wtorek, 29 kwietnia 2008

Bez niespodzianek

Dzisiejszą sesję Rady Powiatu poprzedziło posiedzenie Komisji Finansów i Budżetu. Tematem wiodącym nie była jednak sprawa udzielenia bądź nieudzielenia absolutorium z wykonania budżetu za rok 2007, ale protokół z przeprowadzonej przez radnych - w Szpitalu - kontroli. Omawianie tego dokumentu zajęło większą część posiedzenia tego gremium. Absolutorium zostało przyjęte a wykonania budżetu nie zakwestionowała Regionalna Izba Obrachunkowa we Wrocławiu. Na uwagę i pamięć zasługują jednak słowa Edwarda Szendryka, który rzucił takie oto sformułowania dotyczące Szpitala: "6 lat przetrwał, to przetrwa" oraz "wierzę, że z tego Szpitala da się cacko zrobić". Tak to w oderwaniu od brutalnej rzeczywistości stanu finansów naszego Szpitala - który przecież kontrolował - żyje i fantazjuje wiceprzewodniczący Rady Powiatu. Chyba więc Państwa już nie dziwi beztroska Zarządu i poszczególnych radnych powiatowych wchodzących w skład koalicji. To trend ogólnie panujący wśród koalicjantów, który określić można słowami: "nasz chata z kraja". Ale jaki kaliber ludzi, takie myśli, pomysły i czyny. W tym przypadku mamy kaliber kapiszonowy.
O godzinie 10 rozpoczęła się sesja absolutoryjna. Do wykonania budżetu przez nasz samorząd odniósł się radny Marek Hołtra, który przypomniał o uwagach, jakie opozycja wnosiła podczas obrad komisji i sesji do sposobu, w jaki konstruowany był budżet. Radny w krótkim przemówieniu przypomniał przypadki ewidentnej rozrzutności Zarządu, podając przykłady: finansowanie nielegalnych czasopism, nieodpłatne przekazanie budynku po przychodni w Wąsoszu na rzecz tej gminy, nieuregulowane sprawy wynagrodzeń, przekraczanie budżetu w jednostkach oświatowych, zaciągnięcie kredytu w wysokości 11 mln zł, który niczego nie zmienił w sytuacji Szpitala a stał się powodem zaniechania restrukturyzacji przez Zarząd Powiatu. W pełni poparł go radny Kazimierz Bogucki, który nawiązał do nieobecności członków Zarządu (Jana Sowy, Stefana Mrówki i Tadeusza Bireckiego) na dwóch spotkaniach poświęconych sytuacji Szpitala i szukania dróg wyjścia z sytuacji kryzysowej. Żaden z członków Zarządu nie uważał za stosowne udzielić wyjaśnień na temat powodów swojej absencji. Przewodniczący najwyraźniej nie ma już wpływu na członków koalicji, którzy nie wywiązują się ze swoich obowiązków.
Z dużą ironią radny Bogucki stwierdził, że w związku z tym, iż koalicja ma w Radzie większość, może ona: "zrobić zimę latem".
Wynik głosowania nad absolutorium dla Zarządu był przesądzony. Za - 9, przeciw - 3, wstrzymujące - 2. Dokonano również zmian w budżecie na ten rok. Policja otrzyma 14 tys. zł dofinansowania na zakup samochodu.
Z projektem uchwały w tej sprawie była sytuacja nieco niezręczna. Okazało się, iż oprócz Komisji Budżetu i Finansów żadna inna komisja nim się nie zajmowała. A powinna choćby Komisja Porządku Publicznego, bo to leży w zakresie jej zainteresowań (ze słowem: "zainteresowań" trochę przesadziłem, gdyż charakterystyczną cechą większej części koalicyjnych radnych jest troska, by sesja się nie przeciągnęła).
W ostatnim punkcie sesji zabrałem głos i podziękowałem Zarządowi za "trud i wysiłek", który włożył w uregulowanie problemu deficytu, jaki corocznie przynosił budynek "starej przychodni". Za rok 2007 - po raz pierwszy - z dzierżaw pomieszczeń, tam się znajdujących, Starostwo Powiatowe uzyskało bardzo delikatną nadwyżkę w wysokości 2876,73 zł. Jednocześnie zwróciłem radnym uwagę na ogromną dekapitalizację tego budynku i konieczność opracowania takich zasad dzierżaw, by można było z uzyskanych wpływów dokonywać napraw. Jako kandydatów do podwyżek stawek czynszu (nie szkodzi, że kolejnych!) wspomniałem swoich ulubieńców - znajdujące się tam firmy medyczne. Ktoś spytać może: dlaczego swoje zasługi na tej niwie oddałem Zarządowi? Wyjaśniam: wbrew pokutującym o mnie plotkom jestem bardzo uczuciowy. Zarząd nie może odnotować żadnych sukcesów, toteż powodowany uczuciem głębokiego miłosierdzia oddałem swój własny. Na sukcesach mi nie zależy, bo mogę je sobie zdobyć na każdej sesji. Wśród koalicjantów nie widzę przeciwnika, oczywiście oprócz przewodniczącego.
Końcówka sesji należała do Jana Sowy. Zapytany przez pielęgniarkę Iwonę Kawkową o przyszłość Szpitala radny i wielokadencyjny członek Zarządu odpowiedział, iż on nie jest dyrektorem tej jednostki, bo gdyby był, to by wiedział. Wówczas z rzędów dla publiczności, ktoś odrzekł: "I nie będziesz". Kiedy Iwona Kawka spytała się radnego, czy uzyska odpowiedź na zadane pytanie Jan Sowa z wyraźną złością odrzekł: "Nie!". Radnemu Sowie kolejny raz coś zaszwankowało w nieskomplikowanym - w jego przypadku - mechanizmie regulującym przepływ szarych komórek. Zapomniał o tym, iż funkcja radnego jest służbą wobec społeczności lokalnej. Za udzielanie odpowiedzi bierze pieniądze i ma obowiązek odpowiadać - najlepiej jak z nut. Chamówa, jaką radny Sowa zaprezentował wobec ciężko pracującej pielęgniarki, która reprezentowała interesy swoich koleżanek i po prostu chciała wiedzieć, jest niedopuszczalna. Szkoda, że na sali nie znalazł się nikt z refleksem. Gdyby w tym momencie ktoś z radnych postawił wniosek o odwołanie Sowy z funkcji członka Zarządu, to jego szkodliwa "kariera" we władzach samorządowych dobiegłaby zasłużonego i oczekiwanego przez wszystkich końca. Miejmy jednak nadzieję, że to, co się odwlecze, to nie uciecze. (x)

Brak komentarzy: