28 sierpnia grupa górowian pojechała do Warszawy na manifestację zorganizowaną przez „Solidarność”. Zabrałem się wraz z nimi, by przekonać się na własne oczy jak wygląda takie wielotysięczne zgromadzenie. Autokar przyjechał po nas o godzinie 2 w nocy. W Warszawie mieliśmy się pojawić o godzinie 12. Jazda nocą przebiegała dość sprawnie. Schody zaczęły się przed stolicą. Korki, długie sznury samochodów ciągnące się w żółwim tempie kilometrami i idiotycznie wyglądające w tej scenerii znaki ograniczenia prędkości do 60 czy 50 km/h. Były długie minuty, że jechaliśmy z prędkością 30 km lub staliśmy w miejscu bez wyraźnej przyczyny.
Na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego zjawiliśmy się o godzinie 1130. Wprowadzono nas do sektora przeznaczonego dla Dolnego Śląska. Widzieć – szczerze mówiąc – nic nie widzieliśmy. Mrowie ludzi, huk petard, gwizdki, bębny, skandowane hasła, warkot krążących nad głową śmigłowców i tłok. O godzinie 12 rozpoczęła się manifestacja. Mowy – które w tym zgiełku z trudem do nas docierały, chociaż staliśmy w odległości około 60 metrów od trybuny – dotyczyły złych warunków pracy, niskich płac, emerytur i projektowanym zmianom kodeksu pracy, które są niekorzystne dla pracowników. Wszystko to trwało do godziny 13. Wówczas manifestacja ruszyła.Celem marszu była kancelaria premiera znajdująca się w Alejach Ujazdowskich. Maszerowaliśmy historycznym Traktem Królewskim.
Szło się fajnie. Nie było ani zimno, ani gorąco. Od czasu do czasu skropił nas deszczyk, ale nikt nie narzekał. Ruch na trasie manifestacji został wstrzymany więc jak panowie szliśmy sobie środkiem jezdni, oglądając historyczne budynki i miejsca. W miarę zbliżania się do kancelarii premiera po obu stronach ulicy przybywało warszawiaków, którzy oklaskiwali demonstrantów. Padało okrzyki: „gonić liberałów!”, „złodzieje!”, „liberałowie - won do Irlandii!”. Spotkaliśmy się też z takimi objawami sympatii, jak częstowanie słodyczami. Mieszkańców stolicy witaliśmy okrzykiem: „Dolny Śląsk wita warszawiaków!”, co oni przyjmowali z wdzięcznością w zamian nas oklaskując.Widzowie wyraźnie sympatyzowali z manifestantami a także przyłączali się do manifestacji.
Grupę Dolnoślązaków poprzedzały bęben i syrena alarmowa. Bębnista – Walenty Styrcz z Wrocławia – wzbudzał zachwyt widzów. Tanecznym krokiem, z wielką elegancją i wdziękiem nadawał on rytm naszemu marszowi.
/>Kiedy zbliżyliśmy się do kancelarii premiera, wszystkie kamery i fotoreporterzy skierowali w jego stronę obiektywy. Nasza grupka szła początkowo w środku grupy Dolnoślązaków. W miarę jednak marszu przesuwaliśmy się ku czołu pochodu, aż w końcu znaleźliśmy się nieomal na jego czele. I to nam bardzo odpowiadało, bo stamtąd wszystko było lepiej widać.Około godziny 16 znaleźliśmy się pod kancelarią premiera. Premiera nie widzieliśmy, co prawda, ale gdyby jednak manifestantom przyszła ochota go zobaczyć – wbrew jego woli – przygotowano w odwodzie w bocznych ulicach imponujący komitet powitalny. Manifestacja przebiegła pokojowo, bowiem nikt nie odczuwał pragnienia ujrzenia Donka wbrew jego woli.
Po przedefilowaniu pod siedzibą pana Donalda nastąpiło zakończenie naszego udziału w manifestacji. Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie pod pomnikiem Marszałka i ruszyliśmy do autobusu. Nasz pojazd zaparkowany był na ulicy Łazienkowskiej i oznaczony numerem 122. W trakcie jego poszukiwania pośród setek autobusów stojących po obu stronach ulicy poddani zostaliśmy próbie wody. Lejące się z nieba tysiące litrów wody przemoczyły nas w ciągu minuty do cna. W końcu autobus został odnaleziony – po kilometrowej wędrówce – i rozpoczął się powrót do domu. Po minięciu historycznej miejscowości Raszyn (vide 1809 r.)rozpoczęła się gehenna. Przez 1,5 godziny zrobiliśmy 30 kilometrów. Pełną prędkość mogliśmy rozwinąć po 2 godzinach od wyjazdu z Warszawy.
Do Góry powróciliśmy nocą 29 sierpnia. Była godzina 3.19.
niedziela, 31 sierpnia 2008
piątek, 29 sierpnia 2008
Z żarówką na Słońce
Któż z Państwa nie marzył o zobaczeniu na własne oczy „białych nocy”? Najsławniejsze są te znad Newy – „newskie białe noce”. Ale by je zobaczyć, trzeba wybrać się do Petersburga (bywalcom „pociągów przyjaźni" znanego jako Leningrad). W tym wypadku rolę decydującą odgrywają koszty i niezbyt sympatycznie nastawieni tubylcy.
Mamy jednak w naszym mieście też swoje „białe noce” a dokładnie zmierzchy i poranki. Aby zaobserwować to rzadkie zjawisko, należy udać się na ulicę Szkolną. Znajduje się tam hala „Arkadia”, miejsce, gdzie kultywuje się dawno zapomniane obyczaje, ale o tym później.
Od dłuższego czasu dało się zauważyć, iż „Arkadia” jest zawsze promienna, tyle iż na swój osobliwy sposób. Obiekt ów wziął na siebie rolę drugiego Słońca. Stali bywalcy – w tym ja – zauważyli, iż oświetlenie tej budowli prześcigało się ze Słońcem naszym kochanym w światłości. Późną wiosną i latem światła otaczające „Arkadię” długo jeszcze po wejściu Słońca wysoko ponad horyzont szły w nim w konkury pod nazwą: kto jest jaśniejszy? Słoneczko już dawno przyćmiło blask lamp ogrodowych, ale te wciąż nie dawały za wygraną. Świeciły nadal a liczniki notujące zużycie energii elektrycznej kręciły się nadal niczym pozbawione żaren i zboża wiatraki służące do ich mielenia. Trud jałowy, ale któż to zauważył z wyjątkiem konta naszej samorządowej kasy?
Później, ale zbyt późno, zauważono ową próżność iluminacji, która niczemu nie służyła prócz własnej chwale. Ukrócono owe bezbożne i pozbawione głębszego sensu zjawisko.
Niestety, owo pohamowanie rozpusty dotyczyło tylko tzw. parku (wyrażenie na wyrost). Otoczenie „Arkadii” reformie się nie poddało! Dwa dni temu zaobserwowałem to na własne oczy uzbrojone w bezimienne oko aparatu fotograficznego. O godzinie 19,34 zamrugało radośnie osiem lamp oświetlających na zewnątrz „Arkadię”.Lampy te wyposażone w żarówki, z której każda ma moc 75 watów, zapaliły się nagle. Chciały one niejako zawstydzić Słońce i skłonić je do szybszego snu. Wiadomo bowiem, iż Słońce jest naturalnym przeróżnych śmiertelnym wrogiem przeróżnych dystrybutorów energii elektrycznej.
Sprzymierzeńcy dystrybutorów dumnie rozpraszały nieistniejący mrok ku chwale poborców należności za zużycie energii. Ale tak jak na świecie istnieje dobro i zło, tak i tym razem była druga strona medalu. Na tej samej ulicy Szkolnej dały się bowiem zauważyć lampy rozsądne, którym do żarnika nie przyszła myśl, by konkurować z miliardami lat tradycji – Słońcem. Lampy te – opłacane przez gminę – czekały na czas rzeczywistego zmierzchu. Ich czas nastał o godzinie 20,24.I wówczas rozjarzyły się! Najpierw niespiesznie, wstydliwie, by po kilku minutach w pełni zatriumfować nad mrokiem, które po swoim zaniku za horyzontem uczyniło Słońce.
Owe 50 minut pełnej, ale jakże czczej chwały powiatowych lamp, ma jednak wymiar finansowy, który jest mniej romantyczny i bardziej przyziemny. Ta czcza chwała nas wymiernie kosztuje! I to jest zadanie dla Państwa: ile kosztuje to starostwo w skali jednego dnia, ile w skali jednego miesiąca a ile w ciągu roku?
Ja bardzo lubię „Arkadię”. Powróćmy do dawno kultywowanych obyczajów na hali „Arkadia”. Miejsce to jest magiczne. Tylko tam pracownicy mogą zapoznać się z moją twórczością, którą Państwu prezentuję na swoim blogu. Stanisław Żyjewski, który jest „zarządzającym halą” (to oficjalny tytuł, tak że proszę nie używać słów „kierownik” czy „dyrektor”, bo to może mu uwłaczać) ma chwalebny zwyczaj. Ilekroć na moim blogu ukazuje się coś na temat „Arkadii”, tylekroć jest to natychmiast drukowane i wywieszane na służbowej tablicy ogłoszeń. Każdy pracownik „Arkadii” może więc zapoznać się z moją twórczością. Aby jednak nie rozumiał moich myśli opacznie i niezgodnie z poglądami „zarządzającego halą”, Stanisław Żyjewski urządza prelekcje uświadamiające pracowników o celowości moich uwag. Stanisław Żyjewski cierpliwie wyjaśnia, co też autor miał na myśli pisząc to i owo. Czyni to rzecz jasna bez konsultacji z autorem. Niech to Państwa jednak nie dziwi. Stanisław Żyjewski jest aktywnym członkiem Polskiego Związku tzw. Piłki Nożnej, w którym odwiecznym zwyczajem stało kopanie piłki poza boiskiem. Boiskiem były wówczas takie dziwne rzeczy, iż bardziej niż piłkę kopano sędziów. Ci piłkarze, to jednak dziwny naród!
Mamy jednak w naszym mieście też swoje „białe noce” a dokładnie zmierzchy i poranki. Aby zaobserwować to rzadkie zjawisko, należy udać się na ulicę Szkolną. Znajduje się tam hala „Arkadia”, miejsce, gdzie kultywuje się dawno zapomniane obyczaje, ale o tym później.
Od dłuższego czasu dało się zauważyć, iż „Arkadia” jest zawsze promienna, tyle iż na swój osobliwy sposób. Obiekt ów wziął na siebie rolę drugiego Słońca. Stali bywalcy – w tym ja – zauważyli, iż oświetlenie tej budowli prześcigało się ze Słońcem naszym kochanym w światłości. Późną wiosną i latem światła otaczające „Arkadię” długo jeszcze po wejściu Słońca wysoko ponad horyzont szły w nim w konkury pod nazwą: kto jest jaśniejszy? Słoneczko już dawno przyćmiło blask lamp ogrodowych, ale te wciąż nie dawały za wygraną. Świeciły nadal a liczniki notujące zużycie energii elektrycznej kręciły się nadal niczym pozbawione żaren i zboża wiatraki służące do ich mielenia. Trud jałowy, ale któż to zauważył z wyjątkiem konta naszej samorządowej kasy?
Później, ale zbyt późno, zauważono ową próżność iluminacji, która niczemu nie służyła prócz własnej chwale. Ukrócono owe bezbożne i pozbawione głębszego sensu zjawisko.
Niestety, owo pohamowanie rozpusty dotyczyło tylko tzw. parku (wyrażenie na wyrost). Otoczenie „Arkadii” reformie się nie poddało! Dwa dni temu zaobserwowałem to na własne oczy uzbrojone w bezimienne oko aparatu fotograficznego. O godzinie 19,34 zamrugało radośnie osiem lamp oświetlających na zewnątrz „Arkadię”.Lampy te wyposażone w żarówki, z której każda ma moc 75 watów, zapaliły się nagle. Chciały one niejako zawstydzić Słońce i skłonić je do szybszego snu. Wiadomo bowiem, iż Słońce jest naturalnym przeróżnych śmiertelnym wrogiem przeróżnych dystrybutorów energii elektrycznej.
Sprzymierzeńcy dystrybutorów dumnie rozpraszały nieistniejący mrok ku chwale poborców należności za zużycie energii. Ale tak jak na świecie istnieje dobro i zło, tak i tym razem była druga strona medalu. Na tej samej ulicy Szkolnej dały się bowiem zauważyć lampy rozsądne, którym do żarnika nie przyszła myśl, by konkurować z miliardami lat tradycji – Słońcem. Lampy te – opłacane przez gminę – czekały na czas rzeczywistego zmierzchu. Ich czas nastał o godzinie 20,24.I wówczas rozjarzyły się! Najpierw niespiesznie, wstydliwie, by po kilku minutach w pełni zatriumfować nad mrokiem, które po swoim zaniku za horyzontem uczyniło Słońce.
Owe 50 minut pełnej, ale jakże czczej chwały powiatowych lamp, ma jednak wymiar finansowy, który jest mniej romantyczny i bardziej przyziemny. Ta czcza chwała nas wymiernie kosztuje! I to jest zadanie dla Państwa: ile kosztuje to starostwo w skali jednego dnia, ile w skali jednego miesiąca a ile w ciągu roku?
Ja bardzo lubię „Arkadię”. Powróćmy do dawno kultywowanych obyczajów na hali „Arkadia”. Miejsce to jest magiczne. Tylko tam pracownicy mogą zapoznać się z moją twórczością, którą Państwu prezentuję na swoim blogu. Stanisław Żyjewski, który jest „zarządzającym halą” (to oficjalny tytuł, tak że proszę nie używać słów „kierownik” czy „dyrektor”, bo to może mu uwłaczać) ma chwalebny zwyczaj. Ilekroć na moim blogu ukazuje się coś na temat „Arkadii”, tylekroć jest to natychmiast drukowane i wywieszane na służbowej tablicy ogłoszeń. Każdy pracownik „Arkadii” może więc zapoznać się z moją twórczością. Aby jednak nie rozumiał moich myśli opacznie i niezgodnie z poglądami „zarządzającego halą”, Stanisław Żyjewski urządza prelekcje uświadamiające pracowników o celowości moich uwag. Stanisław Żyjewski cierpliwie wyjaśnia, co też autor miał na myśli pisząc to i owo. Czyni to rzecz jasna bez konsultacji z autorem. Niech to Państwa jednak nie dziwi. Stanisław Żyjewski jest aktywnym członkiem Polskiego Związku tzw. Piłki Nożnej, w którym odwiecznym zwyczajem stało kopanie piłki poza boiskiem. Boiskiem były wówczas takie dziwne rzeczy, iż bardziej niż piłkę kopano sędziów. Ci piłkarze, to jednak dziwny naród!
środa, 27 sierpnia 2008
Nauczka - nie przemilczać!
Górowska służba zdrowia, a szczególnie Szpital, budzi wiele sympatii mieszkańców naszego miasta i powiatu. Niewielu jest takich, którzy z aprobatą czy też obojętnością przyjęliby smutny fakt jego likwidacji. Jednak ten powszechny szacunek i sympatia bywa mocno nadwerężany. Oto przykład z przed kilku godzin.
Przed godziną 18 do Szpitala przychodzi młody mieszkaniec Góry, który cierpi na dokuczliwie na zapalenie migdałów. Zostaje przyjęty na izbie przyjęć przez Antoniego Łozowieckiego – lekarza medycyny przemysłowej i homeopatę w jednej osobie. Młodzieniec – Bartek – pragnie, by mu ulżono w cierpieniu. Okazuje się jednak, iż w Szpitalu nie ma chirurga, który mógłby tego dokonać. Chirurg – stwierdza lekarz – „może będzie później”.
Pomiędzy lekarzem i pacjentem wywiązuje się rozmowa, którą można tak streścić. Lekarz ma pretensję, iż Bartek przyszedł tak późno. Pacjent tłumaczy, iż całą noc nie spał z powodu bólu. Kolejne pytanie lekarza: a dlaczego nie poszedł do lekarza rodzinnego? Młody człowiek cierpliwie tłumaczy zniecierpliwionemu lekarzowi, iż jego lekarz rodzinny przyjmuje do godziny 17. W odpowiedzi lekarz proponuje cierpiącemu tabletkę. Bartek tłumaczy, iż boli go potwornie gardło i tabletki raczej nie przełknie. „To ja już panu nie pomogę” – kończy lekarz.
Wizyta dobiegła końca. Odfajkowano „udzielenie pomocy” i będzie można wykazać się w statystyce przesyłanej do rozliczenia dla NFZ.
Trudno natomiast stwierdzić, iż lekarz pracujący w naszym Szpitalu pomógł Bartkowi. Być może w wymiarze duchowym, bo innego nie widzę. Sądzę jednak, iż lekarz nie powinien zastępować w tej roli duchownego. Chyba Państwo by nie chcieli, by ostatnią posługę oddawał Wam lekarz, a leczył ksiądz zawsze dobrodziej.
By być szczerym muszę powiedzieć, iż często słyszę mało - delikatnie rzecz ujmując – pochlebne opinie o części kadry lekarskiej w naszym Szpitalu. Nie tylko zresztą o nich. Źle notowane są niektóre pielęgniarki i sanitariusze. O tym się mówi na mieście, ale jakoś nikt nie wyciąga konsekwencji wobec osób opryskliwych i niechętnych pacjentom, bez których ten Szpital istniał nie będzie.
Ja też muszę uderzyć się w pierś.Nie tak dawno bardzo nieprofesjonalnie zachował się wobec pacjenta sanitariusz. Znałem tę historię, ale jej nie opisałem. Dlaczego? Z czystej głupoty! Wyszedłem z najdurniejszego z durnych założeń, iż zaszkodzę Szpitalowi. No i nie zaszkodziłem Szpitalowi, ale w efekcie zaszkodziłem Bartkowi. Nasz Szpital ma być dla pacjentów a nie dla ludzi, którzy sądzą, iż pacjent jest tylko niewiele znaczącym dodatkiem dla służby zdrowia. Łaskę to robi nam pacjent, że do nas przyjdzie. Kto tego nie rozumie powinien pożegnać się z naszym Szpitalem.
Przed godziną 18 do Szpitala przychodzi młody mieszkaniec Góry, który cierpi na dokuczliwie na zapalenie migdałów. Zostaje przyjęty na izbie przyjęć przez Antoniego Łozowieckiego – lekarza medycyny przemysłowej i homeopatę w jednej osobie. Młodzieniec – Bartek – pragnie, by mu ulżono w cierpieniu. Okazuje się jednak, iż w Szpitalu nie ma chirurga, który mógłby tego dokonać. Chirurg – stwierdza lekarz – „może będzie później”.
Pomiędzy lekarzem i pacjentem wywiązuje się rozmowa, którą można tak streścić. Lekarz ma pretensję, iż Bartek przyszedł tak późno. Pacjent tłumaczy, iż całą noc nie spał z powodu bólu. Kolejne pytanie lekarza: a dlaczego nie poszedł do lekarza rodzinnego? Młody człowiek cierpliwie tłumaczy zniecierpliwionemu lekarzowi, iż jego lekarz rodzinny przyjmuje do godziny 17. W odpowiedzi lekarz proponuje cierpiącemu tabletkę. Bartek tłumaczy, iż boli go potwornie gardło i tabletki raczej nie przełknie. „To ja już panu nie pomogę” – kończy lekarz.
Wizyta dobiegła końca. Odfajkowano „udzielenie pomocy” i będzie można wykazać się w statystyce przesyłanej do rozliczenia dla NFZ.
Trudno natomiast stwierdzić, iż lekarz pracujący w naszym Szpitalu pomógł Bartkowi. Być może w wymiarze duchowym, bo innego nie widzę. Sądzę jednak, iż lekarz nie powinien zastępować w tej roli duchownego. Chyba Państwo by nie chcieli, by ostatnią posługę oddawał Wam lekarz, a leczył ksiądz zawsze dobrodziej.
By być szczerym muszę powiedzieć, iż często słyszę mało - delikatnie rzecz ujmując – pochlebne opinie o części kadry lekarskiej w naszym Szpitalu. Nie tylko zresztą o nich. Źle notowane są niektóre pielęgniarki i sanitariusze. O tym się mówi na mieście, ale jakoś nikt nie wyciąga konsekwencji wobec osób opryskliwych i niechętnych pacjentom, bez których ten Szpital istniał nie będzie.
Ja też muszę uderzyć się w pierś.Nie tak dawno bardzo nieprofesjonalnie zachował się wobec pacjenta sanitariusz. Znałem tę historię, ale jej nie opisałem. Dlaczego? Z czystej głupoty! Wyszedłem z najdurniejszego z durnych założeń, iż zaszkodzę Szpitalowi. No i nie zaszkodziłem Szpitalowi, ale w efekcie zaszkodziłem Bartkowi. Nasz Szpital ma być dla pacjentów a nie dla ludzi, którzy sądzą, iż pacjent jest tylko niewiele znaczącym dodatkiem dla służby zdrowia. Łaskę to robi nam pacjent, że do nas przyjdzie. Kto tego nie rozumie powinien pożegnać się z naszym Szpitalem.
Niewiadome
Jak Państwo doskonale wiecie, samorządem interesowałem się przynajmniej od piaskownicy. Wszystko co jest z nim związane wzbudza we mnie pasję poznania, którą muszę zaspokoić. Przy okazji Państwo również się czegoś dowiadują (dziękuję za oklaski i wyzwiska, ale za te ostatnie mniej). Ostatnimi czasy moją niepohamowaną pasję badawczą wzbudziła hala sportowa „Arkadia”, z której istnienia wszyscy jesteśmy dumni. Za fakt jej postawienia będziemy dozgonnie wdzięczni poprzednim starostom, którzy okazali się gospodarzami – Sławomirowi Ruteckiemu oraz Krzysztofowi Mielczarkowi.
Postanowiłem zbadać i przybliżyć Państwu zasady funkcjonowania hali, koszty jakie ponosimy na jej utrzymanie oraz sposób jej wykorzystania w okresie wakacyjnym. W tym też celu sporządziłem dwa pisma do najmłodszych radnych powiatowych – Marka Biernackiego i Pawła Niedźwiedzia – na których spoczął ten radosny obowiązek poinformowania Państwa – za moim pośrednictwem – o efekcie ich wytężonej pracy.
Pan
Paweł Niedźwiedź
Przewodniczący Komisji
Finansów, Budżetu
i Gospodarki
Rady Powiatu
w Górze
Szanowny Panie Przewodniczący,
Zwracam się do Pana z prośbą o wyjaśnienie kilku spraw związanych z funkcjonowaniem hali sportowej „Arkadia”.
Przeglądając budżet naszego powiatu i sprawozdanie z jego wykonania za rok 2007, jak również budżet za rok 2008, nigdzie nie natrafiłem na dane, które pozwoliłyby poznać koszty funkcjonowania „Arkadii”. Rozumiem, że hala sportowa nie funkcjonuje w strukturze organizacyjnej Starostwa Powiatowego jako samodzielna jednostka. Niemniej uważam, iż sytuacja, w której nie można poznać kosztów funkcjonowania hali jest wysoce niepokojące.
W tej sytuacji proszę Pana o informacje dotyczące następujących zagadnień:
1. Ile Starostwo Powiatowe kosztowało utrzymanie hali w roku 2007 oraz koszt jej utrzymania w roku 2008 do dnia 30 czerwca?
2. Jakie były i są dochody własne „Arkadii” osiągane z tytułu wynajmu pomieszczeń na cele sportowe oraz gastronomiczne?
3. Jakie są koszty wynagrodzeń w hali, ile osób tam pracuje oraz jaki jest ich status w świetle kodeksu pracy?
4. Ile kosztują media?
5. Jakimi kwotami były w roku 2007 i 2008 dofinansowywane przez starostwo poszczególne imprezy organizowane przez „Arkadię”?
Proszę o wyczerpujące odpowiedzi na postawione pytania. Z góry dziękuję za odpowiedź.
Z wyrazami szacunku
/Robert Mazulewicz/
Pan
Marek Biernacki
Przewodniczący Komisji
Oświaty, Kultury i Sportu
Rady Powiatu
w Górze
Szanowny Panie Przewodniczący,
W czerwcu 2008 roku skierowałem na Pana ręce pismo dotyczące organizacji wypoczynku na hali „Arkadia” w okresie zbliżających się wówczas wakacji. Z ubolewaniem jednak stwierdzam, iż nie raczył Pan na nie odpowiedzieć do dnia dzisiejszego. Rozumiem, że jest Pan człowiekiem ogromnie zajętym sprawami nie mającymi związku z samorządem powiatowym, niemniej pragnę zauważyć, iż dietę z tytułu bycia radnym Pan pobrał. Prosiłbym więc o wykazanie jakiegokolwiek zainteresowania samorządem i pismami, które wpływają do Pana. Ja rozumiem, że od pracy w samorządzie bardziej interesujący jest rynek katalizatorów, ale przecież zawsze może Pan zrezygnować z funkcji radnego, by stać się niekoronowanym królem katalizatorów w Polsce a może i w całej Unii.
Zwracam się do Pana, jako Przewodniczącego Komisji, w której gestii znajdują się te zagadnienia, o pisemna informację na następujące tematy:
1. Ile imprez dla dzieci i młodzieży zorganizowała samodzielnie „Arkadia” podczas kończących się wakacji?
2. Kiedy odbyły się te imprezy i ile osób w nich uczestniczyło?
3. Jakie fundusze na organizację tych imprez przekazało Starostwo Powiatowe oraz ile pozyskano od sponsorów?
Proszę najuprzejmiej – i nalegam! - o wyczerpujące informację na ten temat. Sądzę, iż nieudzielanie przez Pana odpowiedzi na poprzednie pismo spowodowane było chwilową niemocą twórczą i zmęczeniem związanym z Pana ogromnym zaangażowaniem w pracę samorządu podczas wykonywania tytanicznej pracy liczenia głosów radnych oddawanych w trakcie głosowań. A radnych mamy 15, z Panem rzecz jasna.
Z wyrazami najszczerszego i najgłębszego szacunku
/Robert Mazulewicz/
Postanowiłem zbadać i przybliżyć Państwu zasady funkcjonowania hali, koszty jakie ponosimy na jej utrzymanie oraz sposób jej wykorzystania w okresie wakacyjnym. W tym też celu sporządziłem dwa pisma do najmłodszych radnych powiatowych – Marka Biernackiego i Pawła Niedźwiedzia – na których spoczął ten radosny obowiązek poinformowania Państwa – za moim pośrednictwem – o efekcie ich wytężonej pracy.
Pan
Paweł Niedźwiedź
Przewodniczący Komisji
Finansów, Budżetu
i Gospodarki
Rady Powiatu
w Górze
Szanowny Panie Przewodniczący,
Zwracam się do Pana z prośbą o wyjaśnienie kilku spraw związanych z funkcjonowaniem hali sportowej „Arkadia”.
Przeglądając budżet naszego powiatu i sprawozdanie z jego wykonania za rok 2007, jak również budżet za rok 2008, nigdzie nie natrafiłem na dane, które pozwoliłyby poznać koszty funkcjonowania „Arkadii”. Rozumiem, że hala sportowa nie funkcjonuje w strukturze organizacyjnej Starostwa Powiatowego jako samodzielna jednostka. Niemniej uważam, iż sytuacja, w której nie można poznać kosztów funkcjonowania hali jest wysoce niepokojące.
W tej sytuacji proszę Pana o informacje dotyczące następujących zagadnień:
1. Ile Starostwo Powiatowe kosztowało utrzymanie hali w roku 2007 oraz koszt jej utrzymania w roku 2008 do dnia 30 czerwca?
2. Jakie były i są dochody własne „Arkadii” osiągane z tytułu wynajmu pomieszczeń na cele sportowe oraz gastronomiczne?
3. Jakie są koszty wynagrodzeń w hali, ile osób tam pracuje oraz jaki jest ich status w świetle kodeksu pracy?
4. Ile kosztują media?
5. Jakimi kwotami były w roku 2007 i 2008 dofinansowywane przez starostwo poszczególne imprezy organizowane przez „Arkadię”?
Proszę o wyczerpujące odpowiedzi na postawione pytania. Z góry dziękuję za odpowiedź.
Z wyrazami szacunku
/Robert Mazulewicz/
Pan
Marek Biernacki
Przewodniczący Komisji
Oświaty, Kultury i Sportu
Rady Powiatu
w Górze
Szanowny Panie Przewodniczący,
W czerwcu 2008 roku skierowałem na Pana ręce pismo dotyczące organizacji wypoczynku na hali „Arkadia” w okresie zbliżających się wówczas wakacji. Z ubolewaniem jednak stwierdzam, iż nie raczył Pan na nie odpowiedzieć do dnia dzisiejszego. Rozumiem, że jest Pan człowiekiem ogromnie zajętym sprawami nie mającymi związku z samorządem powiatowym, niemniej pragnę zauważyć, iż dietę z tytułu bycia radnym Pan pobrał. Prosiłbym więc o wykazanie jakiegokolwiek zainteresowania samorządem i pismami, które wpływają do Pana. Ja rozumiem, że od pracy w samorządzie bardziej interesujący jest rynek katalizatorów, ale przecież zawsze może Pan zrezygnować z funkcji radnego, by stać się niekoronowanym królem katalizatorów w Polsce a może i w całej Unii.
Zwracam się do Pana, jako Przewodniczącego Komisji, w której gestii znajdują się te zagadnienia, o pisemna informację na następujące tematy:
1. Ile imprez dla dzieci i młodzieży zorganizowała samodzielnie „Arkadia” podczas kończących się wakacji?
2. Kiedy odbyły się te imprezy i ile osób w nich uczestniczyło?
3. Jakie fundusze na organizację tych imprez przekazało Starostwo Powiatowe oraz ile pozyskano od sponsorów?
Proszę najuprzejmiej – i nalegam! - o wyczerpujące informację na ten temat. Sądzę, iż nieudzielanie przez Pana odpowiedzi na poprzednie pismo spowodowane było chwilową niemocą twórczą i zmęczeniem związanym z Pana ogromnym zaangażowaniem w pracę samorządu podczas wykonywania tytanicznej pracy liczenia głosów radnych oddawanych w trakcie głosowań. A radnych mamy 15, z Panem rzecz jasna.
Z wyrazami najszczerszego i najgłębszego szacunku
/Robert Mazulewicz/
wtorek, 26 sierpnia 2008
Niewinność dowiedziona
Zakończył się proces, który w styczniu 2008 roku wytoczył mi wicestarosta Tadeusz Birecki. Przypomnieć należy, iż w pozwie, który Tadeusz Birecki skierował do Sądu Grodzkiego w Górze, zarzucił mi: „korzystając z internetu jako środka komunikowania, na swojej witrynie internetowej w dniu 1 stycznia 2008 roku umieścił w ramach wywiadu z Panem Tadeuszem Wrotkowskim informacje wyczerpujące znamiona przestępstwa z art. 212 par. 1 i 2 kodeksu karnego. Mianowicie w treści publikowanego wywiadu zniesławił mnie w opinii publicznej oraz naraził na utratę zaufania publicznego jako aktualnego Wicestarostę Górowskiego. Pan Robert Mazulewicz opublikował nieprawdziwe informacje, że ja jako radny gminy w ubiegłej kadencji manipulowałem pracami Komisji Rewizyjnej wymuszając na członkach Komisji Rewizyjnej skierowanie sprawy rewitalizacji Placu Bolesława Chrobrego w Górze do prokuratury, co jest nieprawdą a określone zostało mianem zbrodni. W ten sposób wskazano na zagrożenie płynące ze współpracy ze mną oraz niewiarygodność jako osoby publicznej, przestrzegając jednocześnie podległych mi pracowników Starostwa Powiatowego w Górze, aby nie ufali Tadeuszowi Bireckiemu, ponieważ teraz mogę szykować podobną bombę jakiemuś urzędnikowi powiatowemu z podobnym skutkiem. Umieszczona wypowiedź ma charakter zniesławiający i naraża oskarżyciela prywatnego na utratę zaufania niezbędnego do piastowania danego stanowiska. Oskarżyciel prywatny jest Wicestarostą Górowskim i wypowiedzi zniesławiające znacznie obniżają jego autorytet”.
Po ponad sześciu miesiącach od złożenia pozwu i 5 czy 6 rozprawach (sam już nie pamiętam ile tego było, ale ja byłem na 3!) dzisiaj proces się zakończył. Sąd przychylił się do mojego zdania i uniewinnił mnie od zarzutu.Ponieważ nie wolno mi pisać o tym kto i co mówił na sali sądowej a warto jest, by Państwo wiedzieli czym kierował się Sąd uznając mnie za niewinnego, wystąpię o pisemne uzasadnienie wyroku. Według opinii prawników uzasadnienie takie nie jest tajne. Muszę też dodać, iż zarówno mi – jak i Tadeuszowi Bireckiemu – przysługuje odwołanie do sądu w Legnicy. Każdy z nas ma 7 dni na wystąpienie o uzasadnienie wyroku i 14 dni od daty jego otrzymania na wniesienie odwołania da Sądu Okręgowego w Legnicy.
Wszystkim tym, którzy życzyli mi wyroku skazującego składam tą drogą najszczersze kondolencje z tytułu zawodu jakiego doznaliście. Boleję nad tym razem z Wami!
Po ponad sześciu miesiącach od złożenia pozwu i 5 czy 6 rozprawach (sam już nie pamiętam ile tego było, ale ja byłem na 3!) dzisiaj proces się zakończył. Sąd przychylił się do mojego zdania i uniewinnił mnie od zarzutu.Ponieważ nie wolno mi pisać o tym kto i co mówił na sali sądowej a warto jest, by Państwo wiedzieli czym kierował się Sąd uznając mnie za niewinnego, wystąpię o pisemne uzasadnienie wyroku. Według opinii prawników uzasadnienie takie nie jest tajne. Muszę też dodać, iż zarówno mi – jak i Tadeuszowi Bireckiemu – przysługuje odwołanie do sądu w Legnicy. Każdy z nas ma 7 dni na wystąpienie o uzasadnienie wyroku i 14 dni od daty jego otrzymania na wniesienie odwołania da Sądu Okręgowego w Legnicy.
Wszystkim tym, którzy życzyli mi wyroku skazującego składam tą drogą najszczersze kondolencje z tytułu zawodu jakiego doznaliście. Boleję nad tym razem z Wami!
Wet za wet
Przedstawiam Państwu treść odpowiedzi, jakiej udzieliłem Panu Przewodniczącemu Rady Powiatu na jego pismo, które otrzymałem 21 sierpnia.
Tytułem wyjaśnienia pragnę Państwa poinformować, iż moja korespondencja z Panem Przewodniczącym ma na celu usprawnienie pracy NASZEGO samorządu. Wątki polemiczne są ubocznym i całkowicie niezamierzonym efektem naszej wymiany korespondencji. Proszę więc o zwracanie uwagi przede wszystkim na merytoryczną stronę korespondencji. Wszelkie figury stylistyczne i retoryczne są mniej ważne i służą – w moim przypadku – jedynie jako przerywniki w wysyłanych pismach, których zadaniem jest przyniesienie odprężenia i ukojenia Panu Przewodniczącemu, jak i Państwu po znoju i trudzie dnia codziennego.
Pan
Władysław Stanisławski
Przewodniczący Rady Powiatu
w GórzeSzanowny Panie Przewodniczący,
Bardzo dziękuję za pismo, które otrzymałem od Pana w ramach odpowiedzi na moje zapytania, które ośmieliłem się Panu zadać. Odpowiedzi na poruszone przeze mnie sprawy są średnio zadawalające. Za przykład takiego bardzo średniego poziomu odpowiedzi pozwolę sobie uznać fragment tekstu dotyczący procesu realizacji inwestycji. Proszę mi wierzyć, iż sam potrafiłbym znaleźć odpowiedzi na pytania z tego zakresu, gdyby męczyły mnie jakiekolwiek wątpliwości.
Pragnę zwrócić Pana uwagę na nieścisłość, która wystąpiła w dacie podpisania umowy pomiędzy Starostwem Powiatowym jako inwestorem a wykonawcą. Data, którą mi Pan raczył przekazać, budzi moje wątpliwości. Z mojej wiedzy wynika bowiem, iż podpisanie tego dokumentu nastąpiło pomiędzy 11 a 14 sierpnia. W tej materii uważam temat za wyczerpany i pozostawiam Panu do sprawdzenia tę nieścisłość. Bardzo cieszy mnie fakt, iż poświęcił Pan również swoja bezcenną uwagę placowi budowy strażnicy. Miał Pan – muszę przyznać- więcej szczęścia niż ja. Podczas moich wielokrotnych wizyt na placu budowy nie udało się stwierdzić śladów jakiejkolwiek aktywności ludzkiej. A Pan pojechał dwa razy i to wówczas gdy założono wodę i energię elektryczną. Ma Pan farta! Gratuluję!
Muszę jednak stwierdzić, iż Pana pismo wywołało u mnie również niepomierne zdziwienie. Chodzi mi o następujący fragment: “(...) podziwiam niewątpliwie wysokie umiejętności w przedstawianiu na piśmie w sposób kpiarski i cyniczny (określając to bardzo oględnie) zdarzeń dotyczących w szczególności mojej osoby”.
Pozwolę sobie nieśmiało zaprotestować w tym przypadku. W tradycji politycznej kpiarstwo – jak Pan raczył nazwać treści zawarte w moich pismach – są bronią dozwoloną. Jest to zawsze obrona przeciw silnym i możnym tego świata, gdy ci zawodzą pokładane w nich nadzieje. Ironia – bo tak raczej nazwać można niektóre z moich pism – pozostaje jedyną bronią. Inna sprawa, czy jest ona skuteczna.
Pozwolę sobie przytoczyć kolejny fragment z Pana pisma: “Pragnę jeszcze na wstępie podkreślić Pana zdolność barwnego opisywania pewnych zjawisk, często zresztą zgadzam się z Pana opinią na ich temat, lecz same umiejętności nie zastąpią odrobiny pokory i konieczności zajrzenia do słownika by w korespondencji, zamieszczanej ponoć na stronie internetowej nie popełniać błędów ortograficznych”.
Pozwolę sobie zauważyć, iż jest Pan niekonsekwentny. Widzi Pan negatywne zjawiska opisywane przeze mnie i zgadza się ze mną (często), ale nie robi Pan nic, by im przeciwdziałać. Jednym słowem godzi się Pan na zło. A to już postawa bardzo bliska manicheizmowi, który stwierdzał, iż zło na tym świecie zawsze zwycięży a dopiero w niebie... .Więc kto tu jest cynikiem?
Czy ja jestem cyniczny gdy stwierdzam, iż Edward Szendryk – z wiadomych względów – nie powinien być wiceprzewodniczący Rady Powiatu? Czy ja jestem cyniczny stwierdzając, że członkowie Zarządu absolutnie nie nadają się do tej roli?
A może mój cynizm wyraża się w tym, iż staram się, by MÓJ samorząd był transparentny, wszelkie działania jawne a przy obsadzie stanowisk nie kierowano się dobrem rodzin radnych?
Jeżeli w Pana przekonaniu na tym polega mój cynizm, to ja się na taką całkiem nową definicję zgadzam. Tylko proszę mi powiedzieć jak nazwać Pana postawę?
Napisał Pan: “ by w korespondencji, zamieszczanej ponoć na stronie internetowej nie popełniać błędów ortograficznych”. Duża niekonsekwencja. Szybciej Pan to napisał, niż pomyślał! Skoro “ponoć”, to znaczy, że Pan strony nie widział. Skoro nie widział, to skąd Pan wie? By temat wyczerpać zamieściłem na swojej stronie fotografię Pisma, które skierował Pan do mnie. Pozwoliłem sobie kolorem czerwonym zaznaczyć tylko bardziej rzucające się w oczy błędy. I na tym zakończmy tę kwestię.
W związku z tym, iż mam wiele pytań dotyczących działalności MOJEGO samorządu, pozwolę sobie w niniejszym piśmie zadać ich Panu kilka.
1. Od 1 kwietnia 2008 roku miał powstać e-urząd. Proszę o podanie przyczyn dla których on jeszcze nie istnieje?
2. W budżecie na 2008 rok zapisana została inwestycja o nazwie termomodernizacja Zespołu Szkół. Proszę o wyjaśnienie mi, na jakim etapie jest ta inwestycja?
3. W ubiegłym roku w starostwie był zatrudniony pracownik, który zajmował się tworzeniem powiatowej biblioteki publicznej. Pragę dodać, iż jest to jedno z zadań powiatu. Proszę o przybliżenie mi efektów dotychczasowych działań i odpowiedzenie na pytanie o przypuszczalny termin uruchomienia tej niewątpliwie potrzebnej placówki.
Z góry dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi liczę na dalszą, owocną współpracę w dziele przybliżania działań samorządu członkom naszej wspólnoty.
Z wyrazami szacunku i podziwu
/Robert Mazulewicz/
Fotokopie pisma można powiększyć
Tytułem wyjaśnienia pragnę Państwa poinformować, iż moja korespondencja z Panem Przewodniczącym ma na celu usprawnienie pracy NASZEGO samorządu. Wątki polemiczne są ubocznym i całkowicie niezamierzonym efektem naszej wymiany korespondencji. Proszę więc o zwracanie uwagi przede wszystkim na merytoryczną stronę korespondencji. Wszelkie figury stylistyczne i retoryczne są mniej ważne i służą – w moim przypadku – jedynie jako przerywniki w wysyłanych pismach, których zadaniem jest przyniesienie odprężenia i ukojenia Panu Przewodniczącemu, jak i Państwu po znoju i trudzie dnia codziennego.
Pan
Władysław Stanisławski
Przewodniczący Rady Powiatu
w GórzeSzanowny Panie Przewodniczący,
Bardzo dziękuję za pismo, które otrzymałem od Pana w ramach odpowiedzi na moje zapytania, które ośmieliłem się Panu zadać. Odpowiedzi na poruszone przeze mnie sprawy są średnio zadawalające. Za przykład takiego bardzo średniego poziomu odpowiedzi pozwolę sobie uznać fragment tekstu dotyczący procesu realizacji inwestycji. Proszę mi wierzyć, iż sam potrafiłbym znaleźć odpowiedzi na pytania z tego zakresu, gdyby męczyły mnie jakiekolwiek wątpliwości.
Pragnę zwrócić Pana uwagę na nieścisłość, która wystąpiła w dacie podpisania umowy pomiędzy Starostwem Powiatowym jako inwestorem a wykonawcą. Data, którą mi Pan raczył przekazać, budzi moje wątpliwości. Z mojej wiedzy wynika bowiem, iż podpisanie tego dokumentu nastąpiło pomiędzy 11 a 14 sierpnia. W tej materii uważam temat za wyczerpany i pozostawiam Panu do sprawdzenia tę nieścisłość. Bardzo cieszy mnie fakt, iż poświęcił Pan również swoja bezcenną uwagę placowi budowy strażnicy. Miał Pan – muszę przyznać- więcej szczęścia niż ja. Podczas moich wielokrotnych wizyt na placu budowy nie udało się stwierdzić śladów jakiejkolwiek aktywności ludzkiej. A Pan pojechał dwa razy i to wówczas gdy założono wodę i energię elektryczną. Ma Pan farta! Gratuluję!
Muszę jednak stwierdzić, iż Pana pismo wywołało u mnie również niepomierne zdziwienie. Chodzi mi o następujący fragment: “(...) podziwiam niewątpliwie wysokie umiejętności w przedstawianiu na piśmie w sposób kpiarski i cyniczny (określając to bardzo oględnie) zdarzeń dotyczących w szczególności mojej osoby”.
Pozwolę sobie nieśmiało zaprotestować w tym przypadku. W tradycji politycznej kpiarstwo – jak Pan raczył nazwać treści zawarte w moich pismach – są bronią dozwoloną. Jest to zawsze obrona przeciw silnym i możnym tego świata, gdy ci zawodzą pokładane w nich nadzieje. Ironia – bo tak raczej nazwać można niektóre z moich pism – pozostaje jedyną bronią. Inna sprawa, czy jest ona skuteczna.
Pozwolę sobie przytoczyć kolejny fragment z Pana pisma: “Pragnę jeszcze na wstępie podkreślić Pana zdolność barwnego opisywania pewnych zjawisk, często zresztą zgadzam się z Pana opinią na ich temat, lecz same umiejętności nie zastąpią odrobiny pokory i konieczności zajrzenia do słownika by w korespondencji, zamieszczanej ponoć na stronie internetowej nie popełniać błędów ortograficznych”.
Pozwolę sobie zauważyć, iż jest Pan niekonsekwentny. Widzi Pan negatywne zjawiska opisywane przeze mnie i zgadza się ze mną (często), ale nie robi Pan nic, by im przeciwdziałać. Jednym słowem godzi się Pan na zło. A to już postawa bardzo bliska manicheizmowi, który stwierdzał, iż zło na tym świecie zawsze zwycięży a dopiero w niebie... .Więc kto tu jest cynikiem?
Czy ja jestem cyniczny gdy stwierdzam, iż Edward Szendryk – z wiadomych względów – nie powinien być wiceprzewodniczący Rady Powiatu? Czy ja jestem cyniczny stwierdzając, że członkowie Zarządu absolutnie nie nadają się do tej roli?
A może mój cynizm wyraża się w tym, iż staram się, by MÓJ samorząd był transparentny, wszelkie działania jawne a przy obsadzie stanowisk nie kierowano się dobrem rodzin radnych?
Jeżeli w Pana przekonaniu na tym polega mój cynizm, to ja się na taką całkiem nową definicję zgadzam. Tylko proszę mi powiedzieć jak nazwać Pana postawę?
Napisał Pan: “ by w korespondencji, zamieszczanej ponoć na stronie internetowej nie popełniać błędów ortograficznych”. Duża niekonsekwencja. Szybciej Pan to napisał, niż pomyślał! Skoro “ponoć”, to znaczy, że Pan strony nie widział. Skoro nie widział, to skąd Pan wie? By temat wyczerpać zamieściłem na swojej stronie fotografię Pisma, które skierował Pan do mnie. Pozwoliłem sobie kolorem czerwonym zaznaczyć tylko bardziej rzucające się w oczy błędy. I na tym zakończmy tę kwestię.
W związku z tym, iż mam wiele pytań dotyczących działalności MOJEGO samorządu, pozwolę sobie w niniejszym piśmie zadać ich Panu kilka.
1. Od 1 kwietnia 2008 roku miał powstać e-urząd. Proszę o podanie przyczyn dla których on jeszcze nie istnieje?
2. W budżecie na 2008 rok zapisana została inwestycja o nazwie termomodernizacja Zespołu Szkół. Proszę o wyjaśnienie mi, na jakim etapie jest ta inwestycja?
3. W ubiegłym roku w starostwie był zatrudniony pracownik, który zajmował się tworzeniem powiatowej biblioteki publicznej. Pragę dodać, iż jest to jedno z zadań powiatu. Proszę o przybliżenie mi efektów dotychczasowych działań i odpowiedzenie na pytanie o przypuszczalny termin uruchomienia tej niewątpliwie potrzebnej placówki.
Z góry dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi liczę na dalszą, owocną współpracę w dziele przybliżania działań samorządu członkom naszej wspólnoty.
Z wyrazami szacunku i podziwu
/Robert Mazulewicz/
Fotokopie pisma można powiększyć
Dla odważnych i ambitnych
Niewielu górowian wie, iż kilka lat temu powstał na naszym basenie bardzo ładny i pożyteczny zakątek. Zrobiono wówczas dwa boiska do gry w piłkę plażową, która to dyscyplina cieszyć się zaczyna bardzo dużym zainteresowaniem. Boiska przygotowane są w pełni profesjonalnie. Wybrano i wywieziono z tego terenu ziemię na głębokość ok. 0,5 m i nawieziono żółtego piasku, który w niczym nie ustępuje temu z plaż. Bardzo ładne otoczenie terenu – duża ilość zieleni – powoduje, iż miejsce to jest co najmniej urokliwe. Piasek jest czysty, miękki a zadbana zieleń powoduje, iż już po chwili czujemy się zauroczeni tym miejsce. Duża w tym zasługa pracowników Ośrodka Kultury Fizycznej, którzy z dużą pieczołowitością dbają o estetykę tego miejsca.
Nic więc dziwnego, że już kolejny raz odbył się w tym miejscu Turniej Siatkówki Plażowej Par. Wszystkich miłośników siatkówki plażowej zawiodła pogoda. Padający deszcz i dość silny wiatr towarzyszyły zawodniczkom i zawodnikom niemal przez cały tegoroczny turniej, który odbył się w sobotę 23 sierpnia. Nie najlepsza aura z pewnością miała też znaczny wpływ na to, że w turnieju wystartowały tylko 3 duety pań i 7 duetów panów. Niemniej ci, którzy wystartowali stworzyli ciekawe widowisko sportowe podobające się nielicznie zgromadzonej publiczności. W kategorii pań Katarzyna Wrzawińska – Hanna Duda dwukrotnie po 2:0 pokonały swoje rywalki i im przypadło pierwsze miejsce w turnieju. W meczu o drugie miejsce Justyna Wnuk – Justyna Karpińska pokonały 2:0 Agatę Kuleszę – Agatę Nowakowską. Panowie najpierw rywalizowali w dwóch grupach, później dwie najlepsze drużyny zmierzyły się w półfinale turnieju. W małym finale Krzysztof Uściła – Mariusz Gustaw pokonali 2:1 Marcina Durkowskiego i Marcina Brzezińskiego. W meczu o I miejsce podobnie jak w roku ubiegłym zwyciężyli Patryk Uściła – Mieszko Sowiński, tym razem pokonując 2:0 braci Jarosława i Mateusza Lawerów. Organizatorem zawodów był OKF w Górze a najlepszym zawodnikom zawodów dyplomy i puchary wręczyła Danuta Wiśniewska pełniąca obowiązki dyrektora OKF w Górze.
Nic więc dziwnego, że już kolejny raz odbył się w tym miejscu Turniej Siatkówki Plażowej Par. Wszystkich miłośników siatkówki plażowej zawiodła pogoda. Padający deszcz i dość silny wiatr towarzyszyły zawodniczkom i zawodnikom niemal przez cały tegoroczny turniej, który odbył się w sobotę 23 sierpnia. Nie najlepsza aura z pewnością miała też znaczny wpływ na to, że w turnieju wystartowały tylko 3 duety pań i 7 duetów panów. Niemniej ci, którzy wystartowali stworzyli ciekawe widowisko sportowe podobające się nielicznie zgromadzonej publiczności. W kategorii pań Katarzyna Wrzawińska – Hanna Duda dwukrotnie po 2:0 pokonały swoje rywalki i im przypadło pierwsze miejsce w turnieju. W meczu o drugie miejsce Justyna Wnuk – Justyna Karpińska pokonały 2:0 Agatę Kuleszę – Agatę Nowakowską. Panowie najpierw rywalizowali w dwóch grupach, później dwie najlepsze drużyny zmierzyły się w półfinale turnieju. W małym finale Krzysztof Uściła – Mariusz Gustaw pokonali 2:1 Marcina Durkowskiego i Marcina Brzezińskiego. W meczu o I miejsce podobnie jak w roku ubiegłym zwyciężyli Patryk Uściła – Mieszko Sowiński, tym razem pokonując 2:0 braci Jarosława i Mateusza Lawerów. Organizatorem zawodów był OKF w Górze a najlepszym zawodnikom zawodów dyplomy i puchary wręczyła Danuta Wiśniewska pełniąca obowiązki dyrektora OKF w Górze.
czwartek, 21 sierpnia 2008
Rażące zaniedbania
Dzisiaj skierowałem do Przewodniczącego Rady Powiatu pismo, którego treść prezentuję Państwu poniżej.
Szanowny Pan
Władysław Stanisławski
Przewodniczący Rady Powiatu
w Górze
Wielce Szanowny i Czcigodny Panie Przewodniczący,
z wielkim wzruszeniem czytałem Pana korespondencję skierowaną do mojej skromnej osoby. Proszę mi wierzyć, iż każde pismo, które Pan raczy kierować na moje niezbyt godne tego ręce, przyjmują z najgłębszą czcią i wzruszeniem, którego widomym znakiem są łzy lejące się rzewnymi potokami – z niewysłowionego szczęścia oczywiście! - po mojej twarzy. Nie posiadam się z radości, iż – jak Pan napisał – „w czwartym kwartale br. zostanie wprowadzony do planu pracy Komisji Rewizyjnej punkt dotyczący zagadnienia – czy protokoły z posiedzeń Zarządu są zgodne z postanowieniami § 61 Statutu Powiatu Górowskiego”.
Proszę wybaczyć mi śmiałość, ale czy warto fatygować w tym celu Komisję Rewizyjną? Sądzą, że to pewna przesada, więcej – skrajność. Proponuje Panie Przewodniczący, by ktoś członkom Zarządu wytłumaczył – w słowach przystępnych i dla nich zrozumiałych – co w praktyce oznaczają zwroty: „dokładnie odzwierciedlać” oraz „zwłaszcza przebieg dyskusji”. Akcent położyłbym na słowie „dyskusja”, albowiem z posiedzeń Rady Powiatu każdorazowo wynoszę wrażenie, iż dla członków Zarządu, który Pan powołał w takim trudzie i znoju, jest ono terra incognita. Wszystkie te zwroty, które sprawiają taką niewysłowioną trudność Pana autorskiemu Zarządowi, zawiera § 61 p. 3 Statutu Powiatu Górowskiego. Wobec powyższego sądzę, iż wystarczą zwykłe korepetycje w wymiarze np. 5 razy w tygodniu po 6 pełnych godzin lekcyjnych - z długa przerwą oczywiście – przez rok. W ramach dożywiania sugerowałbym bułkę (z PSS „Społem w Górze oczywiście!) i gorące mleczko (z kożuchem lub bez, jak tam sobie członkowie Zarządu zażyczą).
Jak Pan widzi nie jestem tylko malkontentem i krytykantem. Zgodzi się Pan, że potrafię wnieść elementy konstruktywne do naszej dyskusji. Z drugiej strony – gdzie mi tam do Pana! Ja bym nie potrafił zaciągnąć tylu kredytów! Już nie wspomnę o wybraniu takiego Zarządu.
Jednocześnie pragnę zauważyć – z ubolewaniem! – iż moje pismo dotyczące rażących nieprawidłowości w sporządzaniu protokołów z posiedzeń Zarządu nie wyczerpuje – niestety! – katalogu nieprawidłowości.
Weźmy choćby „Ustawę o samorządzie powiatowym” (Dz.U. 1998 Nr 91 poz. 578 z późniejszymi zm.) i tenże sam numer, o którym w swoim piśmie wspomniałem.
Art. 61.
Gospodarka środkami finansowymi znajdującymi się w dyspozycji powiatu jest jawna. Wymóg jawności jest spełniany w szczególności przez:
1) jawność debaty budżetowej,
2) opublikowanie uchwały budżetowej oraz sprawozdań z wykonania budżetu powiatu,
3) przedstawienie pełnego wykazu kwot dotacji celowych udzielanych z budżetu powiatu,
4) ujawnienie sprawozdania zarządu z działań, o których mowa w art. 60 ust. 2
pkt 1 i 2.
I niestety mamy klopsik! Również w tym wypadku Zarząd nie wywiązuje się z przepisów, które nakłada nań ustawa uchwalona przez Sejm RP. O ile zapewniona mamy realizację pkt. 1, to z całą resztą jest – za przeproszeniem – kicha. Na stronach BIP próżno szukać zarówno uchwały budżetowej, jak i sprawozdań z wykonania budżetu.
Z punktem 3 ustawy jest jeszcze większy ambaras. Zarząd przyznaje dotacje na jakieś tam imprezy, ale kryteria przydziału tych środków – naszych środków – znane są tylko Zarządowi, i też chyba nie bardzo. Zarząd postanowił, iż od miesiąca kwietnia będzie obowiązywał taki regulamin, by wszystko było jasne i transparentne. A widział Pan ten regulamin? Pytam dlatego, że jak Panu wiadomo, ja źle widzę. Pan znacznie lepiej więc może Pan dojrzał coś czego ja nie dojrzałem?
W tej sytuacji mam do Pana następujące pytania:
1. Czy naprawdę trzeba czekać do IV kwartału w sprawie zgodnego z prawem sporządzania protokołów z posiedzeń Zarządu?
2. Czy – wg Pana – wymowa § 61 Statutu Powiatu Górowskiego nie jest jednoznaczna i zrozumiała dla ludzi, którzy choćby w podstawowym zakresie posiedli nieco wiedzy na temat znaczenia słów i zwrotów?
3. Czy należy rozumieć, iż Komisja Rewizyjna ma rozważać (a raczej wyważać drzwi dawno otwarte?
4. Kto – z imienia i nazwiska – jest ze strony Zarządu odpowiedzialny za łamanie ustawy o samorządzie powiatowym – art. 61?
5. Kiedy sporządzony zostanie regulamin przyznawania dotacji dla organizacji pozarządowych, pozarządowych którym określone zostaną jasne reguły przyznawania środków publicznych?
6. Kiedy informacja o wysokości przyznanych środków zostanie podana do publicznej informacji wraz ze sprawozdaniem organizacji i stowarzyszeń dotowanych z ich wykorzystania?
7. W związku z punktem 6 proszę o przedstawienie rozliczenia z kwoty 2000 zł, jakiej udzielono na święto policji w roku bieżącym.
Sądzę, iż wyjaśnienie poruszonych przeze mnie spraw usprawni działalność naszego samorządu. Jestem głęboko przekonany, iż moje uwagi, które pozwoliłem sobie w sposób nieśmiały i odrobinę lękliwy przedstawić, spotkają się z Pana pełną akceptacją, jako człowiekiem dążącym do doskonałości w działaniu naszego samorządu. Jestem również przekonany, iż wdzięczny będzie mi wybrany przez Pana Zarząd, który sterany pracą i problemami związanymi z wiekiem (ach!, ta geriatria) nie zawsze w porę potrafi dojrzeć problem. W tym miejscu proszę o podziękowanie – w moim imieniu – Zarządowi za wyrazy niewielkiego (ale zawsze to lepsze niż nic!) uznania jakie niewątpliwie mi przekaże. Proszę jednak wpłynąć na to, by nie przyznawano mi żadnych dyplomów, publicznie mi nie dziękowano, bom skromny jest człowiek i wielkiej nieśmiałości. A takie publiczne wyrazy wdzięczności wywołać by mogły na mym licu rumieniec wstydu.
Raz jeszcze dziękuję Panu stokrotnie za pismo, którym Pan mnie zaszczycił. Wiem, że zawsze mogę na Pana liczyć. Ze swojej strony zapewniam Pana, iż Pan również zawsze może na mnie liczyć czego najlepszym dowodem jest niniejsze pismo.
Kłaniam się i pozdrawiam z wielką wylewnością.
/Robert Mazulewicz/
Szanowny Pan
Władysław Stanisławski
Przewodniczący Rady Powiatu
w Górze
Wielce Szanowny i Czcigodny Panie Przewodniczący,
z wielkim wzruszeniem czytałem Pana korespondencję skierowaną do mojej skromnej osoby. Proszę mi wierzyć, iż każde pismo, które Pan raczy kierować na moje niezbyt godne tego ręce, przyjmują z najgłębszą czcią i wzruszeniem, którego widomym znakiem są łzy lejące się rzewnymi potokami – z niewysłowionego szczęścia oczywiście! - po mojej twarzy. Nie posiadam się z radości, iż – jak Pan napisał – „w czwartym kwartale br. zostanie wprowadzony do planu pracy Komisji Rewizyjnej punkt dotyczący zagadnienia – czy protokoły z posiedzeń Zarządu są zgodne z postanowieniami § 61 Statutu Powiatu Górowskiego”.
Proszę wybaczyć mi śmiałość, ale czy warto fatygować w tym celu Komisję Rewizyjną? Sądzą, że to pewna przesada, więcej – skrajność. Proponuje Panie Przewodniczący, by ktoś członkom Zarządu wytłumaczył – w słowach przystępnych i dla nich zrozumiałych – co w praktyce oznaczają zwroty: „dokładnie odzwierciedlać” oraz „zwłaszcza przebieg dyskusji”. Akcent położyłbym na słowie „dyskusja”, albowiem z posiedzeń Rady Powiatu każdorazowo wynoszę wrażenie, iż dla członków Zarządu, który Pan powołał w takim trudzie i znoju, jest ono terra incognita. Wszystkie te zwroty, które sprawiają taką niewysłowioną trudność Pana autorskiemu Zarządowi, zawiera § 61 p. 3 Statutu Powiatu Górowskiego. Wobec powyższego sądzę, iż wystarczą zwykłe korepetycje w wymiarze np. 5 razy w tygodniu po 6 pełnych godzin lekcyjnych - z długa przerwą oczywiście – przez rok. W ramach dożywiania sugerowałbym bułkę (z PSS „Społem w Górze oczywiście!) i gorące mleczko (z kożuchem lub bez, jak tam sobie członkowie Zarządu zażyczą).
Jak Pan widzi nie jestem tylko malkontentem i krytykantem. Zgodzi się Pan, że potrafię wnieść elementy konstruktywne do naszej dyskusji. Z drugiej strony – gdzie mi tam do Pana! Ja bym nie potrafił zaciągnąć tylu kredytów! Już nie wspomnę o wybraniu takiego Zarządu.
Jednocześnie pragnę zauważyć – z ubolewaniem! – iż moje pismo dotyczące rażących nieprawidłowości w sporządzaniu protokołów z posiedzeń Zarządu nie wyczerpuje – niestety! – katalogu nieprawidłowości.
Weźmy choćby „Ustawę o samorządzie powiatowym” (Dz.U. 1998 Nr 91 poz. 578 z późniejszymi zm.) i tenże sam numer, o którym w swoim piśmie wspomniałem.
Art. 61.
Gospodarka środkami finansowymi znajdującymi się w dyspozycji powiatu jest jawna. Wymóg jawności jest spełniany w szczególności przez:
1) jawność debaty budżetowej,
2) opublikowanie uchwały budżetowej oraz sprawozdań z wykonania budżetu powiatu,
3) przedstawienie pełnego wykazu kwot dotacji celowych udzielanych z budżetu powiatu,
4) ujawnienie sprawozdania zarządu z działań, o których mowa w art. 60 ust. 2
pkt 1 i 2.
I niestety mamy klopsik! Również w tym wypadku Zarząd nie wywiązuje się z przepisów, które nakłada nań ustawa uchwalona przez Sejm RP. O ile zapewniona mamy realizację pkt. 1, to z całą resztą jest – za przeproszeniem – kicha. Na stronach BIP próżno szukać zarówno uchwały budżetowej, jak i sprawozdań z wykonania budżetu.
Z punktem 3 ustawy jest jeszcze większy ambaras. Zarząd przyznaje dotacje na jakieś tam imprezy, ale kryteria przydziału tych środków – naszych środków – znane są tylko Zarządowi, i też chyba nie bardzo. Zarząd postanowił, iż od miesiąca kwietnia będzie obowiązywał taki regulamin, by wszystko było jasne i transparentne. A widział Pan ten regulamin? Pytam dlatego, że jak Panu wiadomo, ja źle widzę. Pan znacznie lepiej więc może Pan dojrzał coś czego ja nie dojrzałem?
W tej sytuacji mam do Pana następujące pytania:
1. Czy naprawdę trzeba czekać do IV kwartału w sprawie zgodnego z prawem sporządzania protokołów z posiedzeń Zarządu?
2. Czy – wg Pana – wymowa § 61 Statutu Powiatu Górowskiego nie jest jednoznaczna i zrozumiała dla ludzi, którzy choćby w podstawowym zakresie posiedli nieco wiedzy na temat znaczenia słów i zwrotów?
3. Czy należy rozumieć, iż Komisja Rewizyjna ma rozważać (a raczej wyważać drzwi dawno otwarte?
4. Kto – z imienia i nazwiska – jest ze strony Zarządu odpowiedzialny za łamanie ustawy o samorządzie powiatowym – art. 61?
5. Kiedy sporządzony zostanie regulamin przyznawania dotacji dla organizacji pozarządowych, pozarządowych którym określone zostaną jasne reguły przyznawania środków publicznych?
6. Kiedy informacja o wysokości przyznanych środków zostanie podana do publicznej informacji wraz ze sprawozdaniem organizacji i stowarzyszeń dotowanych z ich wykorzystania?
7. W związku z punktem 6 proszę o przedstawienie rozliczenia z kwoty 2000 zł, jakiej udzielono na święto policji w roku bieżącym.
Sądzę, iż wyjaśnienie poruszonych przeze mnie spraw usprawni działalność naszego samorządu. Jestem głęboko przekonany, iż moje uwagi, które pozwoliłem sobie w sposób nieśmiały i odrobinę lękliwy przedstawić, spotkają się z Pana pełną akceptacją, jako człowiekiem dążącym do doskonałości w działaniu naszego samorządu. Jestem również przekonany, iż wdzięczny będzie mi wybrany przez Pana Zarząd, który sterany pracą i problemami związanymi z wiekiem (ach!, ta geriatria) nie zawsze w porę potrafi dojrzeć problem. W tym miejscu proszę o podziękowanie – w moim imieniu – Zarządowi za wyrazy niewielkiego (ale zawsze to lepsze niż nic!) uznania jakie niewątpliwie mi przekaże. Proszę jednak wpłynąć na to, by nie przyznawano mi żadnych dyplomów, publicznie mi nie dziękowano, bom skromny jest człowiek i wielkiej nieśmiałości. A takie publiczne wyrazy wdzięczności wywołać by mogły na mym licu rumieniec wstydu.
Raz jeszcze dziękuję Panu stokrotnie za pismo, którym Pan mnie zaszczycił. Wiem, że zawsze mogę na Pana liczyć. Ze swojej strony zapewniam Pana, iż Pan również zawsze może na mnie liczyć czego najlepszym dowodem jest niniejsze pismo.
Kłaniam się i pozdrawiam z wielką wylewnością.
/Robert Mazulewicz/
środa, 20 sierpnia 2008
Postęp
Jak Państwo pamiętają (chociaż wątpię!) 28 lipca przekazano plac pod budowę boiska wielofunkcyjnego przy Gimnazjum nr 2. Dzisiejszy stan prac ukazują Państwu zdjęcia. Praca wre w najlepsze. Na budowie jest sprzęt, ludzie i zaczyna się zwózka materiałów budowlanych. Wykonawca wykorzystuje piękna pogodę. Na placu budowy byłem ok. godziny 17. Zastałem ludzi i sprzęt w trakcie intensywnych prac. Oddanie boiska do użytku ma nastąpić 7 października. Wykonawcy pozostało na wykonanie obiektu 47 dni.
Proste jak drut
Nieprzewidzianą zaporę musieli forsować w dniu dzisiejszym wszyscy, którzy mieli coś do załatwienia w budynku „starej przychodni”. Wczoraj wieczorem urwał się przewód telefoniczny, który jest wewnętrznym kablem należącym ongiś – wraz z przychodnią – do Szpitala. Ale od długiego czasu przychodnia nie jest już własnością Szpitala lecz starostwa. I wisiał sobie ten kabel, wisiał, wisiał (wiadomo bowiem, że co ma wisieć nie utonie!).W zasadzie kabelkowi wiszenie w jego egzystencji absolutnie nie przeszkadzało, bo w jego naturze leży wiszenie. Petenci przybywający do przychodni nie bardzo rozumieli zarówno charakter kabelka, jak i powód dla którego wisi on sobie na wysokości ich klatki piersiowej. Przewodzik sprawiał wrażenie jakby własna piersią otuloną izolacją bronił wstępu do budynku. Rodziły się tedy domysły o role tegoż kabla. Wchodzący licznie interesanci z szacunkiem pochylali się przed kabelkiem bez względu na wiek i zajmowana pozycję społeczną. Czoła i piersi przed kabelkiem chylili wszyscy w nabożnym skupieniu i powadze.Każdy starał się jak mógł nie dotknąć kabelka swoim ciałem. Najczęściej z obawy, iż mógłby rozbłysnąć niczym światełka bożonarodzeniowe a przecież do świat tych szmat czasu jeszcze.
I trwało to dzień cały nie wzbudzając zainteresowania odpowiedzialnych czynników w Starostwie Powiatowym. Wiadomo bowiem, iż jakiś tam przewód, który całkowicie samowolnie postanowił zmienić swoje położenie, nie może budzić zainteresowania odpowiednio wysokich czynników.
Wzbudził jednak zainteresowanie policji, która powiadomiła o tym fakcie telekomunikację. Około godziny 18 przybyli fachowcy z tej firmy. Oglądnęli kabelek i orzekli, iż nie jest on ich. I mogliby śmiało pojechać sobie, bo czemu niby maja robić nie swoje? Kto zapłaci? A jak już nie zapłaci, to podziękuje chociaż? Czasy takie, że o łatwiej o stu pazernych niż jednego uczciwego. Zachowali się jednak nie tylko uczciwie, ale też po ludzku. Mieli po prostu wyobraźnię. Uruchomili ją i zobaczyli w lęk w oczach ludzi zmuszonych do przeczołgiwania się pod kablem, którego zawartości ludzie nie znali. Naprawili przewód, który dumnie kołysze się od tej chwili na właściwej sobie wysokości i służy do łączenia ludzi a nie napędzania im strachu, co nie leży w jego naturze.
I trwało to dzień cały nie wzbudzając zainteresowania odpowiedzialnych czynników w Starostwie Powiatowym. Wiadomo bowiem, iż jakiś tam przewód, który całkowicie samowolnie postanowił zmienić swoje położenie, nie może budzić zainteresowania odpowiednio wysokich czynników.
Wzbudził jednak zainteresowanie policji, która powiadomiła o tym fakcie telekomunikację. Około godziny 18 przybyli fachowcy z tej firmy. Oglądnęli kabelek i orzekli, iż nie jest on ich. I mogliby śmiało pojechać sobie, bo czemu niby maja robić nie swoje? Kto zapłaci? A jak już nie zapłaci, to podziękuje chociaż? Czasy takie, że o łatwiej o stu pazernych niż jednego uczciwego. Zachowali się jednak nie tylko uczciwie, ale też po ludzku. Mieli po prostu wyobraźnię. Uruchomili ją i zobaczyli w lęk w oczach ludzi zmuszonych do przeczołgiwania się pod kablem, którego zawartości ludzie nie znali. Naprawili przewód, który dumnie kołysze się od tej chwili na właściwej sobie wysokości i służy do łączenia ludzi a nie napędzania im strachu, co nie leży w jego naturze.
Nareszcie!
Pięknie zaczął się dzisiejszy dzień. O godzinie 10 - z kilkoma minutami - nastąpiło oficjalne przekazanie placu budowy strażnicy wykonawcy, czyli firmie „Dudkowiak. Przedsiębiorstwo Budownictwa Ogólnego S.J.” Przypomnieć wypada, iż przetarg na budowę strażnicy odbył się 3 lipca 2008 roku. Zwycięzca zaproponował kwotę 8.565.386,98 zł za wybudowanie strażnicy. Od tego czasu minęło 48 dni i na „placu budowy” nic się nie działo. Informowałem zresztą Państwa na bieżąco o braku postępów na "budowie”. Zdążono jednak zorganizować hucpę pod nazwą „wmurowanie aktu erekcyjnego”, co pozwoliło mi pojeździć na powiatowych decydentach niczym po łysych kobyłach. Ale tak to już jest – jak mi się daje brzytwę do ręki, to chlastam do krwi ostatniej. Po to zresztą ona jest. W tym miejscu muszę wyrazić swoją bezgraniczną wdzięczność autorom pomysłu „wmurowania aktu erekcyjnego” w szczerym polu, w tzw. „fundamencie”. Zresztą, fundament ten zostanie rozebrany, albowiem na atrapach raczej nie da się budować. Budowa to nie Zarząd Powiatu czy też piaskownica, to rzecz poważna.Od lewej: Stanisław Dudkowiak - wykonawca, Jan Antonicki - wydział budownictwa starostwa. Piotr Duduń - kierownik budowy
W ubiegłym tygodniu podpisano z wykonawcą umowę. Inwestycja ma zostać oddana do dnia 10 listopada 2009 roku. Czy inwestor zdąży? Z całą pewnością. Prace na budowie rozpoczną się za 7 do 8 dni. Będę oczywiście informował Państwa o przebiegu prac, bo szykuje się nam ładny kawałek architektury, chociaż szkoda, że na obrzeżach miasta. Tę inwestycje będę obserwował ze zdwojoną i baczną uwagą, by nic Państwa uwadze nie umknęło. Wszystko więc wskazuje, iż na placu budowy zaczął się czas zawodowców. Amatorzy w końcu odeszli w cień.
Prąd jest szefie! - Piotr Duduń, Arkadiusz Szuper - komendant naszej straży, Stanisław Dudkowiak
Od lewej: Dariusz Downar - inspektor nadzoru budowlanego, Stanisław Dudkowiak, Robert Hałaś- wydział budownictwa starostwa
Arkadiusz Szuper z najmłodszym synem - Patrykiem
W ubiegłym tygodniu podpisano z wykonawcą umowę. Inwestycja ma zostać oddana do dnia 10 listopada 2009 roku. Czy inwestor zdąży? Z całą pewnością. Prace na budowie rozpoczną się za 7 do 8 dni. Będę oczywiście informował Państwa o przebiegu prac, bo szykuje się nam ładny kawałek architektury, chociaż szkoda, że na obrzeżach miasta. Tę inwestycje będę obserwował ze zdwojoną i baczną uwagą, by nic Państwa uwadze nie umknęło. Wszystko więc wskazuje, iż na placu budowy zaczął się czas zawodowców. Amatorzy w końcu odeszli w cień.
Prąd jest szefie! - Piotr Duduń, Arkadiusz Szuper - komendant naszej straży, Stanisław Dudkowiak
Od lewej: Dariusz Downar - inspektor nadzoru budowlanego, Stanisław Dudkowiak, Robert Hałaś- wydział budownictwa starostwa
Arkadiusz Szuper z najmłodszym synem - Patrykiem
wtorek, 19 sierpnia 2008
Ilu nas jest?
Dzisiejszy post poświęcony miał być „Hurtownikowi” jako zjawisku z pogranicza socjologii i lokalnej real - politic.Jednak ze względu na niewystarczającą wenę twórczą odłożę go na później, albowiem klejnot ten wymaga efektownej oprawy, jako że zjawisko to powszechne, aczkolwiek aczkolwiek w literaturze jeszcze nie opisane.
Zajmiemy się dzisiaj statystyką a dokładnie demografią. Wiadomo, że statystyka jest przedmiotem ścisłym, który najprościej można tak opisać: co to jest statystyka?
- Jeśli trzymasz głowę w lodzie a nogi w ogniu, to średnio biorąc jest ci dobrze.
Czy zastanawiali się Państwo nad tym ilu jest mieszkańców powiatu, gminy Góra i ile osób mieszka w naszym mieście? Krążą na ten temat różne opinie, które najczęściej nie mają pokrycia w faktach.
Oto przykład – pierwszy z brzegu. W wydanym ostatnio przez Starostwo Powiatowe folderze podana jest liczba 38 tysięcy mieszkańców powiatu. Przyjrzałem się tej cyfrze i postanowiłem ją zweryfikować. I przy tej czynności ogarnęło mnie zdumienie. W roku 1998 powiat górowski liczył sobie 38.009 mieszkańców. Potem – wg statystyki – było już tylko lepiej. I tak w roku 1999 mieszkańców powiatu było 38.178; 2000 – 38.157; 2003 – 38.142. W roku 2005 liczba ta spada do 37.833 osób. Tak to wygląda ze strony sprawozdawczości prowadzonej przez Starostwo Powiatowe. Jako „niewierny Tomasz” i w myśl świętej zasady „ufaj, ale sprawdzaj!” przystąpiłem do weryfikacji tych danych z rocznikiem statystycznym w ręku. Powiadam Państwu, że „Rocznik statystyczny woj. Dolnośląskiego” jest lekturą pouczającą i wielce interesującą. Dane zawarte w tym opracowaniu absolutnie nie przystają do tych, które zgromadziło starostwo. Wg zawodowych statystyków w roku 2005 powiat górowski zamieszkiwało 36.607 osób, czyli o 1226 osób mniej niż wykazują to dane zebrane w starostwie. Liczba mieszkańców w roku 2006 także jest inna. Wg danych będących w posiadaniu starostwa w powiecie było 37.531 mieszkańców. „Rocznik...” podaje zgoła inną cyfrę – 36.464, czyli o 1107 osób niższą. Nie mam w chwili obecnej danych za rok 2007, bo statystycy z Wrocławia je jeszcze opracowują. Wg danych starostwa mieszka w powiecie 37.683 dusz.
Ale nie tylko nie można ustalić faktycznej i wiarygodnej liczby mieszkańców powiatu. Ten problem dotyczy też miasta i gminy Góra.
Tu należy się wyjaśnienie dotyczące metodologii zbierania danych demograficznych przez odpowiedzialnych za to pracowników starostwa. Zbierają oni te dane z poszczególnych urzędów gmin i na tym bazują. No bo na czym innym można? W tej sytuacji powstaje pytanie – skąd czerpie swoje dane Urząd Statystyczny we Wrocławiu? Rozbieżności są widoczne gołym okiem, ale jaka jest ich przyczyna i gdzie leży prawda, bo „tylko prawda jest ciekawa”?
W roku 2005 ludność gminy Góra (z miastem) wynosiła 21.401 mieszkańców. Takie dane posiada starostwo. „Rocznik ...” natomiast podaje liczbę – 20.901 osób, czyli o równo 500 niższą. Nie mniejsze zagmatwanie jest również z danymi dotyczącymi roku 2006. „Rocznik ..” serwuje liczbę 20.793, a u nas (w starostwie) widnieje cyfra – 21.295. Różnica wynosi (bagatela!) – 502 duszyczki!
Nie inaczej przedstawia się sytuacja z liczba mieszkańców naszego miasta. Miasto powiatowe Góra ma w roku 2005 – wg naszych danych – 13.191 mieszkańców. We Wrocławiu oficjalna liczba to 12.628. „Zgubiono” 563 obywateli, i to z całą pewnością najzacniejszych z zacnych. Mogą się poczuć obrażeni. Rok 2006 nasze dane zamykają liczbą 12.878 a wrocławskie – 12.511. W tym przypadku różnica jest niższa i wynosi „tylko” – 367 osób, czyli jedna wieś, ale taka większa. Proszę jednak się nie sugerować statystyką, bo statystycznie gdy człowiek wychodzi z psem na spacer, to każdy z nich ma po trzy nogi.
W roku 2007 nasze miasto liczyło 12.980 mieszkańców a w miejscowościach wiejskich mieszkało 8524 osoby. Razem więc w gminie Góra w roku 2007 było nas 21.504 osoby. Jesteśmy najludniejszą gminą w powiecie. Wg naszych danych mieszkańcy gminy Góra stanowią 57% ogółu mieszkańców powiatu. Pamiętajmy, iż 34,4% mieszkańców powiatu stanowimy My, górowanie. Oprócz tego jest u nas największa gęstość zaludnienia. Na 1 km kwadratowy w gminie przypada 78 osób. W mieście to już tłok po prostu – 917 osób/1 km. kw. W skali powiatu już jest luźniej – 49 mieszkańców/1 km. kw.
Z demografii można wyciągnąć też inne pouczające wnioski. W powiecie górowskim – rok 2006 – było 17.979 posiadaczy tzw. „siusiaków” i 18.487 posiadaczek... wiadomo czego. Tak więc 100 facetów wypada na 103 kobiety. Błogosławiona proporcja!
W mieście wygląda to jeszcze lepiej. W roku 2006 było 5979 niewiast i 6532 „maczo”. Proporcja - jeszcze bardziej boska! – 109 dam (albo nie dam) na 100 chętnych do brania.
W roku 2005 powyżej 60 – go roku życia żyło w naszej gminie 3105 osób, co stanowi 14,85% całej ludności. W Górze – rok 2005 – mieszkało 1810 osób, które ukończyło 60. rok życia (14,33% ludności). Rok później w gminie mieliśmy takich osób – 3167 (15,23%). Również ich ilość uległa zmianie w mieście i zwiększyła się do 1864 osób (14,9%). Wyraźnie więc widać, że nasza lokalna społeczność się starzeje.
Ogólnie można rzec, iż statystyka rozwiewa pewne mity, które krążą na temat liczby ludności. Czy po tym macie Państwo jaśniej w głowach? Jeżeli idzie o liczby, to z całą pewnością nie. Ale ze studiowania cyfr zawartych w „Roczniku...” możemy wyciągnąć jakieś wnioski. Spada liczba mieszkańców powiatu i miasta. Każdy wie, iż te cyfry nie oddają rzeczywistości. Kto obliczył ilu górowian, wąsoszan, niechlowian, jemielnian pozostaje - od dłuższego czasu - poza granicami kraju, ale pozostają tu zameldowani. Ja osobiście znam ok. 15 osób, które są tu zameldowane, ale – jak deklarują – już tu nie powrócą. Świąt nie liczymy. Nie pokuszę się jednak – i chyba nikt z Państwa – o podanie przybliżonej choćby liczby takich przypadków. Możemy jednak przypuszczać, że idą one już nie w dziesiątki, ale setki.
I na koniec powtarzam - nie przejmujmy się statystyką, chociaż może ona być pouczająca, jak w tym przykładzie.
Badania dowodzą, że:
- 10% kobiet uprawiało sex w pierwszej godzinie swojej pierwszej randki
- 20% mężczyzn odbyło stosunek w jakimś zaskakującym miejscu
- 36% kobiet akceptuje nagość
- 45% kobiet preferuje ciemnych mężczyzn z niebieskimi oczami
- 45% kobiet ma doświadczenia z seksem analnym
- 70% kobiet preferuje poranny sex
- 80% mężczyzn nie uczestniczyło w relacjach homoseksualnych
- 90% kobiet lubi sex w lesie
- 99% kobiet nigdy nie kochało się w biurze
Wnioski:
Statystycznie rzecz biorąc, łatwiej o stosunek analny, wczesnym rankiem, z nieznajomą kobietą, w lesie - niż o udany seks w biurze pod koniec dnia.
Morał:
Nie zostawaj do późna w pracy.
Nic dobrego Ci się tam nie przydarzy !
Zajmiemy się dzisiaj statystyką a dokładnie demografią. Wiadomo, że statystyka jest przedmiotem ścisłym, który najprościej można tak opisać: co to jest statystyka?
- Jeśli trzymasz głowę w lodzie a nogi w ogniu, to średnio biorąc jest ci dobrze.
Czy zastanawiali się Państwo nad tym ilu jest mieszkańców powiatu, gminy Góra i ile osób mieszka w naszym mieście? Krążą na ten temat różne opinie, które najczęściej nie mają pokrycia w faktach.
Oto przykład – pierwszy z brzegu. W wydanym ostatnio przez Starostwo Powiatowe folderze podana jest liczba 38 tysięcy mieszkańców powiatu. Przyjrzałem się tej cyfrze i postanowiłem ją zweryfikować. I przy tej czynności ogarnęło mnie zdumienie. W roku 1998 powiat górowski liczył sobie 38.009 mieszkańców. Potem – wg statystyki – było już tylko lepiej. I tak w roku 1999 mieszkańców powiatu było 38.178; 2000 – 38.157; 2003 – 38.142. W roku 2005 liczba ta spada do 37.833 osób. Tak to wygląda ze strony sprawozdawczości prowadzonej przez Starostwo Powiatowe. Jako „niewierny Tomasz” i w myśl świętej zasady „ufaj, ale sprawdzaj!” przystąpiłem do weryfikacji tych danych z rocznikiem statystycznym w ręku. Powiadam Państwu, że „Rocznik statystyczny woj. Dolnośląskiego” jest lekturą pouczającą i wielce interesującą. Dane zawarte w tym opracowaniu absolutnie nie przystają do tych, które zgromadziło starostwo. Wg zawodowych statystyków w roku 2005 powiat górowski zamieszkiwało 36.607 osób, czyli o 1226 osób mniej niż wykazują to dane zebrane w starostwie. Liczba mieszkańców w roku 2006 także jest inna. Wg danych będących w posiadaniu starostwa w powiecie było 37.531 mieszkańców. „Rocznik...” podaje zgoła inną cyfrę – 36.464, czyli o 1107 osób niższą. Nie mam w chwili obecnej danych za rok 2007, bo statystycy z Wrocławia je jeszcze opracowują. Wg danych starostwa mieszka w powiecie 37.683 dusz.
Ale nie tylko nie można ustalić faktycznej i wiarygodnej liczby mieszkańców powiatu. Ten problem dotyczy też miasta i gminy Góra.
Tu należy się wyjaśnienie dotyczące metodologii zbierania danych demograficznych przez odpowiedzialnych za to pracowników starostwa. Zbierają oni te dane z poszczególnych urzędów gmin i na tym bazują. No bo na czym innym można? W tej sytuacji powstaje pytanie – skąd czerpie swoje dane Urząd Statystyczny we Wrocławiu? Rozbieżności są widoczne gołym okiem, ale jaka jest ich przyczyna i gdzie leży prawda, bo „tylko prawda jest ciekawa”?
W roku 2005 ludność gminy Góra (z miastem) wynosiła 21.401 mieszkańców. Takie dane posiada starostwo. „Rocznik ...” natomiast podaje liczbę – 20.901 osób, czyli o równo 500 niższą. Nie mniejsze zagmatwanie jest również z danymi dotyczącymi roku 2006. „Rocznik ..” serwuje liczbę 20.793, a u nas (w starostwie) widnieje cyfra – 21.295. Różnica wynosi (bagatela!) – 502 duszyczki!
Nie inaczej przedstawia się sytuacja z liczba mieszkańców naszego miasta. Miasto powiatowe Góra ma w roku 2005 – wg naszych danych – 13.191 mieszkańców. We Wrocławiu oficjalna liczba to 12.628. „Zgubiono” 563 obywateli, i to z całą pewnością najzacniejszych z zacnych. Mogą się poczuć obrażeni. Rok 2006 nasze dane zamykają liczbą 12.878 a wrocławskie – 12.511. W tym przypadku różnica jest niższa i wynosi „tylko” – 367 osób, czyli jedna wieś, ale taka większa. Proszę jednak się nie sugerować statystyką, bo statystycznie gdy człowiek wychodzi z psem na spacer, to każdy z nich ma po trzy nogi.
W roku 2007 nasze miasto liczyło 12.980 mieszkańców a w miejscowościach wiejskich mieszkało 8524 osoby. Razem więc w gminie Góra w roku 2007 było nas 21.504 osoby. Jesteśmy najludniejszą gminą w powiecie. Wg naszych danych mieszkańcy gminy Góra stanowią 57% ogółu mieszkańców powiatu. Pamiętajmy, iż 34,4% mieszkańców powiatu stanowimy My, górowanie. Oprócz tego jest u nas największa gęstość zaludnienia. Na 1 km kwadratowy w gminie przypada 78 osób. W mieście to już tłok po prostu – 917 osób/1 km. kw. W skali powiatu już jest luźniej – 49 mieszkańców/1 km. kw.
Z demografii można wyciągnąć też inne pouczające wnioski. W powiecie górowskim – rok 2006 – było 17.979 posiadaczy tzw. „siusiaków” i 18.487 posiadaczek... wiadomo czego. Tak więc 100 facetów wypada na 103 kobiety. Błogosławiona proporcja!
W mieście wygląda to jeszcze lepiej. W roku 2006 było 5979 niewiast i 6532 „maczo”. Proporcja - jeszcze bardziej boska! – 109 dam (albo nie dam) na 100 chętnych do brania.
W roku 2005 powyżej 60 – go roku życia żyło w naszej gminie 3105 osób, co stanowi 14,85% całej ludności. W Górze – rok 2005 – mieszkało 1810 osób, które ukończyło 60. rok życia (14,33% ludności). Rok później w gminie mieliśmy takich osób – 3167 (15,23%). Również ich ilość uległa zmianie w mieście i zwiększyła się do 1864 osób (14,9%). Wyraźnie więc widać, że nasza lokalna społeczność się starzeje.
Ogólnie można rzec, iż statystyka rozwiewa pewne mity, które krążą na temat liczby ludności. Czy po tym macie Państwo jaśniej w głowach? Jeżeli idzie o liczby, to z całą pewnością nie. Ale ze studiowania cyfr zawartych w „Roczniku...” możemy wyciągnąć jakieś wnioski. Spada liczba mieszkańców powiatu i miasta. Każdy wie, iż te cyfry nie oddają rzeczywistości. Kto obliczył ilu górowian, wąsoszan, niechlowian, jemielnian pozostaje - od dłuższego czasu - poza granicami kraju, ale pozostają tu zameldowani. Ja osobiście znam ok. 15 osób, które są tu zameldowane, ale – jak deklarują – już tu nie powrócą. Świąt nie liczymy. Nie pokuszę się jednak – i chyba nikt z Państwa – o podanie przybliżonej choćby liczby takich przypadków. Możemy jednak przypuszczać, że idą one już nie w dziesiątki, ale setki.
I na koniec powtarzam - nie przejmujmy się statystyką, chociaż może ona być pouczająca, jak w tym przykładzie.
Badania dowodzą, że:
- 10% kobiet uprawiało sex w pierwszej godzinie swojej pierwszej randki
- 20% mężczyzn odbyło stosunek w jakimś zaskakującym miejscu
- 36% kobiet akceptuje nagość
- 45% kobiet preferuje ciemnych mężczyzn z niebieskimi oczami
- 45% kobiet ma doświadczenia z seksem analnym
- 70% kobiet preferuje poranny sex
- 80% mężczyzn nie uczestniczyło w relacjach homoseksualnych
- 90% kobiet lubi sex w lesie
- 99% kobiet nigdy nie kochało się w biurze
Wnioski:
Statystycznie rzecz biorąc, łatwiej o stosunek analny, wczesnym rankiem, z nieznajomą kobietą, w lesie - niż o udany seks w biurze pod koniec dnia.
Morał:
Nie zostawaj do późna w pracy.
Nic dobrego Ci się tam nie przydarzy !
niedziela, 17 sierpnia 2008
Tak wygląda artyzm
Wczoraj miała miejsce również inauguracja działalności „Parkowej bis”. O godzinie 16 mury tego kultowego i otoczonego legenda budynku przyjęło pierwszych gości. Nowożeńcy – Rosanna i Marcin – postanowili na debiut w nowym życiu wybrać ten właśnie lokal. Zdjęcia, które Państwo oglądacie, przedstawiają widok wielkiej sali balowej, w której tego typu imprezy będą się odbywały. Wystrój sali – oraz reszty „Parkowej bis” jest autorstwa Bogdana Czyża. Ma on na swoim koncie wiele zrealizowanych aranżacji wnętrz, ale przede wszystkim w domach prywatnych, co powoduje, iż znane są one tylko nielicznym. W „Parkowej bis” miał pełną możliwość wykazania swoich artystycznych umiejętności, co każdy z Państwa może podziwiać na zdjęciach. Rzecz jest godna podziwu.
Inauguracyjna wpadka
Po rocznej przerwie drużyna Pogoni znowu gra w klasie okręgowej. Inauguracja sezonu nastąpiła 16 sierpnia o godzinie 17. Już w pierwszym meczu przyszło się nam zmierzyć z potentatem, jakim bez wątpienia byli goście – Górnik Polkowice II. Jan Dwornik tak skomentował spotkanie: „Zaczęło się uroczyście, od wręczenia pucharu przez Tadeusz Podwińskiego - prezesa OZPN w Legnicy – drużynie naszej Pogoni za awans do klasy okręgowej w sezonie 2007/08.
Później ulewa i znakomita gra przyjezdnych nie wprawiła górowskich sympatyków w dobre nastroje. Trener Górnika Andrzej Kot nie ukrywał przed meczem, że przywiózł do Góry bardzo mocny skład wzmocniony 8 zawodnikami z kadry pierwszego zespołu. Ponadto atutem gości był fakt, iż odbyli oni niedawno obóz kondycyjny, co widać było podczas gry gości. Zarząd klubu z Polkowic postawił przed trenerem i zespołem konkretne zadanie - wprowadzenie drużyny rezerw do IV ligi.Na mokrym boisku przygotowaniem szybkościowym i kondycyjnym polkowiczanie wyraźnie dominowali nad gospodarzami, co miało przełożenie na końcowy wynik spotkania. Zanim górowanie stracili bramki w 39 i 41 minucie, to właśnie oni mogli umieścić dwa razy piłkę w siatce rywali.Niestety, nie mieli w tym dniu dobrze ustawionych celowników. Pewnym usprawiedliwieniem podopiecznych Sławomira Kowalskiego może być fakt, że w spotkaniu tym nie wystąpiło kilku czołowych zawodników. Brak było Arkadiusza Forteckiego, Rafała Dutki, którzy przebywają jeszcze za granicą, Miłosza Marcinkowskiego, Grzegorza Polańskiego – kontuzje, Jarosława Gizickiego oraz Pawła Maklesa – są na studenckim obozie sportowym. Po kilku latach przerwy w górowskiej bramce ponownie pojawił się Robert Polowczyk i trzeba przyznać, że mimo puszczenia 5 bramek zaprezentował się dobrze. Żadna z bramek nie obciąża jego konta". Nie można zespołowi Pogoni odmówić woli walki i zaangażowania. Rywale byli lepsi technicznie i kondycyjnie.Widać wyraźną poprawę w grze naszych zawodników, ale pamiętać trzeba, że od zespołu z Polkowic dzieli nas ogromna przepaść. My uprawiamy piłkę amatorską, rywale traktują ją jako znaczącą część ich życia. Na pewno wielu z nich wiąże z grą w piłkę pewne życiowe nadzieje. A wówczas daje się z siebie maksimum.
Chociaż przegrana martwi, to jednak nie musimy się wstydzić stylu, w jakim ją nasi chłopcy ponieśli. Walczyli i dali z siebie – na miarę swoich możliwości – wszystko. Dobrymi chęciami nie wygrywa się jednak meczów. Wypada mieć nadzieję, że ta porażka nie wpłynie demobilizująco na zespół Pogoni, który już na początku sezonu spotka się z zespołami silniejszymi od siebie i teoretycznie lepszymi. Piłkarzom Pogoni wypada życzyć, by rywale okazywali się silniejsi tylko teoretycznie. Mamy nadzieję, że nasi chłopcy będą dawali z siebie podczas każdego meczu wszystko. A wtedy źle być nie powinno.
Jako górowanie dumni możemy być z naszego stadionu. Pomimo ulewy nie dostrzegłem na nim ani jednej – choćby najmniejszej – kałuży. Chwała za to gospodarzom obiektu.
POGOŃ GÓRA - GÓRNIK II POLKOWICE 0:5 (0:2)Bramki: Sebastian Burda 2, Piotr Tórz, Wojciech Jurak i Maciej Wachowicz po 1.
POGOŃ: Polowczyk – Pypeć (S. Kotarski), Lewandowski, Szalkowski, Symulewicz, T. Kotarski, Karkocha (Majewski), D. Surma (J. Surma), Małachowski, Dyc, Kiernicki.
GÓRNIK II: Gidel – Reszczyński, Mróz, Wachowiak, Zhadanow, Stankiewicz (Stańczyk), Potocki, Klimas, Burda, Tórz (Gągorowski), Jurak (Ryter).
Później ulewa i znakomita gra przyjezdnych nie wprawiła górowskich sympatyków w dobre nastroje. Trener Górnika Andrzej Kot nie ukrywał przed meczem, że przywiózł do Góry bardzo mocny skład wzmocniony 8 zawodnikami z kadry pierwszego zespołu. Ponadto atutem gości był fakt, iż odbyli oni niedawno obóz kondycyjny, co widać było podczas gry gości. Zarząd klubu z Polkowic postawił przed trenerem i zespołem konkretne zadanie - wprowadzenie drużyny rezerw do IV ligi.Na mokrym boisku przygotowaniem szybkościowym i kondycyjnym polkowiczanie wyraźnie dominowali nad gospodarzami, co miało przełożenie na końcowy wynik spotkania. Zanim górowanie stracili bramki w 39 i 41 minucie, to właśnie oni mogli umieścić dwa razy piłkę w siatce rywali.Niestety, nie mieli w tym dniu dobrze ustawionych celowników. Pewnym usprawiedliwieniem podopiecznych Sławomira Kowalskiego może być fakt, że w spotkaniu tym nie wystąpiło kilku czołowych zawodników. Brak było Arkadiusza Forteckiego, Rafała Dutki, którzy przebywają jeszcze za granicą, Miłosza Marcinkowskiego, Grzegorza Polańskiego – kontuzje, Jarosława Gizickiego oraz Pawła Maklesa – są na studenckim obozie sportowym. Po kilku latach przerwy w górowskiej bramce ponownie pojawił się Robert Polowczyk i trzeba przyznać, że mimo puszczenia 5 bramek zaprezentował się dobrze. Żadna z bramek nie obciąża jego konta". Nie można zespołowi Pogoni odmówić woli walki i zaangażowania. Rywale byli lepsi technicznie i kondycyjnie.Widać wyraźną poprawę w grze naszych zawodników, ale pamiętać trzeba, że od zespołu z Polkowic dzieli nas ogromna przepaść. My uprawiamy piłkę amatorską, rywale traktują ją jako znaczącą część ich życia. Na pewno wielu z nich wiąże z grą w piłkę pewne życiowe nadzieje. A wówczas daje się z siebie maksimum.
Chociaż przegrana martwi, to jednak nie musimy się wstydzić stylu, w jakim ją nasi chłopcy ponieśli. Walczyli i dali z siebie – na miarę swoich możliwości – wszystko. Dobrymi chęciami nie wygrywa się jednak meczów. Wypada mieć nadzieję, że ta porażka nie wpłynie demobilizująco na zespół Pogoni, który już na początku sezonu spotka się z zespołami silniejszymi od siebie i teoretycznie lepszymi. Piłkarzom Pogoni wypada życzyć, by rywale okazywali się silniejsi tylko teoretycznie. Mamy nadzieję, że nasi chłopcy będą dawali z siebie podczas każdego meczu wszystko. A wtedy źle być nie powinno.
Jako górowanie dumni możemy być z naszego stadionu. Pomimo ulewy nie dostrzegłem na nim ani jednej – choćby najmniejszej – kałuży. Chwała za to gospodarzom obiektu.
POGOŃ GÓRA - GÓRNIK II POLKOWICE 0:5 (0:2)Bramki: Sebastian Burda 2, Piotr Tórz, Wojciech Jurak i Maciej Wachowicz po 1.
POGOŃ: Polowczyk – Pypeć (S. Kotarski), Lewandowski, Szalkowski, Symulewicz, T. Kotarski, Karkocha (Majewski), D. Surma (J. Surma), Małachowski, Dyc, Kiernicki.
GÓRNIK II: Gidel – Reszczyński, Mróz, Wachowiak, Zhadanow, Stankiewicz (Stańczyk), Potocki, Klimas, Burda, Tórz (Gągorowski), Jurak (Ryter).
Oczy wszystkich kibiców często zwracały się w stronę niecodziennego widoku. Buty na drzewie prowokowały do snucia różnych rozważań na temat zawartej w niech symboliki. Kibice mówili np. że są one symbolem nieobecnych na meczu zawodników „Pogoni”. Inna wersja – buty są dla zawodnika rezerwowego, który w chwilach dla „Pogoni” ciężkich wejdzie na boisko, by zapewnić zespołowi zwycięstwo. Najbardziej śmiali stwierdzali, że tą tajną bronią będzie ... pełniąca obowiązki dyrektora Ośrodka Kultury Fizycznej – Danuta Wiśniewski. Według znawców piłki nożnej została ona z rewidenta przeniesiona na obecnie zajmowane stanowisko w związku z drzemiącymi w niej – jeszcze nieodkrytymi – wielkimi możliwościami piłkarskimi. Ma grać na stworzonej – specjalnie dla siebie – pozycji: wymiataczki – rewidentki. Czego nie wymiecie, to zrewiduje. Daj nam kibicom i piłkarzom zdrowia!
sobota, 16 sierpnia 2008
Buduje się!
Rozpoczęły się prace przy budowie boiska wielofunkcyjnego przy Gimnazjum nr 2. Tu obyło się bez hucpy pod nazwą „uroczyste wmurowanie aktu erekcyjnego”, która jest nieodłączna dla osób wychowanych w tradycji picu i zgrywu rodem z lat 70. Plac budowy przekazano w pełni przygotowany i wykonawca mógł niezwłocznie przystąpić do dzieła. Wywieziono warstwę humusu i przywieziono dla niej zamiennik. Nikomu do głowy nie przychodzą pomysły ze zmianą kosztorysu. Trwa po prostu praca w najlepsze, bo i termin oddania boiska do użytku nie jest zbyt odległy – 7 października 2008. Plac budowy - 10.08.2008.Plac budowy - 14.08.2008.
Plac się zbroi
Po trzytygodniowym marazmie panującym na „placu budowy” strażnicy w tym tygodniu dało się zauważyć pewne ruchy. W ostatni poniedziałek doprowadzono na „plac budowy” wodę, co kosztowało ponad 5 tys. zł.Trwają prace nad podciągnięciem energii elektrycznej, która ma być dostępna dla wykonawcy już w najbliższy poniedziałek.Chodzą pogłoski, iż wykonawca ma ok. 20 sierpnia wejść na plac budowy. Pojawił się jednak problem, którego wartość oceniana jest na ok. 500 tys. zł. W kosztorysie budowy strażnicy znajduje się pozycja dotycząca robót ziemnych. Badania gruntu przeprowadzone na terenie, gdzie ma stanąć strażnica, wykazały konieczność wymiany ziemi na głębokość 2 – 2,5 m. I to jest właśnie ten kosztowny problem. Inwestor – Starostwo Powiatowe – nie chce tej wymiany. Jest to o tyle dziwne i zaskakujące, że już po wyłonieniu wykonawcy próbuje się zmienić wartość kosztorysową budowy. Jest to i dziwne, i śmieszne. Wmurowuje się uroczyście i podniośle akt erekcyjny udając, że wszystko jest w porządku. Później natomiast powstają problemy natury np. geologicznej, jak ten dotyczący nośności gruntu. Tu rodzi się pytanie. Jak to możliwe, że kosztorys przewidywał konieczność wymiany ogromnej ilości ziemi a w chwili obecnej trwają staranie o to, by jej nie wymieniać. Ktoś źle zrobił badania gruntu? A może źle sporządzono kosztorys? I najważniejsze: kto jest winien całej tej bardzo dziwnej przepychance wokół budowy strażnicy?
piątek, 15 sierpnia 2008
Koniec bajki
Można powiedzieć, iż mamy wysyp wiadomości w sprawie poręczenia kredytu dla SP ZOZ w Górze. Przypomnijmy, iż w miesiącu lipcu 2008 roku Zarząd wykoncypował sobie, iż wobec wyczerpania możliwości zaciągnięcia kredytu przez powiat zaszczyt ten spadnie na gminy wchodzące w skład naszego powiatu. Założono, że każda z gmin poręczy kredyt w następujących częściach:
- gmina Góra do 1,8 mln zł;
- gmina Wąsosz do 1,2 mln zł;
- gmina Niechlów do 0,6 mln zł;
- gmina Jemielno do 0,4 mln zł.
Razem daje to 4 mln zł, które przeznaczone miały zostać w całości na zaspokojenie oczekiwań komornika. W tych 4 mln tylko 1,9 mln zł dostanie komornik, bo reszta to odsetki od kredytu. W zamian za to gminy dostać miały akt notarialny, w którym zapisane miało być przeniesienie na nich prawa własności do budynków Szpitala – proporcjonalnie do wielkości poręczenia.
Wszystko wskazuje na to, iż ten jakże inteligentny plan spalił na panewce. Radni gminy Jemielno – jak już Państwo wiecie – nie docenili zaszczytu jakim chciał ich obdarzyć Zarząd. Na swoje usprawiedliwienie mają jednak jemieleńscy radni taki oto argument. Gmina, której interesu mają obowiązek bronić przede wszystkim, ma najmniejszy budżet z wszystkich gmin naszego powiatu. Na rok 2008 wynosi on 8.292.479 zł. Poziom zadłużenia gminy Jemielno w stosunku do budżetu wynosi 48,39%. Obsługa zadłużenia w roku 2008 pochłania 6,06%. Pomimo bardzo skromnego budżetu gmina Jemielno przeznaczyła w roku 2008 896.250 zł na inwestycje. Dla włodarzy tej gminy liczy się każda złotówka, toteż nic dziwnego, że radni nie zgodzili się na poręczenie kredytu. Dla wszystkich jest bowiem wiadomym, iż poręczający wkrótce staną się spłacającymi.
W gminie Wąsosz radni upoważnili burmistrza Zbigniewa Stuczyka do poręczenia kredytu w wysokości do 2 mln zł. Teoretycznie więc wszystko wskazywałoby na to, iż gmina Wąsosz poręczy kredyt. Kiedy jednak przyjrzymy się bliżej uchwale, okaże się, iż radni nie wskazali komu to poręczenia ma zostać udzielone. To mnie zainspirowało do wykonania kilku telefonów do prominentnych samorządowców wąsoskich. W efekcie tych rozmów mogę Państwu z całą odpowiedzialnością zakomunikować, iż w przypadku Wąsosza bardzo wskazane jest liczenie na cud w tej materii. Gmina Wąsosz także ma swoje problemy. Budżet tej gminy wynosi w tym roku 17.124.533 zł. Ponieważ - tradycyjnie już – gmina Wąsosz dużo inwestuje ma również dług. W chwili obecnej wynosi on ok. 6 mln. Relacja dochodu do długu wynosi 46,64%. Spłata zadłużenia pochłonie 4,59% tegorocznego budżetu. Na inwestycje Wąsosz wyda w tym roku 3.268.660 zł. Aby to sfinansować zaciągnięty zostanie kredyt w wysokości ok. 1,6 mln oraz wyemitowane obligacje za 300 tys zł. Budżet zamknie się deficytem w wysokości ok. 1,3 mln zł.
Nie ma się więc co dziwić, że radni w Wąsoszu są – delikatnie mówiąc – bardzo sceptycznie nastawieni do poręczenia kredytu dla SP ZOZ.
W gminie Niechlów przyjęto taktykę oczekiwania na reakcję innych gmin w kwestii poręczenia kredytu. Entuzjazmu dla tej idei tam również nie widać. A są ku temu powody. Budżet gminy Niechlów na ten rok wynosi 13.367.093 zł. Wydatki są wyższe, co powoduje deficyt budżetowy, który na koniec lipca wyniósł ok. 565 tys. zł. Oprócz tego w tym roku gmina ma do spłacenia odsetki i raty kredytów, które zaciągnęła na realizację zadań inwestycyjnych. Do zapłacenia z tego tytułu jest 176 tys. zł. Relacja dochodów do długów wynosi na rok 2008 – 6,11%.
Gmina Góra decyzję o ewentualnym poręczeniu kredytu miała podjąć we wrześniu. Tu sytuacja jest również skomplikowana, co wiąże się z boomem inwestycyjnym, jaki rozpoczęła nowa ekipa. W chwili obecnej gmina zadłużona jest na kwotę ok. 12 mln, przy wysokości budżetu – 44.480.188 zł. Obsługa długu pochłonie w tym roku 5.079.538 zł. Relacja dochodu do długu wynosi 27,57%. Na rok 2008 gmina przewidziała kwotę ok. 3,7 mln zł na inwestycje. W roku 2009 przewiduje się wzrost nakładów inwestycyjnych do kwoty 4,3 mln zł, z której ok. ½ będziemy musieli wyłożyć z kasy gminnej. Warto dodać, iż na spłatę kredytów w przyszłym roku gmina Góra wyda ok. 4,7 mln zł. Wszystkie plany inwestycyjne gminy Góra będą uaktualnione we wrześniu. Wiąże się to z przystąpieniem do programy rewitalizacji. Z rozmów, które odbyłem z wieloma radnymi wynika jednak jasno, iż są oni dalecy od popierania pomysłu Zarządu.
Wobec przedstawionych tu faktów można mówić o krachu pomysłu poręczenia kredytu dla SP ZOZ przez samorządy. Pomysł od początku był nierealny i opierał się na fałszywej przesłance – oddłużeniu Szpitala na mocy ustawy z dniem 1 stycznia 2009 roku. Odmowa gminy Jemielno poręczenia kredytu dla wielu radnych w gminach Wąsosz, Góra i Niechlów spadła niczym „dar niebios”. Pozwala to im na wywinięcie się z pułapki zastawionej przez Zarząd Powiatu. Zarządowi taka postawa rad gmin pozwoli na zwalenie winy na gminy. Szkoda tylko, że nikt wcześniej nie zadał sobie trudu sprawdzenia, jak strategia nieustannego kredytowania Szpitala wpisuje się w budżety gmin. I czy w ogóle się wpisuje.
Radni gmin nie chcą płacić za nieudolność Zarządu Powiatu. I słusznie, bo to nie Zarząd ich rozliczy, ale wyborcy. Kto jednak i kiedy rozliczy nieudolny w każdym milimetrze i calu Zarząd? Ile jeszcze czasu ten pokraczny i niewydarzony twór będzie trwał siłą bezwładu?
- gmina Góra do 1,8 mln zł;
- gmina Wąsosz do 1,2 mln zł;
- gmina Niechlów do 0,6 mln zł;
- gmina Jemielno do 0,4 mln zł.
Razem daje to 4 mln zł, które przeznaczone miały zostać w całości na zaspokojenie oczekiwań komornika. W tych 4 mln tylko 1,9 mln zł dostanie komornik, bo reszta to odsetki od kredytu. W zamian za to gminy dostać miały akt notarialny, w którym zapisane miało być przeniesienie na nich prawa własności do budynków Szpitala – proporcjonalnie do wielkości poręczenia.
Wszystko wskazuje na to, iż ten jakże inteligentny plan spalił na panewce. Radni gminy Jemielno – jak już Państwo wiecie – nie docenili zaszczytu jakim chciał ich obdarzyć Zarząd. Na swoje usprawiedliwienie mają jednak jemieleńscy radni taki oto argument. Gmina, której interesu mają obowiązek bronić przede wszystkim, ma najmniejszy budżet z wszystkich gmin naszego powiatu. Na rok 2008 wynosi on 8.292.479 zł. Poziom zadłużenia gminy Jemielno w stosunku do budżetu wynosi 48,39%. Obsługa zadłużenia w roku 2008 pochłania 6,06%. Pomimo bardzo skromnego budżetu gmina Jemielno przeznaczyła w roku 2008 896.250 zł na inwestycje. Dla włodarzy tej gminy liczy się każda złotówka, toteż nic dziwnego, że radni nie zgodzili się na poręczenie kredytu. Dla wszystkich jest bowiem wiadomym, iż poręczający wkrótce staną się spłacającymi.
W gminie Wąsosz radni upoważnili burmistrza Zbigniewa Stuczyka do poręczenia kredytu w wysokości do 2 mln zł. Teoretycznie więc wszystko wskazywałoby na to, iż gmina Wąsosz poręczy kredyt. Kiedy jednak przyjrzymy się bliżej uchwale, okaże się, iż radni nie wskazali komu to poręczenia ma zostać udzielone. To mnie zainspirowało do wykonania kilku telefonów do prominentnych samorządowców wąsoskich. W efekcie tych rozmów mogę Państwu z całą odpowiedzialnością zakomunikować, iż w przypadku Wąsosza bardzo wskazane jest liczenie na cud w tej materii. Gmina Wąsosz także ma swoje problemy. Budżet tej gminy wynosi w tym roku 17.124.533 zł. Ponieważ - tradycyjnie już – gmina Wąsosz dużo inwestuje ma również dług. W chwili obecnej wynosi on ok. 6 mln. Relacja dochodu do długu wynosi 46,64%. Spłata zadłużenia pochłonie 4,59% tegorocznego budżetu. Na inwestycje Wąsosz wyda w tym roku 3.268.660 zł. Aby to sfinansować zaciągnięty zostanie kredyt w wysokości ok. 1,6 mln oraz wyemitowane obligacje za 300 tys zł. Budżet zamknie się deficytem w wysokości ok. 1,3 mln zł.
Nie ma się więc co dziwić, że radni w Wąsoszu są – delikatnie mówiąc – bardzo sceptycznie nastawieni do poręczenia kredytu dla SP ZOZ.
W gminie Niechlów przyjęto taktykę oczekiwania na reakcję innych gmin w kwestii poręczenia kredytu. Entuzjazmu dla tej idei tam również nie widać. A są ku temu powody. Budżet gminy Niechlów na ten rok wynosi 13.367.093 zł. Wydatki są wyższe, co powoduje deficyt budżetowy, który na koniec lipca wyniósł ok. 565 tys. zł. Oprócz tego w tym roku gmina ma do spłacenia odsetki i raty kredytów, które zaciągnęła na realizację zadań inwestycyjnych. Do zapłacenia z tego tytułu jest 176 tys. zł. Relacja dochodów do długów wynosi na rok 2008 – 6,11%.
Gmina Góra decyzję o ewentualnym poręczeniu kredytu miała podjąć we wrześniu. Tu sytuacja jest również skomplikowana, co wiąże się z boomem inwestycyjnym, jaki rozpoczęła nowa ekipa. W chwili obecnej gmina zadłużona jest na kwotę ok. 12 mln, przy wysokości budżetu – 44.480.188 zł. Obsługa długu pochłonie w tym roku 5.079.538 zł. Relacja dochodu do długu wynosi 27,57%. Na rok 2008 gmina przewidziała kwotę ok. 3,7 mln zł na inwestycje. W roku 2009 przewiduje się wzrost nakładów inwestycyjnych do kwoty 4,3 mln zł, z której ok. ½ będziemy musieli wyłożyć z kasy gminnej. Warto dodać, iż na spłatę kredytów w przyszłym roku gmina Góra wyda ok. 4,7 mln zł. Wszystkie plany inwestycyjne gminy Góra będą uaktualnione we wrześniu. Wiąże się to z przystąpieniem do programy rewitalizacji. Z rozmów, które odbyłem z wieloma radnymi wynika jednak jasno, iż są oni dalecy od popierania pomysłu Zarządu.
Wobec przedstawionych tu faktów można mówić o krachu pomysłu poręczenia kredytu dla SP ZOZ przez samorządy. Pomysł od początku był nierealny i opierał się na fałszywej przesłance – oddłużeniu Szpitala na mocy ustawy z dniem 1 stycznia 2009 roku. Odmowa gminy Jemielno poręczenia kredytu dla wielu radnych w gminach Wąsosz, Góra i Niechlów spadła niczym „dar niebios”. Pozwala to im na wywinięcie się z pułapki zastawionej przez Zarząd Powiatu. Zarządowi taka postawa rad gmin pozwoli na zwalenie winy na gminy. Szkoda tylko, że nikt wcześniej nie zadał sobie trudu sprawdzenia, jak strategia nieustannego kredytowania Szpitala wpisuje się w budżety gmin. I czy w ogóle się wpisuje.
Radni gmin nie chcą płacić za nieudolność Zarządu Powiatu. I słusznie, bo to nie Zarząd ich rozliczy, ale wyborcy. Kto jednak i kiedy rozliczy nieudolny w każdym milimetrze i calu Zarząd? Ile jeszcze czasu ten pokraczny i niewydarzony twór będzie trwał siłą bezwładu?
Subskrybuj:
Posty (Atom)