środa, 1 kwietnia 2009

Niedosyt

Burmistrz Irena Krzyszkiewicz spotkała się wczoraj o godzinie 17 z mieszkańcami naszego miasta w sali kinowej Domu Kultury. Było to pierwsze takie spotkanie w trakcie pełnienia przez nią funkcji burmistrza.

Trzeba powiedzieć, że frekwencja była dość mierna. Przybyło około 100 osób, które w ten sposób zademonstrowały swoje zainteresowanie sprawami naszej gminy.
Pierwsze dwie godziny spotkania wypełnione zostały sprawozdaniami z tego, co podczas roku urzędowania zrobiono oraz zamierzeniom na przyszłość. Mieszkańcy mogli usłyszeć informacje o pozyskanych funduszach spoza budżetu, o planach dotyczących sanitacji miejscowości wiejskich naszej gminy, programie rewitalizacji miasta, budowy obwodnicy, budownictwie socjalnym i wszystkich tych sprawach, o których mówi się podczas sesji. Wystąpienia burmistrz Ireny Krzyszkiewicz nie będę nadmiernie rozwijał, bo o wszystkich tych sprawach informowałem Państwa na bieżąco po każdej sesji.

Burmistrz Irena Krzyszkiewicz odniosła się do insynuacji, które łączą jej osobę ze śmiercią Adama Mazura. Wyjaśniła zebranym, iż jest to czysta insynuacja, która nijak ma się do prawdy. Mówiła o tym ze słyszalnym bólem i wzruszeniem w głosie. Sala zamarła w milczeniu, bo i temat nie nastrajał do wesołości. Wyjaśnienia Ireny Krzyszkiewicz w tej sprawie były jasne i przekonywujące. Publicznie, dobitnie i jasno powtórzyła to, o czym pisałem Państwu w poście: „Bicie brudnej piany”. Ze strony zebranych nie było pytań dotyczących tej podłej plotki. Nie było na sali również osoby, która ją wywołała – Andrzeja Paradowskiego. Nie zauważyłem również aktywności tych wszystkich krytyków poczynań naszej władzy, którzy z taką ochotą – oczywiście anonimowo! – przykładają jej z okazji, przy okazji i bez okazji. Sądzę, że wyjaśnienia Ireny Krzyszkiewicz w sprawie tej podłej i chamskiej plotki zamkną ten ponury epizod.

Obecny na spotkaniu wiceburmistrz Piotr Wołowicz wyjaśnił również sprawę spraw sądowych, jakie gmina toczyła z Andrzejem Paradowskim. Tu odsyłam również to wspomnianego już postu: „Bicie brudnej piany”. Dodatkowo mogliśmy się dowiedzieć, iż korzenie tej sprawy sięgają 2008 roku. To wówczas - z niewiadomych przyczyn – ówczesna władza nie podpisała aneksu do umowy z Andrzejem Paradowskim co do zakresu robót, które jego firma przeprowadzała. Jeszcze wówczas można było te inwestycję umieścić w budżecie gminnym, ale bez aneksu stało się to niemożliwe z przyczyn prawnych. I stało się tak jak stało, a nowa władza musiała wypić piwo, przy którego warzeniu nie uczestniczyła.

Po dwugodzinnych wystąpieniach władz nastał czas na zadawanie pytań przez mieszkańców. Początek tej części obrad rozpoczął się przezabawnie. Jako pierwszy zabrał głos Jan Rewers. Ponieważ lubię pana Jana oszczędzę mu – i Państwu również – przytoczenia treści jego wystąpienia. Złożył on cos na kształt „adresu hołdowniczego” dla burmistrz Ireny Krzyszkiewicz. Ochom i achom nie było końca przez 72 sekundy. Na sali wystąpienie pana Jana wywołało uśmiechy politowania i zażenowanie. Wazelina w krystalicznej postaci! Jak stwierdził jedne z uczestników spotkania, to: „danina za zatrudnienie żony.” I wówczas wszystko stało się jasne.

I kiedy się wydawało, iż najgorsze za nami do wypowiedzi zgłosił się radny Bronisław Barna. Stwierdził – jego oszczędzał nie będę! - że od 1989 roku jest radnym i tak jest od 20 lat. Mój boże, mój boże! Ząb sklerozy tknął tę poczciwinę! Był radnym w latach 1990 – 98 i jest obecnie. Jakie 20. lat?! Potem było jeszcze gorzej! Czcigodny radny Barna stwierdził, iż „pani burmistrz jest na miarę XXII wieku”. To wiem jak wyliczył. Radny Barna jest na miarę XIX wieku plus burmistrz na miarę XXII wieku daje średnią arytmetyczną XXI – czyli obecny – wiek. Tu się kłócił nie będę. Z drugiej strony proszę mi wskazać burmistrza, któremu Bronisław Barna nie powiedział, że jest on: naj, naj, naj! Naj – był burmistrz Kwiatek. Burmistrz stulecia – Wrotkowski. Nie znajdziecie!

Popisy obu wazeliniarzy przyjęte zostały przez Irenę Krzyszkiewicz obojętnie. Podziwiam ją zresztą za opanowanie, bo ja bym obu jegomościom kazał się zamknąć Więcej z tego szkody niż pożytku.

W końcu pytania zaczęli zadawać członkowie wspólnoty samorządowej. Interesowały ich sprawy, z którymi zmagać się muszą każdego dnia. Poruszony został problem bezrobocie. „Jak wyżyć za 6 zł dziennie, jakie otrzymuje się z opieki?”; „dlaczego jest tak mało prac interwencyjnych?”; „wydajemy 4,5 mln zł na utrzymanie administracji a 3,5 mln na kulturę i sport, a kultury w administracji brak”; „dlaczego nie przeprowadza się remontów elewacji budynków?”; „na ulicy Wrocławskiej jest bardzo duży ruch samochodowy, który zagraża życiu ludzi (samochody ciężarowe nie przestrzegają ograniczeń prędkości)”; „wrony koło przedszkola na Żeromskiego kapią na głowy przechodniów”, „czy na górowskim targu górowscy handlowcy będą mieli zarezerwowane miejsca?”
Na te i inne pytania odpowiadała burmistrz Irena Krzyszkiewcz, z większym lub mniejszym sukcesem.

Burmistrz zapowiedziała, iż spotkamy się znowu za rok. Trochę mnie to zdziwiło. Jak już wcześniej napisałem przez dwie godziny uczestnicy spotkania słuchali o osiągnięciach i planach gminy. Dla wielu było to nużące i chyłkiem opuszczali salę zanim dano im szansę zadania pytania. Ja rozumiem, że gmina ma się czym pochwalić i powinna to robić. Ale jeżeli spotkamy się za rok, to znowu przez dwie godziny będziemy skazani na opowieści o osiągnięciach i zamierzeniach. A to jest nużące. Przecież gmina dysponuje własną strona internetową i gazetą. Więc po co mówić o czymś o czym wielokrotnie napisano? Chyba, ze zakłada się, iż te dwa, będące w posiadaniu gminy media, nie spełniają swojej roli.

Spotkanie z mieszkańcami ma sens wówczas, gdy jego bohaterami są mieszkańcy. To ich troski i problemy muszą być pierwsze przed pierwszymi. Spotkanie w takiej formule jest nieporozumieniem. Stół prezydialny – absurdem. Trzeba wyjść do ludzi, być z nimi rozmawiać, ale w sposób mniej sformalizowany. Wówczas nie dojdzie do takich sytuacji, że jeden z prominentnych urzędników gminy się dziwi i nie rozumie jak człowiek może przeżyć za 6 zł dziennie. Częstszy kontakt (raz na kwartał?) pozwoli na uniknięcie takich sytuacji. Bo tak na razie, to widać, że urząd żyje na innej planecie niż ci, których interesów ma pilnować.
Ale to tylko moje zdanie.

Brak komentarzy: