poniedziałek, 1 października 2007
Nagie żądze
Sesja, której przebieg drodzy Czytelnicy już znacie z rozlicznych relacji pisanych i foniczno - wizyjnych ma wymiar historyczny. Nawiązaliśmy do chlubnych tradycji I Rzeczpospolitej, chociaż bez całego entourage'u, który towarzyszył przodkom naszym dumnie wznoszącym w górę "złotą źrenicę wolności" - liberum veto. Podczas historycznej sesji sztandar ów przejęła z rąk Tradycji radna Lucyna Wilkiewicz, herbu niewiadomego. Każdy kto z Czytelników oglądał nagranie udostępnione przez nieocenionego Adriana Grochowiaka na jego stronie (gorowianin.xt.pl) mógł na własne oczy przekonać się jak nastąpił powrót do źródeł. Oto bowiem przeoczywszy moment zamknięcia dyskusji nad gwoździem programu sesji, czyli obniżeniem poborów burmistrzowi, postanowiła dać szereg żywych dowodów braku swojej akceptacji dla sprawy przegranej. Toteż przypomniawszy sobie dawne dzieje, znane jej z literatury, jako że jako polonistyka próbowała z dużą ofiarnościa uczyć, przez myśl przemkła jej myśl taka:
"Przedtem bez żadnych intryg, bez najmniejszej zdrady
Jeden poseł mógł wstrzymać sejmowe obrady,
Jeden ojczyzny całej trzymał w ręku wagę,
Powiedział "nie pozwalam" i uciekł na Pragę".
Tak też i szlachcianka herbu niewiadomego uczyniła. Żadając głosu, gdy głos już się nie należał, z braku innych argumentów, jęła powoływać się na to, że ma odmienne, niż my mężczyźni przyrodzenie, i głośno domagać się traktowania jej jako kobiety a nie radnej. Argumentację swą popierała staosując prostą sztuczkę werbalną polegającą na waleniu otwartą dłonią w stół. Jako, że byłem świadkiem owej wiekopomnej sceny muszę stwierdzić, że siłę kobieta ma! Widziałem jak od uderzeń kruszył się lakier na paznokciach pani radnej a jego odłamki poruszają się w powietrzu z szybkością ok. 140 km/h, wbijając w sufit i rysując okna. Widziałem też, chcecie wierzcie - chcecie nie wierzcie) jak od uderzeń niebezpiecznie ugina się stół konferencyjny a wytworzona w ten sposób fala akustyczna wprawia w drżenie dzbanki stojące na stole. W wyniku owego drżenia zwarzyła się śmietanka i cukier uległ zbryleniu. Ostatni z dzbanków spadł z hukiem na podłogę a jego zawartość bulgocąc i wrząc wylała się na podłogę warząc błyszczący lakier ją pokrywający. Było to jednak tylko kilkusekundowe preludium do wydarzeń mających nastąpić chwilę później. Wielki tumult bowiem wszczął się na sali. Dało się słyszeć jęki potępieńcze, tu i ówdzie skowyt dobiegał uszu moich, inni zębami zgrzytali, a reszta za brzuchy się trzymała. Rozpoczął się bowiem exodus radnych, w których też odezwały się utajone dotąd geny szlacheckie, o posiadaniu których nawet radni ci się nie podejrzewali. Gdy radna Lucyna Wilkiewiczowa (herbu wciąż nieznanego) poruszyła wszystkie swoje kości w celu oddalenia się od stołu obrad, tuż za nią podążył Jan Kanicki, brat jej, herbu znanego, którego zawołanie: Nielojalność. Kroczyli dumnie przez salę obrad a piersi ich dyszały miarowo i rytmicznie, pełni ekastazy i samouwielbienia dla swojego występu. Za nimi ruszył radny Zygmunt Iciek wytwarzając duży pęd powietrza rozwianymi połami marynarki. Pęd ów przełożył się na popęd stadny i tak wywiało z sali obrad wszystkich przeciwników uchwały. Ostatni mieli głos sołtysi, którzy krzyczeli: "cięższą podajcie mi bronę!", "ludzie, gdzie mój orczyk?!" oraz "kto widział moje widły?". Były też okrzyki sławiące rzekome przywiązanie wiceprzewodniczącego Andrzeja Patronowskiego do okowity, co podpada pod pargraf o niedozwoloną promocję alkoholu w budynkach wyższej użyteczności publicznej. Jedodniowa diva wezwała publicznie do bojkotu sesji, ale wezwania jej nie przyjęło 11 radnych, którzy najwyraźniej nie zrozumieli przesłania kabaretu przez nią urządzonego. Pozostali na sali obrad i tam dokonali egzekucji na wynagrodzeniu burmistrza skracając je o 1500 zł brutto. Samego burmistrza na razie nie skrócono. Toteż niniejszym naszej chwilowej heroinie należą się jednak słowa uznania, które pozwolę sobie zawrzeć w przeróbce wieszcza:
Kiedy wszyscy odeszli, zdradzili i zwiali,
Ona na progu się sali jako kłoda wali
Z tą jedną myślą w głowie: "Ja pensję ocalam",
Rozdziera swoje gardło, krzycząc: "Nie pozwalam!"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz