sobota, 22 stycznia 2011

Moja droga asflatowa II

Wjeżdżamy na drogę wiodącą do Radosławia. Szerokość jezdni – 3,5 m. To droga gminna – informuje mnie dyrektor Andrzej Łaszewski, która zbudowana została za czasów burmistrza Tadeusza Wrotkowskiego. Jej budowa związana była z działalnością żwirowni w Radosławiu. Odciążyła ona naszą drogę powiatową, która …, tu dyrektor milknie na chwilę, by w skupieniu znaleźć miejsce na grząskim poboczu i zatrzymać samochód. Powód? Z naprzeciwka sunie ku nam ogromna ciężarówka. Mija nas z hukiem. „Ile to miało ton?” – zastanawiam się głośno. „Z trzydzieści było” – ocenia dyrektor. "No, i gdyby nie ta droga, to mielibyśmy katastrofę na naszej powiatówce mówi dyrektor. A tak … ". (Ustawa o zachowaniu tajemnicy służbowej, art. 14, p. 1).

Rozmowa schodzi na temat czy dozwolone jest poruszanie się po takiej drodze, wąskiej i już mocno wyeksploatowanej, pojazdów o tak dużej nośności. Dyrektor tłumaczy. Drogi z definicji są publiczne i nikomu nie można zakazać poruszania się po nich. Są wyjątki, ale związane z przewozem towarów mocno nietypowych, bo wówczas trzeba wystąpić o zgodę na taki przejazd. To, że jeżdżą po tej drodze samochody o takiej masie jest oczywiście niedobre, bo ta droga wkrótce nie będzie nadawała się do użytku. Powiatowy Zarząd Dróg nie ma takich uprawnień, by zamknąć tę – i inne drogi – dla ciężkich pojazdów.

Na drodze widać wyraźnie, że ciężarówki z wielotonowym ładunkiem zdążyły już zrobić część swojej kreciej roboty. Pobocza rozjechane, dziury w nawierzchni. Ile ta droga jeszcze wytrzyma? – zastanawiam się głośno. „Tego nie wie nikt” – z pokorą informuje mnie dyrektor. „Może żwir się skończy” – wyrażam nutkę nadziei. „Szybciej droga” – studzi mój optymizm dyrektor – realista.

I tak mkniemy sobie drogą Radosław – Łęgoń, ku kolejnej granicy województwa. Tam dyrektor chce zobaczyć stan drogi powiatowej, która znajduje się w okolicach gzie mogą być podtopienia. Okolica jest urocza. Lasy, łąki i znaki ostrzegające przed sarnami. Raj dla grzybiarzy. Jedzie się dość fajnie, ale tylko przez kilka chwil. Nauczony doświadczeniem, o którym wciąż przypominała mi obolała głowa, czujnie śledzę drogę przed sobą. A jakże! Są! I już dyrektor rozpoczyna slalom. Lewa, prawa, lewa prawa, znowu prawa … stop. Tak też się nie da. Wolno, wolniutko wjeżdża do możliwie najmniejszej dziury, która zaszczycona faktem dźwigania dyrektora pozwala mu w miarę spokojnie opuścić swoje wnętrze. Jedziemy dalej. Już widać most na Śląskim Rowie.

Patrzę i oczom nie wierzę. Asfalt się skończył! Jak nożem odciął! Był i znikł! „To do mostu wiedzie polna droga?” – pytam.
Dyrektor żachnął się spojrzał na mnie dość wrednym wzrokiem i odpowiedział z dumą w głosie.

„To jest nasza gruntowa droga powiatowa. A dokładnie powiatowa droga o nawierzchni gruntowej” – to podkreślił z wyraźną wyższością fachowca nad profanem w głosie. Ja oniemiałem. „Dziw” – mówię po chwili. „Nie jedyny” – kontynuował dyrektor – „Mamy jeszcze dwie takie drogi. Jedna to odcinek Jastrzębia – Strumienna a druga Pobiel – Kąkolno.

Wjeżdżamy na most i spoglądamy na Śląski Rów. Woda w korycie, ale widać, że wcześnie zakaprysił i opuścił gościnne koryto. Na polach i łąkach widać liczne rozlewiska.
Wracamy do samochodu i dopiero wówczas dostrzegam nowe słupy. To zmodernizowana pod koniec ubiegłego roku linia energetyczna, która zasila nasze miasto od strony Wschowy. Ma ona nam zapewnić większe bezpieczeństwo w dostawie energii. Pożyjemy, zobaczymy.

Wracamy. Dyrektor zmierza w kierunku Sicin. Droga nieciekawa, bo co jakiś czas przed oczami widać dziurę. Mówię, że asfalt mocno w kość dostał. „To jeszcze nic. Zaraz zobaczymy jak wygląda przełom” – informuje mnie dyrektor. Krzyżówka pomiędzy Radosławiem a Sicinami w stanie przypominającym kretowisko. Kretów jednak nie widać. Już dawno odjechały.

Ponownie mija nas ciężarówka załadowana żwirem. „Interes się kręci a drogi się zwijają” – myślę w duchu. Wjeżdżamy do Wioski. Po prawej stronie ładny chodnik. Dyrektor opowiada, że wójt Niechlowa Jan Głuszko wystąpił o pozwolenie na budowę chodnika. Był jednak problem, gdyż droga wąska i dwa większe samochody mogłyby się nie minąć. Znaleziono jednak kompromis. Zaprojektowano chodnik na wysokości 6 cm nad jezdnią. „A teraz prezentacja” – mówi dyrektor. Zwalnia i kierownicą kręci w prawo. Dość łagodnie wskakujemy na chodnik i w równie przyjemny sposób z niego zjeżdżamy. „I to zdaje egzamin” – z nutą zadowolenie mówi szef dróg powiatowych i jednocześnie zastępcza matka dla dróg wojewódzkich.

„A teraz przełom” – informuje dyrektor. „Całkiem nowy” – dodaje. I wali mi po uszach definicję przełomu. „Przełom jest wówczas, gdy konstrukcja drogi jest zapadnięta. W zeszłym roku tego przełomu nie było. Był inny o długości 60 m. Zlikwidowaliśmy go za 50 tys. zł. Teraz jest ten. Też go zlikwidujemy. Pod warunkiem, że będziemy mieli kasę” – dodaje i posępnieje.


Jeszcze jesteśmy w Wiosce. „A ile tu można jechać na godzinę?” – pytam po tym jak coś smignęło za oknem z prędkością uniemożliwiającą zidentyfikowanie koloru.
„Trzydzieści” – odpowiada dyrektor i dopowiada: „I wszyscy tu tyle jeżdżą”. „Acha! – mówię z najgłębszym przekonaniem w głosie.

Spoglądam na drogowskaz. Kierunek – Siciny.

C.d.n.


Pod rozwagę

„O wysokiej jakości infrastruktury drogowej w danym powiecie informuje odsetek dróg o nawierzchni twardej ulepszonej – biorąc ten aspekt pod uwagę w czołówce rankingu plasują się powiaty: wrocławski grodzki (98,8% dróg stanowią drogi o nawierzchni ulepszonej), bolesławiecki (98,7%) oraz oławski (97,3%). Najniższy udział tego rodzaju dróg występuje w powiatach: górowskim (808%), lubańskim (81,5%) oraz lwóweckim (82,5%)”
.
Z czego to jest? Z bardzo fajnego opracowania. Przedstawię je Państwu za jakiś czas. Ale niech Państwo się w to wczytają i mają zawsze zawarte tam fakty na uwadze.

Brak komentarzy: