środa, 25 sierpnia 2010

Wirtuoz i martwe dusze

Powróćmy do posiedzenia Rady Społecznej. Głos zabrała oskarżona, starościna powiatu górowskiego Beata P., która odnosząc się do postulatów pielęgniarek stwierdziła, iż wg opinii prawników porozumienie z tą grupą zawodową może być zawarte dopiero po utworzeniu niepublicznego zakładu opieki zdrowotnej.

Odnosząc się do wypowiedzi Edwarda Kowalczuka, która dotyczyła małej ilości głosów opowiadających się za likwidacją szpitala oskarżona, starościna powiatu górowskiego Beata P. stwierdziła, iż ma „zgoła odmienne odczucia, że tylko 5 osób było za planem B”.

W kolejnym zdaniu zebrani usłyszeli, iż oskarżona nie zgadza się z wyliczeniami Edwarda Kowalczuka dotyczącymi zadłużenia powiatu. Wg oskarżonej, starościny powiatu górowskiego Beaty P. „ta Rada Powiatu zastała ponad 40 mln zł długu, w tym 10 nieujętych w sprawozdaniach. Teraz pozostawiamy dług ujawniony, mówiąc kolokwialnie”.

Ripostował Edward Kowalczuk:
„Ta Rada nie dostała 40 mln długu. Ta Rada w ogóle nie dostała długu. Dopóki jest społeczny, Samodzielny Publiczny Zespół Opieki Zdrowotnej dług jest szpitala. A szpital – jak na razie – jest finansowany z NFZ, i dokąd tak jest to zobowiązania szpitala są zobowiązaniami państwa. Państwo próbuje za każdym razem zepchnąć ten dług na samorząd, ale to nie jest dług samorządu. Po drugie. Tak naprawdę to wy niezgodnie z prawem płacicie 12 mln długu szpitala. Dlaczego? Ustawa mówi wyraźnie, że samorządom nie wolno finansować – poza pewnymi sprawami – długów szpitala i jego zobowiązań. Można remontować, można finansować szkolenia, ale nie spłacać długi za szpital. Gdy byłem przewodniczącym Rady Powiatu też remontowaliśmy, nie mówię, że to źle. SP ZOZ-y państwo przekształcić w spółki powinno samo, bez udziału tym procesie samorządów. Samorządy powinny tylko przejąć te szpitale przekształcone w spółki. A dzieje się tak, że państwo daje nam te 23 mln zł a powinno dać 40 mln. I jeszcze mówi, że to wielkie dobrodziejstwo. Pani mówi, że będą mniejsze pieniądze na szpitale. A jak omawialiśmy program Kachniarza (reorganizacji SP ZOZ i jego przekształcenia w spółkę prawa handlowego), to ja mówiłem, że założenia tego planu są zbyt optymistyczne. Mówiłem, że zbyt optymistycznie zakłada się, że nakłady na szpitale wzrosną. A dzisiaj pani mówi nam, że będą mniejsze i walczycie,, by były chociaż takie same jak w tym roku. Ja mówiłem to już wówczas. Ale nie o to chodzi. Ja się boję, że BGK może odrzucić ten program. Nie jest nigdzie powiedziane, że on musi go przyjąć. A co będzie jak odrzuci? Wtedy nie otrzymamy nawet tych 23 mln. Kiedy bank przyjrzy się tym wynikom, właśnie za rok 2009, które nie są złe, ale im się , zobaczy jakie są kontrakty, a jakie będą kontrakty, zobaczy, iż założenia są nieprawdziwe, to może ten program odrzucić".

Następnie Edward Kowalczuk zwrócił się do pielęgniarek z pytaniem:
„Nie wiem czemu panie się zgadzają z tym, że porozumienie może być podpisane dopiero pomiędzy nowym dyrektorem już Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej. Jest organ założycielski i on może wyrazić zgodę na podpisanie tego porozumienia i to już teraz a nie w przyszłości”.

Następnie Edward Kowalczuk zwrócił się do oskarżonej, starościny powiatu górowskiego Beaty P., ponownie z apelem:
„Teraz wszystko zależy od pani. Jak pani pamięta w uchwale jest zapis, który mówi, że w okresie likwidacji SP ZOZ nie ma prawa zaciągać zobowiązań bez zgody Zarządu Powiatu lub Rady. Nie pamiętam, nie będę się sprzeczał, jak tam jest dokładnie zapisane. Ale to od pani zależy w tej chwili, by to porozumienie podpisać. Od pani zależy też załatwienie sprawy tego dodatku. To w sumie nie są duże pieniądze. Mówimy o 14.000 zł miesięcznie. Pani jest przełożonym dyrektora szpitala, i to pani ma wpływ na to, co zrobi w tej sprawie dyrekcja. To są sprawy groszowe. To pani sprawa i byłoby uczciwie tę sprawę załatwić”.

Edward Kowalczuk odniósł się też do stwierdzenia oskarżonej, starościny powiatu górowskiego Beaty P., które dotyczyło ewentualnego „zmniejszania płac dla wszystkich pracowników szpitala, gdy kontrakt z NFZ będzie niższy”. Powiedział:

„Pani mówi, że będziemy wszystkim zmniejszać. A ja powiem, że nie da się wszystkim zmniejszać. Przecież w Polsce obowiązuje najniższa płaca. A jak ktoś będzie na najniższej płacy, to już jej nie zmniejszycie. Ale jest gdzie zmniejszyć. Jest gdzie! Jeśli w ciągu trzech lat, o trzysta procent wzrosły środki na kontrakty, a o nic nie wzrosły środki na płace dla pozostałego personelu, to jest w tym i z tym coś nie tak. Wygląda na to, że płace lekarzy są naprawdę kominowe w stosunku do reszty płac. Likwidacja SP ZOZ-u daje sposób na zlikwidowanie tych rażących różnic. I może się to obejść bez jakiegoś tam głupiego korowodu wypowiedzeń. Trzeba pamiętać o art. 5, który mówi, że rozwiązuje się wszystkie umowy kontraktowe. I to jest okazja na regulację tych spraw. Jeżeli jakiś lekarz zarabia na kontrakcie np. 12 tys. miesięcznie a wy zaproponujecie mu 11 tys., a on powie, że rezygnuje, to – pamiętajcie! – on nie zrezygnuje. On może straszyć teraz, ale nie zrezygnuje, bo 11 tys, to tez dużo. Natomiast jeżeli pielęgniarkom zmniejszy się nawet 100 zł, to i tak jest za dużo w stosunku do tego, co one teraz zarabiają”.

Niestrudzony Edward Kowalczuk przeszedł następnie do analizy sprawozdania finansowego SP ZOZ za I półrocze. Jego zainteresowanie wzbudziła pozycja: „koszty”. Dokładnie zainteresował się nadwykonaniami, czyli zabiegi wykonane w naszym szpitalu ponad limit wyznaczony przez NFZ. Edwardowi Kowalczukowi szło o kwotę 370 tys. zł, która figurowała w sprawozdaniu po stronie kosztów. Wg niego winna ona być po stronie „przychody”, gdyż za nadwykonania szpitalowi zapłacono. Oskarżona, starościna powiatu górowskiego Beata P. pozwoliła sobie nie zgodzić się z Edwardem Kowalczukiem.

Wg niej nadwykonania są kosztami, gdyż „nigdy nie wiadomo, czy NFZ za nie zapłaci”. „Zaraz, zaraz” – oponował Edward Kowalczuk – „jeżeli w tabeli 6 są wykazane nadwykonania jako przychody, to przyjęcie ich jako koszty jest nieporozumieniem. Są to przychody, których jeszcze nie zrealizowano, bo nam za nie niezapłacono”. W odpowiedzi na to oskarżona, starościna powiatu górowskiego Beata P. rzekła: „Wystosujemy w tej sprawie pismo do szpitala. Niech nam wyjaśnia tę sprawę i udzielą wyczerpującej odpowiedzi”. Takie załatwienie sprawy, to w jej wykonaniu klasyka!

Nie mniej oskarżona, starościna powiatu górowskiego Beata P. przyznała, iż od ubiegłego roku z płatnościami za nadwykonania są problemy. NFZ nie bardzo chce je uznawać i płacić za rzeczywistą ilość nadwykonań. Szpital je wykonuje a pieniądze trzeba negocjować. Naszemu szpitalowi zaproponowano 30%, czyli ok. 150 tys. zł. Niektóre szpitale weszły na drogę sądową domagając się uczciwej zapłaty. Czy nasz szpital to zrobił również? Niestety, tego oskarżona, starościna powiatu górowskiego Beata P. nie wiedziała.

Edward Kowalczuk powrócił do obiecanej mu – jeszcze w maju! – podstawy prawnej powołania członków zarządu spółki. Obiecała mu to oskarżona, starościna powiatu górowskiego Beata P. W odpowiedzi usłyszał, iż: „dostanie jutro”. „Wtedy też miałem dostać jutro!” – przypomniał Edward Kowalczuk. I zrezygnowany dodał: „No dobrze, powiedzmy, że jutro”.

Beata P. poinformowała Radę Społeczną, iż odbyło się walne nowej spółki i powołano Radę Nadzorczą. O tym wkrótce.

Pielęgniarki poruszyły sprawę Izby Przyjęć w szpitalu. „Izbę wiecznie zalewa. Pielęgniarki i salowe w laczkach sprzątają tę wodę. Przyjeżdżają strażacy i tę wodę wypompowują. Za każdą większą ulewą wszystko pływa. Zalewa też gastroskopię, sterylizatornię. I tak to trwa i trwa. Czy jest coś w tym kierunku robione, by ten stan zmienić?”

Beata P.: „Jest to sprawa, która jest realizowana w porozumieniu ze spółką Tekom, jak również przy udziale naszych pracowników budownictwa. Pani dyrektor szpitala wystosowała pismo do Tekomu, jak również do wiadomości do nas. Są to sprawy związane z wieloletnia, nieremontowaną kanalizacją, która nie odbiera tej wody. Jest to problem, którego nie możemy rozwiązać ani my, jako powiat, ani szpital. Jest to właśnie w gestii spółki Tekom”.
Jednym słowem – jesteśmy bezradni!

Ale trzeba przyznać, że oskarżona, starościna powiatu górowskiego Beata P. pocieszyła zebranych informując, że może już było, a może jeszcze nie było, zebrania w tej sprawie, w którym miał uczestniczyć Tekom. I na tym zebraniu miała zapaść decyzja, że będzie lepiej. A swoje wystąpienie zakończyła słowami: „Tak, że dzieje się w tym temacie”.

Pod koniec posiedzenia Edward Kowalczuk nawiązał do sprawy nieudostępnienia członkom komisji, powołanej przez Radę Powiatu do skontrolowania szpitala, dokumentów. Dostęp do dokumentów uniemożliwiła członkom komisji – radnym! – dyrektorka szpitala. Oskarżona, starościna powiatu górowskiego, Beata P. odpowiedziała, iż dyrektorka szpitala przesłała jej odpowiedź na piśmie w tej sprawie.

Edward Kowalczuk - „Czym innym jest odpowiedź dla pani, a czym innym odmowa dostępu do dokumentów dla członków komisji powołanej przez organ założycielski dla szpitala. Członkowie komisji zadali dyrektorce kilka pytań, ale pani dyrektor uznała, że nie będzie udzielała odpowiedzi. Zresztą, uznała niektóre z pytań za głupie. A to jest sprawą kontrolujących czy zadają pytanie głupie czy mądre. Wciąż obowiązuje panią dyrektor szpitala ustawa o SP ZOZ – ach, a ta mówi wyraźnie, że organ założycielski nie tylko ma prawo, ale przede wszystkim obowiązek taka komisję wysłać. To jest lekceważenie organu założycielskiego. Pewnie ma coś do ukrycia, nie mówię na pewno, ale jaki inny powód może mieć, by nie dopuścić do kontroli? Pani (E.K. zwrócił się do oskarżonej, starościny powiatu górowskiego Beaty P.) jest radną, jest pani przełożoną pani dyrektor. I to pani powinna się zwrócić do niej, by podporządkowała się ona żądaniom komisji. A nie może tak być, że ona pani odpisuje na pytania a nie odpowiada na pytania członków komisji. Tak być nie może”.

I na tym – mniej więcej – to „budujące” posiedzenie Rady Społecznej SP ZOZ się zakończyło.
Tak nawiasem mówiąc nie ma powodów do wyrażania żalu, że na posiedzenia przyszło tak mało członków Rady Społecznej. Rada bez Edwarda Kowalczuka, to byłaby dopiero zgroza! Z drugiej strony ci, którzy przybyli i przesiedzieli milcząc też mnie nie dziwią. Ich ulubioną rolą jest odgrywanie „Martwych dusz”. Ale fajnie tak sobie posiedzieć i ich poobserwować, jak udają, że coś wiedzą i nad czymś intensywnie myślą. Nie trzeba jechać do zoo. Ot, jaka oszczędność. Tyle, że po jaki ch… tam leźli?

Brak komentarzy: