15 listopada 2010 r. grupa spółdzielców "Wspólnego Domu", którzy nie wyrażają entuzjazmu dla sposobu sprawowania władzy przez Zarząd spółdzielni i Radę Nadzorczą złożyła do Zarządu 11 list zawierających 130 podpisów. Jeżeli Państwo sądzą, że podpisy te widnieją pod adresem hołdowniczym do władz spółdzielni, to są Państwo w ogromnym błędzie.
Grupa 130 spółdzielców żąda zwołania nadzwyczajnego walnego zgromadzenia, podczas którego chce szczerze porozmawiać z władzą i ją spuścić.
Zgodnie z § 26 Statutu spółdzielni złożenie takiego wniosku wywołuje określone skutki. I tak, jeżeli wniosek złożono 15 listopada, to nadzwyczajne walne winno odbyć się w ciągu 4 tygodni, licząc od daty złożenia wniosku.
Prawo spółdzielcze powiada też, że od dnia złożenia wniosku żądającego zwołania nadzwyczajnego walnego, w ciągu 7 dni, spółdzielcy musza być poinformowani o dacie odbycia walnego, miejscu, programie i godzinie. Wniosek płynie z tego taki, że spółdzielcy „Wspólnego Domu” powinni otrzymać takie zawiadomienie najdalej 22 listopada.
Nie muszę dodawać, że Zarząd nie wysłał takiego zawiadomienia. Zarząd bowiem przypatrzył się dokładnie listom poparcia dla wniosku o zwołanie nadzwyczajnego walnego i odkrył poważne naruszenie prawa. Na liście powtórzyło się jedno nazwisko. Mając do czynienie z tak poważnym naruszeniem prawa Zarząd, czyli Grzegorz Oberg, postanowił nie informować spółdzielców o terminie walnego. Inaczej mówiąc: niezgodnie z prawem go nie wyznaczył. Tu dodam Państwu, iż te 129 unikalnych podpisów stanowi żłożyło ok. 13% spółdzielców (do zwołania nadzwyczajnego walnego potrzebne jest 10% podpisów członków spółdzielni).
To są sprawy poważne, bo w przypadku, gdy Zarząd nie dopuści do nadzwyczajnego walnego zwołanego zgodnie z przepisami prawa spółdzielczego, do akcji wkracza Związek Rewizyjny Spółdzielni Mieszkaniowych RP. Na mocy prawa deleguje on swoich fachowców do takiego spółdzielni – delikwenta i na jego koszt przeprowadza walne. Rzecz jasna, nie robi tego społecznie. Później przychodzi rachunek. Dość słony rachunek. Kto go zapłaci? Nie Zarząd! Spółdzielnia „Wspólny Dom” czyli spółdzielcy.
Inne wieści ze spółdzielni również są mało budujące. Państwo wiedzą, że przewodniczący Rady Nadzorczej Andrzej Patronowski nie został wybrany do Rady Miejskiej? Państwo nad tym boleją? Ja też boleję, ale z tego powodu, że dostał na os. Kazimierza Wielkiego aż 10 głosów! Zawrotna ilość, jak na wynik głosowania we własnym mateczniku! Razem miał głosów 60.
W tym miejscu wyrażam najgłębsza wdzięczność szanownym spółdzielcom „Wspólnego Domu”, że okazali mi swoją wdzięczność za rozjaśnienie mroków spowijających działalność obecnych władz spółdzielni i wyrazili swoje głębokie niezadowolenie dla przewodniczącego Rady Nadzorczej, podczas niedzielnego głosowania.
Proszę pamiętać, że pozbycie się przewodniczącego Waszej (bo ja wiem czy Waszej?) Rady Nadzorczej przyniosło ulgę wielu radnym, którzy już dość mieli jego osoby. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą!
Jak informują mnie kręgi zbliżone do spółdzielni wczoraj przewodniczący Rady Nadzorczej nie miał humoru. To był dla niego „czarny poniedziałek” (ja z kolei byłem bardzo radosny!), bo wypadł z obiegu. Wobec powyższego otworzył „słowny sklep mięsny” w budynku spółdzielni. Sprzedawał „słowne mięso” na lewo i prawo. I leciały świńskie tylne ćwiartki, na przemian: raz lewa raz prawa, fruwały w powietrzu bycze genitalia. Wypominał towarowi jego pochodzenie z nieprawego łoża. Głośno zapowiadał z kim będzie kopulował, by go po wykorzystaniu porzucić.
Strasznie rozsierdził się były radny (jak to pięknie brzmi: były radny!) i jeszcze (ale już niedługo!) przewodniczący Rady Nadzorczej Spółdzielni „Wspólny Dom”. A stracił w wyborach wiele: dietę (tej podobno mu żal najbardziej), wizyty w urzędzie, udawania, że się na czymś zna (urzędnicy udawali, że też tak uważają), siedzenia za stołem prezydialnym (strasznie psuł swoją osobą najlepsze nawet wrażenia estetyczne), wbijania wzroku w przestrzeń w poszukiwaniu bezpowrotnie utraconego rozumu.
Poległ były radny Andrzej Patronowski! Od wyborczych kartek zginął! Podobno, dzisiaj rano próbował targnąć się na życie. Podobno „rzucił” się na sznur spleciony z papieru toaletowego. Bezskutecznie!
Dobra, pożartowaliśmy sobie, a teraz poważnie. Może by tak Państwo spółdzielcy „uprzejmie” poprosili Zarząd, by ten kpin sobie nie robił z prawa, które Państwu przysługują? Przecież, to jest jawne lekceważenie prawa i Państwa.
Jeżeli władze spółdzielni uważają, że ich działalność przynosi korzyści spółdzielni, to na walnym mogą to udowodnić i utrzymać się u władzy. Jeżeli są tacy cacy – cacy, to czegoż się obawiają? Po co robić aferę z jednym podpisem? Doprowadzić do walnego i rozgromić w sposób merytoryczny opozycję, udowodnić, że to pieniacze, warchoły i źli ludzie.
Jeżeli natomiast kombinuje się i szuka sztuczek proceduralnych, to znaczy, że czystego sumienia się nie ma. Bo jak to inaczej tłumaczyć? Ale po co kombinować? Wszak stare przysłowie mówi: „prędzej czy później od koryta odciągną”. Dla przestrogi dodam: byle nie na rzeź.
wtorek, 23 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz