środa, 18 marca 2009

Teatrzyk wysoce amatorski

Dzisiejsza sesja Rady Powiatu była niebanalna. To nie była sesja – to występował amatorski teatrzyk dwóch aktorów. Pierwszy aktor - Władysław Stanisławski, który odegrał rolę zatroskanego losem śledztwa w sprawie wydawania „Biuletynu Regionalnego”. Drugim aktorem był szef Prokuratury Rejonowej w Głogowie – Wojciech Czerwiński.
Przedstawienie było następujące. Prokurator Wojciech Czerwiński przybył do Góry, by wyjaśnić radnym problem śledztwa w sprawie nielegalnego wydawania „Biuletynu Regionalnego” oraz „Życia Powiatu”, które finansowane był ze środków publicznych, czyli kasy Starostwa. Dochodzenie w tej sprawie utknęło w martwym punkcie. Okazało się, iż prokuratura w Głogowie przekazała akta sprawy do Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Jak stwierdził prokurator Czerwiński powodem tej decyzji był fakt, iż: „siodełko w siodełko jeździł on rowerami z osobą, która była zamieszana w tę sprawę”. Chodzi tu o Pawła Wróblewskiego. A ja siedziałem i słuchałem tego w narastającym osłupieniu. Otóż przypomniało mi się – ta kurewska pamięć! – jak ta sama prokuratura, pod wodza tegoż samego prokuratora Czerwińskiego, prowadziła umorzone sprawy przeciwko Stanisławowi Hoffmanowi. I jakoś wówczas prokuratorowi Czerwińskiemu nie przeszkadzał ten drobny i nie wart wzmianki fakt, iż obaj panowie uczęszczali do tego samego górowskiego „ogólniaka”. Prokurator Czerwiński ukończył go w 1966 roku a doktor Hoffmann rok później. Doktor Hoffmann oświadczył mi, iż znają się od lat szkolnych.
I niech mi ktoś powie, że nasza demokracja się nie rozwija! Jeszcze kilka lat temu było to dopuszczalne a już w 2008 roku stało się niedopuszczalne. Jaki postęp! I o ileż więcej starań o prokuratorski obiektywizm!
Potem było coraz bardziej weselej, bo prokurator Czerwiński rozwijał się w mowie niczym partytura chińskiej opery rewolucyjnej. Zebrani usłyszeli o brakach kadrowych w prokuraturze, tysiącach spraw przez nią prowadzonych, problemach jego córki z otrzymaniem pracy w wymiarze sprawiedliwości, nieugiętości i niepodawaniu się presji, przejściu na emeryturę z dniem 30 września 2009 roku. Prokuratorskie bzdety lały się szerokim strumieniem. Owe wynurzenia prokuratora były dla mnie żałosne.
Do akcji przystępował też pierwszy aktor tej komedii – Władysław Stanisławski. Nie omieszkał pochwalić się długoletnią znajomością z panem prokuratorem oraz wyznał, iż wypił z nim kieliszek. To wyznanie rozjebało mnie do końca. No i tak sobie gaworzyli, spijali z dzióbków, trajlowali. Z tej całej gadaniny, która absolutnie nie musiała trwać tak długo, wyłonił się następujący obraz sytuacji na dzień dzisiejszy.
Prokurator Czerwiński przyznał, iż dokumenty w sprawie zaginęły. Jest to – wg niego – drugi takki przypadek w czasach gdy szefuje on prokuraturze. Całą winę za ten fakt wziął mężne i odważnie na siebie. Nie dowiedzieliśmy się kto jest winny, z imienia i nazwiska. W takich przypadkach winien jest zawsze niekorzystny zbieg okoliczności, który nie ma imienia i nazwiska. Dowiedzieliśmy się również, że sprawa jest „w gruncie rzeczy błaha”. To stwierdzenie prokuratora Czerwińskiego wbiło mnie w najgłębsze zdumienie. Uczono mnie – że wszyscy ludzie są równi wobec prawa. Do tej pory sądziłem, iż ocena czynu niezgodnego z prawem należy do sądu. Ale prokurator Czerwiński rozwiał te moje szczytne złudzenia i stwierdził, że czym innym jest gdy dzwoni starosta, burmistrz, a czym innym jak robi to: „szary człowiek”. Po chwili zrozumiałem jednak, iż nie mam podstaw, by oburzać się na zacnego prokuratora, bo ukształtował się on w czasach gdy wymiar sprawiedliwości był posłusznym narzędziem w rękach ś.p. PZPR. To w gabinetach komitetów zapadały wyroki a sędziowie i prokuratorzy byli tylko posłusznymi wykonawcami płynących z stamtąd poleceń. Bijącym sercem tejże partii było ORMO.
Wiemy, że sprawa „Biuletynu Regionalnego” znajdzie swój finał w sądzie, bo 13 marca prokuratura skierowała ja do tejże instytucji.
Jedna rzecz, która cieszy, to informacja, iż prokurator Czerwiński idzie z dniem 30 września na emeryturę. Jego odejście z wymiaru sprawiedliwości nie przepaja mnie bólem. Od 1989 roku byłem zdania, iż na zbitą mordę trzeba wylać wszystkich sędziów i prokuratorów z rodowodem peerelowskim. I ta ostania wiadomość jest najważniejsza.

Brak komentarzy: