środa, 28 października 2009

Parcie na wsparcie

Do 20 listopada br. budowa nowej strażnicy dla naszych strażaków ma być zakończona. Z całą pewnością wykonawca zdąży, bo z jego strony nie widać żadnych zagrożeń dla terminowego zakończenia inwestycji.
Całkowity koszt budowy strażnicy miał wynieść 10.002.000 zł. Do chwili obecnej wydane zostało 9.578.140,05 zł. W tej kwocie koszta budowy wynoszą 9.391.658,80 zł. Różnicę – 186.481,80 zł – spowodowały koszta związane z wykonaniem projektu (134.200 zł), nadzorem autorskim nad projektem (16.375,67 zł) oraz wydatki związane z doprowadzeniem wody i prądu na plac budowy.

Trzeba tu jasno powiedzieć, iż pieniędzy zabraknie. Za chwilę wpłynie do starostwa faktura za wykonane kolejne roboty budowlane w kwocie ok. 1,5 mln zł. Zabraknie również pieniędzy na tzw. I wyposażenie (meble, telefony, komputery, lampy), które przewidziano na kwotę ok. 700 tyś. Razem niedobór można oszacować na kwotę rzędu ok. 1,9 mln zł.

Budowa strażnicy finansowana jest z budżetu państwa. Starostwo jest tylko swoistym „pośrednikiem”. Do nas należało przygotowanie dokumentacji technicznej, ogłoszenie przetargu i kontrola przebiegu realizacji inwestycji. Pieniądze dostawaliśmy za pośrednictwem wojewody.
Od pewnego czasu „Bukietowa” stara się o audiencję u wojewody. Cel wizyty jest oczywisty – prośba o dofinansowanie budowy.Można zadać sobie pytanie: dlaczego zabrakło pieniędzy? Zabrakło ich dlatego, że – jak będzie się oficjalnie mówiło, co podejrzewam – z powodu „nieprzewidzianych robót”, które nie zostały ujęte w kosztorysie. A w kosztorysie nie było na przykład nawiezienia ziemi na plac budowy, po to, by budynek strażnicy nie był położony poniżej ulicy, co powodowałoby jego stałe podmakanie. Tego projektant nie przewidział, bo może nie widział placu budowy na oczy. Ale plac budowy widzieli na oczy pracownicy wydziału budownictwa naszego starostwa. Brak kontaktu z projektantem?

Wieść gminna głosi, że takiego kontaktu nie było, bo urwała się korbka od telefonu polowego. Siła wyższa!
Inna wersja głosi z kolei, że poziom zero był, ale ujemny. A już wprost niewiarygodna pogłoska mówi, że ziemi było tyle ile trzeba, tylko ktoś pazerny na ziemię wyniósł ją nocą, by powiększyć sobie areał (te unijne dopłaty mają jednak blaski i cienie).
Jak było, tak było – ziemi trzeba było nawieźć, bo strażacy nie ptactwo wodne i na okrągło taplać się w wodzie nie lubią. A to kosztuje.

Inny, niezauważonym przy sprawdzaniu kosztorysu, mankamentem okazała się energia elektryczna. W projekcie najwyraźniej nie przewidziano, że trochę tych woltów strażacy potrzebują. Wynikła sprawa zakupu transformatora. A wydatku tego również w kosztorysie nie było.
Powstał, co prawda pomysł, by drogi (ok. 200 tys. zł) transformator zastąpić znacznie tańszymi dynamami, ale też upadł. Okazało się bowiem, że członek Zarządu – Stefan Mrówka czasy świetności w dymaniu ma już za sobą, jak rzekomo sam oświadczył. Jak wieść gminna niesie dynamom sprzeciwiła się również „Bukietowa”, która ponoć stwierdziła, że nadymała się lewoskrętnie w Stowarzyszeniu Gminna Szkoła Reymontowska w sezonie 2005/06, i w związku z powyższym poważne czynniki mogą od niej wkrótce oczekiwać dymania prawoskrętnego, co związane będzie wkrótce z jej nieobecnością na zajmowanym dotąd stanowisku.

Wróćmy jednak do meritum. Tak więc „Bukietowa” oczekuje na udzielenie jej widzenia (w obecnej jej sytuacji, to chyba właściwe słowo) u wojewody. Sprawa jest poważna, bo gdyby wojewoda nie dołożył pieniążków, to obciach będzie na całe województwo (zresztą, jeden obciach więcej, jeden mniej, to już chyba z Państwa nikomu różnicy nie robi). Z drugiej jednak strony czasy mamy ciężkie, kryzys w finansach publicznych, Donek skubnął coś każdemu z kasy i nie wiadomo czy wojewoda ucieszy się, że musi do interesu dołożyć jeszcze ok. dwóch baniek. Może grymasić, kaprysić, żądać wyjaśnień, bo 2 bańki piechotą nie chodzą, to 20% wartości inwestycji.

Wykonawca wygrał przetarg na budowę strażnicy za kwotę 8.565.386,98 zł. Dopytywać się może zacząć, jak to się stało (a u nas tradycyjnie winnych nie ma), że trzeba aż o tyle więcej zapłacić. Jednym słowem – przykrość może zrobić „Bukietowej”, bo ona do żadnej merytorycznej odpowiedzi nigdy przygotowana nie jest. Ale jest cwana i może mu obiecać, że: „odpowiem na piśmie” – jak to ma w zwyczaju odpowiadać radnym podczas sesji. Ale czy taki numer przejdzie u człowieka, który nigdy nie był w pewnej zdechłej partii?!

Sytuacja – jak Państwo widzą – jest bardzo ciężka. Nad brakiem kasy cicho sza, bo wiadomość to tajna łamana na przez specjalnego znaczenia. Radni nasi też jakoś kiepsko w tej problematyce siedzą. A „Bukietowa” czeka na widzenie. Ciekaw jestem czy ktoś z Państwa też wybiera się w przyszłości na widzenie do „Bukietowej”?
Od ognia, morowego powietrza i „Bukietowej” uchroń nas Panie”

Brak komentarzy: