierz wydać na inwestycje imponująca kwotę 12,5 mln zł. Ogromna kwota! Problem polega jednak na tym, iż aż 82% tej kwoty stanowią koszty budowy strażnicy, które nie są naszym zadaniem własnym, ale zleconym przez administrację państwową. Tak, tak! To jest ten budynek, gdzie Bob Budowniczy wykazał się ogromnym talentem w dziedzinie konstrukcji a pracownicy Wydziału Budownictwa – przy nim – nieudacznikami. Zmiany w konstrukcji strażnicy będzie musiał uznać nawet „Słońce Peru”, bo on też Bobowi Budowniczemu nie podskoczy.
Co nam zostaje z tzw. „planu inwestycyjnego”. Niewiele. Inwestycje przeprowadzane prze Starostwo opiewają na żałosną kwotę 1,4 mln, co stanowi 3,6% całości budżetu. Z tej sumy należy odjąć zadanie pt: „okablowanie strukturalne starostwa”. Ta – gigantyczna! - inwestycja ciągnie się od 2007 roku i wciąż nie może doczekać zakończenia. W poprzednich planach inwestycyjnych miała ona kosztować 0,1 mln zł. Obecnie będzie nas kosztowała 0,174 mln zł. Przenoszona była na kolejne lata i tak dotrwała do roku 2009. Kolejna pozycja: „zakupy inwestycyjne Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej” na kwotę 0,95 mln też nie jest nasza. To dotacja rządowa. Ma być nowa strażnica, to i nowy sprzęt się należy.
Powróćmy jednak do zapisu, którego treść już przytaczałem: „zaciągnięcia zobowiązań do łącznej wysokości 6,44 mln zł na sfinansowanie wydatków związanych z realizacją zadań wynikających z wieloletniego programu inwestycyjnego”. Proponuje się radnym, by przyjęli taki zapis, chociaż jest on nieprawdziwy od początku do końca. A dlaczego? A dlatego, że łączna wartość inwestycji, które zaplanowało Starostwo Powiatowe ma wynieść 1,4 mln. Skąd więc kwota 6,44 mln? To pozostanie słodką tajemnicą Boba Budowniczego i jego politycznych kochasiów – „Urodzonego Dyrektora” T. Bireckiego, towarzysza byłego I sekretarza Stefana Mrówki, działacza PSL Jana Sowy (czytaj: Partia Parcia na Koryta) oraz hołubionej przez Boba Budowniczego – „Bukietowej”. Oczywiście nikt nigdy nas – członków wspólnoty samorządowej – nie przeprosił za niedotrzymanie obietnic inwestycyjnych w latach 2007 – 08. A mówiono i pisano, iż powstaną dwa boiska ze sztuczną nawierzchnią, przeprowadzony zostanie IV etap termomodernizacji Zespołu Szkół (nowa sieć elektryczna, podłogi, drzwi w klasach, sieć internetowa, wymiana grzejników). To wszystko było w planach inwestycyjnych, tyle że nigdy nie doczekało się realizacji. I nikt kurwa nawet nie wytłumaczył – dlaczego? I nikt nawet – job ich mać! – nie przeprosił!
Projekt budżetu jasno wskazuje, że nasz powiat się nie rozwija, ale zwija. Zero ambicji i zero starań, by Nam, mieszkańcom żyło się lepiej. A to przecież My jesteśmy solą tej ziemi.
Zbliża się 10 rocznica powstania powiatu. Państwo słyszeli o jakimś ogłoszeniu na ten temat?
Państwa Bob Budowniczy zaprosił do kina na obchody? Państwa zaproszono do „Parkowej bis” na ucztę? Nie zaproszono. Ale ja naprawiam ten błąd i niedopatrzenie władzy, bo ona nie jest zbyt biegła w tego typu akcjach. Uważam, że każdy mieszkaniec powiatu górowskiego też ma prawo do świętowania tego dnia. Przecież nie będziemy karmić za naszą kasę przybłędów – choćby utytułowanych! – ale jednak przybłędów, którzy nic dla Nas nigdy nie zrobili i nie zrobią. A poszli oni … ! Szczegółowy program imprezy podam jutro. Będzie tam i jadłospis. I jeszcze jedno. Trzeba przyjść i pomoc radnym w konsumpcji. Dlaczego? To starsi ludzie. Oni tak dużo i tłusto jeść nie mogą. Wątroba, cholesterol, miażdżyca, impotencja, nadciśnienie, skleroza, to choroby często spotykane w ich wieku. Geriatria po prostu. A jeszcze nie daj Boże marskość wątroby się odnowi! Dlatego trzeba pomóc. Nic nie może się zmarnować.

środa, 26 listopada 2008

Mokro i bombowo

Wszyscy bardzo cieszyliśmy się z powodu budowy boisk w Górze. Nikt jednak nie spodziewał się, że powstaną z tego tytułu problemy. „Orlik” przy Gimnazjum nr 2 oddano do użytku w październiku i wówczas nic nie zapowiadało czekających nas niespodzianek.Opady deszczu okazały się najlepszym sprawdzianem dla tego obiektu. Ku powszechnemu zdziwieniu i zdumieniu oraz rozczarowaniu zauważono, iż na niektórych częściach boiska stoją kałuże wody, które za nic nie chcą wsiąkać w podłoże. Jak poinformował mnie naczelnik Wydziału Realizacji Inwestycji Wojciech Domański, problem ten znany jest urzędowi. Sprawę zbadano i ustalono powód niekorzystnego stanu rzeczy.
I tak okazało się, że przyczyną powstawania kałuż na niektórych częściach boiska jest zbyt mała przenikliwość podłoża, na którym położono sztuczną trawę. Boisko objęte jest 36-miesięczną gwarancją. Odbyto rozmowę z wykonawcą i ustalono, że usterka ta zostanie usunięta wiosną przyszłego roku. Dlaczego nie natychmiast? Wiosną 2009 roku wykonawca jest zobowiązany w ramach gwarancji przeprowadzić „wałowanie” podłoża. Zostanie wówczas ściągnięta sztuczna trawa i będzie można przeprowadzić niezbędne zabiegi, które poprawią przenikliwość podłoża boiska. Do wiosny musimy się więc jakoś przemęczyć mając nadzieję, że w niebie będzie susza.
Odmienny problem stanowią kontenery, które mają być zapleczem socjalno - sanitarnym „orlika”.
To, co przywieziono nie tak dawno na boisko, jest czystym nieporozumieniem. Ktoś najwyraźniej się pomylił i, zamiast skierować te tandeciarskie budy do kasacji, przysłał je do nas. Proszę przypatrzyć się fotografiom i samemu sobie wyrobić zdanie. Naczelnik Wojciech Domański poinformował mnie w tej kwestii, iż do 10 grudnia będziemy mieli nowe kontenery. Trzymamy więc za słowo.Problem z „orlikiem” blednie w porównaniu z tym, co się dzieje na drugim budowanym boiskiem.W piątek o godzinie 18 nasi strażacy otrzymali zgłoszenie o pożarze na tym terenie. Po przybyciu na miejsce okazało się, że nieznani sprawcy podpalili wielki worek, w którym składowano zużyte worki foliowe. Strażacy wylali 100 litrów wody, ugasili ogień i o godzinie 18,30 zakończyli swoją akcję.
A teraz przypatrzcie się Państwo zdjęciom.Poszły ciarki po grzbietach? Te beczki z łatwopalnym rozpuszczalnikiem – pełne!!! – znajdują się ok. 15 metrów od miejsca pożaru. Proszę przyjrzeć się temu zdjęciu. To podpalili nieznani sprawcy.
Identyczne worki znajdują się w odległości 3-5 m od tych beczek.Teraz niech zadziała Państwa wyobraźnia. Mamy do czynienia z bombą! Tam jest 1000 litrów łatwopalnego rozpuszczalnika.

Tego nikt nie pilnuje! Komuś kurwa zależy na tragedii?!
Jest brama zabezpieczona łańcuchem z kłódką. Ja tam lekko się przez nią prześliznąłem. Muszę też Państwu powiedzieć, że dookoła tych bomb – beczek można zauważyć dużo śladów odcisków butów o zdecydowanie mniejszym rozmiarze niż noszone przez dorosłych. Tak samo jest na beczkach. 30 metrów od beczek znajduje się szkolna sala gimnastyczna. Starczy?!
Boisko to udaje, że buduje konsorcjum: Przedsiębiorstwo Wielobranżowe „Domirex” i PROFI (pierwsza z Mikołowa a druga z Wrocławia). Wygrali oni przetarg i podjęli się za 385.456,40 zł brutto wybudować je do 30 października 2008 roku. Jak Państwo widzą na zdjęciach boiska nie ma. Nie tylko jeszcze nie ma boiska, ale też od dłuższego czasu nikt przy nim nie pracuje.
Osobiście znam dwie osoby, którym wykonawca nie zapłacił za faktury, pomimo iż termin płatności dawno minął. A jest tego kilka tysięcy. Jak poinformował mnie naczelnik Wojciech Domański, w dniu dzisiejszym wykonawca miał się zjawić u niego. Naczelnik przyznał też, że prace przerwano na skutek interwencji urzędu. Okazało się, że wylana powierzchnia boiska nie jest gładka niczym stół, ale raczej przypomina fakturą blachę falistą. Ponieważ na lipę nikt się nie zgadza, zalecono poprawki. I na tym – dotąd – się skończyło. Najwyraźniej od tego problemów z budową tych boisk komuś przybędzie siwych włosów.

Budżet z deficytem w tle

Skonstruowany został projekt budżetu gminy Góra na rok 2009, który przedstawiono Regionalnej Izbie Obrachunkowej we Wrocławiu. Rada Miejska przyjmie projekt – lub nie – w grudniu.
Dochody budżetu naszej gminy planowane są na poziomie 48,6 mln zł, wydatki – 55 mln. Zakłada się deficyt budżetowy w wysokości 6,39 mln (14% budżetu). Pokryty zostanie z zaciągniętych pożyczek i kredytów w wysokości 10,180 ml zł. Pożyczki i kredytu maja zostać przeznaczone na pokrycie rozchodów budżetu (spłata dotąd zaciągniętych pożyczek i kredytów) w kwocie 3,7 mln oraz zlikwidowanie planowanego deficytu na rok 2009 w wysokości 6,39 mln zł.
Równocześnie Radzie proponuje się, by upoważniła burmistrza do samodzielnego zaciągania w roku 2009 kredytów i pożyczek w łącznej wysokości do 2 mln zł, które przeznaczone zostaną na pokrycie przejściowego deficytu. Zaciągnięte długi maja być pokryte z dochodów własnych gminy.
Główną pozycję wśród wydatków naszej gminy zajmuje „oświata i wychowanie” – 33% budżetu. Na tę dziedzinę wydamy w roku 2009 18,1 mln zł. Pozycję drugą zajmuje „pomoc społeczna” (25% budżetu) – 14,62 mln zł. Trzecie miejsce zajmują wydatki związane z „administracją publiczną” (8%) a czwartą pozycję zajmuje „gospodarka komunalna i ochrona środowiska (6,6%) – 3,68 mln.
Na funkcjonowanie szkół podstawowych przeznacza się w roku przyszłym 8,89 mln. Gimnazja będą dysponowały kwotą 4,45 mln, a oddziały przedszkolne przy szkołach podstawowych – 0,57 mln. Bardzo dużo wydajemy na dowożenie uczniów do szkół. Na rok 2009 zaplanowana na ten cel kwotę 0,93 mln zł. Przedszkola pochłoną z budżetu gminy 2,6 mln zł.
Wśród wydatków inwestycyjnych planowanych na rok 2009 w kwocie 7,36 mln zł najkosztowniejszą inwestycją jest budowa nowej siedziby Ośrodka Rehabilitacji Dzieci Niepełnosprawnych, który ma powstać w Górze. Całkowity koszt tego zadania, które ma zostać zakończone w 2010 roku – 4,97 mln zł. W przyszłym roku wydane zostanie na budowę tego budynku 1,2 mln zł. Na tę inwestycję staramy się o środki z Regionalnego Programu Operacyjnego dla Dolnego Śląska. Postulowana kwota dofinansowania – 1,19 mln zł.
Budowa kanalizacji sanitarnej we Włodkowie dolnym i Kruszyńcu będzie kosztowała 3,47 mln zł. Zakłada się, że na realizację tego zadania otrzymamy dofinansowanie w wysokości 2,6 mln zł z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Inwestycja w całości ma zostać zrealizowana w roku 2009.
Budowa drogi na ulicy Sosnowej w Górze będzie kosztowała 2,85 mln zł. W przyszłym roku planuje się wydać na jej realizację 1,42 mln zł, które mają pochodzić z Narodowego Programu Przebudowy Dróg Lokalnych. Zadanie ma zostać zrealizowane w roku 2009.
Zadanie pod nazwą „Poprawa wizerunku i zwiększenie atrakcyjności wsi – Budowa Centrum Kulturalno – Sportowego w miejscowości Witoszyce” będzie kosztowało 2,34 mln zł. Staramy się o dofinansowanie w wysokości 0,5 mln, które mamy nadzieję otrzymać z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Rewitalizacja centrum Góry pochłonie w 2009 roku 1,7 mln zł. Planuje się wykonanie iluminacji kościoła św. Katarzyny, modernizację chodników w obrębie murów obronnych, modernizację systemu monitorowania miasta, odtworzenie zabytkowej studni na skrzyżowaniu ulic Małej i Staromiejskiej, odnowienie parku przy ulicy Podwale. To wszystko ma być wykonane w przyszłym roku. Wkład naszej gminy w I etap programu rewitalizacji – 0,56 mln, reszta – 1,13 mln - do pozyskania z Regionalnego Programu Operacyjnego dla Dolnego Śląska.
Czernina wzbogaci się o szatnię, która za 0,14 mln wybuduje się na boisku „Korony”. Rozpocznie się również budowa remizy strażackiej w Czerninie za 0,35 mln, która ukończy się w roku 2010. W tej miejscowości przeprowadzony zostanie również remont infrastruktury, który związany jest z rozwojem funkcji turystycznych i społeczno – kulturalnych. Koszt tego zadania – 0,49 mln zł.
Wartość kosztorysowa wszystkich inwestycji wynosi 17,9 mln. Planuje się, iż 7,35 mln wpłynie do gminnej kasy z różnych programów. Część z nich zostanie zakończona w roku 2010. W roku przyszłym wartość inwestycji zamknie się kwotą 7,73 mln zł, co stanowi 12 % przyszłorocznego budżetu naszej gminy.

piątek, 21 listopada 2008

Dialogi

Wczoraj i dzisiaj bardzo pytano mnie o post opiewający niezaprzeczalne walory intelektualne Boba Budowniczego. Lud na ogół mało zorientowany i nie interesujący się wydarzeniami w naszym samorządzie zaniepokoił się jednak sprawą strażnicy. Jeden z moich rozmówców zadał mi następujące pytanie:
- Czy budowa strażnicy jest zadaniem samorządowym czy też rządowym, którą rząd realizuje za pomocą swojego przedstawiciela w terenie, czyli wojewody?
Zgodnie z posiadaną przeze mnie wiedzą i zgodnie z sumieniem odpowiedziałem, iż jest to zadanie rządowe, nad którym my – samorząd powiatowy – sprawujemy jedynie nadzór inwestorski.
Po mojej odpowiedzi mój rozmówca uśmiechnął się chytrze i spytał: - To proszę mi wyjaśnić, jak to się dzieje, że Przewodniczący Rady, zwany przez pana tak pieszczotliwie Bobem Budowniczym, zmienia założenia konstrukcyjne tej budowli?
Zatkało mnie i zamurowało, co mi się rzadko zdarza (ostatnio w niezapomnianym 2006 r., gdy z poręki Boba Budowniczego starościną została członkini „SamejBronki„). Po kilkusekundowym milczeniu odrzekłem pełen gniewu:
- Ja się nie dam wmanipulować w tę ohydną prowokację! Sądzę, że skoro Bob Budowniczy zasugerował dokonanie zmian, to miał po temu wszelkie powody! – zakrzyknąłem czerwony z oburzenia.
- Wie pan – odpowiedział mi rozmówca. Gdyby szło o wypiek chleba, sprzedaż bułek i technologię produkcji tartej bułki, to nie miałbym żadnych wątpliwości. Ale weź pan pod uwagę, że budowa strażnicy jest zadaniem znacznie bardziej skomplikowanym i kosztownym niż funkcjonowanie i wartość firmy, którą Bob Budowniczy zarządza. Tak naprawdę, to cała firma przez niego kierowana śmiało pomieści się w budynku strażnicy i jeszcze trochę miejsca zostanie.
- Pan jesteś bezczelny! – odrzekłem w rozpaczy. Proszę zauważyć, że Bob Budowniczy ma rozliczne palcówki, w których zaopatrują się prawdziwi górowscy patrioci.
- No tak. Tyle, że tych placówek jest 4, jest tam dość drogo a z patriotyzmem w żołądku to pan długo nie pociągniesz. Kopytka pan gładko wyciągniesz, ku radości swoich wrogów. Zresztą, te sklepy zarządzane przez Boba budowniczego takie jakieś siermiężne są, bez własnego stylu i smaku. Ciasno tam jak cholera, a i niejednemu z nich remont, by się przydał. Powiem panu, że ten jego interes długo nie pociągnie. A płaci jak marnie! Nie sobie oczywiście, nie sobie. Na moje oko oczywiście – zakończył rozmowę ten dziwny człowiek i zniknął w drzwiach budynku mieszczącego się przy pl. Bolesława Chrobrego 4.
Idę więc dalej i znowu mnie spotyka człowiek nieznany mi z imienia i nazwiska. I taki tekst mi wali:
- Panie, coś pan się przyjebał do Władzia. Co panu nie pasuje? Co?! Boisk nie ma?! A to za „trójką”, to niby nie boisko?! A na stadionie, to nie ma boiska?! A dwóch hal sportowych nie ma?! A powiatu nie ma?! Wszystko to panie on stworzył!
- Ale jakim cudem? – pytam mocno zmieszany, bo gość z rękawa scyzoryk wyciągnął, otworzył i błyskać jego ostrzem przed oczami mi zaczął.
- A takim to, że jeżeli Genialny Władzio coś pomyśli, to samo się to robi! Geniusz jego jest wielki niczym nasza „duża górka” w lesie a myśl jego tak twórcza, że jeżeli pomyśli o kurze, to kura - bez pomocy koguta zapłodniona – jajko z miejsca z nosi. I to strusie, panie! Kiedy on spojrzy w niebo, to gwiazdy ze strachu drżą jeszcze mocniej. Jeżeli się nasz Geniusz zachmurzy, to i chmurny dzień mamy. O patrz pan! Oto dowód. Rano pogodnie, słonecznie a teraz co?! Władzia pan zdenerwowałeś i chmurno, śnieżnie i dupiasto zrobiło się na świecie.
Pan nie igraj z ogniem! Ja pana ostrzegam! On mściwy nie jest, ale pan wiesz, że jak on do dymisji się poda, to wszystkich nas zagłada czeka. Przestaną działać wodociągi, zabraknie energii elektrycznej, wzrośnie globalne ocieplenie, nastąpi przyśpieszony proces erozji gleb, dzień i noc będą padać kwaśnie deszcze, woda zamieni się lawę, wybuchną wulkany i padnie PSS. Tak panie! Ja i mi podobni wierzymy i ufamy jemu. On jest naszą ostoją, nadzieją i przyszłością. Powiem Panu jeszcze, że …….. .
I wówczas pojawili się dwaj ludzie z fartuchem bez rękawów i grzecznie doń się odezwali:
- Mojżeszu! Twój lud cię wzywa! Oto twoje szaty.
A on, dumnym krokiem podążył w ich kierunku i nałożywszy nowe szaty wsiadł do pojazdu oznaczonego czerwonym - niczym kur – krzyżem. A ja udałem się w ustronne miejsce, by Państwu to wszystko opisać.

Piosenka o Bobie Budowniczym

Kliknij!

środa, 19 listopada 2008

Raport z pola walki

Pierwszy post poświęcony był nadzwyczajnym zdolnościom, które publicznie objawił nasz Bob Budowniczy na dzisiejszej sesji. Żadnych cudownych umiejętności i właściwości nadprzyrodzone (w stopniu minimalnym) nie objawili członkowie Zarządu, w tym nasza nikomu do szczęścia – za wyjątkiem Boba Budowniczego – nie potrzebna „Bukietowa”. Zarząd i koalicjanci byli zwyczajowo w wyraźnej defensywie. Za nich i w ich imieniu głosił „prawdy” dawno stęchłe - Bob Budowniczy. Na dzisiejszej sesji postanowiłem – po dłuższym milczeniu – zabrać publicznie głos. Okazja ku temu była imponująca – 28 listopada miną dwa lata rządów tej nieszczęsnej koalicji.
Zacząłem od sprostowania, które skierowałem pod adresem „Bukietowej”. Poinformowała ona Radę, iż sprawa lokalizacji Powiatowego Muzeum Ziemi Górowskiej pozostaje nierozstrzygnięta. Biedactwo! – jak zwykle nie wie, co mówi. Sprawa jest rozstrzygnięta! Powiatowe Muzeum Ziemi Górowskiej będzie miało stałą siedzibą w budynku po Powiatowym Urzędzie Pracy. Stosowna uchwała Rady Powiatu na ten temat została podjęta i tej uchwały trzymają się ludzie skupieni wokół tej idei.
W tym miejscu samozwańczy Bob Budowniczy raczył zauważyć, że uchwałę można zmienić. Biedaczek! Słabo zna realia! Polityczny nieudacznik nie zauważył, że jego autorytet już dawno trafił szlag i tylko z litości jeszcze opozycja go nie odwołała. (Nadmiar litości też bywa zbrodnią!) To piwo musi wypić niczym kielich goryczy do dna. Sam nawarzył – sam konsumuje! Zero kumpli! Niech spożywa „piwko” w towarzystwie swoich pupilów: Pony, Bireckiego, Sowy, Mrówki! Dobrana kompania! Ja jednak nie zazdroszczę.
Następnie przeszedłem do klasycznego zestawu pytań. Po raz szósty prosiłem o aktualne dokumenty, które z mocy prawa, mają być umieszczane na stronach internetowych Starostwa Powiatowego. I tak wytknąłem:
- brak protokołów z posiedzeń Zarządu od 29 września (Zarząd „obraduje” raz w tygodniu),
- brak uchwał Zarządu od 16 września,
- brak protokołów z posiedzeń komisji od maj 2008,
- brak uchwał Rady Powiatu od września 2008,
- brak Elektronicznej Skrzynki Podawczej wymaganej sejmową ustawą od 1 maja 2008,
Ponadto powiedziałem, że na stronach internetowych Starostwa Powiatowego panuje bałagan, brak jest jakiejkolwiek logiki w umieszczaniu tam informacji.
W tym punkcie stwierdziłem, że dobrze wiem, iż moje gadanie nie przyniesie żadnego rezultatu, bo nikt nigdy nie poniósł najmniejszych konsekwencji za to proste nieróbstwo. Dla przypomnienia – mówiłem o tym wiele razy, ale - jak widać - bez efektu. Kasa leci – więc po co trud i wysiłek? Zarząd nie zna się na komputerach. Wicestarosta Urodzony Dyrektor Tadeusz Birecki po raz pierwszy usłyszał o ESP i skrupulatnie zapisał moje pretensje w kajecie niewyszukanymi kulfonami.
Zwróciłem się następnie do obecnej na sesji dyrektorki Szpitala Czesławy Młodawskiej, którą spytałem: kiedy położy kres chamstwu i bezduszności lekarzy chirurgów w naszym Szpitalu. Przytoczyłem przykłady, w tym najświeższy, który Państwu opisałem (chodzi o przypadek Pani Bodnarowej, której wybitny menadżer Rodzoń odmówił przyjęcia do jej Szpitala). Poinformowałem Boba Budowniczego - a w ten sposób za jego pośrednictwem Zarząd - (bo tylko on funkcjonuje na tych ultrakrótkich falach), że Kazimierz Bodnar został najszczęśliwszym pod tym – i innymi słońcami – dziadkiem. Wnuczka przyszła na świat w ościennym szpitalu, bo ani Kazimierz Bodnar, ani też jego rodzina nie zamierzają nigdy więcej przekraczać progów górowskiej lecznicy. Bob Budowniczy – a za jego światłym przewodem
Zarząd – przyjęli to w głębokim milczeniu do akceptacji. Napomknąłem również, iż Kazimierz Bodnar był nie raz i nie dwa darczyńcą Szpitala, co jak widać mu nie pomogło. I nie ma się co dziwić, bo tu równo olewa się wszystkich.
Następnie spytałem się o sposób sporządzania protokołów z posiedzeń Zarządu. Wyjaśniłem (ja! – profan!) Bobowi Budowniczemu, iż nie jest zadaniem Komisji Rewizyjnej wyjaśnianie członkom Zarządu znaczenia słowa „dyskusja”, które w mniemaniu – zresztą słusznym! – Boba Budowniczego jest niezrozumiałe dla członków Zarządu. Stwierdziłem, iż jak się ktoś nie oświecił w szkole, to pozostanie nieoświecony.
Nawiązałem do zbliżającej się drugiej rocznicy powstanie tej nieszczęsnej koalicji. Spytałem Edwarda Szendryka, czy nadal utrzymuje, iż „Bukietowa” jest "znanym dyrektorem" i "menadżerem". Podkreśliłem, iż „znaną dyrektorką” przyszła starościna była tylko dlatego, że jako jedyny dyrektor szkoły na terenie naszego powiatu zapisała się do „SamejBronki”, tracąc w ten sposób honor. Tu obruszył się Bob Budowniczy, który stwierdził, iż tak nie należy mówić. Po przemyśleniu myślę, że miał rację. Wstępując do tej śmiesznego towarzystwa nieuków i idiotów człowiek traci nie tyle honor, co rozum. W przypadku Boba Budowniczego – a wszystko na to wskazuje – swoją karierę zakończy on jako prawa ręka Wacława Berusa, zapomnianego przez wszystkich - radnego wojewódzkiego z ramienia SamejBronki (tu pytanie: czy Wacław Berus jeszcze żyje? Pytam, bo nie widać, nie słychać, blokad nikt nie urządza…).W kwestii bajek o menadżerskich umiejętnościach "Bukietowej" Edward Szendryk potwierdził swoją opinię sprzed dwóch lat, gdy to on wziął na swoje barki wywyższenie „Bukietowej”. W odpowiedzi spytałem wszystkich, gdzie znajdują się tak ochoczo deklarowane inwestycje, jak: budowa boiska za LO, budowa boiska ze sztuczną nawierzchnią przy „Arkadii”, zakup sprzętu nagłaśniającego do tejże „Arkadii” oraz IV etap termomodernizacji Zespołu Szkół. Edward Szendryk – cierpiący na kompleks 2 zł za metr kwadratowy – nie umiał odpowiedzieć na to pytanie. Wówczas przypomniało mi się, że ten pupil wisi wraz z innym kumplem lekarzem ok. 52 tys. zł Szpitalowi. Przypomniałem o tym, ale Edward Szendryk nie odpowiedział. Bob Budowniczy też nie prosił o odpowiedź, bo tam gdzie są interesy jego popleczników nie ma miejsca na sprawiedliwość. W zasadzie, jak im obu się przyjrzałem, to pasują do siebie. Obaj oczy mają takie zezowate i uciekają z nimi, gdy się na nich patrzy i o co pyta. Bliźniaki – chociaż tylko z charakteru. Nawiasem mówiąc, że też Bob Budowniczy nie wstydzi się, że jego prawą ręką jest ktoś, kto wisi Szpitalowi taka kwotę?! Zdumiewające! Pouczające też, jak bardzo w swoim zadufaniu i miłości własnej można zapomnieć o etyce. Najnowsza zagadka brzmi: dlaczego w naszej Radzie Powiatu nie ma komisji ds. etyki?
Odpowiedź – bo Bob Budowniczy zastanawia się czy to on, czy też Edward Szendryk są najbardziej etyczni pośród całej ludzkiej populacji.
W momencie kiedy brak jakiejkolwiek pracy w Starostwie, rozprężenie dyscypliny - nazwałem grzecznie bezhołowiem Bob Budowniczy nie wytrzymał i odebrał mi głos. Samozwańczemu Bobowi odrzekłem, iż rozumiem powody, bo to on jest twórcą tego bezhołowia i on za nie odpowiada. Bob Budowniczy odrzekł mi, że odpowie mi na moje pytania. Wziąłem odzienie wierzchnie i opuściłem Boba Budowniczego, jego kompanów i salę, bo już dość mam jego pie... – najczęściej od rzeczy – i tych tanich, tandeciarskich przechwałek w stylu: „byłem tym, robiłem to, mama doświadczenie”. Powiedziałem sobie, że od dzisiaj mam w dupie tego typu gadki, a z Bobem Budowniczym należy skończyć jak najszybciej. Niech sobie swoje opowieści bardzo dziwnej treści snuje swoim kompanom z byłej PZPR, SamejBronki, PSL i innym idiotyzmom stworzonym w godzinach szału ludzkiego umysłu. Ja Boba Budowniczego mam dość, razem z jego pokrętnym myśleniem i pozowaniem na człowieka zatroskanego sprawami publicznymi. Bob Budowniczy zainteresowany jest jednym – sprawowaniem władzy dla samej władzy.

Bob Budowniczy

Są takie sesje, które mają nieciekawy program obrad, ale życie wnosi do nich korektę. Sesja, która odbyła się dzisiaj, też zapowiadała się mało atrakcyjnie. Okazało się jednak, że niektórzy z naszych radnych przebudzili się z dwuletniego letargu i zaczynają się pytać. Nie dotyczy to oczywiście członków Zarządu, których przeznaczeniem jest dożywotni letarg i lunatyzm. O tym jednak później.
Na dzisiejszej sesji objawił nam swoje nowe wcielenie nasz Najdroższy i Wielce Czcigodny Ojciec Powiatu i Koalicji – Władysław Stanisławski. Narodzin jego nowej osobowości i umiejętności poszukiwać należy już w ubiegłym tygodniu. Wówczas to podczas posiedzenia Komisji Budżetu i Finansów objawił się radnym i gościom jako specjalista od budownictwa ze szczególnym uwzględnieniem budynków przeznaczonych dla strażaków. I nie idzie tu o jakieś Ochotnicze Straże Pożarne, bo Przewodniczący nie zamierza rywalizować z Waldkiem Pawlakiem, który jak powszechnie wiadomo jest Pierwszym Strażakiem spod Strzech. Na to, by mu nie pozwolił jego oddany koalicjant Edward Szendryk, o którym za chwilę. Jak Państwo widzą, patelnię do smażenia mam dzisiaj dość dużą, ale też i surowca po sesji nie brakuje.
Podczas posiedzenia Komisji Budżetu radny Marek Biernacki zadał swojemu minionemu idolowi pytanie dotyczące poprawek w konstrukcji strażnicy, którą wznosimy za pieniądze wojewody. Przewodniczący z nieskrywaną dumą w głosie wygłosił dłuższą mowę dotyczącą swoich racjonalizatorskich pomysłów w kupionym za 134 tys. zł projekcie budowy strażnicy. Okazało się, że boska interwencja Dobrodzieja Powiatu doprowadziła do istotnych zmian w konstrukcji budynku. I tak jego Złocistość zasugerował zmianę materiałów, z który ma być wykonany strop, udoskonalenie kanalizacji, zmianę materiałów, z których wykonana ma być elewacja budynku. Te trzy fundamentalne pomysły Ojca Mentora Koalicji pozwalają nadać mu kolejny przydomek: Bob Budowniczy.
Na dzisiejszej sesji radny Marek Biernacki powtórzył swoje pytania. I otrzymaliśmy taką samą odpowiedź. Bob Budowniczy przedstawił pokrótce swoje nowatorskie pomysły, a wszystkim gęby pootwierały się ze zdziwienia. Widzicie Państwo, jak ciężko ma Przewodniczący Bob Budowniczy. Mamy fachowców w wydziale budownictwa, ale ci nie zauważyli niedociągnięć. To Bob Budowniczy je dojrzał, skorygował, nakłonił do przyjęcia poprawek. Za co więc biorą pieniądze ludzie w wydziale budownictwa? Sądzę, iż powinni oddać część swojego wynagrodzenia dla Boba Budowniczego, bo konsultant z niego wyborny.
Nikt w ferworze dyskusji i tłumaczeń nie zauważył, iż Władysław Stanisławski przekroczył swoje uprawnienia, które nadała mu ustawa o samorządzie powiatowym. Art. 14. ustawy określa uprawnienia. W punkcie 3 czytamy: „Zadaniem przewodniczącego jest wyłącznie organizowanie pracy rady oraz prowadzenie obrad rady”. Jak więc Państwo widzą, do kompetencji Przewodniczącego absolutnie nie należy wnoszenie poprawek konstrukcyjnych. Zresztą, nie tylko to. Przewodniczący często uczestniczy w spotkaniach i rozmowach, w których – z mocy prawa – nie ma prawa uczestniczyć. I nie przejmuje się absolutnie przepisami prawa. Przepisy prawa dobre dla Przewodniczącego są wówczas, gdy pozwalają zamknąć buzię jego oponentom.
Nasz domorosły i nowo objawiony Bob Budowniczy ma również inna dziwną manierę. Radny chce np. zapytać o coś członka Zarządu Powiatu. Wówczas do akcji wkracza Papa Koalicji, który odpowiada za członka Zarządu, jakby ci byli niemowami albo idiotami. A przecież tak nie jest. O tym wie – nawet!- jeszcze nienarodzone w powiecie górowskim dziecko. Każdy uczęszczający na sesje widzi, że członków Zarządu traktuje nasz domorosły Bob Budowniczy niczym małe kociątka, które jeszcze są ślepe i na dodatek poszukują drogi we mgle.
Przykład z dnia dzisiejszego. Radny Kazimierz Bogucki pyta o harmonogram restrukturyzacji Szpitala, o który przyjęto na posiedzeniu Zarządu. Okazuje się, że niczego nie przyjmowano. W protokole z posiedzenia Zarządu wkradło się niepostrzeżenie nieporozumienie, bo tylko o nim mówiono. „Bukietowa” „wyjaśnia”, że harmonogram restrukturyzacji jest jeszcze niekompletny i „nieadekwatny” do obecnej sytuacji. Dzielnie przytakuje jej Bob Budowniczy. Wszyscy robią dobrą minę do gry znaczonymi kartami. W duchu każdy wie, że znowu bito pianę i uzgadnianie jest czystą lipą na użytek ludzi ubogich na rozumie pod warunkiem, że ich ubóstwo będzie większe niż Zarządu. A o to trudno, to jest praktycznie nieosiągalne. Wszystko, co „wartościowe” już jest w Zarządzie. Bob Budowniczy wynalazł i zaangażował, by świecić blaskiem o najwyższym natężeniu luksów. Oczy już bolą od tego błyszczenia naszego Boba Budowniczego. Jutro idę do okulisty, by zobaczyć te postępy, o których zawsze tak chętnie plecie. Zresztą Bob Budowniczy plecie zawsze trzy po trzy i absolutnie nic z tego nie wynika. Zaspokaja w ten sposób swoją miłość własną i narcystyczne ciągotki, które połączone są z egocentryzmem i przeświadczeniem, że jest najmądrzejszym, najbystrzejszym i najbardziej właściwym człowiekiem w polityce. Ale tak jest zawsze w przyrodzie kiedy trutniowi wyda się, że jest pszczołą – królową.

czwartek, 13 listopada 2008

Ich dwoje


Podczas „XV Biegu Niepodległości” na scenie pojawiła się starościna „Bukietowa”. Towarzyszyła ona – niestety – naszej burmistrz Irenie Krzyszkiewicz. Prosty lud trochę w osłupieniu – graniczącym z niedowierzaniem – spozierał na „Bukietową”. Szczególne rozbawienie wywoływała „gustowna” torebka, która dynadała na jej ramieniu. Tak na oko można w niej było pomieścić ok. 50 kg ziemniaków, 20 kg marchwi zimowej, 15 kg pietruszki (z nacią!) 120 główek czosnku i 25 główek sałaty. Kapusty nie liczę, bo ta wieńczy korpus naszej „Bukietowej”.

Podobne rozbawienie wywołało futerko, w które w ten ciepły piękny dzień wdziała na siebie „Bukietowa”. Lud zgadywał z jakiegoż to zwierza są skórki. Przeważył pogląd, że z kotów rasy śmietnikowo – użytkowej. Odmiana ta zwana jest też „polskim dachowcem”.
Lud jednak nie ma racji robiąc sobie chichy i chachy z „Bukietowej”. Brutalna prawda jest taka, że w cokolwiek ubierze się „Bukietowa” zawsze będzie wyglądała fatalnie. Dobry Bóg poskąpił jej urody, elegancji, gracji, sylwetki i wszystkiego tego, co nazywamy sexapilem.
Inna sprawa z naszą burmistrz. O! Tu widać, że natura nie poskąpiła niczego. Francja – elegancja! Szyk, wdzięk, gadane i te oczy! A jak kobita się porusza! Nie tak, jak „Bukietowa”, która wciąż chodzi, jakby na plecach miała 50 kg worek z paszą, a na nogach gumofilce – sztucznie, pociągając nogami. Szczególna tragedia jest wówczas, gdy „Bukietowa” nałoży szpilki. Widać, że nie ma daru do chodzenia w tego typu obuwiu, bo chodzi jak na szczudłach. Do szpilek, to trzeba mieć proste a nie krzywe nóżki, zgrabne, a nie „golonki”.
Tyle, że proszę Państwa to, że „Bukietowa” wygląda tak tragicznie absolutnie nie jest jej winą. To wina Ireny Krzyszkiewicz. Tak! Przecież wiadomo, że nasza burmistrz gasi „Bukietową” w każdym calu. Przy niej „Bukietowa” zaistnieć nie może. A nasza burmistrz zaprasza „Bukietową” na różne imprezy, staje koło niej i ta przestaje istnieć. Mimo woli nasuwają się porównania.I co? I zawsze „Bukietowa” ponosi klęskę. Ja nie wiem czy jest to świadome postępowanie naszej burmistrz, czy też chce ona wypromować w ten sposób „Bukietową”. A przecież o żadnej promocji mowy być tu nie może. Ten towar jest niechodliwy. To tylko Boski Przewodniczący – Władysław Stanisławski – zauroczył się i zadurzył w pozbawionej wszelkich zalet „Bukietowej”. Ale cóż, to starszy mężczyzna, a jak wiadomo: „głowa siwieje – coś tam szaleje”.
Na zakończenie prosiłbym panią Ireną Krzyszkiewicz, by nie robiła takich numerów „Bukietowej”. Przecież można sprawę załatwić tak: pani Irena jest na scenie – „Bukietowej” nie ma, i odwrotnie. Kobieta – kobiecie takich rzeczy nie powinna robić! Zgodzą się Państwo ze mną?

Szefowa raportowała

42 minuty burmistrz Irena Krzyszkiewicz snuła opowieść o swojej pracy w okresie między sesyjnym podczas wczorajszej sesji Rady Miejskiej. Sprawozdanie naszej burmistrzyni dotyczyło 44 dni. W tym czasie burmistrz Góry wydała 25 zarządzeń i przygotowała 14 projektów uchwał, które przedstawiono Radzie do akceptacji na sesji w dniu 12 listopada.
Irena Krzyszkiewicz poinformowała radnych i wszystkich obecnych na sali obrad, że rozpisano przetargi na kilka inwestycji. Mieszkańcy ulicy Słonecznej mogą już się cieszyć, gdyż ogłoszono przetarg na opracowanie dokumentacji technicznej oraz budowy drogi na tej ulicy. Do 17 listopada wszyscy zainteresowani mogą składać oferty. Ponieważ realizacja tego zadania nastąpi w formule „zaprojektuj – zbuduj” można się spodziewać, że napłyną liczne oferty. Szacunkowa wartość zadani – 14 tys. euro.
Ogłoszono również przetarg na wyposażenie gminnych Ochotniczych Straży Pożarnych w sprzęt przeciwpożarowy. Termin składania ofert – 14 listopada.
Irena Krzyszkiewicz poinformowała zebranych, iż 18 września rozstrzygnięto przetarg na „Rekultywację wysypiska – obręb Czernina Górna”. Do przetargu zgłosiły się 4 firmy. Najdroższa oferta opiewała na kwotę 538.012,99 zł, a najtańsza 239.887,83 zł. 16 października podpisano umowę na realizację tego zadania z wykonawcą, którym została firma „Usługi Budowlano – Ziemne, Melioracyjne i Transportowe s.c. _ W. Woziński, M. Szeląg, Naratów 68.
1 października otwarto oferty na budowę sieci kanalizacyjnej na osiedlu Starogórska – Leśna. Wpłynęło 7 ofert. Najdroższa oferta zwierała kwotę 954.451,14 zł, a najtańsza – 654.725,72 zł i te ofertę komisja przyjęła. Umowę na realizację tego zadania podpisano z wykonawcą 28.10. Zadanie będzie realizowała firma „Instalatorstwo C.O. Sanitarne i Gazowe”, A. Matuszak, L. Szczeblewski, ul. Witosa 13, 63 – 820 Piaski.
15 października odbyło się również rozstrzygnięcie przetargu na „Budowę sieci wodociągowej na osiedlu Starogórska – Leśna. Wpłynęły dwie oferty. Jedna z nich zawierała kwotę 242.780,00 zł, a druga 159.171,22 zł. Podpisanie umowy nastąpi w najbliższych dniach. Wygrała firma „Instalatorstwo C.O. Sanitarne i Gazowe”, A. Matuszak, L. Szczeblewski, ul. Witosa 13, 63 – 820 Piaski.
Szkoła Podstawowa nr 3 będzie miała nowe okna. Przetarg na ich wyminę zakończył się 24 października. Najdroższa oferta – 54.669,98 zł.
Niestety, na razie nie będzie dokumentacji na skate – park. Na wykonanie dokumentacji gmina zaplanowała 10 tys, a najtańsza oferta (jedyna) pożądała 12 tys. Odbędzie się kolejny przetarg. Pospiechu nie ma, bo zadanie to ma być realizowane najwcześniej wiosną 2009 roku. Nie rozstrzygnięto również przetargu na nadzór budowlany i archeologiczny przy budowie sieci kanalizacji sanitarnej w rejonie ulic Starogórska – Leśna. Powód – przekroczenie zaplanowanych w budżecie środków na ten cel.
Burmistrz Irena Krzyszkiewicz poinformowała również o umorzonych zobowiązaniach podatkowych za okres od 26 września do 6 listopada. Podatek umorzono 22 osobom i jednemu zakładowi (SP ZOZ w Górze – kwota: 4594 zł). Łączna kwota umorzeń wyniosła 14.532 zł.
Burmistrz odroczyła bądź rozłożyła na raty zobowiązania podatkowe 2 firmom i osobom fizycznym. Łączna kwota odroczeń i umorzeń – 37.623,25 zł.
W okresie od 25 września do 7 listopada gmina sprzedała 12 lokali mieszkalnych, które zbyto na rzecz ich dotychczasowych właścicieli. Z tego tytułu dochody gminy powiększyły się o kwotę 55.942,94 zł.
Sprzedano również 6 nieruchomości niezabudowanych na łączną kwotę 558.943,00 zł brutto (netto – 458.150,00 zł). Nabywców znalazły dwie nieruchomości niezabudowane i jedna zabudowana budynkiem gospodarczo – garażowym w Grabownie, które zbyto za 40.330,00 zł. Łączna powierzchnia sprzedanych nieruchomości (bez lokali mieszkalnych – 0,7767 ha).
Z tytułu wszystkich sprzedaży gmina pozyskała 554.422,94 zł. Jest to czysty dochód naszej gminy.
Gmina również kupowała. Nabyliśmy od osoby fizycznej 0,6853 ha za kwotę 58.614,00 zł brutto. Nieruchomości te zostaną przeznaczone pod zabudowę jednorodzinną.
W rejonie ulic Starogórska – Leśna sprzedano działki pod zabudowę jednorodzinna. W przetargu na 6 działek uczestniczyły 22 osoby. Najwyższa cenę osiągnięto ze sprzedaży działki o powierzchni 0,1030 ha, o posiadanie której walczyło 12 osób – 86.400 zł netto (brutto – 105.408,00). Cena wywoławcza wynosiła – 37.250,00 netto.
Z tytułu sprzedaży tych działek uzyskaliśmy 458.150 zł netto. Cena za 1 m kw. Sprzedanych nieruchomości wahała się w granicach od 60,73 zł do 83,88 zł., przy czym średnia cena wywoławcza wynosiła 36 zł.
Urząd ma nowego rewidenta gminnego. Została nim – w drodze konkursu – Beata Głuszyńska – Pypeć, z która podpisano umowę o prace na okres 6 miesięcy. Jak wyjaśniła Irena Krzyszkiewicz okres ten pozwoli na „ocenę pracy pani Głuszyńskiej i jej przydatność do zajmowania tego stanowiska”.
Porządkowano nadal teren miasta i gminy. Prace te wykonują pracownicy interwencyjni. Uporządkowano tereny za „Biedronką”, cmentarza parafialnego. W Bronowie uprzątnięto tereny wokół świetlicy, a w Strumiennej zakończono prace melioracyjne polegające na przywróceniu drożności rowom. Takie same prace przeprowadzane są na rowie, który biegnie od ulicy Paderewskiego do Jastrzębiej.
Straż Miejska w okresie od 26 września do 12 listopada ukarała 15 osób mandatami na łączną kwotę 1650 zł. Udzieliła 68 pouczeń i sporządziła 1 wniosek do sądu grodzkiego.
W okresie od 1 października do 7 listopada parkometry przyniosły nam 10.170,30 zł dochodu. Do tego należy doliczyć 4350 zł, które wpłynęły z tytułu kar nałożonych za brak biletu za parkowanie. Wezwań takich wystawiono ogółem 216. Nielegalnie parkujący winni są nam jeszcze 6450 zł. Okazało się, że parkometry są kurą znoszącą złote jajka. W okresie kiedy parkometrów nie było osiągaliśmy z parkingów dochód w granicach 3 do 4 tys. zł. miesięcznie.
Burmistrz Irena Krzyszkiewicz zakończyła na tym swoje sprawozdanie i nie było po niej widać oznak zmęczenia. Widać, że 42 minuty wykładu to dla niej małe piwko.

poniedziałek, 10 listopada 2008

Będą siupy

19 listopada odbędzie się sesja Rady Powiatu. W programie m.in. zmiana budżetu powiatu, rozdysponowanie dodatkowych środków, które otrzymało Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie z Państwowego Funduszu osób niepełnosprawnych, zatwierdzenie regulaminy przyznawania i przekazywania stypendiów dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych kończących się maturą.
Zmiana budżetu polega na zmniejszeniu dochodów na kwotę 102,655 zł i takim samym obniżeniu wydatków. Planowane dochody budżetu naszego powiatu na rok 2008 wynoszą niecałe 33 mln. a wydatki 34,8 mln. Powstaje deficycik w kwocie 1,24 mln, który zamierza się pokryć kredycikiem, bo jak powszechnie wiadomo naszej władzy branie kredytów weszło tak bardzo w krew, że miesiąc bez kredytu jest bezpowrotnie dla nich stracony. To taka choroba jak inne, np. kleptomania, zoofilia, nekrofilia. Zdrowe to proszę Państwa ani dla nas – ani też powiatu nie jest.
Musimy też pamiętać, że żyjemy z kredytu, bo wzięliśmy ongiś 4,2 mln pożyczki długoterminowej, a i wciąż brakuje kasy. Jednocześnie informuje się radnych, że: „zwiększa się upoważnienie dla Zarządu Powiatu do zaciągnięcia zobowiązań do łącznej wysokości 10.408.200 zł na sfinansowanie wydatków związanych z realizacją zadań wynikających z wieloletniego programu inwestycyjnego na lata 2007 – 10”. Zaglądnijmy do tegoż programu. Jakiż on ambitny! A jaki prorozwojowy! Teraz Państwo mocno się trzymajcie, bo zawrotu głowy możecie dostać. A rozwijać się będziemy tak. Zbudują nam strażnicę za 10.234.200 zł. Okablujemy budynek Starostwa Powiatowego, co zajmie nam 2 lata i pochłonie 174 tys. zł. Dalej, dalej nic już nie widzę. Koniec „wieloletniego programu inwestycyjnego na lata 2007 – 10”. A co inwestycje się Państwu marzą? Wyście już zainwestowali. Zdziwieni? A tak, tak! Podczas wyborów jesienią 2006 roku. Zainwestowaliście w Ponę, Mrówkę, Sowę, Bireckiego (a nie! sorry!; w niego zainwestował na nasz koszt Stanisławski. Czy na sali jest kelner?! Rachunek dla Przewodniczącego proszę wystawić! Nie chce płacić?! Mówi, że się nie poczuwa? Oooo! A wykidajło jest na sali?).
Jest jednym słowem ambitnie. Jak na możliwości tej koalicji tylko możliwe. Będziemy spłacać kredyty do roku 2038 a inni będą brali kredyty, by mieć wkład do inwestycji za unijna kasę. I znowu nam wiatr w plecy.
Skoro już jesteśmy przy funduszach unijnych i innych. Gdzieś zapodziała się inwestycja o nazwie „Termomodernizacja Zespołu Szkół – etap IV”. Ktoś wie co się z nią stało? Bo nie wiem czy wierzyć wróbelkowi, który poinformował mnie, iż wniosek padł. Coś w tym musi być skoro zadanie to nie figuruje na jakże przebogatej liście inwestycyjnej. Dowiemy się i bez pomocy wróbelka. A jak już jesteśmy przy funduszach, to ostatnio usłyszałem, że Szpital też złożył wniosek. Wniosek rozpatrzono, przyznano 2 punkty – na 30 możliwych –i obeszliśmy się smakiem.
Z pewnym zdziwieniem zauważyłem, iż w programie sesji nie ma rezygnacji Marka Biernackiego z funkcji wiceprzewodniczącego Rady. Czułem, że Przewodniczącemu będzie ciężko się z nim rozstać. Zawsze to mile mieć podręczny kalkulator, który mówi ludzkim głosem. Kto będzie teraz liczył głosy? Oto wielka niewiadoma. Kto wzmocni koalicję? Kogo się namówi (kupi) za wejście do nieboszczki? Czy jest jeszcze jakiś głupek wśród radnych? – powinien spytać Boski Przewodniczący radnych przed dokonaniem wyboru nowego wicka. Jak sądzę mogłaby wstać „Bukietowa” i stwierdzić: „proszę powtórzyć pytanie, bo go nie rozumiem”. A wówczas zrobiło by się zwyczajnie, sielsko i anielsko.

Nowość do czytania


Na naszym lokalnym rynku prasowym pojawi się od jutra nowe czasopismo – „Fakty Górowskie”. Wydawcą jest Zarząd Powiatowy PiS w Górze. Gazeta jest bezpłatna i ukazywać ma się początkowo raz w miesiącu. Pierwszy numer przynosi deklarację jego twórców, w której czytamy, iż „Fakty Górowskie będą pełnić rolę publikatora rzetelnych informacji, przekazywanych w profesjonalny sposób przez kilkuosobowy zespół redakcyjny”.
W debiutanckim numerze znajdą Państwo m.in. relację z pobytu w naszym mieście ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego, informację na temat pozwu skierowanego przeciw prezesowi Spółdzielni Mieszkaniowej – Jerzemu Żywickiemu oraz opis „wpadki” wójta gminy Niechlów, który ukarany został grzywną.
Nakład czasopisma 1000 egzemplarzy. Pierwszy numer będzie rozdawany jutro przechodniom na ulicach.

czwartek, 6 listopada 2008

Konkurs z siar(k)ą w tle

Zajrzyjmy dzisiaj za kulisy wydarzeń, które miały miejsce w połowie lutego 2007 roku. Nowa koalicja stworzona przez Władysława Stanisławskiego przystępuje do zmian kadrowych. Na celowniku znalazła się dyrekcja Szpitala, której istnienie stanowiło „boską obrazę” dla nowych, jako symbol i relikt starostów Ruteckiego i Mielczarka. Rzecz jasna nigdy nie wyłuszczono powodów zdymisjonowania dyrektorów Grzebielucha i Hołtry. Z perspektywy czasu rzec można, że realnych powodów nie było. Najważniejszym „powodem”, który przesądził o ich dymisji były ambicje dwóch osób. Władysławowi Stanisławskiemu podpadli, bo nie byli zbyt ulegli i ośmielali się mieć własne zdanie. Drugi – ważny wówczas człowiek – Wacław Berus od zawsze pojmował politykę, jako serię ruchów kadrowych, które on nazywał „trzepnięciem” („tego dyrektora się trzepnie” – mawiał często). Przewodniczący i Berus żyli wówczas w symbiozie, przy czym ten pierwszy uważał za durnia drugiego, a drugi pierwszego. Ten uprawiany przez nich polityczny sex w krótkim okresie czasu przyniósł na świat bękarta – Zarząd Powiatu. Ale o tym później.
Jest 13 lutego 2006 roku. W sali nr 1 Starostwa Powiatowego odbywa się konkurs na stanowisko dyrektora SP ZOZ w Górze. Komisja konkursowa liczy 14 osób. Trwają przesłuchania 4 kandydatów. Tu należy wspomnieć, iż do konkursu zgłosiło się pięciu lecz jeden kandydat nie został dopuszczony do przesłuchania, gdyż nie przedstawił wymaganych dokumentów. Komisja po przesłuchaniu głosuje nad kandydatami. Żaden z kandydatów nie uzyskuje wymaganej większości głosów. Konkurs nie przynosi rozstrzygnięcia. Dyrektora Szpitala nie ma.
16 lutego 2007 roku. W sali nr 33 odbywa się piąte posiedzenie Zarządu Powiatu. Uczestniczą w nim: starościna Beata Pona, wicestarosta Tadeusz Birecki, członkowie Zarządu – Stefan Mrówka, Jan Sowa, Tadeusz Podwiński. Omawiany jest 4 punkt porządku obrad. Głos zabiera „Bufetowa”: „poinformowała, iż konkurs na stanowisko dyrektora SP ZOZ nie został rozstrzygnięty. W związku z powyższym Zarząd Powiatu powinien powierzyć tę funkcję. Pani starosta poinformowała, iż na posiedzenie Zarządu została poproszona pani Czesława Młodawska w celu zaprezentowania swojej osoby, jako kandydata na stanowisko dyr. SP ZOZ”. Czesława Młodawska, drodzy Państwo, była podczas konkursu tą kandydatką, która nie spełniła warunków formalnych i nie została dopuszczona do przesłuchania przed komisją. Jako mało ważną informację mogę dodać to, iż w komisji konkursowej znajdował się Władysław Stanisławski, ale on już pewnie to słabo pamięta.
Po „Bukietowej” głos zabiera Czesława Młodawska, która poinformowała, iż: „swoją ofertę złożyła bez zapoznania się z ogłoszeniem, stąd nie było wymaganych dokumentów”. Ta kpina z czystego rozumu kupiona jest przez Zarząd bez zmrużenia okiem. To cud prawdziwy! Nie czytała ogłoszenia a wiedziała o konkursie. Cud! Jasnowidzenie! Ale nasz spłodzony w politycznym miłosnym uścisku Władysława i Wacława Zarząd Powiatu łyka te brednie, jak bocian żaby.
Następnie kandydatka (czyja?) zachwala swoje osiągnięcia zawodowe. Jako jedno z osiągnięć prezentuje fakt, iż w SP ZOZ w Głogowie: „pracowało ponad 700 osób, teraz pracuje ponad 500”. A Zarząd łyka, chociaż powinien wiedzieć, że funkcja dyrektora ds. ekonomicznych pozwoliła zwalniać pani Młodawskie tylko i wyłącznie własną sekretarkę na zakupy. Następnie kandydatka leje miód na serca Zarządu i stwierdza: „samorządy same muszą się starać o środki na utrzymanie Szpitala, jeśli nie, to nastąpi likwidacja Szpitala”. Młodawska wskazuje tu jasny kierunek działania – trzeba w ratowanie Szpitala włączyć wszystkie samorządy wchodzące w skład powiatu górowskiego. I taką też próbę poczyniono.
Dalej jest już tylko ciekawiej: „nie ma możliwości przekształcenia Szpitala w spółkę, bowiem trzeba zlikwidować Szpital, dług przechodzi na organ założycielski i wówczas tworzy się spółkę”. Zabiera głos Jan Sowa i wykłada credo tego Zarządu: „takiego rozwiązania nie bierzemy pod uwagę”. Amen. I stała się jasność! Oto dlaczego prace nad spółka idą tak niemrawo. Zarząd takiego rozwiązania nie chce. A kto stoi za Zarządem? Kto kopulując – politycznie oczywiście! – począł ten Zarząd? Wacek i Władysław z con amore, rzecz jasna.
Padają kolejne pytania i jasne odpowiedzi. Pyta „Bukietowa”: czy pani Mlodawska sama załatwi kredyt?” Odpowiedź: „jeśli będzie poręczenie organu założycielskiego i jeśli będzie opinia z RIO, to tak, ma firmę i ma bank gotowe do tego”. Rodzi się wielka polityka kredytowa. Efekt znamy: - 12 mln – z hakiem – starostwo jest do tyłu.
Kolejny raz głos zabiera Sowa: „iż możliwe będzie cięcie wynagrodzeń dla lekarzy, oni odejdą, czy widzi pani potencjał lekarski do ściągnięcia do Góry?” Odpowiedź Młodawskiej: „poinformowała, że tak, choć to trudne, wszystkich lekarzy nie można wyciąć”.
Efekt importu nieudaczników mamy widoczny jak na dłoni. Nigdy nie zapomnimy promotorowi importu Janowi Sowie tych słów i lekarzy, których wraz z Młodawską tu przytargali.
Samo postawienie tego pytania było czystym idiotyzmem. Bo skąd Młodawska – mieszkanka Głogowa – może widzieć jakim potencjałem lekarskim dysponuje Góra? Późniejsze wydarzenia jasną świadczą o tym, że obecny Zarząd nie życzy sobie, by lekarze związani z Górą tu pracowali.
Następuje zamknięcie dyskusji. Głównym rozgrywającym staje się wicestarosta Tadeusz Birecki, który wali taki kawałek: „Zarząd musi powołać dyrektora czy też p.o. dyrektora. Prezentacja pani Cz. Młodawskiej przemawia za, mamy po trosze jasność sprawy, małe gwarancje, ale są. Jest to właściwy kandydat”. Każdy wie, że to nie Birecki przemawiał, ale medium Władysława Stanisławskiego, który zrobił go wickiem.
Następuje podniosły moment głosowania. Poprzedza go jednak jakaś mętna dyskusja członków Zarządu, że: „funkcja p.o. dyrektora nie jest właściwym rozwiązaniem, winna to być funkcja dyrektora na czas nieokreślony”. W głosowaniu wszyscy są za. Przedstawienie dobiegło końca. Marionetki się rozchodzą.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że konkurs na stanowisko dyrektora SP ZOZ w Górze został ustawiony. Odegrano komedię, w której uczestniczył Władysław Stanisławski – reżyser, choreograf, kompozytor i aktor w jednej osobie. Bez jego pozwolenia ten żałosny teatr nie miałby miejsca. Jedno pytanie na koniec: czy Pan, Pani wzięlibyście udział w komisji konkursowej, którą powołano dla zgrywy? A Przewodniczący wziął. Siedział, potakiwał, marszczył się, namyślał, zadawał pytania (czy słuchał odpowiedzi, to całkiem inna sprawa), troskał się i frasował. A tak naprawdę wiedział, że dyrektorem Szpitala zostanie Czesława Mlodawska, która – przypomnijmy: „swoją ofertę złożyła bez zapoznania się z ogłoszeniem”.
19 lutego 2007 r. Rano spadł śnieg. Około godziny 10 ulicą Hirszfelda ciągnie orszak. To świta wprowadzająca dyrektor Czesławę Młodawską do Szpitala. W orszaku dwie znakomitości: Wacław Berus i Władysław Stanisławski. Idą z tyłu orszaku, a ja 20 m za nimi. Śmieją się głośno i radośnie. Spoglądam na cienką warstewkę śniegu na chodniku. Widzę wyraźnie dwie pary kopyt i ślady po dwóch ogonach ciągnących się po ziemi. W powietrzu wyczuwam wyraźny zapach siarki. „Dies irae” – pomyślałem.

środa, 5 listopada 2008

Wzleciał "nad poziomy"

Posiedzenie Zarządu Powiatu z dnia 15.10.2008 r. Przedstawiam Państwu poniżej protokół z tego posiedzenia. Oczywiście określenie „protokół” jest na wyrost. To zwykłe śmieci i nic ponadto. Prawo nakazuje sporządzać protokoły z posiedzeń tego organu, to się sporządza. A że jebał go pies?! A co to ma za znaczenie? Sztuka odwalona i tylko malkontenci mogą wymagać czegoś więcej. Proszę spojrzeć uczestników nasiadówki. Widnieją tam nazwiska: Edward Gaitkowski, Stanisław Dobrzycki i Władysław Stanisławski.
To pierwsze nazwisko niczego Państwu nie mówi. Mgr inż. Edward Gaitkowski i Stanisław Dobrzycki są autorami „Programu naprawczego SP ZOZ w Górze”. Ten pierwszy jest dyrektorem szpitala powiatowego w Wyrzysku. Umowa na wykonanie programu, która starostwo z nim podpisało, opiewała na kwotę 10 tys. zł brutto i zawarta została 29 kwietnia.
Stanisław Dobrzycki jest z Puszczykowa. Z nim również zawarto umowę na wykonanie takiej samej fuchy, tyle że 6 maja. Kwota za tę robotę jest identyczna. „Program …” otrzymaliśmy 29 września a zapłaciliśmy za niego 21 października 2008 roku. Nie rozumiem tylko jednego – po co dwie identyczne umowy na tę samą robotę?
A teraz proszę przeanalizować ten dokument. Gotowi? No to zrobimy quiz. Pytanie 1 – co robili na posiedzeniu Zarządu mgr inż. Edward Gaitkowski, Stanisław Dobrzycki i Władysław Stanisławski? Odpowiedź znajdujemy w 1 punkcie. Tylko czy to jest odpowiedź? Rodzi się też kilka pytań. Dlaczego np. na posiedzenie Zarządu nie zaproszono przewodniczącej Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej Grażyny Zygan – Zeid? Pani doktor z pewnością byłaby zainteresowana zadaniem kilku pytań autorowi opracowania, ponieważ jest osobą kompetentną i jakichś tam Sów, Mrózków i Bireckich na kilogram jej ślicznej żywej wagi wchodzi na pudy – z okładem. Ale problem polega na tym, iż urocza pani Grażyna nie ma na stoliku nocnym portretu Przewodniczącego i na noc nie zapala Mu kadzidełka. A na przykład taki Stefan Mrówka ma landsztafcik o wymiarach 2 na 2 m, który umieścił nad swoim łożem małżeńskim, poniżej innego dzieła sztuki prezentującego „Jelenia w tańcu godowym na rykowisku tuż przed odstrzeleniem przez towarzyszy z KW PZPR w Lesznie, MO, SB i ORMO” (prezent od Ministra Kultury i Sztuki z okresu PRL –u). Ja tam tego nie widziałem, ale w Wąsoszu tak mówią.
Proszę zauważyć, że w posiedzeniu Zarządu Powiatu nie uczestniczyli również przedstawiciele związków zawodowych ze Szpitala, którzy już wcześniej zgłaszali różnie niedociągnięcia i nieprawdziwe dane dotyczące naszego Szpitala zawarte w „Programie naprawczym …”. I rzecz najdziwniejsza. W posiedzeniu nie brała również udziału dyrektorka Szpitala Czesława Młodawska. Jakim więc cudem i kto zreferował zagadnienia dotyczące „analizy sytuacji ekonomiczno – organizacyjnej SP ZOZ w Górze, kompletny program naprawczy jednostki wraz z harmonogramem wdrażania”. Władysław Stanisławski? Pona? Gaitkowski? Przecież to nie oni będą wdrażać ten program. A czy radni nie mieli prawa do spotkania z autorami opracowania i zadania im kilku pytań. Zwoływano radnych z bardziej błahych powodów. A teraz nie zaproszono? Ktoś z Państwa wie dlaczego?! Ja wiem! I powiem! W wała nas wszystkich robią i bezczelnie w oczy jeszcze się śmieją! A co mówi statut powiatu o protokołach z posiedzeń Zarządu? Paragraf 61. p. 1 statutu stwierdza: „Z posiedzeń Zarządu sporządza się protokół”. „Protokół” mamy” Punkt 3: „Protokół z posiedzenia Zarządu powinien dokładnie odzwierciedlać przebieg posiedzenia, a zwłaszcza przebieg dyskusji nad rozstrzygnięciami podejmowanymi przez zarząd”. Ktoś z Państwa widzi tu jakąś dyskusję?
To podejście jest co najmniej dziwne. Najpierw prosi się opozycję, by ta wzięła współodpowiedzialność za restrukturyzację Szpitala, ale kiedy jest okazja, by o stanie naszego Szpitala porozmawiać z fachowcami, którzy mają na sprawę bezstronne spojrzenie takiego spotkania się nie organizuje. Dostęp mają tylko wybrani.
Chodzi zapewne o to, by później czarować radnych, że podczas spotkania fachowcy bardzo wysoko ocenili np. poprawę sytuacji w Szpitalu. O tym, że Szpitalowi szykują się trzy procesy sądowe z pozwów pacjentów, raczej się nie mówi.
Powróćmy do Statutu. To już nie pierwsza bitwa toczona przeze mnie o przestrzeganie statutu. Pisałem do Stanisławskiego, zwracałem uwagę na ten problem na sesjach. Bez skutku. Przewodniczący kiwał ze zrozumieniem głową, prosił Zarząd o wzięcie tego pod uwagę, zapewniał o pełnym zrozumieniu. Wszystko to był kamuflaż, bo Przewodniczący jest ostatnią osobą w tym samorządzie, która chciałaby jawności w życiu publicznym. Nie dałoby się wówczas stawiać zasłon dymnych w postaci: „ja nie wiedziałem”, „pierwsze słyszę”, „mówili mi, ale inaczej”. Swoją drogą można zauważyć, że Przewodniczący nasz statut olewa. Przecież go zna, stoi na czele Rady i z tego tytułu winien jest stać na straży zapisów statutu. Chyba, że … chyba, że Przewodniczący nie czyta protokołów z posiedzeń Zarządu, co by go dyskwalifikowało do pełnienia jakichkolwiek funkcji. Nie wspomnę tu o roli głównego dyrygenta tej dętej orkiestry koalicyjnej na zdezelowane puzony i rudą mandolinę bez strun.
Sądzę, że obecnie i na przyszłość musi obowiązywać pewna zasada. Przewodniczącego należy trzymać z daleka od decydowania o losach powiatu, bo czym się to skończy, tylko idiota nie widzi. I jak tak sobie już przemyślałem to wszystko, to sądzę, że Przewodniczący powinien karierę polityczną zacząć od początku. Jestem przekonany, że już dojrzał do stanie się członkiem „SamejBronki”. Mowa tu oczywiści nie o ukończeniu lat 18, ale o nabraniu pewnych cech charakterystycznych dla członków tej żałosnej bandy. Mam tu na myśli przekonanie o własnej wielkości i poczuciu, że cała reszta jest głupia. Ten poziom Przewodniczący już dawno przekroczył.


wtorek, 4 listopada 2008

Widok od kuchni

Przyznaję, że zaskoczyła mnie ta rezygnacja, a jeszcze bardziej argumentacja. Do tej pory Marek Biernacki był w koalicji i głosował za większością uchwał proponowanych przez ten zarząd” – mówi W. Stanisławski. Tak oto komentuje Władysław Stanisławski rezygnację wiceprzewodniczącego i byłego koalicjanta. Muszę przyznać, że ja również jestem zdziwiony. Moje zdziwienie ma swoje uzasadnienie w zdziwieniu Przewodniczącego. Używając języka dobitnego i dla wszystkich zrozumiałego, nazwę rzecz po imieniu: Przewodniczący Rady Powiatu Władysław Stanisławski rżnie wariata na całego. To już jest nawet nie tylko, że niesmaczne, ale żałośnie śmiesznie.
Cofnijmy się do lipca 2007 roku. Odbywa się sesja Rady Powiatu, na której koalicja ma przegłosować kredyt w wysokości 11 mln zł dla Szpitala. Część koalicjantów nie bardzo wierzy w sens zaciągania kredytu. Na sali obrad widać wahanie. Marek Biernacki wyczuwa nastrój sali i prosi Przewodniczącego o ogłoszenie 5 – minutowej przerwy w obradach. Koalicjanci udają się na II piętro do pokoju nr 33. Tam Władysław Stanisławski zapewnia swoich radnych, iż należy zagłosować za kredytem. Stwierdza, iż za 2 do 3 miesięcy przygotowany zostanie program restrukturyzacji Szpitala i te pieniądze są właśnie na ten cel. Zastrzega się również, iż nie pozwoli, by kredyt został „przejedzony”. Te argumenty przekonują radnych koalicji. Podczas głosowania wszyscy radni koalicji głosują za kredytem.
Ten sam miesiąc i rok. Gabinet prezesa PSS „Społem” Władysława Stanisławskiego. Informuję Przewodniczącego, iż zarówno „Życie Powiatu”, jak i „Biuletyn Regionalny” w świetle przepisów prawa wydawane są nielegalnie . Przewodniczący słucha mnie z uwagą i przyznaje rację. Najbliższa sesja Rady Powiatu. Informuje Radę Powiatu o tych faktach. Przewodniczący ze stoickim spokojem informuje Radę, że nie jest już członkiem Stowarzyszenia Szkoła Reymontowska, która to organizacja udzielała swojego szyldu „Biuletynowi Regionalnemu”, będącego tubą propagandową „SamejBronki”. Słucham w najwyższym zdumieniu i dowiaduję się, że rezygnacja nosi datę o jeden dzień późniejszą od mojej wizyty u Przewodniczącego.
Minął rok. Odbywa się posiedzenie Komisji Finansów. Omawiana jest dodatkowa transza kredytu dla Szpitala, którą radni przegłosowali na wcześniejszej sesji. Na sesji tej Przewodniczący był nieobecny z powodu choroby. Władysław Stanisławski zabiera głos i oświadcza, że gdyby on był obecny na sesji, to głosowałby przeciw zwiększeniu puli kredytu. Na sali osłupienie. Marek Biernacki blednie. Drugi obecny na posiedzeniu radny koalicyjny Paweł Niedźwiedź patrzy z niedowierzaniem na Przewodniczącego. Kończy się posiedzenie. Obaj koalicjanci nie mogą wyjść z szoku po tej wypowiedzi. Staje się jasne, że Władysław Stanisławski dokonuje zwrotu w swojej polityce.
24 października. Gabinet prezesa „PSS” Społem. Idę do Przewodniczącego w sprawach nie związanych z polityką. Temat podejmuje Przewodniczący. Dziękuje mi za interwencję w sprawie strażnicy, bo jak stwierdza: „oni w tym roku, by jeszcze tego nawet nie zaczęli”. Informuje mnie, że dokumentacja dotycząca budowy strażnicy jest pełna błędów i niekompletna. Opowiada o ciągłych wyjazdach pracowników wydziału budownictwa do projektanta w Gliwicach, których celem jest naprawienie błędów. Mówi mi o rzeczach, które są mi doskonale znane. Traktuję to jako wyraz dobrej woli Przewodniczącego. Zgadzamy się, że p.o. Andrzej Samborski i wicestarosta Tadeusz Birecki odpowiadają za ten stan rzeczy i obaj za to powinni beknąć. Przewodniczący głośno rozważa warianty. „Poproszę Bireckiego, to odejdzie…” – popadam w zdumienie. Przypominam sobie, iż osoba Bireckiego stała się powodem niedojścia do skutku całkiem innej koalicji. To właśnie forowanie tej osoby spowodowało, że mądrzejsza część Rady jest w opozycji. Nie zgadzali się na człowieka, który niczego nie wnosił do pracy samorządu. Czas pokazał, że mieli rację. Przez głowę przelatuje mi myśl, że w końcu Stanisławski coś zrozumiał. Dalszy ciąg rozmowy jest jeszcze ciekawszy. Przewodniczący głośno rozważa osoby, na które można liczyć. I tu rozczarowanie. Padają nazwiska: Sowa, Mrówka. Walę prosto z mostu: „ale oni nic nie umieją i już pokazali co potrafią”. W odpowiedzi słyszę: „ale to są Robercie głosy”. Stygnę i przez myśl przelatuje mi: „chuj z takimi głosami”. Przewodniczący jeszcze raz wbija mnie w zdumienie oświadczając: „mam tego dość i chcę zrezygnować z funkcji”. Równocześnie zaskakuje mnie informacją, iż „cztery razy proponowałem funkcję wicestarosty dla Pawła Niedźwiedzia, który odmówił”. Pytam kogo miałby zastąpić Niedźwiedź. W odpowiedzi słyszę, że Bireckiego. Ze śmiechem odpowiadam, że nie dziwię się, że odmawia, bo to gówno a nie zaszczyt z kimś takim pracować. Podkreśla, że nie ma na to co się dzieje w starostwie żadnego wpływu. Stygnę w entuzjazmie do końca, bo wiem, że robi mnie w balona. Wiem wystarczająco dużo od byłych koalicjantów, by mu ufać.
Mecz z „Orlą” Wąsosz. Na meczu obecny jest Paweł Niedźwiedź. Po meczu pytam go o „cztery propozycje objęcia funkcji wicestarosty”. Paweł patrzy na mnie coraz większymi oczami. „Jakie cztery? Raz proponował!” – pada zdecydowana odpowiedź.
Kiedy? – pytam. „Na wiosnę” – odpowiada Paweł i już wiem, że mówi prawdę. Opowiada mi, że wyłgał się mówiąc, że może zostać, ale bez Sowy i Mrówki w Zarządzie. Na to Przewodniczący nie przystał.
Dlaczego zdecydowałem się o tym napisać? Z bardzo prostego i prozaicznego powodu. Przewodniczący robi publice wodę z mózgu. Tworzy wirtualny świat, który nie istnieje. A reality show, które stworzył, odgrywa role decydującą. Proszę przyjąć za pewnik, że za wszystkimi decyzjami stoi Władysław Stanisławski. Żadna decyzja zapadająca w Starostwie nie zapada bez wiedzy i aprobaty Władysława Stanisławskiego. To jest pewnik, tak oczywisty, jak śmierć każdego z nas. O tym powiedzieli również byli koalicjanci, których Władysław Stanisławski najpierw zwiódł a potem zawiódł.
Nie raz i nie dwa czytali Państwo na tej stronie kpiny, które urządzałem sobie z Marka Biernackiego. Muszę coś wyjaśnić. Marek jest i będzie moim dobrym kolegom. Przywalałem Markowi za to, że nie myśli samodzielnie, ale daje sobą kierować innym. Zresztą, przywalę każdemu kto samorząd będzie traktował niepoważnie. I nic w tym momencie nie ma do rzeczy moja sympatia dla X czy Y lub jej brak. Wszyscy będą traktowani równo. Marek – jak wielu innych – był zapatrzony w Stanisławskiego. Menadżer, ekonomista, ma łeb – to najczęstsze opinie, których wysłuchuje się o Przewodniczącym. Również Marek – i inni - dali się ponieść tej wierze. Muszę też uderzyć się we własną pierś – ja również przez pół roku (2006/07) ufałem, iż pomimo oczywistej słabości koalicji, „Władzio coś wymyśli”. Dzisiaj wiem co fałszywy idol może wydumać. Z tego dumania nic dobrego dla nas nie wyniknie. Dzisiaj już wiem, że miłość własna, chorobliwie wybujałe ego „Władzia” i wszechogarniająca żądza władzy stanowią przyczynę wszystkich naszych porażek w ostatnich dwóch latach. To rozczarowanie jest bolesne, ale ożywcze dla umysłu. Żal tylko, że tak długo kładliśmy głowy pod fałszywą ewangelię.

Głos w sprawie "Kaszpirka z krainy siarki"

Pan Kazimierz Bodnar, który był praprzyczyną wczorajszego tekstu na temat „Kaszpirka z krainy siarki” postanowił poinformować o wczorajszych wydarzeniach dyrekcję naszego (?) Szpitala i Przewodniczącego Rady Powiatu – Władysława Stanisławskiego. W dniu dzisiejszym skierował do nich pismo w tej sprawie, które niniejszym – za zgodą pana Kazimierza – publikuję.
"Jestem rodowitym górowianinem, który dotychczas był orędownikiem pomocy szpitalowi w Górze. Tak było do dzisiejszej wizyty w naszym szpitalu, gdzie towarzyszyłem, jako opiekun, swojej mamie mającej skierowanie do tej placówki. Sam namawiałem matkę do pójścia do NASZEGO szpitala.
Pięć minut później wstyd mi było przed mamą i innymi obecnymi tam osobami za moją sympatię i patriotyzm lokalny wobec Szpitala, w którym przyszedłem na świat. Bezczelne zachowanie dr Marka Rodzenia wobec nas, potencjalnych pacjentów tej placówki urągało wszelkim znanym mi normom. Podnoszenie głosu na starszą kobietę wycieńczoną bólem, kpiny z cudzego cierpienia, brak jakiegokolwiek zainteresowania chorobą pacjentki.
Pierwszą moją myślą związaną z zachowaniem tego pana była taka, iż – mam do czynienie z jakimś pomywaczem udającym lekarza, i to w dodatku przygłupim. Po pewnym wywodzie wiedziałem już, że to lekarz –menadżer, który po prostu pokazał nam drzwi.
Długo dochodziłem do siebie NIKT jeszcze nie potraktował mnie ani mojej mamy w tak ordynarny sposób. Ten pan chyba nie zdaje sobie sprawy, że to ja, jak i inni mieszkańcy tego powiatu ze swoich podatków utrzymujemy ten szpital i opłacamy jego, jakże niezasłużenie wysokie, wynagrodzenie. Gdyby któryś z moich pracowników zachował się podobnie w stosunku do moich klientów w tej samej chwili byłby już byłym pracownikiem. Ale cóż to za porównanie? Moi pracownicy są po prostu dobrze wychowani.
Ja nie pragnę przeprosin od tego pana. On mi po prostu jest obojętny niczym zeszłoroczny śnieg. Ja bez jego domniemanej wiedzy medycznej sobie poradzę – jest tyle szpitali, że mam w czym wybierać, bo mnie na to stać. Innych nie stać, a więc co z nimi?
Ale żal mi, że mój szpital pokazał w jakim „poszanowaniu” ma swoich pacjentów. Mnie stać na lepsze miejsce do leczenia mojej mamy, ale co mają zrobić biedni starzy samotni ludzie, którzy zdani są na łaskę takich pseudo - lekarzy, jak pan Marek Rodzeń.
To zachowanie nie obraża mnie. Ten pan kpi z dyrekcji, która go z skądś wynalazła, kpi z Rady Powiatu ochoczo pogrążającej powiat w zadłużeniu, byle dać szpitalowi na wypłatę dla pana Marka B. Kpi z Zarządu Powiatu, który sprawuje nad nim pieczę. Kpi z całego personelu lekarskiego, bo jeżeli oni tolerują takie zachowania, to są tacy sami.
Ale najsmutniejsze jest to, że kpi z nas wszystkich - mieszkańców, którzy ufają w jego zawodowe umiejętności i mają nadzieję, że w krytycznym momencie ich życia mogą liczyć na pomoc.
Kim on jest, że wszystko mu wolno? Ja żałuję - mogłem go kopnąć w…, ale dobre wychowanie mi nie pozwoliło. Wielu mnie pytało i pyta o zdanie w sprawie naszego szpitala – czy ratować tę placówkę, czy też pozwolić na jej likwidację? Zdanie sobie już wyrobiłem i jest ono diametralnie odmienne. Nie chcę od was żadnej odpowiedzi. Jedynie mam pragnienie abyście zastanowili się nad problemem, który poruszyłem.
Wielu przeciwników szpitala straciło wiele czasu próbując mnie ustawić przeciwko naszemu szpitalowi, ale tej rzadkiej sztuki dokonał Rodzeń. Jemu udało się to w 3 minuty".

poniedziałek, 3 listopada 2008

Rodzeń - "Kaszpirek"

Powiadam Państwu, że my górowianie, nawet nie wiemy jakie skarby mamy. I nie chodzi tu o walory krajobrazowe naszej ziemi górowskiej, zabytki, faunę i florę i zdrowy klimat. Nasze bogactwo tkwi w ludziach, którzy są solą tej ziemi. Dlaczego więc ich nie znamy? Odpowiedź jest prosta – oni rzadko się ujawniają. Nasz dzisiejszy bohater też należy do grupy ludzi, którzy objawiają się nagle – z ”cicha pęk”.
Nasz dzisiejszy bohater jest z wykształcenia lekarzem. Czy z powołania?
Nie mi osądzać. Przybył do nas ze stolicy krainy siarką płynącej – Tarnobrzega. Objął w posiadanie oddział chirurgii w naszym Szpitalu. Tu trzeba powiedzieć, że bohater dzisiejszego postu lubi podkreślać, iż jest lekarzem – menadżerem. A wymagania ma przeogromne. Najpierw w sprawie swoich poborów – są niebagatelne, dwa – lubi by nazywać go menadżerem. Ten światły człowiek stwierdził ongiś, iż „zastał oddział chirurgiczny w stanie z XIX wieku a obecnie jest tam wiek XX
I”. To znaczy ja nie bardzo wiem, co oznacza powiedzenie o wieku XXI. Weźmy dla przykładu sobotę (26 październik). Trwa mecz młodzików „Pogoni” z Orlą. W pierwszych minutach meczu dochodzi do kontuzji zawodnika z Wąsosza. Noga puchnie w oczach, chłopak cierpi. Opiekunowie odwożą go do naszego Szpitala. Chirurga tego dnia nie ma. Pacjent zostaje w Szpitalu do poniedziałku, czyli do czasu przybycia specjalisty. I teraz już zrozumiałem na czym polega XXI wiek na chirurgii dowodzonej przez naszego dzisiejszego bohatera lekarza medycyny – specjalisty chirurga – Marka Rodzenia. W XXI wieku w soboty i niedzielę chirurdzy na naszym oddziale nie pracują. Jakiż postęp i nowoczesność! Złamania, pęknięcia, wyrostki – zapomnijcie o sobotach i niedzielach! Ludzie bądźcie odpowiedzialni! – nie narażajcie Rodzenia na pracę w soboty i niedzielę.
Sytuacja taka miał miejsce nie po raz pierwszy. Znam nazwiska osób, które na skutek rodzeniowej wizji XXI wieku na oddziale chirurgicznym też nie otrzymały pomocy. To na tym oddziale nic nowego, to już weszło w krew i jest akceptowane i przez dyrekcję Szpitala i nasz nieudaczny Zarząd Powiatu, którego psim obowiązkiem jest nadzór nad tą placówką. Ale czego ja żądam od Zarządu?! Kompetencji?! Wiedzy?! Tyś Mazulewicz chyba ochujał!
Powróćmy jednak do wizjonera Rodzenia. W dniu dzisiejszym doktorek – menadżerek dał popis. Około godziny 11 w Szpitalu zjawiła się pacjentka posiadająca jak najbardziej aktualne skierowanie do tej placówki. Nie od rzeczy będzie napomnienie, że kobieta ta (72 lata) od dawna cierpi na niezdiagnozwaną chorobę związaną ze stawami. Naszej rodaczce niełatwo przyszło podjąć decyzję o położeniu się w Szpitalu. Ludzie starsi na ogół nie lubią tam przebywać. W tym przypadku, to rodzina namówiła starszą panią, by ta poszła do Szpitala celem wykonania badań, które miały pomóc w postawieniu prawidłowej diagnozy umożliwiającej leczenie. Należy też dodać, iż potencjalna pacjentka Szpitala ogromnie cierpi. Z trudem przychodzi jej poruszanie się o własnych siłach. Odczuwa dojmujące bóle, które muszą zrobić na każdym wrażenie. Pani ta udała się do naszego Szpitala w towarzystwie syna, który miał pomóc w dopełnieniu formalności. Nasza pacjentka zgłosiła się do doktorka Rodzenia (XXI wiek!). Jakież było zdziwienie matki i syna kiedy okazało się, że Szpital nie jest dla niej. Nasz Szpital! Menadżerek – doktorek poinformował państwa B., iż pani Józefa nie zostanie przyjęta, bo nie ma wskazań do jej pobytu na oddziale chrurgicznym. Pana B o mało szlag jasny nie trafił! Zdał sobie bowiem sprawę, iż tarnobrzeski doktorek nawet matki nie zbadał. Nie spytał o zdjęcie, nie dotknął pacjentki, nie poprosił też o żadną dokumentację medyczną. Menadżerek – doktorek najzwyklej w świecie orzekł, że na oddział chirurgiczny – na miarę XXI wieku! – matka pana B się nie nadaje. Amen. Pan B – w ciemię nie bity – poprosił o odmowę na piśmie. Doktorek Rodzeń wypisał stosowne zaświadczenie, w którym tak umotywował swoją decyzję: „brak wskazań do leczenia na Oddziale Chirurgii. Wskazane leczenie na Oddziale Ortopedycznym”.
I tu przechodzimy do sedna sprawy. Oto objawił się nam bowiem tarnobrzeski cudotwórca. Menadżerek – doktorek Rodzeń jest tarnobrzeską odmianą Kaszpirowskiego, który – jak starsi Czytelnicy pamiętają – leczył przez telewizyjne szkiełko, i to wówczas najczęściej jeszcze czarno – białe. Szman z krainy siarki też tylko spojrzał i wiedział – ortopedia! Bez badania, bez dokumentacji! Geniusz! Po prostu geniusz! Klękajcie narody!
I jak tu się dziwić, że chirurgia z kosztami płac na poziomie 85% wydatków na utrzymanie tego oddziału ma wykorzystane zaledwie niecałe 50% łóżek?! Ktoś jeszcze zdziwiony? Może pavulonu?! – to zdziwienie zaniknie.
Toż mając takiego menadżera, ja Rodzeń nawet tak pewny interes jak zakład pogrzebowy poszedłby z torbami.
I tak to Państwo jest. Przybywają do nas przeróżne osobniki, których nie znamy. A tu okazuje się – jasnowidz, szaman, menadżer, wizjoner a przede wszystkim samochwała. I robi to wiele hałasu o nic, bo wydaje się przybłędzie, że na prowincję głuchą i głupią przybył, gdzie nikt się nie kapnie, że z pospolitym bufonem ma do czynienia.
W Szpitalu jest bardzo źle. Ma fatalną opinię, którą zbudowali tacy jak Rodzeń. Sprawa jest prosta. Dotą, dokąd Szpitalem będą rządzić obcy, którzy z nami nie czują się związani nic się nie zmieni. Dlatego trzeba gonić przybłędów na cztery wiatry. I to będzie z zyskiem dla nas górowian. I nie dajcie sobie wmówić, że mamy doskonałe kadry lekarskie a w Szpitalu wszystko jest O.K. Ten kto tak mówi – bezczelnie kłamie.
P.S.
Ponieważ wkurwiło mnie już bezhołowie panujące w naszym Szpitalu zwracam się do Państwa z prośbą o informowanie o tego typu chamstwie i bezczelności. Mój numer: 721 225 975. Zawsze do Państwa usług.

Bardzo tanie książki

W naszej nieocenionej Bibliotece Pedagogicznej (mieści się w rynku) wszyscy miłośnicy i fanatycy czytania – która to sztuka jest w zaniku – mogą bardzo tanio kupić książki. Są to nowe książki, które mają tę zaletę, iż są bardzo tanie. Oferta skierowana jest do uczniów klas I – V szkół podstawowych, chociaż nie tylko. Do nabycia są m.in. słowniki szkolne (biologiczny, języka polskiego, wyrazów obcych, terminów literackich, bohaterów literackich), lektury (Mickiewicz, Fredro, Szekspir, Słowacki, Twain, Konopnicka, Andersen, Kraszewski). Dla wszystkich, którzy marzą o biegłym władaniu językiem obcym z całą pewnością przydatne okażą się słowniki polsko – angielskie, polsko – niemieckie. W sprzedaży znajdują się również ślicznie ilustrowane książeczki do nauki angielskiego i niemieckiego skierowane do najmłodszego czytelnika („Czym skorupka za młodu… ) oraz pozycje książkowe dla tych wszystkich, którzy jeszcze czytać nie potrafią, ale chętnie oglądają bardzo ładne ilustracje. Cena książek jest rewelacyjna. Bajki dla dzieci i lektury po ok. 10 zł. Dla prawdy wspomnę, iż najdroższą pozycją jest jednotomowa Encyklopedia PWN, która kosztuje 29,90 zł. Z punktu widzenia bibliofilskiego wszystko w tej ofercie jest tanie jak barszcz.