Życie górowskich partii politycznych owiane jest nieprzeniknioną mgłą tajemnicy. Nikt nie zna ilości kanap potrzebnych, by wszyscy partyjni towarzysze mieli gdzie usiąść podczas partyjnych spotkań, gdzie w pocie i znoju wykuwają oni wizję naszej lepszej przyszłości. Opinia publiczna nawet niezbyt dobrze się orientuje, kto i gdzie z widywanych podczas uroczystości oficjeli należy. Życie partyjne biegnie w konspiracji porównywalnej do życia kreta.
Faktem jest, że górowskie partie polityczne nawet nie mają swoich stron internetowych, ale to mało ważne, bo każda wobec wyborców – w swoim czasie – będzie ględziła, że jest za nowoczesnością, jawnością życia politycznego i w ogóle za wszystkim, co jest naj, naj, naj… a może partyjnym niebożętom przynieść upragnione i ukochane głosy.
Widać wyraźnie, iż na naszym lokalnym rynku bardzo szybko rozwija się tylko jedna partia – Platforma Obywatelska. Zwiększa ona liczbę swoich członków, w czym nic dziwnego nie ma, bo przykład starań „Bukietowej” o przynależność do tej partii wskazuje wyraźnie, iż często są to spady owocowe z wyciętego już sadu, które zwęszywszy szansę na dalsze – bezużyteczne i szkodliwe! – żywienie się z polityki za wszelką siłę chcą się zapisać do aktualnie przewodniej siły narodu.
Spokojnie proszę Państwa! „Bukietowej” nie zapisali do PO! To jej nie grozi. Ale za to nasza PO wzbogaciła swoje szeregi o bardzo prominentnego członka. 7 września br. tutejszy zarząd przyjął burmistrz Irenę Krzyszkiewicz w poczet swoich członków. Wykonano wówczas pierwszy krok w stronę jej członkostwa. W platformerskiej rodzince jest taki obyczaj, że gdy przyjmuje się kogoś ze świecznika do rodzinki, ostateczny głos ma Zarząd Wojewódzki. Ten nie znalazł podstaw, by bujnąć się na fąchu i zgodził się na członkostwo naszej burmistrzyni.
I w ten sposób burmistrz Irena Krzyszkiewicz po raz pierwszy w życiu stała się kobietą partyjną.
Decyzja Ireny Krzyszkiewicz nie powinna nikogo dziwić. Przypomnę, iż podczas wyborów na fotel burmistrza była popierana przez tę partię. Trzeba też sobie szczerze powiedzieć, że na jej przynależności do PO nasza gmina może tylko skorzystać.
W Polsce niestety tak jest, że o dostępie do środków w bardzo dużym stopniu decydują układy partyjne. Jak w nich jesteś, to partycypujesz w interesie, a jak nie, to kończysz karierę, bo wyborcy krzywią się, że środków spoza budżetu nie ściągasz. Mnie to oburza, ale co ja mogę? Mogę się tylko cieszyć, że to nie ja musiałem wstąpić do rodziny.
Dobrze się stało, że Irena Krzyszkiewicz do PO wstąpiła a nie na przykład do "koniczynki”, bo to dość obciachowa partia. I bez perspektyw na przyszłość. Mój boże! – aż strach pomyśleć gdyby tak wstąpiła do …! (tu każdy wpisze swoją ulubioną pozycję, partyjną oczywiście).
Wstąpienie Ireny Krzyszkiewicz do PO spowoduje – w niedalekiej przyszłości – iż zrobi się bardzo ciekawie. Partia ta ma taki zwyczaj, że w wyborach parlamentarnych sięga po sprawdzonych samorządowców. Przykładem takiego awansu jest poseł Marek Aleksander Skorupa. Przez 4 kadencje był burmistrzem Brzegu Dolnego. Również czterokrotnie kandydował do sejmu nim ta sztuka się mu udała. To przykład jeden z wielu, które można mnożyć (Cezary Chlebowski). Widać więc wyraźnie, iż przed Ireną Krzyszkiewicz wyraźnie rysują się szerokie horyzonty polityczne. I nie ma w tym nic złego, bo w jej przypadku będzie to godne zwieńczenie życiowej drogi. Czy na nią wstąpi? To pokaże czas.
Wraz z Ireną Krzyszkiewicz do PO przyjęty został również tego samego dnia Andrzej Rogala (dyrektor wydziału komunikacji w Starostwie Powiatowym). Tu rzecz ma nieco dziwny smaczek. Andrzej Rogala jest radnym gminnym i szefem klubu radnych PO. Cały czas sądziłem, iżż od dawna jest on członkiem platformerskiej rodziny. A tu masz babo placek! Dopiero wstąpił! Na mój gust to jakieś kuriozum. Bezpartyjny szef partyjnego klubu!? Nie ma co nad tym myśleć, bo są rzeczy na niebie i ziemi … itd.
Jak więc Państwo widzą szeregi PO rosną. A wiem ze swoich informacyjnych źródełek, że tych przyjęć do PO jest znacznie, znacznie więcej. PO szykuje się twardo do boju w wyborach samorządowych i parlamentarnych. Reszta partii drzemie. Tam wciąż obowiązuje zasada pospolitego ruszenia.
U jednych przyjmują a u innych wywalają. Po odwołaniu 13 listopada przewodniczącej Teresy Frączkiewicz, która mandat uzyskała z listy Regionalnego Centrum Niezależnych, w organizacji tej przystąpiono do likwidacji niedyspozycyjnych członków. Wyrok skazujący padł na radnego Jana Gawła. Radny Gaweł wybrany również z listy RCN – u, podpisał się pod wnioskiem o odwołanie przewodniczącej.
Na taką niesubordynacją Władysław Stanisławski – ojciec i twórca RCN – odpowiedział natychmiastową ripostą i wyrzucił Jana Gawła z przywileju zasiadania na organizacyjnej kanapie dla pięciu swobodnie siedzących osób. Nie wiemy, jak radny Jan Gaweł zniósł ten bolesny cios. Być może płakał, być może popadł w spleen, być może próbował pozbawić się życia piłując żyły szarym mydłem. Sądzę jednak, że radny jakoś ten cios przeżyje, bo ja kurwa zawsze będę pamiętał, że RCN, i jej szef Władysław Stanisławski, popierali i popierają „Bukietową”. Takich obelg się nie zapomina!
środa, 25 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz