Rozgorzała dyskusja. Pierwszy głos zabrał wójt gminy Jemielno – Czesław Połczyk. Z wypowiedzi wójta Jemielna wynikało, iż kierowany przez niego urząd skierował wiele pism w sprawie katastrofalnego stanu cieków Tynicy i Świerni. Na te pisma nikt z województwa nie raczył wójtowi odpowiedzieć. Cieki te są niedrożne a my: „ciągle tylko o tym mówimy, ale nic nie robimy”.
Wójt Czesław Połczyk przedstawił też obraz katastrofalnego stanu Kanału Uszczonowskiego, który jest po prostu zrujnowany. Włodarz Jemielna powiedział, iż zmodernizowana dwa lata temu przepompownia w Lubowie nadal nie funkcjonuje. Gmina musi umarzać podatki rolnikom, których pola i łąki są zalewane. I gmina to robi. Natomiast agencja, od której rolnicy dzierżawią ziemię: „ma rolników gdzieś” i pobiera czynsz za dzierżawę bez względu na to czy rolnik osiągnął dochód z dzierżawy czy nie.
Kierownik górowskiego inspektoratu WZMiUW – Jerzy Ruszczyński wyjaśnił, iż Kanał Mszczonowski był udrażniany na terenie gminy Niechlów, bo tylko na taki zakres prac miał inspektorat pieniądze. Reszta Kanału będzie wykonana w tym roku. Natomiast jeżeli chodzi o ciek Tylnica, to: „załatwiły go w tym roku bobry, które są pod ochroną”.
Z szefem inspektoratu polemizował wójt Jemielna, który stwierdził, iż „Tylnicę i Kanał Uszczonowski trzeba zrobić od podstaw. To, że się wytnie trawę, usunie liście niczego nie poprawi. Potrzebna jest generalna poprawa sytuacji na ciekach”.
Kolejnym mówcą był wójt Niechlowa – Jan Głuszko. W swoim wystąpieniu dużo miejsca szef gminy Niechlów poświęcił budzeniu świadomości rolników w sprawie zakładania spółek wodnych. „Musimy wspólnie obudzić świadomość rolników, że dobry stan rowów, to zadanie rolnika, właściciela gruntu. Do budzenia tej świadomości potrzebna jest ambona i media. Kiedy 16t lat temu podpisywałem nakazy płatnicze znałem wszystkich ludzi, których nazwiska tam figurowały. Dzisiaj nie znam połowy właścicieli gruntów, bo stały się one formą lokaty kapitału”.
Nawiązując do użytków ekologicznych wójt Jan Głuszko stwierdził, że: „skoro państwo nie ma pieniędzy na pomoc dla rolników dotkniętych powodzią, a setki hektarów wyłączone są z użytkowania, to niech państwo wykupi te grunty i niech zakłada nieużytki ekologiczne. A teraz sytuacja jest taka, że setki hektarów są pod wodą, nie przynoszą one dochodów właścicielom i nie wiadomo, co dalej. A idea użytków ekologicznych jest właśnie taka, że powinny nimi być tereny systematycznie zalewane”.
Następnie wójt Jan Głuszko przypomniał o nie zakończonej inwestycji, jaką jest polder Klimontów – Niechlów. Wybudowano go za czasów województwa leszczyńskiego w 2/3. Reszty inwestycji nigdy nie dokończono. „Trzeba tę inwestycję zakończyć, bo ta inwestycja zrujnowała system wodny stworzony jeszcze za Niemca. Tego nie można tak zostawić!”.
Wójt Niechlowa przypomniał, iż jego gmina znajduje się w tym „szczęśliwym” położeniu, że na jej teren spływają wody z sąsiednich gmin.
Następnie wójt Jan Głuszko zadał konkretne pytanie dostojnym gościom. „Pierwsze pytanie od rolników, jaki padnie po tym spotkaniu będzie takie: na co możemy liczyć? Panie wojewodo, rolnicy chcą wiedzieć czy dostaną kredyt preferencyjny, dopłatę do materiału siewnego. Ludzie chcą to wiedzieć. Bo sytuacja jest dziwna. Rolnicy będący w KRUS są objęci pomocą a ci z ZUS – nie są objęci. Ten fakt rolnicy odbierają tak, że państwo polskie zastawia pułapki, by nie pomóc. A przecież rolnik mający 2 do 5 ha nie może z ich uprawy się utrzymać, więc idzie do pracy”.
„Ekolodzy rządzą państwem” – kontynuował szef gminy Niechlów – „bobry rządzą państwem. Zniszczone przez bobry wały i nic z tym nie można zrobić. My dobudowujemy wały a bobry je niszczą. Na razie nam się udaje, ale może już się nam więcej nie udać. Mówiliśmy w marcu ubiegłego roku o bobrach. I co z tego, że mówiliśmy?! Przyszła w maju i czerwcu powódź pokazała, jak wiele złego zrobiły bobry na wałach. Teraz piłka jest po stronie pana marszałka. Trzeba zmian legislacyjnych”.
Burmistrz Zbigniew Stuczyk podziękował powiatowi milickiemu, trzebnickiemu, gminie Żmigród za współdziałanie w sprawie wystosowania pisma do władz wojewódzkich.
„Chcę, by to spotkanie coś dało, byśmy po wyjeździe wiedzieli co my chcemy? Od pana marszałka oczekuję odpowiedzi na pytanie: w którym roku Orla i Barycz będą potraktowane poważnie?”
Czas kompletowania dokumentacji dotyczącej odmulenia rzek Zbigniew Stuczyk ocenił na okres 3 lat. Koszt tego przedsięwzięcia będzie niesamowity. „Czeka nas więc okres 3 lat, w którym będziemy musieli w okresie powodzi dawać sobie radę sami. Bo dotąd dokąd rzeki będą zamulone na ok. 1 metr od dna poprawy nie będzie. Przyjdzie susza i te dwie rzeki będzie można przejść brodząc w wodzie. Ale jak przyjdzie woda, to będziemy musieli w pewnym momencie podnieść ręce do góry. W 97 i 2000 roku też była powódź. Ale teraz stan wód na rzekach był wyższy niż wówczas”.
W sprawie bobrów burmistrz Zbigniew Stuczyk rzekł: „Tyle bobrów nigdy tu nie było. Właściwie ich nigdy tu nie było. Były piżmaki a te dziur w wałach nie robiły. A teraz jest tak, że ktoś nam te bobry przywiózł i mamy dziury w wałach, uszkodzenia. My nie mamy sprzętu do walki z wodą. Bo co mamy? Łopaty, worki i coś tam jeszcze. My możemy monitorować wały i nic więcej. Nie byłoby też tak częstych powodzi gdyby nie było zamulenia rzeki i zarośniętych brzegów”.
Nawiązując do głosu kolegi z Niechlowa w sprawie rolników burmistrz gminy Wąsosz powiedział: „Rolnicy przejdą do Ośrodka Pomocy Społecznej, bo nie będą mieli innego wyjścia. W tym roku – co już jasno widać – nasi rolnicy nie otrzymają pomocy ze strony państwa. Rolnicy widzą, że są pozostawieni samy sobie. W maju i czerwcu ubiegłego roku pod wodą w gminie Wąsosz było 1200 ha. Teraz jest 2500 ha. To daje obraz o ile więcej jest wody. Rolnicy już nie chcą kredytów preferencyjnych, bo już wzięli kolejny kredyt, by spłacić poprzedni, ten preferencyjny właśnie. Musimy pogodzić życie ludzkie z naturą. Co się liczy? Życie ludzkie na Orlą i Baryczą czy też bobry? Ja się nigdy nie pogodzę z tym, że nie można usunąć trzcinowiska na rzece, bo tam się trzciniak osiedlił. Rzeki są zaniedbane, zarastają i nic z tym nie można zrobić. Czekam na powtórkę z roku 1972, kiedy to prowadzono prace na Orli. Ja wiem, że nasze rzeki są mniejsze od Odry, ale one też mogą nam narobić bałaganu a ludziom krzywdy”.
W tym momencie głos zabrała pani zastępca regionalnego konserwatora przyrody, która stwierdziła, że nie jest tak, iż Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska na nic nie pozwala. „Sytuacja bobra w Polsce jest dobra” – stwierdziła – „istnieje silne lobby, które nie pozwala na zaliczenie bobra do gatunku łownego. My o to wnioskowaliśmy, ale bezskutecznie. Możemy dawać pozwolenie na odstrzał bobra. Dajemy zgodę na rozebranie tam na rzekach, i to pod rygorem natychmiastowej wykonalności”.
Mówiąc o planowanych pracach na Orli i Baryczy pani konserwator powiedziała: „3 lata, to długi okres, ale cieszyłabym się, gdyby sprawa została załatwiona kompleksowo. Bo teraz przeprowadza się prace na tych rzekach ta, że tu 2 kilometry zrobiono a tam 3. I wszystko to bez ekspertyzy, bo nie ma na to pieniędzy. Macie cenną przyrodę na swoim terenie, która ma dużą wartość przyrodniczą. Pogłębić rzekę o 1 metr, to nie jest takie proste, bo możemy pogorszyć stosunki wodne i przyrodnicze. Tego nie można zrobić bez badań i analiz przeprowadzonych przez ekspertów.”
Ponownie głos zabrał burmistrz Zbigniew Stuczyk, który stwierdził, że gdy rolnik chce wyciąć rosnące na rowie drzewo, to rozpoczyna się droga przez mękę. Prawo wodne mu nakazuje ściąć takie drzewo, ale schodki do tego wiodące są nie do pokonania”.
Nawiązując do powodzi włodarz Wąsosza powiedział: „Ta woda niszczy tę naturę. Nie ma bażanta, kuropatwy, bo gniazda i jajka potopione. Ja myślę o założeniu stowarzyszenia obrońcy zająca szaraka, bo on już wyginął. Kiedyś było ich na naszych terenach mnóstwo a dzisiaj są rzadkością. Woda poniszczyła ich gniazda i praktycznie zając szarak nie występuje u nas”.
Głos zabrała burmistrz Góry – Irena Krzyszkiewicz. „Wszystko rozbija się o pieniądze” – powiedziała – Słyszeliśmy tu kwoty. WZMiUW występuje o 27 mln zł a dostaje 16,6 mln. W tym roku wystąpiło o 85 mln a dostał 10,5 mln. My możemy naprawiać wały i rowy, ale czym? Tylko haczką, bo sprzętu nie mamy. Spółki wodne, by skutecznie działać też muszą mieć sprzęt. W gminie Góra w zeszłym roku bezrobotni pracowali przy koszeniu wałów i rowów. I był problem z nimi, bo „człowiek na poziomie trzyma się w pionie” a z tym nie było najlepiej. Na 12 pracowników 5 musiało odejść z pracy na skutek zwolnienia dyscyplinarnego”.
Burmistrz Irena Krzyszkiewicz przypomniała, że do województwa dolnośląskiego powróciliśmy po wielu latach. „Jesteśmy takim zapomnianym cypelkiem na mapie województwa. Jest współpraca w wielu sprawach z marszałkiem i wojewodą, ale warto nam pomóc i dogłębnie uregulować problem Baryczy i Orli. Bo dotychczas jest tak, że tu się coś zrobi, tam coś zrobi, ale to jest takie skakanie w miejscu. Bo tak naprawdę jak coś nie jest zrobione w 100%, to to nie jest zrobione wcale. Takie działania nie mają sensu”.
Szefowa naszej gminy zwróciła się do marszałka i wojewody z prośbą o jasną deklarację w tej sprawie. „Pan wojewoda i marszałek mają rezerwę budżetową. Mina pana marszałka smutna, bardzo smutna. A ludzie oczekują na odpowiedź dotyczącą powodzi. My musimy im coś konkretnego powiedzieć”.
Kolejnym mówcą był przewodniczący Rady Powiatu – Zbigniew Józefiak, który powiedział: „chcę poruszyć rzecz o fundamentalnym znaczeniu. Chodzi mi o prawne uregulowanie własności rzeki Barycz”.
Przytoczył przykład: „koryto rzeki Barycz na odcinku Grabowno – Wierzowice. Koryto rzeki jest własnością Skarbu Państwa a trwały zarząd sprawuje nad nim marszałek”.
Głosy z sali: „Tak jest prawidłowo”.
Przewodniczący Zbigniew Józefiak: „Tak, to jest prawidłowo. Ale nie wszędzie tak jest. Gmina Góra ma 5 ha rzeki Barycz. Burmistrz ma też międzywala. Pan starosta górowski ma 1 km wałów przeciwpowodziowych, o czym pewnie ze zdziwieniem się dzisiaj dowiaduje. I wszystko to dzieje się na długości 1 km rzeki. To jest chaos, który powinien zlikwidować WZMiUW. To on jest od tego. Czy wypełnia swoje zadnia?”
Kolejną sprawą poruszoną przez przewodniczącego Rady Powiatu były plany operacyjne ochrony przeciwpowodziowej, których nie ma. Przewodniczący nawiązał tu słynnego raportu NIK, z którego wynikało, że po powodziach nie zrobiono niczego, by zapobiec powtarzaniu się tego typu sytuacjom w przyszłości. Szef Rady zwrócił się też z propozycją, by to wszystko, co zostało powiedziane podczas spotkania opracować wraz z gminami, by mieć kompletny ogląd sytuacji. Zadanie to należy zrobić razem z gminami i ościennymi powiatami”.
Burmistrz Żmigrodu – Robert Lewandowski, poruszył również problem dorzecza Baryczy. Stwierdził, że „muszą się znaleźć pieniądze na odmulenie rzek. „W gminie
W gminie Żmigród jest 30 sołectw. W 29 z nich działają spółki wodne. Rowy są oczyszczone, ale problem leży w tym, że z tych oczyszczonych rowów woda nie ma dokąd spływać” – stwierdził szef gminy Żmigród.
Pomysł burmistrza Żmigrodu polegał na tym, by we wrześniu lub październiku spotkać się w tym samym gronie i zobaczyć co udało się w omawianych sprawach zrobić. Będzie to też okazja do przedstawienia władzom swoich oczekiwań dotyczących sfinansowania prac przy rzekach w roku 2012. Przypomniał, że lepiej jest zapobiegać powodziom niż z nimi walczyć.
Stwierdził też, że rolnicy już nie chcą kredytów preferencyjnych, wolą zasiłek. W styczniu poziom wód był wyższy niż w maju ubiegłego roku. Rok temu pomoc była teraz jej nie ma. Rolnicy są na skraju wyczerpania. W gminie Żmigród jest pod wodą 2500 ha wielu rolników poniesie starty w uprawach.
Głos zabrał ks. dziekan dr Jerzy Żytowiecki, który powiedział, że to spotkanie bardzo dużo mu dało. Nawiązał do wypowiedzi wójta Jana Głuszki na temat niskiej świadomości rolników na temat znaczenia istnienia spółek wodnych. Ze słów naszego dziekana wynikało, iż chętnie włączy się w to zbożne dzieło, bo spotkanie pozwoliło mu zrozumieć jak wielkim problemem jest zaniedbana melioracja szczegółowa.
Członek zarządu województwa zadeklarował, że omawiane sprawy staną się przedmiotem obrad tego gremium. W kwestii udrożnienia koryta rzeki Barycz padła deklaracja, że będzdą wykonane prace w podstawowym zakresie, ale nie ma co liczyć na odmulenie rzeki na głębokości 1 m.
Wojewoda Marek A. Skorupa stwierdził, że najważniejsze są informacje przedstawione przez samorządowców, którzy najlepiej wiedzą o swoich problemach. Wojewoda mówił długo, ale niczego istotnego nie powiedział.
Na koniec starosta Piotr Wołowicz posumował dyskusję przypominając jej najważniejsze punkty.
Teraz wypada czekać tylko na decyzję wojewody i zarządu województwa w kwestii przyznania środków na wykonanie tego wszystkiego o czym mówiono. Z drugiej strony7 cudów oczekiwać nie należy, bo środków nie ma. Można tylko mieć nadzieję, że lato będzie niezbyt deszczowe, bo w przeciwnym wypadku wszystko wskazuje na to, że tym razem możemy popłynąć.
środa, 2 marca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz