piątek, 8 października 2010

Nauczyciel agresor

Wtorek, 5 października 2010 roku. W Zespole Szkół w Górze rozpoczyna się ósma lekcja. Uczniowie I klasy szkoły zawodowej, którzy uczą się zawodu mechanik samochodowy wchodzą do klasy nr 3, w której mają mieć lekcję geografii. Na lekcji obecnych jest 13 uczniów.

Lekcja rozpoczyna się normalnie. Nauczyciel B.H prowadzi wykład a uczniowie w większym czy mniejszym skupieniu śledzą tok wywodu nauczyciela.
W połowie lekcji nauczyciel B.H. wychodzi z klasy na korytarz. Powód? Dzwoni jego telefon komórkowy. Wraca po 2 – 3 minutach.

Po powrocie do klasy nauczyciel B.H. spostrzega, że z jego biurka zniknęły klucze od klasy. Poirytowany zwraca się do pierwszego, wybranego przez siebie ucznia z ostrym żądaniem: Z! oddaj klucze!”

Zaskoczony żądaniem uczeń Z odpowiada nauczycielowi: „Niech mnie pan nie oczernia. Nie mam pana kluczy”.

Jeden z uczniów próbuje łagodzić sytuację i informuje nauczyciela B.H., iż klucze leżą na ławce. Bi

Uczeń G zabiera klucze z ławki i wykonuje ruch, jakby chciał rzucić nimi w ucznia Z. Na całą akcję spogląda 12 par uczniowskich, zdziwionych mocno oczu.
Uczeń Z chwyta krzesło i mówi do gotowego do rzucenia w niego kluczem ucznia G: „Patrz na to!”

Uczeń G, wstaje, podnosi ławkę i mówi do ucznia Z: „To patrz na to”.

Napięcie w klasie rośnie. Agresja wisi w powietrzu.
Następuje eksplozja przemocy. Nauczyciel zachodzi ucznia Z od tyłu i uderza go ręka w tył głowy.

Uczeń Z nie odpowiada agresją na agresje. Wybiera jedyne rozsądne wyjście z konfliktu. Chce opuścić klasę i udać się do dyrekcji, by poinformować o zajściu. Usiłuje opuścić klasę. Nauczyciel B.H. uniemożliwia mu to. Chwyta ucznia Z w uścisk i nie pozwala opuścić mu klasy. Następuje uspokojenie sytuacji. Uczeń Z siada na krzesło a nauczyciel H.B. nadal prowadził lekcję.

Wydawało się, iż sytuacja uległa uspokojeniu. Tylko na chwilę. Uczeń Z siedzi spokojnie i pisze sms do rodziców z opisem zaistniałej wcześniej sytuacji. Spostrzega to nauczyciel H.B., który próbuje odebrać uczniowi komórkę. Nauczyciel wdaje się w przepychankę z uczniem. Próbuje odebrać mu telefon. Łokciem zablokował głowę ucznia a ręką usiłował spenetrować kieszeń spodni ucznia Z.

Tym razem uczeń nie wytrzymał nerwowo. Wyrwał się nauczycielowi i udał do wicedyrektora szkoły – Krzysztofa Szmydyńskiego. Za chwile u wicedyrektora pojawił się nauczyciel B.H. Wicedyrektor wysłuchał stron konfliktu. B.H. wypierał się faktu uderzenia ucznia Z. wg niego jedynie trzymał ucznia za kark, bo chciał, by ten usiadł. Wicedyrektor porosił ucznia Z, by ten po skończonej lekcji przyszedł do niego na rozmowę. Nim lekcja się skończyła wicedyrektor i dyrektorka szkoły pojawili się w klasie nr 3. Uczeń Z został wywołany i udał się do gabinetu dyrektorki ZS.

Uczeń Z i dyrektorka ZS rozmawiają z sobą gabinecie dyrektora. Poszkodowany stwierdza, że wystąpi przeciw nauczycielowi na drogę prawną. Cała klasa była świadkiem zajścia. Dyrektorka ZS sugeruje, by uczeń Z zastanowił się nad swoja decyzją. Proponuje, by uczeń spróbował się postawić w sytuacji nauczyciela B.H., który musi w szkole uczyć 700 idiotów. Ze strony dyrektorki pada też propozycja przeprosin, które miałby złożyć nauczyciel B.H. Uczeń Z stanowczo odmawia. Nie chce przeprosin, chce kary dla nauczyciela B.H. Na tym rozmowa się kończy.

Przedstawiłem Państwu suchy, pozbawiony emocji przebieg wydarzeń. Sprawa jest jasna: nauczyciela poniosły nerwy. To absolutnie nie ma prawa się zdarzyć. Nauczyciel powinien ponieść konsekwencje za brak opanowania. Powiedzmy sobie szczerze, że dla ludzi o słabych nerwach w oświacie miejsca być nie powinno. Cokolwiek dzieje się na lekcji, to nie jest powód by sięgać po przemoc. A po przemoc sięgnął w tym wypadku nauczyciel.

Sprawa stała się bardzo głośna. W ZS próbowano ją zatuszować. Po co? Dobre imię szkoły ucierpi? A dupa tam z dobrym imieniem szkoły skoro te dobre imię na szwank naraża nauczyciel. Sądzę, że sprawa się na tym nie skończy. Uczeń Z jest bardzo zdeterminowany, by uzyskać satysfakcję.

Brak komentarzy: