wtorek, 29 grudnia 2009

Spór o cyfry

Podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej uchwalony został budżet naszej gminy na 2010 rok. Wysokość dochodów budżetowych oszacowana została na poziomie 53.258.726 zł. Wydatki przewidziano w wysokości 65.970.672 zł. W budżecie na rok 2010 będziemy mieli deficyt w wyskości 12.711.946 zł.

Ten właśnie deficyt stał się kością niezgody pomiędzy burmistrzem Ireną Krzyszkiewicz a opozycją w radzie.
Radna Teresa Frączkiewicz zarzuciła podczas sesji burmistrz Irenie Krzyszkiewicz, iż jej polityka finansowa powoduje nadmierne zadłużenie budżetu gminy. Tu trzeba wspomnieć, iż w myśl ustawy o finansach publicznych zobowiązania z tytułu zaciągniętych pożyczek i kredytów nie przekraczają w naszym przypadku 60% planowanych dochodów w latach spłaty zaciągniętych zobowiązań, a łączna kwota przypadająca do spłaty rat kredytów i pożyczek wraz z odsetkami będzie się kształtować na poziomie poniżej 15% planowanych dochodów.

Na rok 2010 poziom zadłużenia naszej gminy będzie wynosił 41,58% dochodów budżetu. Natomiast obsługa tegoż zadłużenia będzie stanowiła 9,56% dochodów budżetu. Jak więc Państwo widzą dość daleko jest jeszcze do progu, przy którym należałoby dąć w surmy i na koń wsiadać. Larum bowiem – na szczęście – jeszcze nie grają.

Spór powstał o dość niezręczną nazwę, którego użyła burmistrz: “sztuczny deficyt”. Zupełnie “sztuczny” to on nie jest. Niemniej burmistrz Irena Krzyszkiewicz ma w dużym stopniu rację, iż deficyt ten nie jest straszny i źle wygląda jedynie na papierze.
A co idzie spór?

Pokrótce sprawa wygląda tak. W wykazie zadań inwestycyjnych na lata 2010 – 2011, który przyjęty został przez radnych znajduje się 57 zadań inwestycyjnych. Spośród tych 57 zadań aż 33 rozpocznie się i zakończy w roku 2010. Dla 8 spośród 33 inwestycji, które rozpoczęte i zakończone mają być w 2010 roku przewidziane jest pozyskanie środków spoza budżetu gminy.

Problem polega na tym, iż dofinansowanie uzyskuje się nie przed, ale po zakończeniu inwestycji. Aby rozpocząć inwestycję i ją zakończyć należy mieć kasę. A my kasy nie mamy! Więc musimy posiłkować się pożyczkami. Wybór bowiem jest prosty: albo pożyczamy i inwestujemy, albo tkwimy w miejscu, chodzimy po krzywych chodnikach, żle oświetlonych ulicach, zaniedbanych parkach, nie remontujemy świetlic wiejskich, nie kanalizujemy gminy, nie uzbrajamy terenów pod budownictwo jednorodzinne, nie budujemy mieszkań socjalnych, itp. I wówczas możemy klnąć żywym i barwnym językiem władzę pytając: dlaczego oni nic nie robią?! Czy w takim przypadku rzeczywiście jest jakiś wybór?

Ta ekipa rządząca postanowiła inwestować i rozwijać gminę. Ceną za ten rozwój jest deficyt.
Na forum “Elki” mamy klasyczny przykład dyskusji, która absolutnie niczego nowego nie wnosi a wręcz przeciwnie – dezinformuje.

Budżet gminy na rok przyszły i dwa kolejne lata jest zdecydowanie proinwestycyjny. Nakłady na inwestycje sięgnąw roku 2010 kwoty – 17.180.088 zł, co daje 33% budżetu gminy. Jest to ogromny wysiłek inwestycyjny, ale gra jest warta świeczki, bo oczekujemy zwrotu aż 9.455.821 zł spoza budżetu naszej gminy.
Gra jest więc warta świeczki, ale pod warynkiem, że będziemy pożyczali pieniądze na realizację inwestycji.

Przypatrzmy się schematowi działania systemu dofinansowania ze środków unijnych i innych (korzystali będziemy bowiem z dofinansowania aż z 10 różnych programów).

W tym roku rozpoczęliśmy budowę ośrodka rehabilitacji dla dzieci niepełnosprawnych na osiedlu Kazimierza Wielkiego. Do tej inwestycji – po jej zakończeniu – otrzymamy dofinansowanie w wysokości ok. 1 mln. Do budowy – po jej zakończeniu – Centrum Kulturalno – Sportowego w Witoszycach otrzymamy dofinansowanie w wysokości ok. 0,5 mln zł. Dofinansowanie do budowy kanalizacji sanitarnej w miejscowościach Włodków Dolny i Kruszyniec wyniesie ok. 2 mln zł. To wszystko do naszej gminnej kasy “spłynie” po zakończeniu inwestycji.

A wpływ tej gotówki na konto spowoduje automatycznie spadek deficytu, bo jgo wysokość nie jest stała. Z każdą ukończoną inwestycją, na którą otrzymamy dofinansowanie deficyt będzie się zmniejszał. Widać to zresztą po prognozie zadłużenia na rok 2011. Wyniesie ono wówczas 29,65% naszego dochodu. W roku kolejnym – 2012 – nasze zdłużenie będzie wysnosiło już 21,02%, by w roku 2013 osiągnąć – 13,06%.

Niektórzy dyskutanci na forach zachowują sie tak, jakby nasza gmina zaczęła się zadłużać od czasów obecnie rządzącej ekipy. A prawda jest taka, co można sprawdzić na BIP – ie, iż w roku 2007 nasza gmina zadłuzona była na kwotę 11.374.000 zł. Daleki jestem od wypominania tego długu byłemu burmistrzowi Tadeuszowi Wrotkowskiemu, bo coś zrobił pozżytecznego dla miasta. Z szacunku dla faktów nie powinno się o tym zapominać.

Z tym długiem przyszło się zmagać nowej ekipie. Przypomnijmy sobie jaka była sytuacja budżetu w roku 2008. A było tak. Przewidywano deficyt nha poziomie 4.714.085 zł. Do tego należy dodać ratę na spłatę zaciągniętych wcześniej kredytów w wysokości 3.783.550 zł. Z prostego rachunku wynikało, iż musimy zaciągnąć kolejny kredyt w wysokości ok. 8,5 mln zł. Kredyt zaciągnęliśmy, ale w wysokości jedynie 3,5 mln zł. Ten dobry efekt finansowy uzyskaliśmy dzięki dyscyplinie finansowej i wzrostowi dochodów własnych gminy. I to jest sukces, i to duży tej ekipy.

Przewiduje się, iż ten 12 mln deficyt zakładany na rok 2010 na koniec roku nie zaistnieje w tej wysokości. Szacunek mówi o 3 – 4 mln zł na koniec 2010 roku.

Wypowiedzi na internetowych forach są pełnje emocji a wyprane z faktów. Dyskutanci – niektórzy – starają się wywołać wrażenie, iż tylko w naszej gminie jest tak wielki deficyt, który zagraża bytowi gminy.

W sąsiedniej Wschowie, gdzie realizowany jest równie ambitny program inwestycyjny, sytuacja jest wypisz – wymaluj jak u nas. Ich poziom zadłużenia przekroczy w roku 201043%. Ale i tam opozycja głośno krzyczy o nadmiernym zadłużeniu gminy. I ma takie prawo, bo jest to “wilcze prawo opozycji”! U nas natomiast kwitnie jeszcze taki durny zwyczaj, który ociera się o wazeliniarstwo. Oto w ostatnim numerze “Przeglądu Górowskiego” czytam w sprawozdaniu z sesji: “Wiceprzewodniczący Andrzej Patronowski bardziej stwierdził, niż zapytał, że dziwią go “podjazdy” w stosunku do pani burmistrz”. Mnie zdziwienie wiceprzewodniczącego wybranego na tą funkcję za 7 czy 8 podejściem nie dziwi. Natomiast bardzo się zdziwię, jak zostanie ponownie radnym, bo ani wiedzy ani też kompetencji ku temu nie posiada – czego dowodem powyższy cytat. Oprócz “zdziwnienia” i podlizuchy w stronę Ireny Krzyszkiewicz nie ma on absolutnie nic do zaoferowania.

Z oceną wysokosci deficytu oraz rozwiązaniem problemu, czy jest on “sztuczny”, czy tylko wynika z uwarunkowań technicznych i rachunkowych wstrzymałbym się do końca I półrocza. Bo nie należy zapominać, iż wciąż jest to “plan inwestycji”, które zamierzamy zrealizować, co nie musi oznaczać, że zrealizujemygo w 100%. Gdyby jednak tak się stało, nie widzę powodów do rozdzierania szat. Byłbym szczęśliwy.

Brak komentarzy: