Odbyło się dzisiaj „coś”. Tym „coś” były konspiracyjne obchody 10 - lecia powstania naszego powiatu. O godzinie 11 w sali kinowej górowskiego Domu Kultury rozpoczęła się „konferencja”. Wiadomość o tym, iż uczestniczę w konferencji, wzbudziła moje najwyższe zdziwienie. Zacząłem rozglądać się za programem konferencji i materiałami w nadziei, że po zapoznaniu się z nimi zdążę przygotować jakiś koreferat. Niestety, okazało się, że żadnych materiałów z referatami nie przygotowano. Tu raczę przypomnieć nieukowi, który obchody tak raczył nazwać, że słowo „konferencja” oznacza: „zebranie, posiedzenie grona osób, zwykle przedstawicieli jakiejś instytucji, organizacji społecznych, partyjnych, naukowych itp., w celu omówienia wyznaczonych z góry zagadnień; narada, rozmowa”. Ale u nas, jak widać, słowa tracą swoje pierwotnie znaczenie. To, że pół sali może dało się nabrać na słowo „konferencja”, to pół biedy. Gorzej poszło z przekonaniem spędzonych tam uczniów szkół średnich, którzy z uśmiechem – szerokim i sympatycznym – przyjęli informację, iż uczestniczą w „konferencji”.
Sala zapełniła się w połowie, i to tylko dzięki łapance na uczniów, którzy zaszczycili swoją obecnością „konferencję”. Bez ich obecności na sali byłoby łysawo. Z gości najwyższy rangą był poseł na sejm, potem już szła sama drobnica: komendant wojewódzki policji, straży pożarnej, ktoś tam jeszcze. Jednym słowem – nic wybitnego i godnego uwagi. To najlepiej świadczy o wadze, jaką cieszy się nasz powiat w województwie. Jest to raczej kaliber puchu dartego z martwej gęsi.
„Konferencja” rozpoczęła się od wystąpienia Przewodniczącego Rady Powiatu, Niezastąpionego Boba Budowniczego – Władysława Stanisławskiego. W swoim krótkim wystąpieniu raczył on wspomnieć o potrzebie pracy ponad podziałami politycznymi, oczywiście dla dobra powiatu. Dla niewtajemniczonych brzmi to może i ładnie. Wtajemniczeni wiedzą jednak doskonale, że Bob Budowniczy i jego autorski Zarząd Powiatu wciągnęli nas w pułapkę zadłużeniową. Zrobili to samodzielnie i wówczas jakoś nie prosili opozycji o radę, nie zapraszali do udziału w dyskusji. Pany wówczas byli! A teraz jak kłopotów się narobiło i wyjścia nie widać, o opozycji Bobowi Budowniczemu się przypomniało! Patrzcie Państwo jaki cwany chce być! Ale na te syrenie głosy opozycja nie da się złapać, choćby Bob Budowniczy wabił swoim syrenim głosem 48 godzin na dobę (on wszystko potrafi, umie, wie!).
Bardzo podobał mi się Bob Budowniczy gdy witał młodzież spędzona na tę „konferencję”. Stwierdził wówczas, że oni są „przyszłością” oraz iż: „bardzo się cieszy, że tak licznie przybyli”. Młodzież nasza kochana przyjęła ten „pic na wodę – fotomontaż” z pobłażliwym uśmiechem na ustach. Niestety, tu Bobowi Przewodniczącemu zabrakło konsekwencji i wyobraźni, bo jakoś nie raczył młodzieży zaprosić na imprezę do „Parkowej bis” na dalszy ciąg „konferencji”, tyle że degustacyjnej. A mogli oni śmiało tam się udać, albowiem bractwo w majestacie prawa może to i owo już spożywać. Chwilowo jednak spożywać będzie (na koszt podatnika) nasza częstokroć mroczna przeszłość, której jeszcze nie odgoniono od stołów biesiadnych. Ale przyjdzie kryska na Matyska!
Najdłuższy fragment „referatu” (bo skoro „konferencja, to i nieodłączne od niej referaty) Boba Budowniczego polegał na odczytywaniu nazwisk osób, które mniej lub bardziej (albo wcale) powiatowi się w jakiś tam sposób przysłużyły. Brzmiało to niczym „apel poległych”, bo z zaproszonych gości zjawiła się raptem połowa. Wpisywało się to w nastrój tej „konferencji”, którą burmistrz Wąsosza – jeszcze przed jej rozpoczęciem – nazwał „stypą”.
Zachowanie burmistrza Wąsosza było zresztą dziwne. Bardzo niechętnie dał się zaprosić na środkowy rząd foteli, gdzie miał zagwarantowane miejsce jako gość honorowy i były radny powiatowy. Podążył tam, ale jakoś bez entuzjazmu, z ociąganiem i barkiem wiary. Tu trzeba wspomnieć, że władze powiatowe siedziały w jednym rogu a przedstawiciele samorządów gminnych w drugim. I pomimo mnóstwa wolnego miejsca jakoś nikt z nich nie kwapił się do fraternizowania. Na ten widok zdziwiłem się w myślach i zadałem sobie pytanie: „A te powiatowe, to jakieś trędowate są, że nikt koło nich nie chce siadać?”
Po „referacie” Boba Budowniczego ze swoim referatem wystąpiła starościna Beata „Bukietowa” Pona. Jej wystąpienie można podzielić na dwie części. W pierwszej, którą można zatytułować: „Ble, ble, ble” „Bukietowa” mówiła o niczym. To norma dla niej, której korzenie polityczne wywodzą się z „SamejBronki”. Wspomniała o osiągnięciach samorządu powiatowego (wybudowanie „Arkadii”, organizacja Sądu Grodzkiego, utworzenie Centrum Kształcenia Ustawicznego i Praktycznego, utworzenie Wydziału Ksiąg Wieczystych, termomodernizacja Zespołu Szkół), w których to nie miała najmniejszego udziału. Wszystkie te osiągnięcia są autorstwa byłego starosty Sławomira Ruteckiego i jego zastępcy Krzysztofa Mielczarka. Zdumiewający był fakt nieobecności na „konferencji” właśnie Sławomira Ruteckiego, najlepszego z dotychczasowych starostów, któremu ta ekipa (wraz z Bobem Budowniczym) do pięt nie dorosła). Ale to inna bajka.
W drugiej części swojego „referatu” „Bukietowa” obwieściła o sukcesach w dziele ozdrawiania Szpitala. Poinformowała, że Szpital uzyskał nadwyżkę ze sprzedaży usług. Zapomniała jednak poinformować, że odbywa się to kosztem niepłacenia od listopada 2007 roku przez Szpital składek na ZUS i do Urzędu Skarbowego. To drobne przeoczenie (idące w miliony złotych) mogłoby bowiem popsuć podniosły nastrój, jaki zawsze towarzyszy śmiertelnie choremu człowiekowi, a takim jest nasz powiat.
W końcowej części swojego „referatu” „Bukietowa” wypowiadała czarodziejskie zaklęcia, iż rząd nas zbawi i oddłuży nasz Szpital. Ten ubogi pod względem treści i formy „referat” zakończyła całkowicie przeinaczonym cytatem z J.F. Kennedy’ego, który powinien brzmieć: „Nie pytaj, co kraj może dla ciebie zrobić. Pytaj, co Ty możesz zrobić dla kraju”. I wówczas po podłodze rozsypała się słoma.
W kolejnych punktach konferencji znalazło się obdarowywanie byłych radnych, obecnych radnych, byłych starostów i obecnej – niestety! – „Bukietowej” jakimiś tandetnymi pamiątkami.
Pokazano widzom prezentacje multimedialną, która miała przybliżyć historię naszego powiatu. Słowa „prezentacja multimedialna” proszę rozumieć jako „knot”. To musiał zrobić jakiś osiołek z oślej łączki. I to pierwszy raz w życiu. Za podkład muzyczny służyła „Etiuda rewolucyjna”, Chopina, któryś z jego koncertów symfonicznych w tonacji d-dur. Obrazki sztampowe – jak pokazywały urzędnika, to zawsze za biurkiem. Mroczne to jakieś takie było, kostyczne, bez polotu i fantazji. Głos narratora dobiegał jak ze studni. Logiki w narracji żadnej. Zbitek obrazków bez ładu i składu. Mniej niż amatorszczyzna – chałtura i chała. Młodzież się setnie ubawiła, bo takie prezentacje, to oni w jednym paluszku maja. Ciekawe, kto tą chałę zrobił? I najważniejsze: czy za tego knota zapłacono. Ile i komu?
Na koniec grała orkiestra policyjna z Wrocławia i grobowy nastrój nieco pierzchł. Zabrakło mi w repertuarze co prawda znanej pieśni zaczynającej się od słów: „Wyklęty powstań ludu ziemi”, co znacznie polepszyłoby nastroje członków aparatu byłej PZPR, który obecnie hołubi Bob Budowniczy, ale utwory wykonywane przez policyjnych muzyków z Wrocławia przypominały im czasy, gdy brali żywy udział w wielu konferencjach PZPR, na których rozwiązywano problem „zaopatrzenie wsi w sznurek do snopowiązałek w okresie żniwnym”, co przez ponad 40 lat PRL – u okazało się problemem równie nierozwiązywalnym jak zagadnienie kwadratury koła.
Podsumowując samozwańczą „konferencję”, należy stwierdzić, iż jej zorganizowanie, pogrzebowa forma, nastrój niemocy i smutku były szczytowym wyrazem możliwości Boba Budowniczego i stworzonej przez niego koalicji. Więcej oni nie potrafią i nawet sobie nie wyobrażają, że inni mogą. To co oni mogli, to zadłużyć nasz powiat na 30 lat. To potrafi jednak każdy bałwan, z wyjątkiem tych wykonanych ze śniegu. Bałwanki śniegowe mają w sobie jakąś radość życia, wdzięk, urok, czar. Bob Budowniczy i jego ferajna też mają jedną zaletę: każdy wie, że jak coś mówią, że zrobią, to znaczy, że nigdy tego nie zrobią, bo zwyczajnie niczego zrobić nie potrafią. A przepraszam! Zapomniałem! Weksle in blanco potrafią podpisać.
poniedziałek, 1 grudnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Jak dla mnie to "stypa" była całkiem wesoła:) i kilka osób wie o co chodzi... a wszystko dzięki jednej z osób komentujących ...bo jakby nie było to prawda w oczy kole
Prześlij komentarz