wtorek, 11 stycznia 2011

Mogło być gorzej

Jest późny wieczór 10 stycznia. W b budynku przy ulicy Ściegiennego jest cicho i spokojnie. Mieszkańcy budynku oglądają telewizję i z wolna szykują się do nocnego odpoczynku.

Jeden z lokatorów ogląda telewizję, gdy nagle czuje zapach spalenizny. Zaniepokojony zaczyna poszukiwanie źródła swojego niepokoju. Obchodzi mieszkanie, ale nic podejrzanego nie znajduje. W tym czasie inna sąsiadka również wyczuwa zapach dymu. Ona także dokonuje oględzin swojego lokum i również nie znajduje niczego podejrzanego. Tknięta przeczuciem wychodzi na korytarz. Okazuje się, że korytarz ginie w kłębach dymu.

O godzinie 21,39 dyżurny Powiatowej straży Pożarnej odbiera telefon. Kobiecy głos informuje dyżurnego, iż w budynku wybuchł pożar.

Do akcji rusza 7 osobowa ekipa strażaków. Błyskawicznie wsiadają do 2 wozów bojowych i o godzinie 21,42 są na miejscu pożaru. Akcją dowidzi Kamil Rogasik.

W tym czasie mieszkańcy budynku przy ulicy Ściegiennego opuszczają zagrożony budynek. Wszyscy są przerażeni i zdenerwowani.

Rozpoczyna się akcja gaśnicza. Wyposażeni w aparaty tlenowe strażacy wchodzą do budynku. Następuje lokalizacja miejsca, gdzie wybuchł pożar. W ruch idzie woda. Ogień zostaje ugaszony szybkim uderzeniem. Woda pod ciśnieniem 40 atmosfer gasi płomienie w mieszkaniu położonym na pierwszym piętrze. Do ugaszenia pożaru dzięki nowoczesnej technice wystarcza ok. 250 litrów wody. W myśl zasady: „Minimum wody – maksimum efektu”.

Czas na oddymienie budynku. Włączony zostaje agregat, który do budynku tłoczy powietrze z szybkością 2,5 m3/ min. Z otwartych okien ogarniętego wcześniej ogniem pomieszczenia wydobywają się na zewnątrz kłęby dymu.

W tym czasie lokatorzy budynku w milczeniu i z przejęciem obserwują przebieg akcji strażaków. Rozmowy są ściszone a ludzie wygaszeni i mocno wystraszeni.

Ksiądz dziekan Jerzy Żytowiecki znajduje się na miejscu pożaru. Rozmawia z lokatorami budynku, pociesza ich. Najważniejsze, że nie ma ofiar. Właścicielka mieszkania nie była w nim obecna gdy mieszkanie stanęło w ogniu. Straciła jednak swojego psa, który udusił się dymem. Dziekan poleca, by w domu katechetycznym przygotować dla lokatorów i strażaków gorącą herbatę.

Na miejsce pożaru przybywa pogotowie gazowe i policja. Policyjny technik wypytuje się strażaków o możliwa przyczynę pożar. Kamil Rogasik mówi, iż wg niego na 90% źródłem ognia był piec kaflowy zaopatrzony w piekarnik. Strażacy szacują straty powstałe w pomieszczeniu na ok. 40 tys. zł. Pożar strawił wszystko, co tam się znajdowało.

Około godziny 22,20 rozpoczyna się powrót lokatorów do budynku. Wchodzą w asyście strażaków. Kamil Rogasik zwraca się do lokatorów z pytaniem czy chcą tę noc spędzić w sowich mieszkaniach czy też się boją. W razie odmowy zamierza powiadomić Powiatowe Centrum Zarządzania Kryzysowego, by zajęło się ono zapewnieniem noclegu dla osób obawiających się spędzenia nocy w budynku, który godzinę wcześniej dotknięty został pożarem. Ksiądz dziekan również pyta się czy wszyscy mają gdzie spać. Panią, której mieszkanie dotknął ogień zabiera na noc rodzina.

Mieszkańcy budynku przy ulicy Ściegiennego pragną noc spędzić w swoich łóżkach. Po ich twarzach widać, że są mocno przestraszeni, ale ciągnie ich na swoje. Strażacy proszą o zachowanie czujności. Ludzie milcząco wyrażają swoja aprobatę dla ich apelu.
Strażacy wsiadają do samochodów i odjeżdżają. Dramat dobiegł końca.











Brak komentarzy: