wtorek, 1 stycznia 2008

Ja się nie poddaję - cz. 1


- W listopadzie 2002 roku wygrał Pan wybory i został burmistrzem. Bardzo mocno po Pana stronie zaangażował się Pan Władysław Stanisławski. Wkrótce jednak wystąpił on z Pana bloku wyborczego. Dlaczego?
- Niektórzy oczekiwali, że po wygranych wyborach będą mieli wpływ na podejmowane przeze mnie decyzje. Ja uważałem, i tego nie ukrywałem, że pełnienie stanowiska burmistrza związane jest z imienną odpowiedzialnością. To nie może być tak, iż burmistrz spełnia żądania ludzi, którzy za podejmowane przez niego decyzje nie ponoszą odpowiedzialności. Przecież, to nie Władysława Stanisławskiego wyborcy wybrali na burmistrza, ale Tadeusza Wrotkowskiego i jego to rozliczą z podejmowanych decyzji.
- Sugeruje Pan, iż Władysława Stanisławski chciał odgrywać rolę "szarej eminencji"?
- Ja zgadzałem się, że należy konsultować decyzje w ramach mojego Bloku Wyborczego. Powtarzam - konsultować. Ale czym innym jest konsultacja a innym żądanie, by wynik tych konsultacji zamieniać w decyzje. Konsultanci za decyzje odpowiedzialności nie ponoszą.
- Co było bezpośrednią przyczyną zerwania?
- Poszło o budowę sklepu "Netto". Stanisławski bardzo się temu sprzeciwiał. Ja rozumiałem, że jako prezes PSS - u obawia się on konkurencji. Tylko, że ja proszę Pana nie byłem reprezentantem interesów PSS - u, ale całej społeczności lokalnej. Wydałem zgodę na budowę tego sklepu, chociaż przyznam, że była to decyzja ryzykowna. Nikt nie wiedział jakie będą efekty powstania tej placówki. Straszono mnie wizją upadku wielu sklepów, wzrostem bezrobocia, krachem targowiska. Ja wyszedłem natomiast z innego założenia. Ceny wielu towarów w naszym mieście były wyższe niż w innych miastach, gdzie tego typu placówki istnieją. Ich działanie na rynku powoduje spadek cen. Góra nie jest miastem, którego mieszkańcy są zamożni. "Netto" pozwala kupować taniej i to jest dla mnie istotne. Wystarczy w sobotnie przedpołudnie pójść do "Netto" i zobaczyć, jak ludzie głosują nogami. Uważam, że moja decyzja była trafna. A jeżeli ceny żywności są niższe, to ludzie mogą kupować inne towary, dzięki zaoszczędzonym pieniądzom zaspakajać inne swoje potrzeby. Proszę również zauważyć, że dzięki powstaniu "Netta" ożywieniu uległo targowisko miejskie. W sobotę tam jest trudno przejść.
- A kiedy Stanisławski odszedł z Pana ugrupowania?
- O ile dobrze pamiętam, kryzys widać było już na posiedzeniach zarządu mojego bloku. Wówczas to Stanisławski, Stankiewicz kontestowali moje poczynania. Rozłam nastąpił podczas walnego zebrania. Stefan Kasperski wezwał ich, by albo zgodzili się z popierającą mnie większością, albo wyszli z koalicji. I oni wyszli.
- Porozmawiajmy o radnych. Czy radni przejawiają własną inicjatywę. Idzie mi o to, czy spotkał się Pan kiedykolwiek z taką sytuacją, że przychodzi do Pan grupa radnych i mówi, że chce zrealizować to i to, bo jest to wyjście naprzeciw oczekiwaniom wyborców.
- Podczas pięciu lat pełnienia przeze mnie funkcji burmistrza nigdy z taką sytuacją się nie spotkałem. Pan uczestniczy w posiedzeniach rady i widzi Pan jak mało twórczy są nasi radni. Wielu z nich nawet nie wie, jak funkcjonuje administracja i ma bardzo mętne pojęcie o samorządności. Wielu z nich wydaje się, że bycie radnym ogranicza się do przychodzenia na posiedzenia komisji i sesje. Są najczęściej nieprzygotowani do pracy w samorządzie. Powiem Panu więcej - wielu z nich nawet nie byliby wybrani na sołtysów, gdyby wyborcy poznali ich prawdziwą, a mocną skrywaną, naturę. Wracając do inicjatyw, to powiem, że wykazywali ją, ale przy próbach załatwianiu własnych interesów.
- Przykład proszę?
- Proszę bardzo. Podniesienie diet radnych z 200 na 400 zł. Chociaż bardzo zabiegano by była to kwota w wysokości 600 zł. To jeden z powodów niechęci dużej części radnych do mojej osoby. Przykład drugi. Jest w gminie komisja mieszkaniowa. Wprowadziłem zasadę, iż za pracę w komisji nie będzie wynagrodzenia. Pan wie jakim oburzeniem zawrzeli radni?
- Nie, nie wiem.
- Radni Barna i Patronowski mało mnie nie zjedli. Poobrażali się na mnie śmiertelnie.
- Ale przecież to Pan popierał Patronowskiego na stanowisko wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej.
- Tak..., te trzykrotne podchody. Radni wyautowali go dwa razy. Każdy inny by się wycofał. Byłem w szoku. To było niepotrzebne.
- Przez pewien czas popierała Pana "Samoobrona". Czemu to się skończyło?
- Oni byli nieobliczalni. Nigdy nie wiadomo kiedy i pod jakim pretekstem nie dotrzymają danego słowa i zapomną o uzgodnieniach. Na początku mojej 1. kadencji opuścili koalicję i już wówczas miałem w radzie mniejszość. Powiedziałem sobie: mniej grantów do rozdawania.
- A czego żądali?
- Stanowisk. Marzył im się wiceburmistrz. Problem z nimi polegał na tym, że oni nie mają ludzi przygotowanych do pełnienia jakichkolwiek funkcji a apetyt przerażający. Myślałem, że Adam Mazur jakoś ich stonuje, bo tylko on w tym towarzystwie coś sobą reprezentował. Też się zawiodłem na nim, bo zdradził mnie. Kiedy 19 lipca 2007 roku Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy moje skazanie Adam też się ode mnie odsunął. Nie on jeden zresztą, bo również Papmel, Barna, Patronowski. Wyczuli, że wiatr się zmienia, okręt tonie i ... .
- Rozumiem. Wszyscy znamy to powiedzenie. Porozmawiajmy o cmentarzu. Dlaczego zdecydował się Pan na wypowiedzenie umowy z Alfredem Bieleckim, wieloletnim dzierżawcą cmentarza komunalnego?

Ciąg dalszy - za kilka dni.

Brak komentarzy: