wtorek, 17 listopada 2009

Żywa tarcza czyli kamikadze

W sprawie internatu nastąpił kontratak Starostwa. Na żołnierza pierwszego uderzenia wyznaczono dyrektora wydziału oświaty Sławomira Bączewskiego.
Przyznać trzeba, że wybór był trafny, bo gdyby do kontruderzenia wzięła się „Bukietowa” świat umarłby ze śmiechu. Wyznaczono więc osobę o odpowiedniej inteligencji, o co w Starostwie bardzo trudno.

W wywiadzie dla „elki” dyrektor Bączewski zastosował klasyczny manewr zwany w wojskowości pod nazwą „dupy dały tyły” a marszałkowie są w porządku.

I tak czytamy tam sobie: „Gdyby pani kierownik internatu, mając problemy z uzyskaniem informacji, na kogo ma wystawić fakturę, zadzwoniła do mnie, w ogóle nie byłoby sprawy. Informowałem ją wcześniej, że dzwonię w imieniu pani starosty i płatnikiem będzie starostwo. W starostwie wszystko było uzgodnione i czekamy na fakturę, której do dzisiaj nie dostarczono - mówi Bączewski”.

Trzeba sobie zadać pytanie: kto zamawiał obiady? Pani kierowniczka?! Nie, Starostwo, co szanowny pan dyrektor przyznaje. A kto zamawia ten sam powinien upomnieć się o fakturę i dążyć do jej uregulowania. Takie są reguły gry. Chociaż nie. W starostwie panuje reguła minimalizmu połączonego z maksymalizmem (robić nic, zgoła mało i zwijać maksymalną kasę). „Bukietowa” świeci tu przykładem wciąż pochylając się nad problemami (od tego ciągłego pochylania, to oprócz wyraźnych braków w urodzie, garb jej jeszcze biedaczce może wyrosnąć).
Załóżmy jednak, że swoim zwyczajem Starostwo czekało, co i dziwne nie jest, bo tam wciąż się czeka. A cudów jak nie było tak nie ma.

Wg dyrektora Bączewskiego zawinił zły przepływ informacji. „Jeżeli przepływ informacji, sposób komunikowania się będzie szybszy i wynikał będzie z lepszej woli, to tego typu problemów w ogóle nie będzie, bo uważam jest to sztuczny problem. Uregulowanie pewnych zobowiązań to tylko kwestia czasu” – stwierdza dyrektor powiatowej oświaty.

I tu w pełni się zgadzam z panem dyrektorem. Przepływ informacji w Starostwie jest pod psem. I to pomimo istnienia kosztownego wydziału promocji, który zwać się powinien Wydziałem Wymownego Milczenia. Szkoda tylko, że pan dyrektor nie mówi z czyjej dobrej woli ma być ten szybszy przepływ informacji. Jeżeli nikt nie chciał poinformować kierowniczki internatu, że ma fakturą za pobyt wycieczkowiczów obciążyć Starostwo, to nietrudno się kapnąć, kto dał ciała.

Ale najciekawsze jest na końcu wywiadu. „Bączewski przyznaje, że jedyna sytuacja, w której nie było zapłaty za pobyt w internacie dotyczył osoby, która wykonywała zlecenia dla powiatu górowskiego. - Ta osoba płaciła za swój pobyt w barterze, ale to było indywidualne porozumienie z kierownikiem internatu, na co nie mieliśmy wpływu i to nie może być zarzut w stronę starostwa, a wręcz przeciwnie."

Aż mnie zatkało! Kiedy wczoraj rano byłem w gabinecie pani sekretarz powiatu i w obecności wicestarosty Tadeusza Bireckiego spytałem kto wydał takie pozwolenie usłyszałem, że „to chyba Ludwik, ale dzisiaj go nie ma” (Ludwik Skoczylas – dyrektor wydziału tzw. promocji).

I patrzcie Państwo, co się okazuje dzisiaj! To nie on! To kierowniczka internatu dba o promocję tegoż powiatu, podpisuje umowę barterową z panem z Bydgoszczy. Niech mnie ktoś uszczypnie! Jeszcze chwila a okaże się, że to nie wydział promocji zamawiał kalendarze, foldery, ale kierowniczka internatu. Aj, aj, aj! I sama na siebie doniosła radnym?! Masochistka jakaś!
A tak przy okazji, to gorąco polecam radnym zbadanie umowy barterowej, bo wg przepisów prawa trzeba od niej odprowadzić podatek VAT. Trzeba byłoby też sprawdzić, szanowni radni, czy Starostwo nie płaciło za te foldery, kalendarze, bo jak barter to barter.

Ja, na ten przykład w barterze gotów jestem oddać „Bukietową” i cały ten zarząd. Ale kto to to weźmie kochani?! Kto?!

„Elka” zamieszcza też taką informację: „Sytuacja w internacie LO będzie dyskutowana na najbliższym posiedzeniu Zarządu Powiatu Górowskiego”.
Klękajcie narody! „Bukietowa” będzie coś omawiać! „Proszę ja wasStefan Mrówka też pochyli się nad problemem. I radna Teresa Sibilak też zawiśnie w tej pozycji. Ludu mój! Z tego nie może wyniknąć nic dobrego!

Ale powróćmy do dyrektora Sławomira Bączewskiego. Wystawiono go na pierwszą linię frontu, bo tylko on jest jeszcze wiarygodny. To dobrze. Szkoda tylko, że tę swoją wiarygodnością zasłania chaos i sobiepaństwo panujące w Starostwie. Żal, że kładzie głowę pod fałszywą ewangelię.

I stąd mój apel do pana dyrektora. Nie rób pan tego! Oni za chwilę przeminą niczym sen wariata śniony po pijanemu. Jeszcze troszkę i odetchniemy od tej żałosnej ekipy. Lojalność to nie wszystko. Jest jeszcze honor i niech pan go nie traci w złej sprawie.
Kiedy zadałem w internacie pytanie czy wiedział pan o tych żałosnych przypadkach, pracownicy odpowiedzieli, że nie. Słyszeli to wszyscy radni. I z tego tytułu nikt do pana żalu nie ma. Ale żeby bronić „Bukietowej”? Fe, dyrektorze, to po prostu niesmaczne.

Brak komentarzy: