czwartek, 31 lipca 2008

Może być pięknie

W decydującą fazę wchodzi Lokalny Program Rewitalizacji, o którym już niegdyś pisałem. Przypomnijmy tylko, że jego realizacja może zmienić w sposób dość zasadniczy wizerunek naszego miasta na wielu płaszczyznach. Gdyby rządzącej ekipie udało się go zrealizować poprawie uległaby estetyka zabytkowej części miasta, wzrosłoby bezpieczeństwo mieszkańców i podniósłby się komfort mieszkania w obrębie dawnych murów obronnych. Realizacja programu rewitalizacji rozpisana jest na okres 3 lat. Według założeń program ma zostać zrealizowany w latach 2009 – 2011 i podzielony jest na trzy etapy. Wszystko zależy oczywiście pozytywnej oceny założeń tego planu przez odpowiednie czynniki na poziomie województwa.
W roku 2009 przewidziana jest realizacja 5 zadań. Największym hitem może okazać się budowa placu zabawa w tzw. „parku”, który znajduje się pomiędzy „Netto” a Wieżą Głogowską. To miejsce letnich i wiosennych biesiad ma zostać kosztem ponad 410 tys. złotych zamienione w „integracyjną strefę aktywnej rekreacji dla dzieci”. Prace nad tym zadaniem jeszcze trwają, ale rzecz zapowiada się bardzo atrakcyjnie. Planowany plac zabaw – bo tak to w skrócie można nazwać – może okazać się miejscem bardzo chętnie odwiedzanym.
Tym bardziej, że jest to duży teren, którego powierzchnia 1636 m kwadratowe. Będą więc miały gdzie szaleć pociechy. Cały teren ma być ogrodzony a znajdujący się w pobliżu szalet miejski wyremontowany. Planowany termin rozpoczęcia tej inwestycji – II kwartał 2009 a zakończenie III kwartał. Tempo ekspresowe trzeba przyznać.
Drugim przebojem może okazać się zadanie o suchej nazwie: „Zagospodarowanie strefy wypoczynku – park ul. Podwale w Górze”. Park naprzeciwko dawnej „Mery” jest w stanie schyłkowym. Przywrócić mu nowy blask mają: fontanna, altanka, ławeczki i uporządkowanie zieleni. Wszystko to ma zostać wykonane w II kwartale 2009 roku za kwotę 645 tys. zł.
Z odnowionego parku będziemy mogli podziwiać nasz piękny późnogotycki kościół św. Katarzyny. Jego dostojna bryła będzie znakomicie widoczna dzięki planowanej iluminacji tego zabytku za marne 79 tys. zł. Trzeba przyznać, iż oba pomysły doskonale z sobą harmonizują i spowodują stworzenie niepowtarzalnej atmosfery tego miejsca. Jakież cudowne randki widzę tam oczami mojej wyobraźni. Jakież wyrafinowane gry przedwstępne będzie można tam prowadzić – ciucibabka, chowany, berek, (a jest się po czym ganiać – 4836 m kw. – oby sił starczyło na słodki finał). Mam nawet gotową nazwę: park św. Walentego. Cudnie może być!
Chociaż nie do końca. Jedno z zadań przewiduje wzbogacenie systemu monitorowania naszego miasta o 6 kamer. Koszt – 85 tys. zł. Może to poprawić bezpieczeństwo w wielu miejscach, chociaż ja osobiście nie jestem zwolennikiem „totalnej inwigilacji”. Dla kamery w parku św. Walentego – z powodów oczywistych i wyżej wyłuszczonych - miejsca nie widzę. Kamerom w tym miejscu mówię swoje zdecydowane - nie!
W tymże roku 2009 planuje się budowę parkingu naprzeciwko budynku poczty. Przyznam się, że ten pomysł nie bardzo przypadł mi do gustu. Parking ma mieć 26 miejsc i kosztować będzie 290 tys. Szkoda mi tego miejsca ze względu na wspomnienia z nim związane (pal wspomnienia!), ale niepokoi mnie bliskość szkoły, gdzie uczą się najmłodsi (0 – III klasy), a więc tzw. „żywe srebra”. To żywioł, który często jest nie do opanowania ..., i te samochody. Po prostu trochę się boję. Mam nadzieję, że pomyślano o zabezpieczeniach.
Dla osłody wspomnę również o zamiarze: „odtworzenia zabytkowej studni na skrzyżowaniu ulic: Małej i Staromiejskiej”. To dobry pomysł, bo studnia średniowieczna a zabytków za dużo nie mamy. Jest to przedsięwzięcie kosztowne (207 tys), ale takie rekonstrukcje kosztują, bo zatrudniać do nich można tylko fachowców najwyższej próby. A ci kosztują.
W roku 2009 wydamy na te wszystkie zadania, które opisałem Państwu kwotę, 1,7 mln.
Przenieśmy się w rok 2010. Zaplanowane jest tylko jednio zadanie, ale za to bardzo ważne. Władza stara się o objęcie programem rewitalizacji Przedszkola nr 1 przy ulicy Żeromskiego. Stan tego budynku jest tragiczny. Powiem Państwu tylko tyle, iż od kilku lat jest ono dopuszczane do użytkowania przez odpowiedzialne za to instytucje na podstawie decyzji tzw. warunkowej. A to łączy się z dużym ryzykiem.
Modernizacja budynku kosztować ma 2 mln. Za te pieniądze planuje się m.in.: wykonanie przyłącza i węzła cieplnego z rur preizolowanych, remont instalacji elektrycznej i wymianę oświetlenia, drzwi i okien, modernizację kuchni, wymianę podłóg, modernizację łazienek, ocieplenie budynku i wiele innych prac, których wykonanie podniesie standard przebywania tam dzieci. Na dzieci zresztą nie żałujmy kasy, bo ktoś musiał będzie zaiwaniać na Państwa emeryturki. Podejdźcie do zagadnienia egoistycznie. Zadanie ma być wykonane w całości w roku 2010.
Rok trzeci realizacji programu rewitalizacji obejmuje remont chodników w obrębie murów obronnych. W tym rejonie mamy 4689,89 m kw. Chodników i 2023,34 mb. krawężników (momentami, ale ulotnymi, bywa więcej od 3 – 4 m). Modernizacja ma kosztować 0,5 mln i trwać przez cały rok.
A jak już chodniki i krawężniki będą zmodernizowane (bez 3 – 4 m) wówczas przyjdzie czas na oświetlenie. By górowanie mogli w pełni dojrzeć uroki zrewitalizowanej starówki rozbłyśnie 117 dodatkowych lamp, które kosztować będą 240 tys. zł. Ale na rozświetlenie mroków niewiedzy i niedowiarstwa, małej wiary i politycznej katarakty kasy żałować nie należy. I stanie się jasność w umysłach ludzi małej wiary i zobaczą miasto swoje w blasku i chwale. Aby się to jednak spełniło wysokie czynniki muszą zaakceptować ten program i dać kasę na jego realizację – 1.442.706 euro, bo tyle maja dać oni. My zaś mamy wyłożyć 30% tej kwoty (to wariant optymistyczny).
W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak przed zaśnięciem zmówić z trzy zdrowaśki w intencji przychylności najwyższych czynników wobec projektu. Zaraz, zaraz... Trzy to trochę za dużo, bo moje liczą się podwójnie. Dlaczego? Bo rzadko odmawiane. Rarytas jednym słowem.

wtorek, 29 lipca 2008

Fotodziennik budowy - 4

Przychodzi bezrobotny były członek Zarządu na budowę szukać pracy. Idzie do majstra, a ten pyta:
- Co może pan robić?
- Mogę kopać - odpowiada bezrobotny.
- A co jeszcze może pan robić?
- Mogę nie kopać...

Tragikomiczne godziny dumania

Pisałem Państwu – wielokrotnie – o tym, iż protokoły z posiedzeń Zarządu Powiatu sporządzane są niezgodnie ze statutem powiatu. Od czasu do czasu można z nich coś wyczytać i poinformować Państwa, bo są one niczym „białe kruki”, z których ktoś wyciął wszystko co sensowne.
I tak z protokołu z dnia 3 lipca 2008 roku dowiadujemy się (teraz będą wiedzieli o tym również Państwo), że mieszkanka Taszkientu – Irena Czebotariewa – zwróciła się z prośbą o umożliwienie jej rodzinie powrotu do kraju. Aby jednak mogło się stać zadość jej pragnieniu „powrotu na ojczyzny łono”, musi ona mieć mieszkanie. Zarząd pochylił się nad jej prośbą – tradycyjnie z głęboką troską - i stwierdził: „Prośba nie może być pozytywnie rozpatrzona z powodu braku zasobów mieszkaniowych”. Pomijając fakt, iż zwrot ten żywcem zapożyczony jest z dawno minionej epoki, zastanawia jedno: czy Zarząd szukał takiego lokum? Na to pytanie odpowiedzi w protokole próżno szukać.
Nie zawsze jednak Zarząd odmawia całkowicie. Przykładem niech będzie prośba złożona przez komendanta policji. Komendant zwrócił się z prośbą o zwiększenie kwoty dofinansowania do zakupu samochodu dla swoich ludzi. Już wcześniej przyznano mu kwotę 14 tysięcy złotych na ten cel. I co Zarząd na to? A to: „Wnioskowane zwiększenie (tak jest w oryginale) to kwota 23 tys. zł. Zarząd Powiatu podtrzymał swoje wcześniejsze stanowisko i nie udzielił dodatkowego wsparcia finansowego.” Aby jednak wilk był syty i owca przy skórze się ostała, z pełnym zrozumieniem pochylono się nad drugą prośbą policji. Komendant zwrócił się z prośbą o udzielenie dofinansowania obchodów Święta Policji na terenie powiatu górowskiego. Podczas uroczystości policjanci przekażą płaskorzeźbę św. Michała Archanioła patrona policji – do kościoła św. Katarzyny w Górze. Zaproponowano udzielenie dofinansowania w wysokości 2 tys. zł i za tą propozycją przeprowadzono głosowanie.” Cała piątka członków Zarządu była za.
Podczas tegoż samego posiedzenia – 3.07. – Zarząd dumał nad dalszym losem terenu przy ulicy Hirszfelda. Mowa tu o placu za Szpitalem, gdzie położone są malownicze ruiny, które pochodzą jeszcze z czasów, gdy np. członek Zarządu Stefan Mrówka był towarzyszem I sekretarzem i głęboko wierzył, iż: „Lenin wiecznie żywy”. Inny członek Zarządu – towarzysz Tadeusz Birecki – również wykazywał w owych czasach odpowiednią świadomość klasową i polityczną, dzięki czemu zajmował odpowiedzialne stanowiska, co musiało skończyło się katastrofą dla minionego ustroju (i POM-u - kto pamięta to przedsiębiorstwo?).
Pozostawmy dygresje na boku. Wspomniane romantyczne ruiny wzbudziły zainteresowanie Zarządu, gdyż w starostwie bida aż piszczy. Wydano więc polecenie opracowania jakiejś koncepcji ich zagospodarowania. Ponieważ Starostwo inwestować nie ma z czego – a nawet jakby miało, to nikt nie wiedziałby w co zainwestować – toteż narodziły się trzy warianty.
Wariant pierwszy jest – jak mówi młodzież – „hardcorowy”. Podzielić to na działki i sprzedać na garaże i zbudować parking pod oknami Szpitala.
Druga wersja jest „lajtowa” i „zakłada możliwość sprzedaży gruntu jako działki pod budowę domków jednorodzinnych po zmianie w planie zagospodarowania przestrzennego".
Trzecia opcja: „Zakłada sprzedaż gruntu w obecnym stanie”. Ten punkt obrad zakończono zdaniem: „Przedmiotowa kwestia zostanie szczegółowo omówiona na następnym posiedzeniu zarządu”.
Bardzo podoba mi się pomysł z garażami. Garaże w bliskim sąsiedztwie Szpitala znakomicie podniosą samopoczucie pacjentów i estetykę terenu. Siostrom oszczędzi trudu budzenia śpiochów, bo jak np. pan Janek będzie rano wyprowadzał z garażu swoje 15-letnie cacko (trzy razy bite w Niemczech – pierwszy właściciel w Polsce, ale kto to liczy?) i jeszcze do tego zatrzaśnie bramę z recyklingu – nikt spał snem sprawiedliwego nie będzie. Z drugiej strony – Szpital nie jest od spania, w domu się pacjenci mają wysypiać. Pyszna koncepcja. Godna właśnie tegoż Zarządu. Nawiasem mówiąc – czy ma ktoś z Państwa nadwyżkę oleju? Jakiego? W tym przypadku to nieważne. Może być nawet „superol” po 30 tyś. kilometrów. Ze czarny i gęsty? Nie szkodzi! Lepsze to niż nic. A na koniec sukces. W punkcie „Wolne głosy i wnioski”: „Członkowie Zarządu omawiali sytuację stanu wody na rzece Barycz (...). Ustalono, by na następne posiedzenie Zarządu zaprosić Pana J. Ruszczyńskiego – przedstawiciela Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych we Wrocławiu (placówka w Górze) – w celu przekazania informacji w przedmiotowym temacie.”
Uważam, iż absolutnie nie należy fatygować pana J. Ruszczyńskiego. Rozwiązanie tego problemu leży jak najbardziej w możliwościach Zarządu Powiatu. Niedobór wody w Baryczy może on rozwiązać na każdym swoim posiedzeniu. Wystarczy do sali nr 33 – tam odbywają się te „godziny dumania” – doprowadzić „wielką rurę”. I woda popłynie wielkim i bystrym strumieniem do naszej kochanej rzeki. Daj Boże, by Barycz nadążała z odbiorem!
Obyśmy zdrowi byli. Adieu.

poniedziałek, 28 lipca 2008

Fotodziennik budowy - 3

Jasiu pyta taty:
-Tato, dlaczego starostwo chce ogrodzić budowę straży pożarnej? Żeby ludzie nie widzieli co tam robią?
-Nie, synku, żeby nikt nie widział, że tam nic nie robią...

Normalność

W fazę realizacji weszła dzisiaj budowa boiska wielofunkcyjnego, które powstaje w ramach ogólnopolskiego programu „Moje boisko – Orlik 2012”. Kilkanaście minut po godzinie 11 na terenie Gimnazjum nr 2 zjawili się przedstawiciele władz samorządowych oraz inwestora. Przetarg na wykonanie boiska wygrała warszawska firma „TAMEX, której oferta za wykonanie zadania opiewa na kwotę 1. 245. 181,11 zł. Konkurent przetargowy przedstawił ofertę wyższą o 259. 165,11 zł. Firma „TAMEX” zobowiązała się ukończyć budowę boiska w ciągu 71 dni. Tak więc w okolicach 7 października nasze miasto wzbogaci się o nowoczesny obiekt sportowy, który będzie ogólnodostępny przez 7 dni w tygodniu.Rozmiary boiska do gry w piłkę nożną wynosiły będą 30 × 62 m., przy czym pole do gry będzie miało wymiary - 26 × 56 m.Powierzchnia drugiego boiska wielofunkcyjnego będzie wynosiła 15,1 × 28,1 m i będzie przeznaczona do gry. Całkowita powierzchnia tego obiektu 613,11 m kw., z czego powierzchnia użyteczna – 424,31 m kw. Na tym boisku będzie można grać w piłkę siatkową i koszykówkę a pokryte ono będzie nawierzchnią poliuretanową.Oba boiska będą miały sztuczną nawierzchnię – „sztuczna trawa”. Będą ogrodzone na wysokość 4 m i będą zaopatrzone w piłkochwyty, które umieszczone będą do wysokości 5 m.Oprócz boisk kompleks posiadał będzie budynek, gdzie będą mieściły się sanitariaty i szatnie.Spotkanie miało charakter roboczy. Gmina przekazała teren, na którym budowany będzie kompleks boisk.Wykonawca zapoznał się z warunkami panującymi na przyszłym placu budowy. Pracownicy Urzędu Miasta i Gminy wyjaśniali wszystkie kwestie związane z oczekiwaniami wobec wykonawcy oraz odpowiadali na jego pytania. Ustalono zasady dostępu do energii elektrycznej, wody i kanalizacji.Cud! Na placu budowy jest energia elektryczna, a to u nas nieczęsto ostatnio się zdarza.Ooooo! I hydrant się znalazł. Europa, po prostu Europa!

Zdecydowano, iż zarówno ziemia, która w chwili obecnej zwałowana jest za budynkiem gimnazjum (po budowie hali „Olimpii”), jak i ta, którą zgromadzi się z okazji budowy boisk wywieziona zostanie do Glinki i posłuży do rekultywacji znajdującego się tam – już nieczynnego – wysypiska. Wykonawca wywoził będzie ją samochodem o 34 tonowej ładowności. Uzgodniono sposób zabezpieczenia budowy, drogi dojazdu oraz wzajemne zobowiązania.Rozmowy były konkretne i dość szybko osiągnięto porozumienie w omawianych sprawach.Wykonawcy byli ogromnie kontenci, iż jest wszytsko, co być powinno. A gdyby dostali inny "plac budowy", to minki by zrzedły! Oj, zrzedłyby!

Następnie podpisano oficjalny protokół z przekazania placu – teraz już budowy - dopito kawę, którą zafundował hojnie dyrektor gimnazjum, pożartowano, uściśnięto sobie dłonie na pożegnanie i każdy udał się w swoją stronę.Protokół wypełniano starannie i jasno opisano: co, kto i jak.
Lepiej dwa razy sprawdzić, niż raz się naciąć.

Firma na placu budowy zjawi się pod koniec tygodnia. Nie będzie to jeszcze oznaczało rozpoczęcia prac, gdyż dla celów budowlanych musi on zostać odpowiednio przygotowany. Pojawią się baraki dla pracowników, sprzęt i inne rzeczy niezbędne do wykonania inwestycji. Wiceburmistrz Piotr Wołowicz -głęboko wzruszony - złożył drżącą prawą ręką podpis pod protokołem.

Podczas swobodnej rozmowy wiceburmistrz Góry – Piotr Wołowicz – poinformował wszystkich, iż na otwarcie kompleksu boisk wybiera się do nas wicepremier Grzegorz Schetyna. Ponieważ wiceburmistrz nie nakazał zachowania w tej sprawie tajemnicy i nie kazał składać przysięgi informuję Państwa o tym. Oj! Czuję przez swoje stare kości, że będzie bal!. Oj! Zrzedłyby!Kierownik budowy - Jerzy Gorzelańczyk
Protokół - Państwo sobie poczytają, jak mi nie wierzą.

niedziela, 27 lipca 2008

Kto kogo wydymał?

20 marca 2008 r informowałem Państwa, iż Zarząd Powiatu – po długim ociąganiu się – podjął kroki w celu zmiany stawek najmu za pomieszczenia dzierżawione w budynku tzw. „starej przychodni”. Przypomnijmy jak to było: „Zarząd zaproponował wysokość stawki minimalnej na poziomie 2,70 zł/1 m kw. Jak Państwa informowałem, nie tak dawno podniesiono wyżej wymienionym firmom wysokość stawki za 1 m kw. do poziomu 5,20 zł. Kwota ta jest, zaprawdę powiadam Wam, śmieszna. Proszę porównać to z wysokością kontrakty "Temedu" z NFZ, który na rok 2008 wynosi 526 669,38 zł. Propozycja Zarządu była absolutnie nie satysfakcjonująca i wykazuje na rażący brak troski o nasze interesy. Zarząd potraktował firmy medyczne na równi z instytucjami oświatowymi i kulturalnymi. Także dziwny i pozbawiony głębszego sensu jest zapis, iż organizacje społeczne nie prowadzące działalności gospodarczej mają mieć stawkę za 1 m kw. w wysokości 5,40 zł/1 m kw. Propozycja Zarządu dotycząca stawek dla firm medycznych nie spotkała się ze zrozumieniem członków Komisji. Przewodniczący Komisji - Marek Biernacki - zaproponował, by potraktować działalność firm medycznych w kategoriach usług. w dyskusji stwierdzono, iż ochrona zdrowia jest biznesem i tak powinna być traktowana. Żadna firma medyczna nie prowadzi przecież działalności charytatywnej. Marek Biernacki zaproponował, by stawka wyjściowa dla tego rodzaju usług wynosiła 8,10 zł/1m kw. Komisja odniosła się do propozycji swojego Przewodniczącego ze zrozumieniem i pozytywnie ją zaopiniowała”. Takie ustalenia poczyniono i przegłosowano podczas posiedzenia Komisji Oświaty, Kultury i Sportu.
Sprawą zajęła się również Komisja Finansów. Oto zapis jaki poczyniłem z jej posiedzenia: „Na końcu była niespodzianka. Doszło do dyskusji na temat wysokości stawek za najem mienia samorządowego. (...) Dzisiaj propozycję dalej idącą złożył - w całym swoim Majestacie - sam Przewodniczący Rady Powiatu Władysław Stanisławski. Kiedy już sądziłem, iż "zaklepane" zostanie owe marne 8,10 zł/1 m kw. Boski Przewodniczący zgłosił wniosek dalej idący i zaproponował...10 zł/1 m kw. Byłem pod wrażeniem i nie posiadałem się z radości. Propozycja Przewodniczącego przeszła jednomyślnie. Postanowiono również zapoznać się kosztami funkcjonowania budynku i sprawdzić czy my, czyli samorząd, zarabiamy na nim, czy też mamy w plecy”.
A oto fragment z protokołu posiedzenia Zarządu, które odbyło się 3 lipca 2008 roku. „Z Wydziału Geodezji, Katastru i Nieruchomości otrzymaliśmy pismo dotyczące odmowy podpisania aneksu do umowy najmu lokali w budynku położonym w Górze przy ulicy Armii Polskiej 8 przez NZOZ TE – MED. Opinia radcy prawnego zawiera wyjaśnienie, iż zgodnie z warunkami umowy najmu zmiana stawki czynszu może być zastosowana jeden raz w roku. Zmiana stawki nastąpiła na podstawie aneksu z dnia 5 lutego 2008 roku, stąd zmiana wysokości czynszu od dnia 1 maja 2008 roku nie znalazła zastosowania. Zarząd Powiatu ustalił, iż należy dokonać wypowiedzenia umowy najmu dla NZOZ TE – MED z zakończeniem terminu wypowiedzenia przypadającego na koniec grudnia 2008 r.”.
Wszystko wskazuje na to, iż ktoś z części radnych zrobił idiotów. Zarząd Powiatu przygotował uchwałę, która w części dotyczącej tej firmy TE – MED nie miała żadnej mocy prawnej. Można postawić takie oto dwa założenia:
1. Zarząd Powiatu przygotowując projekt uchwały, którą następnie przedłożono radnym, kompletnie nie orientował się w treści umowy zawartej przez Starostwo Powiatowe z tą firmą.
2. Celowo podniesiono dla NZOZ TE – MED stawkę w lutym. Podwyżka ta była czysto symboliczna. Firma płacił wówczas 2,70 zł za 1 m kw bez mediów. Z mediami wychodziło – w maju 2007 roku – 7,69 zł za metr kw. TE – MED dzierżawi 165,87 m kw. Po lutowej podwyżce stawka wzrosła do 5,40 zł + media. Zmieniono więc stawkę i tym samym świadomie zablokowano możliwość podniesienia stawki na taki poziom, by Starostwo na tej dzierżawie mogło zarobić.
Rodzi się tylko pytanie: kto za tym stoi? Kto zagrał wariata i podsunął radnym projekt uchwały wiedząc, iż nie zostanie ona skonsumowana w części dotyczącej tej firmy.
Członkiem Zarządu był w owym czasie – i jest niestety dotąd (kompletnie niepotrzebnie!) – wicestarosta Tadeusz Birecki. Do czasu objęcia tej funkcji stał on na czele „super wydziału”, w którego gestii znajdowały się sprawy związane z nieruchomościami należącymi do powiatu. Wygląda więc na to, iż on wprowadził w błąd radnych i samego Przewodniczącego, któremu zawdzięcza pełnioną funkcję. No bo trudno przypuszczać, iż nie znał treści umowy. Jeżeli nie znał, to za co mu płaciliśmy dyrektorską gażę? A może Zarząd Powiatu nie zdawał sobie sprawy z tego, iż nie można podnieść czynszu i nie było nikogo kto, by go oświecił w tej materii? Jeżeli tak, to pytanie zasadnicze – chociaż tylko retoryczne: na ch... nam taki Zarząd?!
Widzicie Państwo jaka czarna niewdzięczność? Przewodniczący załatwił mu fuchę wicka a on go w maliny! Bogowie moi!

darmowy hosting obrazków

Wróćmy raz jeszcze do zapisu z protokołu posiedzeń Zarządu. Czytamy: „Zarząd Powiatu ustalił, iż należy dokonać wypowiedzenia umowy najmu dla NZOZ TE – MED z zakończeniem terminu wypowiedzenia przypadającego na koniec grudnia 2008 r.”. Przyznacie Państwo, że brzmi to groźnie i pachnie stanowczością i konsekwencją. Wy się nie zgadzacie na podwyżkę – to my was won! Nie dajcie się jednak zwieść i przeczytajcie raz jeszcze. „Odwet” ma się sfinalizować z końcem 2008 roku. A dlaczego nie w prawem dopuszczonym 3 – miesięcznym terminem? A dlatego, że TE – MED potrafił zadbać o swoje interesy w umowie zawartej ze Starostwem i można im wypowiedzieć umowę tylko z terminem realizacji z końcem roku kalendarzowego.
Sądzą Państwo, że TE – MED ma problem? Nie, żadnego! Oni spokojnie sobie remontują budynek, który nabyli na tyłach „Polonii” i tam się przeprowadzą. Byłem i widziałem – zdążą.
A co nam zostanie? Coraz bardziej zdekapitalizowany budynek, na którego remont nie ma pieniędzy. A mogły być, gdyby nie zła wola Zarządu, jego ignorancja i nieróbstwo. Proszę zauważyć, iż podwyżka czynszu nastąpiła z dniem 1 maja a my dopiero 3 lipca dowiadujemy się, iż TE – MED jej nie przyjął. Czyli żadne prawne terminy tej firmy nie obowiązują a nas tak?
I sprawa ostatnia. Ciężko, bardzo ciężko, przychodziło temu Zarządowi podjęcie decyzji w sprawie podwyżki czynszu dla firmy TE – MED. O skandalicznie niskich stawkach informowałem Radę Powiatu na posiedzeniu w listopadzie 2007 roku. Na pierwszy efekt czekać przyszło do lutego 2008 roku, kiedy to dokonano kosmetycznej poprawki wysokości czynszu. A kiedy już podjęto decyzję, która powodowała, że stawka czynszu zaczęła być umiarkowanie przyzwoita okazało się, iż „nie lzia!”. W tym szaleństwie – pozornym - Zarządu jest metoda.

sobota, 26 lipca 2008

Historie mało znane

Nasze miasto ma znikomą ilość zabytków. Przechodzimy koło nich obojętnie, gdyż znamy je od „zawsze”. Słowo „znamy” użyte jest oczywiście na wyrost, bo tak naprawdę przeciętny mieszkaniec naszego miasta niewiele albo zgoła nic nie wie o górowskich zabytkach. Dzieje się tak nie bez przyczyny. Weźmy naszą dumę i chlubę – kościół pod wezwaniem św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Kto z państwa wie, jaka jest wysokość wież kościelnych? A jak wysoki jest mur kościoła od poziomu do kalenicy dachu? A czy wiedzą Państwo ile lat budowano nasz najładniejszy zabytek?
To jeszcze nic w porównaniu z takim oto pytaniem: czy gdzieś w szerokim świecie znajduje się pierwowzór naszego kościoła?
Zwykle nie zajmujemy się takimi pytaniami i szukaniem odpowiedzi na nie. Zabytek był, jest i pewnie będzie, to najczęstszy sposób myślenia. W przypadku naszego kościoła sprawa jest bardzo intrygująca. Od XIX wieku historycy sztuki poszukiwali odpowiedzi na pytanie: skąd górowscy mieszczanie zaczerpnęli wzorzec kościoła, który tak im się spodobał, iż zapragnęli mieć u siebie taki sam albo bardzo podobny.
Musimy wiedzieć jedno. Nie zachowała się żadna dokumentacja dotycząca budowy kościoła. Wszystko co wiemy, jest efektem zebrania w całość ułamków wiedzy i żmudnej analizy historyków sztuki, tak niemieckich jak i polskich.
Jako pierwowzór naszego kościoła wymienia się trzy budowle sakralne. Pierwszą z nich jest kościół Mariacki w Monachium. Kościół ten powstał ok. 1473 roku. Dla porządku chronologicznego należy powiedzieć, iż postać, jaki ma w chwili obecnej nasz kościół, nadany mu został po wielkim pożarze miasta, który miał miejsce w roku 1457. W średniowieczu pożary niszczyły zazwyczaj całe miasta. Nie wiemy, jak wyglądał kościół, który częściowo strawił pożar. Na podstawie analizy architektonicznej wiadomym jest, iż z przed 1457 roku zachowały się w naszym kościele zachodnie przęsła budowli i wieże do pewnej wysokości. Z tego okresu pochodzi zachodni portal, który mogą Państwo podziwiać wchodząc do kościoła.Odbudowa kościoła i również dodawanie mu nowych elementów architektonicznych trwało do ok. 1520 roku. Proszę zauważyć, iż w tym czasie kościół Mariacki w Monachium był już zbudowany. Oczywiście kościół w Górze nie jest wierną repliką kościoła monachijskiego. Historykom sztuki chodzi o podobieństwo rozwiązań architektonicznych.
Za prawdopodobny wzorzec uważany jest również kościół p.w. św. Marcina w Ambergu (Bawaria), który skończono budować ok. roku 1421.Zarówno kościół w Monachium jak i Ambergu są budowlami halowymi, czyli takimi, w których wszystkie nawy mają równe wysokości.
Trzeci „podejrzany” znajduje się w miejscowości Greifswald (Meklemburgia – Pomorze Przednie). Historyczna nazwa tego miasta – Gryfia. Tamtejszy kościół p.w. św. Mikołaja ukończony została ok. 1400 roku. Należy powiedzieć więcej. Większość znawców uważa, iż to jest wzór, z którego korzystano przy odbudowie od nieomal podstaw kościoła p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej.
Oczywiście tamte kościoły są znacznie większe. Kościół w Greifswaldzie ma wieżę o wysokości 100 m, podczas gdy nasze wieże mają ok. 33 i fachowcy uważają je za nie ukończone. Gotyckie kościoły były budowane niejednokrotnie przez dziesiątki lat. Zmieniająca się niekiedy sytuacja materialna fundatorów powodowała przerywanie budowy niedokończonych wież (stąd w wielu gotyckich kościołach wieże mają różną wysokość).
Wysokość sklepienia nawy głównej wynosi u nas 19 m, a domniemany wzorzec ma wysokość 30 m.Powróćmy jednak do pożaru Góry z roku 1457. Ten pożar miał swoje reperkusje po upływie 506 lat. 17 grudnia 1963 roku podczas porannej mszy roratniej wierni przeżyli chwile grozy. Obecni na mszy najpierw usłyszeli trzeszczenie, następnie posypał się gruz, a po chwili do wnętrza kościoła, runęła wewnętrzna ściana lewej wieży i część stropu. Obyło się bez ofiar w ludziach, gdyż podczas mszy było mało wiernych (był wtorek – dzień roboczy) a ci, którzy przyszli znajdowali się blisko ołtarza, gdzie było bezpiecznie.
Przeprowadzono analizę stanu technicznego budowli. Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że w wyniku katastrofy odsłonięte zostały: „partie murów sczerniałych podczas pożaru, które następnie przy odbudowie kościoła zostały obmurowane cegłą gotycką. „ Stwierdzono również, iż: „Fragmenty murów wypalonych po jednym z ostatnich pożarów jakim uległ kościół zostały obmurowane bez należytego oczyszczenia nadpalonych cegieł i zaprawy i bez należytego powiązania go z murem nowym”. Analiza architektoniczna dowiodła, iż: „obmurowanie pochodzi z czasów po zniszczeniach pożaru z 1457 roku”.Państwu pozostaje wyciągnąć tylko z tego wniosek, iż każda fuszerka z biegiem czasu wyjdzie na wierzch. Natura nie lubi niedoróbek i niedorobionych.

Powrót legendy

Własnym oczom nie mogłem uwierzyć, kiedy przechadzając się niespiesznie ulicą Mickiewicza, spojrzałem w stronę budynku, gdzie jeszcze do niedawna funkcjonowała firma „Harpol”. Zmieniła się elewacja budynku, ale tym co wprawiło mnie w osłupienie był napis: „Parkowa bis”. Ta znana – by nie rzec kultowa nazwa - automatycznie wywołała we mnie dużą dozę nostalgii i związanych z nią wzruszeń, co w moim wieku i przy moim stanie serca jest wysoce niewskazane, by nie rzec – szkodliwe.
Któż z mojego pokolenia nie znał i nie bywał w tym lokalu? W ówczesnych warunkach, a były to lata siedemdziesiąte, lokal ten stanowił szczyt elegancji – na górowskie warunki oczywiście. Jego budowę rozpoczęto w roku 1974 a zakończono w 1977. Restauracja „Parkowa”, bo tak brzmiała jej ówczesna nazwa, mogła pomieścić 110 gości jednorazowo. W tamtych czasach był to obiekt nowoczesny i wychodzący naprzeciw oczekiwaniom konsumentów.
Nie wypadało tam nie bywać. Do historii przeszły dancingi i zakładowe zabawy, po których pozostał jedynie czar wspomnień i nieco nadwerężona wątroba. „Parkowa” zrosła się z historią naszego miasta. Jakże często wspominana jest przy okazji spotkań towarzyskich, gdy rozmowy zaczynają dotyczyć czasów, gdy byliśmy piękni i młodzi a do domu wracaliśmy o świtaniu i jeszcze się dziwiliśmy, że ktoś o to rości pretensje.
Podumawszy chwilę nad „latami durnymi i chmurnymi” postanowiłem sprawdzić cóż też w „Parkowej bis” będzie. Właściciel miał bardzo mało czasu i jedynie udzielił mi kilku podstawowych informacji. W chwili obecnej trwają prace wykończeniowe. Niemal gotowa jest sala balowa, w której będzie mogło świętować 150 osób na powierzchni 203 m kwadratowych. Goście będą mogli zasiąść przy 16 stołach; przy każdym z nich będzie 10 – 12 krzeseł. Największą niespodzianką będzie oświetlenie sali, które stanowi 3600 specjalnych diod. Maja one dawać wrażenie ... . To już Państwo sobie pójdą, gdy „Parkową bis” i otworzą i sami zobaczą.
W „Parkowej bis” znajdowały się będą w sumie 3 sale, gdzie będzie można usiąść i porozmawiać, wypić kawusię i silnie energetyzowaną wodę mineralną, bez bąbelków rzecz jasna. Można będzie tam co nieco przekąsić.
Amatorzy „słodkiej” niewoli będą mogli ułożyć swoich gości do snu w 15 pokojach, w których może będzie spać 60 gości. Świeżo poślubionym zaoferowany będzie apartament dla nowożeńców, gdzie będą mogli sprawdzić swoje umiejętności w trudnej – wbrew pozorom – „ars amandi”.
Pierwsze wesele odbędzie się w „Parkowej bis” 16 sierpnia. Lokal nie będzie jeszcze dysponował całą gamą zaplanowanych usług, ale imprezy będą mogły się odbywać bez uszczerbku dla ich planowanego wysokiego poziomu. Na przełomie sierpnia i września nastąpi oficjalne otwarcie „Parkowej bis” i już będą Państwo mogli się tam bawić i zabawiać.
Na zakończenie powiem Państwu, że jak zobaczyłem ten napis, to poczułem jakby mi z trzysta lat ubyło. Dźwiga człowiek dość długo ten garb żywota – nieprawdaż?

Jaki tu spokój - fotodziennik budowy - 2



Słowa piosenki dokładnie obrazują, to co dzieje się na budowie strażnicy. A sezon budowlany w pełni! (Achtung: oglądając film - włącz dźwięk!)

Statut, negocjacje i rogale

Powróćmy raz jeszcze do wypowiedzi Przewodniczącego Rady Powiatu zamieszczonej w „Panoramie Leszczyńskiej”. Przewodniczący – z niezmąconym niczym spokojem – rzekł: „W obecnym momencie odwołanie starosty nie jest dobrym pomysłem, choćby dlatego, że trwają ważne negocjacje”. Pozwolę sobie mieć zdanie odrębne niż Przewodniczący.
1. Żadne poważne negocjacje nie mogą się odbywać z tego prostego powodu, iż słowa: „poważne negocjacje” i obecna starościna tworzą niezaprzeczalną dysharmonię. Proszę sobie wyobrazić, iż podczas wykonywania „Jeziora łabędziego” dyrygent postanowił eksperymentować i wprowadził partie solowe gry paznokciem na szkle. To jest wypisz i wymaluj, to samo.
2. W protokołach z posiedzeń Zarządu Powiatu nie znalazłem najmniejszego nawet śladu dyskusji o jakichkolwiek negocjacjach. Pan Przewodniczący chyba nie chce zasugerować Czytelnikom „Panoramy”, iż Zarząd Powiatu nie przestrzega Statutu Powiatu Górowskiego, który w § 61p. 3 ma następujące brzmienie: „Protokół z posiedzenia zarządu powinien dokładnie odzwierciedlać przebieg posiedzenia, a zwłaszcza przebieg dyskusji nad rozstrzygnięciami podejmowanymi przez zarząd”. Przyznacie Państwo, iż wypowiedź Przewodniczącego jest nieco niefortunna. Rzuca cień na członków Zarządu, bo przecież gdyby prowadzili negocjacje, to odzwierciedlenie tego musiałoby – siłą rzeczy i prawa – znaleźć się w protokołach. Ustawa o samorządzie powiatowym oraz statut nie dopuszczają bowiem nieformalnych spotkań Zarządu.
3. Z tego, co dotąd napisałem wynika, iż Przewodniczący coś chyba „pokręcił”. Kontaktowałem się z kilkoma radnymi, którzy stwierdzili, iż o żadnych ważnych negocjacjach niczego nie wiedzą, bo nikt ich o nich nie informował. A przecież nic nie może się dziać poza Radą. O to niegdyś walczył jak lew Przewodniczący, ale był wówczas w opozycji.
4. Szkoda, iż Przewodniczący nie powiedział o jakie negocjacje chodzi. Sytuacja jest dziwna. Przewodniczący wie o negocjacjach, radni nie, a w protokołach nic na temat żadnych ważnych negocjacji nie ma. Chyba, że są to tajne negocjacje. Tu znowu jest problem, bo ustawa precyzuje, co może być tajne. Wydaje mi się, że chodzi tu o sprawy militarne. A to zgoda. Wszystko, co mundurowe zawsze otacza tajemnica. Nie sądzę, że nasz powiat wypowie komuś wojnę. Może jednak chodzić o ćwiczenia z obrony cywilnej. Bardzo praktyczne byłoby szkolenie w maskowaniu. Wielce prawdopodobne jest, iż komorników rój zechce odebrać nam, to co nieopatrznie – zaślepione zyskiem - dały banki. Wówczas maskowanie jest jak najbardziej wskazane.
5. I wiadomość z ostatniej chwili. W przypadku niepowodzeń z poręczeniem 4 baniek przez samorządy dla SP ZOZ jest kolejna opcja. Poręczenia udzieli PSS „Społem” w Górze. Skąd to wiem? Spożywałem dzisiaj na kolację dwa rogale ze znakomitej piekarni tej firmy: jeden lewoskrętny (te zawsze smaruję dżemem) a drugi prawoskrętny (zawsze smarowany masełkiem). Na chwilę przed poziomym rozdzieleniem ich chrupiącej doczesnej materii – myśląc, iż ocalą swój żywot (naiwne!) – wyznały mi to. Jak więc Państwo widzicie źródło informacji jest pewne i sprawdzone oraz w najwyższym stopniu wiarygodne. Tak jak protokoły z posiedzeń Zarządu Powiatu rzecz jasna.

piątek, 25 lipca 2008

Fotodziennik budowy – 1

Każdego dnia będą otrzymywali Państwo zdjęcie, które obrazowało będzie postęp prac przy budowie strażnicy. Jak Państwo widzą, obecnie nie dzieje się nic, nuda – po prostu nuda! Na słowo musicie Państwo mi uwierzyć (a macie inne wyjście?), iż bezruch nie jest winą wykonawcy.

Ewolucja na wspak

Czwartkowe wydanie „Panoramy Leszczyńskiej”. Anna Machowiak – dziennikarka tego tygodnika – napisała artykuł o możliwości zmiany na stanowisku starosty powiatu górowskiego. Autorka – zresztą dobrze i obiektywnie pisząca o naszym powiecie, co nieczęsto w „Panoramie” się wcześniej zdarzało - zebrała dostępne jej opinie na ten temat i zestawiła z sobą. Nikt z pytanych przez uroczą panią Anię (pozdrawiam cieplutko) działaczy nie chciał podać nazwiska kandydata na starostę. Ja znam nazwisko kandydata i za moment Państwo również je poznacie.
Wcześniej jednak zróbmy przegląd opinii zaprezentowanych przez zainteresowanych w sprawie odwołania starościny, a co za tym idzie i całego Zarządu Powiatu. Ojciec Powiatu i koalicji – Władysław Stanisławski – stwierdził: „W obecnym momencie odwołanie starosty nie jest dobrym pomysłem, choćby dlatego, że trwają ważne negocjacje. Wbrew opinii radnego Boguckiego i Hołtry obecny zarząd ma na swoim koncie sukcesy”.
A to wypowiedź potencjalnej ofiary odwołania: „Odkąd zostałam starostą ci panowie mówią o moim odwołaniu”.
Powróćmy do wypowiedzi ojca tej nieszczęsnej koalicji: „Wbrew opinii radnego Boguckiego i Hołtry obecny zarząd ma na swoim koncie sukcesy”. O mój Boże! Toż przecież nikt nie mówi, że nie mają! Któż by śmiał?! Zresztą, jeżeli sam Przewodniczący mówi, że sukcesy są, to nawet gdyby ich nie było – mają być! I ja widzę te sukcesy. I je wymienię. Ale najpierw nazwisko kandydata na starostę. Albo nie! Sukcesy mają pierwszeństwo.
Oto wymieniam sukcesy Zarządu ustami samej „Bukietowej”.
„W związku z tym co wydarzyło się w roku ubiegłym, czyli przyjęciem do realizacji projektowania budowy boiska wielofunkcyjnego przy Liceum Ogólnokształcącym w Górze, podjęliśmy współpracę z innymi jednostkami samorządu terytorialnego, z Urzędem Marszałkowskim, będziemy składać wspólny wniosek do Norweskiego Mechanizmu Finansowego, boisko będzie sfinansowane w całości ze środków zewnętrznych plus do tego zostaną pokryte koszty programów, które będą realizowane w ramach wykorzystania tego boiska. 19 lutego br. został wyznaczony termin na podpisanie umowy w tej sprawie” (Beata Pona – sesja Rady Powiatu z 31 stycznia 2008). No i jest boisko, jak malowane. Tak realne, że aż strach dotknąć.
Inne sławetne dokonanie: „Na ostatniej sesji informowałem Państwa, że w piątek miałam mieć informację od grupy finansowej Galileo w sprawie emisji obligacji przychodowych na rzecz oddłużenia szpitala. Taką informację otrzymałam, została złożona jedna oferta, w pierwszych dniach stycznia ma się pojawić druga. Oferta, która została złożona jest zgodna z naszymi oczekiwaniami i możliwościami”. (Beata Pona – sesja z 15.11.2007). Ofert było zatrzęsienie – brać, wybierać i przebierać! Cały 24 tonowy zestaw Volvo zajechał i Zarząd do dnia dzisiejszego przegląda oferty. Pierwszą tonę ma za sobą. Jeszcze z 20. lat i dojdą do końca.
Kolejny przykład: „Nie zatrudniałam osób, tylko zatrudniłam jedną osobę, a jest to związane z tym, że aktualnie wchodzimy bardzo ostro w proces aspirowania o fundusze Unii Europejskiej i właśnie z tego względu, żeby było jak najwięcej zaangażowanych osób w to zadanie. Te osoby, a jestem tego pewna są w stanie swoje wynagrodzenie wielokrotnie zwrócić pracując na rzecz pozyskania funduszy z zewnątrz i nie sądzę, aby pieniądze na zatrudnienie tej jednej osoby nie zwróciły się wielokrotnie” (Beata Pona – 15.11.2007). Kasa z UE płynie rzeką tak szeroką, że przy niej Amazonka jest tylko wątłym strumykiem. Kasy mamy w bród. Wiecie Państwo, że nawet bank obsługujący konto Starostwa zmieniliśmy. Dotychczasowy odmówił obsługiwania nas. Cwaniaki celowo do przetargu nie stanęli. A dlaczego? Bo nie mieli tak przepastnych sejfów, by przechowywać te miliony zdobyte w procesie: „aspirowania o fundusze Unii Europejskiej” (to nie ja – to „Bukietowa”).
Widzicie Państwo, że sukcesy są i Przewodniczący tylko ze względu na wrodzoną sobie skromność ich nie wymienia. Więc go wyręczam.
Kolejny sukces – program inwestycyjny na rok 2008. A w nim np. kolejny etap termomodernizacji Zespołu Szkół. Zrobiono: podłogi, tynki wewnętrzne, instalację elektryczną, wodno – kanalizacyjną, wykonano instalację teleinformatyczną. Można zajść do Zespołu i zobaczyć, że robota aż furczy. Sukces!
Dzisiaj byłem na placu budowy nowej strażnicy. Tam też robota aż furczy. Koparki, betoniarki, spychacze – robota aż wre. Prąd podłączony, woda doprowadzona, plac budowy inwestor przejął, harmonogram rzeczowo – finansowy sporządzony. I mury pną się aż do chmur. Vivat Zarząd!
Można jeszcze jako sukces wymienić utworzenie z dniem 1 kwietnia e-Urzędu. Już Państwo nie muszą iść po wniosek na paszport. Pobierają sobie Państwo ze strony internetowej Starostwa i cześć.
Tu trzeba jednak stwierdzić, iż okablowaniem jest problem. Ktoś spieprzył specyfikację w zamówieniu publicznym. Stawiam na opozycję: zapewne Hołtra i Bogucki podłożyli świnię Zarządowi. I przetarg trzeba powtórzyć. Ale przecież to nie wina starościny.
Jak więc Państwo widzicie sukcesów bez liku. Trzeba też przyznać, iż Przewodniczący jakby dojrzał i przemyślał wiele ze swojej działalności, którą prowadził jako radny w poprzednich kadencjach. Zestawmy z sobą kilka wypowiedzi, by poznać ewolucję poglądów Ojca Powiatu na różne zagadnienia.
Kadencja Rady Powiatu 2002 – 2006. Obecny Przewodniczący znajduje się w twardej i nieubłaganej opozycji. Jest problem z obsadzeniem Komisji Rewizyjnej. Ówczesny Przewodniczący – Edward Kowalczuk – żali się podczas sesji: „Prace w Komisji (Rewizyjnej – autor) destabilizuje zmiana w składzie. Poza tym radni spoza koalicji nie chcą wejść do jej składu i to też utrudnia pracę” (sesja - 20.11.2003).
Kadencja Rady Powiatu 2006 – 2010. Władysław Stanisławski dzieli i rządzi. Opozycja nie chce wejść do Komisji Rewizyjnej. „Nie obraziłem żadnego z radnych swoim wywiadem, stwierdzam wyraźnie, że obowiązkiem radnego jest praca w komisji i gdybyśmy przeszli do genezy, nie wyprowadzicie mnie z równowagi” (sesja - 31.01.2008).
To co było cnotą, gdy Przewodniczący Rady Powiatu był w opozycji, staje się występkiem, gdy on rządzi.
W sprawie zaciągania kredytów miał Przewodniczący wówczas takie zdanie: „W sumie będziemy mieli 6 mln zł kredytu. To, że Rząd powiedział, że do wysokości 60% kredytu możemy brać kredyt i nic się nie dzieje to jest tylko złudzenie. W takim powiecie jak nasz, gdzie dotacje celowe stanowią ¾ budżetu, nie starczy środków na zwrócenie tych pieniędzy” (sesja - 20.11.2003).
Obecnie mamy 20 mln z hakiem i jakoś nie budzi to zaniepokojenia Przewodniczącego.
Na zaciąganie kredytów, by spłacać zaciągnięte wcześniej Przewodniczący miał również jednoznaczne (i zdrowe) zdanie: „Nie do przyjęcia jest by w budżecie powiatu kredyt spłacać kredytem” (sesja – 25.03.2003).
Teraz nie zaciąga się kredytu, by spłacać poprzedni, ale „konsoliduje” dług. Bardzo elegancka nazwa, nieprawdaż?
Zdroworozsądkowe podejście – będąc w opozycji – prezentował Przewodniczący w sprawie naszego Szpitala: „Zabrakło nam przez kilka ostatnich lat konsekwencji w działaniu jeśli chodzi o SP ZOZ Góra, a przede wszystkim w realizacji restrukturyzacji” (sesja – 29.04.2004).
Wówczas żądał restrukturyzacji a będąc przy władzy uwierzył w obiecanki – cacanki i czeka na cud oddłużenia. O restrukturyzacji zapomniał.
Przewodniczący – będąc w opozycji – wypowiadał się też stanowczo przeciw dyrektorskiej karuzeli w Szpitalu: „Już bardzo dawno mówiliśmy o tym, żeby powołać radę złożoną z lekarzy, ekonomistów mających praktykę i wtedy podejmować konstruktywne decyzje, A nie ciągała zmiana dyrektorów i zmiana programów, z których nic nie wychodzi” (sesja – 6.03.2003).
Po dojściu do władzy zapomniał swojej deklaracji i spuścił dyrekcję Szpitala. Rady oczywiście też nie powołano, bo i po co? Żeby mieli inne zdanie niż Przewodniczący?
Na temat dostarczania materiałów sesyjnych na ostatnia chwilę Przewodniczący miał również stanowczy pogląd: „Zobowiązał się też Pan do opracowania materiałów dot. tego tematu i dostarczenia ich w odpowiednim terminie zapewniającym zapoznanie się z nimi przed sesją. Natomiast sławetne materiały do dyskusji otrzymujemy rano przed sesją, trudno być geniuszem i dyskutować na temat tego programu naprawczego. Jeśli mamy się szanować nawzajem to od początku do końca, taka powinna być zasada” (sesja – 6.03.2003).
Stojąc na czele Rady zapomniał o swojej wypowiedzi i powiela, to co tak bardzo krytykował. Więcej, pozwala też robić to innym.
Będąc w opozycji krytykował działania Zarządu, o których nie informowano Rady: „Wiele spraw zrobiono poza Radą i dlatego nie można się dziwić takiemu postępowaniu oraz nie można twierdzić, że to zła wola” (sesja – 20.11.2003). W tym miejscu wyjaśnienie: sprawa dotyczyła projektu uchwały w sprawie Szpitala, który ukrywano przed radnymi. Dokument „wyciekł” i rządzący zarzucili opozycji złą wolę, granie na Szpitalu, czyli nic nowego.
Ofertę Baronowskiego w sprawie dzierżawy SP ZOZ też ukrywano przed radnymi, ale Przewodniczący rabanu z tego powodu nie robił.
Poprzedniej ekipie nie wyszła sprawa tzw. rolowania długów SP ZOZ. Opozycyjny radny Władysław Stanisławski tak to skwitował: „Bardzo uprzejmie proszę Panie Starosto. Ja jestem człowiekiem honoru, Pan również chyba, myślę, że tak. Powiedzcie, że nie wyszło z Inwest Bondem, czemu tego nie usłyszymy? O tych rzeczach powinniśmy wiedzieć, jakie koszty ponieśliśmy, dlaczego nie trafiliśmy?” (sesja – 6.03.2003).
Obecnemu Zarządowi nie wyszła sprawa emisji obligacji przez firmę Galileo. Czy Państwo wiedzą dlaczego? Nikt się na ten temat nawet nie zająknął. Nawet Przewodniczący.
Ktoś może sobie zadać pytanie: co stało się z tym człowiekiem? Gdzie podział się człowiek, który przewodził opozycji, potrafił jasno i wyraźnie wskazywać braki, uchybienia i rażące błędy. Odpowiedź jest prozaiczna i wygłoszona została przez samego Przewodniczącego, gdy ułożona przez niego koalicja znalazła się u władzy: „No rzeczywiście dziwna to amnezja. Muszę powiedzieć, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia” (sesja – 15.11.2007).
P.S.
Przypomniało mi się, iż miałem podać nazwisko kandydata na starostę. Z całą pewnością będzie to ...., no! Zaraz, zaraz – niech sobie przypomnę. Mmmmmmmmmmmmm..., to może innym razem, bo dzisiaj nie dam rady.

wtorek, 22 lipca 2008

Dzień dumy

Od dnia dzisiejszego możemy odliczać czas do powstania przy ulicy Witosa nowej strażnicy. Obiekt będzie na miarę XXI wieku a przy okazji nasze miasto wzbogaci się o ładny obiekt architektoniczny. Ten dzień był tryumfem jednego człowieka: komendanta naszej straży – Arkadiusza Szupera. Jeżeli ktoś chciał dzisiaj widzieć naprawdę szczęśliwego człowieka, to niech żałuje, iż nie był na uroczystości wmurowania aktu erekcyjnego. To Arkadiusz Szuper jest ojcem sukcesu, dzięki któremu będziemy mieli w Górze nowoczesny budynek Straży Pożarnej. Za upór z jakim dążył do celu, konsekwencję i wytrwałość należą mu się słowa najwyższego uznania. A lekko mu nie było. To nie laurka – to prawda.
Uroczystość wmurowania aktu erekcyjnego przebiegała harmonijnie i planowo. Nie będę tu przytaczał mów osobistości, bo nie o to idzie. Nastrój jaki panował podczas uroczystości był bardzo przyjemny i pozbawiony patosu – rzec można, iż miał charakter spotkania dobrych przyjaciół, którzy wspólnie postanowili spędzić z sobą chwilę czasu.
Były mowy, był element mistyczny i było sporo żartów i śmiechu. Te ostatnie elementy pojawiały się w chwili składania podpisów pod aktem erekcyjnym oraz w momencie wmurowywania go w – chwilowo prowizoryczny – fundament. Nie o to jednak idzie, że coś zrobiono w pośpiechu i „na wariata”. Ważne, iż dokonał się pewien symboliczny akt, który najważniejszy jest dla strażaków – ludzi często ryzykujących własne życie, by ratować życie bliźniego i jego dobytek.
Tak naprawdę cieszę się z tego, co dzisiaj się dokonało. Jako homo goraviensis zawsze odczuwam radość, gdy w moim mieście dzieje się coś dobrego, co miasto to wzbogaca i czyni piękniejszym. Wszystkim działaniom, które krzywdzą moje i górowian miasto zawsze będę mówił „nie!”
Dzisiaj to już nie jest ważne, że tak naprawdę nie ma jeszcze placu budowy z prawdziwego zdarzenia a umowa na budowę strażnicy będzie podpisana dopiero jutro, że jeszcze nie ma podciągniętej energii elektrycznej, wody i fundamentów godnych tej nazwy. Jest czas kpin i jest czas dumy. Dzisiaj jest dzień dumy.a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhi5WKCG3fbQ_RwOG6sLvo_7gFRYgoTcmR04sfltMWlmmxlJqBlCBTlt1Fs_O3hOapaHdsNj8rIasQWn5ApUrrFBXitw5RjZexIuB-Xm3BIQ0RttNwebbTtW_QBJv5NiTZGi8JtOFS-I7Lj/s1600-h/Stanis%C5%82awski+-+podpis.jpg">

Unikat nad Baryczą

Koleje żelazne znikły z krajobrazu powiatu górowskiego, górowskiego to chyba bezpowrotnie. Młodzi mieszkańcy ziemi górowskiej nie mają już szans na przejażdżkę na trasie Góra – Bojanowo, które stanowiło ważną stację węzłową, skąd „łapało” się połączenia w szeroki świat. Nie ma linii Góra – Głogów. Nie słyszymy już stukotu przejeżdżającego pociągu, gwizdu lokomotywy. To „se ne wrati”, jak mówią nasi południowi sąsiedzi. O istnieniu tych połączeń pamięta wielu z nas. Znacznie mniej pamięta o innych liniach kolejowych, które ongiś przecinały nasz powiat. Kto dzisiaj pamięta taką oto linię: Krzelów – Wyszęcice – Gryżyce – Rajczyn – Jemielno – Bieliszów – Chobienia – Lubów – Irządze – Luboszyce – Bełcz Wielki – Osetio Wielkie – Rogów Górowski – Stara Góra – Góra. Niewielu. Po tej linii pozostały jedynie coraz bardziej niewidoczne nasypy kolejowe, budynki stacyjne (część z nich istnieje do dzisiaj pełniąc inną funkcję a inne przestały istnieć).
Linia kolejowa Góra – Krzelów powstała na początku 20. wieku. Nie ma zgodności., co do daty jej budowy. Źródła niemieckie podają datę 30.01.1909 r., jako początek jej eksploatacji. W opracowaniach polskich występuje data 25 września 1916 roku. Wówczas na tej trasie zaczął się ruch towarowy. Z dniem 24 maja 1917 roku zaczęły na niej kursować pociągi pasażerskie. I tak to trwało bez zmian do roku 1960, kiedy zamknięto na tej trasie ruch dla pociągów pasażerskich, by w 1964 roku zlikwidować również ruch pociągów towarowych. Przez następnych 14 lat linia porastała chwastami i popadała w zapomnienie. W roku 1978 podjęto decyzję o fizycznej likwidacji torów. Zbiegło się to w czasie z hasłem ówczesnej propagandy gierkowskiej: „więcej złomu – więcej stali”. Do roku 1984 demontowano szyny.
Nie wszystko jednak – na szczęście – poszło do wielkich pieców. W Osetnie ocalał most kolejowy. W chwili obecnej jest on wpisany na listę obiektów podlegających ochronie konserwatorskiej. Jest to jeden z nielicznych obiektów inżynierii kolejowej, który przetrwał do naszych czasów w dość dobrym stanie. Wyjątkowość tego obiektu polega na tym, iż most ten jest w całości nitowany. Połączenia nitowane były w 2. połowie XIX wieku i do II wojny światowej najczęściej stosowane przy budowie tego typu obiektów. Co wiemy o moście kolejowym w Ostenie? Wiemy, iż stal na ten obiekt wyprodukowana została w hucie „Pokój” – Friedenshütte – która funkcjonuje do dnia dzisiejszego w Rudzie Śląskiej. Most ma trzy przęsła. Szerokość mostu 4,20 a wysokość 5,20. Do jego zespolenia zużyto ok. 150 tysięcy nitów. Czas powstania konstrukcji nie jest dokładnie określony, co wynika z rozbieżności – o których wspomniałem wcześniej – w źródłach.
Konstrukcja jest do dnia dzisiejszego solidna.
Przetrwała burze i zawieruchy dziejowe. Może jednak nie przetrwać amatorów złomu. Do chwili obecnej nie poczynili oni większych szkód. Wycięto (fleksem) barierki, których trzymał się dróżnik idący na obchód torów.Za pomocą acetylenu wycięto jedną – jak dotąd - belkę stalową.Ten ostatni przypadek świadczy o dobrym uzbrojeniu technicznym amatorów dekonstrukcji.
Most stanowi własność gminy Góra (działka nr 90). Położony jest na uboczu a więc z dala od ludzkich oczu. O próbach jego zdemontowania świadczą łby nitów rozrzuconych wokół mostu. Straty na razie nie są duże, ale przy korzystnych notowaniach złomu w punktach skupu można spodziewać się mało sympatycznych zmian dotychczasowego stanu rzeczy. Warto więc by było, by władze gminy zainteresowały się tym unikatowym obiektem i zorganizowały jakąś formę nadzory nad nim, w celu monitorowania bieżącej sytuacji. Przyjaciele moi i mostu. Niezwykle sympatyczni - nieprawdaż?