wtorek, 1 kwietnia 2008

Tajne/specjalnego znaczenia

W dniu dzisiejszym odbyło się tajne zebranie Zarządu Powiatu. Aby zebranie skutecznie utajnić, członkowie Zarządu przybyli do gmachu Starostwa o godzinie 5 rano. Już 10 minut przed piątą jako pierwszy zjawił się członek Zarządu Stefan Mrówka, który przyjechał z Wąsosza na hulajnodze. Pojazd ów otrzymał on na pamiątkę chrztu cywilnego od Bolesława Bieruta, który, jak głosi wieść gminna, był jego papcią chrzestnym. Użycie tego pojazdu miało na celu ukrycie faktu opuszczenia Wąsosza, albowiem samochód Stefana Mrówki nie posiada od 29 lat rury wydechowej, co powoduje, iż każde odpalenie silnika znane jest wszystkim w promieniu 15 km. A co tajemnica, to tajemnica. Jako drugi przybył na spotkanie członek Jan Sowa. Członek - Zarządu oczywiście - Jan Sowa dotarł na spotkanie wozem drabiniastym, który okazyjnie zatrzymał na stopie. Trzecim członkiem - Zarządu oczywiście - który stawił się na to tajne superspotkanie był wicestarosta Tadeusz Birecki. Ten członek - Zarządu rzecz jasna - przybył piechotą. By trudniej było go rozpoznać przebrał się w niemowlaka w beciku. Dla jeszcze większego kamuflażu do ust wziął butelkę ze smoczkiem. Ostatnią osobą przybyłą na supertajne spotkanie była starościna Beata "Bukietowa" Pona. W celu zmylenia wrogów przebrała się ona w strój do jazdy konnej, ale z braku konia przybyła na sławetnej "Mućce". "Mućka" przeszła do historii dzięki temu, iż osobiście poklepał ją podczas gospodarskiej wizyty Edward Gierek, co spowodowało, iż zamiast dawać mleko znosi ona jajka.
Tematem zebrania Zarządu było podjęcie uchwały, iż czas się wziąć do pracy. Członkowie Zarządu zgodnie doszli do wniosku, iż nie jest dobrze. Dyskusję zagaił wicestarosta Tadeusz Birecki. W swoim wystąpieniu stwierdził, iż: "na froncie myślenia występują pewne braki. Braki te spowodowane są knowaniami określonych sił, których celem jest dyskredytowanie niewątpliwych osiągnięć Zarządu. Osiągnięcia Zarządu są bezdyskusyjne. Każdy człowiek dobrej woli je dostrzeże. Wymienię je według ważności. Po pierwsze: wciąż trwamy na stanowiskach i bierzemy pensje! (w tym miejscu zerwały się burzliwe oklaski). Po drugie: nadeszła wiosna. Po trzecie: będzie lato. Jak więc towarzysze widzicie, nasze sukcesy mają wymiar globalny".
Ochy i achy towarzyszyły przemówieniu Tadeusza Bireckiego, który wyraźnie wzruszony otarł sobie gluta rękawem od marynarki, pozbawionego w tym celu guzików w lewym mankiecie. BHP - przede wszystkim!
Następnym dyskutantem był członek - Zarządu, a jakże by inaczej - Stefan Mrówka. Ten członek - Zarządu, bez dwóch zdań! - w swojej wypowiedzi stwierdził: "Towarzysze! W całej pełni i rozciągłości zgadzam się ze stanowiskiem i opinią bliskiego mojemu sercu i duszy towarzyszem Tadeuszem Bireckim. Czasy są obecnie ciężkie. Wrogowie podnoszą jawnie głowę i ośmielają się nas krytykować. Niestety, nie ma już bijącego serca partii - mówię o ORMO - które by przywróciło boski porządek rzeczy. (- A co z ZOMO? - wyszeptał Tadzio Birecki.) Głowę podnosi chuliganka i ekstrema! Czy było do pomyślenia za moich i Twoich Tadeuszu czasów, by ktoś szperał w papierach, które w trudzie i znoju stworzyliśmy?! (Tu wtrącił się towarzysz Tadeusz stwierdzając: nigdy Stefciu!) Dlatego postuluję: żadnych papierów, żadnego słowa drukowanego, bo wróg wykorzysta to przeciwko nam".
- Towarzysze - odezwał się członek (Zarządu) Jan Sowa. Wszystko to, co powiedzieliście nacechowane jest głęboką mądrością życiową. Chodzi jednak o to, by zacząć pracować!
- Ale jak? - spytała starościna otrzepując z ubrania resztki sierści przesławnej "Mućki".
Zapanowało głębokie milczenie, które przerwał Tadeusz Birecki:
- Towarzysze, powiem szczerze: w tej dziedzinie jestem kompletnym laikiem. Od urodzenia przeznaczony byłem do stanu dyrektorskiego. Nie powiem, że praca jest mi wstrętna. Ja rozumiem ludzi, którzy pracują na mnie, ale (tu głos mu się załamał) ja osobiście z pracą nigdy nic wspólnego nie miałem (zaszlochał rozpaczliwie i ponownie starł gluta rękawem lewej marynarki). Ja po prostu wysoce partyjny byłem!
- Nie płacz mój gołąbku - pocieszyła swojego zastępcę starościna. Wszak sam uczysz mnie tej trudnej sztuki, by nic nie robiąc dawać pozór pracy. Mistrzu mój - kontynuowała starościna głosem pełnym ciepła i zrozumienia - to nic strasznego, że nie potrafi się pracować. Przecież nie po to jesteśmy na świeczniku, by się trudzić. My jesteśmy po to, by być, trwać, przecinać wstęgi, kroczyć, przemawiać, spozierać z łaskawością i wysłuchiwać z uwagą.
- Wróćmy do tematu - zaproponował Jan Sowa - szczęśliwy z powodu zakończenia rozwiązywania krzyżówki poprzez dostawienie brakujących kratek. Sądzę - kontynuował - iż szans na myślenie nie mamy. Dlatego proponuję, by stworzyć stanowisko Powiatowego Myśliciela. Stanowisko to będzie podporządkowane Zarządowi Powiatu.
- Jaśku mój luby - odezwała się starościna, która powróciła właśnie od "Mućki", spod której wyjęła jaja - wiedziałam, że mogę liczyć na ciebie. A czy masz kandydata?
- Sądzę, że najlepszym kandydatem będzie nasz naturalny koalicjant, bliski nam duchowo i impe..., iktual...., intelektualnie - przeczytał z kartki Jan Sowa - Wacław Berus, którego pozwolę sobie bliżej zarekomendować. Wacław Berus jest na ty z Andrzejem Lepperem oraz ze mną...
- Ze mną też - wtrącili równocześnie Tadeusz Birecki, Beata Pona i Stefan Mrówka.
Wacuchna - kontynuował Jan Sowa - ma następujące zalety:
1. Odpowiednio niski poziom wykształcenia.
2. Wiedzę o świecie na naszym poziomie.
3. Słomiany zapał do pracy.
4. Polityczne krętactwo.
5. Wrodzone wodolejstwo.
Tę wyliczankę zalet zakończyły gromkie brawa i okrzyki:
- Naści on jest! Krew z krwi naszej! Dusza bratnia!
- A jakie wynagrodzenia Jasienku proponujesz naszemu Powiatowemu Myślicielowi? - spytała starościna.
- Na myśleniu oszczędzać nie będziemy - odpowiedział Jan Sowa. Proponuję 1000 zł brutto.
- Drogo - stwierdził wicestarosta.
- Mam pomysł - wtrąciła sie starościna. Możemy Wacuchnie wypłacać deputat w postaci jajek, które znosi "Mućka".
- To jest pomysł - przyklasnął starościnie wytrącony ze zwyczajowej drzemki z otwartymi oczami Stefan Mrówka.
- A jak często chwalebna "Mućka" daje jajka? - spytał Tadeusz Birecki.
- Raz w roku, ale za to regularnie, bo 1 kwietnia, i to aż dwa a na dodatek tego kwadratowe - odpowiedziała starościna nie przerywając depilacji własnej klatki piersiowej.
- Trochę mało - w pozornym zamyśleniu stwierdził Tadeusz Birecki. - Sądzę - kontynuował, że dobrą zachętą byłoby danie Wacusiowi biznes planu.
- Jakiego znowu biznesplanu?! - zdenerwował się Stefan Mrówka, który właśnie wywietrzył skarpetki na parapecie.
- Pomysł jest taki - rzekł Tadeusz Birecki. Na dwa jajka, choćby i kwadratowe, Wacek może się nie zgodzić. Dajmy mu biznesplan, jak wysiadywać te jajka, by były kurczęta. W tym moim planie jest taka chytrość: jak będzie wysiadywał te jajka, to będzie miał czas na myślenie.
- Oooo! - odezwał się Jan Sowa. I rył nie będzie.
- Myślę - rzekła starościna wciągając gumofilce z ostrogami do jazdy na "Mućce" na swoje drobne stopy (rozmiar 49), że pomysł jest dobry. Wacek wymyślił mnie, to i nie takie rzeczy potrafi wymyśleć. Teraz tylko musimy się zastanowić nad czym Wacuś ma myśleć w pierwszej kolejności. Proszę przedstawiać propozycje.
I wówczas zapadła taka niezręczna cisza. (x)

Brak komentarzy: