sobota, 19 kwietnia 2008

Ostatnia wieczerza

Nad naszym powiatowym samorządem zbierają się ciemne chmury. I nie idzie tu o trwanie obecnej władzy, która w zasadzie może trwać do końca dni swoich a przy okazji i kresu powiatu. Sprawa jest poważna, gdyż zagrożone jest istnienie samorządu powiatowego i to na długie lata. Mowa o zarządzie komisarycznym, która to wizja jest coraz bliższa samorealizacji. Rządząca koalicja nie potrafiła stawić czoła wezwaniom, jakie stały przed naszym samorządem. Powiem więcej. Już w chwili powołania tej koalicji skazani byliśmy na klęskę. Nikt będący przy zdrowych zmysłach nie mógł przypuszczać, iż Stefan Mrówka, Jan Sowa czy Tadeusz Birecki są w stanie wykonać jakąkolwiek intelektualną pracę. Nikt, kto ma wszystkie klepki w głowie i znał tych jegomościów z ich mało chwalebnej działalności w poprzednich kadencjach, nie traktował tego towarzystwa poważnie. O "klasie" tego Zarządu niech świadczy fakt, iż zdecydowano się postawić na jego czele członkinię "SamejBronki", która - notabene - zwiała z niej, gdy sondaże przedwyborcze wieściły klęskę tej partii. Zwykły koniunkturalizm i widoczna podczas każdej sesji nieudolność w wysławianiu się starościny dopełniają obrazu całości. Dodajmy jeszcze elementarne braki w wiedzy o mechanizmach działania samorządu i rozliczne bzdury, które starościna opowiada nie rumieniąc się nawet, a otrzymamy obraz całości. Nie tylko starościna jest całkowitą porażką i grubym nieporozumieniem. Trzech wyżej wymienionych wiedzą i talentami sytuują się poniżej stanu wód gruntowych na pustyni Gobi. Starają się jednak robić wodę z mózgu wyborcom, nieudolnie udając fachowców. Naprawdę ich prawdziwym powołaniem jest fuszerowanie wszystkiego do czego tylko się dotkną. A że talent mają ku temu ogromny, to i metalową kulkę popsuć potrafią, w co Państwo chyba nie wątpią.
Jak więc doszło do tego, iż ci przezacni mężowie - rzadko posługujący się rozumem (a jeżeli już, to we własnym interesie), otrzymali tak prominentne stanowiska zamiast np. zostać woźnymi czy też dozorcami (to też bardzo poważne stanowiska jak na ich kompetencje).
Wicestarosta - Tadeusz "Urodzony Dyrektor" Birecki został pracownikiem starostwa za czasów Jerzego Maćkowskiego. Jako "bezpartyjny fachowiec", ale partyjny kolega z PZPR - owskiej sitwy, zastąpił w Starostwie "bezpartyjnego niefachowca" Marka Hołtrę. Powszechnie wiadomym jest, iż Tadeusz "Urodzony Dyrektor" Birecki do orłów nie należy, ale lawirantem jest doskonałym. Dzięki towarzyszom - kolegom wywodzącym się z tej samej formacji politycznej, czyli z Klubu Właścicieli PRL - przetrwał na swoim stanowisku w Starostwie do dnia dzisiejszego. Zresztą wieść powiatowa głosi, iż wszelkie reorganizacje były układane pod "Urodzonego Dyrektora" tak, aby nie stała mu się krzywda. Doszło nawet do tego, iż wbrew przepisom, był on zwierzchnikiem dwojga swoich pociech. Jedna z pociech pracowała co prawda w Starostwie wcześniej, ale drugą przyjęto już za panowania papci. To jest oczywiście czysty przypadek. "Urodzony Dyrektor" wykazuje też dużą dbałość o prywatnych przedsiębiorców. Przykładem może być naleganie na byłą dyrekcję Szpitala, by ta wbrew przepisom, wypłaciła pewnej firmie pieniądze. "Urodzony Dyrektor" interweniował nawet w tej sprawie na Zarządzie, ale niewdzięczni dyrektorzy Szpitala nie dali się ugiąć i nie położyli głów pod prokuratorski topór.
Ogólnie należy stwierdzić, iż "Urodzony Dyrektor" nadaje się na wszystkie stanowiska z wyjątkiem tych, które piastował dotąd i obecnie. Podczas pracy w Starostwie wyrobił sobie jednak wąską specjalizację. Mówi się, iż jest on "przedstawicielem Selgrosu na powiat górowski". To tyle o Tobie drogi Tadeuszu, chyba że mi się jeszcze coś przypomni.
Człowiek - legenda: Jan Sowa z Niechlowa. Mało widoczny ze względu na nikczemny wzrost. Charakterystyczna cecha: majta nogami pod stołem podczas sesji, bo krzesło za wysokie. I jest to jedyny objaw jego aktywności publicznej. Ten defekt nie przeszkadza mu jednak w wysokich aspiracjach. Praktycznie niezatapialny członek wszystkich Zarządów. Znakomity znawca samorządu na poziomie niedużego sołectwa (sześć dymów). Na sesjach nie odzywa się wcale. Wynika to z jego wrodzonej skłonności do działań zakulisowych. Jako jeden z ważniejszych rozgrywających w Starostwie tak zagrał, że firma zięcia zakładała a obecnie konserwuje system alarmowy na podległej Starostwu "Arkadii". Ale to też chyba czysty przypadek. Obecnie córka Jana Sowy stara się o stanowisko dyrektora wydziału oświaty w Starostwie, co też jest oczywiście przypadkowe i całkowicie niezamierzone. Zastanawia jednak fakt, iż składanie dokumentów konkursowych skończyło się 2 kwietnia a konkurs do dnia dzisiejszego nie został rozstrzygnięty.
Tu na scenie pojawia się trzeci gracz. Mowa o Stefanie Mrówce. Był on członkiem Zarządu poprzedniego i jest obecnego. Przystępując do obecnej koalicji postawił on żądanie nie do odrzucenia: członkostwo w Zarządzie. W końcu 1200 zł piechotką nie chodzi. Kwota ta nie jest tak poważna, by poważnie zajmować się pracą w samorządzie. Poważnie pracować za takie pieniądze to może sobie np. pielęgniarka a nie były rasowy sekretarz PZPR w Wąsoszu. Bywając na sesjach zauważam, iż towarzysz Stefan ma dość ograniczony kontakt z otaczającą nas rzeczywistością. Wydaje mi się, iż myślami szybuje często w rejony niedostępne zwykłym śmiertelnikom. Wtajemniczeni mówią, iż towarzysz Stefan oddaje się marzeniom dotyczącym zwycięstwa socjalizmu w USA.
Całość koalicji spaja osoba Władysława Stanisławskiego, który uwierzył w cud. Cud ów miał polegać na tym, iż uratuje on Szpital dzięki obecności we władzach ludzi absolutnie do tego się nie nadających, pozbawionych jakichkolwiek walorów umysłowych i talentów organizacyjnych. Był to zabójczy w skutkach i dla Szpitala i dla powiatu miraż. Miraż ten zamienił się obecnie w obsesję. Przewodniczący absolutnie nie przyznaje się do błędu, jakim było patronowanie obecnej koalicji i utrzymywanie jej przy władzy. Za obecny stan rzeczy największą winę ponosi przewodniczący Rady Powiatu - Władysław Stanisławski. Przewodniczący dobrze wie, iż rządy obecnego Zarządu to katastrofa. Dlaczego więc przewodniczący tkwi w błędzie? Sądzę, iż zdaje on sobie sprawę z rozmiarów katastrofy jaką spowodował, ale ambicja - źle pojęta! - nie pozwala mu na publiczne przyznanie się do błędów. Można sobie zadać kolejne pytanie: co łączy człowieka tak wielkiego intelektu z ludźmi tak nijakimi? Sądzę, że przewodniczący zachorował na chorobę zwaną manią wielkości, albo inaczej: nieomylności. Wszystko jednak wskazuje na to, że w tym przypadku mylił się od samego początku. Upór, z jakim utrzymuje on obecną koalicję, już bardzo dużo nas kosztował, znaleźliśmy się bowiem na krawędzi katastrofy. Oceniając "osiągnięcia" obecnej koalicji pod przywództwem Władysława Stanisławskiego, można rzec, iż wszystko wskazuje na to, że przejdzie on do historii z przydomkiem: "Wielki Grabarz Powiatu Górowskiego". I już oczami wyobraźni widzę jak w kondukcie pogrzebowym idą szlochając nad zwłokami powiatu obecni koalicjanci. Paweł Niedźwiedź i Marek Biernacki w wytwornych komeżkach jako ministranci. Herb byłego powiatu niósł będzie z dumą "Urodzony Dyrektor", któremu i tak wszystko wisi, bo już nabył praw emerytalnych i teraz tylko dorabia, by starczyło na kawior, szampan i białe pieczywko z masełkiem (sztuczna szczęka mniej się zużywa). Trumnę ze zwłokami naszych marzeń nieśli będą: Jan Sowa, Stefan Mrówka, Jan Bondzior. Za płaczkę robiła będzie Beata Pona - jednocześnie wdowa po powiecie. Rwanie włosów z głowy, rozdrapane piersi i rzucanie się do otwartej mogiły - to nowe specjalizacje, jakie zdobędzie przy okazji, bo żyć z czegoś trzeba. Edward Szendryk w mowie pożegnalnej wspomni, iż powiat był dla niego zawsze macochą, bo a to za duży czynsz, zbyt mała dieta, albo żądania zapłaty za badania laboratoryjne. Z dumą jednak podkreśli, że się nie dał wydoić i należności nie zwrócił, bo żądać cokolwiek od niego to czysta bezczelność. Nad całością ceremonii czuwał były przewodniczący i prezes PSS "Społem", matematyk i były pracownik Najwyższej Izby Kontroli, który ubrany w czarny smoking - wyraźnie wzruszony - zaprosił wybranych gości na konsolację do restauracji "Magnolia". Tam w ciszy i smutku zebrani spożyją ostatnią wieczerzę - starym zwyczajem - na koszt podatnika. (x)

Brak komentarzy: