poniedziałek, 24 stycznia 2011

Serce przez duże S

Od mieszkańca naszego miasta – Tomka Wybierały, otrzymałem maila, którego Państwu prezentuję.


Kiedy w sercu człowieka zagości miłość, nie jest w stanie zrobić żadnej istocie krzywdy

Niestety, dziś było inaczej, przekonałem się o tym na własnej skórze. Tuż przed skokiem A. Małysza zapukała do mnie sąsiadka i powiedziała: „panie Tomku, ktoś na klatkę schodową podrzucił nam pieska” emocje towarzyszące kibicowaniu opadły. Zobaczyłem małe psiątko, które na oko miało około 3 tyg. Było wyziębione i głodne.
Poprosiłem sąsiadkę, aby zadzwoniła na policję, niestety dyżurny odmówił pomocy i kazał zaopiekować się psem do poniedziałku, a następnie powiadomić Straż Miejską. Moja sąsiadka przestraszyła się, że później może usłyszeć ze strony urzędnika słowa: skoro pani się zaopiekowała pieskiem, to proszę go sobie zatrzymać, poprosiła aby coś z tą sytuacją zrobić.

Pierwsze co przyszło mi do głowy, to oczywiście nakarmić pieska (robi to moja córka i przytula go aby mu było ciepło). Przetrzymanie do poniedziałku nie wchodzi w rachubę, gdyż mój pies może zrobić mu krzywdę (mam psa myśliwskiego). Różne myśli czasami przychodzą mu do głowy.

Dzwonię na policję przedstawiam całą sytuację i słyszę w słuchawce całkowitą znieczulicę po drugiej stronie. Dostaję odpowiedź taką samą jak moja sąsiadka.
Wpadam na pomysł wykonania telefonu do szefa Straży Miejskiej, na szczęście policjant mi go podaje. Myślę sobie: kamień z serca, pewnie komendant wykona telefon do pani z urzędu, która się tym zajmuje i będzie po sprawie. Myliłem się, bo szef Straży Miejskiej był poza Górą, a telefonu do szanownej pani, która zajmuje się w ramach swoich obowiązków bezdomnymi zwierzętami, nie miał.

Gorączka rośnie rozmawiam z sąsiadami na klatce o możliwości zaopiekowania się podrzutkiem do poniedziałku. Okazuje się jednak, że każdy albo ma pieska, albo boi się wziąć na przetrzymanie. Co robić!
Iskierka zabłysła i ostatnia deska ratunku, telefon do Przewodniczącego Rady Powiatu i Unii Górowian. Przedstawiam całą sytuację - nie odmawia pomocy. W ciągu 5 min mam telefon, że wszystko bierze na siebie i mam przygotować pieska do odbioru.
Mija 10 min. i pan Zbigniew Józefiak jest już pod moim domem, zabieramy pieska i jedziemy po pana z urzędu, który się nim zaopiekował.
Ta cała sprawa pokazuje nam bezduszność człowieka na cierpienie malutkiej istoty. Słyszymy w mediach jak urywa się psu łeb dla zabawy ciągnąc go za samochodem. Jednak ten piesek miał wiele szczęścia, gdyż komuś nie był obojętny jego los. Wielkie dzięki panie Zbyszku.
Tomasz Wybierała

Brak komentarzy: