poniedziałek, 1 marca 2010

Dziki Zachód. Zakorzenianie - cz. XI

Ciekawą sytuację związaną z Rosjanami wspomina z uśmiechem na twarzy Krystyna Błasiak - Tarnawska:

W mieście byli Rosjanie, było do czynienia z nimi nawet śmieszne. Mieli oni w mieście zajęte domy, gdzieś tam spotkali jakąś dziewczynkę i tak się z nimi kontaktowała, romansowała. No i czy ona z nimi się umówiła nie wiem. Także ona mieszkała blisko nas, a Rosjanie wybrali się do niej w odwiedziny, a pomylili domy i przyszli do naszego domu. Stuka, stuka, drzwi były zamknięte na dole, a ja z siostrą byliśmy akurat na górze i my zaglądamy przez okno, kto to tam tak stuka. Zaglądamy dyskretnie, siostra się odezwała: »Czego tam tak wali!« »Dziewuszka otkraj.«
To było w jesieni bo chryzantemy kwitły, a miałyśmy w doniczkach, no to jak ich wypłoszyć? Wzięłam doniczkę, dwie były na oknie i puściłam…, a oni: »Dziewuszka nie grasaj!« i oni już więcej nie przychodzili
”.

Młodzież z okolicznych wsi często spędzała czas w świetlicach wiejskich. W ramach oświaty pozaszkolnej w 1945 roku Inspektorat Szkolny przy pomocy nauczycieli zaczął tworzyć świetlice, w celu „przetworzenia luźnych gromad osadniczych w środowiska społeczne.” Już w 1945 na terenie powiatu działało kilka świetlic, w których byłe czynne zespoły śpiewacze, teatralne i czytelnicze. Niektóre świetlice odgrywały przedstawienia, z których fundusze przeznaczane były na cele społeczne.

Tuż po wojnie w Górze i okolicach zaczęto organizować zabawy. Jednym z „grajków” na zabawach w Górze był Czesław Kapała:

Rozrywka była w kinie i w „Syrenie.” Grałem tam na akordeonie, Niemiec też był, grał bardzo pięknie na skrzypcach. Ja się z nim dogadałem. Piosenki były do tańca, ludzie bawili się na sto dwa. Pełno ludzi zawsze było. Bawili się póki się nie rozeszli. Niemiec był zadowolony, ludzie trochę grosza mieli to rzucili mu”.

Stefan Pojasekrelacjonował:

Rozrywka w szkole poniemieckiej, drugi dom od krzyża, tam była szkoła, a w tej szkole zabawy, potańcówki. Harmoszka była, były zbieraniny narodów z Wileńszczyzny, Białorusi, Tarnopola, więc były piosenki poniemieckie, przedwojenne, skąd kto pochodził, gdzie wieś to inna pieśń”.
Po zaznanej gehennie wojennej, każdy człowiek się cieszył że przy życiu został i dlatego ludzie współżyli ze sobą w zgodzie i pomagali sobie nawzajem
."

Anna Danuta Nowak wspominała:

Ludzie byli bardzo przyjaźni, po prostu ludzie spotykali się, nikt się nie znał, a już dzień dobry!, na ulicy, skąd przyjechałaś?, przyjechałeś? Było tak bardzo rodzinie”.

Krystyna Błasiak - Tarnawska relacjonowała:

Ludzie robili jak mogli, jeden drugiemu pomagał. Było takie zgranie, zżycie, chociaż każdy był z innych stron, jeden drugiego ratował, nie jak teraz idzie moda amerykańska.”

Diana Zwacholska komentowała:

"Ludzie byli lepiej nastawieni, lepiej niż teraz, pomagali jeden drugiemu, jak jednemu było trzeba pomóc, to wszyscy szli, a teraz bogaty nie zwraca uwagi na biednego. Wszyscy byli równi sobie”.

Regina Mieszkiewicz wyszła za mąż jesienią 1945 r., ten szczególny czas miała w pamięci:

Przyszedł czas żeby się żenić. Jak, wychodzić za mąż? Ani nic kupić, sukienki żadnej, ani co jeść, po prostu nic. Miałam szczęście. Była koleżanka, ja jej w ogóle nie znałam, spotkałam, »dzień dobry!« »dzień dobry! Co tam słychać Reniuś?« »Za mąż wychodzę, tak po trochę, po trochę.« Ta koleżanka miała dużą sukienkę, miała pantofle, biały welon i ona mówi: »Ja nie wiem czy kiedyś wyjdę za mąż czy nie wyjdę, ale ja tobie wypożyczę.«
Z naszej strony byli tutaj muzykanci, jak się dowiedzieli, że ja za mąż wychodzę to przychodzili ich pięciu i za darmo grali te kawalery. Ale brat mówi: »Ale co będziemy jeść? Fryzjerka przyszła to co, za darmo będzie robić i ta dziewczynka, która wypożyczyła to wszystko do ślubu?« Brat mówi: »Co trzeba zaprosić.« Ale jeść nie ma co. »No nie ma, co zrobisz, weźmiesz ślub normalnie
i koniec.« Za tydzień czasu na zapowiedzi. Mieliśmy dużo maszyn do szycia. Znajomy szedł koło nas i mój brat mówi: »A ty czego tak spacerujesz?«
»Chcę maszynę do szycia kupić, bo żona potrzebuje, umie szyć, ale maszyny nie ma.«Brat mówi: »ja mam do sprzedania, chcesz to tobie sprzedam«. Kupił od razu. Brat mówi: »Słuchaj Reniu, idziemy do sklepów.«
Ludzie mięsa mieli. No i kupili wszystkiego po trochu. Zakąski było trochu, sąsiad wódkę pędził to odsprzedał. Kościelny ślub był. Bawiliśmy się całą noc. Tańczyliśmy, muzykanci grali, zaprosiliśmy sąsiadów, koleżanki były. Było jak na prawdziwym weselu. Wszystko to odbyło się jesienią 45 r. i zamieszkałam u męża
”.

Z różnych miejsc pochodzili ludzie. Były różne narody, więc ludzie nie mogli między sobą Edward Korotecki twierdził, że:

Język wileński czy lwowski tak się zasadniczo różnił że czasami trudno zrozumieć o co chodzi”.
WIKTORIA LERCH mówiła: Sąsiad robił huśtawkę, a ja mówię, co sąsiad robi »kaczele«, o co chodzi? Ludzie rozmaicie gadali. Tak samo u nas jałówka, a u nich ciołka
”.

Czesław Kapała wspominał:

Z początku jak przyjechały pierwsze transporty, to przeważnie wszyscy dobrze po rusku gadali, to Ruscy myśleli że to Ruscy przyjechali, dopiero później kapli się, że to repatrianci”.

Czas pierwszych powojennych świąt Bożego Narodzenia w pamięci i odczuciu ludzi wywołał często smutek i łzy. W tym najważniejszym chyba dniu w roku brakowało często przy wigilijnym stole osób najbliższych. Jedna z rozmówczyń wspomniała, że nawet nie było opłatka. Bywało również tak, że w tym czasie był prawdziwy nastrój świąteczny.

Wanda Gryzia ze łzami w oczach wspominała pierwsze po wojnie święta:

W święta każdy się popłakał, dosyć że na stole nic nie było, to najważniejszych osób nie było – ojca i mego męża. Każdy się napłakał. To wszystko wspomnienia to lepiej nie wspominać…

Edward Korotecki tak wspominał pierwsze Boże Narodzenie:

Święta były smutne, bo ciągle czekaliśmy na ojca. Mama po kątach opłakiwała, że już nie przyjedzie i co będziemy tu robili, czy nie warto wracać z powrotem na Wschód. Na święta była choinka, niektóre ozdoby przywieźliśmy ze Wschodu. Było to co trzeba, były uszka, barszcz, przysmaki które znamy ze Wschodu. Kutia, ryba, kapusta. Stryjek postarał się
o prezenty. Święta z kolędami, mój stryjek grał na skrzypcach
”.

Wiktoria Lerch relacjonowała:

Boże Narodzenie było smutne. Tam na Wschodzie inaczej, tam gdzie człowiek się urodził zawsze będzie chwalił swoje”.

Ludwika Grudecka wspominała:

Na Boże Narodzenie mieliśmy choinkę z grubymi szpilkami. Po świerk w głąb lasu baliśmy się iść. Ozdobiliśmy ją złotkiem, papierkami, jabłkami, nawet zawijaliśmy czerwone buraki bo wydawało się nam, że to są cukierki. Była to choinka bardzo skromniutka. Bułki się piekło, rogaliki, pierogi się nauczyłam gotować. Pierogi były z kapusty, z grzybami, z kutii. Jeden drugiemu pomagał, ten miał mak, miód i tak się dzieliło. Był też kurczak, opłatek, owoce suszone, kompot. Tradycją ludzi zza Buga było, że stawiało się w kącie snopek pszenicy, a na podłogę ścieliło się słomę i rzucało się na to orzechy, a my mieliśmy szukać. To był zwyczaj”.

C.d.n.

Brak komentarzy: