Spółdzielnia „Wspólny Dom” w Górze od 29 grudnia jest bez prezesa. Dotychczasowy prezes Marek Downar został zwolniony ze stanowiska i do 26 stycznia jest na zaległym urlopie wypoczynkowym.
W tej sytuacji Rada Nadzorcza spółdzielni ogłosiła konkurs na wakujący fotel prezesa. Ukazały się wymagane prawem ogłoszenia, w których zawarto wymagania wobec przyszłych kandydatów. Znajdują się tam: wykształcenie wyższe, minimum pięcioletni staż pracy na stanowiskach kierowniczych, umiejętność kierowania i organizowania pracy w podmiotach gospodarczych, bardzo dobra znajomość problematyki spółdzielczości mieszkaniowej. Dodatkowym warunkiem jest bycie członkiem Spółdzielni Mieszkaniowej „Wspólny Dom”.
Ktoś z Państwa może powiedzieć, że warunki konkursu są jasne i uczciwe. A ja Państwu powiem, że to rzadka ściema. Dlaczego? A proszę bardzo, oto uzasadnienie.
W ogłoszeniu brakuje na przykład informacji, że nowemu prezesowi przyjdzie pracować z osobami takimi, jak Grzegorz Oberg i Andrzej Patronowski. A cała Góra wie, że uważają się oni za ważniejszych od prezesa, i to każdego prezesa. Oni maja misję! Ten cudaczny duecik uważa, że ich misja jest rządzenie spółdzielnią, i to pomimo braku jakichkolwiek kwalifikacji do sprawowania władzy. Ich wielkość polega na tym, iż są karłami na szczudłach.
W ogłoszeniu brakuje też informacji, iż obaj panowie będą nieustannie czuwać w biurze prezesa. Nowy prezes może być pewien, że z oka go nie spuszczą, gabinetu nie opuszczą, słowa rozmowy prezesa z petentem nie uronią, ucha nadstawią i prezesa w razie czego postawią na baczność.
Brak jest w ogłoszeniu informacji, iż duet Oberg & Patronowski wściubiali będą swoje kinole w sprawy, w które ich wcinać nie mogą, bo leżą one w wyłącznej gestii prezesa.
Nie informuje się również kandydatów na prezesa, że spółka jawna Oberg & Patronowski – spółka z nieograniczoną nieodpowiedzialnością – uważa się za pępek spółdzielczego światka, alfę i omegę, początek i koniec wszystkich rzeczy, która może według swojego kaprysu uciąć nowemu prezesowi pensję, gdyby ten ośmielił się sprzeciwić jakiejkolwiek ich decyzji.
Ogłoszenie nie zawiera też informacji o tym, że spółka Oberg & Patronowski wyraża ogromne parcie na najwyższe wyrazy szacunku i uwielbienia ze strony prezesa. W tej sytuacji nowy prezes musi być Trzema Królami w jednej osobie i mieć na co dzień: złoto, mirrę i kadzidło. Złoto, to oczywiście wyrażanie zgody na podwyższanie diet dla deklarujących społeczną pracę członków Rady Nadzorczej, mirra, by zabalsamować obecny układ w spółdzielni i kadzidło. Na kadzidło nowy prezes kasy nie powinien żałować. Nawet pół wypłaty przeznaczyć, bo tylko kadząc można będzie ten stołek utrzymać, jeżeli chce się być prezesem a nie marionetką w tanim teatrzyku. Jak nowy prezes będzie dobrze kadził, to mu nawet Rada Nadzorcza może dodatek „kadzidlany” przyznać.
Nie ma w ogłoszeniu również informacji, że próba normalnej pracy ze spółką Oberg & Patronowski może narazić zdrowie psychiczne nowego prezesa na poważny szwank. Toteż moja rada dla przyszłego kamikaze jest taka, by jeszcze przed konkursem poddał się badaniu psychiatrycznemu. Będzie wówczas miał jasność czy on jest normalny czy tez inni nie. Bo jak dowodzi przykład byłego prezesa Marka Downara będzie mógł nabrać poważnych wątpliwości na temat swojego stanu zdrowia psychicznego po krótkim okresie współpracy z wiadomą spółką.
Wszystkie przytoczone przeze mnie zastrzeżenia dotyczące ogłoszenia o konkursie na prezesa mają, jak Państwo widza merytoryczne uzasadnienie. Tymi uwagami chciałem się z Państwem podzielić, bo być może wśród drogich Czytelników jest kandydat na samobójcę. A ja świnia nie jestem i szczerze przestrzegam, bo taki mój obowiązek.
Wracają do wyrażenia świnia. Nie jestem też taką świnią, jak sugerował to członkom Rady Nadzorczej członek Zarządu – Grzegorz Oberg. Na ostatnim posiedzeniu tego gremium stwierdził, iż rozmawiał z pewną powszechnie szanowana osobą, która obiecała mu, iż wpłynie na ,mnie, tak, abym pisał tylko dobrze o wiadomej spółce.
Oświadczył też, że będzie mi się płaciło za pozytywne w wymowie teksty. Rzekomo w obecności obecnego starosty górowskiego zaproponował 200 zł od artykułu, na co starosta miał rzec, iż 50 zł w zupełności wystarczy.
Nie muszę dodawać, że z osobami, na które powoływał się były doktor Grzegorz „Bioprądzik” Oberg rozmawiałem. Każda z nich z oburzeniem przyjęła fakt powoływania się na ich nazwiska. Wynika z tego prosto, że były doktor Grzegorz „Bioprądzik” Oberg po prostu okłamał członków Rady Nadzorczej.
Podobno zawód przekazywania bioprądów dla naiwnych były doktor „Bioprądzik” porzucił z powodu nieszczęśliwego wypadku przy pracy. Lud mówi – ale materialnego potwierdzenia tego faktu nie ma – iż pewnego dnia próbował on wyleczyć bioprądami chorą pchłę, Okazał się jednak, że pchła wytwarzała jeszcze silniejsze bioprądy i doktora poraziło. Podobno długo leżał bez okazywania ducha. A gdy powstał podobno rzekł: „Teraz zostanę wielkim człowiekiem”.
wtorek, 4 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz