piątek, 29 sierpnia 2008

Z żarówką na Słońce

Któż z Państwa nie marzył o zobaczeniu na własne oczy „białych nocy”? Najsławniejsze są te znad Newy – „newskie białe noce”. Ale by je zobaczyć, trzeba wybrać się do Petersburga (bywalcom „pociągów przyjaźni" znanego jako Leningrad). W tym wypadku rolę decydującą odgrywają koszty i niezbyt sympatycznie nastawieni tubylcy.
Mamy jednak w naszym mieście też swoje „białe noce” a dokładnie zmierzchy i poranki. Aby zaobserwować to rzadkie zjawisko, należy udać się na ulicę Szkolną. Znajduje się tam hala „Arkadia”, miejsce, gdzie kultywuje się dawno zapomniane obyczaje, ale o tym później.
Od dłuższego czasu dało się zauważyć, iż „Arkadia” jest zawsze promienna, tyle iż na swój osobliwy sposób. Obiekt ów wziął na siebie rolę drugiego Słońca. Stali bywalcy – w tym ja – zauważyli, iż oświetlenie tej budowli prześcigało się ze Słońcem naszym kochanym w światłości. Późną wiosną i latem światła otaczające „Arkadię” długo jeszcze po wejściu Słońca wysoko ponad horyzont szły w nim w konkury pod nazwą: kto jest jaśniejszy? Słoneczko już dawno przyćmiło blask lamp ogrodowych, ale te wciąż nie dawały za wygraną. Świeciły nadal a liczniki notujące zużycie energii elektrycznej kręciły się nadal niczym pozbawione żaren i zboża wiatraki służące do ich mielenia. Trud jałowy, ale któż to zauważył z wyjątkiem konta naszej samorządowej kasy?
Później, ale zbyt późno, zauważono ową próżność iluminacji, która niczemu nie służyła prócz własnej chwale. Ukrócono owe bezbożne i pozbawione głębszego sensu zjawisko.
Niestety, owo pohamowanie rozpusty dotyczyło tylko tzw. parku (wyrażenie na wyrost). Otoczenie „Arkadii” reformie się nie poddało! Dwa dni temu zaobserwowałem to na własne oczy uzbrojone w bezimienne oko aparatu fotograficznego. O godzinie 19,34 zamrugało radośnie osiem lamp oświetlających na zewnątrz „Arkadię”.Lampy te wyposażone w żarówki, z której każda ma moc 75 watów, zapaliły się nagle. Chciały one niejako zawstydzić Słońce i skłonić je do szybszego snu. Wiadomo bowiem, iż Słońce jest naturalnym przeróżnych śmiertelnym wrogiem przeróżnych dystrybutorów energii elektrycznej.
Sprzymierzeńcy dystrybutorów dumnie rozpraszały nieistniejący mrok ku chwale poborców należności za zużycie energii. Ale tak jak na świecie istnieje dobro i zło, tak i tym razem była druga strona medalu. Na tej samej ulicy Szkolnej dały się bowiem zauważyć lampy rozsądne, którym do żarnika nie przyszła myśl, by konkurować z miliardami lat tradycji – Słońcem. Lampy te – opłacane przez gminę – czekały na czas rzeczywistego zmierzchu. Ich czas nastał o godzinie 20,24.I wówczas rozjarzyły się! Najpierw niespiesznie, wstydliwie, by po kilku minutach w pełni zatriumfować nad mrokiem, które po swoim zaniku za horyzontem uczyniło Słońce.
Owe 50 minut pełnej, ale jakże czczej chwały powiatowych lamp, ma jednak wymiar finansowy, który jest mniej romantyczny i bardziej przyziemny. Ta czcza chwała nas wymiernie kosztuje! I to jest zadanie dla Państwa: ile kosztuje to starostwo w skali jednego dnia, ile w skali jednego miesiąca a ile w ciągu roku?
Ja bardzo lubię „Arkadię”. Powróćmy do dawno kultywowanych obyczajów na hali „Arkadia”. Miejsce to jest magiczne. Tylko tam pracownicy mogą zapoznać się z moją twórczością, którą Państwu prezentuję na swoim blogu. Stanisław Żyjewski, który jest „zarządzającym halą” (to oficjalny tytuł, tak że proszę nie używać słów „kierownik” czy „dyrektor”, bo to może mu uwłaczać) ma chwalebny zwyczaj. Ilekroć na moim blogu ukazuje się coś na temat „Arkadii”, tylekroć jest to natychmiast drukowane i wywieszane na służbowej tablicy ogłoszeń. Każdy pracownik „Arkadii” może więc zapoznać się z moją twórczością. Aby jednak nie rozumiał moich myśli opacznie i niezgodnie z poglądami „zarządzającego halą”, Stanisław Żyjewski urządza prelekcje uświadamiające pracowników o celowości moich uwag. Stanisław Żyjewski cierpliwie wyjaśnia, co też autor miał na myśli pisząc to i owo. Czyni to rzecz jasna bez konsultacji z autorem. Niech to Państwa jednak nie dziwi. Stanisław Żyjewski jest aktywnym członkiem Polskiego Związku tzw. Piłki Nożnej, w którym odwiecznym zwyczajem stało kopanie piłki poza boiskiem. Boiskiem były wówczas takie dziwne rzeczy, iż bardziej niż piłkę kopano sędziów. Ci piłkarze, to jednak dziwny naród!

Brak komentarzy: