Górowska służba zdrowia, a szczególnie Szpital, budzi wiele sympatii mieszkańców naszego miasta i powiatu. Niewielu jest takich, którzy z aprobatą czy też obojętnością przyjęliby smutny fakt jego likwidacji. Jednak ten powszechny szacunek i sympatia bywa mocno nadwerężany. Oto przykład z przed kilku godzin.
Przed godziną 18 do Szpitala przychodzi młody mieszkaniec Góry, który cierpi na dokuczliwie na zapalenie migdałów. Zostaje przyjęty na izbie przyjęć przez Antoniego Łozowieckiego – lekarza medycyny przemysłowej i homeopatę w jednej osobie. Młodzieniec – Bartek – pragnie, by mu ulżono w cierpieniu. Okazuje się jednak, iż w Szpitalu nie ma chirurga, który mógłby tego dokonać. Chirurg – stwierdza lekarz – „może będzie później”.
Pomiędzy lekarzem i pacjentem wywiązuje się rozmowa, którą można tak streścić. Lekarz ma pretensję, iż Bartek przyszedł tak późno. Pacjent tłumaczy, iż całą noc nie spał z powodu bólu. Kolejne pytanie lekarza: a dlaczego nie poszedł do lekarza rodzinnego? Młody człowiek cierpliwie tłumaczy zniecierpliwionemu lekarzowi, iż jego lekarz rodzinny przyjmuje do godziny 17. W odpowiedzi lekarz proponuje cierpiącemu tabletkę. Bartek tłumaczy, iż boli go potwornie gardło i tabletki raczej nie przełknie. „To ja już panu nie pomogę” – kończy lekarz.
Wizyta dobiegła końca. Odfajkowano „udzielenie pomocy” i będzie można wykazać się w statystyce przesyłanej do rozliczenia dla NFZ.
Trudno natomiast stwierdzić, iż lekarz pracujący w naszym Szpitalu pomógł Bartkowi. Być może w wymiarze duchowym, bo innego nie widzę. Sądzę jednak, iż lekarz nie powinien zastępować w tej roli duchownego. Chyba Państwo by nie chcieli, by ostatnią posługę oddawał Wam lekarz, a leczył ksiądz zawsze dobrodziej.
By być szczerym muszę powiedzieć, iż często słyszę mało - delikatnie rzecz ujmując – pochlebne opinie o części kadry lekarskiej w naszym Szpitalu. Nie tylko zresztą o nich. Źle notowane są niektóre pielęgniarki i sanitariusze. O tym się mówi na mieście, ale jakoś nikt nie wyciąga konsekwencji wobec osób opryskliwych i niechętnych pacjentom, bez których ten Szpital istniał nie będzie.
Ja też muszę uderzyć się w pierś.Nie tak dawno bardzo nieprofesjonalnie zachował się wobec pacjenta sanitariusz. Znałem tę historię, ale jej nie opisałem. Dlaczego? Z czystej głupoty! Wyszedłem z najdurniejszego z durnych założeń, iż zaszkodzę Szpitalowi. No i nie zaszkodziłem Szpitalowi, ale w efekcie zaszkodziłem Bartkowi. Nasz Szpital ma być dla pacjentów a nie dla ludzi, którzy sądzą, iż pacjent jest tylko niewiele znaczącym dodatkiem dla służby zdrowia. Łaskę to robi nam pacjent, że do nas przyjdzie. Kto tego nie rozumie powinien pożegnać się z naszym Szpitalem.
środa, 27 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
to jest prawda bo ja tam bylem z Bartkiem...to co robią w tym szpitalu to jest nieporozumienie.....
Prześlij komentarz