Wczoraj obradowała Komisja Finansów, Budżetu i Gospodarki. Członkowie komisji, obradującej pod przewodnictwem radnego Pawła Niedźwiedzia, opiniowali zmiany w budżecie oraz jego wykonanie za I półrocze 2009 r. O retuszach w powiatowym budżecie napiszę jutro.
Wczorajsze posiedzenie zdominowane zostało przez dwa tematy.
Pierwszym była sprawa zwrotu pieniędzy wydanych na nielegalny – jak to orzekł głogowski sąd – „Biuletyn Regionalny”. Przypominam, iż w swoim czasie istniało Stowarzyszenie „Gminna Szkoła Reymontowska”, które zwróciło się do Zarządu Powiatu z wnioskiem o dofinansowanie wydawanego przez siebie „Biuletynu Regionalnego”. Zarząd Powiatu przyznał środki w wysokości 2000 zł plus 22%VAT. Jak Państwo widzą, dofinansowanie było dość hojne, ale nie bez powodu. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, iż szefowała temuż Stowarzyszeniu „Bukietowa”, i jednocześnie głosowała onaż jako starościna - za udzieleniem tego sytego wsparcia.
Tuba pewnej zdechłej partii, której „Bukietowa” była członkiem całą gębą, wychodziła do czasu, aż zainteresowałem tym problemem grupę radnych. Potem był prokurator, wyrok i uznanie, że wydawnictwo to było jednak nielegalne.
Radnego Kazimierza Boguckiego zainteresował problem zwrotu pobranego dofinansowania. I nie ma się, co dziwić. W sytuacji, kiedy budżet powiatu jest dziurawy, jak sito, liczy się każda złotówka. Obecna na posiedzeniu komisji „Bukietowa” próbowała się odciąć. Zaczęła snuć jakieś opowieści, iż radny Bogucki był współwłaścicielem gazety przed wieloma laty i w tej gazecie coś ponoć nie grało. Radny patrzył na nią w osłupieniu, bo jest proszę Państwa, gdzieś górna granica wygadywania niedorzeczności.
Dyskusję na właściwe tory sprowadzić próbował radny Marek Hołtra, który stwierdził, iż pieniądze muszą wrócić do naszej samorządowej kasy.
Tu ponownie w specyficzny dla siebie sposób ripostowała „Bukietowa”. Jej argument był rozkładający. Stwierdziła, iż „pan też był nielegalnie dyrektorem Szpitala”. Wesołość ogarnęła wszystkich obecnych na sali. I już wówczas można było zauważyć, że rozpoczął się program pt.: „Właśnie leci kabarecik”, którego szef komisji, Paweł Niedźwiedź, nie przewidział w programie.
Nie mniej członkowie komisji nadal wytrwale poszukiwali wyjścia z sytuacji. „Biuletyn” sąd uznał za nielegalny a więc i konsekwencje tego wyroku być muszą, co jest jasne dla każdego, z wyjątkiem „Bukietowej” oczywiście.
Radny Bogucki postulował, by uniknąć ostateczności, jaką byłoby kierowanie sprawy do sądu. Sugerował, iż może pieniądze powinni zwrócić członkowie Zarządu, którzy głosowali za udzieleniem dofinansowania. „Bukietowa” tego wątku nie podjęła. Radny Hołtra stwierdził, iż taki gest ze strony członków Zarządy miałby wymiar honorowy. „Bukietowa” tegoż wątku również nie złapał.
Do dyskusji włączył się Przewodniczący Władysław Stanisławski. Sprawę próbował załatwić koncyliacyjnie. Zaproponował, by zwrócić się do niezależnej kancelarii prawnej, która oceni, czy roszczenia dotyczące zwrotu pobranych przez Stowarzyszenie "Gminna Szkoła Reymontowska" środków na „Biuletyn” są zasadne.
I wtedy zrobiło się wprost komicznie. Zaczęto rozważać, kto ma wydać taką opinię. Władysław Stanisławski odrzucił sugestię radnego Hołtry, by o wydanie takiej opinii poprosić radcę pracującego w naszej gminie i dość przekonywująco to uzasadnił. Delikatnie odrzucił też pomysł, by zrobili to radcy zatrudnieni w Starostwie Powiatowym, gdyż: „trudno wymagać proszę Państwa, by wydali opinię na niekorzyść pracodawcy”. W tym miejscu należy przyznać rację Przewodniczącemu, który z całą jaskrawością wyznał rzecz znaną, chociaż bardzo ukrywaną, iż radcy prawni nie służą prawu, ale płatnikowi. Mówiąc prościej - mamonie. Nawiasem mówiąc jest z tego więcej kłopotów niż pożytku, o czym nie raz Państwu pisałem.
Koniec końców stanęło na tym, iż radny Niedźwiedź sporządzi pismo do Zarządu, by ten zwrócił się do sądu o odpis wyroku i klauzulę jego wykonalności. Znając jednak niechętny stosunek „Bukietowej” do pozytywnego rozstrzygnięcia tej sprawy, zobowiązano radnego Niedźwiedzia do umieszczenia w piśmie do Zarządu słowa: „niezwłocznie”. Jest to przy okazji test na znajomość znaczenia słów przez „Bukietową”. Zobaczymy, jak zda ten trudny egzamin. Zresztą, dla niej każdy egzamin jest za trudny, bo przy zdawaniu egzaminu trzeba uruchomić szare komórki. A jak wiadomo: „z pustego i Salomon nie naleje”.
Po zakończeniu tematu zwrotu nieprawnie pobranej kasy nastąpiła druga odsłona kabareciku. Rozpoczął ją radny Paweł Niedźwiedź, który zadał „Bukietowej” pytanie, dlaczego wbrew opinii komisji, nie przesunięto któregoś z pracowników Starostwa do pracy w Wydziale Komunikacji, ale zatrudniono nową osobę. Radny Niedźwiedź nawiązał tu do konkursu na odsadę stanowiska, który wygrała córka radnego Jana Bondziora.
„Bukietowa” nakazała wezwać dyrektora Wydziału Komunikacji - Andrzeja Rogalę, - by ten udzielił stosownych wyjaśnień. Już sam ten fakt wbił w osłupienie członków komisji. Wszak, to nie dyrektor Rogala decyduje o organizowaniu konkursu, ale Zarząd, którego członkiem nie jest. Dyrektor Rogala przyszedł i rozpoczął się żmudny proces wyjaśniana. Radni wysłuchać musieli opowieści o ciężkiej pracy Wydziału Komunikacji. Dowiedzieliśmy się, iż dwa razy w roku on, dyrektor, w trudzie, pocie i znoju, musi sprawdzać stan nawierzchni dróg powiatowych i gminnych o łącznej długości ok. 500 km. Dyrektor wspomniał też o licznych kontrolach, które stwierdziły: „zausterkowanie” stacji obsługi technicznej samochodów, które Wydział Komunikacji nadzoruje. Być może coś pokręciłem, ale mowa dyrektora pozostawiała wiele do życzenia pod względem składni i precyzji przekazywanych informacji. Można rzec, że była również: „zausterkowana”. Mówił dość długo, ale oczywiście nie na temat, który interesował radnych. Po jego „zausterkowanej” mowie radni przystąpili do rozwiewania tej zasłony dymnej, którą dyrektor z takim oddaniem owiał konkurs.
Rozpoczęła się żmudna faza oddymiania. Radny Hołtra spytał się o powód, dla którego w lipcu unieważniono konkurs na to stanowisko. W odpowiedzi usłyszał od dyrektora Rogali, iż miało wejść rozporządzenie dotyczące kwalifikacji pracowników obejmujących funkcję: „administrator ds. przedsiębiorczości gospodarczej koncesjonowanej”, które objęte było konkursem. Nie weszło, więc konkurs unieważniono i odbył się on dopiero teraz. Na moje pytanie o numer tego rozporządzenie i datę jego wydania dyrektora Rogala oznajmił, iż: "jeszcze nie weszło, bo na razie jest to projekt." Zaczęła się robić beczka śmiechu. Na pytanie, dlaczego nie przesunięto któregoś z pracowników Starostwa usłyszeliśmy odpowiedź, iż „analizowano takie wyjście, ale nikogo nie znaleziono”. Pracownicy, którzy brani byli pod uwagę są „nierozwojowi”, gdyż zbliżają się do wieku emerytalnego – stwierdziła „Bukietowa”, i nie mają odpowiednich kwalifikacji, dodała.
W tym miejscu pozwoliłem sobie zadać pytanie o kwalifikacje córki radnego Bondziora. W odpowiedzi usłyszałem, iż ma wykształcenie: „wyższe”. Ponieważ odpowiedź uznałem za mało wyczerpującą spytałem o kierunek wykształcenia. Dyrektor Rogala odpowiedział, że: „administracyjne”. I wiecie Państwo co? Jak on udzielał mi tej odpowiedzi, to wiedziałem, iż jest ona „zausterkowana” zwykłym, pospolitym, mało finezyjnym, chamskim i prostackim kłamstwem. Ponieważ jednak pod ręką nie miałem dowodu dzielnie musiałem przełknąć kłamstwo kłamczucha. Pomyślałem sobie jednak: „czekaj, kurwa! – przyjdzie na ciebie czas, jak na kota mróz”. I przyszedł! – ale o tym później.
Oddymianie kontynuował radny Hołtra. Z uśmiechem na ustach zapytał „Bukietową” o liczbę pracowników, którzy w tym roku przyjęci zostali do pracy w Starostwie. „Nie pamiętam dokładnie” – wypuściła kłąb dymu „Bukietowa” – ale chyba dwóch”. Twarz radnego Hołtry rozpromieniała niczym lipcowe słoneczko i wydobyła się z niej zabójcza konstatacja: „i w obu przypadkach osoby te spokrewnione są z radnymi”. Cisza. Zero odpowiedzi.
Po chwili radny Tadeusz Podwiński zaczyna bronić idei zatrudniania pociech radnych w jednostkach samorządowych. Reakcja obecnych, którzy w tego typu machlojki nie są zamieszani jest natychmiastowa. Radny Bogucki stwierdza, że on wstydziłby się, gdyby on był radnym a jego dziecko w tym czasie zostało zatrudnione w samorządzie. „Trzeba mieć honor” – stwierdza. Radny Hołtra kwituje krótko ten problem: „nie, bo nie!” Radny Niedźwiedź wykrzykuje: „to jest chore!” Tadeusz Podwiński milknie, kurczy się w sobie, zapada i już nie kontynuuje amoralnych rozważań.
Koniec komisji. Idę sprawdzić prawdomówność dyrektora Rogali w sprawie wykształcenia. A tam opór! „Po co to panu?!” – pytają ze zdenerwowaniem. „Wyższe! – „informują”. „Ale jaki kierunek? – dociekam. „A po co to panu?! – nie popuszczają pytane panie. Do wyjaśnienia sprawy rusza radny Bogucki.
Oddalam się, bo wiem, że na „Naszej klasie” dowiem się wszystkiego. „Kładę ja na was swoją piękną, nieparzystą część ciała, a swoje i tak będę wiedział” – pomyślałem i prosto do komputera lecę. Ale już wiem, że kręci kilka osób. To się nazywa lojalność. Tak przynajmniej oni myślą. Państwo patrzcie, jakie to durne myślenie. Oni – pracownicy samorządowi – są lojalni nie wobec lokalnej społeczności, ale wobec zwierzchników, którzy przychodzą i odchodzą. Im się wydaje, że są pracownikami „Bukietowej” a nie pełnią służbę dla naszego dobra.
Znajomy licealista sprawdza. Jest! Bank rozbity!
"Sylwia Bondzior:
- „Szkoła Podstawowa w Psarach (Psary)
- Technikum Ekonomiczne (Góra)
- Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa im. Jana Amosa Komeńskiego w Lesznie (Leszno)
- Kierunek ekonomika i organizacja małych i średnich przedsiębiorstw dzienne lic 3-letnie.”
Już Państwo widzą, po co te kłamstwa? Mamy w wykształceniu kandydatki do pracy w
Stanowisko, jakie ma objąć Sylwia Bondzior, to: „administrator d/s. przedsiębiorczości gospodarczej koncesjonowanej”. A gdzież my tu mamy, w zdobytych przez zwycięską kandydatkę, ową mityczną, wydumaną przez dyrektora Rogalę „administrację”? Nie ma, i stąd powód dziecinady związanej z utajnieniem informacji, która żadną miarą nie jest tajna. Są jedna w Starostwie tacy, którzy twierdzą, iż jest to tajne. Wynika to ze zwykłego nieuctwa. Wystarczy sięgnąć do orzeczeń Naczelnego Sądu Administracyjnego, by przekonać się, iż tak nie jest. Znam sygnaturę, ale nie będę nikomu ułatwiał.
Wszystkim, którzy kręcili w tej sprawie, dedykuję łacińska sentencję: „strzała prawdy ma jeden grot, kłamstwa – nieskończoną ilość”.
wtorek, 29 września 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz