piątek, 21 stycznia 2011

Moja droga asflatowa

Jak nasz piękny powiat długi i szeroki, to zewsząd słychać utyskiwania na jakość naszych dróg. Trochę tego mamy, bo 101 km dróg wojewódzkich i 280 powiatowych. Te pierwsze utrzymywane są na mocy porozumienia z Dolnośląską Służbą Dróg i Kolei, która przekazuje nam pieniądze na ich utrzymanie. Słowo „utrzymanie” należy rozumieć tak, iż Powiatowy Zarząd Dróg wykonuje ich bieżące remonty, dba o pobocza (też nie wszystkie, bo na niektórych odcinkach pobocza nie należą prawnie do drogi wojewódzkiej), oznakowanie, znaki drogowe.

Drogi powiatowe (280 km) utrzymuje powiat samodzielnie. I to w naszej gestii leżą ich kapitalne naprawy, przebudowy, remonty drobniejsze i poważniejsze.
Razem na drogi wojewódzkie i powiatowe wydajemy rocznie ok. 2,3 mln zł. W tm jest również bardzo kosztowne zimowe utrzymanie dróg.

Kwota na drogi nie należy więc do powalającej na kolana. Mi osobiście wydawało się – do dzisiaj – że jednak za te pieniądze można zrobić więcej i chociaż nieco ostudzić zapalczywych użytkowników szos, którzy pod adresem naszych drogowców puszczają soczyste kawałki mięsa.

Dzisiaj nadarzyła mi się okazja, by oglądnąć spory wycinek dróg powiatowych i wojewódzkich. Dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg – Andrzej Łaszewski – postanowił dzisiaj dokonać gruntownego przeglądu stanu dróg na terenie powiatu. Uprosiłem dyrektora, by zabrał mnie z sobą. Dyrektor wyraził zgodę, ale ostrzegł, że szybko go my nie wrócimy. Co prawda nie bardzo lubię jeździć samochodem, ale zwyciężyła ciekawość świata i pragnienie otrzymania informacji z pierwszej ręki.
Pierwszy etap zwiadu drogowego dyrektor Andrzej Łaszewski rozpoczął od kierunku: na Czerninę!

Mkniemy więc sobie samochodzikiem po drodze powiatowej 1076D. Podziwiam szybko zmieniające się krajobrazy za oknem. Dyrektor pewnie dzierżawi kierownicę w swoich dłoniach, więc jadę i dedukuję tak: „no, my wypadku nie spowodujemy, ale jak trafimy na gminnego idiotę za kierownicą, który uważa się za równego Kubicy, to może być różnie”. I tak sobie dumałem do Kruszyńca nad ewentualnością nieśmiertelności dusz, gdy z błogich rozważań zaczął wyrywać mnie dziwny dźwięk. Przypominał on furkot, który wprawiał samochód w drżenie, które promieniało po moim schorowanym kręgosłupie zmuszając mnie do oderwania pleców od oparcia siedzenia, w które dotąd byłem błogo wciśnięty.

„Acha – pomyślałem – autko się popsuło”. Pytam dyrektora: co nawaliło? A co miało nawalić? – ten odpowiada pytaniem na pytanie. A czemu tak furkocze? – pytam zaniepokojony. I dyrektor Andrzej Łaszewski mi odpowiada, że na prawym pasie drogi Kruszyniec – Ligota skończyła się warstwa ścieralna na drodze.

I dalej wyjaśnia jak to jest. Taka droga ma zbudowana jest z trzech warstw. Warstwa pierwsza to podłoże, na którym wybudowano drogę mające grubość ok. 30 cm. Drugą warstwę stanowi podbudowa – 5 cm a trzecią jest warstwa ścieralna o grubości ok. 4 cm. Ponieważ znakomita większość dróg – takimi, jakimi je dzisiaj widzimy i po jakich jeździmy pochodzi z lat 70. i 80., to stało się to, co stać musiało. Warstwa ścieralna wyjechała na kołach jeżdżących po drodze samochodów. Przyczynił się również do tego boom motoryzacyjny w naszym kraju, bo nikt sobie w czasach, gdy budowano lub przebudowywano te drogi nie wyobrażał, że w Polsce może być tyle samochodów.

Zrozumiałem i akurat wjechaliśmy do Czerniny. Trzeba przyznać, że przy wjeździe od strony Góry od razu w oczy rzucają się chodniki. Przykuwają wzrok swoją bezładną konstrukcją, licznymi wąwozami, efektownym uniesieniom płytek chodnikowych ku niebu, jakby tam szukały pociechy i wybawienia z opresji, jakiej się znalazły. Chodnik przy drodze 1100D. Powiatowej. Ach, westchnąłem w duchu, tylko tam was zbawić od zupełnej ruiny mogą. To droga powiatowa i chodnik przy niej też. Tak więc chodniczku cierpiący – marne szanse na przeżycie. Chwalił ty będziesz jeszcze swój stan obecny.

Za oknem skończyło się cierpiętnicze trwanie chodnika a dyrektor Andrzej Łaszewski pewną dłonią poprowadził samochód na kraniec naszego powiatu, by pokazać mi miejsce gdzie planowany jest węzeł sławetnej S5, której projekt został tak bardzo spartolony przez speców od budowy dróg w Poznaniu.

No więc posuwamy się metr po metrze po drodze powiatowej. Otwieram puszkę z coca – colą (pasuje Państwu?) i wlewam zawartość w gardło. Głowa uniesiona do góry, oczęta przymknięte. W brzuszku rozlewa się ten boski płyn. I naglę łup – cup! Łup – cup! A ja raz głową o szybę a raz o dyrektora. „Hamulce puściły!” – myślę w najgłębszej rozpaczy. „A może to zamach” – przenika mnie myśl i mrozi do szpiku kości. „Uspokój się idioto!” – analizuję sytuację odzyskując zimną krew. „I nie oglądaj występów w sejmie wiadomych osób, bo też ci we łbie się poprzekręca!” – kończę rozmyślania i spoglądam na drogę. I co ja widzę?! Coś przypominającego szwajcarski ser! A dyrektor Andrzej Łaszewski kręci kierownicą raz w lewo, raz w prawo i z entuzjazmem mówi: „Na liczniku 33 a w oczach łzy!”. „I guz na łbie” dopowiadam głośno masując cud natury, jakim jest bez wątpienia śliwka o tej porze roku.


Dojechaliśmy do planowanego węzła S5. Wysiadamy, stoimy, patrzymy, podziwiamy. Dyrektor widoki a ja dziury w jezdni drogi powiatowej. Pytam a dyrektor odpowiada. Dziury na jezdni powstają z różnorakich przyczyn. Najważniejsze to działanie wody, soli i nadmierny nacisk mechaniczny. Do tego dochodzi też zmęczenie materiału. Z biegiem czasu w każdej nawierzchni powstają drobne szczeliny, pęknięcia i wykruszenia. Przychodzi zima. Pada śnieg, śnieg topnieje a powstała z niego woda przenika do szczelin. Przychodzi mróz i rozsadza fragmenty najbardziej nasączonych wodą (a więc i lodem) fragmentów jezdni. I czym większy samochód po takim fragmencie przejedzie, tym dziura jest bardziej efektowna. Do tego dochodzi jeszcze sól, która jest w okresie oblodzenia dróg błogosławieństwem dla kierowców, to wiosną przekleństwem dla drogowców.

Dziury są zaklejane. Robi się to na dwa sposoby. Sposób „na zimno” polega na wypełnieniu dziury bituminem i ubiciu go zagęszczarką. To najczęściej widzą kierowcy i dziwią się, że to tak się robi. Jest to sposób „na chwilę”, doraźny. Stosowany jest wówczas, gdy z technicznego punktu widzenia, nie ma możliwość wypełnienia dziury „na gorąco”. Ta metoda wymaga emulsji i grysu oraz skrapiarki do bituminów i remontera drogowego. Tych urządzeń nasz PZD nie posiada i dlatego prace do wykonania „na gorąco” zlecamy.

Przemieszczamy się na odcinek wiodący do Chróściny drogą 1073D. W czasie podróży rozmawiamy o budowie dróg powiatowych przez ostatnie lata. Dyrektor Andrzej Łaszewski wyjaśnia, że przez ostatnie ok. 11 lat zmodernizowaliśmy gruntownie jakieś 15 km dróg. Sam rok 2010 był pod tym względem rekordowy, bo generalna przebudową objęliśmy aż 5 km dróg. A udało się aż tyle zrobić, gdyż dwa odcinki zalała nam woda w maju 2010 roku i na ich odbudowę otrzymaliśmy 100% środków z funduszu powodziowego. Modernizacja 1 km drogi, to koszt ok. 1000.000 zł. Wygląda na to, że jeżeli będziemy w tym tempie modernizowali nasze drogi powiatowe, to zejdzie nam na to jakieś ćwierć wieku.

Zbliżamy się do Chróściny. Po obu stronach drogi krajobraz przypomina wodny świat. Jak okiem sięgnąć zalane łąki, lasy i pola.


Zatrzymujemy się na przepuście biegnącym na drodze Czernina – Chróścina. Na naprawę tego przepustu udało się nam pozyskać ponad 1 mln zł środków z funduszu popowodziowego w ubiegłym roku. Nie znalazł się jednak chętny na jego wykonanie. Powód? Tam nie mógł wkroczyć do pracy ciężki sprzęt. Wszędzie było mokro a miejscami – jeszcze jesienią! – stała tam woda. Przepustu nie udało się przebudować a pieniądze musieliśmy zwrócić. Co prawda ubiegamy się nadal o nie, ale czy je dostaniemy?

Jedziemy przez Chróścinę. W pewnym momencie widzimy, jak na drogę leje się strumień wody. Widać długi wąż, z „Nie – odpowiada – ale to częsta praktyka i nic na to nie można poradzić. Ci ludzie niszczą nawierzchnię w myśl zasady: „Moja chata z kraja”.
Wjeżdżamy na drogę wojewódzką 323. W okolicach Laskowej na drodze widoczne ograniczenie prędkości do 40 km/h. Powód? Na prawe pobocze drogi wlała się woda. Dyrektor sprawdza poziom wód na poboczach drogi. „Już się nie podnosi” – komunikuje z ulgą.



Zawracamy i z Laskowej kierujemy się na Radosław.
C.d.n.

Brak komentarzy: