Najważniejsze jest zdrowie – „Szlachetne zdrowie nikt się nie dowie jako smakujesz nim się zepsujesz”. Specjalistami od naszego zdrowia są – jak powszechnie się mniema, chociaż często bezpodstawnie – lekarze. Każda wizyta u lekarza stanowi dla każdego z Państwa niezapomniane wspomnienie i – jak się okazuje – niesie z sobą wciąż nowe doznania. Dzisiejszego dnia moja dobra znajoma udała się do lekarza celem dokonania drobnej korekty recepty. Znajoma – nazwijmy ją dla większej dramaturgii i wzmocnienia efektów poetyckich tekstu – Julietta, od lat choruje na tą samą chorobę. Jej wizyty w gabinecie lekarskim mają więc charakter rutynowy i polegają na odebraniu recepty po uprzednim jej zamówieniu drogą telefoniczną. Julietta była już wcześniej po receptę i ją otrzymała. Recepta okazała się wadliwa w chwili produkcji. Nie jest jednak łatwo naprawić to co skopano. Po trzech dniach dokonano korekty, polegającej na dostawieniu do recepty literki „P”. Julietta udała się do apteki, ale tam okazało się, iż jest zły wpis dotyczący dawkowania leku. Chora powróciła z receptą do przychodni. Zarejestrowała się do lekarza, by ten dopisał do recepty sposób przyjmowania lekarstwa. Lekarz radiolog Jacek Manikowski poprawił swojej pacjentce receptę. I wszystko by było w porządku – prawie w porządku – gdyby nie drobna, ale nie pozbawiona sensu i logiki – prośba Julietty. Poprosiła ona znakomitego radiologa, by ten wypisał zamiast dwóch opakowań lekarstw – cztery. Tu musimy wspomnieć, iż Julietta chora jest na cukrzycę. W chwili obecnej jest ona objęta intensywną insulinoterapią. Terapia ta ma taką właściwość, iż wymaga zażywania dawek insuliny przed głównymi posiłkami i wówczas, gdy wzrasta poziom cukru. W przypadku Julietty powoduje to konieczność badania poziomu cukru 7 – 8 razy dziennie. Jedno opakowanie (50 sztuk) pasków do badania poziomu cukru wystarcza na 7 dni. Nie ma więc co się dziwić pacjentce, iż chciała mieć wystarczający zapas lekarstwa, by nie fatygować się zbyt często do lekarza.
Jej prośba wywołała jednak zdziwienie radiologa Jacka Manikowskiego.
Wywiązała się rozmowa, w trakcie której Julietta poprosiła o wyjaśnienie dlaczego lekarz nie chce przypisać takiej ilości opakowań pasków o którą prosi? Spytała też dlaczego ma co dwa tygodnie biegać po recepty? (bo w tym przypadku tylko do tego ogranicza się jej kontakt z Niepublicznym Zakładem Opieki Zdrowotnej w Górze, przy ulicy Mickiewicza 1). W odpowiedzi usłyszała od radiologa, iż jest jedyną osobą spośród jego górowskich pacjentów, która bada tak często poziom cukru. Julietta tłumaczyła, iż jest w trakcie intensywnej insulinoterapii. Na próżno! Okazało się bowiem, iż radiolog nic o tej metodzie nie słyszał. Więcej! Od Julietty właśnie dowiedział się o niej po raz pierwszy.
W tym momencie nasza bohaterka zdała sobie sprawę w jak niepewne ręce złożyła swój los. I się ociupinkę zirytowała. Nieco podniesionym głosem stwierdziła, iż chce rozmawiać z normalnym lekarzem. Radiolog uniósł się ambicją i stwierdził, iż może sobie zmienić lekarza. I tu trzeba pochwalić radiologa Jacka Manikowskiego za krytyczną samooceną, jaką wyraził w swoim szczerym aż do bólu wyznaniu.
Nie zamierzam potępiać radiologa. Państwo też nie śpieszcie się z pochopną oceną. Radiolog Jacek Manikowski ma bardzo wąską specjalizację. On ogląda klisze fotograficzne a tam wszystko czarno – białe. I tak przywykł latami, iż tylko te dwie barwy występują w medycynie.
Innym wytłumaczeniem – bardziej bliskim prawdy – może być to, iż nasłała go konkurencja, by doprowadził on NZOZ z ulicy Mickiewicza do ruiny. Ale, jak Państwo widzą, poległ od własnej broni - przejrzałem go na wylot!
środa, 3 września 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz