Takich kandydatów mi brak. Ich zaletą jest świeżość spojrzenia i przyjście spoza układów.
Czy kampania wyborcza będzie ciekawa? Zapomnijmy o niekonfrontacyjnej kampanii. Wybory to nie imieniny u cioci Zuzi. Tu "krew" lać się ma obficie i kwitnąć wolnaamerykanka. Kandydaci muszą sobie skoczyć do oczu, pokłócić się, wyciągnąć haki (najlepiej prawdziwe) i wykazać, że rywal ani nie jest ładny, ani mądry. Takie reguły. Jakieś gadania o niewywlekaniu brudów, to brednie. Życie - a przede wszystkim wybory - to nie jest bajka.
Nie znamy programów wyborczych kandydatów. Nikt się nie odkrywa, wszyscy czekają na pierwszy ruch w obozie przeciwnika. Na razie zbierane są podpisy. Trwa wojna nerwów: kto będzie miał ich więcej, kto pierwszy dostarczy je do komisji wyborczej? Pierwszy uzyska przewgę psychologiczną i przeświadczenie, że jest lepszy od konkurencji. Chodzą słuchy, że Marek Hołtra ma 2,5 tys. podpisów a Irena Krzyszkiewicz ok. 1200 (stan na piątek). Prawda czy celowa dezinformacja? Czas pokaże. Na internetowych forach zakwitły komentarze bijąc rekordy. Niewiele z nich ma jakąś wartość poznawczą. W wielu widać tę samą rękę i styl. Zmieniają się tylko nicki. Walka trwa!
Marek Hołtra rozpoczął wcześniej swoje wyborcze tourne. Spotyka się z wyborcami we wsiach. Pomaga mu w tym Tadeusz Wrotkowski, który wciąż posiada tam duże wpływy i - pomimo wszystkiego - szacunek. Z całą pewnością Irena Krzyszkiewicz też będzie szukała tam poparcia. Z jakim skutkiem? Trudno to przewidzieć.
Nieubłaganie nadchodzi jednak czas konfrontacji. Nikt nikomu niczego nie przepuści. Światło dzienne ujrzą sprawy dawno zapomniane, niewyjaśnione, albo w ogóle nieznane szerszej publiczności. Będą oświadczenie i kontroświadczenia. Potwierdzenia i zaprzeczenia. Wraz ze zbliżaniem się dnia X (24 luty) zrobi się gorąco, bardzo gorąco.
Czy rywale zdecydują się na bezpośrednią konfrontację? Czy zafundują wyborcom show pod nazwą: "Twarzą w twarz"? Taka konfrontacja może okazać się decydująca dla wyborczych zmagań.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz