wtorek, 27 kwietnia 2010

Strażnica budowana na gębę

Już od pewnego czasu krążyły wieści, że coś jest nie tak ze sztandarową inwestycją realizowaną przez powiat górowski – strażnicą. Mówiąc prościej, krążyły słuchy o niezapłaconych należnościach za wykonane prace.
Na dzisiejsze posiedzenie komisji budżetowej poproszony został wykonawca strażnicy Stefan Dudkowiak, który przybył w asyście swojego prawnika. Zaproszenie wykonawcy było inicjatywą przewodniczącego komisji – Pawła Niedźwiedzia. Na obrady zaproszono również: starościnę, p.o. dyrektora wydziału budownictwa w starostwie Andrzeja Samborskiego oraz skarbnika – Wiesława Pospiecha.
Z góry muszę Państwu oznajmić, że dyskusja była nieco zagmatwana i chaotyczna. Z tego chaosy wyłania się taki oto obraz.
Starostwo Powiatowe realizowało inwestycję na zlecenie wojewody. Wykonawca wygrał przetarg na kwotę ok. 8,5 mln zł. Od pierwszych chwil realizacji inwestycji powstawały problemy. Wg oświadczenie wykonawcy dokumentacja na budowę strażnicy była „gniotem”. Nie uwzględniono w niej np. konieczności nawiezienia ziemi pod budowę. Można było nie nawozić tej ziemi, ale wówczas z drogi do garaży zjeżdżałoby się po równi pochyłej. Skopana była sprawa grubości betonowego podłoża pod kafelki. Planowano dwa centymetry a normy mówią o 6 cm. Zaprojektowano tynk jak dla pomieszczeń gospodarczych. Było wiele innych spraw, które zmieniano w trakcie realizacji inwestycji, Wszystkie te zmiany były akceptowane przez pracowników starostwa. Na moje pytanie do wykonawcy o nazwiska tych osób usłyszałem: wicestarosta, dyrektor wydziału budownictwa i inspektorzy nadzoru budowlanego. Jak oświadczył Stefa Dudkowiak, mówiono mu: „róbcie a pieniądze się znajdą”. Robiono więc.
Zakres zmian był duży, o czym świadczy liczba protokołów konieczności, których sporządzono 10. Spisywano też aneksy do umowy i to często już dopiero po wykonaniu prac dodatkowych. I tak to szło. Ale przyszedł dzień, kiedy trzeba było zapłacić. W kasie na tę inwestycje pieniędzy nie było i zaczęły się schody.
Starostwo uznało, że nie może zapłacić, bo nie jest przekonane, iż te prace należało wykonywać. Wykonawca przesłał fakturę na kwotę 1.013.477 zł i otrzymał pismo, iż nasze zacne starostwo neguje konieczność wykonania tych prac.
A strażnicę już odebrano i to bez żadnych zastrzeżeń. Nastąpiło to 18 lutego. 1 marca wykonawca przesyła fakturę na w/w kwotę. Pieniądze jednak na konto nie wpływają. Otrzymuje pismo negujące jego roszczenia.
Wg oświadczenia p.o. dyrektora wydziału budownictwa w starostwie kłopoty z pieniędzmi pojawiły się już we wrześniu ubiegłego roku. Pomimo tego kontynuowano prace zlecając wykonawcy dalsze prace. Ten budował, bo zapewniano go, że pieniądze się znajdą.
Na moje pytanie czy ktokolwiek powiedział mu, iż nie ma środków, wykonawca odpowiedział, że nie, bo zapewniano go, iż pieniądze będą.
P.o. dyrektora wydziału budownictwa Andrzej Samborski odpowiadając na pytanie radnego Kazimierza Boguckiego - czy bez wykonanych robót dodatkowych budynek by powstał? - stwierdził, że nie.
Starościna stała na stanowisku, iż nie mamy podstaw do wypłacenie pieniędzy, bo wykonawca nie zmieścił się w umowie o wykonaniu inwestycji za 8,5 mln. Ponosząc głos obwieszczała, iż wykonawca wiedział, że może nie dostać pieniędzy powyżej tej kwoty. Robiło się więc wesoło. Kiedy pytałem, na jakiej podstawie pracownicy starostwa zlecali prace pomimo tego, iż wiedzieli, że jest to ponad kontrakt z wykonawcą, nie umiała tego wyjaśnić. Przy dochodzeniu do personaliów osób odpowiedzialnych za to nawoływała, by: „nie szukać winnych”.
Radni dowiedzieli się, że, aby wyjaśnić sprawę, starostwo zwróciło się do biegłych sądowych, by ci sprawdzili, czy rzeczywiście pieniądze te wykonawcy się należą. A od 15 marca odsetki za niezapłacona fakturę wyniosły 15 tys. zł.
Jak poinformował zebranych Paweł Zjeżdżałka, prawnik wykonawcy, złożono dzisiaj w sekretariacie starostwa pismo wzywające do zapłaty należności w ciągu 7 dni i wezwano do ugody, co jest wymagane w takim przypadku prawem.
Biegli – wg starościny – mają w ciągu miesiąca wykonać ekspertyzę za 6 tys. zł brutto. Taka ekspertyza ma stanowić podstawę do uznania lub odrzucenia roszczeń wykonawcy.
I to tyle o sztandarowej inwestycji, która miała przynieść nam chlubę a jak wszystko wskazuje stanie się powodem do wstydu.
Dopowiem jeszcze Państwu, że starościna nawet nie bardzo wiedziała gdzie znajduje się faktura na ponad milion złotych, ale stanowczo stwierdziła, że nie jest ona kompletna. Temu stwierdzeniu dał odpór wykonawca i jego prawnik. Zaprawdę powiadam Państwu, będzie wesoło!

Brak komentarzy: