środa, 16 stycznia 2008

Ja się nie poddaję! - cz. 3

- Jak głosi wieść gminna potwornie zadłużył pan gminę. Jaki jest poziom długu i czy jest prawdą, że nie mamy pieniędzy na inwestycje, bo teraz będziemy spłacać długi.
- Takie "wieści gminne" tworzone są na użytek niezorientowanych mieszkańców naszej gminy. Kiedy zostałem burmistrzem po raz pierwszy, założyłem sobie dokonanie inwestycji, gdyż w tej dziedzinie były duże zaniedbania. Miałem nadzieję na pozyskanie funduszy spoza gminnego budżetu. Wielokrotnie mi się to udawało. Krytykowano mnie za niepozyskiwanie funduszy unijnych. Przeczytam wypowiedź - wówczas radnego - Tadeusza Bireckiego z sesji: "brak funduszy unijnych jest winą burmistrza". Proszę łaskawie mi powiedzieć: czyją winą jest brak takich funduszy w Starostwie Powiatowym? Jaki jest poziom zadłużenia samorządu powiatowego w stosunku do dochodów? Co będzie, kiedy będzie trzeba przejąć długi szpitala? Ten dług to chyba dwa budżety powiatu. Tadeusz Birecki bardzo łatwo krytykuje innych. Niech jednak zacznie uderzać się we własną pierś. Jest wicestarostą, udaje fachowca, ale gdzie unijne fundusze?! Ich brak w budżecie starostwa jakoś mu całkowicie nie przeszkadza. Każdy nowy burmistrz - jeżeli będzie chciał - rozwijać naszą gminę będzie musiał zaciągać kredyty. To jest prawidłowość ekonomiczna. Tak robią wszyscy.
- Wielu przeciwników ma podjęta przez Pana decyzja o remoncie sali widowiskowej Domu Kultury. Oponentom idzie o wysoki koszt tego remontu.
- Podejdźmy do tej sprawy tak. Czy górowianie nie zasługują na nowoczesną salę kinową? Czy krytycy tej inwestycji tak nisko cenią swoich wyborców, że uważają, iż można im podsunąć byle co, a oni będą szczęśliwi? Jeżeli tak, to niech im to powiedzą w oczy. Górowska młodzież nie zasługuje na nowoczesny Dom Kultury z pracowniami odpowiadającymi wymogom XXI wieku? Proszę! Niech to powiedzą młodzieży. Bardzo żałuję, że nie zdążyłem zrobić skate parku. Ja widzę jak miłośnicy tego sportu jeżdżą koło sklepu "Netto" i podziwiam ich sprawność fizyczną.
- W trakcie sprawowania urzędu spotkał się Pan z wszystkimi radnymi. Proszę powiedzieć kogo z nich Pan ceni?
- Pozwoli Pan, że wystawię tylko pozytywne oceny. Bardzo ceniłem sobie współpracę z - zacznijmy do kobiet - Iwoną Kawką, Lucyną Wilkiewicz, Alicją Penar, Marią Muszyńską. Ceniłem i cenią je za bezinteresowność w tym co robią, uczciwość, zaangażowanie i prawdomówność. Radni Zygmunt Iciek, Jerzy Kucharski, Bronisław Jędryczka, Ryszard Hołownia zawsze wspierali mnie radą. Radny Kucharski przejawiał bardzo dużą inicjatywę w sprawie inwestycji we Włodkowie Dolnym i Kruszyńcu. Radny Hołownia ma bardzo duże wyczucie spraw gospodarczych i doświadczenie w tej dziedzinie. To jest bardzo cenny kapitał. Radni ci nie uprawiali wazeliniarstwa.
- A jak często burmistrz jest narażony na "wazelinkę"?
- Codziennie! Każdy chce coś "ugrać" w rozmowie z burmistrzem. Wie Pan, jest tak, że pełniąc tę funkcję nie ma się po prostu czasu. Często ta praca to "kocioł". Człowiek nie bardzo ma czas na analizę wypowiedzi różnych ludzi, poszukiwania ich kontekstu i weryfikacji prawdziwości tego, co mówią. Ja zresztą ufam ludziom. Takie mam założenie. I nie zburzyła go nawet taka historia. Podczas rozprawy jeden z naczelników oskarżył mnie, iż zmusiłem go do potwierdzenia nieprawdy. I ten jego zarzut - nieprawdziwy - znalazł się w wyroku.
- Czemu Pan go nie zwolnił?

- Kolejny błąd! A tak naprawdę nie chciałem, aby jego postać stała się "symbolem" męczeństwa, jakie poniósł z rąk dzierżymordy Wrotkowskiego. A gdyby Pan widział, jak on się zachowywał wcześniej wobec mnie.
- Jak?
- Spijał każde zdanie z moich ust i nigdy nie miał innego zdania niż ja.
- Czysta "wazelina"?

- W krystalicznej postaci!
- Podczas 1. kadencji zwolnił Pan jednak kilka osób. Mówi się, że właśnie z powodu ich "niewazeliniarstwa".
- Zwolniłem: Zbigniewa Hrehorowicza, Jerzego Jakuczuna oraz Jacka Frączkiewicza.
- Za co?
- Dwóch pierwszych z powodu przysłowia: "Nie można służyć dwóm panom".
- A trzeciego?
- Nie odmawiam Jackowi Frączkiewiczowi kompetencji i fachowości. Ale urząd to nie sala uniwersytecka, gdzie prowadzi się seminarium naukowe a petenci nie są studentami prawa administracyjnego. Mówiąc krótko: za zbyt naukowe podejście do petentów. Gdybym mógł cofnąć czas, to mówiąc prawdę, jeszcze raz przemyślałbym swoją decyzję w stosunku do jego osoby.
- Za Pana kadencji pracował również - przewidziany na komisarza - Piotr Wołowicz. On też odszedł z pracy w urzędzie. Dlaczego?
- O ile dobrze pamiętam, Piotr Wołowicz pracował w urzędzie trochę więcej niż dwa lata. Miał zajmować się pozyskiwaniem funduszy, m.in. unijnych. Po jakimś czasie naczelnicy wydziałów zaczęli wyrażać swoje niezadowolenie z powodu jego pracy.
- Źle pracował?
- Powiem tak. Naczelnicy mówili mi, iż Piotr Wołowicz raczej ma dość letni stosunek do pozyskiwania funduszy. Tym swoim stosunkiem chciał "zarazić" innych. Oceniając jego pracę, muszę powiedzieć, iż nie odcisnął żadnego trwałego śladu na naszej gminie. Odszedł na własną prośbę.
- Współpracował Pan również ze swoją konkurentką do fotela burmistrza Ireną Krzyszkiewicz...
- Przesadził Pan...
- Być może. Chciałbym się jednak dowiedzieć - w perspektywie jej startu w zbliżających się wyborach - jakie jest Pana zdanie na temat kwalifikacji Ireny Krzyszkiewicz na burmistrza?
- Irena Krzyszkiewicz ma dwa niezaprzeczalne atuty. Pierwszy to ten, że potrafi się uśmiechać bez przerwy. To jest "uśmiech 24/h". Drugi atut polega na tym, iż każdemu mówi to, co chce on usłyszeć. Czy myśli tak samo - nie mi zgadywać. Ten brak wyrazistości to jej najpoważniejszy atut.
- Kto wygra wybory?
- A Pan startuje?
- Ja się na polityce nie znam!
- Tak, tak, tak... . Myślę, że faworyta nie ma.
- A komu udzieli Pan swojego poparcia?
- Późno już.
- Dziękuję za rozmowę.

Brak komentarzy: