poniedziałek, 22 grudnia 2008

Bitwa o autograf

Czy ktoś może być szczęśliwy powodu choroby i związanej z nią koniecznością pobytu w szpitalu? Z całą pewnością nikt! Każdy moment wypisu ze szpitala przyjmuje z ogromna ulgą i z radością w sercu i łzami w oczach powraca do domowych pieleszy.
Sam fakt wyjścia ze szpitala dokumentowany jest za pomocą urzędowego papierka zwanego „wypisem”. Raz otrzymuje się go od ręki, ale bywa też tak, iż trzeba po niego przybyć dzień lub dwa po opuszczeniu murów lecznicy. W ten sposób pępowina łącząca pacjenta z lecznica nie jest jeszcze zerwana, bo do wystawienia dokumentu pacjent nie jest oficjalnie wypisany.
Jeden z pacjentów naszego Szpitala wystawiony został na próbę cierpliwości. Pacjenta tego nazwijmy umownie Pawłem. Pawła wypisano w sobotę a po wypis kazano mu się zgłosić w poniedziałek. W tym nie ma nic nadzwyczajnego, bo administracja szpitalna w wolne soboty nie pracuje. Kazano mu przyjść w poniedziałek (15 grudnia) po ten ważny dla jego dokumentacji medycznej papier. Przybył w poniedziałek. Wypisu nie było. Miał być we wtorek. Paweł przyszedł i odszedł z kwitkiem. I tak to trwało do końca tygodnia.
W poniedziałek czyli dzisiaj Paweł spotkał mnie. Właśnie maszerował dzielnym krokiem pełnym samozaparcia i wiary w możliwość otrzymania wypisu kiedy spotkał mnie. Rozmawiamy sobie, rozmawiamy i w pewnym momencie opowiada mi historię swoich zabiegów o wypis. Nastawiłem uszu i skrzętnie konotuje sobie w pamięci opowieść Pawła. Z każdą minutą rośnie mi poziom adrenaliny. Porywam za telefon. Zastanawiam się: do kogo zadzwonić? W głowie rozlegają mi się dźwięki i słowa znanej piosenki: „Bob Budowniczy wszystko potrafi …”. Za chwilę przychodzi jednak moment refleksji, że skoro przez dwa lata niczego (z wyjątkiem zaciągania kredytów) nie potrafił to na jakie cudy na patyku ja liczę?
Dzwonię do „Bukietowej” – pomyślałem. I już chciałem wyduszać numer kiedy zorientowałem się, że „Bukietowa” jest niekompatybilna z niczym co łączy się z wiedzą, intelektem i rozumem, to po cóż dzwonić? Szare na złote! Wiem! Dzwonie do dyrektorki szpitala Czesławy Młodawskiej. Telefon odbiera sekretarka, która informuje mnie, iż dyrektorka ma w tej chwili naradę z lekarzami. Mówię, że dobrze się składa, bo będzie można przedstawić od razu, bez zbędnej zwłoki, sprawę ordynatorowi oddziału wewnętrznego Jerzemu Glińskiemu, który winien jest tego całego zamieszania z wypisem. Proszę więc o rozmowę z dyrektorką szpitala, bo – jak stwierdzam – sprawa nie cierpi zwłoki. Krótkie negocjacje i sekretarka obiecuje, że wejdzie i przedstawi szefowej sprawę. Mam zadzwonić za 5 minut. Dzwonie i łączony jestem z Czesławą Młodawską. Wyłuszczam sprawę. Jest godzina 12,45. Szefowa szpitala obiecuje załatwić problem Pawła. Mam zadzwonić o 13,10. Dzwonię. Czesława Młodawska informuje mnie, iż wypis Pawła jest gotowy i może on po niego przybyć. Prosi jednocześnie, by o tego typu przypadkach informować ja zawsze gdy zaistnieją. Zgadzamy się, że rzecz jest niedopuszczalna. W tym miejscu spełniam prośbę dyrektorki SP ZOZ w Górze. Gdyby Państwu _ czego nie życzę – przydarzyła się tego typu historia proszę wykonać telefon na numer 0 65 543 24 14. Jest to numer sekretariatu szefowej szpitala. Tam proszę poprosić o połączenie z dyrektorką i powiedzieć jej co nam na wątrobie leży. Jak sądzę będą Państwo wysłuchani. Gdyby jednak Państwo mieli opory i nie chcieli osobiście interweniować - służę swoja najskromniejszą osobą.
Powróćmy jednak do ordynatora Glińskiego, który kazał Pawłowi pielgrzymować do szpitala po wypis. Ja rozumiem, że podpis osoby tak znamienitej, dla której w małym Głogowie było za ciasno, musi być dobrem reglamentowanym. To nie może być tak, że ordynator składa podpis częściej niż premier Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Dlatego prosiłbym ordynatora Jerzego Glińskiego o danie płatnego ogłoszenia, w którym zawarty byłby grafik rozdawania autografów pod wypisami. Np. – poniedziałek – 3, wtorek - 1, środa – 1, czwartek 4, piątek – 0 (bo post). I do tej liczby autografów należy dopasować liczbę pacjentów na oddziale wewnętrznym. A wówczas nikt nie będzie miał pretensji. Przyjęcie powyżej limitu czekają w kolejce. Chyba, że NFZ będzie doktorkowi dopłacał za autograf z nadlimitów. A wtedy zwiększy się tempo i okaże się , że nasz ordynator to Rambo stachanowców.

Brak komentarzy: