piątek, 31 lipca 2009

Szemrana partia, szemrane interesy

W ostatnim wydaniu „Panoramy Leszczyńskiej” ukazał się piękny artykuł autorstwa Anny Machowskiej o cudownym tytule: „Tej pani nie chcemy”. Niezrównana pani Ania opisuje w artykule galimatias, jaki powstał po pojawieniu się informacji o rzekomym przyjęciu „Bukietowej” na członka Platformy Obywatelskiej.

Pomińmy – na razie – rozważania na temat tego czy „Bukietowa” jest czy też nie jest członkiem PO. Wiadomo, że każdy bezpartyjny burmistrz, starosta, prezydent miasta, jest dla każdej partii łakomym kąskiem w obliczu zbliżających się wielkimi krokami wyborów samorządowych. Trzeba przyznać, że i „Bukietowa” dysponuje swoimi atutami. Trzy głosy poparcia w Radzie Powiatu, tabuny potencjalnych wyborców wywodzących się spod znaku pewnej zdechłej partii, no i oczywiście poparcie w Internecie na jednym z leszczyńskich blogów.

To właśnie na blogu Macieja Papieża ukazała się owa informacja, która tak zaszkodziła górowskiej Platformie i wywołała niemałe zamieszanie. Trzeba tu dodać, że na blogu Macieja Papieża(też cz bardzo ciepło pisze on o naszym powiecie. Spłaca on w ten sposób dług wdzięczności za bezprawne pobieranie pieniędzy z kasy Starostwa Powiatowego na nielegalnie wydawany „Biuletyn Regionalny”. Nie zraził go nawet wyrok, jaki zapadł w tej sprawie przed Temidą w Głogowie, który był dla niego wysoce niekorzystny. Maciej Papież kontynuuje swoją misję, jaką jest pisanie o powiecie górowskim bez odwiedzania tegoż powiatu za co mu serdecznie dziękuję.

Przykładem takiej promocji jest ostatni wpis na temat odwołania „Bukietowej” zatytułowany: „Górowski zaścianek”. Pomińmy litościwym milczeniem tekst, ale zauważmy rzecz godną uwagi. Tekst ten Maciej Papież (też członka pewnej dzikiej partii - towarzysz partyjny „Bukietowej”, sekretarz Stowarzyszenia Gminna Szkoła Reymontowska w Witoszycach, gdzie dyrektorem była "Bukietowa", nigdy niespełniony parlamentarzysta) ozdobił zdjęciem. Ja – w pierwszym momencie – Macieja Papieża nie poznałem. Wzrok słaby a zdjęcie małe. Patrzę, patrzę, i oczom nie dowierzam. Nie, żeby aż tak się zmienił, bo podobieństwo dość duże. Znacznie za to przytył, nos mu się wydłużył i uszy jakieś takie większe (takie bardziej gumowe). Jeszcze nie miałem pewności czy to on, czy też kto inny. Dopiero jak oczom się przyjrzałem, to nabrałem pewności. On to, on! - zakrzyknęła ma dusza radośnie. Czas go posunął, ale wciąż sztuka eksportowa, chociaż już tylko klasy „B”. Bardzo atrakcyjny, bardzo! Nie dziwota więc, że bliski kolega „Bukietowej”.

Powróćmy jednak do tematu, czyli artykułu w „PL”. Znajdziemy w nim wyznania dwóch czołowych działaczy PO, których wspólnym mianownikiem jest najgłębsza niechęć do przyjęcia „Bukietowej” w swoje szeregi.

Piotr Wołowicz – szef powiatowych struktur PO – mówi: „Jakiś czas temu rozmawialiśmy na temat jej wstąpienia w szeregi PO i zaznaczyłem, że jest to niemożliwe.”

W tyle nie pozostaje też szef struktur gminnych PO – Marek Biernacki: „Nie zgadzamy się z większością decyzji, które podjęła jako starosta. Poza tym skompromitowała się swoim zachowaniem, bo jak inaczej nazwać to, że próbowała za naszymi plecami załatwić sobie członkostwo w partii.”

Spiralę niechęci do „Bukietowej” dalej nakręca Piotr Wołowicz: „Chciałbym też zauważyć, że Beata Pona do niedawna była jeszcze w Samoobronie ( a fuu!!! – mój własny odruch), co więcej nie jako szeregowy członek tej partii, ale szefowa jednego z kół.” (a co się stało z tym kołem panie Piotrze? Bacz Pan pilnie, by nie wślizgnęło się do PO).
W dalszym ciągu artykułu Piotr Wołowicz stwierdza: „Pozytywna opinia zarządu wojewódzkiego PO nie jest dla nas wiążąca.”

Kropkę nad i stawia Marek Biernacki, który na temat ewentualnego członkostwa „Bukietowej” w górowskim PO tak mówi: „Nie wyrażamy na to zgody”.

Anna Machowska, by artykuł był pełny, informuje Czytelników, iż: „Pikanterii sprawie dodaje fakt, że o przyjęcie w szeregi PO stara się także inna szefowa górowskiego samorządu – burmistrz Góry Irena Krzyszkiewicz.”

Naprawdę trzeba wielkiej i chorej wyobraźni, by widzieć „Bukietową” i burmistrza w jednej partii. Partia, która przyjmie „Bukietową” otrzyma od niej w wianie kiss of death. A przecież trudno sądzić, iż dolnośląscy szefowie PO chcą złożyć swoją żywicielkę do trumny.

I proszę popatrzeć, jak to ludzie zmieniają poglądy. Jeszcze niedawno „Bukietowa” była w partii, której szef członków PO wyzywał od złodziei, aferałów, platfusów i „Bukietowa” temu ochoczo przyklaskiwała. Była sekretarzem wojewódzkim tej partii (jakiż zaszczyt!), fotografowała się z wodzami tej partii i była najdumniejsza pod słońcem, że oczy jej widziały wodza najgłówniejszego (a gdzież to wodzunio się podziewa?). Teraz jej serca zapłonęło bezgraniczną miłością do Platformy. A miłość ta jest świeża: „jak pierwsze kochanie”. I drży cała w podniecie nieziemskiej a wszystkie jej zmysły przeniknięte są rozkoszą na myśl o chwili, gdy będzie mogła się zwrócić takimi oto słowami: „kolego Donaldzie, kolego Piotrze, koleżanko Ireno, kolego Marku”. Jakaż rozkoszna wizja. Nieprawdaż? (na wszeli wypadek będę nosił z sobą pampersa).

czwartek, 30 lipca 2009

Kurtyna w górę!

Powróćmy do wczorajszej sesji Rady Powiatu. A dokładnie do niektórych dziwnych zachowań niektórych radnych.
Do zarzutów sformułowanych przez czwórkę radnych pod adresem „Bukietowej” ustosunkowała się – zgodnie z ustawą o samorządzie powiatowym – Komisja Rewizyjna. W skład tego ciała wchodzą radni: Tadeusz Podwiński (przewodniczący), Jan Bondzior, Paweł Niedźwiedź (członkowie). Komisja ta – o czym wczoraj już pisałem – orzekła, iż zarzuty stawiane „Bukietowej” przez czwórkę radnych -0 wnisokodawców są w pełni zasadne. Należało więc oczekiwać, iż skoro członkowie tego gremium podpisali protokół, w którym zgadzają się z zasadnością wniosku o odwołanie, to też zgodnie z tymże protokołem i widniejącymi pod nim własnymi podpisami poprą odwołanie „Bukietowej” w tajnym głosowaniu.

Policzmy. Za odwołaniem „Bukietowej” było 5 radnych. Pewniakami są autorzy wniosku o odwołanie: Marek Hołtra, Kazimierz Bogucki, Marek Biernacki i Jan Kalinowski, czyli 4 radnych. Piątym radnym, który – co można przyjąć z nieomal 100% pewnością – jest Paweł Niedźwiedź, członek Komisji Rewizyjnej.

Brakuje dwóch głosów radnych, członków Komisji Rewizyjnej, którzy zaakceptowali wniosek o odwołanie, ale w głosowaniu zmienili zdanie. Są to: Tadeusz Podwiński i Jan Bondzior. W tym miejscu nie są istotne rozważania nad tym czy wstrzymali się od głosu czy też wrzucili do urny głosy nieważne. Ważne jest to, iż głosów tych dwóch radnych nie można nijak doliczyć się wśród głosów za odwołaniem „Bukietowej”. A przecież radni ci stwierdzili, iż wniosek o odwołanie jest w pełni zasadny. Nikt z tej dwójki nie wniósł zastrzeżeń i nie wycofał swojego podpisu pod protokołem Komisji Rewizyjnej.

Jan Bondzior nie po raz pierwszy zmienia zdanie. W ubiegłym roku starano się zreformować statut powiatu. Radny Jan Bondzior brał udział w komisji, która pracowała nad zmianami. Głosował za opracowanymi zmianami podczas posiedzeń Komisji Statutowej. Był „za” do sesji Rady Powiatu. Wówczas to niczym kurek na kościelnym dachu zmienił front i zaczął głosować „przeciw” zmianom, które wcześniej popierał. Do dzisiaj, nie wiadomo dlaczego, nie uważał on za stosowne wystosowania kilku słów z prostym „przepraszam”.

Drugim radnym, który sprzeniewierzył się swojemu podpisowi był Tadeusz Podwiński. Jego postawa dziwi mniej, bo wywodzi się on z pewnej zdechłej partii, gdzie godność osobista i słowo honoru traktowane były jako zobowiązania, na które dają się nabrać głupi i mało rozgarnięci. Radny Podwiński miał zresztą całkowicie inną wizję tego, co będzie po ewentualnym odwołaniu „Bukietowej”. Wizja ta nie przypadła do gustu radnym, którzy chcieli odwołania „Bukietowej” (obrazowo mówiąc: nowatorskie z medycznegio punktu widzenia leczenie kiły rzeżączką w grę nie wchodziło, bo pacjent tej kuiracji by nie przeżył).

Przypatrzmy się bliżej casusowi radnego Jana Bondziora. Na stronach internetowych Starostwa Powiatowego, w dziale komunikaty, możemy znaleźć informację o unieważnieniu wybory na stanowisku referenta w wydziale komunikacji. Powszechnie wiadomym jest, iż w konkursie na to stanowisko startowała córka radnego Bondziora. Dlaczego konkurs unieważniono 24 lipca? Tego nie wiemy.

Nie muszę tu dodawać, iż radny Bondzior sam wystawia się opinii publicznej na strzał. Nic nie ujmując córce Jana Bondziora trzeba powiedzieć, że ewentualne jej zatrudnienie w Starostwie Powiatowym odebrane będzie przez opinię publiczna jednoznacznie negatywnie. Nie mój to problem, ale szkoda, że radny Bondzior nie rozumie, że akurat Starostwo Powiatowe jest dla jego córki najmniej korzystnym miejscem pracy. Wszak jest radnym Rady Powiatu, organu, który ma kontrolować działalność tegoż Starostwa.

Jak więc Państwo widzą odwołanie „Bukietowej” powieść się nie mogło. Fałsz, obłuda, zakłamanie niektórych radnych uniemożliwiały przeprowadzenie tej operacji. Prawdą jest też, że tylko dwie kandydatury na stanowisko starosty wchodziły w grę: Marek Hołtra i Paweł Niedźwiedź. Obaj radni – o czym jestem przekonany – stworzyliby powiatowi, i nam wszystkim, szansę na wyjście z zapaści w jakiej się znaleźliśmy. Prawdą jest też, iż absolutnie nie palili się do objęcia tej funkcji.

Poważny kandydat spoza grona radnych – z bardzo dużym doświadczeniem pracy w samorządzie – był rozważany, ale nie zyskał akceptacji niezbędnej większości radnych.

Czwórka radnych – wnioskodawców mogła wycofać wniosek o odwołanie „Bukietowej”. Grupa ta miała pełną świadomość, że „Bukietowa” nie zostanie odwołana. Warto było jednak grać do końca, by poznać intencje radnych i sprawdzić poziom zaufania Rady do „Bukietowej”. I to się opłaciło!

Na przyszłość już wiadomo, z kim nie warto iść w alianse. Teraz wiemy, kto stoi za „Bukietową”, a w kilku przypadkach możemy się pokusić się o odpowiedź na pytanie: dlaczego?

Ta krótka opowieść o kulisach głosowania pozwoli Państwu lepiej poznać mechanizmy działające w naszym powiatowym samorządzie. Gdy czytam na „elce” czy też „Panoramie”, te – najczęściej – idiotyzmy na temat motywów Marka Hołtry czy Kazimierza Boguckiego, to śmiech pusty mnie ogrania. „Bukietowa” mogła zostać odwołana. Musiało zostać spełnionych tylko kilka warunków: pozwolić sobie na amnezję w sprawie czynów kilku radnych, zapomnieć o zasadach, moralności i sprzeniewierzyć się złożonemu ślubowaniu:
"Uroczyście ślubuję rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu Polskiego, strzec suwerenności i interesów Państwa Polskiego, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny, wspólnoty samorządowej powiatu i dobra obywateli, przestrzegać Konstytucji i innych praw Rzeczypospolitej Polskiej".
Tego się nie dało zrobić, bo dusza zostałaby zgubiona.

Były prezes górą!

Dzisiaj w Sądzie Rejonowym w Głogowie – Wydział Pracy – odbyła się rozprawa z powództwa Jacka Frączkiewicza przeciwko spółce komunalnej „Tekom”.
Jak pamiętamy Jacek Frączkiewicz w dniu 26 września 2008 roku został prezesem spółki po wygranym konkursie na to stanowisko. Swoją funkcję objął w dniu 1 października i pełnił ją do marca 2008 roku.

Prezes Jacek Frączkiewicz odwołany został z pełnionej funkcji w trybie §52, ust. 3 Kodeksu Pracy ("zawinionej przez pracownika utraty uprawnień koniecznych do wykonywania pracy na zajmowanym stanowisku"). W praktyce oznacza to tzw. „dyscyplinarkę”.

Jacek Frączkiewicz nie zgodził się z takim świadectwem pracy i skierował sprawę na drogę sądową. O godzinie 10,30 rozpoczął się proces.
Były prezes „Tekomu” w swoim pozwie zażądał:
- zmiany trybu wypowiedzenia umowy o pracę,
- odszkodowania w wysokości 3,5 tys. zł za 14 dni, które w przypadku normalnego rozwiązania stosunku pracy Jacek Frączkiewicz stracił,
- pokrycia przez stronę pozwaną kosztów zastępstwa procesowego w kwocie 600 zł,
- pokrycia przez stronę przegraną kosztów procesowych.

Jacka Frączkiewicza reprezentował adwokat a spółkę „Tekom” jej prezes Adam Ćwian. Po niespełna 1,5 godzinie rozprawy sąd wydał wyrok.

Sąd uznał, iż świadectwo pracy Jacka Frączkiewicza należy sprostować i zmienić tryb wypowiedzenia pracy, czyli uznać „dyscyplinarkę” za nieważną. W kwestii odszkodowania sąd przychylił się do żądania Jacka Frączkiewicza i zasądził odszkodowanie w żądanej przez niego wysokości. Również w kwestii kosztów zastępstwa procesowego i kosztów procesowych sąd przychylił się do żądania Jacka Frączkiewicza i nakazał spółce „Tekom” ich pokrycie.

W uzasadnieniu sąd wykazał, iż Rada Nadzorcza „Tekomu” popełniła błędy. Po pierwsze Rada Nadzorcza nie mogła powołać Jacka Frączkiewicza 26 września 2008 roku na funkcję prezesa. Po drugie – to na Radzie Nadzorczej spoczywał obowiązek znajomości przepisów ustawy o samorządzie. Po trzecie – powód (Jacek Frączkiewicz) nie musiał znać przepisów ustawy o samorządzie, gdyż w takiego wymogu nie zawarto w warunkach konkursu na stanowisko prezesa firmy.

Wyrok nie jest prawomocny. „Tekom” ma 7 dni na odwołanie się od niego.

Dla wyjaśnienia. Po mieście krążyły różne wieści o wysokości wynagrodzenia byłego prezesa. Były prezes „Tekom” zarabiał w spółce 7 tys. zł miesięcznie brutto, z wszystkimi dodatkami (w tym z dodatkiem za wysługę – 27 lat). Na „rękę” otrzymywał ok. 4800 zł.
Stąd owe 3500 zł żądanego odszkodowania, które to pieniądze stracił na skutek niewłaściwego sposobu wypowiedzenia mu umowy o pracę.
Sądzę, że wyrok sądu satysfakcjonuje Jacka Frączkiewicza, który przy okazji zwolnienia przez wielu zmieszany był z błotem. W przypadku byłego prezesa sprawiedliwość zatryumfowała. Pozostała gorycz i żal, a tego żaden wyrok sądu nie zmieni.

środa, 29 lipca 2009

Aż trzech ufa!

Podczas dzisiejszej sesji Rady Powiatu poddano pod głosowanie wniosek o odwołanie starościny „Bukietowej”. Wniosek taki został złożony przez 4 radnych (Kazimierz Bogucki, Marek Hołtra, Jan Kalinowski i Marek Biernacki) podczas czerwcowej sesji.

Tadeusz Podwiński – przewodniczący Komisji Rewizyjnej – odczytał protokół, w którym komisja odniosła się do zarzutów stawianych „Bukietowej. Z odczytanego tekstu wynikało, iż Komisja Rewizyjna zgadza się z postawionymi zarzutami. I tak:
1. Zarząd niewłaściwie przygotował uchwały z dnia 18 marca (uchwały w sprawie zmiany wartości 1 punktu, o czym już pisałem), których to uchwał następstwa finansowe nie zostały obliczone, przez co doprowadził do zachwiania budżetu powiatu.
2. Zarząd nie podjął skutecznych działań w celu utrzymania Wydziału Ksiąg Wieczystych w Górze.

Do protokołu Komisji Rewizyjnej odniosła się „Bukietowa”. Nie zgodziła się ona z postawionymi jej zarzutami, ale też i nic nowego na swoja obronę nie wniosła.
O godzinie 13, 25 dokonano wyboru Komisji Skrutacyjnej, w skład której weszli: Paweł Niedźwiedź (przewodniczący), Tadeusz Podwiński i Anna Berus (członkowie).

Głosowanie nad odwołaniem „Bukietowej”, i tym samym kierowanego przez nią Zarządu, rozpoczęło się o godzinie 13,48. Przewodniczący Komisji Skrutacyjnej - Paweł Niedźwiedź – zajął miejsce na mównicy i rozpoczął wywoływanie radnych – w kolejności alfabetycznej - do oddawania głosów.

Wyniki głosowania radny Paweł Niedźwiedź przedstawił Radzie Powiatu i wszystkim obecnym na sali o godzinie 14,09.
Odczytał protokół, z którego wynikało, że:
- za odwołaniem „Bukietowej” jest 5 radnych,
- przeciw jej odwołaniu jest 3 radnych,
- wstrzymało się od głosu 2 radnych,
- 2 radnych oddało głos nieważny.

Prowadzący obrady, pod nieobecność chorego Przewodniczącego Władysława Stanisławskiego, wiceprzewodniczący Edward Szendryk udzielił głosu „Bukietowej”. Ta w swoim krótkim wystąpieniu powiedziała: „dziękuję za okazane zaufanie”.
Na tym próba odwołania „Bukietowej” w dniu dzisiejszym się zakończyła.

"I ja tam byłem … "

Próba odwołania „Bukietowej” podczas dzisiejszej sesji z góry skazana była na niepowodzenie. Jej prawdziwym celem było wskazanie opinii publicznej radnych, którzy ją jeszcze popierają. Za rok wybory więc warto poznać radnych, którzy za nic mają dobro powiatu, bo każdy, kto jest za „Bukietową” i tym Zarządem jest przeciwko powiatowi.

Słów kilka o nastroju na sali obrad. Nastrój piknikowy i dość wesoły. Każdy wie, że dzisiaj „Bukietowej” Rada nie odwoła. Próbę podjąć jednak trzeba, by w przyszłości nikt z wyborców nie zarzucał obecnym członkom Rady, iż nawet nie próbowali zmienić starosty.

„Bukietowa” blada a jej zastępca Tadeusz Birecki czerwony. Widać, że nie byli pewni wyniku głosowania. „Bukietowa” nie czuje nadmiernego pociągu do paluszków. Je oszczędnie, w nieomal konspiracji. Często jedynym znakiem konsumpcji są poruszające się żuchwy (w kuluarach mówiono, że w ten sposób stara się zaoszczędzić, by wypłacić należne wielu pracownikom Starostwa pieniądze z tytułu zmiany wartości 1 punktu).

Obrady prowadzi wiceprzewodniczący Edward Szendryk. Mota się, gubi, duka. Ale to norma. Inaczej nie potrafi.

Wiceprzewodnicząca Anna Berus siedzi za stołem jak na gwoździach. Ma dzisiaj ciężki orzech do zgryzienia. Jak zagłosować?! Każdy wariant nie jest dobry. Wszak w Starostwie zatrudniona jest rodzina. Przeciw? A jak „Bukietowa” przerżnie, to co z rodziną? Za? A jak nie przerżnie? Tak źle i tak do d… . Mogą wylać! Podchodzi do urny i … unosi w górę kartkę pokazując, że nikogo nie skreśliła. Czysta kartka! Tabula rasa. Wypisz wymaluj jak ona sama.

Radna i członek Zarządu Teresa Sibilak. Cicha, wystraszona. Dwie pociechy pracują w Szpitalu. Przyjdą nowi – mogą zrestrukturyzować. Niedobrze. Starzy nic nie zrobią. Co wybrać, co wybrać?!

Radny Jan Bondzior siedzi, milczy, obserwuje. Pytany w przerwie jak będzie głosował? – odpowiada: „tak, żeby było dobrze”. Komu dobrze? – zachodzimy w głowach.

Radni Marek Biernacki, Paweł Niedźwiedź, Marek Hołtra, Jan Kalinowski, Kazimierz Bogucki do sprawy podchodzą na luzie. Żarty, dowcipy, anegdotki. Wiedzą, że wynik głosowania będzie po myśli „Bukietowej” ale szat nie rozdzierają. Radny Jan Kalinowski snuje tezę o pewnym „szkodniku”, który zamiast – jak już jest – siedzieć cicho, brać kasę i nie przeszkadzać, to jeszcze na dodatek szkodzi. Słuchacze pokładają się ze śmiechu. Zbyt późno podchodzę do rozmówców, by dowiedzieć się, o kogo chodzi.

Nie wszyscy wytrzymywali napięcie. Wiceprzewodniczący Edward Szendryk zgłasza kandydaturę radnej Berus do Komisji Skrutacyjnej. Chwilę później radny Stefan Mrówka zgłasza tę sama kandydaturę raz jeszcze. Śmiech na sali. Ale czemu tu się dziwić? Wszak to członek Zarządu z namaszczenia Władysława Stanisławskiego, a on bystrych nie potrzebuje.
Radny Jan Sowa wybija palcami prawej ręki jakieś rytmy na stole. Obserwuje przebieg zmagań i nawet jeden mięsień nie drgnie na jego twarzy. Szeroko uśmiecha się tylko w jednym momencie, gdy „Bukietowa” dziękuje za okazane zaufanie. Wraz z nim bardziej, albo mniej dyskretnie uśmiecha się wielu z obecnych na sali obrad. Zaufanie po zbóju – 3 głosy na 12 radnych, bo „Bukietowa” zgodnie z ustawą o samorządzie nie mogła brać udziału w głosowaniu.

Radny Tadeusz Podwiński spięty i lekko zdenerwowany. Myślami jakby nieobecny na sali obrad. Lico zachmurzone, bez uśmiechu a oczy jakby nieobecne. Chyba za bardzo się przejął rolą. Chciało by się rzec: „nie przejmuj się rolą, bo i tak cię w… .

Po głosowaniu nikt nie biegnie do „Bukietowej” z gratulacjami. Nie ma kwiatów, życzeń, gratulacji. Jest niesmak i poczucie, że znaleźliśmy się w magmie, która krępuje każdy ruch.

A później sobie spekulowano

Kilku radnych po zakończonej sesji spekulowało na temat głosowania. Przedmiotem rozważań było zagadnienie: kto i jak głosował. Muszę się tu zastrzec, że były to czyste spekulacje, które przytaczam jedynie ze względu na blogerską rzetelność i dążenie do przekazywania Państwu pewnego obrazu sytuacji. W tym wypadku nie wiem czy ma on coś wspólnego z rzeczywistością. Traktujecie to więc, jako swoiste political fiction.

Podobno za odwołaniem „Bukietowej” głosowali: Kazimierz Bogucki, Marek Hołtra, Jan Kalinowski, Marek Biernacki, (autorzy wniosku) i Paweł Niedźwiedź. Może to być prawda, gdyż podpisali oni wniosek o odwołanie „Bukietowej”.
Przeciw – wg niesprawdzonych domysłów –byli: Edward Szendryk, Teresa Sibilak, Stefan Mrówka.
Wstrzymali się podobno: Tadeusz Podwiński i Jan Sowa.
Czyste kartki (nieważne głosy) umieścili w urnie: Jan Bondzior i Anna Berus (ta ostatnia na pewno).
Raz jeszcze podkreślam, iż są to tylko kuluarowe spekulacje, które nie muszą mieć nic wspólnego z rzeczywistością.
O innych punktach sesji poinformuję Państwa jutro.

poniedziałek, 27 lipca 2009

Nie dzieje się nic

W ostatnim, siódmym, numerze „Przeglądu Górowskiego” ukazał się artykuł zatytułowany: „Księgi Wieczyste”. Autorka popełnionego artykułu Zofia Hanulak - omawia w nim tło likwidacji w Górze Wydziału Ksiąg Wieczystych. Jak państwo pamiętacie, zarówno Księgi Wieczyste, jak i Sąd Grodzki zlikwidowano w naszym mieście z dniem 1 lipca br.
Sprawa jest zamknięta i nie byłoby powodów do niej powracać, gdyby nie pewien szczegół, w którym lubią siedzieć diabełki.

Z wielkim zdziwieniem przeczytałem następujący fragment: „13 grudnia w Domu Kultury odbyło z inicjatywy Starosty Beaty Pony spotkanie z parlamentarzystami dolnośląskimi, w którym uczestniczyli burmistrzowie i i wójtowie z terenu powiatu”.
Jedno zdanie a nieprawd bez liku!

Po pierwsze; „Bukietowa” nie miała nic wspólnego z organizacją tegoż spotkania. Spotkanie z parlamentarzystami Platformy Obywatelskiej zorganizował tutejsza struktura PO.

Po drugie; w spotkaniu nie uczestniczył ani jeden burmistrz, ani też jeden wójt z gmin naszego powiatu. Z władz samorządu powiatowego obecni byli: „Bukietowa” wraz ze swoim politycznym promotorem i wielbicielem – Władysławem Stanisławskim, wiceburmistrz Góry – Piotr Wołowicz, radni powiatowi: Kazimierz Bogucki, Marek Hołtra, Marek Biernacki.

Ktoś spyta: po co w piśmie samorządu naszej gminy pisze się takie ewidentne bzdury?

Odpowiem Państwu, że sam nie wiem! Być może chodzi o stworzenie na Czytelnikach wrażenia, jak to bardzo „Bukietowa” starała się, by namiastka Temidy u nas pozostała. Cały artykuł ma zresztą taką wymowę. Wymienia się w tekście, z kim to się nie rozmawiało i do kogo to się nie pisało. Niezorientowany Czytelnik może sądzić, iż władze powiatu dokonały tytanicznej wprost pracy, by ocalić sąd (Tytan też ciężko harował, ale jak wiadomo efekt był zawsze ten sam).
Artykuł jest mętny, myśli niejasne, a jego konstrukcja zagmatwana. Czytać się tego nie da, tak jak i całej gazety.

Dziwi mnie jednak co innego. Po jakiego diabła Zofia Hanulak pisze o spotkaniu, na którym nie była? Po co próbuje nielicznym Czytelnikom gazety robić wodę z mózgu? Ja rozumiem, że gazetę trzeba czymś zapełnić, ale by sięgać po niesprawdzone informacje?

Na okładce ostatniego numeru may taki oto tytuł: „Wakacje w mieście”. A na fotografii (bardzo dużej!) fragment basenu, w który płynie dwoje dzieciaków. Bardzo interesująca fotografia. Bardzo! A ile wnosi informacji! A jaka artystyczna!

A na stronie 5 artykuł: „Prestiżowe wyróżnienie”. Rzecz o przyznaniu Elżbiecie Maćkowskiej "Nagrody im. Ireny Sendlerowej". W tekście czytamy: „Corocznie nagrodę otrzymuje jeden nauczyciel z Polski i jeden z USA za nauczanie i wychowanie w duchu tolerancji i poszanowania innych ludzi, inspirowanie uczniów do działania zgodnie z tymi zasadami”.

Nagroda ma rangę i swoją wagę. Stąd nie bardzo zrozumiałe jest dla mnie zepchnięcie tej informacji na 5 stronę i zilustrowanie artykułu fotografią czarno – białą, gdzie tylko dobrze znający Elżbietę Maćkowską mogą ją, mniej więcej, poznać. Czyżby ranga nagrody i działalność Elżbiety Maćkowskiej nie zasługiwały na pierwszą kolorową stronę?

Pragnę przypomnieć, iż w tym roku Elżbieta Maćkowska była nominowana przez kilkanaście górowskich firm i instytucji do nagrody górowianina roku, czy jak to tam się zowie. Przegrała! Ku zdziwieniu wszystkich! Niespodziewanie wygrał czarny koń rywalizacji, ktoś tam, ktoś. Osoba szerzej nieznana. Dokładniej! Znana dla 20 osób, które poparły jego kandydaturę. Ostatnią, 20 osobą, która podpisała nominację był Władysław Stanisławski. Ma jego podpis ciężar gatunkowy.

Ciężki jest „Przegląd Górowski” do czytania. Jak człowiek to stara się czytać, bo nie zawsze udaje się dojść do końca (nuda może zabić!), to ma się nieodparte wrażenie, że jego celem nie jest informacja, ale radość płynąca z samego wydawania gazety. Większą radość gazeta sprawia w okresie jesiennym i zimowym. Znakomita na podpałkę w piecu. Starzy nabywcy – hurtowi! – twierdzą nawet, że w tym jest bezkonkurencyjna na lokalnym rynku prasowym.

piątek, 24 lipca 2009

Dało popalić!

Natura narobiła wczorajszego popołudnia niezłego bigosu na terenie trzech gmin powiatu górowskiego: Wąsosza, Góry i Jemielna. Silna wichura połączona z bardzo ulewnym deszczem poczyniła duże szkody. Najbardziej ucierpiała gmina Wąsosz. Tam w kilku miejscowościach doszło do zerwania dachów. Szczególnie ucierpiała miejscowość Ostrawa, w której silny wiatr zerwał 6 pokryć dachowych.

Według pracowników Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego wiatr wiał z prędkością ponad 100 km/h, gdyż przy tej sile wiatru zaczynają łamać się drzewa. Na terenie trzech gmin powiatu górowskiego zerwane zostały trakcje elektryczne i linie telefoniczne. Liczne złamane konary drzew i drzewa w znacznym stopniu utrudniały ruch drogowy lub całkowicie go uniemożliwiały.

Jak poinformował mnie zastępca komendanta kpt. PSP w Górze Lucjan Sibilak, pierwsze zgłoszenie strażacy otrzymali wczoraj ok. godz. 19,20. "Zgłoszenia dotyczyły przewróconych przez wichurę drzew. Priorytetem było dla nas – stwierdził kpt. Lucjan Sibilak – odblokowanie nieprzejezdnych dróg, które stwarzały zagrożenie dla ruchu drogowego. Ponadto chcieliśmy zapewnić przejezdność dróg, by swobodnie mogły poruszać się po nich samochody strażackie, jak i pogotowia ratunkowego i policji. Na szczęście wichura nie spowodowała ofiar w ludziach. Na godzinę 13 mogę poinformować, iż drogi na terenie powiatu górowskiego są przejezdne. Zanotowaliśmy liczne lokalne podtopienia. Strażacy brali udział w wypompowywaniu wody w szpitalu. Są jeszcze miejsca, w których woda ta zalega, ale systematycznie jest ona wypompowywana. W akcji usuwania skutków nawałnicy wzięło udział 509 strażaków, zarówno zawodowych jak i ochotniczych. Od godziny 19,20 dnia wczorajszego odnotowaliśmy ok. 75 wezwań. Trudno dzisiaj ocenić koszt akcji.

Wciąż nie można dodzwonić się na telefon stacjonarny do Wąsosza. Połączenie z Jemielnem jest dostępne.

Pierwszy komunikat Powiatowego Centrum Kryzysowego podaje: „W związku z silnymi burzami, które wystąpiły na terenie powiatu górowskiego informujemy, że:
- uszkodzeniu uległo 8 budynków mieszkalnych (zerwane dachy, uszkodzone konstrukcje nośne) - gminy Wąsosz i Jemielno,
- praktycznie wszystkie drogi na terenie powiatu były nieprzejezdne - na chwilę obecną wszystkie drogi są przejezdne nie mniej trwają jeszcze prace porządkowe i wycinka drzew i konarów zagrażającym bezpieczeństwu.
- uszkodzeniu uległy linie energetyczne w różnych miejscach o ogólnej długości ok. 33 km - w chwili obecnej brak prądu na terenie gminy Wąsosz i Jemielno. Przywrócenie pełnego zasilania nastąpi prawdopodobnie w dniu jutrzejszym.
- spadające drzewa i konary uszkodziły 6 pojazdów w tym kabinę jednego samochodu TIR - kierowca nie doznał obrażeń,
- na terenie lasów państwowych szkody w drzewostanie obejmują ok. 8000 ha,
- zostało połamanych lub wyrwanych z korzeniami ok. 725 drzew (poza lasami.

Cuda na kiju

Po dyskusji na temat wykonania budżetu w jednostkach oświatowych za I półrocze 2009 roku, która odbyła się na posiedzeniu Komisji Budżetu, Finansów i Gospodarki, radni zajęli się innymi tematami. Tematem wiodącym był stan zaawansowania prac nad przystąpieniem do „planu B”.

Dyskusję na ten temat rozpoczął przewodniczący komisji Paweł Niedźwiedź. Radnemu odpowiedziała „Bukietowa”. Mówiła długo, tyle że to o czym mówiła, nie miało wiele wspólnego z „planem B”. Poinformowała radnych iż na stronach Ministerstwa Zdrowia ukazały się formularze dotyczące tego planu. W tej chwili - stwierdziła – dyrekcja i skarbnik „wgryzają” się w te materiały. Trwają poszukiwania firmy, która zrobi audyt w Szpitalu i w ciągu kilku dni taka firma przystąpi do pracy. Żadnych szczegółów więcej radni nie usłyszeli. Radny Marek Hołtra z najgłębszym zadowoleniem przyjął fakt „wgryzania” się w ten temat przez osoby odpowiedzialne. Ja ze swojej strony w duchu wyraziłem obawy o stan ich uzębienia, bo papier to nie najlepsza karma dla szkliwa.

Kiedy więc przewodniczący komisji zezwolił mi na zadanie pytania, spełniając swój obowiązek, poinformowałem „Bukietową”, iż wg mojego stanu wiedzy jej opowieści niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.
Początkowo „Bukietowa” szła w zaparte, że dzwoniła do urzędu wojewódzkiego i też się o „plan B” dowiadywała. Kiedy oświadczyłem jej, że nie jest to prawdą, z oburzeniem spytała: „czy pan mnie kontroluje z tego, co robię?” Bez mrugnięcia powieki stwierdziłem, że tak, bo płacimy jej za to, by coś robiła i mamy prawo sprawdzać czy rzeczywiście coś robi.

Potem było już tylko coraz bardziej wesoło. Kiedy informowałem „Bukietową”, iż pieniądze na oddłużenie Szpitala przyznawane będą przez Bank Gospodarstwa Krajowego, ta wraz ze skarbnikiem stwierdzili, że „oni nie chcą mieć nic wspólnego z tym bankiem”. Popadłem w zdumienie! Wszak to ten bank został przez rząd wybrany do obsługi zadłużonych Szpitali. Zamurowało mnie do tego stopnia, iż nie odczytałem takiej oto informacji: „Pomoc otrzymają samorządy, które przygotują i przyjmą plan restrukturyzacji szpitala, powołają spółkę kapitałową, przedstawią biznesplan oraz propozycję spłaty zobowiązań. Samorządy muszą także uzyskać pozytywne oceny NFZ i BGK oraz akceptację wojewody. Przekazanie pieniędzy na restrukturyzację odbywać się będzie na podstawie umów zawartych między rządem a samorządem terytorialnym.” („Rynek Zdrowia” – 23 lipca 2009 r) .

„Rynek Zdrowia” 8 lipca poinformował, iż: „Plan B, jeżeli jego realizacja się powiedzie, rozwiąże jednak problemy tylko części szpitali. Zdaniem ekspertów skorzystają z niego przede wszystkie placówki małe, powiatowe, mające stosunkowo niewielkie zadłużenie.”

Na, ale u nas? Bukietowa” wie lepiej! I sieje „optymizm” lejąc miód na serca tej części radnych, którzy chcą bujać w obłokach ignorancji i samozadowolenia.
I, by skończyć już z bajdurzeniem na temat „planu B” ostatnia informacja podana przez „Rynek Zdrowia”: „Senatorowie PiS zwracali uwagę, że w noweli nie ujęto żadnych środków na realizację programu „Ratujemy polskie szpitale”, czyli tzw. planu B. Minister zdrowia zgłosiła do ministra finansów zapotrzebowanie w tym zakresie na rok 2009 na ponad 276 mln zł. Jak napisano w dokumencie MZ, objaśniającym zmiany w projekcie budżetu, uniemożliwia to rozpoczęcie realizacji tego programu w tym roku. Rzemek zapewniał, że pieniądze na program będą przeznaczane z rezerwy budżetowej.” (Cezary Rzemek – wiceminister zdrowia odpowiedzialny).

Do skarbnika zwróciłem się z pytaniem jak długo jesteśmy w stanie wytrzymać po przejęciu przez nasz samorząd całości długów Szpitala, co zrobić musimy, gdyż taki jest prawny wymóg. Nasz powiatowy minister finansów kluczył, zwodził, by w końcu powiedzieć: „nie wiem”. Tu przytomność umysłu i wieczny „optymizm” zachowała „Bukietowa”. „Olśniła” mnie informacją, iż w ustawie zakłada się spłatę długów Szpitala w ciągu 30 dni od przystąpienia do programu. Zbladłem! W żołądku poczułem bolesny skurcz a w oczach mi pociemniało. Wg informacji, które uzyskałem w BGK i NFZ nie ma określonego terminu rozpatrzenia wniosku. Procedura rozpatrywania wniosków i ilość dokumentów, które eksperci z tych instytucji będą musieli przejrzeć, przeanalizować i poprosić o ewentualne poprawki wyklucza 30 dniowy okres, którym czarowała radnych „Bukietowa”. Ale niech jej będzie! Bo dlaczego to ja mam burzyć jej świat złudzeń i marzeń?!

Na końcu posiedzenia zadałem „Bukietowej” pytanie: czy zostały wypłacone pracownikom pieniądze należne z tytułu podniesienia kwoty jednego punktu? Oczy „Bukietowej” wpatrzyły się we mnie a usta ułożyły się w wyraz: „nie wiem”. I innej odpowiedzi się nie spodziewałem – odrzekłam. Posiedzenie dobiegło końca.
Dla przypomnienia – uchwały Rady Powiatu realizuje Zarząd Powiatu, którego „Bukietowa” jest szefem.

Oświatowy Titanic

Wczorajsze posiedzenie Komisji Budżetu, Finansów i Gospodarki zwołane zostało na wniosek grupy radnych, którzy zaniepokoili się stanem budżetu, a dokładnie jego częścią oświatową. Już w styczniu 2009 roku było powszechnie wiadomo, iż przyjęty budżet powiatu jest nierealny. Pisałem wówczas o tym w poście: „Budżetowe wodogłowie” (styczeń 2009). By nie opisywać historii tej raz jeszcze pozwolę sobie zacytować ważniejsze fragmenty.

„(…) właśnie w oświacie Zarząd Powiatu poczynił największe cięcia, które pozwoliły na skonstruowanie budżetu bez deficytu. Szczególnie drastycznym przykładem jest budżet Zespołu Szkół w Górze. Dyrekcja tej szkoły przedstawiła projekt budżetu na poziomie 4,157 mln zł. Po autopoprawce projekt budżetu Zespołu Szkół wynosił 4.074 mln zł. Zarząd Powiatu zdecydował, iż Zespół Szkół musi zmieścić się w subwencji oświatowej, jaką otrzymuje od państwa. W efekcie budżet tej placówki na rok 2009 wynosił będzie 3,1 mln zł. Jest to poziom z roku 2006. Dla porównania wystarczy dodać, iż w roku ubiegłym była to suma 3,94 mln zł.
Rzecz jasna „rządząca” koalicja przeforsowała wówczas budżet. I tutaj również warto przypomnieć, kto miał odwagę przeciwstawić się tej bujdzie budżetowej. Opisałem to w poście relacjonującym przebieg sesji w dniu 21 stycznia (post: "Strasznie i śmiesznie”).

Radni opozycyjni w osobach Marka Hołtry i Kazimierza Boguckiego poinformowali zebranych, iż będą głosowali przeciw budżetowi, bo są przeciw drastycznym cięciom w oświacie. Radny Bogucki oświadczył, iż nie może głosować za budżetem w tym kształcie, gdyż nie wie, jakie naprawdę są potrzeby oświaty. Zarzucił „Bukietowej”, że nie doprowadziła do spotkania radnych z dyrektorami szkół, by radni mieli możliwość poznania ich rzeczywistych potrzeb. Za przyjęciem budżetu było 9 radnych, przeciw – 2, a wstrzymali się od głosu: Marek Biernacki, Paweł Niedźwiedź, Grażyna Zygan – Zeid i Jan Kalinowski.”

Sytuacja na dzień dzisiejszy w oświacie podległej powiatowi wygląda następująco.

Zespół Szkół wykonał na dzień 30 czerwca 66,70% swojego całorocznego budżetu (3.305.035 zł).
Liceum Ogólnokształcące do 30 czerwca skonsumowało 70,63% rocznego budżetu (2.321.024 zł).
W tych dwóch szkołach sytuacja jest najtrudniejsza.
W podległym powiatowi Specjalnym Ośrodku Szkolno – Wychowawczym w Wąsoszu wydano 54,50% budżetu (2.555.418 zł).
Powiatowe Centrum Doskonalenie Nauczycieli wykonało 53,05% swojego rocznego budżetu (1.256.645 zł.).
Najlepiej sytuacja wygląda w Centrum Kształcenia Praktycznego. W tej placówce wykonanie budżetu na 30 czerwca wyniosło 49,63% (1.213.450 zł).

Jak więc widać marzenie o zrównoważonym budżecie naszego powiatu można sobie między bajki włożyć. „Rządząca” koalicja przyjęła w stosunku do dwóch największych placówek oświatowych budżet pobożnych życzeń, a nie realnych potrzeb.

W posiedzeniu komisji brali udział dyrektorzy ZS i LO. Potwierdzili oni, iż nie ma możliwości i szans, by ograniczyć wydatki. Stwierdzili, iż robią co mogą, ale z pewnych kosztów zejść się po prostu nie da. Niewielka szansa na zmniejszenie wydatków jest w mniejszej liczbie uczniów, którzy przybyli w tym roku do klas pierwszych.

Podczas wystąpień dyrektorek na sali obrad panowała atmosfera – jak to ujął radny Marek Biernacki - „pogrzebu”. W budżecie powiatu zabraknie – lekko licząc – około 2 mln zł. Skarbnik próbował uspokoić radnych twierdząc, że pieniądze się znajdą. Mówił o nadwyżkach, które zostały z inwestycji. Nikogo to jednak nie przekonało i momentami zapadała głucha cisza przerywana jedynie brzęczeniem much.

Dyrektorka ZS – Teresa Frączkiewicz – poinformowała radnych o pracach remontowych, jakie przeprowadza w szkole własnymi środkami. W szkole należy wykonać zalecenia Sanepidu, które nakazują poszerzenie schodów o 40 cm. To wszystko kosztuje – stwierdziła dyrektorka ZS. Nie można oszczędzać na nauczaniu młodzieży, bo to odbije się na wynikach nauczania – podkreślała.
Posiedzenie komisji potwierdziło to, co bardziej rozumni radni przypuszczali od dawna. Kondycja budżetu powiatu jest zła. Zarząd Powiatu nic nie robi i biernie poddaje się rozwojowi sytuacji. I powoli prowadzi nas do katastrofy. Ważne jednak, że optymizm wykazuje do końca. W tym dzielnie naśladuje orkiestrę z Tytanica.

poniedziałek, 20 lipca 2009

Powiało optymizmem - czarnym

Któż nie pamięta optymizmu z jakim Zarząd Powiatu z „Bukietową” na czele oczekiwał na „plan B”, który miał (ma?) uratować nasz Szpital, wyciągnąć go z długów, uzdrowić i postawić na nogi. „Plan B” wszedł w życie, ale u nas jakoś cicho na temat działań zmierzających do przystąpienia do tego cudu ekonomicznego. Z głęboką troską, jako członek wspólnoty samorządowej, pochyliłem się nad tym zagadnieniem. Chciałem dociec jak daleko jesteśmy zaawansowani w pracach zmierzających do objęcia „planem B” naszego Szpitala.

Oczywiście, by problem wyjaśnić nie dzwoniłem do ministra czy też jego zastępców. To strata czasu, bo wiadomo, że stanowiska te są czystymi synekurami politycznymi, do których objęcia żadne umiejętności nie są potrzebne. Wystarczą zasługi dla rządzącej partii i opinia, że delikwent jest „BMW” (Bierny, mierny, ale wierny).

Z pytaniem o potwierdzenie faktu zgłoszenia naszego akcesu do „planu B” zwróciłem się więc do osób kompetentnych, co z góry wykluczało członków Zarządu Powiatu, z „Bukietową” oczywiście na czele.

Wobec tych smutnych faktów musiałem się więc zadłużyć i wykonać telefon zamiejscowy wyciskając na klawiaturze kierunkowy 071 oraz siedem kolejnych cyfr. W ten sposób połączyłem się z Wydziałem Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu. W wydziale tym znajduje się jednostka organizacyjna o nazwie – Oddział Zdrowia. To właśnie do tej komórki organizacyjnej przesyła się wniosek o przyjęcie do „planu B”.

Bardzo miła i sympatyczna pani poinformowała mnie, iż ona i jej koleżanka, zajmują się tymi sprawami. Ucieszony wielce zadałem więc pytanie: czy został złożony wniosek o pragnieniu przystąpienia do „planu B” przez górowski samorząd powiatowy, który jest organem prowadzącym dla SP ZOZ w Górze? W odpowiedzi usłyszałem, iż nie ma takiego wniosku z naszego ukochanego samorządu powiatowego obradującego pod wodzą Przewodniczącego Władysława Stanisławskiego.

Smutek ogarnął mnie wielki, bo sądziłem, iż dla naszego samorządu najważniejszą sprawą jest oddłużenie Szpitala. Pomyślałem sobie, że może wniosek, który należy złożyć jest dokumentem bardzo skomplikowanym, a jego wypełnienie jest praco i czasochłonne. O czym pomyślałem, to i o to spytałem. Bardzo przyjemna pani wyjaśniła mi, iż określenie „wniosek” jest nieco mylące. Nie jest to żaden druk – kontynuowała swoje przemiłe wywody – ale pismo, w którym jednostka samorządu terytorialnego deklaruje chęć przystąpienia do „planu B”.

W tym momencie moje zdumienie sięgnęło zenitu, i już miałem zakląć niczym furman na konia, który cichcem opróżnił woźnicy flaszkę, kiedy przemiła Pani dodała, iż do tegoż pisma dołączyć trzeba jeszcze pewne dokumenty.

Dokument pierwszy, to uchwała Rady Powiatu o likwidacji Szpitala w dotychczasowej postaci. Dokument drugi, to również uchwała. W tej drugiej, wymaganej przepisami „planu B” uchwale nasza Rada Powiatu ma …. przejąć długi likwidowanego SP ZOZ w Górze. Wszystkie długi! Caluśkie 42,500.000 zł.

No to jesteśmy na katafalku! – pomyślałem w skrytości ducha. Do długu zaciągniętego przez Starostwo Powiatowe, by ratować Szpital – 13.000.000. zł doliczmy … . Podliczyłem i przed oczami moimi stała się ciemność. Wyszło, że zadłużenie naszego powiatu będzie wynosiło (lekko licząc!) ponad 60.000.000 zł.

A ustawa o finansach publicznych wyraźnie stwierdza, iż nie może ono być wyższe niż 60% budżetu. A budżet nasz, to niespełna 40 mln zł. Alleluja i do tyłu!
Dla jasności dodać należy, iż to nie wojewoda będzie decydował o tym, czy dany Szpital otrzyma pomoc w ramach „planu B”, czy też figę z makiem i pasternakiem. O tym decydowali będą bankowcy. A widział ktoś bankiera z sercem i wrażliwością na problemy społeczne?!

Polecam Państwu lekturę dokumentów dotyczących „planu B”, które zawarte są na internetowej stronie Ministerstwa Zdrowia. Jest co poczytać i nad czym pomyśleć!

Czarny scenariusz: bierzemy długi Szpitala na Starostwo i bank nie kwalifikuje nas do „planu B”.

Scenariusz optymistyczny:
Zarząd Powiatu przychodzi do banku:
- Przepraszamy, chcielibyśmy podjąć pieniądze.
- Czy mają państwo tutaj konto?
- Nie, mamy nabite rewolwery!

Na koniec dobra wiadomość z naszego Szpitala. W ostatni piątek Zarząd Powiatu rozpatrywał wniosek dyrekcji Szpitala o udzielenie wsparcia w wysokości 150.000 zł., które potrzebne są Szpitalowi na bieżącą działalność. Zarząd przychylił się do prośby.
To bardzo dobra wiadomość z jednego powodu. Przecież mogli prosić o np. 1 milion, a ograniczyli się do 150 tys. zł. Widać, że pod względem ekonomicznym Szpital nieźle stoi.

W Zarządzie Powiatu zasiada też Teresa Sibilak. Nic też dziwnego, że ochoczo zagłosowała „za”. Trzeba pamiętać, iż dwie córki tej pani pracują w Szpitalu. Gdyby była restrukturyzacja jedna z nich straciłaby pracę. A przecież nie o to chodzi, by coś restrukturyzować, ale o to, by córki członkini Zarządu miały pracę. Zresztą, radna Teresa Sibilak też ma mętne pojęcie o samorządzie. I dlatego jest w Zarządzie. 1200 zł (niepodatkowane!) leci!

Z informacjami płynącymi ze Szpitala jest zresztą podobnie, jak z pewną pacjentką:
- „Pani Nowakowa” - mówi ginekolog do swojej pacjentki -Mam dla pani dobrą wiadomość.
- Ja nie nazywam się Nowakowa tylko Nowakówna.
- W takim razie mam dla pani złą wiadomość.

Obyśmy zdrowi byli!

sobota, 18 lipca 2009

Wciąż czekają

Powróćmy do sławnych już uchwał Rady Powiatu z dnia 18 marca 2009 roku, w której określono wysokość najniższego wynagrodzenia zasadniczego oraz wartości jednego punktu w tabeli miesięcznych stawek wynagrodzenia zasadniczego dla pracowników nie będących nauczycielami, którzy zatrudnieni są w szkołach i placówkach prowadzonych przez nasz powiat.

Dyrektorzy szkół i placówek oświatowych przygotowali zestawienia, w których zawarte są skutki finansowe tej decyzji

Zespół Szkół obliczył, iż za okres od stycznia do marca 2009 roku trzeba będzie wypłacić 14.472,00 zł (razem z pochodnymi).

PCDNiPPP oszacowało, iż w ich przypadku za okres styczeń – marzec trzeba wypłacić dodatkowo 35.004,60 zł.

Specjalny Ośrodek Szkolno Wychowawczy w Wąsoszu swoje potrzeby płacowe za okres styczeń – marzec ocenił na 56.022 zł.

Centrum Kształcenia Praktycznego i Ustawicznego w Górze wyliczyło, że za I kwartał br należy wypłacić pracownikom 9885 zł.

Górowskie LO przedstawiło wyliczenie, z którego wynika, iż za trzy miesiące należy pracownikom wypłacić 33.123 zł.
Starostwo Powiatowe jest dłużny swoim pracownikom kwotę 148.506,60 zł za I kwartał br. Pisma z wyliczeniami dyrektorzy placówek oświatowych dostarczyli w dniach 25 i 26 czerwca. Na należne pieniądze pracownicy wciąż czekają.

Nie wiemy też do dzisiaj, jakie skutki finansowe pociągnie za sobą inna uchwała z 18 marca dotycząca określenia wysokości najniższego wynagrodzenia dla pracowników zatrudnionych w jednostkach organizacyjnych powiatu górowskiego. Wiadomo, że i ci pracownicy czekają na pieniądze.

Trzeba dodać, iż w okresie od 18 marca br. „Bukietowa”, Birecki i członkowie Zarządu Powiatu otrzymywali należne wynagrodzenie w terminie i bez zwłoki.

Wojewoda udzielił korepetycji

Na początku lipca do Starostwa Powiatowego wpłynęło pismo podpisane przez Andrzeja Króla – zastępcę dyrektora Wydziału Nadzoru i Kontroli. W piśmie tym dyrektor Król w imieniu i z upoważnienia wojewody dolnośląskiego wykazuje uchybienia prawne, jakich dopuściła się nasza Rada Powiatu i jej Przewodniczący.

Okazuje się, że nasza Rada Powiatu posługuje się statutem z wadami prawnymi. Wydział Nadzoru i Kontroli wałkował paragraf 20, ustęp 5 Statutu Powiatu w brzmieniu: „Rada może zmienić bezwzględną większością głosów ustawowego składu Rady, w trakcie obrad, uzupełnienie lub zmianę ustawowego porządku obrad, wyłącznie z ważnych powodów, na wniosek przewodniczącego rady, komisji lub zarządu”.

Ten zapis Statutu Radcy Powiatu nie spodobał się prawnikom wojewody. Orzekli oni, iż: „z treści przepisu art. 15 ust. 2 ustawy (ustawa o samorządzie powiatowym) wynika, że Rada może zmienić porządek obrad w każdym przypadku i w każdym momencie”. Dotychczasowy zapis w naszym Statucie wg nadzoru prawnego wojewody: „ogranicza ustawowe uprawnienia Rady do zmiany porządku obrad w każdym przypadku, natomiast sformułowanie w trakcie obrad ogranicza uprawnienia Rady do dokonania zmian w każdym momencie sesji”.

Nadzór prawny wojewody poddał analizie również paragraf 20 ustęp 4 Statutu Powiatu. Okazał się on również niezgodny z ustawą o samorządzie powiatowym. I tak w naszym Statucie istnieje zapis: „Do zawiadomienia o zwołaniu sesji dołącza się porządek obrad wraz z projektami uchwał”. W przypadku naszego Statutu mamy taki oto zapis: „Po otwarciu sesji przewodniczący Rady przedstawia projekt porządku obrad; z wnioskiem o uzupełnienie lub zmianę projektu porządku obrad może wystąpić radny, komisja, klub radnych albo zarząd powiatu”.

Okazuje się, że zapis mówiący o projekcie porządku obrad jest niezgodny z ustawą o samorządzie powiatowym. Nie ma czegoś takiego jak: „projekt porządku obrad”.

Później następuje tłumaczenie, w jaki sposób dokonuje się zmiany porządku obrad. Tu trzeba przypomnieć, iż podczas ostatniej sesji radni opozycyjni nie dopuścili do głosowania nad punktem mówiącym o wygaśnięciu mandatu radnej Grażyny Zygan – Zeid. Uczynili to 7 głosami poprzez przegłosowanie wniosku o wykreślenie tego punktu z porządku obrad. Obrady prowadził wówczas wiceprzewodniczący Rady – Edward Szendryk. Aby przegłosować taki wniosek konieczne było 8 głosów. Opozycja jednak liczyła na niewiedzę wiceprzewodniczącego Edwarda Szendryka i się nie przeliczyła. Nie spostrzegł on błędu, tak samo jak obecny na Sali obrad radca prawny. Opozycja punkt o odwołaniu radnej wyrąbała z programu.

To czego nie dostrzegła nasza najświatlejsza koalicja i radca prawny nie uszło jednak uwadze prawników wojewody. Przypomnieli oni, iż: „wykreślenie tego punktu z porządku obrad dokonano w sposób niezgodny z prawem”.

Wydział Nadzoru i Kontroli ustosunkował się do problemu radnej Grażyny Zygan – Zeid. Przytoczono dość skomplikowane uzasadnienie prawne (pół strony druku), by prawniczy wywód skończyć jasnym wyznaniem: „wobec faktu, iż Rada Powiatu nie podjęła dotąd uchwały o wygaśnięciu mandatu radnej Grażyny Zygan – Zeid , a wojewoda dolnośląski nie wydał zarządzenia zastępczego, radna powinna być nadal zawiadamiana o sesjach Rady i uczestniczyć w nich na takich samych prawach, jak pozostali radni”.

wtorek, 14 lipca 2009

Sio bakterio!

Wszyscy możemy odetchnąć z ulgą. Puszczona przez jeden z leszczyńskich portali plotka o wstąpieniu „Bukietowej” do PO jest zwykłą bzdurą. Okazało się, że tradycyjnie Maciej Papież jest niewiarygodnym i nierzetelnym informatorem, który ma skłonność do fantazjowania i wysysania bzdur z małego palca. Trzeba powiedzieć, że sam to on tego nie wymyślił. Kłamstwo o rzekomym wstąpieniu ”Bukietowej” do PO nie wyszło tylko od Papieża. Nie ma on przecież dostępu do salonów i władz PO we Wrocławiu. Należy też pamiętać, iż zarówno „Bukietowa”, jak i Papież byli członkami pewnej zdechłej partii. Papież skubnął nasz powiat na kasę, za co spotkała go sprawiedliwość.

Jak wygląda przynależność „Bukietowej” do PO? Nie wygląda wcale. „Bukietowa” nie jest członkiem PO. Papież w swojej informacji łże jak pies bez rodowodu, czyli skundla ludzki rozum.

„Bukietowa” złożyła deklarację przystąpienia do PO we Wrocławiu. Zarząd wojewódzki PO na skutek nalegań „Bukietowej” tylko i wyłącznie pozytywnie zaopiniował jej deklarację. Na tym rola Wrocławia się skończyła. Teraz ruch należy do górowskiej PO.

I tu pojawia się problem. Górowska PO nie zamierza przyjąć „Bukietowej” w swoje szeregi. Jak oświadczył mi wczoraj szef struktur PO w powiecie Piotr Wołowicz: "Zarząd wojewódzki PO wyraził tylko i wyłącznie opinię na temat kandydatury Pony. Jest to tylko i wyłącznie opinia, która dla nas nie jest wiążąca. Nawet jeżeli ta pozytywna opinia wpłynie do nas niczego to nie zmieni. Beata Pona nie zostanie członkiem górowskiej PO. Tak będzie nasz decyzja i nie ulegnie ona zmianie. Powtarzam raz jeszcze – Beata Pona nie będzie członkiem PO”.

O zabranie głosu w tej sprawie poprosiłem również Marka Biernackiego, który jest szefem struktur gminnych Platformy. W odpowiedzi usłyszałem: „Wiadomość o przyjęciu Pony do PO jest wyssana z palca. Zarząd wojewódzki ma prawo opiniować kandydatury, ale to my w Górze przyjmujemy lub odrzucamy kandydaturę potencjalnego członka naszej partii. W tym przypadku nasza decyzja będzie negatywna. Beata Pona nie ma szans na zostanie członkiem górowskiej PO. Jej deklaracja nawet nie wpłynęła do nas więc nie ma o czym rozmawiać. Wiadomość o jej rzekomym przystąpieniu do PO podana na jednym z portali leszczyńskich jest nieprawdziwa. Być może miała nas ona za cel postawienie nas wobec faktu dokonanego. Jeżeli tak, to ta przesłanka była błędna. Może być tak, iż Pona źle zrozumiała fakt pozytywnego zaopiniowania jej kandydatury, gdyż nie zna statutu PO. Wg statutu tylko koło ma prawa ją przyjąć. By przeciąć spekulacje powiem raz jeszcze – Beata Pona nie ma żadnych szans na członkostwo w górowskiej PO”.

Powróćmy do szefa struktur powiatowych PO. Spytałem Piotra Wołowicza o krążące pogłoski na temat wstąpienia do PO burmistrz Ireny Krzyszkiewicz. Piotr Wołowicz odpowiedział: „Irena Krzyszkiewicz złożyła kilka tygodni temu deklarację o wstąpieniu do PO. Zgodnie ze statutem deklaracja ta wpłynęła do koła w Górze. Trwa jej opiniowanie. Na dzień dzisiejszy burmistrz Irena Krzyszkiewicz nie jest członkiem PO”.

Można zakończyć żałobę. Zamknąć księgę kondolencyjną. Jak miło jest żyć z myślą, że nieudaczna „Bukietowa” nie znalazła przystani w PO. Trzeba jednak powiedzieć, że ma ta nic nie znacząca, szara kobiecina, parcie na politykę ma. Na szczęście w parze z tym parciem nie idzie intelekt. Górowskim działaczom PO życzę wytrwałości w zwalczaniu tej bakterii. Tak trzymać!

niedziela, 12 lipca 2009

Z wyrazami najgłębszego współczucia

W tych chwilach smutku i żałoby składam kolegom z PO najserdeczniejsze wyrazy współczucia. Niestety, dzielę Wasz ból tylko w połowie, bo w drugiej swojej połowie rżę niczym koń ze śmiechu.

W tej tragicznej dla Was chwili pozwolę sobie podtrzymać Was na duchu. Musicie pamiętać, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wiem, że z wiadomą osobą Wasze listy wyborcze do np. samorządu będą wyglądały niczym gołe półdupki zza krzaka.

Ale po co ma się przyjaciół? Wszak ich poznaje się w biedzie. Z upoważnienia radnego Marka Hołtry pragnę Wam drodzy przyjaciele zakomunikować, iż deklaruje on szczerą i głęboką chęć umieszczenia czołówki górowskiego PO na listach swojego komitetu wyborczego w wyborach samorządowych roku 2010. Szkoda byście położyli głowy pod nieubłagany topór ludzkiego rozumu, rozwagi i pamięci.

Ze swojej strony zapewniam Was, iż w tej godzinie srogiej próby, która Was tak niesprawiedliwie (ale tylko w części!) dotknęła, będę Was wspierał w walce o eliminację wiadomej osoby z życia publicznego. Liczę na Wasze wsparcie i owocną współpracę.

Wszystkich, którzy łączą się w bólu z naszą ukochaną górowską PO informuję, iż w biurze PO w Górze, które mieści się na parterze budynku PSS „Społem” od poniedziałku do końca tygodnia wyłożona będzie księga kondolencyjna, w której będzie można dać pisemny wyraz swojemu bólowi i żalowi z wiadomej przyczyny.
Wieńce i wiązanki kwiatów uprasza się składać pod pomnikiem w Rynku.

Również ja, w „Górowskich opiniach”, otwieram wirtualną księgę kondolencyjną, by mogli Państwo tam wyartykułować swoją rozpacz z okazji tragedii, o jakiej nasze życie polityczne (w skali powiatu) jeszcze nie słyszało.

"Bukietowa" się wkręciła!

„Ładną” niespodziankę zafundowały dolnośląskie władze PO swoim partyjnym kolegom w Górze. Sensacja jest, co się zowie! „Bukietowa” w Platformie! Tego jeszcze nie było! Tragifarsa!

Trzeba Państwu wiedzieć, iż górowska Platforma nie ma nic wspólnego z tą tanią komedią klasy „c”. Z tego, co jest mi wiadomym „Bukietowa” od dłuższego czasu zabiegała o przyjęcie do PO. W Górze była bez szans, bo tutejsi działacze nie zamierzali popełnić sepuku, bo tym byłoby przyjęcie tej pani do ich partii.

Mówi się, iż za przyjęciem „Bukietowej” do PO bardzo optowała posłanka Ewa Wolak, z którą nowa członkini PO bardzo się zaprzyjaźniła. Posłanka tak długo wierciła dziurę w brzuchach wrocławskim działaczom, że dali się oni w końcu przekonać do tego „discopolowego hitu”.

Czy wrocławscy działacze PO przyjmując „Bukietową” wiedzieli, co robią? Pozwolę sobie w to wątpić. Z takim „dorobkiem”, jaki ma „Bukietowa” na stanowisku starościny, miała ona szansę tylko w jednej partii: SI – Sprawnych Inaczej.
Chyba, że nie ma chętnych do wstępowania w szeregi PO. W takiej sytuacji i tombak może robić za złoto. Nie ma sprawy.

Oczywiście jesteśmy wrocławskim działaczom bardzo wdzięczni za przyjęcie „Bukietowej” w szeregi wrocławskiej Platformy. To nas naprawdę cieszy. Jak już powiedziało się „a” należy powiedzieć „b”. Niech szef dolnośląskiej PO znajdzie „Bukietowej” jeszcze jakąś dobrze płatną fuchę we Wrocławiu. Sądzę, że nie będą Państwo mieli nic przeciwko, by „Bukietowa” opuściła i starostwo, i nasz powiat.

Jacek Protasiewicz ma chody w Warszawie, to może, by nową miłość PO posłał w „amabasadory”. Można utworzyć ambasadę np. na dnie Rowu Mariańskiego, by „Bukietowa” mogła tam w ciszy reprezentować nasz kraj wobec flory i fauny, i oczywiście wrocławskie PO, które zapłonęło do niej najżywszym uczuciem sympatii (miejmy nadzieję, że dozgonnej).

Trzeba przyznać, że śmiechu z okazji wyskoku władz PO we Wrocławiu jest – i będzie – mnóstwo. Ale tak to jest, gdy się nie wie, co dzieje się w terenie. Nic w tym dziwnego. W każdej partii trwa nieustanna walka o dostęp do koryta, a jak na moment koryto spuści się z oka, to może się okazać, że pozostaje tylko okrutna dieta. Stąd też i brak zainteresowania tym, co się dzieje z dala od żłobu.

W niezły kanał Wrocław wpuścił górowskich działaczy PO. Ci, za żadne skarby „Bukietowej” nie chcieli i stawili twardy opór jej zabiegom o przyjęcie do Platformy. Z tego, co już wiem górowscy platformersi są – delikatnie mówiąc! – w lekkim szoku. Wcale niepotrzebnie! W końcu to nie oni „Bukietową” przyjmowali, i nie oni ten obciach zmajstrowali. Chce ją Wrocław – to niech ją ma! Z całym jej intelektem! Będzie im wyżerać paluszki? – to ich kasa i problem. Będzie podczas zebrań opowiadać duby smalone? – niech słuchają i niech ich szlag trafia.
Można też zdać sobie takie pytanie: czy dzięki członkostwu „Bukietowej” w PO jej pozycja ulegnie wzmocnieniu?

Być może „Bukietowa” szuka wysokich – i patrząc w przyszłość głupich - protektorów, którzy ustrzegli by ją przed niesławnym końcem zbliżającym się wielkim krokami.
PO w żaden sposób nie skorzysta na przygarnięciu „Bukietowej” do siebie. To, co zrobiono ośmiesza tę partię i deprecjonuje znaczenie górowskich działaczy. Wrocław zagrał z nimi bardzo brzydko. Tej zniewagi popuścić im nie wolno, bo powiat położy się ze śmiechu. Obecność „Bukietowej” w szeregach PO jest kolosalnym nieporozumieniem, które bardzo mocno zaciążyć może na wyborach samorządowych.

„Bukietowa” na listach wyborczych Platformy Obywatelskiej?! (czy z Wrocławia wyjechali już do Irlandii wszyscy psychiatrzy?).

czwartek, 9 lipca 2009

Koniec ciuciubabki

Z Wydziału Nadzoru i Kontroli we Wrocławiu udało się otrzymać informację o losach uchwały Rady Powiatu z dnia 18 marca (nr XXVIII/125/09), w której określono wysokość najniższego wynagrodzenia zasadniczego oraz wartości jednego punktu w tabeli miesięcznych stawek wynagrodzenia zasadniczego dla pracowników nie będących nauczycielami, którzy zatrudnieni są w szkołach i placówkach prowadzonych przez nasz powiat.

Wg jeszcze nieoficjalnej informacji nadzór prawny wojewody: „nie stwierdził istotnego naruszenia prawa” oraz stwierdził,. że: „kwestia wykonania uchwały leży w gestii Zarządu Powiatu”.

Jest to bardzo dobra wiadomość dla pracowników nie tylko zatrudnionych w szkołach.
Druga uchwała Rady Powiatu, podjęta również 18 marca, dotyczy określenia wysokości najniższego wynagrodzenia dla pracowników zatrudnionych w jednostkach organizacyjnych powiatu górowskiego. I w tym przypadku jest ona zgodna prawem.
Opinia nadzoru prawnego wojewody obala lansowaną przez radczynie prawna Starostwa Powiatowego w Górze – Czesławę Braczewską – teorii, iż podjęta przez Radę Powiatu uchwała nie mogła wejść w życie, gdyż podjęta została na podstawie przepisów, które przestały obowiązywać.

To jest ciekawa rzecz, że zatrudnia się w Starostwie radczynię prawną, która nie potrafi zgodnie z prawem zinterpretować przepisów. Błędna opinia prawna, którą na żądanie pracowników LO sporządziła radczyni prawna totalnie ją dyskwalifikuje. To była dziecinada.

Uchylę tu Państwu rąbka tajemnicy. Pracownikom LO pomagał Wiesław Pluta, którego nie zniechęciła bardzo wątpliwa – jak się okazało – opinia radczyni prawnej. Wiesław Pluta również zajął się uchwałą Rady Powiatu i orzekł - jak się okazało zgodnie z prawem – że ktoś tutaj kręci. Poświęcił on wiele czasu, by pomóc pracownikom Liceum, którzy chcą tego, co im się należy. Okazało się, iż jego praca nie poszła na marne.
Zarząd Powiatu oczekiwał na cud. Cudu nie ma. Pieniądze się ludziom należą. 14 pozwów a ile wstydu nas czeka? Interesują się tym środki masowego przekazu.

Nadal nikt nie rozmawia z Zarządu nie rozmawia z pracownikami. Dalej nikt w Starostwie nie nalicza ludziom należnych im pieniędzy. Czekają na większą ilość pozwów? Może to forma kulejącej promocji naszego powiatu?! Taką promocję, to my pier... .

Sądzę, że obecnie ruch należy do radnych. Nadzwyczajna sesja jest tu jak najbardziej wskazana. Trzeba przerwać tę ciuciubabkę, bo za dużo ona kosztuje. Nie pieniędzy. Psuje stosunki międzyludzkie i niepotrzebnie drażni ludzi. I bardzo źle wpływa na wizerunek Starostwa, jako pracodawcy dbającego o swoich pracowników.

Bezrobocie nieco w dół

Nieznacznie, ale spada bezrobocie w naszym powiecie. Co prawda liczba bezrobotnych jest wciąż bardzo wysoka, ale ma tendencję malejącą od kwietnia br.
Kobiety nadal stanowią w naszym powicie większość bezrobotnych – 1149 (50,8%). Aż 59,2% bezrobotnych mieszka na wsi, z których tylko 4 posiada gospodarstwo rolne.
Spośród 2294 bezrobotnych tylko 531 (23,1%) przysługuje prawo do zasiłku dla bezrobotnych. Bez pracy pozostaje 589 osób (25,6%) osób, które nie ukończyły 25 roku życia.
Długotrwale bezrobotnych mamy w powiecie 1012 (44,1%) osób, z których aż 614 to0 kobiety. 408 bezrobotnych ma powyżej 50 roku życia, a bez kwalifikacji zawodowych jest 550 (23,9%) osób. Bez doświadczenia zawodowego jest 590 (25,7%) bezrobotnych. 1418 bezrobotnych nie ma wykształcenia średniego. Bez pracy pozostaje 30 osób z wykształceniem wyższym w wieku do 27 lat.
W czerwcu po raz pierwszy w PUP zarejestrowało się 201 osób, które poszukiwały pracy. Do PUP w czerwcu wpłynęło 70 ofert pracy. Pracę podjęło w czerwcu 131 osób i tyle samo wykreślono z rejestru ze względu na niepotwierdzenie gotowości do podjęcia pracy.

Sprostowania

Ludzie lubią sobie poplotkować. Być może wynika to z tego, iż lato – jak na razie – mamy niezbyt udane Pojawiają się więc liczne informacje, które z prawdą maja niewiele wspólnego lub też zgoła nic.

Taką „informacją” jest krążąca plotka o wstąpieniu „Bukietowej” w szeregi Platformy Obywatelskiej. Postanowiłem sprawdzić tę „informację” u źródeł.
Na czele struktury gminnej górowskiej PO stoi Marek Biernacki. Pytany o potencjalną przynależność „Bukietowej” do jego partii Marek Biernacki nie udzielił odpowiedzi. Zatrząsł się ze śmiechu, zakrztusił, zaniósł głośnym śmiechem, łzy potoczyły się mu po policzkach, następnie zsiniał i padł w stanie półomdlenia na wersalkę. Ponieważ radny Marek Biernacki wkrótce stanie się najszczęśliwszym mężem pod wszystkimi gwiazdami, w obawie o jego zdrowie, a nawet życie, zaprzestałem dalszego drążenia tematu.
Pragnąc jednak dojść prawdy zwróciłem się z tym samym pytaniem do szefa struktur powiatowych PO – Piotra Wołowicza.
Piotr Wołowicz stwierdził, iż „Bukietowa”: „nie jest członkiem PO i w dającej się przewidzieć przyszłości nim nie będzie. Na terenie powiatu górowskiego jest jedna Platforma więc o przynależności Beaty Pony do tej parii trudno mówić. O tym, kto będzie członkiem górowskiej PO decydują tutejsze struktury partii”.

W ten sposób rozwiewają się plotki o przynależności „Bukietowej” do PO. Dziwne zresztą byłoby, gdyby PO przyjęła „Bukietową” w swoje szeregi. „Spad owocowy” po pewnej zdechłej partii jest im absolutnie niepotrzebny. Ba! Stanowiłby nawet obciążenie, bo osoba „Bukietowej” raczej odstraszy wyborców niż ich przyciągnie. Należała do obciachowej „partii”, z której zrezygnowała, gdy ta zaczęła zalatywać formaliną z kostnicy. Trudno też przypuszczać, iż w potencjalnym wianie wniesie intelekt, bo jak mówi stare przysłowie: „jaki koń jest – każdy widzi”.
Tak więc można spać spokojnie, bo chłopcy z PO jeszcze nie powariowali, by w swoje szeregi wciągać elementy rozkładowe i mocno politycznie podupadłe.

Nie jest również prawdą, iż Komisja Rewizyjna Rady Powiatu nie zajmuje się zasadnością wniosku grupy radnych o odwołanie „Bukietowej”. Zajmuje, jak najbardziej zajmuje! Z nieoficjalnych źródeł można się dowiedzieć, iż wniosek grupy radnych o pozbycie się „Bukietowej” jest – wg Komisji Rewizyjnej – zasadny. Komisja zgadza się, iż „Bukietowa” i kierowany przez nią Zarząd Powiatu poprzez nieprzemyślane decyzje doprowadzili do dewastacji budżetu z tytułu podniesienia wartości 1 punktu do 9 zł. Jak wyliczono z tego tytułu za I kwartał wydatki Starostwa wzrosną o 250 tys. zł.
Komisja Rewizyjna wykazuje również na zaniechania ze strony „Bukietowej” i kierowanego przez nią Zarządu, które doprowadziły do likwidacji wydziału zamiejscowego sądu w Górze. Trzeba dodać, iż szczególną wściekłość mieszkańców powiatu wywołała likwidacja ksiąg wieczystych. Ludzie są wściekli, iż muszą tracić czas i pieniądze na dojazd do Głogowa, i to często wielokrotnie w jednej sprawie. Poziom adrenaliny rośnie im przy tym niebezpiecznie.

Nie jest też prawdą, iż wicestarosta Tadeusz Birecki pozostanie bez pracy po odwołaniu Zarządu. Wicestarosta od maja ubiegłego roku ma prawo do emerytury. Tak, że wszelkie utyskiwania i ronienie krokodylich łez, iż nie będzie miał z czego żyć, są bezpodstawne. Dzięki odejściu wicestarosty na emeryturę będzie można przyczynić się do zmniejszenia bezrobocia na terenie naszego powiatu.
Po tych sprostowaniach można wymyślać nowe „wiarygodne informacje”.

środa, 8 lipca 2009

W walce z arogancją władzy

Pracownicy LO twardo upomnieli się o swoje. Dzisiaj do Sądu Rejonowego w Głogowie (IV Wydział Pracy) wysłano pozwy. Pracownicy LO pozywają w nich LO w Górze w dwóch sprawach.
Sprawa pierwsza.
W pozwie czytamy, iż pracownicy domagają się:

"1. unieważnienia angażu do umowy o pracę podpisanego w dniu 1 lipca 2009 roku, ustanawiającego płacę zasadniczą od dnia 1.04.2009 r.
2. ustalenia, że nowa stawka płacy zasadniczej, zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów powinna być wywiedziona z płacy zasadniczej z uwzględnieniem uchwały Rady Powiatu z dnia 18 marca 2009 r (jest to uchwała, o której pisałem Państwu wczoraj),
3. nieobciążania kosztami postępowania sądowego.
"

W uzasadnieniu czytamy: „W dniu 1 lipca 2009 r. dyrektor Liceum poprosiła nas pracowników niepedagogicznych na spotkanie, na którym poinformowała nas, że osoby, które do godziny 15,00 nie złożą podpisanych nowych angaży do umowy o pracę, to jeszcze w tym samym dniu zostaną każdemu z nas, imiennie, wręczone wypowiedzenia z zachowaniem okresu wypowiedzenia warunków umowy o pracę. Na naszą prośbę o udzielenie czasu do namysłu, usłyszeliśmy, że nic z tego; albo podpisujemy albo szykujemy się do zwolnienia z pracy”.

Pracownicy LO tak motywują swój barak zgody na nowe angaże: „Przyjęcie nowych warunków płacy, którą pod naciskiem przyjęłam/przyjąłem powoduje w moim przypadku utratę kwoty … (w tym miejscu pracownicy wstawiają różne sumy: od ponad 500 zł miesięcznie do 800 zł). Postawiony pod silny naciskiem i presją ze strony dyrekcji, w obawie o utratę pracy podpisałem przesłany mi dokument."

W konkluzji pozwu czytamy: „Wnoszę zatem o unieważnienia złożonego w dniu 1.07.2009 r., oświadczenia woli, jako sporządzonego pod przymusem”.

Drugi pozew skierowany przeciwko LO przez pracowników dotyczy: „wyrównania wynagrodzenia za okres od 1.01.2009 r., wraz z odsetkami liczonymi od dnia 18.03.2009 r.”

Jak Państwo wiedzą nikt jeszcze nie otrzymał pieniędzy, które przysługują mu z tytułu uchwał Rady Powiatu podjętych 18 marca 2009 roku.
Finał sprawy rozegra się w sądzie, bo pracownicy mają dość oczekiwania i bierności ze strony Zarządu Powiatu. Walczą o swoje, i robią słusznie. Zachowanie Zarządu to objaw typowej arogancji władzy. Jeżeli potwierdzi się fakt, iż dyrektorka Liceum wywierała na swoich podwładnych brutalny nacisk, by podpisali oni niekorzystne dla siebie angaże, to sprawa robi się bardzo nieprzyjemna.

Pracownicy nie zostali pozostawieni sami sobie. Oprócz pomocy ze strony Związku Nauczycielstwa Polskiego wsparcie przyszło też ze strony NSZZ „Solidarność”. Na wieść, iż dyrektorka LO wywierała na pracowników niedozwolony nacisk „Solidarność” wystosowała pismo do Państwowej Inspekcji Pracy z prośbą o zbadanie tej sprawy.

Na prośbę „Solidarności” informują, iż w tutejszym biurze, które mieści się w starej przychodni (A. Polskiej 8) można otrzymać bezpłatną pomoc prawną w zakresie spraw związanych z prawem pracy. Biuro czynne jest w wtorki (12 – 16), czwartki (13 – 17). W sprawach nagłych można dzwonić pod numer 665 494 815. Jeżeli ktoś z Państwa, którzy nie otrzymali jeszcze należnych pieniędzy chciałby wnieść pozew NSZZ „Solidarność” pomoże. Nie trzeba przy tym być członkiem związku.

wtorek, 7 lipca 2009

Dziś oni Was po rogach - jutro Wy ich

Najbardziej bulwersująca sprawę, jaką żyje kilkudziesięciu pracowników Starostwa Powiatowego w Górze i nie tylko, jest niezrealizowanie uchwał Rady Powiatu z dnia 18 marca br.
Pierwsza uchwała dotyczy określenia wysokości najniższego wynagrodzenia zasadniczego oraz wartości jednego punktu w tabeli miesięcznych stawek wynagrodzenia zasadniczego dla pracowników, którzy nie są nauczycielami zatrudnionymi w szkołach i placówkach prowadzonych przez nasz powiat.

Druga uchwała dotyczy określenia wysokości najniższego wynagrodzenia dla pracowników zatrudnionych w jednostkach organizacyjnych powiatu górowskiego.
Sprawa rozbija się o sławne już 9 złotych za 1 punkt. Dla bardzo słabo opłacanych pracowników realizacja tych uchwał, które weszły od 1 stycznia 2009 roku niesie z sobą niezły zastrzyk finansowy. Większość z nich dotychczas otrzymywała za 1 punkt 3,70 zł. Jeżeli ktoś miał np. 100 punktów w swojej grupie zaszeregowania, to jak łatwo policzyć weźmie kilka stówek. A pecunia non olet. Wszyscy pracownicy (kilkadziesiąt osób) od dawna z utęsknieniem oczekują na wyrównanie, ale doczekać się go nie mogą.

W jednej z placówek podległych Starostwu Powiatowemu zniecierpliwienie pracowników sięgnęło ostateczności. Twardo szykują się do wystąpienia na drogę sądową, by otrzymać wyrównanie. Wstyd dla nas jak jasna cholera.
Z tymi ludźmi nikt nie rozmawia, nikt z urzędującej władzy nie raczy im wyjaśnić powodów zwłoki. Dochodzą za to słuchy o naciskach czynionych przez jednego z dyrektorów placówki oświatowej, by pracownicy tam zatrudnieni przestali domagać się tego, co w ich przekonaniu im się należy.

Narodziło się pytanie: Czy rzeczywiście podwyżki te się należą? Problem dotyczy interpretacji przepisów. Radczyni prawna zatrudniona w Starostwie stwierdza w opinii prawnej, iż uchwała (przynajmniej w stosunku do pracowników nie będących nauczycielami) jest martwa i kasa się im nie należy.

Pracownicy dysponują opinią prawną, którą przygotował radca prawny ZNP we Wrocławiu. Z opinii tej wynika, iż pieniądze się im jak najbardziej należą.
Zarząd zwrócił się do nadzoru prawnego wojewody o wydanie decyzji w tej sprawie, która stanie się wiążąca.

Jak poinformował mnie w dniu dzisiejszym radny Kazimierz Bogucki, który zainteresował się tą sprawą, nadzór prawny wojewody szykuje taką opinię. Jest ona gotowa. Oczekuje jedynie na podpis osoby upoważnionej do jej podpisania. W tej chwili nie jest jeszcze znana treść tej opinii. Wszystko wskazuje jednak na to, iż poznamy ją w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin.

Cała ta sytuacja jest dziwna. Zarząd Powiatu w styczniu przyjął projekty tych uchwał. To Zarząd podjął decyzję o podwyższeniu wartości jednego punktu do 9 zł. Podczas sesji Rady Powiatu żaden z członków Zarządu nie raczył poinformować – a raczej się przyznać – do autorstwa wartości 1 punktu. Dziecinada kompletna. A ludzie czekają na to kiedy też władza, która ich reprezentuje, i którą oni wybierali, raczy im coś wyjaśnić. Władza nie raczy – bo taki jej wątpliwy na psa urok – a pracownikom żyjącym za grosze nie raczy się powiedzieć co i jak w tej sprawie zrobiono.

W zasadzie jestem to w stanie zrozumieć, bo punkt widzenia zależy od zawartości portfela. Taka „Bukietowa” na ten przykład w roku 2008 zarobiła ok. 150 tysięcy (ok. 12 tys. miesięcznie). Wicestarosta Tadeusz Birecki wyciągnął w ubiegłym roku ok. 100 tys. zł (ponad 8 tys. miesięcznie). Ojciec koalicji – Władysław Stanisławski też ubiegły roku może uznać za udany. Zarobił ponad 153 tys. zł (12,5 tys. miesięcznie). Zresztą nawiasem mówiąc płaca pana prezesa PSS „Społem” wzrosła ze 101 tys w roku 2006 do 138 tys. w roku ubiegłym. Trzeba przyznać, że to niezła dynamika. No, ale jak wszyscy znamy prezesa, to i pracownicy nie mogą zapewne narzekać. Władysław Stanisławski, jako prezes dbający o swoją firmę i ludzi w niej zatrudnionych, z całą pewnością zadbał również o wzrost ich wynagrodzeń.

Wróćmy jednak do tematu. Jak już pisałem istnieje zależność pomiędzy punktem widzenia a zawartością portfela. Ta zależność skutkuje innym oglądem świata przez tych z nabuchanymi portfelami i tych z bardzo chudymi. W efekcie następuje zjawisko olewania mało możnych i ignorowania ich żądań.

Niezamożnym pozostaje więc w roku wyborczym 2010 zignorować samorządowych krezusów. To ich nieco odchudzi chociażby z diet radnych.

sobota, 4 lipca 2009

Niech mielą młyny sprawiedliwości!

Kości zostały rzucone! W dniu dzisiejszym skierowałem do Prokuratury Rejonowej w Głogowie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 231, par. 1 Kodeksu karnego.
Zrobiłem to nie przez złośliwość, ale w przekonaniu, żer nawet tak wybitny człowiek jak nasz umiłowany Przewodniczący popełnioa błędy. My, maluczcy, zawsze za nie płacimy. Niech raz zapłaci i gruba ryba.

Prokuratura
Rejonowa w Głogowie


Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 231§ 1 kodeksu karnego.



Informuję Prokuraturę Rejonową, iż Przewodniczący Rady Powiatu w Górze – Władysław Stanisławski, działając wbrew przepisom ustawy o samorządzie powiatowym, uniemożliwił radnej Rady Powiatu w Górze – Grażynie Zygan – Zeid sprawowanie funkcji radnej.
Przewodniczący Rady Powiatu nadużył przysługujących mu uprawnień i pozbawił radnej Grażyny Zygan – Zeid przysługującej jej diety za miesiąc maj i czerwiec 2009 r., z tytułu pełnienia funkcji radnej.
Przewodniczący Rady Powiatu – Władysław Stanisławski – wydał również polecenie niedostarczania radnej Grażynie Zygan – Zeid materiałów na sesje Rady Powiatu.
Przewodniczący Rady Powiatu Władysław Stanisławski polecił również usunąć z sali obrad identyfikator radnej, który znajdował się w miejscu zajmowanym przez radną Grażynę Zygan – Zeid.
Podczas sesji Rady Powiatu, która odbyła się 16 czerwca 2009 roku na polecenie Przewodniczącego Rady Powiatu Władysława Stanisławskiego radna Grażyna Zygan – Zeid nie została wpisana na listę obecności radnych. Fakt ten spowodował, iż radna Grażyna Zygan – Zeid nie mogła wziąć udziału w głosowaniach.
Przewodniczący Rady Powiatu Władysław Stanisławski uniemożliwił radnej Grażynie Zygan – Zeid wykonywanie jej obowiązków pomimo trwającego do dnia dzisiejszego postępowania wyjaśniającego toczącego się przed nadzorem prawnym wojewody dolnośląskiego. Opisane postępowanie Przewodniczącego Rady Powiatu nie napotkało akceptacji nadzoru prawnego wojewody, który w przesłanym piśmie nakazuje Przewodniczącemu Rady Powiatu Władysławowi Stanisławskiemu traktowanie Grażyny Zygan – Zeid, jako radnej.
Wobec powyższego proszę o wszczęcie niezbędnych kroków celem wyjaśnienie zaistniałej sytuacji.

/Robert Mazulewicz/

Parking czy widmo?

Każdy z posiadaczy samochodu zna problemy ze znalezieniem miejsca na zaparkowanie pod Starostwem Powiatowym czy też UMiG. W niektóre dni graniczy to z cudem. Samochodów przybywa, ale miejsc parkingowych nie.

Dzięki temu nasza nieoceniona Straż Miejska ma tam niezłe łowisko. Prawda, że w sieć wpadają tylko płotki, bo grube, urzędujące ryby, mają wyznaczone miejsca do parkowania a los szaraczków obchodzi ich najmniej.

Nasza nieoceniona pani burmistrz dojrzała – z wysokości I piętra swojego gabinetu - ten problem i postanowiła wyjść naprzeciw niedogodnościom petentów przybywających do obu urzędów. Na jednej z sesji Rady Miejskiej poinformowała radnych, iż wraz ze Starostwem Powiatowym zbuduje parking. Znaleziono odpowiedni teren, którym jest działka położona naprzeciwko budynku Starostwa. Miejsce to porośnięte jest przez iglaki i inną bliżej nieokreśloną roślinność. Działka ta nosi numer 1028/20 i jest własnością Starostwa.

Nie jest to duży teren i marzenia o parkingu rozwiązującym wszystkie problemy z parkowaniem można porzucić. Nie mniej kilkanaście samochodów tam śmiało może parkować.

Decyzję pani burmistrz ogłoszono. Ogłoszono i dalej nic się nie działo.
Czytając protokoły z posiedzeń naszego nieocenionego wprost Zarządu natrafiłem na enigmatyczną notatkę dotyczącą fragmentu tej działki. Zarząd postanowił wyrazić zgodę na sprzedaż ok. 60 m kwadratowych tejże działki. Z zapisu tego nie wynika, komu i na co.

Fakt ten budzi zdziwienie, gdyż pomniejszenie tej działki w znaczący sposób zmniejsza miejsce do parkowania. Równocześnie nie jest jasne czy nabywca tych 60 m kw. będzie uszczęśliwiony obecnością parkingu u swoich granic.

Trzeba też dodać, iż Zarząd Powiatu nie o0bradował jeszcze nad budową parkingu w tym miejscu. Nie ma w tym nic dziwnego, bo Zarząd Powiatu jest ostatnim ciałem, które by twórczo obradowało. W tym składzie (autorstwa Władysława Stanisławskiego) ciało owo wymyślić niczego twórczego nie potrafił i nic nie wskazuje, że potrafi. Zarząd jednak jest dzieckiem Przezacnego Przewodniczącego i może sobie na to pozwolić. Dopóki cieszy się nieograniczonym zaufaniem i kredytem Boba Budowniczego mogą członkowie Zarządu pobierać dietę i markować, że coś robią.

Szkoda tylko, że Zarząd robi na złość nam wszystkim. Nadweręża zaufanie do burmistrz Ireny Krzyszkiewicz, która obiecała parking a nie jego nędzną namiastkę i nie próbuje rozwiązać bardzo dokuczliwego dla mieszkańców problemu. To świadczy o szacunku członków tegoż gremium do społeczeństwa, o którego interesy ma dbać.
Zarząd (z namaszczenie Władysława Stanisławskiego) dba jedynie o własne interesy i portfele. Acha! Dba jeszcze o wpływy do kasy miejskiej z tytułu nałożonych przez Straż Miejską mandatów za niezgodne z prawem parkowanie.

czwartek, 2 lipca 2009

Spokojnie

Pogoda coraz bardziej zaczyna przypominać tę z roku 1997 kiedy to nawiedziła nasze – i nie tylko – województwo “wielka woda”. Czy na dzień dzisiejszy mamy powody do obaw?
W Starostwie Powiatowym istnieje komórka pod nazwą: Powiatowe Centrum Zarządzania Kryzysowego. Do jej to obowiązków, m.in., należy obserwacja potencjalnych zagrożeń, które mogą wyniknąć z różnych klęsk żywiołowych. PCZK pracuje w składzie: Szef – Tadeusz Juska, Ryszard Olucha i Stanisław Jabłoński. Panowie ci monitoruja na bieżąco sytuację na terenie naszego powiatu, by w porę – w razie niebezpieczeństwa – podjąć kroki zapobiegawcze.
Powróćmy jednak do pytania o zagrożenie powodziowe. Na dzień dzisiejszy nie ma powodów do obaw. Poniższa tabelka pokazuje stany wody od 15 czerwca do 1 lipca na rzece Odrze. Pomiaru dokonuje się w Ścinawie.

Należy się wyjaśnienie. To, że znacznie przekroczony jest “stan alarmowy” na Odrze nie oznacza, iż trzeba się pakować, ładować worki z piaskiem, dmuchać pontony i robić zakupy suchego prowiantu. Wg Ryszarad Oluchy – nie ma najmniejszych powodów do paniki. Spać mozna spokojnie i należycie wykonywać swoje obowiązki małżeńskie (a cóż to Państwo się tak wykrzywili?!).
Problem zaczyna się u nas od poziomu 600 mm na Odrze. Nie oznacza to powodzi, ale zmusza do zwiększonej czujności i myślenia o naszym bezpieczeństwie.
Codziennie dokonuje się pomiarów poziomu wody w rzekach. Na dzień dzisiejszy ani Odra, ani też Barycz nie stwarzają żadnego zagrożenia.
Mamy, i mieli będziemy, sytuacje nieprzyjemne i denerwujące. Sptkaliśmy się, i jeszcze niestety spotkamy, z lokalnymi podtopieniami. I ani Odra czy też Barycz nie są ich przyczyną.
Niepokój pracowników PCZK wzbudzają nasze lokalne cieki wodne. Dwa z nich ukryte są na codzień przed naszym wzrokiem i rzadko o nich myślimy. Mowa tu o zakrytych rowach przebiegających pod pwierzchnią ul. Dworcowej i Starogórskiej. Odprowadzanie z nich nadmiaru wody jest utrudnione ze względu na zanieczyszczenie ich odpływów. Odpływy te zanieczyszcza stale i konsekwentnie odmiana człowieka zwanego “pustak bezmózgowy”. Osobniki te sądza, że rowy są idealnym miejscem na śmieci. Czegoż tam nie znajdziemy?! Opony, plastikowe części od samochodów, stare ubrania, śmieci z domowego ogniska, zbędne części wyposażenia mieszkań. Wszystko to utrudnia lub całkowicie uniemożliwia swobodny przepływ wody, która nie mając innego ujścia rozlewa się w najbardziej nieodpowiednich do tego miejscach (piwnice, drogi, podwórka). a pretensje podtopieni kierują do służb komunalnych. Faktem też jest, iż nie nadążamy z koszeniem i konserwacją rowów, bo duża część sił i środków idzie na sprzątanie po “pustakach bezmózgowych”.
Nie tylko codzienne monitorowanie poziomu wód pozwala pracownikom PCZK na przewidywanie i przygotowanie się na różne niespodzianki, których nie szczędzi nam matka natura.
Dzięki uprzejmosci panów z PCZK przedstawiam Państwu prognozę pogody, którą otrzymuja oni, by mniej więcej wiedzieć, co moga nam przynieść najblizsze godziny.
Komunikat meteorologiczny

Data i godzina wydania: 30.06.2009 godz. 19:00
Nazwa biura: Biuro Prognoz Meteorologicznych Wrocław
Status: stan alarmu meteorologicznego
KOMUNIKAT METEOROLOGICZNY Nr 5
Odniesienie: dotyczy ostrzeżenia nr 54 wydanego 30.06.2009 o godz. 11:45
Zjawisko: silne burze z gradem
Obszar: dolnośląskie
Przebieg: burze występują na północy powiatów: Bolesławiec, Polkowice, Głogów, Góra oraz lokalnie na południu wojweództwa,w powiatach Wałbrzych i Kłodzko.
Szacowane na podstawie danych radarowych natężenie opadów
wynosi od 5 do 20 mm/h.
Na stacjach automatycznych najwyższe sumy godzinowe opadówb o godz. 18:00 wynosiły: Bardo - 17 mm, Osetno - 14 mm,Srebrna Góra - 9 mm.
Prognoza: komórki burzowe bardzo powoli przemieszczają się
na zachód i północny-zachód.
Uwagi: komunikat przygotowano na podstawie danych telemetrycznych
i obserwacji systemów detekcji atmosfery.
Loka! lnie zjawiska mogą mieć inny przebieg niż opisany.
Dyżurny synoptyk: Piotr Mańczak

środa, 1 lipca 2009

Już za rok matura

30 czerwca maturzyści otrzymali swoje upragnione świadectwa maturalne, które – podobno – oznaczają wejście w dorosłość. Na terenie Góry mamy trzy placówki oświatowe, w których młodzież – i nie tylko – może zdobyć tę przepustkę do “dorosłości” (eufemizm godny zastanowienia) lub prościej: do podjęcia studiów.

Do matury w górowskich wszystkich szkołach średnich przystąpiło 338 uczniów. Egzamin maturalny zdało 268 (79,3%).

Najwięcej maturzystów było w Liceum Ogólnokształcącym – 207. Spośród nich maturę uzyskało 178 osób (zdawalność na poziomie 86%). W skali województwa dolnośląskiego zdawalność matury w liceach ogólnokształcących wyniosła 88,9%, a w kraju – 89%.

W Zespole Szkół do matury przystąpiło 114 uczniów. Trzeba pamiętać, iż w tej szkole młodzież uczy się w technikach i liceach profilowanych.

Zespół Szkół osiągnął bardzo dobry wynik w zdawalności matury dla technikum. Do egzaminu przystąpiło 90 uczniów a zdało 67 (74,4%). Średnia dla naszego województwa, dla tego typu szkół, wyniosła 68%, dla kraju 67%).

W liceach profilowanych, które prowadzi również Zespół Szkół, do matury przystąpiło 24 uczniów. Egzamin zdało 11 (45,8%). Średnia dla Dolnego Śląska wynosi 59,8%; dla Polski – 69%.

W Centrum Kształcenia Ustawicznego i Praktycznego maturę zdobywają te osoby, które z przeróżnnych względów nie zdobyły jej wcześniej a mają ambicje dalszego kaształcenia. Trzeba tu przypomnieć, iż szkoła ta istnieje od 2004 roku. Adresowana jest dla osób pracujących i niepracujących, które chcą podnieść poziom swojego wykształcenia. Nauka jest bezpłatna.

W tym roku do matury podeszło tam 17 uczniów. Zdało ją 12. Daje to zdawalność na poziomie 70,6%. Jest to bardzo dobry wynik. W skali województwa wskaźnik ten wynosi 44,9% a kraju – 31%. W dotychczasowj, krótkiej historii tej szkoły, jest to najlepszy wynik. Daje on tej placówce 4 miejsce na Dolnym Śląsku.

Kształcenie dorosłych – a szczególnie namówienie ich do zdawania matury – jest zadaniem bardzo trudnym. Była drektorka CKUiP Teresa Frączkiewicz wspomina do dnia dziesiejszego panią, która nie chciała przyjść na maturę, bo nie wierzyła we własne siły. Dopiero siła perswazji byłej dyrektorki przekonała maturzystkę, że warto spróbować. Przybyła, przeczytała, napisała – zdała! Słowa byłej dyrektorki potwierdza obecny dyrektor CKUiP – Krzysztof Mielczarek, który zachęca na różne sposby (nie bije!) swoich uczniów do zdawania matury. Mówi o blokadzie psychicznej i stresie, który buduje niewiarę we własne możliwości jego dorosłych uczniów.
Warto wiedzieć, iż w tej bezpłatnej szkole od roku 2005 do dnia dzisiejszego maturę uzyskało 35 uczniów.

Prezes z półwyższym wylany!

Na blogu Marla Zagrobelnego możemy przeczytać informację o pozbyciu się prezesa - z półwyższym ! - Jerzego Żywickiego. To bardzo dobrze! Znakomicie! Cudownie! Odspawali go od fotela. A taki był do niego przywiązany! A tu rach - ciach i fotelik odjechał. W siną dal!
Oto tekst z bloga Marka Zagrobelnego, który uczestniczył w tym wiekopomnym wydarzeniu.

W poniedziałek i wtorek – 29 i 30 czerwca 2009 r. – wspólnymi siłami Walne Zgromadzenie odwołało poszczególnych członków zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej „Wspólny Dom” w Górze oraz Prezesa Jerzego Żywickiego! Odwołanie było skutkiem nieudzielenia absolutorium całemu zarządowi za 2008 rok. Za nieudzieleniem absolutorium członkowi zarządu Franciszkowi Bogdanowiczowi w sumie na dwóch częściach Walnego Zgromadzenia głosowało 97 uprawnionych przeciw 22; członkowi zarządu Józefowi Stojanowskiemu 96 uprawnionych przeciw 23; Prezesowi Jerzemu Żywickiemu 93 uprawnionych przeciw 26. Na zakończenie trwających ponad 8 godzin poszczególnych części Walnego, z sali padł pisemny wniosek o odwołanie zarządu w związku z nieudzieleniem absolutorium. Wniosek poparło w sumie 80 uprawnionych, przeciw było 19 osób. Podczas dwóch części Walnego wybrano również nową Radę Nadzorczą, w której skład weszły wszystkie osoby wystawione przez Grupę Na Rzecz Obrony Praw Członków. Tym samym kilkumiesięczna praca kilkunastu osób nie poszła na marne. Zmobilizowano w ostatnim czasie ogromną rzeszę zwykłych członków spółdzielni, którzy na Walnym Zgromadzeniu sprzeciwili m.in. podwyżce czynszów wprowadzonej przez dotychczasowy zarząd. Skład nowej Rady Nadzorczej: Grzegorz Oberg, Stanisław Trzósło, Leszek Obiegły, Grażyna Jarząb, Barbara Zalesińska, Andrzej Patronowski, Henryk Rzeszut, Dorota Szumczyk, Teresa Małyszczyk. Od 1 lipca Spółdzielnia Mieszkaniowa „Wspólny Dom” w Górze funkcjonuje w nowej, barwniejszej rzeczywistości. Układ jaki przez kilkanaście lat stworzył w niej ustępujący Prezes Jerzy Żywicki przestaje powoli istnieć i będzie zastępowany przez uczciwość i normalność. Serdeczne gratulacje dla wszystkich członków spółdzielni!